Skocz do zawartości

Bieszczadzcy leśnicy nie chcą usunąć krzyży postawionych bez zezwolenia


grzeb

Rekomendowane odpowiedzi

W temacie warto rzucić okiem na rewelacyjną książkę p. Grzegorza Motyki Ukraińska partyzantka 1942-1960". Szczególnie zakończenie idealnie komponuje się jako podsumowanie tejże dyskusji, ze wszystkimi jej aspektami. W wolnej chwili postaram się wstawić.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 158
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
wstaw, taką ciekawostkę podam ze wyrażenie G. Motyka występuje w książce Poliszczuka Gorzka Prawda" aż 71 razy :D.
Z pozytywnych rzeczy należy wspomnieć że Motyka jest już byłym pracownikiem IPN.Zapewne stało się tak po sfałszowaniu przez niego materiałów do tek historycznych o stosunkach polsko-ukraińskich dla szkół.No i wstaw ten tekst jak obiecałeś.


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora pomsee 19:35 19-02-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a tak a propos książki o Ukraińskiej partyzantce Motyki już sam tytuł jest kłamstwem :D bo Ukraińska partyzantka czyli UPA Tarasa Bulby Borowca przestała istnieć w momencie przejęcia jej i nazwy (UPA) przez OUN Bandery czyli gdzieś w 1943 roku :D.


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora pomsee 19:39 19-02-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proponuje jak najszybciej zarchiwizować materiały ze strony wolgal gdyż za parę dni strona przestanie istnieć. Już zostały z niej usunięte 3 materiały mówiące o stosunku pp L. Kaczyńskiego i B. Komorowskiego do problematyki ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA. Autor strony pod naciskiem kancelarii sejmu został zwolniony z pracy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czlowieksniegu poszło o to, że Marszałek Komorowski powiedział, że za ludobójstwo na Wołyniu odpowiedzialność ponoszą Sowieci. Autor strony A. Szycht w swoim artykule wykazał fałsz tego typu stwierdzeń stwierdzając, że Marszałek mówi od rzeczy. Artykuł ten kancelaria Sejmu potraktowała jako obrazę Marszałka i zażądała ukarania autora. Szczególnie ubodło Marszałka porównanie jego intelektu do intelektu Rocha Kowalskiego z Potopu

Oto ten tekst:

Przypadek Bronisława Komorowskiego – próba diagnozy
Przedstawiamy Państwu materiał, który nie był planowany. Z trudem wielu kresowian powstrzymuje emocje, gdy czyta mało inteligentne wypowiedzi Marszałka Bronisława Komorowskiego w wywiadzie z 23 lipca 2008 r., którego udzielił dziennikarzowi Rzeczpospolitej Cezaremu Gmyzowi. Marszałek, niestety ma pewną ciasną doktrynę i patrzy wyłącznie za jej pomocą. W pewnym sensie widzi wszystko przez pryzmat wyłącznie sowiecki, dokładnie na takiej samej zasadzie, jak marksista dostrzega we wszystkim walkę klas – od starożytności po czasy współczesne. Cóż, nikt nie zaprzecza pewnych prawd, które wykorzystuje przęciętny marksista i marszałek Komorowski. Nikt nie może wątpić bowiem ani w ciężkie położenie robotników i chłopów w wieku XIX, ani w zbrodnie i najazd sowiecki. Obaj przedkładają jednak istnienie tych faktów na inne, które mają już, delikatnie mówiąc, troszkę mniej wspólnego z tematem. Niestety nie powinno się wątpić też w brak szerszego punktu widzenia, zarówno u marszałka Komorowskiego, jak i marksisty. Zaczynamy od pytania drugiego dotyczącego uchwały, mającej upamiętnić ludobójstwo dokonane przez OUN-UPA na Kresach. W tym właśnie momencie marszałek zaczyna mówić od rzeczy.
Cezary Gmyz: Ale uchwała wołyńska spadła przecież z porządku obrad Sejmu.
Bronisław Komorowski: Nie spadła. Ze względu na stanowisko trzech klubów, które nie potrafiły czy też nie chciały uzgodnić wspólnego stanowiska, tekst uchwały w ogóle nie wszedł pod obrady Sejmu. Został zastąpiony ogłoszoną przeze mnie – do czego jako marszałek mam prawo – minutą ciszy ku czci pomordowanych. To przewiduje procedura sejmowa – jeśli kluby się nie dogadają, marszałek kieruje projekt do komisji. Podobnie było z uchwałą w sprawie burzenia cerkwi. Ponieważ było jasne, że kluby się w tej sprawie nie porozumieją, wobec tego wniosek powędrował do komisji.
Komentarz: Przecież wystarczyło, że klub, który jest przeciw - głosowałby przeciw. Wszystko było dopięte na ostatni guzik i to właśnie Bronisław Komorowski nie dopuścił do głosowania. Czyżby marszałek czynił próbę zdjęcia z siebie odpowiedzialności? Być może marszałek obawiał się, że uchwała przejdzie. Paradoksalne byłoby to, gdyby z odwrotnego powodu, została odłożona do negocjacji uchwała o burzeniu cerkwi tj. z obawy, że nie zostanie przyjęta przez sejm.
W ten sposób rocznica rzezi wołyńskiej minęła, a Sejm nie zajął w tej sprawie stanowiska.
Jestem, co najmniej w połowie Kresowiakiem, synem i wnukiem Kresowiaków. Moje serce jest stamtąd. Jednak dla mnie próba przeniesienia odpowiedzialności za nieszczęście polskich Kresów na kogoś innego niż Sowiety, jest nie do zaakceptowania. Próbę ustanowienia dnia Kresowiaka w rocznicę tragedii wołyńskiej uważam za usiłowanie przeniesienia odpowiedzialności na Ukraińców. Nie mogę tego zaakceptować. Dniem pamięci o Kresach jest 17 września, czyli rocznica inwazji sowieckiej z 1939 roku. Próba przeniesienia odpowiedzialności z Sowietów na Ukraińców skłania mnie do zastanowienia, czy nie mamy do czynienia z długimi rękoma Rosji. Mordy na Wołyniu są fragmentem zdarzeń po 17 września 1939 roku.
Marszałek Komorowski przypisuje pośrednio winę za ludobójstwo na Wołyniu Rosjanom, ponieważ nie byłoby tej zbrodni bez 17 września. To rozumowanie w stosunku do winowajcy zbrodni jest na tyle ułomne, że można rzec: Wszak 17 września nie byłoby bez 1 września. Prawda? Prawda. Zatem, gdyby nie Niemcy, to zbrodni w Katyniu by nie było? A zatem, idąc wzorem pokrętnego toku myślenia marszałka to Niemcy są winni zbrodni w Katyniu. Ciekawe, czy Bronisław Komorowski upatrywał za osobami walczącymi o sprawę katyńską za PRLu, ręki niemieckiej? A może wydarzenia 17 września są jedynie fragmentem wydarzeń po 1 września 1939 roku? Sowieci np. wprowadzili do użycia nazwę Zachodnia Ukraina. Uważam, że jeśli Bronisław Komorowski tego terminu używa, to działa pod wpływem długiej ręki Rosji.
Sugeruje pan, że organizacje kresowe działają z poduszczenia Moskwy?
Nie organizacje. Jest w nich wielu szlachetnych i zacnych ludzi. Obawiam się jednak, że długie ręce Rosji potrafią skutecznie szczuć Polaków i Ukraińców, Polaków i Litwinów przeciwko sobie, aby mniej pamiętać 17 września, który zaowocował Katyniem, Ponarami i Wołyniem. To próba sprzeczna z polską racją stanu.
Nie mam pojęcia, czy marszałek Komorowski jest w stanie pojąć, że gdy jednemu z kresowian oskalpowano 2,5 letniego kuzyna w łóżeczku, innemu przerżnięto piłą żonę w ciąży, a tych przypadków było 100 tys. to te kilkaset tysięcy kresowian kresów Pd-Wsch z ich rodzin - inspiracji rosyjskiej, zdecydowanie nie potrzebuje.
UPA też nie wymordowała Polaków z powodu inspiracji ze strony Sowietów, ponieważ ich nienawidziła. Zacytujmy coś, co powiedział ukraiński profesor Jarosław Hrycak, z czym ja się wyjątkowo, w tym wypadku zgadzam: Choć brzmi to paradoksalnie, ukraińscy nacjonaliści i Kreml, choć się nienawidzili, to w pewnych sprawach mieli bardzo zbieżne zdania.
Ale oczywiście jest zabronione winić kogokolwiek poza jednymi tylko zbrodniarzami.
Dlaczego Polacy nie mają prawa kultywować pamięci o Wołyniu w rocznicę rzezi?
Mają taki obowiązek, nie tylko prawo. Chętnie uczciłbym 11 lipca jako dzień Wołyniaka, ale nie jako dzień martyrologii całych Kresów. Stanowisko w sprawie rzezi Sejm zajął wspólnie z parlamentem ukraińskim pięć lat temu. Zresztą podjąłem już decyzję o zorganizowaniu w polskim Sejmie wystawy o zapomnianych golgotach Wschodu. Tam będzie miejsce i na Wołyń, i na Ponary, a nawet na tzw. obławę augustowską z 1945 roku, ale wszystko to w kontekście skutków najazdu Sowietów na Polskę 17 września 1939 roku. Nie ma zgody na pomniejszanie sowieckiej odpowiedzialności.
11 lipca – „dzień Wołyniaka”? Jak to w ogóle brzmi? Może w odniesieniu do tzw. marszów śmierci (mam na myśli zarówno te urządzane przez Sowietów, Niemców, jak i Japończyków) urządzimy Dzień pieszego pasażera? Pamiętam „humorystyczą” historię, że obdartego ze skóry Św. Bartłomieja później w średniowieczu zaczęto uważać za patrona introligatorów. To było jednak średniowieczne myślenie i teraz nie wiem, na ile jest to śmieszne, a na ile szydercze.
Nigdy nie sądziłem, że mówienie o zbrodni pierwszego kryminalisty pomniejsza automatycznie zbrodnie drugiego. Być może, tak uzasadniłby to adwokat tego pierwszego. Czy Bronisław Komorowski jest adwokatem banderowców tego nie wiem. Czymże jest natomiast rozpatrywanie uchwały o burzeniu cerkwi i nieustannym łajaniu II RP w odniesieniu do Ukraińców, jeśli nie pomniejszaniem banderowskiej winy za ludobójcze wydarzenia na Wołyniu.
Pięć lat temu Sejm wydał oświadczenie w sprawie rzezi wołyńskiej, a to dokument niższej rangi niż uchwała. Przy czym starannie unikano nazwania tego, co się na Wołyniu w czasie II wojny działo, ludobójstwem.
A dlaczego się upierać przy terminie ludobójstwo?
A może dlatego, że takie dlatego, że taka jest prawda?
A czymże innym było planowe wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy ludzi tylko za to, że byli Polakami?
Owszem to była zbrodnia. Ale dlaczego upierać się przy terminie ludobójstwo? Ma on bardzo daleko idące skutki polityczne i prawne. Uważam, że w tym przypadku lepiej mówić łagodniejszym językiem. Ale problem w tej uchwale nie polegał na użyciu terminu ludobójstwo, bo na wycofanie tego terminu zgadzali się także inicjatorzy uchwały, lecz na próbie zdjęcia odpowiedzialności z Sowietów.
Dlatego należy się upierać? Może dlatego, że takie były fakty? Czy to marszałkowi Komorowskiemu nie wystarcza? Tak więc marszałek nie chce, zbyt daleko idących skutków prawnych dla tych, którzy nadziewali niemowlęta na sztachety. Już nie byłoby można nosić w quasinazistowskich paradach ich symboli i stawiać im pomników, to doprawdy straszne. Bohaterowie rozpruwający brzuchy kobietom w ciąży potrzebują, aby być dla nich bardziej delikatnymi.
Pamięta pan taki cytat z „Wesela”: „mego dziada piłą rżnęli, myśmy wszystko zapomnieli”?
Mnie tej pamięci uczyć nie trzeba, mam ją w genach i dlatego nigdy się nie zgodzę, by zmniejszać winę Sowietów. We wszystkim trzeba się umieć zachować tak, by z tego była korzyść, a nie poczucie porażki. Raz się zdarzyło, że tego typu akt – mam na myśli akt przygotowany wspólnie z Ukraińcami pięć lat temu – był dobrze przygotowany. Warto o tym pamiętać.
Gdy się czyta po raz kolejny formułkę o zdejmowaniu winy z Sowietów, to można jednak przypuszczać, że Bronisław Komorowski ma problemy z pamięcią, powtórzył to bowiem 4 razy. Mam też nadzieję, że znajomi z obozu pomarańczowych nie poddawali marszałka jakiejś hipnozie.
Wspólny akt sprzed pięciu lat był przygotowany niemal tak „dobrze”, jak list prezydenta z 11 lipca 2008 r..
Dobrze przygotowany, skoro nie nazwano ludobójstwa po imieniu?
Uznano widać, że na to Ukraińcy nigdy się nie zgodzą.
Jak rozumiem Ukraińcy (właść. nacjonaliści ukraińscy) muszą wyrażać zgodę na uchwały w naszym sejmie, co niestety pokazała również sytuacja z 10 lipca. Bronisław Komorowski uzasadnił też wcześniej, zanim udzielił powyższego wywiadu, że ambasador ukraiński powiedział, iż polski sejm nie powinien przyjąć takiej uchwały.

Karykatura z eurokolchoz.pl
Czy ktoś próbował? Może warto spróbować?
A czy jest sens próbować, gdy się widzi weteranów UPA przyjmowanych przez prezydenta Wiktora Juszczenkę? Ukraińcy na tej tradycji budują swoją tożsamość narodową.
A może powinniśmy myśleć o naszym obowiązku wobec pomordowanych Polaków i ich rodzinach, a nie oglądać się na to, co robi się w Kijowie i traktować tego jako wytyczne? Oczywiście marszałek mówi o wszystkich Ukraińcach, co nie jest zgodne z prawdą. Równie dobrze marszałek mógłby powiedzieć, nie ruszajmy Armii Czerwonej, bo na niej Związek Radziecki budował swoją tożsamość narodową. To, że ktoś buduje swoją świadomość narodową na antypolonizmie, to raczej powód do bicia na alarm, niż próby zaakceptowania antypolonizmu.
Mimo wszystko może warto spróbować.
Ale warto też pamiętać, że to nie my wybieramy prezydenta Ukrainy ani ich bohaterów narodowych.
Ale oni wybierają nam pomniki, postawy, uchwały sejmowe i dyrygują marszałkiem sejmu. Do tego mają prawo. My musimy patrzeć, na co się w kwestiach dotyczących przeszłości Ukraińcy zgodzą lub nie. Cytuję za marszałkiem Ukraińcy nigdy się nie zgodzą, ale ci sami Ukraińcy mieli i najwyraźniej mają prawo mieć gdzieś, czy my zgadzamy się na wychwalanie siepaczy naszych ponad 100 tys. obywateli i zabójców polskich polityków przedwojennych. Czy w ogóle istnieje możliwość, że tak samo, jak Ukraińcy wobec nas - my wybierzemy coś, co nie odpowiada „Ukraińcom”? Nie ma takiej opcji, albowiem nie jesteśmy już chyba suwerenni. Jeśli dziś wpływa na polski sejm ambasador ukraiński, nie jest to dobra nowina. Wszak i Mikołaj Repnin na polskie sejmy wpływał. Rosjanie nie chcieli w polskim sejmie Konstytucji III Maja, dziś „Ukraińcy” nie chcą uchwały o pomordowanych. Może i byliśmy wtedy tj. w XVIII w., w gorszej sytuacji, ale z pewnością mieliśmy trzeźwiej myślącego marszałka.
Oczywiście dla niepoznaki, że to niby jesteśmy niezależni od pomarańczowej Ukrainy, pompowane są sztuczne problemy, takie jak kwestia Polaków pomordowanych przez NKWD w Bykowni. Nie zamordowała ich UPA, a znienawidzona zarówno przez nas Polaków, jak i przez pomarańczowo-brunatnych Ukraińców formacja. Jaki jest więc problem, by ich upamiętnić? Żaden. Po pierwsze ma to odwracać uwagę od problemu zbrodni UPA, po drugie, stworzyć wrażenie, że to się niby o coś suwerennie „spieramy”. Wszak marszałek Komorowski, nieskory do godnego złożenia hołdu pamięci polskich ofiar ludobójstwa dokonanego przez UPA, apeluje o godne uczczenie polskich ofiar, pomordowanych przez Sowietów w Bykowni. Pomijam asymetrię dotyczącą Wołynia, ale marszałek zaiste dzielnie się stawia makiecie problemu stworzonej przez środowiska banderowskie. Może się wykazać, że to niby ma niezależne od nich zdanie. Oczywiście zawsze środowiska pomarańczowo brunatne mogą powiedzieć, w odniesieniu do kwestii Bykowni, że to nie oni, lecz wschodni Ukraińcy, sterowani ręką Sowiecką robią problemy.
Zrobiono już to nawet kiedyś, w odniesieniu do Cmentarza Obrońców Lwowa – to niby Kuczma wstrzymywał rozwiązanie problemu i rzekomo, to jego wina (tak jakby brunatna rada miejska Lwowa była mu posłuszna). Dopiero po wyborze Juszczenki, otworzono sztuczną tamę, zganiając wszystko na Kuczmę i przekonując niektórych naiwnych Polaków, że problem stwarzał były prezydent Ukrainy, a tych, którzy w rzeczywistości byli winowajcami, warto popierać. To ot, takie prymitywne gry, na które chyba tylko marszałek Komorowski jest w stanie się złapać.
Uważam, że upowcy byli najokrutniejszymi zbrodniarzami w tej części Europy, gdyż ze wszystkich wrogów polskich, największe prawdopodobieństwo śmierci miał bezbronny Polak gdy spotkał, uzbrojonego Niemca czy Sowieta, ale właśnie upowca. To, że tak uważam nie znaczy, że zapominam o 17 września 1939 i marginalizuję jego znacznie. Pewnym jednak nigdy być nie można, wszak jestem prawdopodobnie pod wpływem „długiej ręki” Rosji. Ja mógłbym analogicznie zapytać: Czy marszałka Bronisława Komorowskiego złapała mocna banderowska ręka? A może po prostu Bronisław Komorowski, podobno arystokrata, jest nieco mniej bystrym szlachcicem w stylu Rocha Kowalskiego? Jeśli tak, to gdzie ten Zagłoba, któryby go na odpowiednią stronę przeciągnął?

Aleksander Szycht"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pomsee jeden z materiałów dotyczący marszałka Komorowskiego zamieściłem w poprzednim poście. Dwa pozostałem dotyczyły prezydenta Kaczyńskiego. Jeden zamieszczam poniżej. Drugiego niestety nie mogę znaleźć. Przy okazji jeszcze taka informacja. Autora tych tekstów wyrzucono z pracy wiedząc, że jest ciężko chory i czeka go poważna operacja ale co co ma za znaczenie. Ważna jest poprawność polityczna. Przecież ŚZŻAK nie może sobie pozwolić na konflikt z przedstawicielami władz bo a nuż obetną one dotacje.

„Gdzie jest Skwer Wołyński? Jak tam dojechać?” – o to bardzo często pytali ludzie w ciągu dni poprzedzających uroczystość upamiętniającą pomordowanych na Wołyniu. Przy czym pytania takie zadają nieliczni, którzy dowiedzieli się, że w ogóle takie miejsce istnieje. Świadczy to o sposobie w jaki zostało wybrane. Jest ono słabo uczęszczane i „zamaskowane” Parkiem Kaskada oraz autostradą, ale w ten sposób, że kierowcy nie mogą zobaczyć za wiele, a tym bardziej za wiele się domyślić. Takie miejsce jednak zostało wyznaczone weteranom 27 wołyńskiej AK i to nie bez ich zaciekłej walki o prawo do tego upamiętnienia. Cóż, w dobie poprawności politycznej – „na bezrybiu i rak ryba”. Nawet gdyby mieszkańcy Warszawy wiedzieli, gdzie znajduje się Skwer Wołyński, ma on taką pojemność, że tłumy nie mogłyby się tam pomieścić. Cóż, jest jeszcze kawałek przedzielony ulicą i tam można „upchnąć” jeszcze trochę ludzi. Stamtąd jednak nie zobaczy się wiele, a telebim jest na razie w sferze marzeń. Dotychczas oczywiście problemu z przeludnieniem nie było - włącznie z omawianym 11 lipca 2008.
Weterani, którzy dostali to politycznie poprawne miejsce na swój pomnik, włożyli w jego upamiętnienie ogromną ilość pracy i pieniędzy. Ponieważ walczyli o nie długi czas, doceniają to, co mają, choć nie jest to wiele. Pomimo tej lokalizacji dojazd wbrew pozorom nie jest taki zły, to kilka minut drogi od stacji metra Marymont.

Wieczorem 11 lipca zgodnie z apelem wielu Kresowian zorganizowano akcję palenia świec. Wielu ludzi dostało smsy o treści: Uczcijmy pamięć Polaków pomordowanych przez nacjonalistów ukraińskich na Kresach. Dziś o 21.00 zapal świecę. Fotografia przedstawia świecę zapaloną w oknie jednego z warszawskich akademików. Jak widzimy wydarzenia na Skwerze Wołyńskim sprzed ok. 10 godzin mogły wpływać bardzo negatywnie. Zignorowano starania o prawdę wielu ludzi i dotknięto ich do głębi odmową przybycia na uroczystość by oddać hołd ofiarom ludobójstwa.
Prof. Edmund Bakuniak wskazuje zawsze na ogromną pracę i trudności oraz wysiłek weteranów Okręgu Wołyńskiego, który skupił się na doprowadzeniu tego miejsca do istnienia. Andrzej Żupański specjalista od spraw trudnych w kwestii stosunków polsko-ukraińskich ma nieco bardziej sceptyczne spojrzenie. Jest on również jednym z tych, którzy doprowadzili do powstania tego pomnika, ale wie, że ma on wspomniane wady. Upamiętnienie winno służyć, jak sama nazwa wskazuje, pamięci oraz informacji dla społeczeństwa, które o pewnych faktach nic nie wie.
Uroczystość była skromna. Niczego innego się nie spodziewałem. Przybyły osoby żywotnie zainteresowane tematem. Na gapiów i zwykłych ludzi, którzy być może przypadkowo się nim zainteresują nie było co liczyć. Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Ryszard Legutko, w dzień poprzedzający uroczystość, próbował w dosyć charakterystyczny sposób bądź pocieszyć, bądź uspokoić krytycznie nastawionych weteranów i Kresowian. Zapewnił ich, że prezydent nie uchyla się od trudnych problemów, informując, że ... jeszcze nie wiedzą jak wspaniały list napisał do odczytania jutro na Skwer Wołyński. W ten sposób wszyscy dowiedzieli się, że prezydent nie przybędzie na uroczystość. Morale na pewno się od tego nie podniosło. Dziś można delikatnie stwierdzić, że list rewelacją nie był, a jeśli tak, to raczej w odwrotną stronę. Co więcej, jak można było przeczytać w Rzeczpospolitej (11.07.2008), Michał Kamiński jako przedstawiciel Kancelarii Prezydenta w przeddzień uroczystości wieczorem powiedział, że udział prezydenta został już dawno zaplanowany i potwierdził jego przybycie. Co innego powiedział z kolei Ryszard Legutko: Udział prezydenta w tych obchodach nie był planowany. Już od dłuższego czasu było wiadomo, że Lech Kaczyński ma w tym czasie inne obowiązki. (Rzeczpospolita 14.07.2008) Jakie obowiązki, których nie można było przełożyć miał prezydent? Trudno powiedzieć.

Warta honorowa na Skwerze Wołyńskim Ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski i prezes IPN Janusz Kurtyka.
Z początku człowiek, który na uroczystości jako pierwszy pojawił się przy mikrofonie poinformował, że wita wszystkich przybyłych na uroczystość upamiętnienia rocznicy „tragedii polskiego Wołynia”. Zabrzmiało to tak sztucznie i do tego stopnia rzucił się brak nazwania rzeczy po imieniu, że trudno opisać niesmak większości zebranych. Wprawdzie wcześniej na plakatach informujących o uroczystości było napisane dokładnie tak samo, ale ludzie przeważnie starali się myśleć pozytywnie, usiłowali nie widzieć w tym poprawności politycznej u prezydenta, na którego w sporej części oddali swoje głosy. Chcieli traktować to jako pewną ostrożność prezentowaną jednak tylko po to by powiedzieć na uroczystości całą prawdę. Myślałem tak i ja. Miało się jednak okazać, że przysłowiowy „Anders na białym koniu” nie przybędzie, choć wszyscy mieliśmy w pamięci, a i w sercach wspaniałe wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego sprzed 5 lat. Chyba to ono sprawiło, że byliśmy w stanie darować prezydentowi przybycie na uroczystość w Pawłokomie, które budowała rzekomą symetrię polityki zbrodni po stronie polskiej. Na Skwerze Wołyńskim jednak prezydenta zabrakło. Zabrakło i ambasadora Ukrainy, który jednak został przywitany. Być może się zjawił, ale ja go nie zauważyłem. Wieńca składanego w jego imieniu również nie zauważyłem. Być może zapowiedział się i nie przybył. Nie było naszego „Andersa”, nie przybył też sam „biały koń” albowiem list prezydenta pozostawiał wiele do życzenia. Trudno powiedzieć czy prezydent nie chciał urazić ambasadora Ukrainy.

Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik w trakcie przywitania. Z lewej strony prezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Czesław Cywiński. Tu przed rozpoczęciem uroczystości Andrzej Żupański, który od lat walczący o uczczenie pomordowanych i prawdę. Bardzo liczył na piękne i pokrzepiające słowa ze strony prezydenta RP dla rodzin pomordowanych.
List Prezydenta RP do zgromadzonych na Skwerze Wołyńskim
Serdecznie pozdrawiam wszystkich Państwa, zgromadzonych na uroczystości ku czci ofiar tragedii polskiego Wołynia i Kresów Południowo - Wschodnich z lat 1943 - 1944.

Nie sposób wymienić wszystkich wezwanych na dzisiejszy apel. Są zbyt liczni, a wielu wciąż pozostaje bezimiennych. Na Skwerze Wołyńskim, w stolicy Polski, Warszawie, upamiętniają ich obeliski w kształcie świec, na których wypisano nazwy powiatów, gdzie przed 65 laty rozegrała się tragedia. Nazwy ziem, które tak wiele dla dziejów Polski znaczą. To ziemia dubieńska, horochowska, kostopolska, kowelska, krzemieniecka, lubomelska, łucka, rówieńska, sarneńska, włodzimierska i zdołbunowska. Jeden z herbów przedstawia mocno ukorzenione drzewo. Bohaterskie i tragiczne losy Wołynia równie głęboko wrosły w historię Polski i świadomość Polaków i na zawsze pozostaną nam bliskie, jako nasza przeszłość, doświadczenie i tożsamość.
Przed 65 laty zniszczona została wieloetniczna społeczność Wołynia, tworzona przez sześć wieków wspólnej obecności. Śmierć poniosło kilkadziesiąt tysięcy Polaków - mężczyzn i kobiet, dzieci i starców. Na zawsze zniknął z powierzchni ziemi wszelki ślad po tysiącu polskich wsi, spalono i zburzono kościoły i cmentarze, zniszczono polskie instytucje życia społecznego i kulturalnego. Ci, którzy zdołali się uratować, zostali ograbieni z dorobku życia swojego i wielu pokoleń przodków.
Tragedia Wołynia była przełomowym momentem zagłady polskich Kresów - unicestwienia w wyniku II wojny światowej tej części naszej narodowej historii i tradycji. Po dziś dzień stanowi ona jednak bezcenny element polskiej tożsamości i duchowego dziedzictwa, w polskich sercach trwa bowiem nadal pamięć. Dzięki tym, którzy ocaleli, i ich potomkom, dzięki wysiłkom organizacji Kresowian pomimo upływu czasu oraz przemilczania tego rozdziału naszych dziejów Polacy wciąż pamiętają o rozmiarach tragedii, której 65 lat temu doświadczył polski Wołyń. Tragedii, którą trudno zrozumieć, z którą nie można się pogodzić, o której nie można zapomnieć.
W przesłaniu wystosowanym przed pięcioma laty z okazji obchodów 60. rocznicy tragedii wołyńskiej w Porycku, Ojciec Święty Jan Paweł II napisał: nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia, a współpraca bez wzajemnego otwarcia byłaby krucha. W chwilach, gdy wspominamy zdarzenia tak nieludzkie i bolesne niełatwo wzbudzić w sobie gotowość do przebaczenia i wolę pojednania. Jednak trwały pokój może zostać zbudowany wyłącznie w oparciu o historyczną prawdę i cześć dla ofiar popełnionych w przeszłości zbrodni oraz gotowość do wybaczenia ich sprawcom. Tego przebaczenia nie można zadekretować, musi się ono zawsze dokonać w sumieniu każdego z nas. I nigdy nie dokonuje się ono wbrew pamięci, którą pragniemy pielęgnować. Właśnie z pamięci, z szacunku dla ludzkiego cierpienia, z żalu poniesionej niepowetowanej straty - przebaczenie czerpie swą głębię i moc.
Jako Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w imieniu całego narodu składam dzisiaj hołd wszystkim ofiarom wydarzeń wołyńskich z lat 1943 - 1944. Chylę czoła także przed obecnymi tutaj kombatantami i wszystkimi żołnierzami 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, którzy 65 lat temu brali udział w działaniach polskiej samoobrony, a po wojnie nieśli pamięć tragedii polskich Kresów, aby w wolnej Polsce wznieść pomnik, ten, przed którym odbywa się dzisiejsza uroczystość. Cześć pamięci wszystkich ofiar i bohaterów Wołynia! Nigdy nie wolno nam o nich zapomnieć. Pragniemy na zawsze zachować ich w naszych polskich sercach.

Wołyniacy - Ewa Siemaszko i Krzesimir Dębski to ludzie od lat czyniący starania, by przerwać zmowę milczenia wokół problematyki ludobójstwa dokonanego przez UPA. Przewodniczący Kresowego Ruchu Patriotycznego Jan Niewiński również oczekujący na słowa pokrzepienia ze strony prezydenta RP. Kresowianie myśleli, że będzie to dzień uwagi poświęconej ich problemom.
Jak mógłby wyglądać list otwarty do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Pana Lecha Kaczyńskiego?
Panie Prezydencie! Wysłuchaliśmy listu, jaki Pan skierował do wszystkich, których sercu bliskie są ofiary genocydu OUN-UPA. Użył w nim Pan Prezydent bardzo charakterystycznych słów by określić ludobójstwo Polaków na Wołyniu. Wymieńmy je: tragedia polskiego Wołynia, tragedia Wołynia, tragedia, zdarzenia. To razem 9 wyrażeń wyraźnie unikających nazwania spraw po imieniu. Ofiary najwidoczniej jeszcze na to nie zasłużyły. Jeśli chodzi o sprawców zbrodni użył Pan Prezydent nieosobowych form czasownika czy strony biernej: zniszczona została, śmierć poniosło, spalono i zburzono, zniszczono, zostali ograbieni. Wyraził się Pan Panie Prezydencie się w ten sposób pięciokrotnie. Nieosobowych form czasownika można stosować by uniknąć podania sprawcy czynności, chyba, że oczywiście stosuje się te wyrażenia zamiennie z tymi, które go wymieniają. Otóż i sprawcy najprawdopodobniej nie zasłużyli sobie by nazywając tych po imieniu – napiętnował ich Pan, a tym samym zaznaczył odpowiedzialność za wszelkie takie czyny w przyszłości. Panie Prezydencie nikt nie postuluje już karania sprawców, nawet gdy żyjący upowcy nadal nie sądzą, że to co zrobili było złe, a nawet są z tego dumni – czym powodują rozpacz u rodzin ofiar i po stokroć je tą postawą zadrażniają. Najwidoczniej rodziny ofiar drażnić można – tylko nie morderców czy ich czcicieli. W jedyny sposób, w jaki możemy ukarać sprawców to ich wymienić. Jeśli już mają uniknąć odpowiedzialności karnej, to niech nie unikają całkowicie odpowiedzialności za znęcanie się i zamordowanie dziesiątek tysięcy polskich dzieci i kobiet, pozbawionych kończyn i torturowanych. Proszę nie dawać im możliwości uniknięcia hańby za to - czego dokonywali
Panie Prezydencie! Proszę im tego nie umożliwiać! Jest Pan Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej – te ofiary to Pańscy ludzie! Ci, którzy uciekli - ich bracia, siostry, dzieci, żony, mężowie to Pańscy obywatele, choć dziś staruszkowie. Gdyby nie zamordowano tych drugich i oni zdołaliby uciec byliby takimi samymi polskimi obywatelami. Być może głosowaliby na Pana! To również byliby Pańscy ludzie - współmieszkańcy, gdyby nie pozbawiono ich życia. To najmniej 100 tys. osób. Dziś jednak nie potrafi Pan – Panie Prezydencie, napisać, co się z nimi stało. Nie chce Pan. Panie Prezydencie, musi Pan zdać sobie sprawę, że życie ludzkie jest wartością najwyższą. Walczyć można tylko czasami by bronić niewinnych ludzi i ich godności. Dlatego walczy się też czasami o integralność terytorialną Państwa. Należy jednak we wszystkim mieć zdrowe granice. Rząd Polski na uchodźtwie spierał się o uzasadnioną oraz słuszną dla bezpieczeństwa Państwa Linię Ryską i w odpowiednim momencie, zdradzony przez sojuszników nie miał możliwości zdobyć się na pewne kroki mogące uratować dziesiątki tysięcy ludzi, ponieważ prawdopodobnie podanie w oficjalnych komunikatach tego, co się dzieje dałoby pretekst Sowietom do ostatecznego zanegowania linii ryskiej. Uzasadniliby to polsko-ukraińskim konfliktem. W ten sposób straciło życie 100 tys. ludzi. Pomimo wszystko, polskie Lwów i Wilno zostały stracone. A zostały spisane na straty już wcześniej – poprzez brak stanowczej polityki tj. egzekwowania powinności aliantów, czy poprzez brak konkretnych i publicznych postanowień podczas negocjacji z Rosjanami. Sprawę odłożono na później, poczekano aż Rosja stanie na nogi. Być może niektórzy Polacy mieli nadzieję, że czerwona Rosja się zmieni i dojrzeje do tego by zobaczyć, co zrobiła Polsce oraz ile jej zawdzięcza w drugiej wojnie światowej. Niestety sytuacja nie stawała się lepsza, a wręcz gorsza. Dziś podobną gorszą jeszcze taktykę uników przeprowadza się wobec tych, którzy kultywują nazistowskich morderców z UPA. Traktuje się ich jako reprezentantów całej Ukrainy, dając czas, aby indoktrynowali coraz więcej młodych ludzi.
Panie Prezydencie poprzez błędną politykę w drugiej fazie wojny nienaruszalność linii ryskiej stawała się coraz mniej prawdopodobna. To, że zmieni to akcja „Burza” było mrzonką, dla której nie należało poświęcać ludzkiego życia. Należało poświęcić się ochronie ludności. Zdajemy sobie sprawę, że Stalin robił pozory jakoby można coś było jeszcze wynegocjować. Taką samą mrzonką jest bezpieczeństwo (również i to energetyczne, jeśli o nie chodzi) oferowane przez nacjonalistów ukraińskich. Dla niego nie warto oddawać ofiar 100 tys. Polaków. Nie warto się dawać przypierać nim do muru. To tylko zaproszenie do dalszych podobnych działań. Nie było by warte 100 tys. ofiar te kilka meczy Euro 2012, choć tak naprawdę uczczenie ich wcale w mistrzostwach nie przeszkodzi. Jak długo akceptować mamy te niekorzystne dla Polski decyzje podejmowane na Ukrainie, natomiast wszelkie korzystne dla nas samych, nasze decyzje, niezgodne z planami czy poglądami ukraińskich nacjonalistów zarzucać, po nazwaniu ich inspiracjami sowieckimi, rosyjskimi, czy zdradą Ukrainy?
Panie Prezydencie, Polska nie chciała rosyjskiego rurociągu omijającego Ukrainę, Ukraina zaś zaakceptowała zarobek dzięki rosyjskiej linii kolejowej do Wiednia z pominięciem Polski. Podróż Premiera Donalda Tuska natomiast już zawczasu była okrzyczana pytaniem czy będzie to zdrada Ukrainy. Panie Prezydencie – takie relacje nie nazywają się relacjami partnerskimi. Sprawa podejścia do ofiar ludobójstwa jest najlepszym tego przykładem.
Panie Prezydencie nie zaszczycił Pan swoją obecnością pomordowanych przez OUN-UPA oraz ich rodzin, choć wszyscy widzieliśmy Pana Prezydenta w Pawłokomie. Nie pochylił Pan przed ofiarami OUN-UPA czoła osobiście. Prosimy o poważną zmianę postawy, choć jesteśmy pewni, że znajdą się i tacy, którzy Panu będą chcieli fałszywie uświadamiać, że przynosi ona rzekomo pozytywne efekty.
Napisał Pan Prezydent słusznie, że trwały pokój może budować się tylko w oparciu o prawdę, lecz unika Pan powiedzenia całej prawdy. „Właśnie z pamięci, z szacunku dla ludzkiego cierpienia” – tu Pańskie słowa - powinien Pan to zrobić.
Prosimy myśleć o swoich rodakach, ale i o Ukraińcach w jeszcze większym stopniu indoktrynowanych fałszami historycznymi. Panie Prezydencie – nasza przyszłość i historia jest w Pańskich rękach.
Kresowianie

Na zdjęciu przewodniczący klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości Paweł Kowal rozmawia z prof. Janem Żarynem. Pomimo jego obecności, większość z Kresowiaków czuje się przez PiS zdradzona. Od lewej na zdjęciu w pełnym słońcu wicemarszałkowie Krzysztof Putra i Jarosław Kalinowski. Ten pierwszy, pomimo licznych obowiązków, o których mówił w wywiadzie udzielonym dla naszej witryny, dotrzymał obietnicy i przybył połączyć się w bólu z Kresowianami. Drugi jest teraz bezapelacyjnie czołowym, najaktywniejszym i najodważniejszym politykiem walczącym o prawdę historyczną, godność ofiar OUN UPA oraz ich rodzin. Obaj marszałkowie oczekują na rozpoczęcie uroczystości.
Moje odczucia pod odczytaniu listu prezydenta
Pomimo użycia nieosobowych form czasownika można powiedzieć, że na końcu kwestia sprawcy zbrodni wyjaśnia się w zwrocie: Cześć pamięci wszystkich ofiar i bohaterów Wołynia! Jak widzimy najprawdopodobniej zabił ich Wołyń – Ziemia Wołyńska. Być może się rozstąpiła.
Oczywiście w liście prezydenta wymienione są tylko wołyńskie ofiary ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA, choć na samym początku listu widnieje zwrot „i Kresów Południowo-Wschodnich”. Gdyby zostało wymienione drugie tyle ofiar na innych terytoriach trzeba by było ukuć nowy termin „Tragedia polskiej Galicji” (Przecież nie Małopolski Wschodniej – to zbyt odważny, bo polski termin administracyjny. Jest więc uważany za nacjonalistyczny. Lepiej używać terminu austriackiego.), a poniważ OUN-UPA mordowało nie tylko w Galicji ale i na innych ziemiach, to trochę tych tragedii, można by po sobie wymieniać. Wtedy jednak tekst byłby zupełnie absurdalny. Wystarczyłoby podać sprawców i to dałoby nowe możliwości wyrażeń w tekście. Słowem nie wspomniano o ofiarach z innych ziem, ale … patrzmy pozytywnie. Może to i dobrze, z dwóch powodów. W przyszłym roku mamy sposobność upamiętnić – a przynajmniej próbować - 65 rocznicę „Tragedii Polskiej Galicji”. Tam apogeum rzezi dokonywanych przez UPA przypada na 1944 rok. Prócz tego, jeśli w ten sam sposób jak na Skwerze Wołyńskim miałoby być upamiętnione te kolejne kilkadziesiąt tysięcy ofiar UPA, lepiej uniknąć takiej farsy. Po prostu serce się kraje, gdy się na coś takiego patrzy. We własnym kraju boimy się cienia, zawsze myślałem, że to się po 1989 roku zmieniło.

Już samo przywitanie gości wskazywało na ogromne prawdopodobieństwo przemilczenia zbrodniczości OUN-UPA. Przemawiający Czesław Cywiński ; prezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej

Ciekawie przedstawia się wypowiedź prezydenta z 14 lipca, którego zapytano o jego niejasną postawę.
Oczywiście doszło do ludobójstwa na Wołyniu - powiedział w poniedziałek dziennikarzom prezydent w samolocie tuż przed wylotem z Paryża do Warszawy. Ocenił, że o jest sprawa bardzo skomplikowana" i wynika z relacji politycznych między Polską a Ukrainą.- Naprawdę doceniam to, co dotknęło Polaków w roku 1943 i 1944 - zaznaczył prezydent. Jak podkreślił, ikt tyle nie zrobił" w Polsce dla kombatantów, co on w ciągu ostatnich 18 lat".
Ostatnie zdanie jest dość dziwne – wprawdzie kogoś boleśnie skrzywdziłem, ale nikt nie zrobił wcześniej dla niego tyle, co ja.
Cóż jeszcze można prezydentowi zarzucić? Wodolejstwo. Napisał tekst zawierający ułamki faktów, które są doskonale rodzinom ofiar znane, niestety jednocześnie dodatkowo je zaciemnił. Cierpliwie wymienia powiaty i opisuje jeden z herbów na Skwerze Wołyńskim. Zrozumiałbym wymienianie powiatów w apelu poległych, tutaj jednak wg mnie był to zwykły wypełniacz miejsca. Charakterystyczny jest zwrot: [...] pomimo upływu czasu oraz przemilczania tego rozdziału naszych dziejów, Polacy wciąż pamiętają o rozmiarach tragedii [...] Prezydent sam wszak przykłada rękę do tego przemilczania i to w tym samym liście. Czy jest to cynizm? Myślę, że nie, jest to raczej dość naiwna wpadka. A propos naiwności: przed dwoma miesiącami spotkałem się z opinią, że artykuł Marcina Wojciechowskiego z 22 kwietnia w Gazecie Wyborczej pt. „Nie ma jednej pamięci Wołynia” był swoistą grą w tzw. „w dobrego i złego glinę”. O ile, bowiem prezydent jest bezwzględnie krytykowany i stawiany w złym świetle w artykułach dziennikarzy „Gazety”, tutaj Wojciechowski przymilał się prezydentowi. Napisał, że Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko są podobni w swoim konserwatyzmie i dążeniu do pojednania. Słowo „konserwatyzm” jest tu wyrazem, który paradoksalnie nie przeszkodził utrzymać artykułu w tonie, że polski prezydent jest równie „postępowy” jak Wiktor Juszczenko. Artykuł przez Kancelarię Prezydenta został dostrzeżony. Pytanie było jedno – czy prezydent da się na to nabrać? Wspomniana opinia ma pewną dozę prawdopodobieństwa.

Polskie flagi wyglądają jak zawsze pięknie. Apel poległych autorstwa płk. Mirosława Karaska, odczytany przez kpt. Szcześniaka (na zdj.) był tym pięknym momentem uroczystości w którym z pewnością nie można było czuć ani przez moment strachu przed ambasadorem Ukrainy
Uroczystości ciąg dalszy
Prof. Edmund Bakuniak, w swej przemowie powiedział o UPA, że rozkręciła ona bandycką machinę. Mówił, że dokonali polskiego holocaustu, co było najmocniejszym, najbardziej trafnym i dobitnym określeniem owej „anonimowej” „tragedii”. Następnie bezbłędnie skomentował sugestie dotyczące przebaczenia: by je dostać - trzeba najpierw o nie poprosić.
Ja mogę się pod tym podpisać i stwierdzić, że cóż z tego, iż po chrześcijańsku przebaczenie jest niezależne od zachowania winowajcy. Nie jest łatwo wybaczyć komuś kto akceptuje zbrodnię i nie ma zamiaru jej potępić, wykazując się skrajnie cynicznym zachowaniem. Przebaczenia nie można nam narzucać na siłę. Niech zrozumieją to Ci, którzy to robią. Często oni sami uważają, że Ukraina do potępienia zbrodnii (zamiennie słowa przepraszam czy przyznaniu gdzie leży prawda) musi dojrzeć, a my musimy czekać cierpliwie. Niech, więc zrozumieją, że do takiego niezwykle trudnego chrystusowego przebaczenia dla chłoszczących nas swoim cynizmem katów i ich wyznawców my również powinniśmy dojrzeć. Nie ma wcale gwarancji, że dojrzejemy nim łaskawie reprezentanci Ukrainy potępią ludobójstwo, kontrowersyjnie i obrażająco dla morderców oraz ich wyznawców stwierdzając, że zło było złem. Tak czy inaczej nam w przebaczeniu bardzo to pomoże. Nie pomaga natomiast na pewno odwracanie kolejności wydarzeń, zrzucanie winy na ofiary i wiele innych drażniących nas rzeczy, takich jak. np. mówienie, że Polacy byli nie mniej winni.

Żołnierze przepięknym uczczeniem pomordowanych w czasie apelu poległych uratowali honor całej kulejącej uroczystości. Złożono sporą ilość wieńców, reprezentujących pamięć różnych instytucjach państwowych.
Ostatecznie honor uroczystości uratowali żołnierze. Oficer w stopniu kapitana przeczytał apel poległych (autorstwa płk. Mirosława Karaska), który był chyba najlepszą przemową ze wszystkich. Na wstępie powiedział wprawdzie o eksterminacji, nie ludobójstwie – lecz już nie strachliwie o „wydarzeniach”, słowa, które wypowiadał były wspaniałe. Nazywał sprawców wielokrotnie po imieniu, używając zamiennie nazw – nacjonaliści ukraińscy, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, czy Ukraińska Powstańcza Armia. Gdy mówił czego te formacje dokonały i wspomniał o ofiarach rozlegał się głośny okrzyk: „Polegli śmiercią męczeńską!”. W tym apelu nie było politycznej poprawności. Uczucie wściekłości na wieczne umizgiwanie się elit ustąpiło wzruszeniu, które podtrzymał we mnie okrzyk „Do salwy honorowej przystąp!”. Ile piękna było w tym, w jaki sposób wykonali żołnierze salwę honorową. Widziałem wprawdzie salwy honorowe nie raz, lecz głośno po żołniersku wypowiedziana prawda, bez strachu o polityczne nieprzyjemności podkreślona salwą zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przez moment poczułem, że ofiary ludobójstwa są oficjalnie ofiarami ludobójstwa, nie zarazy, samobójstwa, wypadku samochodowego, trzęsienia ziemi czy innej „tragedii”. Humor poprawiał widok pewnych osób. Nie zdołam wymienić ich wszystkich.

Wieniec składa sekretarz ROPWiM Andrzej Przewoźnik. Na zdjęciu trzech doskonałych historyków od lewej: Leon Popek, Czesław Partacz i Romuald Niedzielko. W tle zawiedzeni ludzie, którzy dzielili się na dwie grupy. Jedni byli uroczystością wstrząśnięci, drudzy byli na taki jej charakter przygotowani i na przełom nie liczyli, mając jednak nadzieję, że zostaną mile zaskoczeni.
Zobaczyłem wicemarszałka sejmu Krzysztofa Putrę, który dotrzymał słowa danego w wywiadzie, jakiego wcześniej dla naszej witryny udzielił: Nie wiem jak sprawy się potoczą, czy będę mógł uczestniczyć, ale na pewno delegacja z sejmu przybędzie. Pragnę zapewnić, że te sprawy są mi bliskie. Sam mieszkam bowiem na Podlasiu. W delegacji sejmowej brał udział najbardziej wytrwały, najdzielniejszy moim zdaniem polityk walczący o prawdę bez względu na jakiekolwiek nieprzyjemności i niedogodności – wicemarszałek Jarosław Kalinowski. Prócz niego bez żadnego wątpienia można by wymieniać kilku nieobecnych polityków z parlamentu i europarlamentu, którzy nie bali się występować w obronie prawdy i chwała im za to. Prym wiedzie jednak Jarosław Kalinowski „atakowany” za to przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej” czy gloryfikującego OUN-UPA „Naszego Słowa”.
Radość sprawiało, gdy wśród gości widziało się przyjaciół Kresów – ludzi, którym obcy jest fałsz występujący także na tej uroczystości. Mam tu na myśli panią Ewę Siemaszko, Ks. Tadeusza Isakowicza Zaleskiego czy pana Krzesimira Dęmbskiego oraz wielu innych. W czasie uroczystości udekorowano zasłużonych dla sprawy. W sporej części byli to żołnierze 27 wołyńskiej dywizji AK (prócz nich Krzesimir Dębski). Szczerze jednak wątpię, by odznaczenia ze strony prezydenta, które im się należały zamknęły tym ludziom usta. Wypada jednak zaznaczyć, że pani Ewa Siemaszko, nie dała się uhonorować w ten sposób prezydentowi, uzasadniając, że nie przyjmie odznaczenia za książkę o ludobójstwie od kogoś, kto unika tego terminu. Uroczystość na Skwerze Wołyńskim zakończyła się złożeniem wieńców.

Szczepan Siekierka, nie tylko krytykuje określenie żołnierze w stosunku do upowców, co jest całkowicie zrozumiałe, ale i dodaje przed nazwą Ukraińska Powstańcza Armia wyrażenie tak zwana. Na inne podejście do sprawy reaguje natychmiast, przytaczając wspomnienia o przybyciu na miejsce przykrego zdarzenia (Tak mógłby je określić prezydent w kolejnym liście.), gdzie osobiście zdejmował dwoje malutkich dzieci nabitych przez UPA na sztachety. To zaledwie jeden wypadek, który jeśli pomnoży się przez kilkadziesiąt tysięcy zyskuje prezydencką rangę - nie ludobójstwa, ale tragicznych wydarzeń. Krzesimir Dębski mówi w wywiadzie o lepszych i gorszych ofiarach, wykazując jak wyglądałaby taktyka, która jest teraz stosowana w odniesieniu do zbrodni UPA na Wołyniu, wobec zbrodni w Katyniu.
Prezydentowi, który zachowuje się jakby nie wiedział, co się stało z pomordowanymi przez UPA Polakami możemy zadedykować piosenkę (a raczej jej fragment) Jacka Karczmarskiego pod tytułem Katyń:
[...]
Może wszyscy byli na to samo chorzy?
Te same nad karkiem okrągłe urazy
Przez które do ziemi dar odpynął Boży
Ale nie ma znaków, że to grób zarazy...

Jeszcze rosną drzewa, które to widziały
Jeszcze ziemia pamięta kształt buta, smak krwi
Niebo zna język, w którym komendy padały
Nim padły wystrzały, którymi wciąż brzmi

Ale to świadkowie żywi - więc stronniczy
Zresztą, by ich słuchać - trzeba wejść do zony
Na milczenie tych świadków może pan ich liczyć
Pan powietrza i ziemi i drzew uwięzionych

Oto świat bez śmierci. Świat śmierci bez mordu.
Świat mordu bez rozkazu, rozkazu bez głosu.
Świat głosu bez ciała i ciała bez Boga.
Świat Boga bez imienia, imienia - bez losu.

Jest tylko jedna taka świata strona
Gdzie coś, co nie istnieje - wciąż o pomstę woła
Gdzie już śmiechem nawet mogiła nie czczona
Dół nieominięty - dla orła sokoła...
[...]
Aleksander Szycht

(1)http://wiadomosci.onet.pl/1788721,11,1,1,,item.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, lata usilnej pracy i mamy taki efekt. Ja tam komentarzami tych homo erectus się raczej nie fascynuję. Inaczej leżałbym już w drewnianym garniturze. Bardziej martwi mnie obojętność.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...
Na jednym z ukraińskich portali podano następujące informacje;
pod datą 27.04.2009 - cytuję /.../ przed Wielkanocą nieznane osoby dokonały aktu wandalizmu i uszkodziły znak upamiętniający miejsce śmierci rannych i chorych żołnierzy UPA i personelu medycznego w masywie Chryszczatej w Bieszczadach. O czym ZIK poinformował prezes Zjednoczonego Towarzystwa Deportowanych Ukraińców Włodzimierz Sereda". I mój komentarz; widocznie któryś z naszych chłopaków nie wytrzymał i dokonał wreszcie częściowej rozbiórki tej samowolki budowlanej, której tak boi się rozebrać pan nadleśniczy z nadleśnictwa które opiekuje się Chryszczatą / Panie Nadleśniczy - Panie Tchórzu ? /. I co do pana Seredy - prezesa Deportowanych; jeszcze nie wiem czy ten obrońca pamięci przyjechał na wycieczkę w Bieszczady z Ukrainy czy też jest jednym z , pożal się Boże, zachodniopomorskich profesorów żyjących z pieniędzy polskich podatników, czyli też i moich /!!!/.
I pod datą 30.04.2009 - cytuję /... / Grupa deputowanych Lwowskiej Rady Obwodowej wyjedzie na miejsce gdzie był dokonany akt wandalizmu na pomniku /.../ deputowani mają również zamiar omówić akt wandalizmu na górze Chryszczatej z konsulem generalnym RP w Lwowie." I znów mój komentarz; czy Koledzy rozumieją / przepraszam Dyrektorów Forum za emocje/ jakie jaja robią sobie z nas ci UPA-ińcy ? Najpierw samowolka budowlana, teraz afera bo ktoś nie wytrzymał i przywalił w te tryzuby, teraz lwowska speckomisja a potem przeprosiny, obowiązkowo na kolanach, konsula RP w Lwowie, a i może nasi rządzący przyłączą sie entuzjastycznie do przeprosin.
P.S. Pan Nadleśniczy z Chryszczatej już powinien pisać podanie o przeniesienie w Sudety bo nie upilnował pomniczka. Stach się bać zemsty lwowskich deputowanych.
Pozdrawiam Kolegów. Zakuta.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wreszcie :

PAP, PG/19:04
Zniszczono pomnik UPA w Polsce; o wandalizm"
Lwowska Rada Miejska domaga się oficjalnego protestu władz Ukrainy wobec zniszczenia pomnika Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) na bieszczadzkiej górze Chryszczata w województwie podkarpackim - doniosły lokalne media.
W uchwalonym tego dnia apelu do prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, ministerstwa spraw zagranicznych w Kijowie i konsulatu RP we Lwowie radni określili wydarzenia na Chryszczatej jako akt wandalizmu".

Uważamy, że takie nieodpowiedzialne działania pewnych przedstawicieli sił antyukraińskich w Rzeczypospolitej Polskiej są próbą pogorszenia stosunków między Ukraińcami a Polakami oraz godzą we współpracę naszych państw we wspólnocie europejskiej" - czytamy w dokumencie, cytowanym przez portal zaxid.net.

Lwowscy radni zażądali od prezydenta Juszczenki i MSZ Ukrainy wystosowania noty protestacyjnej do MSZ Polski. Z kolei od konsula generalnego RP w ich mieście oczekują wyjaśnień w tej sprawie.

Polscy dyplomaci na Ukrainie nie odnieśli się dotychczas do uchwały lwowskiej rady miejskiej, gdyż nie znają jej treści.

- Dokument ten jeszcze do nas nie dotarł - powiedziano w ambasadzie RP w Kijowie. Apelu radnych Lwowa w sprawie wydarzeń na górze Chryszczata nie otrzymał także konsulat we Lwowie.

Deputowani lwowskiej rady miejskiej oczekują ponadto, że polskie władze pomogą w odbudowie monumentu, a osoby odpowiedzialne za jego zniszczenie zostaną ukarane.

Pomnik gloryfikujący UPA pojawił się na Chryszczatej prawdopodobnie w ubiegłym roku. Powstał w miejscu, w którym znajdował się podziemny szpital UPA. Media przypuszczały wówczas, że monument postawiła wycieczka Ukraińców z Kanady.

Cześć pamięci żołnierzom UPA poległym 23.01.1947 w walce z żołnierzami WP w obronie podziemnego szpitala. Towarzysze broni" - głosił umieszczony na nim napis.

Otoczony krzyżami monument został zbudowany bez uzgodnienia z władzami, dlatego też nadzór budowlany nakazał go rozebrać. Polecenie to nie zostało wykonane.

Według Rzeczpospolitej", która pisała o tej sprawie kilka dni temu, pomnik został zniszczony przez nieznanych sprawców najprawdopodobniej po ukraińskich świętach Wielkanocnych.

Gazeta informowała, że Związek Ukraińców w Polsce prowadził z władzami rozmowy o legalizacji obiektu.

- Wojewoda podkarpacki nie zna treści uchwały Rady Miejskiej Lwowa, więc nie będzie jej w związku z tym komentował. Wojewoda podkarpacki w sprawie Chryszczatej nie jest stroną - powiedział rzecznik prasowy wojewody, Wiesław Bek.

- Swego czasu do wojewody zwrócił się do sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika, że pomnik został postawiony nielegalnie. W związku z tym wojewoda zwrócił się do wojewódzkich służb nadzoru budowlanego o sprawdzenie legalności tego upamiętnienia. Natomiast wojewoda nie pochwala takich zachowań, jakie miały ostatnio miejsce - przypomniał rzecznik.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zbrodniarzom nie stawia się pomników..
zrozumiem jeszcze krzyże cmentarne..
Jaki sens natomiast ma zgoda na pomnik ludobójców, którzy brukali tę ziemię polską krwią??

Ukraina tylko pogrąża obraz swojego kraju, szczególnie w Polsce, która nie stawia pomników esesmanom i bandytom...


[[[ Uważamy, że takie nieodpowiedzialne działania pewnych przedstawicieli sił antyukraińskich w Rzeczypospolitej Polskiej są próbą pogorszenia stosunków między Ukraińcami a Polakami oraz godzą we współpracę naszych państw we wspólnocie europejskiej" - czytamy w dokumencie, cytowanym przez portal zaxid.net. ]]]

ha ha ha, a wymordowanie setek tysięcy na Wołyniu to nie były antypolskie" działania..


[[[ Lwowscy radni zażądali od prezydenta Juszczenki i MSZ Ukrainy wystosowania noty protestacyjnej do MSZ Polski. Z kolei od konsula generalnego RP w ich mieście oczekują wyjaśnień w tej sprawie.

Polscy dyplomaci na Ukrainie nie odnieśli się dotychczas do uchwały lwowskiej rady miejskiej, gdyż nie znają jej treści.

- Dokument ten jeszcze do nas nie dotarł - powiedziano w ambasadzie RP w Kijowie. Apelu radnych Lwowa w sprawie wydarzeń na górze Chryszczata nie otrzymał także konsulat we Lwowie.

Deputowani lwowskiej rady miejskiej oczekują ponadto, że polskie władze pomogą w odbudowie monumentu, a osoby odpowiedzialne za jego zniszczenie zostaną ukarane. ]]]


czytam z satysfakcją i mam nadzieję że się nie doczekają :)

jaka mentalność, tacy bohaterowie narodowi..
mam nadzieję także, iż żaden idiota nie przystanie na ich wołania o przywrócenie pomnika katom i siepaczom, którzy polskie dzieci wieszali na drucie kolczastym...

Na Ukrainie to niech sobie pomniki nawet Myszce Miki stawiają, w końcu taka świadomość" tylko pogrąża ten kraj..

pozdro !
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie