Skocz do zawartości

Wojna w Ukrainie vol. 6


Rekomendowane odpowiedzi

5 godzin temu, beaviso napisał:

Być może niesłusznie, ale nie dopatruję się szczególnego zagrożenia bezpieczeństwa ludzi i mienia operacjami tankowania. Czym różnią się od innych lotów w szyku? No, fakt, jest ich zwiększona częstotliwość - a więc i prawdopodobieństwo zaistnienia zdarzenia wzrasta.

To nie tak działa, jak piszesz i przykład tego urwanego węża to dowód koronny.

W tym, co do Ciebie piszę, nie domagam się cudów, tylko lotniczego myślenia, a tego w Polsce nie ma. Lotnicze myślenie to coś, czego uczą każdego pilota. Jak masz do wykonania lot, albo jak generał lotnictwa ma do zrealizowania wielosamolotową operację lotniczą przeciwko wrogowi to każdy z nich ma mieć przewidziane sto niekorzystnych czynników, jakie zaistnieją „po drodze”, a jeśli nie zaistnieją to tylko trzeba się cieszyć, ale mieć je przewidziane wraz z rozwiązaniami trzeba. To jest lotnicze myślenie.

Ten urwany amerykański wąż do tankowania, który o mały włos by kogoś zabił na polskiej ziemi to jest skrajna kompromitacja polskiego MON i SPRP do spółki.

Oprócz prawa lotniczego i procedur do niego przyporządkowanych w każdym lotnictwie, i cywilnym, i wojskowym, są jeszcze dwie świętości nie kodyfikowane – Just Culture i lotnicza zasada sera szwajcarskiego Jamesa T. Reasona. Czym są obie te rzeczy w lotnictwie to można sobie poczytać w internecie po dodaniu „flight safety”, więc nie będę tego tutaj obszernie wyłuszczał. Gdybyś kiedyś był na jakimś spotkaniu z oficerami SPRP, albo cywilami z ULC to możesz poprosić, żeby o tych dwóch rzeczach opowiedzieli, tylko raczej powstrzymaj się od prośby, aby powiedzieli, jak te dwie rzeczy świetnie w Polsce działają, bo usłyszysz propagandę.

Poniżej jest schemat lotniczej zasady sera szwajcarskiego Jamesa T. Reasona. Każdy system bezpieczeństwa lotów jest tak efektywny, jak najsłabszemu „układaczowi plastrów sera z dziurami” uda się je ułożyć tak, aby przez dziury nie dawało się przetknąć drutu. Każdy „plaster sera” to akt normatywny w strukturze bezpieczeństwa lotów, a każdy taki akt ma swoje niedoskonałości, niedopowiedzenia, możliwość interpretacji, czyli ma „dziury” w „serze”. Jeżeli najsłabsze ogniwo w systemie bezpieczeństwa lotów, ów układacz „plastrów sera z dziurami”, mimo jego najwyższych starań nie potrafi ułożyć plastrów tak, aby nie udało się przez fragmenty dziur przetknąć drutu to klops – to mamy czy to katastrofy MiG-ów-29, czy to jaja, jakie sobie robi załoga USAFowskiego tankowca robiącego zwałkę wadliwego węża na głowy Polaków zamiast nad Bałtykiem, bo nikt o tym nie pomyślał.

image.thumb.jpeg.eb475aa5da4c5937ad47fb8ddaea003e.jpeg

W polskim lotnictwie wojskowym zarówno Just Culture, jak i zasada sera szwajcarskiego Jamesa T. Reasona nie istnieją. Jesteśmy pod tym względem daleko poniżej bantustanu KwaZulu. Na sto procent udowadnia to przypadek z 4 maja br. urwanego przewodu do tankowania leżącego beztrosko przy polskiej szosie. Ale to jest pikuś – na miliard procent udowadnia to katastrofa CASY, katastrofa smoleńska oraz burdel panujący do dziś w lotach HEAD.

Wiesz, od kiedy i jak długo panowały – pod względem bezpieczeństwa lotów – w polskim lotnictwie wojskowym te dwie świętości, czyli Just Culture i zasada Jamesa T. Reasona? Od roku 1990 do mniej więcej 1996. Ostateczna śmierć tych dwóch fundamentalnych zasad bezpieczeństwa lotów to katastrofa Iskry w 1998. Dziok i jego generałowie wykończyli do reszty te fundamenty bezpieczeństwa operacji powietrznych. O ile w latach 1990-1996 polskim lotnictwem wojskowym zarządzało wielu idealistów, którym naprawdę zależało na najwyższych standardach i Just Culture, i zasady Reasona o tyle potem dorwało się w polskim lotnictwie wojskowym klasyczne, odwieczne towarzystwo „wicie, rozumicie” i szlag wszystko trafił. Na doroczne Konferencje Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP dziennikarze byli zapraszani w latach 1990-1994. Potem już zaczynali być „niebezpieczni”, bo Just Culture i Reason zaczęli zanikać, aż zniknęli całkowicie. I dziennikarzy wyrzucono z tych konferencji.

Dziś „Just Culture” polskiego lotnictwa wojskowego to tropienie ubeckimi metodami sygnalistów, którzy poinformowali media o tym, ile było zatajonych awarii i przesłanek do wypadków MiG-ów-29. Na Zachodzie w tamtejszym Just Culture byłoby rzeczą najnormalniejszą i wysoce cenioną, że o awariach publicznie się dyskutuje, w tym także z cywilną opinią publiczną. W polskim „Just Culture” nasyła się na sygnalistów z lotnictwa wojskowego ŻW samą przeżartą patologiami, o czym media informują.

Niepoinformowanie przez MON i SPRP o tym, że spadł przy szosie ten urwany wąż to kompletne prostactwo, prymitywizm, kulturowe zdziczenie. Właśnie z tym walczy lotnicze Just Culture tylko nie u nas, a na Zachodzie. Gdyby powiedzieć jakiemukolwiek inspektoratowi bezpieczeństwa lotów w starych państwach NATO, jak polskie władze cywilne i wojskowe zachowały się w tym przypadku to nikt by w to nie uwierzył.

To, że nad Polską jest strefa tankowania „Dora” to można zrozumieć, bo w razie „W” służyłaby Polsce, Czechom i Słowacji. Ale że inne tankowania odbywają się nad lądem w Polsce środkowej i północnej to jest niebezpieczny absurd przy istnieniu polskiego poligonu morskiego, gdzie te tankowania powinny się odbywać dla bezpieczeństwa cywilów – tak jak robią to Brytyjczycy. To jest absurd właśnie zaprzeczający lotniczej zasadzie bezpieczeństwa Jamesa T. Reasona i 4 maja br. to się drastycznie okazało. Żadne siły zbrojne świata nie są zwolnione od stosowania zasady Reasona, a przeciwnie – bardzo się ją ceni. Ale nie w Polsce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jedburgh_Ops Dziękuję za obszerne wytłumaczenie i - jeszcze bardziej - za poświęcony czas. Doceniam!

Strefy tankowania urządzone są tam, gdzie najczęściej odbywają się loty - strefa LUCY sąsiaduje z TSA02, gdzie zwykle odbywają się największe ćwiczenia, a bez udziału zagraniczniaków często spotykają się tam nasi z Malborka, Mińska, Krzesin i Łasku. Strefa DORA to kolejny rejon działania naszych F-16 (TSA06), a KATE zwykle wiąże się z realizacją zadań na Nadarzycach. Poza dobitnie podkreślanymi przez Ciebie aspektami bezpieczeństwa, trudno raczej o racjonalne zaplanowanie zadań gdyby tankowania musiały wymagać odskoczenia aż nad Bałtyk.

W rzeczywistości oprócz tych oficjalnie ogłoszonych 4 stref zdarzają się inne. Przeglądnąłem kilkanaście screenów robionych przy okazji większego/ciekawszego ruchu w powietrzu - niektóre z nich przytaczam dla ciekawości. Widać na nich cyrkulacje poza wskazanymi przeze mnie "imiennymi" strefami. Na jednym z nich jest kolejka F-16 za tankowcem nad Niemcami, tak że i u nich nie lata się nad Nordsee ani Ostsee.

Przed chwilą wyczytałem inną nazwę wioski, obok której spadł ten nieszczęsny przewód - ROBACZEWO. Dla porządku zaznaczyłem je na mapie strefy LUCY - kolorem zielonym. Ale niewiele to zmieniło, bo nadal wypada idealnie w typowej cyrkulacji.

Wspominasz lata 1990-1996 jako okres, gdy rozwijała się kultura informacyjna wokół zdarzeń w lotnictwie wojskowym. Pamiętam z tamtych lat, jak chłonąłem wszelkie informacje - jeszcze bez najprostszego nawet internetu - notując sobie to i owo. Faktycznie podawano dokładne dane - wiedziałem gdzie, jaki samolot, z jakim numerem uległ wypadkowi. Co roku w Skrzydlatej Polsce był artykuł po konferencji bezpieczeństwa lotów, w którym podawano katastrofy i awarie zaistniałe w roku poprzednim. Potem, mimo rozwoju technologii informacyjnej, takie syntetyczne artykuły zniknęły. Owszem, podawano "w newsach" każde zdarzenie, ale nie były one systematyzowane dla oczu zwykłych zjadaczy chleba. A obraz był wówczas tragiczny. Pamiętam zwłaszcza lata 1995 i 1996. Su-20/Falenta, miesiąc później Su-22UM3K/Maćko+Kawka, dwóch pułkowników, którzy grzebnęli się podobno dlatego, że odtwarzali przebieg katastrofy Falenty, zaraz potem Su-22/Stramek na Nadarzycach i jakieś prywaciarskie zapalniki, które detonowały bomby natychmiast po zrzucie. W 1996 głośno było o katastrofie pod Rozewiem, gdzie MiG-21bis z pilotem jaki ćwiczył (lub popisywał się przy okazji ćwiczeń) nisko nad Gdynią do pokazu na Dni Morza (ojciec widział jak na żyletkę cisnął zwroty nad miastem - widział z okna, leżąc wówczas w szpitalu), został skierowany na wypalenie paliwa nad Rozewie i tam na pełnej trafił w Bałtyk wskutek utraty orientacji przestrzennej, w tym samym roku Anakonda 0512, dwa lat wcześniej "bis", który spadł obok zbiorników bazy paliwowej w Dębogórzu na skraju Kępy Oksywskiej - wówczas spadały jak ulęgałki. Bezpieczeństwo lotów, zarówno wskutek zaniedbań technicznych i słabej techniki (ale jednak nie takiej starej - to były zwykle maszyny 10-15- letnie), jak i licznych błędów pilotażowych, było wówczas na niskim poziomie.

Można nawet zaryzykować stwierdzenie - to co z tego, że utrzymywano nieznaną wcześniej wysoką kulturę informacyjną, skoro zdarzenia i tak następowały bardzo licznie? Czy szerokie informowanie, jak w cywilizacjach zachodnich, miało stworzyć presję na tych odpowiedzialnych za technikę i realizację zadań? Może. Ale prędzej spotykało się opinie społeczeństwa w stylu "po co nam to całe lotnictwo", "zabierzcie z Oksywia te MiGi, bo zaraz komuś na głowę spadną (Gdynia)" - zdarzenia były łatwym pretekstem do pozbycia się hałasu ze swojej okolicy.

No dobra, miałem szykować pytania do opisu przedmiotu zamówienia w jakimś idiotycznym przetargu... Chyba zablokuję sam sobie wejście na forum :D

To teraz jeszcze parę screenów - zawsze to ciekawie spojrzeć. Może nie w temacie UA, ale - i tak pora na kolejny Volume.

M.

ADSB_20200513_Tankowanie.jpg

ADSB_20200625_2AWACSy+KC135_PL.jpg

ADSB_20200818_WeaselsPL_01.jpg

ADSB_20200921_PięćTankowców02.jpg

ADSB_20200922_Tankowania01.jpg

ADSB_20200923_B52_02.jpg

ADSB_20200925_KomplecikAutobusów05.jpg

ADSB_20200925_KomplecikAutobusów08.jpg

Clipboard02.jpg

Edytowane przez beaviso
  • Tak trzymać 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, beaviso napisał:

@Jedburgh_Ops Dziękuję za obszerne wytłumaczenie i - jeszcze bardziej - za poświęcony czas. Doceniam!

Wspominasz lata 1990-1996 jako okres, gdy rozwijała się kultura informacyjna wokół zdarzeń w lotnictwie wojskowym. Pamiętam z tamtych lat, jak chłonąłem wszelkie informacje - jeszcze bez najprostszego nawet internetu - notując sobie to i owo. Faktycznie podawano dokładne dane - wiedziałem gdzie, jaki samolot, z jakim numerem uległ wypadkowi. Co roku w Skrzydlatej Polsce był artykuł po konferencji bezpieczeństwa lotów, w którym podawano katastrofy i awarie zaistniałe w roku poprzednim. Potem, mimo rozwoju technologii informacyjnej, takie syntetyczne artykuły zniknęły.

Tak było. Siedziałem na tych rokrocznych Konferencjach Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP, obok mnie siedzieli cywilni dziennikarze nawet z dzienników, na pewno z „Rzeczpospolitej”, i myślałem, że mi się to śni, albo że mnie coś przeniosło do Wielkiej Brytanii, albo Hiszpanii, albo Portugalii, albo Francji, bo to wszędzie (tylko w cywilizowanych siłach zbrojnych) tak samo działa, już nie mówiąc o kontynencie północnoamerykańskim. Jak był najsłynniejszy wypadek francuskiego F-8E(FN) na Clemenceau to nawet w sumie proste francuskie pisemko Air Action go opisało i nawet jest zdjęcie pilota-bohatera tego wypadku – mam jego autograf na tym zdjęciu.

Na tych konferencjach nie było litości. Każdy niedoszkolony pilot, każdy zły kierownik lotów, każdy specjalista techniczny czemuś winny był szczegółowo omawiany. Każdy skandal z rocznym nalotem pilotów 50-70 h – gdy powinni mieć 120-130 h – był omawiany i analizowany. Każda przesłanka do wypadku była omawiana. A tego wszystkiego rocznie jest w polskim lotnictwie wojskowym relatywnie dużo.

To były lata 1990-1994.

A teraz? Just Culture i Reason jeszcze dobrze się w polskim lotnictwie wojskowym nie urodzili, a już zostali poddani brutalnej aborcji i po 4-5 latach zapanowały metody ubeckie ukręcania łba wszystkiemu, co się da i kompletnej izolacji opinii publicznej od tego, co się dzieje w lotnictwie wojskowym. Jak była katastrofa wojskowej Bryzy z winy jej dowódcy (narkotyki we krwi) to gdyby jeden cywil nie poznał faktów i gdyby nie opisano tego w mediach to nigdy w życiu opinia publiczna nie wiedziałaby, co się w lotnictwie wojskowym dzieje. Jak były wypadki MiG-ów-29 to dziennikarze je opisujący byli i są wrogami publicznymi nr 1 dla SPRP, ŻW i MON.

Przez cały okres LWP trepy miały swój ulubiony greps – „śmierdzący cywile”. W latach mojego związania z lotnictwem wojskowym nasłuchałem się tego po czubek głowy – śmierdzący cywile to, śmierdzący cywile tamto, śmierdzący cywile siamto i owamto; wy śmierdzący cywile macie zamknąć mordę, siedzieć na dupach i nie wsadzać waszych brudnych nosów w wojskowe sprawy.

I dokładnie ta epoka wróciła, a dowód koronny to urwany NATOwski wąż tankera. Nic dziwnego, że jesteśmy teraz pośmiewiskiem u Brytyjczyków (u których coś takiego by się nie zdarzyło) i że patrzą na nas, jak na wiochę na peryferiach NATO z zerowymi zasadami Reasona. Kilku metrów zabrakło, aby ten wąż trafił w samochód i zabił z tego powodu parę osób.

Ale dla MON i SPRP nic się nie stało, bo pięknie wróciła epoka „wicie, rozumicie” – spadł se wąż, no to se spadł, a was śmierdzących cywili gówno to obchodzi; siedźta na dupach, grilujta se, a o wężu niczego się od nas nie dowiecie, bo gówno was to obchodzi śmierdzący cywile.

A w zdrowym lotniczym systemie Reasona i w cywilizowanych siłach zbrojnych wystarczyłoby do procedur dorzucić tylko jeden „plaster sera”, przez który w połączeniu z innymi plastrami drut już by nie przeszedł. Wystarczyłaby emisja jednego dokumentu do NATOwskiego lotnictwa tankerów, że mają się tu nie panoszyć, tylko jak jest awaria to zwałka dysfunkcyjnego sprzętu ma być nad Bałtykiem, a nie na głowy Polaków. Tak samo, jak się tanker rozszczelni na skutek wypadku podczas tankowania (bo to też się zdarza) to won nad Bałtyk, żeby wyciekło co ma wyciec, a nie żeby w razie eksplozji (co też się zdarza) tanker poszedł do ziemi na głowy Polaków. Jest taki dokument? Nie ma i mamy, co mamy, czyli burdel jak w lotach HEAD, co afery w lotach z Dudą co i rusz udowadniają.

Edytowane przez Jedburgh_Ops
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Jedburgh_Ops napisał:

Tak było. Siedziałem na tych rokrocznych Konferencjach Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP, obok mnie siedzieli cywilni dziennikarze nawet z dzienników, na pewno z „Rzeczpospolitej”. i myślałem, że mi się to śni, albo że mnie coś przeniosło do Wielkiej Brytanii, albo Hiszpanii, albo Portugalii, albo Francji, bo to wszędzie (tylko w cywilizowanych siłach zbrojnych) tak samo działa, już nie mówiąc o kontynencie północnoamerykańskim. Jak był najsłynniejszy wypadek francuskiego F-8E(FN) na Clemenceau to nawet w sumie proste francuskie pisemko Air Action go opisało i nawet jest zdjęcie pilota-bohatera tego wypadku – mam jego autograf na tym zdjęciu.

Na tych konferencjach nie było litości. Każdy niedoszkolony pilot, każdy zły kierownik lotów, każdy specjalista techniczny czemuś winny był szczegółowo omawiany. Każdy skandal z rocznym nalotem pilotów 50-70 h – gdy powinni mieć 120-130 h – był omawiany i analizowany. Każda przesłanka do wypadku była omawiana. A tego wszystkiego rocznie jest polskim lotnictwie wojskowym relatywnie dużo.

To były lata 1990-1994.

A teraz? Just Culture i Reason jeszcze dobrze się w polskim lotnictwie wojskowym nie urodzili, a już zostali poddani brutalnej aborcji i po 4-5 latach zapanowały metody ubeckie ukręcania łba wszystkiemu, co się da i kompletnej izolacji opinii publicznej od tego, co się dzieje w lotnictwie wojskowym. Jak była katastrofa wojskowej Bryzy z winy jej dowódcy (narkotyki we krwi) to gdyby jeden cywil nie poznał faktów i gdyby nie opisano tego w mediach to nigdy w życiu opinia publiczna nie wiedziałaby, co się w lotnictwie wojskowym dzieje. Jak były wypadki MiG-ów-29 to dziennikarze je opisujący byli i są wrogami publicznymi nr 1 dla SPRP, ŻW i MON.

Przez cały okres LWP trepy miały swój ulubiony greps – „śmierdzący cywile”. W latach mojego związania z lotnictwem wojskowym nasłuchałem się tego po czubek głowy – śmierdzący cywile to, śmierdzący cywile tamto, śmierdzący cywile siamto i owamto; wy śmierdzący cywile macie zamknąć mordę, siedzieć na dupach i nie wsadzać waszych brudnych nosów w wojskowe sprawy.

I dokładnie ta epoka wróciła, a dowód koronny to urwany NATOwski wąż tankera. Nic dziwnego, że jesteśmy teraz pośmiewiskiem u Brytyjczyków (u których coś takiego by się nie zdarzyło) i że patrzą na nas, jak na wiochę na peryferiach NATO z zerowymi zasadami Reasona. Kilku metrów zabrakło, aby ten wąż trafił w samochód i zabił z tego powodu parę osób.

Ale dla MON i SPRP nic się nie stało, bo pięknie wróciła epoka „wicie, rozumicie” – spadł se wąż, no to se spadł, a was śmierdzących cywili gówno to obchodzi; siedźta na dupach, grilujta se, a o wężu niczego się od nas nie dowiecie, bo gówno was to obchodzi śmierdzący cywile.

A w zdrowym lotniczym systemie Reasona i w cywilizowanych siłach zbrojnych wystarczyłoby do procedur dorzucić tylko jeden „plaster sera”, przez który w połączeniu z innymi plastrami drut już by nie przeszedł. Wystarczyłaby emisja jednego dokumentu do NATOwskiego lotnictwa tankerów, że mają się tu nie panoszyć, tylko jak jest awaria to zwałka dysfunkcyjnego sprzętu ma być nad Bałtykiem, a nie na głowy Polaków. Tak samo, jak się tanker rozszczelni na skutek wypadku podczas tankowania (bo to też się zdarza) to won nad Bałtyk, żeby wyciekło co ma wyciec, a nie żeby w razie eksplozji (co też się zdarza) tanker poszedł do ziemi na głowy Polaków. Jest taki dokument? Nie ma i mamy, co mamy, czyli burdel jak w lotach HEAD, co afery w lotach z Dudą co i rusz udowadniają.

Kończ Waść, wstydu oszczędź...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To już nawet nie jest żałosne. Wielkie słowa, a biznes jak zwykle. Fiutin morderca się z nich śmieje. 

 

"10 kolejnych europejskich nabywców gazu otworzyło rachunki w Gazprombank JSC, podwajając łączną liczbę klientów gotowych zapłacić za rosyjski gaz w ramach nowego schematu - z przeliczeniem euro na ruble, jak żądał Putin

O tym informuje Bloomberg, powołując się na źródła.

Łącznie 20 europejskich firm otworzyło rachunki w Gazprombanku. Kolejnych 14 klientów poprosiło o dokumenty wymagane w tym celu."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klasyka. Było Vichy? Było. Byli quislingowcy? Byli. Był węgierski nazistowski kolaborant Ferenc Szálasi? Był. Itp., itd. Zawsze tak było i będzie. Wszelkie mendy zawsze wyjdą z każdej szpary, jeśli tylko okoliczności sprzyjają.

Edytowane przez Jedburgh_Ops
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie