Skocz do zawartości

Święto i święto


Koloman

Rekomendowane odpowiedzi

Siedzę i patrzę przez okno a za oknem ciemne chmury niziutko, wiatr hula, pogoda jednym słowem paskudna i wyjść z domu się nie chce - w końcu to listopad.

Jutro 11.listopada, dzień świąteczny.

A jak nostalgicznie sięgam pamięcią to dawniej inaczej bywało:

z nieba najczęściej lał się żar lipcowy, Towarzysz Sekretarz wygłaszał podniosłe kazanie a już od samego rana tłum pędził na specjalnie organizowane

w tym dniu (wolny od pracy) świąteczne kiermasze. A tam towary bardzo rzadko albo wogóle nie widywane w sklepach: na przykład ręczniki frotowe chińskie lub

nawet polskie ze Zwoltexu, bawełniane koszule z Wólczanki, garnki emaliowane z Olkusza, radiomagnetofony Grundig z Kasprzaka i wiele innych wielce chodliwych towarów.

Szczególną popularnością (gigantyczne kolejki) cieszyły się stoiska z tak zwanymi "odrzutami z eksportu" - starsi wiedzą o co chodzi a młodszym wytłumaczę, że chodziło

o towary wysyłane na eksport, zakwalifikowane przez zagranicznego odbiorcę jako buble nienadające się do sprzedaży i zwrócone polskiemu wytwórcy, który natychmiast kierował

je na rynek krajowy na którym stanowiły obiekt wielkiego pożądania.

Wielką popularnoscią cieszyły się też stoiska z towarami motoryzacyjnymi (akumulatory, opony) - pamiętam, ze kiedyś jak zaczęli sprzedawać po 4 opony to w połowie kiermaszu

sprzedawali już po jednej bo ci z końca kolejki krzyczeli, ze dla nich nie starczy i wielogodzinne czekanie pójdzie na marne (gdzie teraz kolejki po opony!!!!!)..

Na koniec świątecznego dnia tłum spocony i zmęczony ale  bardziej lub mniej obładowny upragnionymi towarami wracał szcżęśliwy do domów.

A dzisiaj co? szkoda mówić!!!!!!!!!!

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, les05 napisał:

Łzy kapią mi na klawiaturę. I po co, i po co było to zmieniać.

Właśnie. Zabrali ludziom ich małe, codzienne radości: a to ser żółty kupił. a to skarpetki, a to innym razem herbatę inną niż gruzińska, albo wystał w kolejce i kupił cytryny a dla dzieci wyrób czekoladopodobny. Władza ludowa umiała ludzi uszczęśliwić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytryny i pomarańcze zdegradowano do poziomu "płodów polskich sadów i ogrodów" - leżą sobie teraz na bazarowych straganach koło marchwi, kartofli, buraków i innych. Często krajowe owoce są droższe.

A pamiętacie tą nerwówkę przed Świętami Bożego Narodzenia i komunikaty w mediach - "statek z cytrusami w drodze do Gdyni, czy dokerzy zdążą go rozładować a dystrybucja dostarczyć do sklepów jeszcze przed Świętami"?

To były czasy!!!!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko fajnie, tylko że porównujecie to co ma miejsce współcześnie, gdy tania chińszczyzna zalała świat, do tego co było 40-50 lat temu. To może porównajcie jeszcze do czasów Bolesława Chrobrego...

Co by nie mówić, to wtedy mieliśmy własny przemysł i sporo zakładów, które produkowały towar na przyzwoitym poziomie, który znajdował kupców i na zachodzie [wieże radiowe, obrabiarki sterowane numerycznie, fabryki chemiczne pod klucz, samoloty rolnicze], a dziś mamy trochę zachodnich montowni [głównie niemieckich], które dziś są, a jutro może ich już nie być. Bo najlepsze nasze zakłady zostały zaraz po 89 roku CELOWO zlikwidowane na polecenie Brygad Marriotta [po co wam przemysł - kupicie sobie tańsze i lepsze od nas].

I jeszcze jedno - to były czasy, gdy z 1 kg mięsa powstawało po uwędzeniu 0,8 kg szynki. Dzisiaj z 1 kg mięsa powstaje 2-2,5 kg wyrobu szynkopodobnego i do tego zamiast wędzenia, jest to coś pomalowane jakąś bejcą. A i banany były wtedy smaczniejsze niż obecnie, bo kilkadziesiąt lat temu przyszła zaraza [grzyb], która zniszczyła wszystkie plantacje tamtych bananów i w ich miejsce wprowadzono nową odmianę [odporną na tego grzyba], ale już nie tak smaczną jak ta wcześniejsza. Całkiem niedawno podano zresztą, że się jakiś nowy grzyb pojawił i znowu mogą być problemy z bananami...

I najważniejsze - nikt wtedy nie chodził za jedzeniem po śmietnikach, bezrobocie było nieznane, a i ludzie jacyś życzliwsi wobec siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś, żeby zapewnić sobie mięso, kupowało się po cichu od chłopa świniaka z nielegalnego uboju. Dziś, prawdę mówiąc, żeby zjeść prawdziwe mięso, to trzeba mieć dużo mocniejsze wejścia na wsi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Erih napisał:

Kiedyś, żeby zapewnić sobie mięso, kupowało się po cichu od chłopa świniaka z nielegalnego uboju.

Zgadza się, oczywiście jeśli chodziło o prawdziwe mięso a nie ochłapy kartkowe.

To własnie "kiedyś", w okresie "realnego socjalizmu" posiadając zawód inżyniera mechanika zdobyłem specjalność masarza całkiem umiejętnie dzieląc połówkę świniaka na odpowiednie części, trybując kości i sznurując szynkę do gotowania i późniejszego wędzenia (najlepiej to się robiło wkładając szynkę w spraną rajstopę)

5 godzin temu, balans napisał:

to były czasy, gdy z 1 kg mięsa powstawało po uwędzeniu 0,8 kg szynki.

A potem ta szyneczka (również baleron, boczek, bekon i inne frykasy) wyjeżdżała w dużych ilościach za zachodnią granicę w zamian za zielone papierki z podobiznami prezydentów USA lub marki (zachodnioniemieckie oczywiście).

Osobiscie, w sklepie mięsnym w Stuttgarcie widziałem szyneczkę opatrzoną szyldem "Echte polnische Schinken".

A dla klasy pracującej miast i wsi w kraju pozostawała kiełbasa szynkowa, serwolatka, zwyczajna i inne wytwory przemysłu mięsnego zwane popularnie "ludowymi" gdyż szybko zmieniały kolor na zielony jak sztandary Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.

4 godziny temu, balans napisał:

 Dzisiaj z 1 kg mięsa powstaje 2-2,5 kg wyrobu szynkopodobnego i do tego zamiast wędzenia, jest to coś pomalowane jakąś bejcą.

Tu się z Kolegą zgadzam całkowicie; te wszystkie "Szynki Babuni", "Szynki od Szwagra", "Szynki z Wędzarni" i wiele innych o wymyślnych nazwach są kompletnie niejadalne i bardzo skutecznie powodują szybkie przejście na wegeterianizm.

A jeśli chodzi o wymyślne nazwy to kiedyś widziałem w sklepie słoiki z piękną etykietą, "FLAKI CIOCI GOSI" ale szybko je wycofano.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy zauważył któryś z Kolegów coś od "Dziadunia"? Jakiś produkt jego wyrobu.

Bo od Babuni to szynka, makaron, twarożek i jeszcze wiele innych produktów, od Szwagra szynka też a od Dziadunia nic!!!

Komplenty nul!!!!. Więc albo Dziadunia lokalizują już metr pod ziemią więc siłą rzeczy nic nie może zdziałać albo Dziadunio to truteń, nierób i opierdalacz i nic nie produkuje tylko żre to co zapobiegliwa Babunia przygotowała.

P.S.1

podobnie ze Szwagierką, Szwagier pracuje nad szynkami a ona się byczy

P.S.2

Zaproponowano mi kiedyś w sklepie (nazwy nie wspomnę) "Szynkę Arcyksięcia Ferdynanda".

Powiedzialem, ze pochodzę z chamów i za wysokie progi jak dla mnie.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Koloman napisał:

Osobiscie, w sklepie mięsnym w Stuttgarcie widziałem szyneczkę opatrzoną szyldem "Echte polnische Schinken".

A dla klasy pracującej miast i wsi w kraju pozostawała kiełbasa szynkowa, serwolatka, zwyczajna i inne wytwory przemysłu mięsnego zwane popularnie "ludowymi" gdyż szybko zmieniały kolor na zielony jak sztandary Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.

 

Akurat niska trwałość ówczesnych wędlin wynikała z braku konserwantów i wymuszonego popytem tempa produkcji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

57 minut temu, Koloman napisał:

A czy zauważył któryś z Kolegów coś od "Dziadunia"? Jakiś produkt jego wyrobu.

Z dziadunia nie ale widziałem w jednym z marketów stoisko, które reklamowało się "Wyroby z dziada pradziada". Dość karkołomna reklama.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Sedco Express napisał:

Mamy też "Szynkę z Łysych" (dobrze, że pisane z dużej litery) a widziałem też "jaja chłopskie" - bo "jaja wiejskie" to nic nowego ?

Odnośnie "jaj chłopskich", to w latach 60-tych rozwieszano po wsiach plakaty o treści "Rolniku dbaj o czystość jaj". Bo jaja wiejskie, podobnie zresztą jak i krowy, były wtedy niemiłosiernie obesrane. Natychmiast pojawiły się ironiczne komentarze i dowcipy na temat tego plakatu. Np. taki: Spotykają się na wsi tuż przed Wielkanocą dwie sąsiadki i jedna pyta drugą - A co pani mąż porabia? A jajka maluje. E... to z pani męża elegant!

A odnośnie szynki, to była mała afera z "Szynką księżnej Sisi". Była droga, bo miała być robiona według dawnych receptur. Tyle tylko, że podczas kontroli okazało się, że jest robiona [mówiąc delikatnie] według receptury jak najbardziej typowej dla pozostałych szynek. No i właściciel dostał jakąś symboliczną karę, a i w TV nie widzę już reklam tej firmy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, balans napisał:

 

A odnośnie szynki, to była mała afera z "Szynką księżnej Sisi". Była droga, bo miała być robiona według dawnych receptur. Tyle tylko, że podczas kontroli okazało się, że jest robiona [mówiąc delikatnie] według receptury jak najbardziej typowej dla pozostałych szynek

A wystarczyło by, żeby trzymali się starych receptur z czasów PRL- i już bili by jakością współczesne wyroby szynkopodobne.

PS Jedną z przyczyn, z powodu których w PRL wyroby masarskie były trudno dostępne, były właśnie wysokie normy dla wędlin itp.

Jak normy poszły w kąt, to od razu produkcja i dostępność skoczyły w górę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Koloman napisał:

Bo od Babuni to szynka, makaron, twarożek i jeszcze wiele innych produktów, od Szwagra szynka też a od Dziadunia nic!!!

 

Od lat w sieci sklepów Starsky , jest zarówno Babuni jak i Dziadka, cena ta sama , wygląd ten sam, nawet tak samo odbierają apetyt.Jak już nie mogę na sklepowe patrzeć to robię takie coś......

IMG_20171222_111306.jpg

IMG_20180329_125121.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Erih napisał:

PS Jedną z przyczyn, z powodu których w PRL wyroby masarskie były trudno dostępne, były właśnie wysokie normy dla wędlin itp.

Żartujesz Kolego, można pęknąć ze śmiechu czytając Twój wpis godny Mrożka;

jakbyś nie wiedział (choć już raz o tym pisałem), że najwyższej jakości wyroby masarskie gremialnie wysyłano za zachodnią granicę (poza NRD-owską oczywiscie) za ukochane przez władze PRL dewizy (dolary, funty, marki, franki). Gorszy sort wyrobów masarskich szedł do KDL-ów a przede wszystkim do Związku Sowieckiego, między innymi w ogromnych ilościach ukochane tam sosiski - parę lat temu spotkalem moskwiczanina, który powiedział, że jak wspomina lata dziecięce to przede wszystkim wspaniały smak polskich parowek.

A ten najgorszy sort wedlin nie trzymający żadnych norm  szedł na rynek krajowy dla ludu pracującego miast i wsi!!!!!!!

Godzinę temu, fala napisał:

Od lat w sieci sklepów Starsky , jest zarówno Babuni jak i Dziadka, cena ta sama , wygląd ten sam, nawet tak samo odbierają apetyt.

Ja powoli przechodzę na wegeterianizm choć warzywa i owoce to też zbiorniki chemii.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Koloman napisał:

Żartujesz Kolego, można pęknąć ze śmiechu czytając Twój wpis godny Mrożka;

jakbyś nie wiedział (choć już raz o tym pisałem), że najwyższej jakości wyroby masarskie gremialnie wysyłano za zachodnią granicę (poza NRD-owską oczywiscie) za ukochane przez władze PRL dewizy (dolary, funty, marki, franki). Gorszy sort wyrobów masarskich szedł do KDL-ów a przede wszystkim do Związku Sowieckiego, między innymi w ogromnych ilościach ukochane tam sosiski - parę lat temu spotkalem moskwiczanina, który powiedział, że jak wspomina lata dziecięce to przede wszystkim wspaniały smak polskich parowek.

 

 

Nie, nie żartuję. Natomiast co nieco wiem o sytuacji w PRL, w tym w kwestii spożywki, i proszę mi tu nie opowiadać sloganów. Do tzw drugiego obszaru dewizowego eksportowaliśmy produkty spożywcze o długim okresie przydatności do spożycia np słynna puszkowana szynka Krakus. Po prostu transport pociągiem czy statkiem za długo trwał. Podobnie do KDLów- szło to co się dało utrzymać w świeżości odpowiednio długo. za to mieliśmy dewizy niezbędne gospodarce do zakupu komponentów czy narzędzi których sami nie produkowaliśmy. Oczywiście w tamtych czasach długa data przydatności do spożycia oznaczała jedno- dużo chemii, w tym i importowanej. dzisiaj wysoka jakość oznacza właśnie minimalizację zużycia chemii.

Tak więc wiejska czy zwyczajna za PRL może i nie wytrzymywały tygodnia leżenia, ale smakowały wędliną, a nie jak dziś soją.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Erih napisał:

Tak więc wiejska czy zwyczajna za PRL może i nie wytrzymywały tygodnia leżenia, ale smakowały wędliną, a nie jak dziś soją.

Co do smaku aktualnych wędlin zgadzam się - ohydny, wlasnie ta soja przede wszystkim. Tyle, że wędliny za PRL-u smakowały i śmierdziały rybami bo do paszy dodawano mączkę rybną.

A dzisiaj zobaczyłem reklamę nieznanego mi wyrobu: "SZYNKA ZAWĘDZANA".

Nie "zapędzana" czy "zawiązana" ale wlaśnie ZAWĘDZANA - może mi ktoś wyjasni co to znaczy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie