
Erih
Użytkownik forum-
Zawartość
6 120 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
30
Zawartość dodana przez Erih
-
Będziesz rekonstruował rękojeść jakiejś szabli? Pochwal się co i jak!
-
Ten niezły (kiedyś) literat ryzykuje ukamienowanie.
-
Ale jak coś, to będzie wiedziała czego broni.
-
Czyli potrzebuje odbiorcy nie na kilkaset kilogramów, ale na wielokrotnie większe ilości. Czyli przemysłowego przetwórstwa nawozów naturalnych. Dziś rano kupowałem w Castoramie Fosol, na stoisku z nawozami całkiem sporo worków nawozów naturalnych (lekko przetworzonych), w tym i kurzy, o którym kolega wyżej wspomniał. Szerokie użycie nawozów naturalnych mogło by znacznie ograniczyć użycie syntetyków, a przy okazji stać się źródłem metanu jako gazu opałowego (biogaz). Tyle że to wymaga osiągnięcia efektu skali, żeby było tanio i dostępnie.
-
Faktycznie - miękiszon. A kurniki potrafią walić naprawdę dosadnie... PS za to jako nawóz kurze guano sprawdza się naprawdę świetnie. Tylko na salmonellę należy uważać.
-
A i owszem, zanim ruszyłem w świat, to mieszkałem na wsi 18 lat, i to w czasach kiedy w każdym gospodarstwie jak nie krówki, to parę świnek, obowiązkowo kury, a i króle bytowały. Gnojówka to frakcja płynna obornika, i tyle. Można je rozdzielać, można traktować wspólnie. Zależy od "technologii" przyjętej w danym gospodarstwie. Nie bawiąc się w subtelności, to są dochody i mocz bydła i trzody, wymieszane ze słomą/sianem. I jak każde odchody zwierzęce, stanowią naturalny nawóz.
-
Tak, było, i chyba nadal jest. W rolnictwie to się obornik nazywa.
-
A pomyślałem, i powiem ci tak: woda ta bierze się z opadu atmosferycznego, zasilającego rzeki i jeziora. Duża część wody tej (ok1/5) wyparowuje, wracając bezpośrednio do obiegu. Większość wraca jako gnojówka, odpad organiczny łatwy do oczyszczenia w byle oczyszczalni, z której wraca do obiegu. Znaczy do rzek. Po czym spokojniutko płynie sobie do morza, albo odparowuje po drodze. Tylko bardzo niewielka część zostaje poważnie zanieczyszczona - żeby było śmieszniej jest to część... nie ujęta w w/w zestawieniu, bo nie bierze udziału w cyklu hodowlanym. Podsumowując: psinco ten i podobne argumenty są warte, woda krąży praktycznie w cyklu zamkniętym. Tak naprawdę problem z wodą leży zupełnie gdzie indziej.
-
Rozumiem, że użyta do produkcji woda w magiczny sposób znika z obiegu? No to mogą zacząć pakować manatki. Mało znam ludzi gotowych zastąpić schabowego garścią pigułek.
-
Dago2, o Włochach to ja może lepiej za dużo nie napiszę, ale że się zachowali jak zachowali to mnie specjalnie nie dziwi. Z resztą o "dewizowcach" było już wyżej - prawdziwi myśliwi wśród nich czasem się trafiali, ale byli w mniejszości.
-
Coraz mniej? Ja tych etycznych i zaangażowanych widzę raczej więcej. Najgorzej było chyba pod koniec lat 90tych, kiedy do kół masowo pchali się nuworysze, co to już mieli furę skórę i komórę, i do kompletu brakowało im właśnie dubeltówki i kapelusika z piórkiem. No i robili wiochę w lesie ze swoimi wypasionymi terenówkami i sztucerami renomowanych firm za grubą kasę (z których strzelać za bardzo nie potrafili). Odnoszę wrażenie, że to właśnie ci osobnicy namiętnie mylą wszystko z dzikiem...
-
Co poeta miał na myśli?
-
Balans, nie chrzań. Za sanacji to była rzeźnia - strzelano do wszystkiego co po lesie biegało, nie wyłączając przypadkowych osób. Jaśniepaństwo się bawiło. Oczywiście o rozrywkę jaśniepaństwa dbał bardzo rozbudowany aparat. Prawdziwi myśliwi to był margines, no i oczywiście kwitło kłusownictwo. Aha, większość lasów była prywatna. Od lat sześćdziesiątych masz normalne łowiectwo, połączone z coraz większą dbałością o środowisko, ochroną gatunków zagrożonych, czasem z reintrodukcją jeżeli jest możliwa, a OBOK tego kwiatki typu polowania dewizowe (przy czym często "dewizowcy" to też porządni myśliwi, a nie tylko "sponsorzy" jak się o takich mówi, tonem pogardliwym). No i osobnicy pokroju byłego ministra. PS Psychole to ci, co uważają że myśliwy polujący na zwierzynę jest be, a kotlet się bierze z lodówki w markecie.
-
Czyli mieszczuchom z WOT trzeba tłumaczyć wszystko od Adama i Ewy. No ale co ja się dziwię, na przedostatnim wypadzie w góry młodzież (17-23lata) bardzo się dziwiła, po cholerę mi nóż ( taki większy scyzoryk).
-
Widocznie płytko zakopali (o ile to faktycznie z polowania, a nie rozwleczone odpadki z uboju gospodarczego).
-
Prawda raczej rzadko leży dokładnie po środku, zazwyczaj trochę bardziej w tą lub w tamtą. PS Ja z kolei dosyć długo pracowałem z zapaloną "psiarą". Ta to dopiero miała co opowiadać, aż się włos jeżył - mnie, łysemu, i w dodatku nie przepadającemu specjalnie za psami.
-
Dago, jestem pewny ze myśliwi po polowaniu nie zostawiają syfu, bo sam w wielu polowaniach uczestniczyłem. A wywalanie resztek pod płot sąsiada czy do lasu... mam takich fot od metra, włącznie z gębami wywalających. PS A co do etyki myśliwych, to sami myśliwi o nią bardzo dbają. Wiedzą, że są celem i łatwo skóry nie oddadzą.
-
No to niech właściciele prywatnych lasów płacą myśliwym za ochronę przed zjadającymi te laski roślinożercami Od dłuższego czasu jest tak, że jeżeli właściciel nie wyrazi zgody, to jego las/pole/łąka nie jest włączany do obwodu łowieckiego (wcześniej był włączany z automatu). Jakoś praktycznie nikt z tego prawa nie korzysta - zastanów się czemu.
-
Wyrok nieprawomocny. Facet się odwoła, kolejna instancja zweryfikuje dowody, i może być różnie.
-
Żadna tajemnica, Kielecczyzna. Ale "rajdowców" spotkasz wszędzie. O butelki popytaj może pod miejscowym sklepem - tam znajdziesz tych co z ambony korzystali w celach spożywczych. Podobnie odpadki, chyba że za "syf" uważasz jabłka czy kukurydzę. A flaki w lesie w 100% to nie pamiątka po polowaniu, tylko po uboju gospodarczym. O robienie dróg w lesie popytaj kolegę Takafura, wyjaśni ci z detalami. PS Pospaceruj sobie przed świtem po lesie tak w grudniu czy styczniu, będziesz miał nos jak Rudolof bez wspomagaczy.
-
Psinco sobie poradzono z krosiarzami, qadowcami i baranami urządzającymi sobie na "prywatnych drogach" rajdy ile fabryka dała na bani. W rodzinnych okolicach żony taki "kozak" tego lata skasował przystanek z którego minutę wcześniej bus zabrał dzieciaki. On przecież po swoim polu pycił... A ktoś mu tam przystanek bez jego zgody postawił... Barany na motorkach czy tam rowerkach rozpychający się po górach to inny temat. A myśliwi polujący w granicach swojego obwodu po prostu w prawie są, i takiemu durniowi, posiadaczowi zagajnika zwyczajnie w niczym nie przeszkadzają. Korzystać ze swojego "kawałka lasu" może w pełni. No, chyba że jest chorobliwym pieniaczem któremu wszystko i wszyscy przeszkadzają.
-
Pretensje do panów R i Ch że wkleili nas w określoną sytuację geopolityczną, gdzie wszystkie lasy były państwowe (a jeżeli nie były, to tylko niedopatrzenie miejscowych organów). A z tym korzystaniem, to już pisałem - korzysta zwierzyna rozmaita. Myśliwi korzystając ze zwierzyny płacą - od każdej pozyskanej sztuki. Plus płacą za wszelkie poczynione przez zwierzynę szkody. W dodatku zwierzyna w podogoniu ma, czy las jest "prywatny" czy "państwowy". Inny przykład - jak po "prywatnej" drodze ktoś będzie pycił 200/h na dużej bani, to też się oburzysz, że mu smerfy prawko zabiorą i do pierdla wsadzą?
-
Psie sranie pod garażem, klatką, na chodniku czy placu zabaw jest zabronione - ustawowo. Jeżeli się zdarzy - właściciel ma psi obowiązek po swoim pupilu posprzątać.
-
Oczywiście, jeżeli jest on częścią obwodu łowieckiego. Właściciel może go z obwodu wyłączyć (na dziś - nie dać zgody na włączenie) wtedy nikt z myśliwych tam zaglądał nie będzie. Tylko w takim wypadku, zapomnij np o odszkodowaniach itp. Wyjątkiem są odstrzały sanitarne.
-
Coś mi edycja nie działa. W temacie psów bez smyczy: https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,27908846,wolbrom-lod-zalamal-sie-pod-czterema-osobami-trwa-akcja-ratunkowa.html#s=BoxLoCpLink tylko trzy trupy.