Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    9 012
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. Niezwykłe, ile tym dziewczynom nacykano zdjęć. Musiała być olbrzymia fascynacja tematem spadochroniarek. Dziś to normalka - wtedy nie. Ciekawe, czy przetrwały wojnę i inne zawieruchy zdjęcia-matki tych dziewczyn? Te, które znamy, to tylko rotograwiura, czyli marne popłuczyny po oryginałach. Ciekawe, czy oryginały tych zdjęć były robione np. na szklanych płytach, a jeśli nie to może przynajmniej Hasselbladami? Zważywszy, na czym skakała co najmniej jedna pielęgniarka bardzo przydałyby się wszelkie zdjęcia tych spadochroniarek, ale jakości oryginalnej, po prostu z materiału światłoczułego. Już nie wymagam szklanej płyty, ale żeby tak chociaż materiał z Hasselblada, żeby tak można było przyjrzeć się dokładnie czaszom dziewczyn.
  2. Brytyjczykom w latach 20. chciało się do testów spadochronów robić manekiny dość dobrze odwzorowujące budowę człowieka.
  3. Jedburgh_Ops

    Tank Hunter

    Prawidłowy kierunek ruchu handlowego
  4. Jak na general aviation to wypadek potworny i o rzadkiej skali ofiar. Być może nic go już w tym roku nie przebije. Z drugiej strony bardzo trudno będzie znaleźć winnego tego wypadku. GA to nie wojsko z radarami i systemami antykolizyjnymi. Mimo faktu, że już uczniom-pilotom od pierwszych wykładów wpaja się najświętszą regułę latania cywilnego - „Widzę i jestem widziany” - to statki powietrzne GA nie są szklanymi kulami, żeby widzieć wszystko w zakresie 360°. Nieszczęsny pilot samolotu musiał po prostu nie widzieć śmigłowca pod sobą, a pilot śmigłowca w ogóle nie widział samolotu (bo i jak?) taranującego go od góry i lekko od tyłu, ale poza widocznością z kabiny. Po prostu koszmarny zbieg okoliczności.
  5. Jedburgh_Ops

    Tank Hunter

    Grunt, że toto nie wylądowało na lawecie zmierzającej za wielką wodę.
  6. Być może masz rację. W Polsce zainwestowano - z tego co wiem i co widzę - w bardzo dobre drogi leśne dla wozów straży pożarnych. Trochę też zainwestowano w samoloty pożarnicze. Zawsze i na całym świecie gorzej jest tylko na zalesionych wzgórzach i górach, gdzie wybuchnąłby pożar, a gdzie nie ma jak dojechać. Tam pozostają tylko samoloty i śmigłowce pożarnicze plus (jeśli jakieś państwo ich ma) spadochroniarze-strażacy. Ci z US Forest Service już od lat 30. mieli w kontraktach zgodę na zaakceptowanie ewentualnych kontuzji wynikających ze skakania na stok (nic dobrego dla spadochroniarza) i wynikających z ewentualnego zniesienia skoczka na drzewa (też koszmar spadochroniarza). Bardzo specyficzna służba spadochronowa z mniej typowym ryzykiem akceptowalnym w ramach tego zawodu. Czy by się w Polsce coś takiego nie przydało choćby w postaci małego oddziałku? Trudno powiedzieć. Mamy szczęście, że nie mamy pożarów lasów w górach.
  7. W ogóle sobie tego nie wyobrażam. Nam powiedziano, że po to dostajecie spadochrony szczelinowe, o jakich przed wojną nikt nawet nie mógłby marzyć, żebyście opadali dziobem do przodu i tak macie kombinować kołeczkami, żeby mieć na facjacie ruch postępowy do przodu, a nie jakieś tam rzucawki po bokach. Ale żeby nie odjeżdżać od lat 30. Nie będę się o tym rozpisywał, żeby nie robić OT, ale takich spadochronowych szaleńców tamtych czasów, jak spadochroniarze-strażacy US Forest Service to nigdy nigdzie na świecie nie było. Nie dziwota, że po Pearl Harbor US Army uklęknęła przed nimi i błagała, żeby stworzyli dla US Army siły spadochronowe z prawdziwego zdarzenia dając strażakom „na dzień dobry” stopnie poruczników i kapitanów. Ruscy byli w latach 30. wybitni w te klocki, ale mimo wszystko to nie to, co spadochroniarze-strażacy US Forest Service. Takich pistoletów to nigdzie na świecie wtedy nie było. Ciekawe, jak by to u nas wyglądało, gdyby nie wybuchła II wojna, zważywszy że nasze spadochroniarstwo oparło się w jakiejś (nie najmniejszej) mierze na amerykańskim? Ciekawe, czy II RP miałaby - gdyby nie wybuchła wojna - swoich spadochroniarzy-strażaków Lasów Państwowych?
  8. Takie to były czasy wtedy. Do testów spadochronów latały wtedy humanoidalne wory. Pokazałem wcześniej takie amerykańskie cuś z roku 1945 - nasz polski sami widzimy w tym wątku - to teraz jeszcze pokażę fantoma amerykańskiego z roku 1937.
  9. Tak, ten ufoludek jest rzadkiej urody
  10. I nie jest to Irvin. Potwierdzenie, że jakieś testy się odbywały i były na tyle ambitne, że strach było przeznaczyć do nich ludzi, dlatego latały człekokształtne worki.
  11. Czyżby to były studentki Politechniki Warszawskiej Zofia Szczecińska i Wiesława Kozierska, które w tamtych latach brały udział w skokach indywidualnych i grupowych?
  12. Kiedyś to się z ludziskami skaczącymi pieszczono. Ze mną nikt się nie pieścił. Powiedziano tylko jasno: Przy lądowaniu walniesz o ziemię tak, jak przy zeskoku z pierwszego piętra. Nauczyli padów ze zwykłej konstrukcji drewnianej o odpowiedniej wysokości i do widzenia - do samolotu marsz A dalej misiu radź sobie sam...
  13. Czwarte w tym wątku zdjęcie spadochronu z kilem. Nie jest to „Polski Irvin”. Coś bardzo ciekawego umyka z historii spadochroniarstwa II RP. ?
  14. Ciekawe, że to umarło śmiercią naturalną. Dziś byłoby idealne na korporacyjne „wyjazdy integracyjne”. Najpierw wstępne nawalenie się, potem balon-skakanka, potem wdech kreski, na koniec zajęcia w podgrupach pościelowych, a jeszcze w głowie miło by się kręciło i od balonu i od innych dodatków z dziedziny chemii powszechnego użytku. Znam przypadki, że ludzie chcieli tak poskakać, to musieli kombinować z innymi balonami helowymi. Ale dziś pewnie ULC zaraz by wymagał fafnastu zezwoleń na użycie takiej skakanki, która by robiła tak wysokie i dalekie skoki, jak te jumpingi z Legionowa. Zaraz by były strefy zakazane, jak dla dronów itd.
  15. PS Mały OT. Najsłynniejszy taki przypadek to D-Day. Amerykański spadochroniarz spojrzał na lotnisku startu do inwazji na metrykę swojego spadochronu i oniemiał. Był wpis, że układała go jego matka w USA, która była właśnie układaczką spadochronów w ramach wysiłku wojennego społeczeństwa. Gość skakał z zaufaniem do swojej mamy.
  16. Faktem jest, że nigdy tej dziewczyny nie widziałem w trakcie pogody o dużej wilgotności powietrza, o wilgotności gruntu już nawet nie wspominając, i czy wtedy też w kilka minut na trawie miała poskładany spadochron. Słowem, czy kierownik skoków na to pozwalał, bo potem wiadomo, że taki spadochron musi iść na suszenie, wietrzenie do normalnej dużej spadochroniarni. Zawsze byłem bardziej od latania, niż skakania, więc aż tak głęboko w przepisy spadochroniarskie się nie zagłębiałem, ale nie wiem, czy to ww dziewczę nie działało na pograniczu prawa albo już poza szlabanem granicznym. Normalnie układanie i pakowanie spadochronu to jest przecież czynność nie dość, że na tym specjalnym stole, to jeszcze jest to czynność niezmiernie uważna, dokładna, a na finał trzeba się wpisać w dokument, że ten dany spadochron dnia tego to a tego poskładał i spakował Iksiński, bo przecież, gdy jest wypadek to prokurator musi do kogoś zapukać. Nie ma tak, że anonimowi ludzie układają spadochrony i nie ma po tym śladu w dokumencie. I oczywiście trzeba jeszcze mieć uprawnienia do układania, a przecież nie jest tak, że każdy skoczek ma takie uprawnienia, bo ma je może 1 procent skoczków. Dziewczyna była rutyniarą, miała pewnie koło tysiąca skoków to nikt jej się o nic nie pytał, ale tak na mojego nosa to ona balansowała na pograniczu prawa. Chyba że potem były cuda nad papierami, bo przecież w książce skoków musiała mieć wpisane danego dnia 3-4 skoki, a spadochron musiał mieć wpisy, że też 3-4 razy tego dnia był przez kogoś z konkretnymi personaliami układany. Nie ma tak, że w papierach liczba skoków przekracza liczbę układań spadochronu, bo od razu wiadomo, że to jakaś przewalanka.
  17. To jest chyba jakiś kurs układania i pakowania, bo normalnie to robi jeden człowiek, maksymalnie dwóch, z tym haczykiem, który nie zmienił się od wynalezienia spadochronu do dziś. Powiedzmy, że jest to promocja najwyższej kultury technicznej i lotniczej, ale znałem artystkę (sam z nią skakałem), która jak układała spadochron to wszyscy patrzyli na to jak urzeczeni. Po lądowaniu, zanim samolot wylądował po następnych skoczków, ona już miała spakowany spadochron i czekała na kolejny wylot. Nie odpuściła żadnego startu samolotu ze skoczkami. Układała spadochron oczywiście na trawie, a paliło jej się to w rękach, no po prostu robiła to jak cyborg z prędkością karabinu maszynowego. Dwie linki w dłonie i ciach strzał drugą dłonią pomiędzy nie, żeby rozprostować klin między linkami. Itd., aż do zapięcia pokrowca. Dziewczyna była nie z tej planety. Spadochroniarnię mieliśmy bardzo profesjonalną, ale ona nawet się nie ocierała o nią, gdy były skoki. Wszystko na trawie i w kilka minut i nigdy nie miała wypadku.
  18. Cenna rzecz, bo: a) jest asortyment i wiadomo, co firma robiła; b) oryginalna terminologia. Domyślam się, że balony-jumping to chyba takie dla skoczków spadochronowych...? A może ktoś napisać, co to były gazochrony? Że coś p-gaz to się można domyślić, ale co konkretnie?
  19. Materiał gładki, nie karkasny, czyli od ruskich nie kopiowaliśmy. Amerykanie swój ripstop wprowadzili dopiero podczas II wojny.
  20. Buahahaha, JEDNA para dyżurna na 38-milionowy kraj. Kocham cię mój kraju ojczysty. Ruskie śpią spokojnie i nie wybierają się na Polskę, bo i tak dobrze wiedzą, że wjadą tu jak w masło, więc i tak im się nie chce, bo i po co...? A my za to mamy święty spokój, bo im się nie chce. Jeszcze trochę, a i z F-16 ciężko będzie uzbierać parę dyżurną zważywszy, że cały serwis za wielką wodą.
  21. Fajne dziewczyny. Ciekawe, jakie były ich wojenne losy. Pielęgniarstwo pielęgniarstwem, ale po takim przeszkoleniu spadochronowym to aż by się prosiło zasilić szeregi czegoś w rodzaju SOE.
  22. Tak, czy siak, panowie, nic na świecie nie przebija ruskich wież spadochronowych z tamtych czasów. Zrobić wieżę spadochronową np. z kościoła i jego wieży to naprawdę trzeba być tylko człowiekiem radzieckim.
  23. Lubię takie teksty, mimo wszystko. Artykulik stanowiący kwintesencję stylu tamtych lat - ze wszystkimi błędami i ze wszystkimi zachwytami nad rzeczami zwykłymi. Czytam zawsze takie teksty z uśmiechem. Ale szaleństwa trochę w tym „desancie pielęgniarskim” jest. Badanie kierunku i siły wiatru za pomocą skoczka „testowego”, a nie jak normalnie w lotnictwie to trochę półamatorszczyzna. Potem zrzut pielęgniarek przez chmury, bez widoczności ziemi, to też igranie z nieszczęściem. Spokojnie można było zejść na 300 m i też bezpiecznie zrzucić pielęgniarki za to z pełną widocznością ziemi. Miały dziewczyny szczęście, że nie pospadały na miasto, bo kontuzje mogłyby być. Fajny tekst.
  24. Niczego on nie zmienia w kwestii testowego spadochronu.
  25. Bo to w ogóle nie jest człowiek. Już to wyjaśniałem we wcześniejszym poście z czerwca. To jest fantom do testów spadochronu. Spadochron z krzyżem z czterech klinów jest testowy, tylko nikt nie wie, na czym testy polegały. A że jest testowy to wozi fantoma bez głowy, bo liczy się tylko odpowiednia masa do testów; aż takie dokładne odwzorowanie anatomiczne być nie musi. Na całym świecie nikt się nie bawił w dokładne odwzorowanie fantomów do testów spadochronowych. Dla przykładu poniżej - testy USAAF z roku 1945.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie