Skocz do zawartości

Pociąg z diamentami znaleziony pod Wałbrzychem? Niewykluczone! vol. 10


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 477
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi

Top Posters In This Topic

Cicho być....

_________________

- Jeśli polegniemy, to trudno. Myliliśmy się i tyle. Ale na razie jesteśmy w połowie drogi, musimy się przygotować do drugiej rundy badań. Porządnie i dokładnie - mówi Piotr Koper, który prowadzi poszukiwania złotego pociągu".


Rozmowa z Piotrem Koperem

Agnieszka Dobkiewicz: Ponad tydzień pracy na 65. kilometrze za nami, wychodzi na to, że złotego pociągu nie ma.

Piotr Koper: Jest, jestem przekonany o naszej racji. Tylko jesteśmy za płytko, musimy dokopać się głębiej. Teraz będziemy robili odwierty rdzeniowe z próbkowaniem materiału co 50 cm i w tych otworach zastosujemy metodę sejsmiczną. To już jest kosmos po prostu jeżeli chodzi o badania geofizyczne. Można się zastanawiać, czy nie trzeba było od tego zacząć. Jednak nasze badania wskazywały całkiem inne głębokości. Te iły, które się nam pojawiły na tym terenie, po prostu całkowicie nam przekalibrowały tę głębokość i to jest główną przyczyną, że cały czas ślizgamy się" po górze.

Nie lepiej dać sobie już spokój...

Zrobimy badania geofizyczne. Jest możliwość, że jeśli pierwsze badania przekłamały nam głębokość miejsca, w którym jest tunel, to równie dobrze mogło się zdarzyć, że nieprecyzyjnie wskazały samo miejsce. On może być 2 - 3 metry w bok, w jedną albo drugą stronę. Nie umiemy tego wytłumaczyć, dlaczego głębokość określona w badaniach nie potwierdziła się w rzeczywistości. W każdym razie jeśli był tunel, to był robiony w skale, a nie w piasku. Myśmy na skałę trafili, ale na różnych głębokościach. Jednak jesteśmy przekonani do naszych badań, jesteśmy też przekonani do relacji świadków. Bo to nie jest jeden świadek. To nie jeden człowiek nam powiedział, że coś się tam jest.

Przecież to niemożliwe, żeby wszyscy zmyślali"

Powie pan coś więcej o tych świadkach?

To się zaczęło od tego, że układałem kafelki u pewnego człowieka i on opowiedział mi historię o pociągu. Wtedy zacząłem się tym zajmować. Zresztą on cały czas był z nami na miejscu podczas wykonywania wykopów. Próbowaliśmy odtworzyć to miejsce, gdzie on widział szyny. Zrobiliśmy tam przekop, ale bliskość linii kolejowej nie pozwoliła nam zrobić pełnej odkrywki. W każdym razie tam, gdzie mówił, szyn nie ma.

On mówił o szynach, tunelu, czy ukrytym pociągu?

W 2009 roku naprawiał z kolegami drenaż na linii Wałbrzych-Wrocław. W miejscu tej zatoczki, jak ją nazywamy, jeden tor był ściągnięty. Musieli gdzieś zaparkować koparkę, którą pracowali. Doszli do wniosku, że zaparkują właśnie w tej zatoczce. Ale by tam wjechać, musieli wyrównać teren. Podczas tej pracy wyłoniły się tam szyny kolejowe. On mi to opowiedział, pokazał miejsce. Wtedy zacząłem badać ten teren.

Mówi pan, że świadków jest więcej.

Najbardziej dziwnym świadkiem jest człowiek, który widział stojący w tym miejscu pociąg na bocznicy, ale widział dwa i pół wagonu. Jak to możliwe? Nikt nie produkuje pół wagonu. Więc musiał ten pociąg być schowany. On jeździł często do pracy tą linią podczas okupacji, bo to był Niemiec. Są następni ludzie, którzy też twierdzą, że tu coś ukryto. Na przykład pracujący w Tauronie Hanke też twierdził, że tu jest linia kolejowa. Przecież to niemożliwe, żeby wszyscy zmyślali.

A może to jest tylko legenda, do której kolejni ludzie dokładają jakieś nowe historie, a w rzeczywistości nie ma ani tunelu, ani pociągu.

Ale trzeba to wszystko zweryfikować. Jeśli jakieś relacje powtarzają się w różnych źródłach, sprawdzamy je. Choćby opowieść o pani, która w 1981 roku miała oryginalne niemieckie butelki wódki z czasów wojny. Często nimi obdarowywała ludzi. Musiała mieć pod ręką dość duży magazyn. Jej mąż chodził do lasu i nagle ginął. Nikt nie wiedział gdzie. Po każdym takim wyjściu ona miała wódkę.

A co to ma wspólnego z pociągiem?

Mówię o tym, żeby pokazać, że każdą taką opowieść warto zweryfikować. Tę potwierdziliśmy u dwóch osób, które się nie znały.

Georadar to zawsze jest trochę ruletka"

Pana wspólnik Andreas Richter skąd się w tej historii wziął?

Andreas jest właścicielem tego georadaru, którym sprawdzaliśmy miejsce ukrycia pociągu. Wcześniej różne rzeczy badaliśmy razem. W Nysie szukaliśmy krypty biskupów. Doktor Szynkiewicz prowadził tam swoje badania, a myśmy wchodzili ze swoim sprzętem i weryfikowaliśmy jego ustalenia, bo dopiero się uczyliśmy obsługi. Wszystko się potwierdziło. Dostaliśmy świetne referencje. Teraz mamy taki projekt badawczy, który będzie obejmował całą katedrę w Nysie.

A kiedy z Richterem zaczęliście akcję złoty pociąg"?

Opowiedziałem mu o tych torach i że mam takiego świadka. Andreas powiedział: chodźmy w teren i sprawdźmy. Chodziliśmy z tym georadarem, pokazywały się nam jakieś dziwne wyniki. Byliśmy tam z 15 razy. Przez trzy miesiące po pracy tam jeździliśmy. Z naszymi dziećmi. W sumie traktowaliśmy to jako zabawę. Zresztą dalej to tak traktujemy. Chociaż ta sprawa zrobiła się tak wielka, że momentami baliśmy się, że nas wywróci. Nie byliśmy przygotowani na to, że to tak wybuchnie. No bo jak? Przecież Tadeusz Słowikowski przed laty też zgłaszał odkrycie, ale nie było takiego odzewu.

Jak pan myśli, dlaczego?

Może dlatego, że zrobiliśmy to inaczej niż wszyscy wcześniej. Zamiast zorganizować dziesięciu ludzi z łopatami, wynajęliśmy kancelarię prawną. Ona zrobiła oficjalne zgłoszenie do odpowiednich instytucji. Teraz, jak obserwujemy inne zgłoszenia, to widzimy, że wszyscy idą naszą ścieżką.

Te wasze wyniki z georadaru od początku kwestionowali naukowcy. Dlaczego ich nie posłuchaliście?

Z tym samym georadarem w 2014 roku prowadziliśmy badania na Książu i on wykazał istnienie podziemnego tunelu. Niedawno w tym samym miejscu prowadzono roboty i podczas nich zawaliła się ziemia. Okazało się, że tunel istnieje. Przekazaliśmy dokumentację badań tego odcinka do Książa.

W przypadku pociągu georadar zaprowadził was donikąd.

Proszę zapytać Joannę Lamparską o jej ostatnie badania w Strzegomiu. Trzy albo cztery georadary wykazały jednoznacznie, że pod ziemią są krypty. Po wierceniach okazało się, że nic nie ma. To zawsze jest trochę ruletka. Jeśli ktoś chce coś zrobić, nie wybierając, jak mówi papież Franciszek ciepłej kanapy", decyduje się na życie aktywne i chce coś osiągnąć, to musi liczyć się także z porażkami.

Złoty pociąg. Zdjęcia, mapy i pełna historia odkrycia


Otwieramy szampana o działo przeciwpancerne"

Wykopaliska niczego nie potwierdziły, a o waszym złotym pociągu" przez rok mówił cały świat. Zapowiada się wielka porażka.

Sami nie wiemy, mówiąc szczerze, dlaczego to wszystko się tak ułożyło, wybuchło i trwa do dziś. Największym sukcesem jest to, że udało nam się tę akcje rozpocząć i doprowadzić do momentu, w którym jesteśmy. Sukces to też zgromadzenie wokół tego przedsięwzięcia rzeszy specjalistów i fachowców, ludzi dobrej woli, którzy dobrze życzą temu projektowi. Możemy stwierdzić jednoznacznie, że w tej chwili mamy najlepszą grupę poszukiwawczą w Polsce.

Oni nie mają jeszcze wątpliwości, że warto prace kontynuować?

Wszyscy chcą dalej pracować. Oczywiście, atmosfera byłaby całkiem inna, gdybyśmy mieli zdjęcie na lufie czołgu, jak sobie bujamy nogami i otwieramy szampana o działo przeciwpancerne. Ale jeszcze się nam to nie udało. Mogliśmy teraz zrobić coś na łapu capu. Szukać na siłę jakiejś sensacji, by pokazać, że jesteśmy wiarygodni. Ale nie tędy droga. Nie będziemy robić tego byle jak. Myśleliśmy, że zakończymy badania na pierwszym etapie, na wykopach.

...które odkryją sensacyjną zagadkę.

Nic to, jesteśmy bogatsi o dodatkową wiedzę. Mamy dokładny przekrój geologiczny tego masywu. Tego nie ma nikt. Wiemy, jaki materiał tam występuje, jak się układa, na jakim terenie jest rozłożony. Mamy dużo przemyśleń i porządne badania geologiczne.

Co z nich właściwie wynika?

Gruba warstwa iłów, od 1,5 do 2 metrów, rozłożona idealnie na prostym terenie, daje wiele do myślenia. Przez te iły nie przejdzie żadna woda, doskonale izolują, uszczelniają, chronią skałę, która jest pod spodem. Bo pod iłami jest piaskowiec i potem skała kiepskiej jakości, zwietrzelina skalna.

I?

I nie wiemy, co jest głębiej, bo tylko do tego miejsca się dokopaliśmy. Będziemy wiedzieli, gdy zrobimy odwierty i sprawdzimy falami sejsmicznymi. Byliśmy pewni, że dojście na głębokość 6 - 7 metrów da nam odpowiedź na wszystkie pytania. Nie dało. Teraz wiemy, że trzeba iść głębiej. Zrobić drugą turę. Jeśli wtedy polegniemy, to polegniemy, trudno. Myliliśmy się i tyle. Ale na razie jesteśmy w połowie drogi, musimy się przygotować do drugiej rundy badań, porządnie i dokładnie.

Obojętne, ile za to wszystko jeszcze zapłacimy"

Któregoś dnia będzie pan musiał stanąć przed kamerami i powiedzieć, że całe badania się nie udały...

W którym momencie się nie udały? Mamy weryfikację całego nasypu, w trzech miejscach przekopany ten nasyp, pobrane próbki terenu, zrobione przekroje terenu, wiemy, co jest, na jakiej głębokości. Mamy zrobiony jeden odwiert w wykopie na głębokość 6 metrów, wiemy, jaka tam jest skała. To jest wiedza, której nie mieliśmy przed wykopami. To jest wiedza, która pomoże nam przygotować drugą turę badań. Jesteśmy o to mądrzejsi. Bez przekopów byśmy jej nie mieli. Chcemy doprowadzić to znalezisko do końca. To nasz sztandarowy projekt. Tak głośny, że już głośniejszy być nie może. Musimy go skończyć. Obojętne, z jakim rezultatem. Napisać raport. Powiedzieć: na 65 kilometrze jest tunel, jest pociąg, albo nie ma nic, pomyliliśmy się całkowicie. Obojętne, ile za to wszystko jeszcze zapłacimy. Koszty są olbrzymie.

Powie pan jakie?

Mogę powiedzieć tylko, że jeden metr przewiertu rdzeniowego, który będzie nam potrzebny, kosztuje między 300 a 500 złotych.

Razy 30 metrów, razy dwa otwory...

A może razy cztery? To wszystko zależy od geologów. To jest tzw. geofizyka otworowa. Zajmuje się badaniem gruntów z innej strony, w otworach. Z wykorzystaniem fal sejsmicznych. Być może zbadamy cały nasyp, zrobimy otwory wszędzie, jeden obok drugiego i będziemy mieli pewność, czy jest tam coś, czy nie.

Warto ryzykować takie wielkie pieniądze?

A jak cokolwiek zrobić bez ryzyka? Można siedzieć przed komputerem i narzekać, że mi źle, albo komentować w niewybrednych słowach, że się komuś coś nie udało. A można coś zacząć robić, zaryzykować.

Na pewno byłoby lepiej, gdyby pociąg był..."

W sieci już z was kpią, są też grube wyzwiska. Spodziewaliście się tej fali hejtu?

Trudny temat, bo te komentarze wychodzą głównie ze środowisk eksploratorskich. Zamiast pomocy, jest jad. Ja potrafię odróżnić krytykę od krytykanctwa i zwykłego chamstwa. Ale powiem pani, co mnie najbardziej boli. Czytam, że Szwaby przyjechały i będą nam zabierać nasze dobra", że to wszystko spisek szwabski", a tu jest Polska i oni sobie nie życzą. To jest obrzydliwe wobec mojego wspólnika Andreasa, z tego powodu jest mi przykro.

Pan myśli, że dlaczego to robią?

Jeśli ktoś cały swój świat zamknął w okolicach Wałbrzycha, a jak jedzie do Świdnicy, to już jest za granicą, to ma takie pojęcie. Mała głowa, ciasny mózg i w głowie się nie mieści, że można zrobić taki projekt za własne pieniądze i dobrze się tym bawić.

Krąży taka informacja, że na badania dostaliście 600 tysięcy złotych od niemieckiej telewizji ZDF.

Dla mnie jest jasne, że to branża eksploratorska serwuje tego typu farmazony. To jest głupie po prostu. Jeśli ktoś mówi takie rzeczy, które nie są prawdziwe, jest skończonym durniem.

Śni się panu czasem, że tego pociągu tam nie ma, że go pan nigdy nie znajdzie?

Pracuję od rana do nocy, śpię dobrze. A jeśli pociągu czy tunelu nie będzie, to też nie jest to jakiś koszmar. Choć na pewno byłoby lepiej, gdyby był... Mądry człowiek kiedyś powiedział: Jeśli chcesz dosięgnąć gwiazd, choćbyś nigdy nie sięgnął żadnej z nich, to i tak to, co pozostanie, nie będzie nigdy garścią błota. I to jest moja dewiza: To, co zrobiliśmy, nigdy nie będzie garścią błota.

Cały tekst: http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35771,20597284,zloty-pociag-piotr-koper-nie-zamierza-sie-poddac-rozmowa.html#ixzz4IMjKPsFf
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po historii z wódką, wymyśloną przez meliniarę ( z konkubentem) - na użytek klientów z gąbczastym zwyrodnieniem mózgu - muszę się przeżegnać... Czy tutaj wystarczy jeszcze psychiatra - czy już tylko egzorcysta?

Ja już wolę mieć małą głowę i ciasny mózg....

Streszczenie: Pociąg jest - a nawet jak go nie ma, to za swoje piję, ile chcę. Epppp... Nie stać was, łapciuchy, eppppp.... epppp.... Szlachta się bawi, epppp.... Bendem chciał, to, eppppp.... , to, eppppp..... to se do basenu szampana naleję, eppppp... a potem do niego nasikam.... epppp..."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, że został wklejony ten wywiad, bo to, co się tutaj w tym temacie dzieje, jest poniżej wszelkiej krytyki. Pomijając przygłupie wyrażenia typu „pociong”, lub mało śmieszne pierdy, loża szyderców działa w najlepsze. Tak się tutaj co niektórzy wymądrzają, że od początku było wiadomo, że tam nic nie ma i w napuszonej pozie dopiekają tym, co mieli odmienne zdanie, jednocześnie zalewając złośliwymi docinkami działania poszukiwaczy. Powiem wam jedno – żadni z was geniusze, bo w środowisku poszukiwaczy skarbów zawsze mówi się o tym, że na dziesięć domniemanych miejsc, dziewięć jest nietrafiona lub przy jeszcze innej wersji – dziewięćdziesiąt dziewięć przypadków na sto, to pudło. Tylko wiecie co? Nie o to nawet chodzi, że nie trzeba być Nostradamusem, żeby mieć w tym wypadku dużą szansę, na przewidzenie rezultatu . Chodzi o wasze zachowanie. Pojawia się dwóch poszukiwaczy, którzy chcą sprawdzić miejsce domniemanego ukrycia złotego pociągu, miejsce, o którym tylko szeptano, czasem mówiono na głos już od końca wojny , wreszcie poszukiwacze, którzy posiadają materiały, dokumentacje, zdjęcia z georadarów, a wszystko to oparte o opowieści świadków i chcą coś zrobić, a nie tylko strzępić języki. Zaczynają przecierać biurokratyczny szlak, temat tabu, jakim jest poszukiwanie skarbów w tym kraju, gdzie urzędasy są zupełnie nie przygotowane na takich „gości z marsa”, co chcą romantycznie odkopać nie jedną skrzynię, a cały tabor wypełniony po brzegi złotem… Muszą spełnić pierdylion warunków, wyłożyć nie małe pieniądze, na przekór wszystkiemu, dążąc z pasją i determinacją do celu, aby w końcu wbić tę przysłowiową łopatę w ziemię i sprawdzić, czy fortuna się do nich uśmiechnie i czy pojawi się w naszej ojczyźnie płomyk zadośćuczynienia po wyniszczającej wojnie światowej, gdzie Polska ucierpiała najbardziej, gdzie przejechał się po nas wermacht i czerwona zaraza, gwałcąc,niszcząc i grabiąc na potęgę, a sojusznicy zdradzili i opuścili nas. Gdzie, oto w nieznanym nikomu na świecie Wałbrzychu, może odnajdzie się pociąg pancerny, ewenement na skalę światową, dzięki czemu zyskałaby cała Polska a w szczególności biedny Wałbrzych i okolice. Gdzie turyści z całego świata patrzyliby na coś, co posiadamy tylko my i z odkrycia czego, każdy Polak dumny być powinien. A tutaj tyle szlamu na forum…
Osobiście od samego początku trzymałem i nadal trzymam za tych Panów kciuki i mam do nich wielki szacunek, bo w przeciwieństwie do wszystkich krytykantów, malkontentów i innych szarych ludzików, którzy zapewne nigdy sami nie wbili przysłowiowego szpadla, aby odnaleźć swój własny skarb, niekoniecznie ten dosłowny(bo w innym wypadku doskonale rozumieliby ludzi z pasją, którzy chcieli zrobić coś znaczącego w swoim życiu), zadziałali, a ja czułem, że to także „moje poszukiwania”, jako pasjonata tematyki ukrytych skarbów.
Czy w całej tej pogoni za złotym pociągiem, sprzeczkach o wyniki badań, o relacje i wszystkie inne aspekty tej sprawy, nikt wystarczająco nie wytłuścił w tym temacie wałkowanym w ilości vol10, ile dobrego z tego, już - na dzień dzisiejszy - się wydarzyło? Nagle inni poszukiwacze zaczynają zgłaszać jawnie swoje miejsca do przebadania, a wcześniej kryjąc się z tym, trzymali „projekty” w szufladzie? Już nie ma takiego tematu tabu i urzędnicy nie patrzą na poszukiwacza jak na dziwoląga, nie wiedząc co z nim zrobić. Ściana pękła i to za sprawą właśnie tej dwójki przyjaciół. Pierwszy przykład z brzegu – Mamerki – jak szybko poszło? Odwiert, nic nie ma, dziękujemy. Jedno miejsce odfajkowane na przeogromnej liście do sprawdzenia. O Wałbrzychu i naszym kraju, zaczęły pisać gazety na całym świecie i to w pozytywnym tonie(a o to ostatnio, a raczej zawsze trudno było, bo nieprzychylność świata wobec Polski, wychodzi czasem ,aż nazbyt wyraźnie), ruszyła się turystyka, zyskał cały region. Takie wydarzenia inspirują innych, pokazują jak ważna w życiu jest pasja i próba „sięgnięcia gwiazd”, choćby szansa była niewielka. A to tylko kilka przykładów z brzegu
A tutaj i nie tylko tu, tyle przykrych i nieprzychylnych komentarzy… Zamiast trzymać się razem w tej sprawie, szanować swoje poglądy i odmienne zdania, znowu jakieś podziały i udowadnianie drugiemu, jakim frajerem i naiwniakiem jest, do tego głupim. Opanujcie się trochę ludzie, bo to zwyczajnie nie przystoi, a nawet staje się bardzo żenujące. Jestem święcie przekonany, że ktoś w końcu odnajdzie wielki skarb na terenie naszego kraju, bo to tylko kwestia czasu. To tak pod rozwagę. Napisałem, co myślę, ale polemizował z nikim nie będę. Spokoju życzę wszystkim.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wątpię aby kiedykolwiek to przyznali. Nawet jak na 20 metrach nie będzie tunelu tylko lita skała to powiedzą że jest o 5 metrów w bok od sondażu albo że głębiej jeszcze.
Przecież to może być nawet pionowy szyb do którego wpuszczono ten pociąg na wzór windy :)

I niech ktoś mi jeszcze powie że oni na tym biznesie stracili bo wynajęli sprzęt z 200 tyś czy ile tam . Wystarczy sobie pomnożyć ile kosztuje jeden materiał dla prasy o tym cyrku i ile miesięcy już media na całym świecie te bzdury wypisują. Nie wspomnę prawach do materiałów telewizyjnych czy radiowych.

Złoty to może to jest ale interes.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomyłka to jest wtedy, gdy mokrą ręką złapię za przewód pod napięciem i mnie potrzepie, bo złapałem tam gdzie była faza a nie ochronny lub neutralny. W szczególnych warunkach, to nekrolog i szpadel zamykają sprawę.
Natomiast jeśli wołam głośno że znam niebezpieczeństwo, wiem co robię i na pewno brązowy przewód to nie jest faza co udowodnię zamieszczając zdjęcie w sieci, w telewizoriach trwałych i publikatorach papierowych gdzie dotknięcie obrazka nie grozi porażeniem, to wówczas kłamię. Kłamstwo to jest kłamstwo a nie jak niektórzy piszą delikatne mijanie sie z prawdą" według zasad nauki zwanej erastyką.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

He he he u Copperfield-a znikały pociągi , cołki i inne takie. Człowiek płacił za wstęp i wiedział że zobaczy złudzenia.A Koper twierdził że ten ciapong powróci. I też brał kasę za bilety wstępu :D Tylko że na Copperfield-a bilety były tańsze :P I rezultaty były od ręki a nie że kiedyś , może , w bliżej nieokreślonym terminie.....
Ktoś tu napisał że jeden strzał na 100 trafia . Może i tak ale ja np sprawdzałem z 500 takich strzałów" i nie trafiłem obiecywanego Tygrysa. A miał tam być na 100%. Tylko że ani ja , ani ludzie z którymi szukałem nie lecieliśmy do telewizorniów i nie ogłaszalimy że ON (ten Tygrys) tam jest i że tylko urzędasy niech wykażą dobrą wolę i dadzą kwity to Tygrys w blasku reflektorów wyjedzie na powierzchnię (wiadomo że pod koniec wojny były kłopoty z paliwem wiec trzeba go tylko ino zatankować bo reflektory się jeszcze świecą a załoga na bieżąco przeglądy prowadziła). Bronienie oszołomów którzy odwalili szopkę aby kasę zarobić to jak jazda gołą dupą po żyletce. Ani to miłe , ani przyjemne , ani rozsądne. Tak ze Panie(lub Pani) Pasjonata 17 proponuje przedstawić jakiekolwiek REALNE argumenty za tym że ten ciapong tam jest a nie płakać że od roku z oszołomów ludzie mają ubaw.
Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pasjonata17 ...Opanujcie się trochę ludzie, bo to zwyczajnie nie przystoi, a nawet staje się bardzo żenujące..."

Gdy tylko czytam takie teksty, przypomina mi się odwieczna mądrość ludowa - poważnie to się w grobie leży..."

Pasjonata17 ... Jestem święcie przekonany, że ktoś w końcu odnajdzie wielki skarb na terenie naszego kraju, bo to tylko kwestia czasu..."

Niestety Kolego Przejęty", ale oprócz czasu", musi być spełniony jeszcze jeden warunek (logiczny) - ten wielki skarb" musi gdzieś zalegać.
Bo jeśli go ni ma, to ni choinki czas" do niczego się nie przyda. :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzisz Pasjonat, wszystko byłoby prawda co piszesz, gdyby nie to, że ludzie zaślepieni WIARĄ zaczynają robić głupoty i przestają myśleć racjonalnie. Tym się właśnie narażają na śmieszność a NIE SWOJA PASJĄ.
Panowie poszukiwacze na pewnym etapie tak się zafiksowali, że odrzucili wyniki PROFESJONALNYCH badań na rzecz wiary. I OCZYWIŚCIE polegli. Tym samym narazili się na słuszną krytykę a także durne docinki poszukiwawczej miernoty, która ponieważ jest dosłownie niczym, zawsze skorzysta żeby zaistnieć w internecie w osłonie zwartej grupy podobnych sobie. Nie tylko na tym forum i nie tylko w tym temacie. To jest powszechne zjawisko że masa hejterów zalewa wszystko i przykrywa wszystko grubą warstwo brudnej mazi. Są w stanie nawet wybrać faceta znikąd na prezydenta. A co dopiero obśmiać 2 ludków, którzy rozkupują nasyp, bo ich ułomne pomiary pokazały pociąg pancerny.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mało się nie popłakałem ze wzruszenia: pasja, marzenia, heroizm, walka z bezdusznym aparatem urzędniczym... Medal im! Medal! I pomnik! Ulice nazwać! I szkołę!

A może by tak dla kontrastu coś o fabrykowaniu dowodów na istnienie złotego pociągu"? Albo wyśmiewaniu i opluwaniu każdego, kto poddawał w wątpliwość jego istnienie?

W zasadzie artykuły wrzucone wyżej wystarczająco wyjaśniają, dlaczego nikomu nie zależało na zatrzymaniu tego szaleństwa - nie urywa się kurze złotych jaj.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po tym jak poszukiwacze złotego pociągu w Wałbrzychu ogłosili zakończenie wykopalisk, coraz więcej osób zaczyna wątpić w historię o tunelu i ukrytym w nim pociągu. Tyle że tunel istniał naprawdę. Są na to mocne dowody.


Po tym jak po kilku dniach wykopalisk poszukiwacze nie zdobyli nawet poszlak potwierdzających jego istnienie, znacznie wzrosła liczba sceptyków tego przedsięwzięcia. O tym, że okolice 65 km linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha były w okresie II wojny światowej oraz po jej zakończeniu obiektem militarnym, świadczą dokumenty z archiwów Wojska Polskiego.

Zostały sporządzone w połowie lat 40., krótko po zakończeniu wojny. Świadczy o tym m.in. pisownia Niemców, czy Niemiec małą literą. Było to w tamtym okresie powszechnie stosowaną praktyką. Z dokumentów wojskowych wynika, że na 64,938 km linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha miała swój początek wojskowa bocznica kolejowa. Była jednotorowa i miała długość 490 metrów. Jej część mogła zatem przebiegać w tunelu.

Z dokumentu wynika, że bocznica została zbudowana przez Niemców na przełomie 1944 i 1945 r. W jej pobliżu były dwa drewniane baraki. Być może przeznaczone dla wartowników, ale o tym nie napisano w dokumencie. Po bocznicy mogły kursować również ciężkie parowozy. Z bocznicy tej korzystały kolejno wojska: niemieckie, radzieckie i polskie. Następnie została wysadzona w powietrze, o czym także napisano w dokumencie. Trudno zatem przypuszczać, by żołnierze trzech armii zostawili w tym miejscu coś cennego. Wojsko Polskie zresztą w przeszłości angażowano w sprawę rzekomo zasypanego tunelu kolejowego oraz ukrytego w nim prawdopodobnie składu kolejowego.

Po tym jak w sierpniu 2015 r. sprawa „złotego pociągu” nabrała światowego rozgłosu, okolice 65 km linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha zostały sprawdzone pod kątem ewentualnych zagrożeń przez wojskowych saperów i specjalistów od zagrożeń chemicznych. Jedyne co znaleźli wówczas żołnierze, to łuski z pocisków karabinowych, które podczas II wojny światowej były na wyposażeniu armii niemieckiej. W 1989 r. Tadeusz Słowikowski, emerytowany górnik z Wałbrzycha, który wyjaśnianiem tajemnicy pociągu zajmuje się od ponad pół wieku, zainteresował sprawą Ministerstwo Obrony Narodowej. Generał Jerzy Skalski, ówczesny wiceminister obrony narodowej, przesłał pismo w tej sprawie do Władysława Piotrowskiego, ówczesnego wojewody wałbrzyskiego i zarazem szefa obrony cywilnej na tym terenie. Wiceminister informował wojewodę o prawdopodobieństwie znajdowania się w zasypanym tunelu pod zamkiem Książ w Wałbrzychu pociągu z okresu wojny z ładunkiem bojowych środków trujących. Ponadto w piśmie czytamy, że dotarcie do tego miejsca będzie wymagało wydrążenia tunelu. Prace miało wykonać przedsiębiorstwo robót górniczych, które świadczyło wówczas usługi dla wałbrzyskich i noworudzkich kopalń węgla kamiennego. Generał zadeklarował wojewodzie wsparcie ekspertów wojskowych, m.in. w zakresie rozminowania oraz neutralizacji zagrożenia, jeśli potwierdzi się informacja o składowaniu pod zamkiem pocisków z gazami bojowymi. Zakres prac pod zamkiem wykonanych na zlecenie wiceministra nie jest powszechnie znany. O tym, że zostały przeprowadzone, świadczy pismo, które Tadeusz Słowikowski otrzymał w 1991 r. od Jerzego Świteńkiego, ówczesnego wojewody wałbrzyskiego. - Wojewoda powiadomił mnie, że prace przeprowadzone pod zamkiem Książ nie doprowadziły do wykrycia zagrożeń, ale nie wykluczyły takiej ewentualności - mówi Tadeusz Słowikowski. - Podziękował mi również za zaangażowanie w wyjaśnienie tej sprawy. Wiele wskazuje więc na to, że jeśli nawet obecnie prowadzone prace poszukiwawcze w okolicach 65 km zakończą się fiaskiem, to po pewnym czasie z pewnością znajdą się kolejni chętni do zmierzenia się z tajemnicą „złotego pociągu”. Do wnikliwego zbadania pozostał bowiem odcinek od wiaduktu kolejowego na ul. Uczniowskiej, biegnący w kierunku stacji Wałbrzych Szczawienko i skręcający w stronę strefy ekonomicznej. Nie brakuje także zwolenników teorii o tunelu, który ma rzekom mieć wlot gdzieś w okolicach 61 km linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha i przebiegać w kierunku zamku Książ.

Czytaj więcej: http://www.gazetawroclawska.pl/zloty-pociag/a/zloty-pociag-istnieje-sa-mocne-dowody,10557066/
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotr Koper i Andreas Richter oficjalnie zakończyli dzisiaj pierwszy etap badań na 65. kilometrze przy linii kolejowej Wrocław-Jelenia Góra. Wcześniej oczyszczono teren robót, zakopano dziury i przekazano go właścicielowi - PKP. Ale dla odkrywców praca się nie kończy. Dzisiaj przedstawili ogólny harmonogram działań na kolejne miesiące. - Chcemy się podeprzeć wiedzą ludzi, którzy się lepiej na tym znają od nas - mówi Piotr Koper. - We wrześniu będziemy prowadzili rozmowy ze specjalistycznymi firmami.

Prace w terenie mają się zacząć jesienią tego roku. Odkrywcy liczą, że sprzęt ponownie na nasyp przy 65. kilometrze wjedzie w październiku lub listopadzie. - Musimy zabezpieczyć fundusze na kolejne badania. To są olbrzymie środki. Wykopanie jednego otworu do badań sejsmicznych będzie kosztowało do 9 do 15 tysięcy. Otworów powinno być co najmniej kilka. - Musimy pamiętać, że odkrywcy to osoby prywatne - mówi mecenas Jarosław Chmielewski. - Pieniądze, które wyłożyli, są ich prywatnymi środkami.

Cały tekst: http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35771,20604133,zloty-pociag-odkrywcy-dla-swojego-miasta-zarobili-pol-miliarda.html#ixzz4IS0iiBJm
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.
Note: Your post will require moderator approval before it will be visible.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie