Ranking
Popularna zawartość
Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 09.07.2025 w Odpowiedzi
-
Ta sama Brygada Świętokrzyska ltóra po weryfikacji przez Amerykanów, została uznana za jednostkę sojuszniczą, a nie za kolaborantów. Którą komuchy do dzisiaj oczerniają.5 punktów
-
4 punkty
-
J23 znowu nadaje. Pan Polak i do tego profesor uznał za stosowne podzielić się swoim oburzeniem. Uznał również, że może wypowiedzieć się w imieniu wszystkich, ponieważ wszystkim się kojarzy. W myśl: nie widziałem ale się pomądrzę i wypowiem negatywnie; zamiast zobaczę i zapoznam z tematem; postanowił oświecić Pomorzan i lokalnych historyków co należałoby podkreślić. Chyba już wspominałam- to smutne: poziom ignorancji i edukacja historyczna zawsze tendencyjna w stronę megalomanii. Sama już nie wiem ile razy była "odkłamywana", ale nigdy w miarę obiektywna. Rzetelność raczej powinna być wymagana w nauczaniu w szkołach i wtedy większość zrozumie zamysł wystawy. p.s. tak wiem: gołąb-szachy, kopanie-koń, trudno jednak4 punkty
-
3 punkty
-
3 punkty
-
Nie zgadzam się z Twoją opinią. Chodzi raczej o to, aby pokazać ludziom inny punkt widzenia na problem Volkslisty i przymusowej służby w Wehrmachcie niż ten warszawski i byłych mieszkańców GG. Obywatele II RP i ogólnie Polacy mieli na Pomorzu inną sytuację, cięższą nawet niż w Wielkopolsce i na Śląsku. Nie chodzi o opłakiwanie, ale o zrozumienie, choć wielu Ślązaków i rdzennych mieszkańców Pomorza widzi swoich przodków wyłącznie w roli ofiar, a to często też nie jest cała prawda. Losy licznych Polaków były zawiłe, a czasami szemrane i to na całym terenie II RP.3 punkty
-
Jeżeli profesor popiera osobę i aktywnie uczestniczy w komitecie wyborczym tego osobnika o wątpliwie moralnej postawie, łamiącego prawo to nie jest dla bardzo wielu (pomijam oszołomów PISowskich) żadnym autorytetem i nie powinien wypowiadać się - lepiej niech pan profesorek milczy !3 punkty
-
To skończ proszę wyważać drzwi z doszukiwania się genezy radosnego tytułu wystawy, która została już wyjaśniona i wytłumaczona. Tak myślę.3 punkty
-
W czipsach lepsze dyplomy znajdowałem.3 punkty
-
Tak dziwnie się składa, że też tak mówią o mnie !3 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Nie łatwiej przebadać myśliwych pod względem motoryki i stanu psychicznego? Tym co nie przejdą- skonfiskować pukawy. Magazynów by zabrakło na te tysiące egzemplarzy2 punkty
-
Teofil Łempicki, złotnik ur. w Pułtusku zm. 18 XI 1883. W 1878r otworzył w Warszawie własny zakład wyrobów srebrnych, na rogu Długiej i Freta. W 1879 miał warsztat na Podwalu 24. Firma wymieniana w latach 1879-1886.2 punkty
-
Jeżeli chodzi o Polaków w Armii Czerwonej, to pewnie szybko takiej wystawy nie będzie, bo niektórym osobom trzeba by wygumkować spore fragmenty ich późniejszego życiorysu (utrwalanie tzw. władzy ludowej, kariery w ludowym WP, bezpiece itd.). Ich dzieciom i wnukom obecnie nie zależy na takich wystawach … Byli przyjmowani do ZBOWiD i nikt ich w PRL nie szykanował. Oczywiście, jeżeli o swojej służbie w AC mówili w samych superlatywach. Jeżeli mieli inne zdanie, to musieli trzymać język za zębami. Zastrzeżenia mam tylko do tytułu gdańskiej wystawy. Moim zdaniem, to bardzo dobrze, że jest taka wystawa - dotyczy przecież losów ludzi, których rodziny i potomkowie, to pewnie kilka milionów obecnych obywateli R.P. Muzeum nie musi lukrować historii i może bronić się przed hejtem https://www.prawo.pl/prawo/zniewaga-pomowienie-i-wolnosc-tworczosci-artystycznej,534113.html Świadome nawiązanie do określenia „Ons Jongen” … Zastanawia mnie zatem dlaczego nie wybrano belgijskiego „Zwangssoldaten” („Przymusowi żołnierze”) lub alzacko-lotaryńskiego „malgré-nous” (wbrew własnej woli). Oba podkreślają przymusowy charakter służby, a "Ons Jongen" jest neutralne. Chyba nietrudno było się domyślić, że tytuł „Nasi Chłopcy” wzbudzi kontrowersje i często nawet międzyregionalną niechęć. Tego muzealnicy z Gdańska nie byli świadomi ? A może chodziło o większy rozgłos ? To akurat chyba osiągnięto, bo teraz wszyscy słyszeli o tej wystawie. A tak przy okazji - jeżeli chodzi o Luksemburczyków – to wprowadzono tam obowiązek służby wojskowej od 30.08.1942. Zmobilizowano ok. 10.200 mężczyzn z roczników 1920-1924, a pod koniec wojny także do rocznika 1927. Z tej liczby 2300 zdezerterowało, a 1200 uchyliło się od służby, czyli prawie 34% poborowych. Poległo lub zginęło ok. 2800-3000. Do tego należy dodać 1200-1800 ochotników do Wehrmachtu i 300 do SS.2 punkty
-
2 punkty
-
Znam parę osób, tutaj na pd-wsch, z elektoratu wiadomo jakiego, które ochoczo przytaknęłyby tej słusznej inicjatywie, gdyby prezydent-elekt doktór Nawrocki wypowiedział te same słowa co Trump. M.2 punkty
-
Dekiel od olejarki do maszyny parowej https://www.kalle-jaeck.de/ZecheHannover/Hannover.htm na zdjeciach, trzeba troche zjechac w dol2 punkty
-
Jeden z najlepszych generałów o wielkim szacunku do żołnierzy szczególnie z korpusu szeregowych zawodowych. Do końca życia nie zapomnę jego słów podczas wizytacji w bazie która akurat dowodził Gen. Paweł L. W oddali było słychać eksplozje w tym czasie dowódca bazy Gen Paweł L rzucił się do ucieczki pozostawiając gen Skrzypczaka. I wtedy Skrzypczak wypowiedział te piękne słowa. PAWEŁKU WRACAJ TO NIE DO NAS STRZELAJĄ!!!.2 punkty
-
Szkoda człowieka. Jeden z niewielu , który potrafił się zachować po Nangar Khel. I na pohybel Człowiekowi z szaleństwem w oczach!2 punkty
-
2 punkty
-
To są osoby publiczne. I nikt ich nie pomawia ani na nich nie donosi, bo posiadanie niemieckich korzeni rodzinnych nie jest zabronione ani tym bardziej naganne. Przynajmniej wg rzekomo pomawiających, bo za opinię rzekomo pomawianych nie ręczę. I każdy może taką opinię na temat ich pochodzenia sformułować prywatnie, nie musząc się pod nią podpisywać, obojętnie Kowalski czy Brzęczyszczykiewicz (dużo „rz”, „cz” i “sz”.) M.2 punkty
-
Być może chodzi o Wypadek na pokazach lotniczych w Pucku – Wikipedia, wolna encyklopedia2 punkty
-
Ty się martwisz o turystów z zachodu jak na miejscu mamy niedouczenia?:O Rażące... Może wnuk członka francuskiej 33 Charlemagne wpadnie odwiedzić? (Byli w Gdańsku w 44). Czy mówisz o wnukach Węgierskich bohaterów? O krajach Bałtyckich, Nordyckich, czy Beneluxie nie wspomnę. Błękitnej dywizji z Hiszpanii nie będę głośno wspominać, bo to spoza "okupacji". Każdy kraj ma swoją historię. Tylko te zachodnie, wyprzedzają nas o eony w przepracowaniu jej.2 punkty
-
Łomatko, a co tu się "nawyprawiało"? Post został usunięty przez władzę. W pierwszych słowach mojego listu @MarekA dziękuję bardzo za relację; bardzo żałuję, że nie mogę wystawy zobaczyć osobiście. Już nie pamiętam o czym pisałam dokładnie, ale chodziło o to, że Polacy postrzegają okupację niemiecką z perspektywy GG i nie mają pojęcia jak wyglądała ona na terenach wcielonych do Rzeszy, ani że wiele ziem zachodnich obecnej Polski, nie należała do nas co najmniej od Kazimierza Wielkiego. Tragedia tych chłopców z Pomorza, Śląska itd. polega na tym, że od 1942 roku wybór mieli żaden. Brali ich przez szantaż, ponieważ mieli mało już swoich- byli jako element niepewny. Powiem więcej, spotkałam się z ignorantami, którzy nie wiedzą nawet jak przebiegały granice II RP. Ignorancją jest również wypowiadanie opinii negatywnych o czymś czego się nie widziało; zafiksowanie na jednym cytacie, nie poznawszy tego co jest obok . Pewnie dlatego został usunięty mój post, napisałam bowiem że chętnie popatrzę na genealogię tych co bardzo krzyczą. Dostęp do informacji jest ogólnie dostępny U 100 lat M 80 lat Z 80 lat oraz wyszukiwarki IPN, Bad Arolsen, Straty.pl itp. Czasem warto się zastanowić czy rzucać kamieniami, ponieważ można trafić w siebie i swoje dzieci. Odkąd pamiętam to zawsze jakaś wystawa, film, reportaż czy wywiad były nie w porę, nie na miejscu albo wręcz antynarodowe i do tego szkodliwe na cały świat. Nie odbierajmy im pamięci, poczytajmy ich listy do najbliższych.2 punkty
-
No to teraz będzie można się dowiedzieć kto faktycznie prowadził działania wojenne - spośród znanych mi kilkudziesięciu osób w Niemczech i Austrii (przez kilka lat działałem jako handlowiec na rynku niemieckojęzycznym) NIKT nie miał tatusia czy dziadka, który strzelał (z czegokolwiek, nawet z łuku). Przodkowie byli w czasie Drugiej Wojny Światowej sanitariuszami, kancelistami, kierowcami, intendentami, kwatermistrzami, znalazł się nawet jeden rusznikarz ale on to strzelał na strzelnicy wypróbowując naprawianą broń. Ale żeby strzelać? i to do kogoś? Nie, to nikt od nich.2 punkty
-
Alternatywą był wypad do GG po ograbieniu ze wszystkiego ewentualnie KL. Wymaganie w tamtych czasach heroizmu od ludzi przy świadomości że cały rząd spierdolił z manatkami za granicę a ludziom nakazał się bronić do końca u myślących napewno wywoływało uśmiech politowania , aale instynkt przeżycia podpowiadał co robić.2 punkty
-
O! Chętnie sprawdzę, tylko że oni niechętnie udostępnią dane, zasłaniając się RODO. To wszystko jest smutne: wypowiada się wiele osób a nie widziało wystawy( chwalenie się ignorancją i robienie dymu). Uczepili się jednego cytatu, ale tego co było napisane obok, już nie przytoczyli. Większość (no fakt- edukacja szkolna nawaliła) nawet nie ogarnia jak wyglądały granice II RP i co było podczas II WŚ. Nie wiedzą ile ziemi było wcielone do Rzeszy i wydaje im się, że to tylko GG była. Odmawia się pamięci o tych chłopcach i nie widzi ich tragedii. Zawsze coś jest nie w porę: film, wystawa, obraz, reportaż i oczywiście bardzo szkodliwe i to światowo.2 punkty
-
2 punkty
-
Ons Jongen ( nasi chłopcy) to określenie na młodych mężczyzn z Alzacji, Lotaryngii, Luksemburga i Belgii, których przymusowo wcielono do Wehrmachtu. Tam z bliżej nieznanych powodów to określenie nikogo nie oburzało. A w Polsce zaczął się jazgot ratlerów.2 punkty
-
u amerykanów taka weryfikacja to norma , von Braun też został pozytywnie zweryfikowany2 punkty
-
To chyba wszyscy rozumiemy - w czasie wojny niezgłoszenie się do jednostki na wezwanie mobilizacyjne równe jest dezercji czyli wyrok na siebie i rodzinę. Dziwne jest pochwalanie wystawy pod tytułem "Nasi chłopcy" w nazistowskim wosku w tym temacie, w drugim pochwalnie wywalenie z Muzeum II WS Pileckiego, Kolbego, Ulmów...2 punkty
-
2 punkty
-
Panowie, dzięki Waszej pomocy tak się dokopałem, że dziś rozmawiałem przez telefon z facetem, który jest prawnukiem siostry mojego pradziadka. Bardzo Wam dziękuję.2 punkty
-
2 punkty
-
Nie to żebym popierał jakoś szczególnie to co wyprawia Izrael w Gazie (ani to co Hamas odstawił w Izraelu) ale pan fotograf chyba celowo nie zauważył że Hamas jest dosyć cienki w propagande. I takie "badania" można co najwyżej psu pod ogon.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Największe pretensje do autorów wystawy mam o to, że nic, kompletnie nic nie ma o Stanisławie Kolickim (Moczuliskim) z Kościerzyny.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Jesienią '44 to sowieci stali już pod Warszawą i obserwowali jak jacyś naziści mordują i palą... Na Wołyniu Niemcy nawet uzbroili naszą samoobronę. Antoni Cybulski z Pańskiej Doliny wspominał: ''Z uwagi na konieczność obrony życia i naszego istnienia zdecydowaliśmy zwrócić się do Niemców po broń i zezwolenie na jej posiadanie. Postanowiliśmy udać się bezpośrednio do Kreisleitera w Dubnie z prośbą o wydanie broni do obrony gospodarzy podczas prac polowych przy zbiorze plonów. Motywując, że jeśli nie będzie ochrony, to wieś zostanie doszczętnie spalona i setki hektarów zboża ulegną zniszczeniu. Gospodarze nie będą w stanie wywiązać się z kontyngentów. Wiedzieliśmy, że to dla Niemców był bardzo nęcący haczyk. Po wyjściu z gabinetu kapitan Wehrmachtu zaprowadził nas do magazynów i rozkazał magazynierowi, by wydał nam uzgodnionych sześć rosyjskich karabinów, amunicję i kilka granatów. Ponadto wydano nam odpowiednie ausweisy na posiadanie broni.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Samolot z bagna. Niezwykła historia „żółtej dwójki” (Jermołajew Jer-2) ŻANETA CZERWIŃSKA 17/07/2024 OPUBLIKOWANE WEKSPLORACJE, POSZUKIWANIA 0 POLUBIENIA 9 LICZBA ODWIEDZIN TWITTERFACEBOOKTELEGRAMWHATSAPPEMAIL „Żółta dwójka” kapitana Stiepanowa (Jermołajew Jer- 2) jako jedna z pierwszych zbombardowała Berlin w 1941 roku. Niestety, radiogram o wykonaniu misji to ostatni ślad po załodze. Przez 83 lata nieznane było miejsce upadku i śmierci załogi. Do czasu, kiedy niedawno grupa eksploratorów odnalazła szczątki wskazujące bezpośrednio na tę właśnie jednostkę… Wstęp Historie niezwykłe mają to do siebie, że nie trafiają się często. Potrzebna jest wiedza, czasem łut szczęścia, a najczęściej: konsekwencja w poszukiwaniu. Wszystkimi tymi cechami wykazali się członkowie stowarzyszenia „Neptun – Przygoda, Pasja, Eksploracja” podczas poszukiwań, jakie prowadzą na terenach objętych pozwoleniami. Wiedzieli, że gdzieś w pobliżu leżą szczątki samolotu z czasów II Wojny Światowej. Słuchali historii mieszkańców, szukali w dokumentach historycznych, wydeptali wiele ścieżek leśnych, gdy w końcu trafili na małe bagienko. Kiedy zaczęli wyciągać aluminiowe części wiedzieli już, że trafili na ślad poszukiwanego samolotu. Niedaleka przyszłość pokazała jednak, że trafili na historię nie takiego „zwykłego” samolotu, jakich w okolicach jest jeszcze wiele… Odrobina historii… 22 lipca 1941 roku. Lotnictwo niemieckie po raz pierwszy przeprowadziło zmasowany nalot na Moskwę, który został stosunkowo skutecznie odparty. Nalot powtórzono 24 lipca, ale tym razem udało się Niemcom zrzucić 300 ton bomb odłamkowo – burzących i zapalających. Na tle ciężkich strat lotnictwa Armii Czerwonej Joseph Goebbels – minister propagandy nazistowskich Niemiec ogłosił, że lotnictwo radzieckie zostało pokonane. Hermannowi Goeringowi, głównodowodzącemu Luftwaffe przypisuje się zdanie: „Żaden bombowiec wroga nie może dolecieć do Zagłębia Ruhry” (zmienione na „Na stolicę Rzeszy nigdy nie spadnie ani jedna bomba!”) Kilka dni później, 27 lipca 1941r., 1 Pułk Lotnictwa Minowo-Torpedowego 8 Brygady Lotniczej Sił Powietrznych Floty Bałtyckiej pod dowództwem pułkownika E.N. Preobrażenskiego otrzymał od Stalina osobisty rozkaz: zbombardować Berlin i jego obiekty wojskowo-przemysłowe. Do uderzenia planowano użyć bombowców dalekiego zasięgu DB-3, DB-ZF (Ił-4), a także nowych TB-7 i Jer-2 Sił Powietrznych i Sił Powietrznych Marynarki Wojennej, które biorąc pod uwagę maksymalny zasięg działania, mogłyby dolecieć do Berlina i stamtąd powrócić. Biorąc pod uwagę zasięg lotu (około 900 km w jedną stronę, 1765 km w obu kierunkach, z czego 1400 km nad morzem) i potężną obronę przeciwlotniczą przeciwnika, powodzenie operacji było możliwe tylko przy spełnieniu kilku warunków: lot musiał być wykonany na dużej wysokości, samoloty powinny mieć na pokładzie tylko jedną bombę o masie 500 kg lub dwie bomby o masie 250 kg, a powrót miałby się odbyć kursem prostym. Do uderzenia na Berlin zostało wytypowanych 15 załóg pułku. 4 sierpnia specjalna grupa uderzeniowa poleciała na znajdujące się na wyspie Esel lotnisko Kahul. Od 4 do 7 sierpnia prowadzono przygotowania do lotu, organizowano personel pokładowy i techniczny, a także przedłużano pas startowy. 6 sierpnia w nocy pięć załóg wyruszyło w lot rozpoznawczy do Berlina. Ustalono, że obrona przeciwlotnicza znajduje się w pierścieniu wokół miasta w promieniu 100 km i posiada wiele reflektorów zdolnych do działania na odległość do 6000 m. Wieczorem 6 sierpnia załogi pierwszej grupy bombowców otrzymały misję bojową. 8 sierpnia o godzinie 1:30 pięć samolotów zrzuciło bomby na dobrze oświetlony Berlin, a pozostałe zbombardowały przedmieścia Berlina i Szczecin. Niemcy byli tak nieświadomi nalotu, że włączyli blackout dopiero 40 sekund po tym, jak pierwsze bomby spadły na miasto. Niemiecka obrona przeciwlotnicza nie pozwalała pilotom kontrolować wyników nalotu. Jej aktywność stała się tak duża, że zmusiła radiooperatora Wasilija Krotenko do przerwania ciszy radiowej i zameldowania przez radio o wykonaniu zadania: „Moje miejsce to Berlin! Zadanie zostało wykonane. Wracamy do bazy!„ 8 sierpnia, o godzinie 4 nad ranem, po siedmiogodzinnym locie, załogi wróciły na lotnisko bez strat. Kolejny lot zaplanowano na 10 sierpnia. Zdecydowano się zaangażować Siły Powietrzne Armii Czerwonej z 81 Dywizji Lotnictwa Bombowego z lotniska w Puszkinie. Miały w nim brać udział nowocześniejsze samoloty: TB-7 i Jer-2. (na podst. ru.m.wikipedia.org). Do Berlina doleciało 6 samolotów TB-7 i trzy Jer-2. Samolotami Jer-2 dowodzili: Malinin, Kubyszko oraz Stiepanow. Zrobiło się ciemno, widoczność pogorszyła się, a po przejściu kolejnej chmury grupa się rozpadła. Tutaj, nad czarną pustynią Bałtyku, zastępca dowódcy eskadry, porucznik V.M. Malinin i dowódca lotu porucznik B.A. Kubyshko po raz ostatni widzieli „er” kapitana Stiepanowa. Z radiogramu wynikało, iż załoga Stiepanowa doleciała do Berlina i zbombardowała główny cel. W drodze powrotnej samolot Jer-2 porucznika Kubyszki został o świcie omyłkowo zaatakowany przez radzieckie myśliwce i zestrzelony około 60 km od lotniska. Jak zameldował po powrocie dowódca: „Misję wykonywał samodzielnie pojedynczy samolot. Lot odbył się po trasie określonej w zadaniu. Lot do celu odbywał się na wysokości 5000m. Przed Berlinem wysokość zwiększono do 6000 m. Bomby zrzucano z wysokości 6000m, przy zachmurzeniu 7-8 punktów (…) Po zrzucie obraliśmy kurs przeciwny i poszliśmy wzdłuż trasy. (…) Przed lotniskiem lądowania w odległości 30 km zostaliśmy zaatakowani przez oddział myśliwców na wysokości 600 m i pomimo sygnałów haseł (zielona flara) samolot został podpalony w powietrzu. Strzelec-radiooperator towarzysz Alper został ranny w ramię. Załoga wyskoczyła„. Wczesnym rankiem na lotnisku w Puszkinie wylądował jedynie Jer-2 porucznika Malinina. To jedyny samolot, który tej nocy przeleciał nad Berlinem i wrócił bez żadnych incydentów. Jer-2 Stiepanowa, „żółta dwójka”, nie powróciła z misji. Jak wspomniano wyżej, sądząc po wiadomości radiowej otrzymanej na lotnisku odlotu, Stiepanow zbombardował główny cel. Dowódca pośmiertnie został odznaczony Orderem Czerwonego Sztandaru, a kapitan nawigator Z. S. Sagdijew – Orderem Czerwonej Gwiazdy. Miejsce upadku samolotu nie było znane. Do czasu… Teraźniejszość. Jak wiadomo, w każdym bagnie jest…samolot – Historia rozbitego samolotu, słyszana od mieszkańców okolicy, nie dawała mi spokoju przez prawie dwa lata – mówi Rafał Kraczkowski ze stowarzyszenia „Neptun – Przygoda, Pasja, Eksploracja”. – Słyszałem wiele wersji: a to, że przez wiele lat wystawał tylko ogon z czerwoną gwiazdą, inni mówili, że to był niemiecki samolot, że już rozkradziono wszystko, co leżało na wierzchu… Historie były tak różne, że postanowiliśmy uzyskać odpowiednie pozwolenia i zacząć sprawdzać, ile jest prawdy w tych opowiadaniach. Wypełniając swoje statutowe zadania, Rafał Kraczkowski oraz Mariusz Zakonek rozpoczęli eksplorację wytypowanych terenów. Wiele pomocnych wskazówek otrzymali od pana Jana – mieszkańca wsi. On też doprowadził członków „Neptuna” do miejsca, w którym po raz pierwszy zobaczył aluminiowe części. Wspólnymi siłami rozpoczęli ich wydobywanie, co nie było łatwą sprawą. Jednak każde wyjście w teren obfitowało w różnego rodzaju części: znaleziono m.in. fragmenty układu rozruchu powietrznego silnika: armaturę – zawory, manometry, przewody; ponadto automat ciśnieniowy. Wkrótce postanowili wyruszyć w teren większą grupą – dołączyła do nich kołobrzeska fundacja „Skryptorium” oraz Jan Nowicki z Nieporęckiego Stowarzyszenia Historycznego. Niesamowitym wsparciem służył Arkadiusz Siewierski „Woodhaven”, którego pomoc okazała się nieoceniona. Mikołaj Warpechowski jako jedyny odważył się wejść do bagna w pełnym rynsztunku. Pierwsze większe wyjście to eksploracja bagienka, które nie wydawało się naturalne. Raczej mogło wskazywać na powstałe w wyniku uderzenia czegoś ciężkiego. To właśnie w tym bagienku zaczęły wychodzić coraz większe części z tabliczkami oraz biciami odbiorów technicznych. Jedną z ciekawszych tabliczek była tabliczka znamionowa z widoczną datą produkcji 1940: Jak potwierdził Arkadiusz Siewierski „Woodhaven”, jest to tabliczka znamionowa pochodząca z interkomu samolotowego SP-4 wyprodukowanego przez zakład 197 w Gorkach. Wiadomo było już w tym momencie, jak i na podstawie innych części, że eksploratorzy mają tu fragmenty bombowca dalekiego zasięgu, wyprodukowanego w latach 1940-41. Tabliczka interkomu wskazywała, iż załoga musiała składać się z 4-osobowej załogi: pilota, nawigatora, strzelca-radiooperatora oraz strzelca. Wstępnie wytypowano trzy typy „pasujących” samolotów: DB-3/DB-3f lub Jer-2. Kolejną częścią, dającą większy obraz identyfikacji samolotu, okazała się listwa z wybitym odbiorem technicznym fabryki nr 18 z Woroneża, która wyprodukowała krótką serię samolotów Jer-2 z silnikami Klimow M-105: Kolejne części przybliżały identyfikację samolotu. Znaleziono m.in. aparat tlenowy KPA-3bis: Kondensator: Gaźnik K-105 z silnika M-105: Coraz bliżej odkrycia prawdziwej historii… Im więcej części wydobywano z bagienka oraz jego okolic, tym większe były możliwości identyfikacji. Wszystko wskazywało na Jermołajew Jer-2… Brakowało jednak przysłowiowej „kropki nad i”. Współpracująca stale z „Neptunem” fundacja „Skryptorium” zaprosiła po raz kolejny grupę osób, z którymi rozpracowuje na swoich terenach pozostałości po Wojnie Siedmioletniej. Grupa ta, zwana potocznie „Oposami”, skupiona wokół Olafa Popkiewicza – znanego poszukiwacza i archeologa, przyjechała na to bagienko wspomóc „Neptuna” w wydobywaniu największych części. Grupie towarzyszył pan Janek, a także Jan Nowicki, służący wsparciem i swoją wiedzą na temat lotnictwa. Za oceanem na efekty oczekiwał Arkadiusz Siewierski „Woodhaven”. Pierwszą z ważniejszych rzeczy, którą udało się rozpoznać, to były pozostałości amunicji. Bez wszelkich wątpliwości ustalono, że pochodzi ona z radzieckiego lotniczego karabinu maszynowego SzKAS (ros. ШКАС) kalibru 7,62 mm. Nazwa jest skrótem od Szpitalnogo-Komarickiego Awiacjonnyj Skorostrielnyj (Szybkostrzelny, Lotniczy (konstrukcji) Szpitalnego i Komarickiego): Taki typ karabinu był używany właśnie w Jer-2. Uzbrojenie tego samolotu to dwa karabiny SzKAS ruchome – jeden na stanowisku strzeleckim w przodzie kadłuba, drugi: w dolnym wychylanym stanowisku strzeleckim typu MW-2 w środkowej części kadłuba. Wydobyto również doskonale zachowane pozostałości orczyka – ich identyfikacja nie stanowiła dla Arkadiusza Siewierskiego „Woodhavena” żadnego problemu. Orczyk to urządzenie sterujące umieszczone w kabinie pilota służące do sterowania sterem kierunku. Ma postać dźwigni, z mocowaniami na stopy, obracającej się względem osi umiejscowionej na środku orczyka: Jednak jedną z najważniejszych części, wydobytych tym razem, okazały się fragmenty silnika z wybitymi numerami seryjnymi 045-641. To, jak się okazało, jest silnik M-105 wyprodukowany w czwartym kwartale 1940 roku. To był silnik zabudowany na Jer-2. Na podstawie tego numeru niezawodny Arkadiusz Siewierski „Woodhaven” ustalił, że w dniu 8 lipca 1941 roku Jer-2, o numerze płatowca 1850507 przybył do 420 Pułku Lotnictwa Bombowego Dalekiego Zasięgu (420 dbap)”. Mając takie dane, możliwe stało się ustalić resztę… Okazało się, że numer seryjny płatowca Jer-2 kapitana Aleksieja Grigoriewicza Stiepanowa miał numer „1850507”, a numery jego silników M-105 to „045-641” i „045-617”: Wszystko stało się w tym momencie jasne: wydobyte elementy wskazują na pozostałości zaginionej w drodze z Berlina „żółtej dwójki…” Idąc dalej, udało się ustalić nazwiska członków załogi: pilot 420 dbap kapitan Stiepanow Aleksiej Grigoriewicz, kapitan nawigator Sagdiyev Juma Bai Sagdievich, strzelec-radiooperator mł. sierżant Shaev Ivan Georgievich, strzelec mł. sierżant Potapow Iwan Michajłowicz. Eksploracja przyniosła również osobiste znalezisko – fragment buta jednego z lotników: Jakie znaleziska jeszcze przed eksploratorami? W takiej sytuacji należy zrobić tylko jedno: wydobyć, co się da. Członkowie „Neptuna” złożyli już odpowiednie dokumenty o dodatkowe pozwolenia. Zgromadzono już ekipę, w której oprócz odpowiednich instytucji, jak Policja, Straż Pożarna czy leśnicy pracujący w Nadleśnictwie, jest m.in. archeolog, nadzór saperski, antropolog, specjaliści – znawcy tematyki lotniczej oraz grono zaprzyjaźnionych stowarzyszeń. Wszystkim, którzy pomagają już teraz, stowarzyszenie „Neptun – Przygoda, Pasja, Eksploracja” składa serdeczne podziękowania. Najprawdopodobniej już jesienią odbędzie się pierwsza akcja wydobycia części, które zalegają na głębokości co najmniej 4 metrów. Do tego czasu planowane jest wiele wizyt w tym rejonie z odpowiednim sprzętem, aby zlokalizować jak najwięcej skupisk samolotowych części. W przyszłości Stowarzyszenie planuje przekazać wydobyte szczątki samolotu zainteresowanej jednostce muzealnej, która wyrazi zainteresowanie i chęć współpracy. Jeśli historia „żółtej dwójki” odkryje swoje wszystkie karty, będzie to jedno z najciekawszych znalezisk i rozwikłanie tajemniczej zagadki z czasów II Wojny Światowej. Żaneta Czerwińska https://szlakiem.lat/samolot-z-bagna-niezwykla-historia-zoltej-dwojki-jermolajew-jer-2/?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTEAAR2jWSvUjQIvbQr6z0DN3H1R9oMwF750tbQdsEdDoqiAz3Tp1aiH_HP6f4Q_aem__mhZ5WrnAOMfu7cDWpfI5A1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00