Skocz do zawartości

Szybownictwo w II.RP


Rekomendowane odpowiedzi

7 godzin temu, Jedburgh_Ops napisał:

Nikt z niczego nie jest dumny, jak w II RP; nikt z niczego się nie cieszy, jak w II RP; nikt niczego nie docenia, jak w II RP. Wszystko źle, wszystko nie tak; to, tamto, siamto i owamto nie halo, bo gwiazdorzy i jedna gwiazdka muszą pokazać swoje „ja”.

Wiesz, chwalenie swojego, bycie dumnym ze swojego, docenianie swojego to teraz jest uważane przez pewne kregi za nacjonalizm i zasciankowość - jedne z grzechów głównych tego świata, które należy zwalczać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sedco i Spirit,

No to daliście do pieca... ? :classic_laugh:

Faktycznie dużo lepsza jakość. Teraz już bardziej jestem pewien, że to pudełko propagandowe. Wszystko krzywe, profil skrzydła z ostrym noskiem jak z naddźwiękowych rur, a ster kierunku to chyba wypaczony blat od stołu z jakieś knajpy, gdzie zalewano go piwskiem od XVIII wieku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg PKL tom I str. 409

" W 1925 r. Kolejowe Koło LOPP przy Dworcu Głównym w Poznaniu przystąpiło do budowy szybowca. Projekt   szybowca wykonali  Jan Czarnecki i Kazimierz Wroński  z wytwórni "Samolot" w Poznaniu,  wykorzystując skrzydła [!] od samolotu Hanriot H-28.

Budowę zrealizował Kolejowy Klub Szybowcowy "Szybownia" w stolarni Warsztatów Kolejowych w Poznaniu. Szybowiec nazwano "Ikar", nie został ukończony przed rozpoczęciem II Konkursu Szybowcowego, który odbył się w maju-czerwcu 192 r. i dlatego nie wziął w nich udziału.

Na wiosnę 1926 r. szybowiec wykonał kilka skoków [ ! ], ciągnięty ręcznie liną. Dalszych prób nie prowadzono z powodu braku liny gumowej. Szybowcowi dorobiono koła, by wykonywał starty za samochodem, lecz nie został dopuszczony do takich lotów. W czasie transportu na lotnisko został poważnie uszkodzony. Nie został wyremontowany i skasowano go."

Jak skrzydło od Hanriota to nie było znów tak źle ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, Koloman napisał:

Wiesz, chwalenie swojego, bycie dumnym ze swojego, docenianie swojego to teraz jest uważane przez pewne kregi za nacjonalizm i zasciankowość - jedne z grzechów głównych tego świata, które należy zwalczać.

 

Kiedyś tak nie było.

 

Dziś prawie każdy sport jest na pograniczu prawa i dopingu. Drugi z wymienionych czynników jeszcze nie dotyczy szybownictwa, ale kto wie, być może to tylko kwestia czasu, skoro już nawet w szachach jest osobliwy doping. A jakie czasy – takie postaci w sporcie. Normalność już była. Dziś już żadnej normalności ani kulturalnych zachowań nie będzie.

 

Ktoś przed wojną margał, że mu Orlik II nie lata, jak trzeba? A to nie był szybowiec-ideał. Był trudny pilotażowo tak, jak Minimoa. A na Minimoę ktoś margał, że mu krzywo lata? Nikt, ani w pierwszym, ani w drugim przypadku. Przed wojną każdy się cieszył, że ma szybowiec wysokowyczynowy wybitny na skalę światową i że takim szybowcem może pobić w powietrzu każdego konkurenta. A że był trudny w pewnych stanach lotu to był, guzik to kogokolwiek obchodziło wśród pilotów, bo finalnie liczyły się osiągi, a nie że trzeba trochę się poszarpać z szybowcem w określonych okolicznościach. Każdy bardzo doceniał wysiłek konstruktorów tych szybowców, że mimo, iż w tamtych czasach zdecydowanie w procesach B+R stawiano na lotnictwo silnikowe, to jednak doceniało się, że komuś się chciało pochylić nad Kuhlmannem i rysować awangardowy szybowiec, a w tunelach badać nowe profile szybowcowe. Dziś, jak widać w przestrzeni publicznej, żadnego szacunku dla konstruktora szybowca nie ma. Przeciwnie, roszczeniowość, napastliwy ton (oby tylko!), hejt online.

 

Współcześni mistrzowie szybownictwa mają w swoich szeregach za dużo zmanierowanych, roszczeniowych postaci o mentalności primadonn. Już uczniowie-piloci na to się skarżą, bo to widzą wszyscy, nie tylko B.B. to widział. Rzecz jasna nie wszyscy tacy są, niemniej są i tacy. Dlaczego Tadeusz Góra taki nie był? A przecież (teoretycznie) mógłby. Odpowiedź: Bo to stara kindersztuba i skromność, jakich dziś już nie ma. Dlaczego Adela Dankowska taka nie była? Odpowiedź taka sama. Dlaczego Pelagia Majewska taka nie była? Odpowiedź identyczna. Dlaczego Richard Johnson taki nie był? To samo. A dziś ludziom odpiernicza, szybowcowe gwiazdy i gwiazdeczki już nie wiedzą, do czego się przyczepić.

 

Dziś szybowcowy mistrz, o którym wiadomo, że jest lepszy pistolet i na zawodach lata „na limicie” – jak to mawia Robert Kubica – oraz „poza limitem”, czego mu robić nie wolno, bo do tego są uprawnieni wyłącznie piloci doświadczalni, ląduje i napada na konstruktora jego (wybitnego na skalę światową) polskiego szybowca, że on nie lata, jak trzeba i jeszcze rozpętuje publiczne pyskówki i hejt przeciwko konstruktorowi. By już nie wspominać pewnej panny szybowcowej primadonny też hejterki pierwszej wody. Nóż w kieszeni się otwiera.

 

Po czym krytykowany szybowiec, unikatowy i wybitny, biorą w ręce piloci doświadczalni, latają właśnie „poza limitem”, bo im wolno i mają na to papierek, i nie stwierdzają tego, co zawodnicze primadonny szybowcowe. Nikt dziś, jak przed wojną, nie docenia konstruktora szybowca – są tylko roszczenia i fochy i to publiczne, czyli niekulturalne, jeśli fochy w ogóle mogą być „kulturalne”.

 

Ale może tu chodzi o to, że te primadonny nie maja lotniczego wykształcenia? Sam już nie wiem, bo granica absurdu i kultury zachowań jest przekroczona. Ale wyraźnie – moim przynajmniej zdaniem – widać, że piloci szybowcowi po MEiL-u albo po Rzeszowie zachowują się inaczej. Bo są ludźmi lotnictwa i dobrze wiedzą, że nie ma idealnych statków powietrznych i nigdy nie będzie. Przepiękny, kochany przez wszystkich, Spitfire też nie był ideałem i musiał wozić balast wyważający, bo się samolotu nie udało wyważyć tak, żeby „sam z siebie”, z charakteru własnej konstrukcji, był wyważony bez wożenia ołowiu. A dziś gwiazdor i gwiazdeczka szybownictwa plują na polskiego konstruktora wybitnego szybowca, bo im „nie lata” („na limicie” albo ciut poza nim) tak, jak primadonny by chciały. Nie wiem, co z tymi ludźmi się porobiło, ale w wysokowyczynowym szybownictwie lat 30., 40., 50., 60., 70., 80., 90. i może jeszcze na początku XXI wieku tak nie było. Woda sodowa uderzyła w ostatnich ok. 20 latach. Cały gejzer wody sodowej.

 

Kiedyś mistrzowie szybowcowi byli inni, cisi, skromni, kulturalni nie wywyższający się, nie roszczeniowi, nie bufonowaci. Owszem, pięknie, ze swadą opowiadali o swoim sporcie, ale to wszystko.

 

Wysłuchałem niedawno zabawnej opowieści, jak rodzice na zwiedzanie Riese zabrali swojego synalka z pokolenia cyfrowych debili od PlayStation i srajfona. Bachor zażądał w lesie pizzy, bo się poczuł głodny i był wściekły z tego powodu. Małemu terroryście nie dało się wytłumaczyć, że do lasu pizzy nie wożą, ale bachor nie odpuszczał. To się rodzice cofnęli ze szlaku do jakiegoś obiektu terenowego i drogi, następnie zadzwonili gdzieś po pizzę. W końcu pizzę gnojowi dowieziono, a mały roszczeniowiec na to, że nie będzie żarł zimnej pizzy i że on zarządza powrót do domu. Paru współczesnych szybowcowych mistrzów może się kojarzyć z tą opowieścią. Nie wszyscy, ale paru by się znalazło. Twórca Diany też o tym dobrze wiedział.

 

To stare szybownictwo było jakieś takie sympatyczniejsze i bardziej zrównoważone emocjonalnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Sedco Express napisał:

Wg PKL tom I str. 409

" W 1925 r. Kolejowe Koło LOPP przy Dworcu Głównym w Poznaniu przystąpiło do budowy szybowca. Projekt   szybowca wykonali  Jan Czarnecki i Kazimierz Wroński  z wytwórni "Samolot" w Poznaniu,  wykorzystując skrzydła [!] od samolotu Hanriot H-28.

Budowę zrealizował Kolejowy Klub Szybowcowy "Szybownia" w stolarni Warsztatów Kolejowych w Poznaniu. Szybowiec nazwano "Ikar", nie został ukończony przed rozpoczęciem II Konkursu Szybowcowego, który odbył się w maju-czerwcu 192 r. i dlatego nie wziął w nich udziału.

Na wiosnę 1926 r. szybowiec wykonał kilka skoków [ ! ], ciągnięty ręcznie liną. Dalszych prób nie prowadzono z powodu braku liny gumowej. Szybowcowi dorobiono koła, by wykonywał starty za samochodem, lecz nie został dopuszczony do takich lotów. W czasie transportu na lotnisko został poważnie uszkodzony. Nie został wyremontowany i skasowano go."

Jak skrzydło od Hanriota to nie było znów tak źle ?

PS

Przy tej powierzchni i krzywości „steru kierunku” ten szybowiec, żeby latać, musiałby mieć system fly-by-wire, ponieważ wychylenie steru o 0,5° powodowałoby solidny trawers w locie ustalonym, a przy zakręcaniu działyby się lepsze cuda. Ale nieważne - entuzjazm wobec szybownictwa ważny, a czasy temu sprzyjały. I bardzo dobrze.

:classic_smile:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękny materiał m.in. z chwiejnicą.

Nie mogę darować współczesnemu szybownictwu, że zrezygnowało z chwiejnic i z takich rzeczy, jak przedwojenne amerykańskie chwiejnice z nadmuchem ze śmigieł. To kolejny akt cyfrowej głupoty, bo żaden symulator lotu szybowca (jest kilka produkowanych) nie odda wiernie tego, co uczeń-pilot mógł wynieść z chwiejnicy konwencjonalnej i z takiej „aerochwiejnicy” czy „motochwiejnicy” ze śmigłami przed nią.

Głupota jest w tym przypadku unikatowa. Wyprodukowanie dziś bardzo prostej drewnianej makiety szybowca à la SG-38 czy Wrona kosztowałoby chyba nie więcej niż kilkanaście tysięcy złotych. A ile kosztuje symulator szybowcowy (nie na komputer, tylko prawdziwy)? Nie znalazłem w necie ceny, ale muszą to być raczej grube dziesiątki tysięcy w walucie porządnie wymienialnej.

A potem mamy takie głupoty, przez które - z ironicznym uśmiechem niektórych instruktorów - muszą przechodzić uczniowie-piloci, którym nakazuje się ćwiczenie koordynacji ruchów w stałopłacie na kiju od szczotki. W najprostszej i najtańszej chwiejnicy mieliby pełną symulację sterowania i jeszcze w pełni czuliby reakcje szybowca na wychylanie powierzchni sterowych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przy okazji pokażmy, co odrobinę uciekło z pola widzenia szybownictwu II RP, a co wniosło bardzo duży wkład w szkolenie pilotów szybowcowych w Stanach Zjednoczonych.

Tu jest właśnie jedna z wersji „aerochwiejnicy” z zespołem śmigieł do nadmuchu na szybowiec. Jest on kotwiczony na linach i porusza się na takiej właśnie uwięzi, niemniej w pełni oddaje mechanikę lotu i sterowanie.

Fotografia z października 1929 r. Za sterami słynna Amelia Earhart.

868368744_Oct.1929AmeliaEarhart.thumb.jpg.41ec121145309194b96232f72fd4c6fd.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jamboree 1933 Gödöllő
Mało znanym przykładem propagowania polskiego szybownictwa zagranicą był udział polskich szybowników na międzynarodowym zlocie skautowym "Jamboree", który odbył się w dniach 1-15.sierpnia 1933 w węgierskiej miejscowości   Gödöllő koło Budapesztu.
Wśród ok.1200-osobowej reprezentacji polskich harcerzy znajdowała się grupa "szybowcowa" w której główną rolę grali doswiadczeni instruktorzy szybowcowi: Piotr Mynarski, Stanisław Piątkowski, Kazimierz Kula. Polscy szybownicy pojechali na Węgry z własnymi szybowcami. Oprócz grupy polskiej jedynie gospodarze, Wegrzy, zorganizowali grupę szybowcową. Przed wyjazdem w lipcu 1933 szybownicy przebywali na obozie przygotowawczym w Nowym Sączu.
Dosyć interesująco (choć czasem naiwnie bo nie zna dokładnie zagadnień szybowcowych) pisze na ten temat Zofia Kossak:
"W cieniu chudego lasku bieleją pospołu namioty polskich i węgierskich szybowników. Zgoda między nimi zupełna, ze strony Węgrów nacechowana pewnym podziwem i uznaniem. Przez ten krótki przeciąg czasu zdążyli się już od naszych wiele nauczyć. Znali i wykorzystywali dotychczas tylko prądy wznoszeniowe, działające pośród, lub w pobliżu wzgórza. Nasi pokazali im, jak posługiwać się prądami termicznymi, ciepłem nagrzanej ziemi, co unosi się rozpierzchłe i bezsilnie zrazu, by na wysokości jakich sześciuset metrów zebrać się w wielką kulę, banię, identyczną z bańką powietrza w wodzie i pomknąć niepowstrzymanym pędem w górę...........
Wzbogacony tym doświadczeniem harcerz węgierski, Rotter, pobił wnet dotychczasowy rekord Węgier, wynoszący trzydzieści dwa kilometry, robiąc siedemdziesiąt dwa kilometry. Nie dziwota, że wdzięcznie spogląda na Mynarskiego, Piątkowskiego i Kulę, ludzi-ptaków, co otworzyli mu oczy na powietrzne drogi..................
Przed namiotem-hangarem stoją aparaty węgierskie, a opodal polskie. Węgry posiadają parę latawców typu „Profesor", przyciężkich, lśniących zasobnie lakierem, dwa „Zeglingi" [Zöglingi] własnej roboty i jednego pięknego „Karakana", najnowszy model, zaopatrzony w precyzyjne przyrządy do oznaczania wysokości pędu, kierunku i położenia. Stateczna podłoga matki-ziemi jest-li pod stopami, a pułap nieba nad głową, czy odwrotnie? Bo w gęstej chmurze zdarza się o tym nie wiedzieć.
Polskich szybowców jest na Jamboree sześć. Dwa rekordowe typu „Komar" i S.G.28, oba zaopatrzone w te same co „Karakan" przyrządy pokładowe, plus barograf, na którym tajemnicza igła pisze na taśmie okopconej nad naftą szlak lotu. Oba te lśniące, misternie wykończone cacka zwą w Gödöllő popularnie "Czuwaj", od umieszczonego pod skrzydłami napisu. Poza tym dwie dobrze zużyte szkolne „Wrony", jedna najstarszego typu „Czajka" i młoda „Wrona" własnoręcznej, harcerskiej roboty. ...........
Zofia Kossak "Laska Jakubowa".
Krajowa prasa lotnicza skwitowała udział polskich szybowników na Jamboree tylko taką krótką notatką jak niżej (własnego np.reportażu nie zamiesciła). Ale bardzo ważne jest w niej jak pozytywnie postrzegano polskie szybownictwo na forum miedzynarodowym.
"Skrzydlata Polska" nr.9-10/1933
"Echa udziału polskich h a r c e rzy
szybownikow w Jamb o re e
We francuskim tygodniku „Les Ailes“,
w artykule o szybownictwie na
Jamboree w Godollo podkreśla p. E.
Debord znaczenie i szybki rozwoj idei
lotnictwa bezsilnikowego wśrod skautow,
ktorego rozpowszechnienie zainicjowali
harcerze polscy, węgierscy i
austrjaccy.
„Po raz pierwszy i ku wielkiemu
zdziwieniu związkow francuskich można
było widzieć tego rodzaju pokazy
h a rcerzy-lotnikow — pisze p. Debord.
„W pokazach lotniczych brały
udział trzy państwa: Polska, Węgry i
Austrja. Prawdę mowiąc ostatni z
tych krajow stoi zaledwie u progu
działalności lotniczej harcerstwa. Przeciwnie,
tam gdzie można się było spodziewać
dopiero zapoczątkowanego ru chu,
w Polsce i na Węgrzech, znaleziono
stowarzyszenia świetnie postawione
i cudownie wyszkolone.
P. Debord podkreślił rownież skład
grupy polskiej, posiadającej 6 szybowcow,
w tem dwa rekordowe i udział w
Jamboree rekordzisty Polski, p. Mynarskiego,
ktory wykonał szereg pięknych lotow."

Co ciekawe, poza tą krótką informacją,  w krajowej prasie nie znalazłem ani słowa ani fotografii na temat pobytu naszych szybowników na Węgrzech. Jedynie kilka fotografii w NAC (może kiepsko szukałem). A jedyna wiadomość prasowa to ta, podana przez łódzkie "SŁOWO" o sensacyjnym lądowaniu K.Kuli na jednym z placów w Budapeszcie (szybowiec to chyba rozebrali, żeby go stamtąd zabrać).
Moze Kolegom uda się coś wiecej znaleźć.
A na załączonych fotografiach:
-Piotr Mynarski na obozie w Nowym Sączu przed wyjazdem na Wegry, uczestnicy Jamboree: Stanisław Piatkowski, Piotr Mynarski, Kazimierz Kula, transport szybowców na Węgry, loty na Jamboree, wegierski szybowiec Karakan.

Piloci Stanisław Piątkowski 1. z lewej, Piotr Mynarski i Kazimierz Kula na lotnisku..jpg

Piotr Mynarski.jpg

Transport.jpg

Węgierski Karakan.jpg

A Jamboree a Hármashatárhegy felett.jpg

Kazimierz_Kula.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Sedco Express napisał:

Motoszybowiec CW-8M.

Konstrukcji inż. W.Czerwińskiego  CW-8 (oblot 1934 r.) W 1936 r. jeden szybowiec szkolny CW-8 przebudowano na motoszybowiec - silnik JS-4 (8 KM).

Odbyto próby kołowania i lot na holu za samolotem - nie dały one pozytywnych wyników.

 

- Cóż, jak w tym starym kawale, fajny ten zegarek ale te baterie.... ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, Sedco Express napisał:

Motoszybowiec CW-8M.

Konstrukcji inż. W.Czerwińskiego  CW-8 (oblot 1934 r.) W 1936 r. jeden szybowiec szkolny CW-8 przebudowano na motoszybowiec - silnik JS-4 (8 KM).

Odbyto próby kołowania i lot na holu za samolotem - nie dały one pozytywnych wyników.

 

CW-8M.png

A więc po kolei, na tyle, na ile mam teraz czas.

W tym poście i informacji kryją się różne ciekawostki.

1. Fascynuje mnie, co to znaczy, że ten motoszybowiec był holowany za samolotem? Czy to oznacza, że jego silnik nie dawał rady unieść szybowca (rzecz znana w motoszybownictwie lat 30. i 40. i nie ma się co wstydzić) i musiał być mimo wszystko podholowany wstępnie przez samolot?

2. Jeśli był podholowywany przez samolot to wyrazy współczucia dla pilota. W tamtych czasach takich szybowców typu rama kadłubowa raczej się nie holowało za samolotem. Powodów było wiele. Wygwizdów dla pilota był to straszny, a pamiętajmy, że są to raczej statki powietrzne dla uczniów-pilotów. Uczniowi łatwo wpaść przez nieuwagę w strumień zaśmigłowy na holu za samolotem. W szybowcu z kadłubem konwencjonalnym i z zakrytą kabiną to jest wtedy tylko duży hurgot i drgania, ale człowiek się z tego wyszarpuje drążkiem sterowym bez wrażeń innych. Mogę sobie za to wyobrazić, jak to musiało wyglądać w takim małym i delikatnym szybowczyku. Dziś nie brak amatorów holowania ich za samolotem w replikach szybowców SG-38, tyle tylko, że to nie są uczniowie-piloci i inaczej radzą sobie w powietrzu.

3. Ten motoszybowiec to przykład tego, że w ówczesnej aeronautyce myśl ludzka tymi samymi ścieżkami chadzała. Może się mylę, może nie, w razie czego sprostowanie mile widziane, ale wydaje mi się, że tylko Polska i USA wpadły na pomysł, aby z takich małych delikatnych szybowców szkolenia podstawowego spróbować uczynić motoszybowce. W Stanach robił to William F. Crawford. Poniżej jego konstrukcja z roku 1930. Furory takie konstrukcje nigdzie na świecie nie zrobiły, więc możemy bez kompleksów patrz eć na dzieło inż. Czerwińskiego.

William F. Crawford 1930.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, czy inaczej, na pewno niejedne ręce wyszkolone przed wojną w Bezmiechowej i być może na innym polskim szybowisku dotykały później w czasie wojny sterownic CG-4A. Bardzo chciałbym to kiedyś sprawdzić, ale musiałbym pojechać do krainy kowbojów i zostać tam na dłużej na kwerendy i inne poszukiwania. Moja żona ma rodzinę w USA i ciągle jesteśmy tam zapraszani, ale ja niestety jestem uwiązany do biurka mojej firmy i nie mogę sobie ot tak rzucić wszystkiego.

A zdjęcie jest super. Mam jego oryginał, który wygrałem kiedyś na aukcji. Fotografia jest z Maroka, z lotniska Oujda. Chłopaki ćwiczą przed inwazją na Włochy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, Koloman napisał:

A jedyna wiadomość prasowa to ta, podana przez łódzkie "SŁOWO" o sensacyjnym lądowaniu K.Kuli na jednym z placów w Budapeszcie...

:classic_smile:

Toż to panie dzieju magia jakowaś i jakiś magiczny magnetyzm ulic Budapesztu, że tak pokochały u siebie „lądowania” szybowcowe i to różnej narodowości... :classic_wink:

1.thumb.jpg.acaee117d4ec6f4a4ce883c16cadf90a.jpg2.thumb.jpg.d9edf4fbe536dede72898ec9c76e87c9.jpg3.thumb.jpg.8b8e86f4ca0c311679f58c1157210aaa.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.
Note: Your post will require moderator approval before it will be visible.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie