Skocz do zawartości

Generał zwolniony przez Macierewicza o katastrofalnej sytuacji polskiego lotnictwa


Rekomendowane odpowiedzi

http://www.newsweek.pl/polska/polskie-lotnictwo-jest-w-katastrofalnym-stanie-mowi-general-drewniak,artykuly,418656,1.html?src=HP_Section_2

„We wrześniu 1939 roku straciliśmy przewagę na niebie w cztery dni. W czasie ćwiczeń w 2015 roku straciliśmy całe lotnictwo w cztery godziny”. Z generałem Tomaszem Drewniakiem rozmawia Juliusz Ćwieluch.

8 listopada 2016 roku mówi pan na spotkaniu z prezydentem, że polskie lotnictwo zmierza ku katastrofie, a dziesięć dni później traci pan stanowisko.

Nie użyłem słowa katastrofa. Po prostu tłumaczyłem, że realizacja celów stawianych przed lotnictwem jest coraz trudniejsza. A w dłuższej perspektywie może się okazać niemożliwa. Pierwszym punktem zapalnym okazała się kwestia lotnictwa transportowego, a konkretnie programu MRTT, czyli zakupu samolotów transportowo-tankujących. Kiedy zacząłem o tym mówić, minister Macierewicz przerwał mi i powiedział: „Panie generale, widzę, że jest pan nieprzygotowany. Program MRTT został odwołany. Gdybyśmy kupili te samoloty, to byłyby zmarnowane pieniądze”.

Nie wiedziałem, że wycofaliśmy się z tego programu.

Ja również. Chociaż byłem inspektorem Sił Powietrznych. Prezydent poprosił mnie o skomentowanie tej decyzji. Powiedziałem, że o ile z zadaniami transportowymi damy sobie radę, o tyle będzie problem z zapewnieniem możliwości tankowania w powietrzu, której nie mamy, a dzięki temu programowi mieliśmy mieć. Bez tankowania w powietrzu w zasadzie nie ma sensu kupować rakiet JASSM dalekiego zasięgu.

Dlaczego?

Rakieta ma zasięg 950 kilometrów. Odpalona znad terytorium Polski nie doleci do stolicy potencjalnego przeciwnika. Powinniśmy ją odpalić znad wód neutralnych Morza Bałtyckiego, najlepiej z okolic Zatoki Fińskiej, bo stamtąd jest 750 kilometrów do tej hipotetycznej stolicy. Ale żeby tam dolecieć, musimy zatankować w powietrzu dwa razy. A bez MRTT tego nie zrobimy.

Rozumiem, że pan minister nie był zadowolony z pana wywodu.

Powiedzmy, że można tak określić jego reakcję. Tym bardziej kiedy dodałem, że wbrew temu co później powiedział, w nowych planach nie ma takiej pozycji jak zakup samolotów do tankowania w powietrzu. Chyba że planuje się je kupić w programie na lata 2025–2035. Ale wtedy nasze F-16 będą miały już trzydzieści lat. Od tego tematu płynnie przeszliśmy do następców samolotu F-16.

Jaką maszynę pan rekomendował?

Naturalnego następcę, czyli samolot F-35. Pan minister i na ten pomysł zareagował nerwowo. Okazało się, że chciał zrealizować wariant z zakupem używanych samolotów F-16 i ich częściową modernizacją rękoma polskiego przemysłu obronnego. Minister chciał kupić sto samolotów i przy okazji stworzyć w Polsce centrum serwisowe na Europę. Powiedziałem, że ten pomysł dobrze brzmi, ale będzie trudny do zrealizowania, bo za pięć lat większość użytkowników samolotu F-16 w Europie przesiądzie się na samolot F-35. Przy tej maszynie zostają Grecja i Turcja, ale te kraje mają własne centra serwisowe. Poza tym samolot F-35 to nowy wymiar lotnictwa. Pojedynek jednego F-35 z sześcioma F-16 skończył się tak, że szósty F-16 zorientował się, że został namierzony, na pół sekundy przed zestrzeleniem. Piloci pięciu maszyn nie mieli tyle szczęścia, bo F-35 ma taką przewagę nad wszystkim, co dotychczas skonstruowano. Dlatego Polska powinna kupić dwie eskadry F-35, które będą czyścić niebo. I dokupić jedną eskadrę F-16, które powinny wykonywać zadania wsparcia sił lądowych, w czym są bardzo skuteczne.

Przekonał pan ministra?

Tak go przekonałem, że dziesięć dni później zostałem odwołany.

Może ten pomysł z używanymi F-16 nie jest taki zły.

Pozornie to się może podobać, zwłaszcza w Polsce, gdzie w cenie są promocje typu dużo i tanio. Jednak kiedy zagłębimy się w szczegóły, to pomysł nie wygląda już tak atrakcyjnie. Po pierwsze, bierzemy czterdziestoletnie samoloty z pustyni i właściwie robimy je od zera. Ministerstwo forsowało, by robiono to w Wojskowych Zakładach Lotniczych numer 2 w Bydgoszczy.

A oni mają takie możliwości?

Na spotkaniu z przemysłem Leszek Walczak, prezes WZL 2, od razu zastrzegł, że on się takich remontów nie podejmie, bo nie ma technologii, dokumentacji. Po prostu nic.

Piękny początek.

Dalej było jeszcze ciekawiej. Radar i oprogramowanie też miały być polskie. Według koncepcji Ministerstwa w ciągu dwóch lat miało latać już osiem samolotów.

Radar w dwa lata. Przecież to jakieś bajki.

Proszę pana, projekt Iryda* pochłonął miliardy. Ale to było nic wobec realizacji tego pomysłu. A efekt byłby dokładnie taki sam. Projekt liczył 35 stron i jeden kosmiczny pomysł gonił drugi. Polski przemysł miał na przykład odpowiadać za integrację uzbrojenia.

A skąd nasz przemysł wziąłby kody źródłowe zapewniające dostęp do oprogramowania?

CZYTAJ TAKŻE
ERP brzmi groźnie? Poznaj prawdę o wdrażaniu systemu
ERP brzmi groźnie? Poznaj prawdę o wdrażaniu systemu WIĘCEJ ❯
Materiał partnera

Słowenia czy Polska? Sprawdź, czy wiesz czym się różnią!
Słowenia czy Polska? Sprawdź, czy wiesz czym się różnią! WIĘCEJ ❯


Na każdej uroczystości z udziałem wojska ma być odczytywany „apel smoleński”. Tak chce Macierewicz WIĘCEJ ❯
W projekcie było zapisane, że dostalibyśmy je od Amerykanów.

A dostalibyśmy?

Żartuje pan? Przecież prawo im na to nie zezwala. A pomijając to, słyszał pan kiedyś, żeby Microsoft dał albo nawet sprzedał komuś kody źródłowe?

Zawsze można zapytać.

Też tak pomyślałem i doprowadziłem do spotkania w amerykańskiej ambasadzie, gdzie poinformowana w tym temacie osoba powiedziała wprost: „Amerykanie za bardzo szanują Polaków i nie przewidują sprzedaży Polakom żadnego używanego samolotu”.

Minister obiecywał polski śmigłowiec, to czemu nie polskie F-16.

Minister może obiecać wszystko. Zwłaszcza ten. Mówmy o realiach. Na świecie jest może pięciu producentów będących w stanie zbudować samolot bojowy. Jeden z tych samolotów, konkretnie Eurofighter, to efekt kooperacji czterech krajów, w tym dwóch potęg gospodarczych – Niemiec i Wielkiej Brytanii. Eurofighter, który cały czas jest projektem na dorobku i ciągle jest doskonalony. Szwedzi zaprojektowali Gripena, ale własnego silnika już nie są w stanie zbudować. Awionikę również kupili od Amerykanów. Pierwszy prototyp tego samolotu uległ zniszczeniu, bo nie byli w stanie opanować problemów związanych z oprogramowaniem. Drugi zresztą też. Prace nad Gripenem trwały dwadzieścia lat. A my mielibyśmy w ciągu dwóch lat zmodernizować osiem samolotów właściwie od zera. I to bez żadnego doświadczenia, bo ostatni latający samolot odrzutowy zaprojektowano i wdrożono do produkcji w Polsce na przełomie lat 50. i 60. XX wieku. Rozumiem, że polityk może koloryzować, zdarza się, że nawet kłamie. Ale to już nie mieści się w żadnej z tych kategorii.

Czy projekt ostatecznie upadł?

Mam nadzieję, że tak. Ale pomijając nietrafione pomysły, to większym kłopotem, który generuje obecne kierownictwo resortu obrony, jest brak zakupów.

Brak śmigłowców jest problemem?

Skoro miały być, a ich nie ma, to pytanie jest retoryczne. Nie chciałbym sprowadzać problemu do śmigłowców, bo kłopot jest systemowy. Wojsko ma Plan Modernizacji Technicznej. Jak w każdym planie są tam zapisane konkretne pozycje wraz z terminem realizacji. PMT powstał nie dlatego, że ktoś miał swoje widzimisię. Powstał na bazie konkretnych potrzeb, jakie ma wojsko. Proszę mi więc wskazać, co ostatnio zostało zrealizowane z tego planu. Skupmy się na dużych kontraktach.

Pilot F-16 Krystian Zięć powiedział mi w wywiadzie, że jeśli mamy powstrzymać jakikolwiek atak, to tych samolotów powinno być co najmniej trzy razy więcej.

No właśnie, co najmniej.

Z braku większych zakupów cieszą się polskie firmy.

Trzymam kciuki za to, żeby jak najwięcej produkcji dla wojska odbywało się w kraju, ale to nie może się dziać kosztem jakości. Amerykańskie pociski do działka Vulcan zamontowanego w F-16 nie niszczyły luf. Wystrzeliliśmy ich tysiące i nic. Odkąd zaczęliśmy kupować amunicję z polskiej fabryki, co chwila musimy wymieniać lufy, bo są zdarte przez amunicję. A w jednym działku Vulcan jest ich sześć. Zakup nowych będzie kosztował setki tysięcy dolarów.

Pan mówi o braku zakupów, a okazuje się, że nawet z zakupionym sprzętem sobie nie radzimy.

Rozumiem, że pije pan do sprawy samolotów szkolnych M-346 Master. Przez prawie pięć lat byłem dowódcą 4 Skrzydła Lotnictwa Szkolnego w Dęblinie. Sprawy związane ze szkoleniem znam jak własną kieszeń, bo jestem autorem wielu z tych koncepcji. I po prostu boli mnie, że mamy samoloty, a nie możemy na nich latać właściwie z przyczyn formalnych. A wydawało się, że przyjęcie samolotów na stan uzbrojenia sił powietrznych jest przesądzone. Już w listopadzie 2016 roku uroczystość chrztu i nadania samolotowi nazwy Bielik była dopięta na ostatni guzik.

Czyli chrzest był przedwczesny?

Chrztu jako takiego nie było. Zablokował go minister Macierewicz. Matką chrzestną miała być pierwsza dama, pani Agata Duda. Samolot był już oblatany i poza brakiem pewnych funkcji w symulowaniu pola walki nie było zastrzeżeń. Wydawało się więc, że choć z uwagami i pod rygorem uzupełnienia braków, zostanie przyjęty na stan sił zbrojnych.

Teraz mamy koniec 2017 roku. Samoloty stoją, a lotników zżera frustracja, że nie mogą nimi latać.

Proponowałem konkretne rozwiązania, które pozwoliłyby uniknąć takiej sytuacji. Jednym z nich było aneksowanie umowy. Włoski producent proponował, że samoloty dostaną brakujące w oprogramowaniu elementy kilkadziesiąt miesięcy później. W zamian Włosi dokonaliby nieodpłatnego uaktualnienia całego oprogramowania, co przy okazji podniosłoby osiągi samolotu. Koszt zmiany całego oprogramowania liczony jest w milionach. Podobnie zresztą jak kary, które Włosi zapłacą za niewywiązanie się ze wszystkich punktów umowy. Finansowo nie bylibyśmy stratni. Tym bardziej że im dłużej nie mamy tych samolotów, tym bardziej na tym tracimy, bo nie możemy rozpocząć szkoleń. Jednak spór z Ministerstwem zyskał chyba jakiś rys ambicjonalny.

Kto przetrzyma kogo?

Słyszałem nawet, że rozważane jest zerwanie kontraktu. Jeśli do tego dojdzie, to nowe samoloty szkolne dostaniemy najwcześniej za cztery lata. W tym scenariuszu za kilka lat trzeba będzie zamknąć bazy z samolotami F-16, bo nie będzie miał kto na nich latać.

Nie przesadza pan?

To są fakty. Amerykanie już nie będą nam szkolić pilotów. Osobiście powiedział mi to szef sztabu Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Szkoli siedmiuset pilotów amerykańskich rocznie. A potrzeby ich armii oscylują wokół tysiąca pięciuset. Musi gdzieś wyszukać rezerw i my właśnie jesteśmy tą rezerwą. Dali nam dużo czasu, żebyśmy przejęli pałeczkę.

I formalnie ją przejęliśmy. Mamy instruktorów, mamy dwumiejscowe maszyny i moglibyśmy sami prowadzić szkolenia. Ale jeden z pilotów powiedział mi, że w jego skrzydle od kilku miesięcy się nie szkolą. Wysłaliśmy samoloty do Kuwejtu, ciągle stawiamy pilotom jakieś zadania. Na szkolenie nie wystarcza już czasu, samolotów i ludzi.

Zgłaszałem te wszystkie problemy do Ministerstwa. Już wcześniej mieliśmy problemy ze szkoleniem w kraju. B Course, czyli kurs podstawowy, w Stanach trwał rok, a u nas dwa razy dłużej. Teraz nie znam terminów, ale z pewnością są dużo dłuższe, niż były. W pewnym momencie to wszystko się nam po prostu rozjedzie. Czy pan wie, ile kosztuje wyszkolenie jednego pilota F-16 w dzisiejszym trybie?

5 milionów złotych?

Proszę tę kwotę pomnożyć przez dziesięć. 50 milionów złotych to jest właściwa odpowiedź. Po to właśnie kupiliśmy samoloty M-346 Master, żeby między innymi zmniejszyć te wydatki.

50 milionów złotych za wyszkolenie jednego pilota? Teraz to pan koloryzuje.

Może nawet więcej niż 50 milionów złotych. Najpierw pilot musi wylatać niemal dwieście godzin na samolocie Iskra; to też kosztuje. Jeśli dobrze sobie radzi i rokuje, wysyłamy go na dalsze szkolenie do Stanów. Minimalny zakres szkolenia w USA to kurs na samolocie T-38 i B Cours na samolocie F-16. W sumie sto osiemdziesiąt godzin na dwóch typach. Samo to kosztuje grubo ponad 5 milionów dolarów.

Skąd pan wie?

Przysyłają nam faktury i trzymałem je w ręku. Proszę pamiętać, że pilot po kursie w Stanach ma tylko podstawowe kwalifikacje do latania na F-16. Lata – jak my na to mówimy – „podczepiony pod skrzydło prowadzącego” i ledwo się orientuje, co się koło niego dzieje. Takiego pilota nie możemy jeszcze wysłać na wojnę. To tak jakby pan ledwo zdał egzamin na prawo jazdy i kazali panu brać udział w rajdach samochodowych. Murowana śmierć na pierwszym zakręcie. Dopiero kiedy ktoś po B Coursie wylata kolejne pięćset godzin, to możemy mówić, że mamy wyszkolonego pilota. Potrzebny na to czas to prawie
dziesięć lat. I nie da się tego skrócić. Można to co najwyżej zorganizować inaczej. I do tego potrzebny był nam samolot Master. A od ponad roku dwie maszyny stoją w Dęblinie.

A dlaczego dowódcy nie grzmią, przecież to skandal?

I tu dotykamy jeszcze większego problemu, który generuje minister Macierewicz. Z wojska odeszli albo musieli odejść wszyscy najważniejsi dowódcy. Dla stabilności armii jest to zabójcze. Powiedzmy, że minister ma prawo dobierać sobie najbliższych współpracowników. Tylko że te czystki nie dotyczą kilku generałów, a setek oficerów. I wszyscy lecą z jednego klucza. Każdy, kto ośmieli się nie tyle skrytykować, co wyrazić własne zdanie, musi się liczyć z tym, że w nocy dostanie szarą kopertę, a w dzień jego karta wejściowa do pracy będzie już nieaktywna.

Od kilku miesięcy już nikt nie protestuje.

Otóż to. Proszę sobie wyobrazić tych wszystkich ludzi, którzy od ponad roku są trenowani w niepodejmowaniu decyzji. I będą dalej w tym trenowani. Po każdej takiej dymisji jakakolwiek inicjatywa własna spada już poniżej zera. A proszę sobie wyobrazić, że nagle coś się dzieje i trzeba te decyzje podejmować.

I co będzie?

To, co wydarzyło się na Krymie. Miałem okazję rozmawiać z oficerami ukraińskimi, którzy tam byli.

Przecież oni widzieli, co się dzieje, że koło jednostek kręcą się jacyś podejrzani ludzie, że budowane są posterunki. Pisali raporty do Kijowa, ale tam wszyscy byli zajęci walką o władzę i nawet nie odpisali. Dowódcy na Krymie czekali do końca. Nikt nie podjął żadnego działania. Nikt nie wydał broni, nie ogłosił alarmu. Siedzieli w swoich gabinetach i czekali. Jeden z oficerów opowiadał, że do jego gabinetu przyszło dwóch panów. Kazali mu wyjrzeć przez okno. Z dachu budynku obok celował w niego snajper. Zrozumiał przekaz. Wziął teczkę i wyszedł, jak z biura. Tak się kończy łamanie kręgosłupów, niszczenie morale. Czy ktoś teraz narzeka?

Ci, co narzekali, są już poza armią albo w rezerwie kadrowej. Armia ma przetrącony kręgosłup.

A gdyby dziś wybuchła wojna, to co by się stało?

Co mam panu powiedzieć? Przecież ludzie to przeczytają.

Właśnie po to zadaję te pytania.

(cisza) Cykl ćwiczeń w polskiej armii układa się tak, że co dwa lata robimy duże, rozbudowane ćwiczenie Anakonda, podczas którego ćwiczymy własne wojsko, ale też elementy współpracy z sojusznikami. Tysiące ludzie idą w pole i pokazują, na co nas stać. W latach, w których nie ma Anakondy, robimy mniejsze ćwiczenie Borsuk [w realu] i wirtualną grę wojenną.

Bawicie się na komputerach?

Komputer to maszyna obliczeniowa. Załadowana odpowiednią ilością danych pozwala na tworzenie realnych i sprawdzalnych scenariuszy rozwoju wypadków. To potężne i bezwzględne narzędzie, bo nie wybacza błędów. No więc w czasie takiego ćwiczenia w 2015 roku całe nasze lotnictwo straciliśmy w ciągu czterech godzin.

Chyba dni?

W cztery dni to straciliśmy przewagę na niebie we wrześniu 1939 roku. W czasie ćwiczeń w 2015 roku straciliśmy całe lotnictwo w cztery godziny. Weszliśmy w zintegrowany system obrony powietrznej przeciwnika i nie daliśmy rady go przełamać, bo nie mamy takich środków. W efekcie trzeba było zresetować komputer i zacząć ćwiczenie od nowa.

Całe lotnictwo?

Proszę pana, jeśli straty przekraczają 60 procent, to może pan mówić o utracie całego narzędzia. Co panu przyjdzie z kilku samolotów, które zdołały powrócić z akcji? Po takich stratach nie da się już podnieść z kolan. Nie da się też odtworzyć infrastruktury, którą stracimy wobec braku osłony z powietrza. Tracąc powietrze, przegrywamy wojnę."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale co tam siły powietrzne, kogo to obchodzi?

Macierewicz konsekwentnie kontynuuje budowę z WP grupy rekonstrukcyjnej z 40-letnimi BRDM-ami i teraz z ułanami, rotmistrzami, ogniomistrzami, kanonierami, bombardierami, szwoleżerami, huzarami, dragonami i wachmistrzami.

Jest przetarg na tonę krówek dla MON i 1200 pluszowych misiów – nie ma przetargu na śmigłowce ani na system obrony p-lot. No to niech chociaż będą historyczne stopnie wojskowe. WP w stanie kompletnego upadku i rozkładu to niech chociaż będzie ładnie i sentymentalnie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nahen ma rację.

Nie należy łapać za słowa generała, bo gen. Drewniak to zbyt mądry i doświadczony oficer, żeby pleść androny.

Po prostu gen. Drewniak porusza się po warstwie symbolicznej, ale też matematycznej. On pokazuje rząd wielkości, a nie historię literalną. W '39 nasze lotnictwo wojskowe miało jeszcze jakąkolwiek względną szansę istnieć kilka dni, a obecnie kilka godzin.

I tylko o to chodziło w tej wypowiedzi. To nie jest wypowiedź dla szczególarzy i drobiazgowych fanów historii, tylko twardych realistów i pragmatyków dnia dzisiejszego.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed antkiem Smoleńskim to chociaż przetargi do końca były załatwiane i choćby F-16 trafiły na nasze lotniska... Gdyby to Antoś Smoleński miał dogadywać przetarg to pewnie tak jak śmigłowce byśmy te F-16 zobaczyli...

Jak na razie najlepiej im idzie dozbrajanie naszych sił powietrznych w samoloty do wożenia doopy politykom... W tym temacie wolę zdecydowanie sytuacje lotnictwa zza panowania PO... zresztą całej reszty sił zbrojnych RP też...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie no, nie ma się co czepiać Macierewicza, że nie organizuje przetargów. Przecież były pod jego rządami przetargi na:

- 1200 pluszowych misiów w ubrankach wojskowych
- 4 tys. bombek choinkowych ze śliwkami
- tonę krówek

Wszystko jest okay, przetargi idą pełną parą i WP na pewno nas obroni przed każdym najeźdźcą.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bombki w czekoladzie [od A przez N do Z?], pluszaki [dla WOT?] nie robią już na mnie większego wrażenia. Mnie najbardziej zaskoczyły pociski propagandowe", jakie zamówił dla wojska nasz geniusz - Napoleon przy naszym Antonim to zupełny amator był...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://promilitaria21.home.pl/autoinstalator/joomla/aktualnosci-i-prawo/item/6054-czy-lepiej-kupic-mniej-nowoczesnych-samolotow-czy-wiecej-starszych-i-je-remontowac

Czy lepiej kupić mniej nowoczesnych samolotów czy więcej starszych i je remontować?

Czy lepiej kupić mniej nowoczesnych samolotów czy więcej starszych i je remontować? To ważny problem dotyczący rozwoju naszego lotnictwa. Kupno 48 samolotów F-16 było dobrym wyborem, ponieważ kupiliśmy dość dużo nowoczesnych samolotów, pozwalających naszym Siłom Powietrznym na działanie. W skali potrzeb naszego kraju, wynikających z zagrożeń to bardzo mało. Jak również, co jest bardzo ważne, kupując samolot trzeba już myśleć o jego następcy.

Pan generał Tomasz Drewniak były inspektor Sił Powietrznych odsłonił bolesną prawdę o stanie faktycznym możliwości użycia naszego lotnictwa. 4 godziny walki w starciu z sąsiednim termonuklearnym supermocarstwem to jest i tak dużo. Więcej nie mamy czego wymagać, albowiem nasze lotnictwo jest zbyt szczupłe i ma na sobie praktycznie cały ciężar obrony powietrznej, bo obrony przeciwlotniczej praktycznie nie posiadamy.

Nie można mieć o to pretensji do pana generała, ponieważ to nie jest żadna tajemnica – wystarczy popatrzeć na dysproporcję sił oraz stopień profesjonalizacji i system obrony jaki tworzą Sił y Zbrojne Federacji Rosyjskiej. To bardziej, niż bardzo wymagający przeciwnik. Ma nad nami ilościową i jakościową przewagę, przy tym mogą zwalczać nasze lotnictwo kilkoma systemami broni. Poczynając od doskonałych samolotów myśliwskich, a na systemach obrony przeciwlotniczej bazujących na lądzie i na okrętach kończąc. Specyfika rosyjskiej obrony przeciwlotniczej polega na tym, że z okrętów na Morzu Bałtyckim, baz w Obwodzie Kaliningradzkim i na Białorusi – pokrywają swoim zasięgiem mniej więcej połowę naszego terytorium.

Poza samolotami F-16 cała reszta to złom, służący do podtrzymywania etatów lotniczych i obsługi – w tym kontekście inne samoloty są potrzebne. Su-22 to potężna i wspaniała konstrukcja, jednak bez elektroniki na współczesnym polu walki nie ma żadnych szans na polu walki. Mig-29 to również doskonały samolot, mający bardzo duże możliwości, jednak technicznie stary i zużyty. Pozostałe konstrukcje to głównie Ts-11 Iskra – piękne i niezawodne krajowe konstrukcje niezapomnianego Tadeusza Sołtyka, już jednak nie powinny być nawet samolotami szkolnymi bo to epoka Mig-15.

Warto pamiętać, że od lat nie mamy lotnictwa morskiego – przeznaczonego do walki nad morzem. Posiadanie samolotów zdolnych do prowadzenia walki nad Bałtykiem, byłoby dla nas olbrzymim wzmocnieniem, zwłaszcza jeżeli chodzi o zwalczanie okrętów nieprzyjaciela. Wymaga to jednak zakupu samolotu dwusilnikowego, samoloty jednosilnikowe są mniej bezpieczne w razie awarii jednego silnika. Nad morzem zawsze ma to olbrzymie znaczenie, jak również możliwości takiego samolotu są większe (więcej uzbrojenia, dalszy zasięg).

Zakup nowych samolotów to olbrzymi wydatek. Do kosztu samolotu dochodzą koszty części zamiennych, napraw bieżących, głównych, silniki zapasowe, sprzęt do kalibracji urządzeń i uzbrojenia oraz obsługi. Szkolenie personelu obsługi, szkolenie pilotów – to są olbrzymie koszty. Do tego oczywiście uzbrojenie oraz niezwykle ważne pakiety modernizacyjne. Zachodnie uzbrojenie ma to do siebie, że co jakiś czas są opracowywane nowe warianty broni mającej lepsze parametry np. większy zasięg rakiet, lepsza precyzja trafień itp. Wymaga to jednak dostosowania samolotów nosicieli do wymagań efektorów (rakiet, bomb kierowanych czy systemów rozpoznania).

Realny koszt zakupu jednego samolotu w transzy 50 maszyn (analogicznie jak zakup F-16), to koszt co najmniej 100 mln USD plus wydatki na uzbrojenie, bardziej zaawansowany serwis i modernizacje. Za te pieniądze moglibyśmy kupić kolejne F-16 lub JAS-39 Grippen – doskonały samolot ze Szwecji. Jednak na rynku są już nowe konstrukcje, w tym także maszyny dwusilnikowe, które są przeważnie droższe. Przy czym trzeba pamiętać, że nasze samoloty muszą mieć najlepsze z możliwych wariantów urządzeń walki radioelektronicznej jakie tylko możemy kupić, ponieważ przeciwnik jest bardziej niż wymagający. To zawsze będzie podrażać nasze konstrukcje o 20-30%, niestety za elektronikę – wyposażenie specjalne się płaci.

Kraje zachodnie włączyły się do programu F-35 firmy Lockheed-Martin. To wspaniała amerykańska konstrukcja, samolot przyszłości pozwalający na supremację w powietrzu krajom zachodnim. Jest on jednak bajecznie drogi. Tutaj cena około 200 mln USD za egzemplarz nie powinna nikogo zdziwić i trzeba być przygotowanym na kolejne koszty związane z eksploatacją tak nowoczesnej konstrukcji.

Z maszyn dwusilnikowych wybór jest dość duży. Przede wszystkim w grę wchodzą najnowsze odmiany amerykańskich F-18 Hornet. To samoloty o nadzwyczajnych możliwościach bojowych i eksploatacyjnych, których posiadanie znacząco zmieniłoby status naszych Sił Powietrznych. Jeszcze ciekawszą propozycją są najnowsze modele F-15 Eagle, to najpotężniejszy samolot o jakim możemy dzisiaj pomyśleć. Zakup nawet niewielkiej ilości – eskadry (12-16 sztuk), pozwoliłby na zupełnie nową jakość w planowaniu użycia bojowego naszego lotnictwa. Istotnie zyskałoby na możliwości prowadzenia działań ofensywnych, chociaż trzeba mieć świadomość, że w takiej ilości – to niestety nadal „jednorazówki”.

Bardzo ciekawe są konstrukcje europejskie. Francuski Rafale jest bardzo drogi, w różnych kontraktach jego koszt jednostkowy to około 250 mln USD za sztukę – jednak to jest maszyna o bardzo dużych możliwościach mająca jedną fantastyczną zaletę – nie jest to samolot amerykański. Oznacza to, że mając taką maszynę jest się praktycznie niezależnym od USA pod względem sprzętowym i uzbrojenia. To bardzo ważne i to bardzo dużo, ponieważ może być różnie, w tym znaczeniu że uzależnienie się technologiczne od jednego państwa jest zawsze niebezpieczne. Chociaż trzeba pamiętać, że bardzo wiele części, pakiety modernizacyjne i doskonałe, prawdopodobnie najlepsze na świecie uzbrojenie do amerykańskich samolotów oferuje Izrael. Jednak maszyna francuska gwarantuje niezależność i z tego powodu warto ją rozważyć jako dodatkowy komponent dla naszego lotnictwa – byłby to doskonały wybór. Przy czym jak podano powyżej, to byłyby bardzo duże koszty. Jednak za jakość i niezależność się płaci.

Drugim ważnym samolotem europejskim jest Eurofighter. To potężny system uzbrojenia, mający olbrzymie możliwości i poważne zdolności modernizacyjne. To doskonała konstrukcja, bardzo nowoczesna i przyszłościowa. To prawdopodobnie samolot z największym potencjałem na przyszłość, w tym znaczeniu że to maszyna na 30-40 lat do przodu. Jest jednak jeszcze droższy w zakupie, ponieważ jest produkowany w małych ilościach głównie dla państw europejskich i bogatych państw Zatoki Perskiej, które chciały mieć doskonały sprzęt – niezależny od Amerykanów. Proszę pamiętać, że do tych samolotów są oferowane całe pakiety uzbrojenia, które decydują o ich możliwościach.

Tymczasem w kręgach eksperckich krążą plotki o planowaniu zakupu około 100 samolotów F-16 z amerykańskiego lub europejskiego demobilu. Byłyby to samoloty starszych serii produkcyjnych, często pamiętające jeszcze przełom lat 80/90-tych. Zdatne do lotu i wypełniania misji bojowych, jednak przy użyciu uzbrojenia i środków rozpoznania z poprzedniej epoki elektroniki. W porównaniu do tego, co mogą nasze Su-22 to i tak byłby skok technologiczny porównywalny do zamiany taczki na ciężarówkę.

Jednak nie o to już chodzi, ponieważ potencjalny przeciwnik jest bardziej niż wymagający – musimy mieć pewność, że nasi piloci dostają do ręki najlepszy możliwy sprzęt. Zapewnienie pakietów modernizacyjnych i utrzymanie ich zdolności bojowych byłoby bardzo kosztowne, a przez cały czas dysponowalibyśmy ograniczonymi możliwościami tych samolotów, bo ciągle byłyby w naprawach, regulacjach i modernizacjach.

Naszym problemem jest to, że potrzebujemy maszyn na wczoraj. Tymczasem cykl produkcji i dostawy nowych maszyn, na pewno będzie trwał dłużej, niż dostawa i odtworzenie podstawowej zdolności bojowej maszyn używanych. Jednak później trzeba będzie je cały czas remontować, natomiast maszyny nowe – pozwalają na racjonalną politykę eksploatacji zgodnie z naszymi potrzebami. Powoduje to dodatkową komplikację do wyboru, jednak maszyny nowe oferują jeden bardzo ważny aspekt – psychologicznie piloci mają świadomość, że dostają do ręki najnowszy i najlepszy sprzęt na jaki było nas stać. To bardzo ważne, wpływa na morale – a w ostatecznym rozrachunku przekłada się na nasze bezpieczeństwo. Ten aspekt ludzki jest niesłychanie istotny.

Prawdopodobnie optymalnym rozwiązaniem dla nas byłoby wykonanie trzech kroków jeżeli chodzi o lotnictwo bojowe. Po pierwsze trzeba zmodernizować posiadane F-16 do najnowszych standardów pod względem walki radioelektronicznej i rozpoznania. Po drugie trzeba kupić dużą partię samolotów dwusilnikowych – albo F-18, albo Eurofighter/Rafale. Chodzi o co najmniej 50 maszyn, pozwalające na zdublowanie możliwości operacyjnych naszego lotnictwa. Byłoby idealnie kupić 60 maszyn, wówczas 48 byłoby do jednostek lotniczych na zastąpienie Migów i Su, a 12 pozwoliłoby na odbudowanie lotnictwa morskiego. Mówimy o szkoleniu pilotów i specyficznym uzbrojeniu. Ze względu na cenę najprawdopodobniejszy byłby F-18, uzbrojenie kupowane do F-16 byłoby z nim z zasady kompatybilne. Na 60 takich samolotów z potrzebnym oporządzeniem trzeba wysupłać około 12 mld USD. Plus później dalsze koszty – modernizacyjne, bo utrzymanie ich w najwyższej możliwej sprawności byłoby naszym priorytetem.

To bardzo dużo pieniędzy, ale ten wydatek spowodowałby że mielibyśmy około 108 samolotów, nowoczesnych i zdolnych do zaatakowania przeciwnika, walk powietrznych i projekcji siły nad morzem. Gdyby do tego kupić jeszcze jedną eskadrę F-15 – nawet używanych, starszych typów i je odpowiednio zmodernizować pod kątem np. możliwości przeniknięcia przez obronę przeciwlotniczą nieprzyjaciela, to byłoby bardzo dużo jak na nasze możliwości.

Jednak elementem koniecznym do obrony są systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, w tym także przydałyby się pełnowartościowe okręty wojenne zdolne do osłony przeciwlotniczej Morza Bałtyckiego – to bardzo ważne znaczenie strategiczne z naszej perspektywy. Dwa dobre okręty z należytym wyposażeniem okręty mogą zmienić sytuację strategiczną w chwili rozpoczęcia konfliktu.

W ostateczności jednak decyzję powinni podjąć eksperci. Ważny w tym będzie offset, przy czym trzeba się pogodzić z tym, że tutaj „szału” nie będzie. Ponieważ tak na prawdę nie mamy z czym być partnerem dla Amerykanów. W wariancie europejskim, można pomyśleć o wejściu polskiego rządu do struktur właścicielskich koncernów produkujących europejskie uzbrojenie. W tym znaczeniu miałoby to sens i stanowiło wartość dodaną do kontraktu.

Warto dodać, że w Niemczech pojawił się pomysł na zakup samolotów F-18, jako względnie tanich i o olbrzymich możliwościach bojowych. Warto pójść tą drogą, jednak w dalszej perspektywie – trzeba myśleć o F-35 jak tylko będzie nas na nie stać."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kto ma kody - ten ma wyłączną władzę.

Głupi, tępy, prostacki, prymitywny obecny MON nie zna żadnej historii tego, jak - mając kody - rządzi się światem i wydarzeniami światowymi. Niech PiS-owskie nieuki spojrzą sobie na historię ataków lotniczych na reaktor atomowy Osirak. Może wtedy ci idioci nauczą się czegoś o tym, jak kody rządzą światem i jego wydarzeniami.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzisz @les05 - obrażasz kogoś kto ma bardzo dużą wiedzę na temat lotnictwa i [w odróżnieniu od ciebie] wie co pisze na ten temat. Bo gdybyś posiadał choć 10% Jego wiedzy w dziedzinie lotnictwa, to byś zapewne wiedział, że kody dostępu do F-16 od USA dostał JEDYNIE Izrael. A to oznacza, że wszyscy inni użytkownicy tego samolotu, mogą wysłać na misję/do walki swoje maszyny tylko i wyłącznie za zgodą Imperium z za Oceanu.

Podobnie jest z Patriotami i inną zaawansowaną techniką militarną rodem z USA. To dlatego Niemcy i Francja pracują nad własnymi systemami obrony przeciwrakietowej. O bardzo zawyżonej cenie za jaką Amerykanie nam swoje wynalazki sprzedają, już nie wspominając...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytuje Balans; -obrażasz kogoś kto ma bardzo dużą wiedzę na temat lotnictwa i [w odróżnieniu od ciebie] wie co pisze na ten temat."
Jakos do tej pory nie zauwazylem, aby podzielil sie to swoja wiedza ze wspolforumowiczami.
Za to przoduje w uzywaniu slow zakazanych regulaminem forum, jak rowniez komentuje sytuacje polityczne itp, itp, co jest rowniez zakazane na forum - ale to widocznie koles moderow , to karteczki nie dostanie, a powinien juz dawno.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.
Note: Your post will require moderator approval before it will be visible.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie