Skocz do zawartości

Wojna na Ukrainie vol. 4


Rekomendowane odpowiedzi

To i tak cud, że ruscy pokazali taką sieczkę ze swojego Su-25. Chyba że to dla reklamy ich myśli technicznej i dla podniesienia morale pilotów Su-25, czyli - patrzcie nasz Su-25 nie gorszy od A-10A, też potrafi wrócić jako wrak i jeszcze nawet zadziała instalacja hydrauliczna do wypuszczania podwozia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powinni tworzyć штрафбат w każdej dywizji, tradycja zobowiązuje, walczą w końcu pod czerwonym sztandarem.

Rosjanie stworzyli obóz dla żołnierzy, którzy odmawiają walki

W rosyjskim mieście Biełgorod, około 40 km od granicy z Ukrainą, miał powstać obóz, w którym przebywają rosyjscy żołnierze odmawiający walki - poinformował Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy. Wobec przetrzymywanych tam wojskowych mają być stosowane "przedprocesowe środki śledcze".

W obozie podlegającym komendantowi wojskowemu Biełgorodu - jak twierdzi ukraiński Sztab Generalny - przebywają także rosyjscy żołnierze, którzy po leczeniu zostali wypisani ze szpitali i oczekują na odesłanie do swoich oddziałów.

"Kondycja psychologiczna na niskim poziomie"

"Według dostępnych informacji obóz wojskowy znajduje się na terytorium Federacji Rosyjskiej w mieście Belgorod" - twierdzi sztab. "(Znajdują się tam) rosyjscy żołnierze, którzy są wypisani ze szpitali po leczeniu i czekają na wysłanie do oddziałów. We wspomnianym obozie są również żołnierze Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, odmawiający udziału w walce".

"Kondycja moralna i psychologiczna wroga pozostaje na niskim poziomie, co prowadzi do odmowy wykonywania poleceń przez Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej" - dodał ukraiński Sztab Generalny.

http://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/8379089,rosja-ukraina-wojna-oboz-bielgorod.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, ptasznik napisał:

Straty vs potencjał.

Zrzut ekranu (742).png

Wikipedia podaje podobne liczby ale jest tam podział na sprzęt w "czynnej służbie" i ogromna większość w "rezerwie".

Sedno sprawy co to znaczy ta "rezerwa".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, bjar_1 napisał:

Jak dla mnie to ich nawet mogą rozstrzeliwać bez sądu.

Bez sądu to niemożliwe. Czytałem gdzieś, jak w czasie walk pod Moskwą, kiedy front się rwał, bomby spadały na miasto, ewakuowano ludność a nawet były strajki w zakładach a Stalin zażądał, właśnie wtedy, by sprowadzić z łagrów do stolicy żony rozstrzelanych kilka lat wcześniej generałów. Mógł wydać polecenie zlikwidowania ich na miejscu, ale nie, musiały mieć proces, obrońców, sędziów itd. W tym całym bałaganie przywieźli pociągami czy samolotami kobieciny, postawili przed sądem, zapadł wyrok, został zatwierdzony i wszystkie zasady prawa obowiązujące w ZSRR zostały dochowane. A gdy stanęły przed plutonem egzekucyjnym niektóre z nich krzyczały - Niech żyje Stalin!. Tak Stalin dbał o praworządność marksistowsko-leninowską i zbrodniczą. Dziś niewykluczone, że otrzymałby od TSUE order albo cuś. I do dziś niewiele się zmieniło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.03.2022 o 16:56, beaviso napisał:

Tutaj byłbym ostrożniejszy. Inżynier potrafi liczyć, ale tu mamy coś więcej - nawyki, stres, obciążenie fizyczne w realnym locie, do tego bojowym i być może bez widzialności ziemi. To nie kalkulacja zza komputera czy nawet w symulatorze.

Nie dziwię się, że wyłączone są komentarze pod tą analizą, co normalne nie jest dla Defence24 i raczej w ogóle nie jest normalne, bo pod czym, jak pod czym, ale pod analizą powinny być włączone, żeby czytelnicy mogli się wypowiedzieć, czy się z taką analizą zgadzają, czy nie?

Rzecz w tym, że wydumane, nieprawdziwe, sztucznie wykreowane przez autora tego artykułu – który nie jest pilotem żadnym, ani sportowym, ani liniowym, ani wojskowym – problemy nie leżą w jednostkach miar, jak się temu autorowi wydaje. Ma ten autor dużą wiedzę z książek, czasopism, z netu, z pracy dziennikarskiej (czyli z wywiadów) i dobrze, to dobra wiedza, ale o lataniu nie wie nic, za to pisze o nim i to już nie jest dobre.

Pomijając wojskowych inżynierów pilotów myśliwskich – których dotyczy ta analiza - on wypisuje rzeczy obraźliwe nawet dla całego środowiska tysięcy pilotów general aviation byłych demoludów, którzy na przełomie zmiany ustrojowej przez długie lata latali we wszystkich byłych demoludach sprzętem lotniczym z przyrządami pokładowymi wyskalowanymi zarówno w systemie metrycznym, jak i anglosaskim i nigdy z tego powodu nie było żadnego wypadku, na pewno nie w Polsce w każdym razie. To, co ten autor wypisuje, to już nie odbieranie elementarnej inteligencji wojskowym inżynierom pilotom, ale także pilotom ze średnim wykształceniem.

W mniemaniu tego autora po roku 1989 tysiące polskich pilotów cywilnych podstawowo wyszkolonych w szybowcach Bocian i Puchacz (z przyrządami w systemie metrycznym), a którzy potem na ich kursach samolotowych przesiedli się na Cessny i Pipery (z przyrządami w systemie anglosaskim) to jacyś niebotyczni bohaterowie, mózgowcy, może laureaci światowych olimpiad matematycznych, że dali radę przejść z metrów na stopy. Albo może nie dali rady i wszyscy zginęli śmiercią lotnika? Taki jest niestety poziom umysłowy tej analizy w dwóch akapitach (na 16), które to tragiczne dwa akapity kompletnie nie trzymają w sumie niezłego poziomu tej analizy.

Przecież co pilot musi wkuć na pamięć przed wylaszowaniem go na pierwszy w jego życiu statek powietrzny, albo na kolejny enty? Jednostki miar, czy wartości liczbowe przyporządkowane do konkretnych stanów lotu i odczytów z przyrządów pokładowych? Kogo obchodzą jednostki miar w czasie pilotowania czegokolwiek? Więcej – autor tego artykułu nie zna historii lotnictwa wojskowego w tym zakresie, o jakim chce pisać w tym artykule.

Kiedyś gdzieś na tym forum już cytowałem stare i mądre powiedzenie lotnicze (nie pamiętam autora) – „pilot jest pilotem, obojętne czym lata”, co oznacza, że od pewnego poziomu wiedzy i doświadczenia pilotażowego pilot błyskawicznie uczy się nowego statku powietrznego. Bywały setki przypadków, gdy w warunkach wojennych piloci nie przechodzili „type ratingu” („laszowania”) na nowy typ statku powietrznego, tylko mieli 15-20 minut na zapoznanie się z instrukcją wykonywania lotów nieznanym im statkiem powietrznym, w tym z prędkościami oderwania, minimalną, ekonomiczną, przeciągnięcia itp. i to musiało im wystarczyć. Musieli wsiąść do kabiny i wykonywać loty bojowe. I wykonywali.

W kontekście ewentualnego przekazania polskich MiG-ów-29 Ukrainie autor tego artykułu-analizy napisał m.in.: „Na poziomie czysto użytkowym największym problemem jest wyskalowanie wszystkich systemów i wskaźników zgodnie ze standardem stosowanym w NATO oraz lotnictwie cywilnym. Oznacza to, że wysokość podawana jest w stopach, odległość w milach a prędkość w węzłach […] Rosyjskie standardy, stosowane też w ukraińskim lotnictwie, to metry, kilometry i kilometry na godzinę. Jakie wyzwanie stanowi przeliczanie sobie w głowie takich kluczowych parametrów podczas realizacji zadania bojowego, szczególnie w samolocie poruszającym się z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę możecie sobie państwo wyobrazić”.

To jest po prostu śmieszne.

Czy jesteś najmłodszym, najbardziej początkującym w świecie latania pilotem szybowcowym zabiegającym o II klasę (czyli tylko po kursie wyciągarkowym), czy jesteś pilotem myśliwskim przechodzącym „type rating” powiedzmy z F-16 na F-35 to jaki musisz zdać egzamin (między innymi oczywiście) i co musisz mieć wykute w głowie na pamięć? Jednostki miar, w jakich wyskalowane są przyrządy pokładowe? Nie, bo co one Cię obchodzą? Masz mieć wykute na pamięć, że na tych przyrządach pokładowych prędkość oderwania to np. 210, prędkość maksymalna to np. 1400, prędkość przeciągnięcia to np. 190, a prędkość najmniejszego spalania paliwa w funkcji pułapu to np. 370. A 370 czego, jednostek jakiego systemu? A tego, w czym masz wyskalowane przyrządy. I co Cię obchodzi, czy one są wyskalowane w systemie metrycznym, czy anglosaskim? Masz mieć w głowie wyłącznie liczby przyporządkowane do parametrów lotu i do wskazań przyrządów pokładowych. Z tego zdajesz egzamin przed swoim instruktorem.

Nawet gdybyśmy oddali Ukraińcom te polskie MiG-i-29, które mają NATOwską awionikę wyskalowaną w systemie anglosaskim to i tak przecież każdy ukraiński pilot musiałby wkuć na pamięć i zdać przed polskim instruktorem taki egzamin, jaki wspominam powyżej i musiałby odbyć z polskim instruktorem tzw. KTP (kontrola techniki pilotażu). Sytuacja jest wojenna i nie ma na nic czasu, ale to nie znaczy, że wszystko musi być na wariata i że Ukraińcy nie byliby na te MiG-i-29 jakoś certyfikowani przez polskich instruktorów. W tym kontekście artykuł tego autora jest po prostu dziecinny. Tak to jest, jak się w życiu niczego nie pilotowało i nie zdawało egzaminów do samodzielnego latania.

Czy ukraiński pilot przejmujący od Polski „NATOwskiego” MiG-a-29 miałby życiowego nalotu 200 h, czy 2000 h to i tak podlega egzaminowi przed dopuszczeniem go do samodzielnego lotu takim hipotetycznym MiG-i-em. Polacy to też nie szaleńcy, żeby narobić się w tych MiG-ach nad demontażem wrażliwej NATOwskiej awioniki, a potem powiedzieć – no to masz tu ukraiński bracie tego MiG-a z anglosaskimi przyrządami pokładowymi i leć sobie na Ukrainę bez naszego polskiego „type ratingu”, choćby minimalnego, właśnie koncentrującego się na przyzwyczajeniu Ukraińców do nowych dla nich przyrządów pokładowych.

A potem, już ewentualnie na Ukrainie, gdyby takie eks-polskie MiG-i-29 podlegały ukraińskiej kontroli obszaru i dowodzeniu operacjami powietrznymi, czyli gdyby hipotetycznemu pilotowi ukraińskiemu powiedziano, że np. ruski samolot jest na wysokości iluś tam tysięcy metrów, a nie stóp to czy naprawdę ukraiński inżynier pilot nie byłby zdolny wiedzieć, że 100 stóp to 30 metrów; 1000 stóp to 300 metrów (dokładnie 305 m); a 10 000 stóp to 3050 metrów itd.? Taki gigantyczny problem? Nie na głowę inżyniera-pilota, aby zapamiętać, że 1 m to około 3 stopy bez wdawania się w milimetrowe różnice między tymi jednostkami? Specjalnie piszę „około”, bo takim autorom-amatorom, jak z tej analizy, wydaje się, że czułość i rozdzielczość pomiarowa wysokościomierza lotniczego to jest chyba w ich mniemaniu ± 1 m.

Naprawdę ktoś uważa, że jeśli inżynier pilot dostanie informację z kontroli obszaru, że ma wroga na wysokości powiedzmy 5000 m, a ów pilot ma wysokościomierz wyskalowany w stopach, to inżynier nie jest zdolny do zapamiętania, że 1 m = 3,28 stopy; że 1000 m = 3300 stóp (dokładnie 3280) i że taki inżynier pilot nie będzie zdolny pomnożyć sobie w głowie 3300 razy 5?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jedburgh_OpsŚwietnie wszystko opisujesz, dzięki. Tylko zauważ, że pierwotnie informacja była mniej więcej taka: Nasze MiGi właśnie odlatują na Ukrainę. Ich piloci je zabierają. Przyjechali, wsiedli i odlatują. Takie "plug & play" ;)

A co do AS'91 na Ławicy. Su-27 i Bażenow, pamiętam coś tam z nastoletnich lat... Robił wrażenie. Mój pierwszy AS, wówczas zakochałem się w szybkich i głośnych. Rozpuszczenie formacji przez MiGi-23, przeżyłbym to jeszcze raz. Chociaż lepiej zrobili to w 1994 na Rębiechowie (małe pokazy lokalne) - nisko i nad publicznością, nie nad pasem.
Nie wiem o jakich kulisach piszesz, lepiej nie wiedzieć, ale między wierszami można wyczytać, że chodzi o sposób spędzania czasu między lotami i sprawy z kategorii "gastronomii towarzyskiej". Chyba że nie o to chodziło, to mniejsza z tym.

M.

Edytowane przez beaviso
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie