Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    11 087
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. Dziękuję za uzupełnienie. Gość jest w randze First Sergeant i nosi szewrony zatwierdzone w roku 1904 tylko dla kawalerii. Że ma czterdziestkę piątkę to widać, ale tego sprzętu chyba WP nie pozyskiwało? (sprostowanie mile widziane). Ważniejsze, że ma szablę kawaleryjską U.S. Army M1913 (tzw. szablę Pattona). Był to ostatni wzór amerykańskiej szabli kawaleryjskiej. I tu dopiero jest pytanie, czy WP nie pozyskało także takich szabel? Gdyby ktoś widział na zdjęciach polskich kawalerzystów taki wzór szabli, jak powyżej, to otworzymy tutaj wątek broni białej U.S. Army w WP. Jest na forum guru od takich spraw plus kilku wybitnych speców, więc myślę, że nieźle wątek by się potoczył.
  2. Należy Ci się wieniec laurowy - dzierżysz rekord Pokazałeś amerykańskie buty kawaleryjskie na co najmniej 15 haczyków oraz licho wie ile nitów oczkowych na podbiciu. Dotąd rekord w tym wątku to były 14-haczykowce. Czyli pokazałeś te bardzo klasyczne buty kawalerii U.S. Army, jakie zagnieździły się w niej na dekady - buty w tym stylu, jak u poniższego amerykańskiego kawalerzysty z międzywojnia. Skąd te różnice w liczbie haczyków i nitów oczkowych wytłumaczę później, bo temat jest olbrzymi, aczkolwiek dobrze znany. Razem z Formozą poruszyliście w Waszych ostatnich czterech postach olbrzymi i bardzo ciekawy temat, a dla mnie bardzo czasochłonny, bo muszę masę rzeczy posprawdzać w moim archiwum, m.in. w moich amerykańskich czasopismach lotniczych z lat 20. Ale napiszę Wam obu grubszy post, tylko to chwilę potrwa. Razem może dojdziemy do interesujących wniosków, tylko musicie też przyłożyć się z Waszą olbrzymią wiedzą o polskim wojskowym międzywojniu, bo ja jestem za cienki w takim akurat zakresie tematycznym. Ale myślę, że razem rozkminimy fajny temat kompletnie nieistniejący w jakichkolwiek publikacjach.
  3. Ukraińcy aresztowali pilota zdrajcę 30 lipca Służba Bezpieczeństwa Ukrainy poinformowała o zdemaskowaniu i aresztowaniu kolejnego agenta rosyjskiego wywiadu wojskowego. Okazał się on majorem w jednej z brygad lotniczych Sił Zbrojnych Ukrainy, gdzie pełnił funkcję pilota instruktora.
  4. Dlatego napisałem: Gdybym - w powyższym wariancie drugim - poszedł do Wehrmachtu to, jak siebie znam, byłbym pogodzony z faktem, że wojny nie przeżyję, ale robiłbym tak, jak Benedykt XVI w jego flaku, czyli strzelałbym, ale nie celowałbym do „wroga”. Byłoby mi już wszystko jedno, czy zginę, czy nie, byleby uratować od KL moich najbliższych, czyli od sytuacji, jaką wspomniał w tym wątku Bjar.
  5. Bo to jest wątek dla ludzi zwyczajnych, mądrych, normalnych, zrównoważonych, doświadczonych życiowo. A zlecieli się tu (jak zawsze w necie) także ci wspaniali, najwspanialsi, którzy gwarantują, że w życiowych sytuacjach najskrajniejszych, najbardziej ekstremalnych, są dużo lepsi niż reszta populacji. Ja nie mam pojęcia, jak bym się zachował, gdy mi przylazł do domu SSman i powiedział – „Albo służysz dla III Rzeszy, albo idziesz do KL”. Za to wiem, jak bym się zachował, gdyby mi przylazł do domu SSman i powiedział – „Albo służysz dla III Rzeszy, albo do KL idzie twoja żona, matka i dziecko”. Oczywiście, że bym poszedł do Wehrmachtu.
  6. Ponieważ domyślam się, jakie pacyfikacje wiosek w wykonaniu „munduru polskiego” masz na myśli to tylko powiem, że też mam problem z „tulipanem” robionym ukraińskim kobietom podczas pacyfikacji dokonywanych w ukraińskich osadach przez „szlachetne” przedwojenne Wojsko Polskie, a potem że nastąpił Wołyń. Bardzo chciałbym zobaczyć, jak „tulipan” byłby robiony przez Ukraińców kobietom polskim, a potem jak by się za to wszystko zemściło AK czy jakiekolwiek inne WP... Spróbujmy jednak wrócić do zasadniczego wątku.
  7. Też mam nadzieję, bo to jest najbardziej ikoniczna postać Sokołów/Anakond. Jezu, jak on Sokołem startował tą jego śrubą, a potem jak wirował końcówkami wirnika głównego 20-30 cm od ziemi to - ja nie strachliwy w lotnictwie - ale naprawdę zastanawiałem się, czy wykonać komendę „Padnij!”, albo czy spieprzać z lotniska i chować się za jakiś budynek? A wszystko to bezpieczne. Nie miał wpadek, jak... już się zlituję nad PZL Okęcie
  8. Czy kontradmirał pilot Zbigniew Smolarek (kultowa postać Sokołów/Anakond, wiadomo) dołoży się jakoś do muzeum?
  9. „To byli i są nasi chłopcy”. Widzieliśmy wystawę w Muzeum Gdańska Tytuł wystawy w Muzeum Gdańska „Nasi chłopcy” nie jest przypadkowy. Autorzy nawiązali do frazy „Ons Jongen”, którą Luksemburczycy – wcielani przymusowo do Wehrmachtu w czasie wojny – nazywali swoich bliskich wysyłanych na front. „Dla wielu rodzin z Pomorza sytuacja była podobna. Wpis na volkslistę nie był wyborem ideologicznym, lecz formą przetrwania” – uważają przedstawiciele Muzeum Gdańska. „Byli to ludzie stąd, a więc »nasi chłopcy«. Ich rodziny żyją tu – na Pomorzu – dziś” – napisali. I to jest tak jakby to przesłanie, które chce ukazywać Mateusz Deling w jego prywatnym kłanińskim muzeum, tak mi się wydaje. Mam nadzieję, że opowie coś więcej o tym w najbliższych odcinkach „Tank Huntera”. Ja przynajmniej trzymam za to kciuki.
  10. Polak potrafi! Daliśmy radę dźwignąć się tylko Mi-dwójką!! Masa medali tego upadłego moczymordy na pewno była mniejsza od masy gorzały, jaką miał w sobie. Poza tym wuj odbierał go po balandze na finał tych olbrzymich manewrów UW w Polsce (zapomniałem ich kryptonimu), jakimi ćwiczyliśmy der Anschluss Beneluksu, więc ta pijaczyna była w ubiorze polowym bez medali. Wuj zawsze mi tłumaczył, jak startować Mi-dwójką. On był przecież też pilotem doświadczalnym tego wynalazku. Zawsze stosował start samolotowy, czyli z rozbiegu, jeśli grunt na to pozwalał, albo przynajmniej po oderwaniu z małą prędkością postępową. Zawsze mi robił wykłady, jak dramatycznie łatwo urwać poduszkę spod Mi-dwójki przy starcie pionowym i mówił, że nigdy go nie stosuje. I tak wuj dźwignął Mi-dwójką tę sowiecką moczymordę.
  11. A to jest jakaś rekonstrukcja historyczna Prima Aprilisu?
  12. Polska Mi-dwójka wiozła nawet marszałka Kulikowa, gdy był na jakichś dużych ćwiczeniach w PRL. Oficjalnie dlatego, iż rzekomo jego śmigłowiec miał awarię. Już w to wierzę. Na sto procent załoga była pijana w trupa, tak jak sam Kulikow, którego trzeba było wmontować do tej Mi-dwójki, bo był nawalony poza kontaktem z atmosferą ziemską. Mój wuj tę pijaczynę gdzieś odwiózł.
  13. Wielka szkoda, że nie wiedziałem o tym muzeum wcześniej, bo siłami rodzinnymi wnieślibyśmy do tej placówki sporo zarówno pod względem pamiątek materialnych, jak i pod względem tzw. (jak to określają Anglosasi) „oral history”. A tak wszystko poszło do Dęblina, gdzie wuj przed śmiercią zrobił rok temu kapitalny wykład i przekazał swój lotniczy dorobek do tamtejszego muzeum. Wspomniałem w pierwszym moim poście, że miałem w najbliższej rodzinie „kogoś z Mi-dwójek”. Ano miałem i to nie byle kogo, tylko postać legendarną, opiewaną w telewizji przez wiele lat. Potwierdziłby to największy przyjaciel wuja, płk pil. Ryszard Piotrowski, też legenda z tej samej jednostki, tylko z Mi-ósemek. Obaj panowie m.in. byli pilotami VIP-ów, a płk Piotrowski zawsze woził po Polsce JPII i premierów, prezydentów innych państw, jak np. Valéry'ego Giscarda d'Estaing. Niestety płk Piotrowski już niczego nie potwierdzi, a w każdym razie nie na tym świecie. Obaj przyjaźnili się tak bardzo, że już na zawsze umówili się na maleńkim cmentarzu parafii Św. Apostołów Piotra i Pawła w Pyrach, gdzie obaj leżą obok siebie. Wuj zmarł 14 października 2024 r. Ten mój ktoś to mjr pil. Bogusław Szymanek – syn siostry mojej babki, czyli tzw. kuzyn, ale całe życie mówiłem do niego „wujku”, a widywaliśmy się bardzo często i wyciągałem z wuja relacje nie do opisania, bo musiałbym pójść siedzieć, a przynajmniej w czasach PRL. Kim był wuj, skąd się wziął na Mi-dwójkach i co nimi robił? Wuj był absolwentem Dęblina w klasie rur. Nie będę wyliczał na czym w życiu latał, bo byłoby za długo. W każdym razie był instruktorem na: Jak-11, MiG-15bis i LiM-2. Poszedłby dalej, na wszystkie następne rury, ale… był wiecznym podpadziochą. Dwoje swoich dzieci ochrzcił w podziemiu chrzcielnym („tajna” usługa KK dla LWPowców), co to Episkopatowi przeżartemu na wskroś przez esbecję wydawało się, że nikt o tym „nie wie”. Ponadto pod żadną prośbą, ani groźbą nigdy nie zapisał się do PZPR. Znowu był podpadziochą i to na grubo. Był więc „elementem niepewnym”, a to oznaczało koniec kariery na rurach. Czyli było „Wicie, rozumicie, dobry pilot jesteście, ale…”. I do widzenia. „W nagrodę” oddelegowano go na SM-1, SM-2 i na finał na Mi-2. Tam nadal był podpadziochą, bo odmawiał udziału w bardzo popularnym „sporcie” LWPowców najwyższej rangi, czyli w polowaniach ze śmigłowców. Niektórzy by się mocno zdziwili (ale nie ludzie z branży, bo wszyscy o tym wiedzą), którzy to bracia-generałowie LWP byli w to zamieszani po zabiciu człowieka na polu i dla których to braci sprawie oczywiście ukręcono łeb. Na szczęście wuj odmawiał takich polowań z pokładu Mi-dwójki, ale za to znowu był podpadziochą. Skąd wuj i telewizja? Forumowe starszaki być może pamiętają normalne zimy, czyli dużo śniegu i jak najbardziej normalne -10 ÷ -20° C. Nadal forumowe starszaki być może pamiętają historyczny drewniany most w Wyszogrodzie. Rokrocznie kra dewastowała ten most, a chciano go ratować i jako zabytek, i jako normalną rzecz użytkową dla ludności. Ponieważ wuj był specem od różnych broni na Mi-2, w tym prowadził próby z jakimiś wynalazkami z zakresu uzbrojenia tego śmigłowca to wyznaczono wuja na „obrońcę” drewnianego mostu w Wyszogrodzie. Co zima – to reportaż w głównym wydaniu dziennika telewizyjnego (albo w telewizyjnym magazynie „Poligon”) i „Major Szymanek jak zawsze broni mostu w Wyszogrodzie!” :-) Kra faktycznie była zabójcza dla tego mostu i co roku trzeba go było remontować i wzmacniać, ale to i tak było już próchno. W zależności od grubości kry wuj albo wysadzał Mi-dwójką na krze przy moście saperów, stał w zawisie nad krą i czekał aż ulokują w niej ładunki wybuchowe i potem odlatywał z całą ekipą, żeby można było pirotechnicznie odblokować most, albo – gdy kra była słabsza i bano się desantować na nią saperów – bombardował tę krę. Tylko nie wiem czym bombardował, ale ponieważ sam pracowałem w ITWL przy „wynalazkach” do bombardowania ze śmigłowców, więc może bombardował jakimiś „wynalazkami”. Jak wuj woził Mi-dwójką LWPowskich i ruskich VIPów to już nie będę pisał, bo nie wiem, czy ktokolwiek by uwierzył. Jako bezpartyjny wuj dosłużył za sterami Mi-2 do emerytury w randze tylko majora. Wszyscy kumple z jego roku w Dęblinie zakończyli kariery jako pełni pułkownicy, wiadomo dlaczego.
  14. Jestem tego samego zdania. Będzie tak, jak w czasie emisji „Niewolnicy Isaury” - puste ulice; policja nie ma co robić, bo złodzieje i bandyci też z wypiekami na twarzach przed telewizorami; nie ma stłuczek na jezdniach. Jak się złamie iglica PKiN to też pies z kulawą nogą w tym czasie się nie zainteresuje.
  15. Cóż za uderzające fizyczne podobieństwo - wykapani ojciec i syn. A jaka wielka szkoda i niedopatrzenie Karnowskiego, że nie przypiął sobie znaczka Newsweeka, dla którego pracował i był mu wierny, a głównie wierny niemałym pieniądzom płaconym przez Ringier Axel Springer.
  16. Właśnie trwa aukcja na buty identyczne, albo prawie identyczne, jakie powyżej nosi Patton, i jakie z bardzo dużym prawdopodobieństwem mogły trafiać także do Wojska Polskiego tuż po I w.ś. Ponieważ aukcja się skończy i zdjęcia przepadną to uratujmy najważniejsze z nich.
  17. Nie wiem, co to ma „udowadniać”, bo kompletnie niczego nie udowadnia. Każdy może sobie wierzyć, w co chce na widok tego hiszpańskiego incydentu. Wszystkie incydenty z rzekomymi, albo nie, ptakami to podstawowa informacja-wymówka dla mediów, gdy coś niedobrego na oczach ludzi dzieje się w lotnictwie wojskowym. Wszystko zawsze i na całym świecie zwala się na ptaki bez względu na to, czy to prawda, czy nie. Żaden dowódca sił powietrznych nie chce wyrzucać z wojska swojego kumpla-szefa sekcji bezpieczeństwa lotów, który toleruje chuligaństwo w powietrzu, a chuligaństwo jest wszędzie. Każdy może sobie wierzyć, w co chce na widok tego hiszpańskiego incydentu, tylko jeszcze trzeba mieć zielone pojęcie, co widać z kabiny statku powietrznego, jaki jest ludzki czas reakcji i jaka jest reaktywność powierzchni sterowych. Nawet piloci szybowcowi przy ich prędkościach lotu rzędu 90÷160 km/h mają zderzenia z ptakami, bo taki jest (albo raczej nie jest) czas reakcji i człowieka, i systemu sterowania szybowcem. Każdy może sobie wierzyć w „geniusza”, który przy prędkości, jak wspomniałem, rzędu ~450÷600 km/h „dostrzegł stado ptaków” i zareagował. Ja nie wierzę i nie uwierzę, bo wiem co widać z kabiny przy prędkościach choćby tylko o połowę mniejszych i jakie są czasy reakcji człowieka oraz sprzętu lotniczego i również wiem, jakie kity wojsko zawsze wciska zwalając incydenty na ptaki. Ponieważ to Hiszpania to ten „geniusz” musiałby mieć na widoku stado kilkudziesięciu największych hiszpańskich ptaków - orłów cesarskich - żeby odpowiednio zareagować, a nie małe nadmorskie rybitwy.
  18. Bardzo dziękuję za wszystkie Twoje ciekawe posty. Dobrze pokazują, że problem jest ponadnarodowy. I dobrze też pokazują, do czego dorosły inne narody, a do czego nie dorósł naród tutejszy.
  19. Normalnie geniusz, nie pilot. Przy tych prędkościach, z jakimi latają te myśliwce, piloci zawsze pakują się w ptaki lub ich małe stada, bo ich po prostu przy tych prędkościach nie widzą, a ten geniusz przy prędkości (dla gawiedzi) ~450÷600 km/h „dostrzegł stado ptaków”, którego nie widać nawet przy powolnym przesuwaniu się kamery filmującej ten pokaz.
  20. Świetne zdjęcie dobrze pokazujące to, co napisałem w poście z Pattonem. Mamy już w tym wątku buty na 8 tych amerykańskich haczyków (a potem następują nity oczkowe), na 10 haczyków (+ nity oczkowe) i na 14 haczyków + nity oczkowe. A więc nie ma cudów - któreś z tych butów były w pełni akceptowalne przez U.S. Army, ale nie każde pochodziły z zamówienia dla wojska, tylko były wyprodukowane przez cywilnych szewców albo do wojskowych sklepów PX, albo po prostu do własnych sklepów i potem takie buty nazywało się „civvie street”, albo „private purchase”, ale to wszystko było normalne w U.S. Army. Dla rekonstruktorów historycznych to są bardzo dobre wiadomości, ponieważ na amerykańskim eBay ludzie nierzadko nie wiedzą, co sprzedają i zawsze jest to dobrą okazją do kupna czegoś eks-wojskowego za minimalne pieniądze.
  21. W powyższym materiale zaiste wzruszające jest oświadczenie Koreańczyków, że oni nie będą płacić żadnych kar umownych, ponieważ nie oni za nie odpowiadają, a wyłącznie Polacy. Naprawdę dobre. Jako żywo przypomina mi się moja ponad dwuletnia współpraca z szefostwem na Polskę Daewoo (pisałem o tym wcześniej). Bantustan Bolanda niczego, kompletnie niczego się nie uczy, bo organicznie jest do tego niezdolny.
  22. Samolot FA-50 w polskiej armii. Kronika zapowiedzianej klęski Mariusz Sarosiek - ot postać w tej całej grandzie...
  23. Uwaga ogólna, myślę, że szczególnie przydatna dla rekonstruktorów WP okresu międzywojnia. Ogólny problem z butami kawaleryjskimi U.S. Army jest taki, jak z całą U.S. Army czasu I i II wojny światowej. Problem taki mianowicie, że sporo rzeczy na żołnierzach pochodziło z (mówiąc po amerykańsku) civvie street albo z wojskowych sklepów PX (Post Exchange), gdzie cywilni handlowcy oferowali masę rzeczy produkowanych poza kontraktami wojskowymi, które jednak były à la rzeczy wojskowe. Było to tak, że jeśli szef U.S. Army Quartermaster Corps w danej jednostce nie dawał rady zgromadzić czegoś dla żołnierzy i/lub oficerów z oficjalnych zamówień rządowych, wówczas dawał żołnierzom i/lub oficerom pieniądze na zakup tego czegoś na rynku komercyjnym - na tej „civvie street”, czyli na „cywilnej ulicy”. Wiadomo było, którzy krawcy, kaletnicy lub szewcy robią takie rzeczy i tam właśnie się szło ze starannie wydzieloną sumą USD na zakup tego, czego brakowało w jednostce. Nikt tego nie gonił w ramach dyscypliny formalnej tak podczas I, jak i II wojny. Wielu żołnierzy chodziło ubranych jak chciało pod względem czapek, koszul, butów i galanterii skórzanej. Względne wzory kroju i koloru musiały jedynie trzymać spodnie i kurtki mundurowe. Stąd też mogły się zdarzać także i takie buty kawaleryjskie, jak poniżej i gdyby któryś z polskich rekonstruktorów historycznych zdobył takie buty czy to jako oryginały, czy repliki to szefostwo danej grupy rekonstrukcyjnej nie powinno mieć o to pretensji. Poniżej jest kawalerzysta por. George S. Patton w roku 1916. Tak, TEN George S. Patton. Jak widzimy ma buty jeszcze inne, niż pokazane powyżej.
  24. Nie wiem, jaki jest alfa krytyczny (a raczej pozakrytyczny) dla F/A-18A, ale wariat za sterami tego samolotu otarł się o alfa pozakrytyczny tego F/A-18, który grzecznie odmówił współpracy na takim alfa. Kolejny pajac, któremu wydawało się, że pilotuje Mirage'a 2000 albo Rafale, bo tylko one wytrzymują takie numery.
  25. Gdyby ktoś widział już wystawę Mateusza Delinga poświęconą Polakom z Kaszub wcielanym do Kriegsmarine to będę bardzo wdzięczny za wrażenia z tej ekspozycji oraz z tego, co mówi o niej kustosz kłanińskiego muzeum, bo od niedawna jest tam takie stanowisko. Będę jechał na Hel chyba dopiero we wrześniu, więc nie tak prędko zahaczę o Kłanino.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie