ryniol Napisano 14 Kwiecień 2010 Napisano 14 Kwiecień 2010 czy dobrze pamiętam SPR to szkoła podchorążych rezerwy. Przeważnie trafiali tam tylko po studiach. Więc raczej wydawało im się wszystkim że oni są za kare.A wracając do fali to dużo zależało od kadry czy na to pozwalali i w jakim stopniu, notabene wśród kadry też była fala.Z wyrokami dużymi to nie brali do woja już od lat 70, z mniejszymi wyrokami to kombinowali służby zastępcze bo poco w monie taki problem
jacek1962 Napisano 15 Kwiecień 2010 Napisano 15 Kwiecień 2010 Ha ha a czy myślisz że jak po studiach to dziewic/bo chłop/SPR-y były różne czasem warunki były luksusowe ale nie było łatwo a czasem odwrotnie.Tak jak i wszędzie gdzie spotykają się ludzie.
Mozets Napisano 21 Czerwiec 2010 Napisano 21 Czerwiec 2010 Cytat: ///Parowóz; poinformuję Cię że pięciobój" /podoba mi się ta nomenklatura///*****************************W niektórych jednostkach ochotnicy ze służby pięcioletniej ( strup na głowie kadry) - nazywani byli mamowoldkami , lub długodystansowacami( od biegacza długodystansowego Mammowolde z Etiopii) . Przychodzili do wojska jako nieletni. Kończyli tam podstawówkę, zawodówkę, a nieliczni ( widziałem takiego jednego) nawet technikum. Wywodzili się z rozbitych rodzin ( często z marginesu) , środowiska rodziców alkoholików , itp. W większości mieli skrzywioną psychikę, ale LWP ją prostowała", z różnym skutkiem . Zostawali najczęściej kierowcami w wojskach technicznych. Byli dużym obciążeniem dla procesu szkolenia i wychowania. Choć zdarzały się wyjątki. Z jednego z nich zrobiłem nawet dobrego kaprala. ( To ten co skończył technikum).
Mozets Napisano 8 Lipiec 2010 Napisano 8 Lipiec 2010 Dla rozrywki zamieszczam urywek jednego opowiadania ze zbioru pn. Trepy" autor (C)M.Mozets. Traktujący o jednym z żołnierzy służby długoterminowej. Opowiadanie jest autentyczne. Nazwiska zmienione. Czas akcji - lata siedemdziesiąte ub. wieku. ************************************Byli już od tygodnia na ćwiczeniach całej brygady na poligonie toruńskim zwanym „Rudakiem”. Ćwiczenia były ciężkie. Zaczęły się od nocnego alarmu i załadunku sprzętu całej brygady na wagony wojskowego pociągu. Tak ogromna ilość samochodów, wyrzutni, dźwigów, stacji radiolokacyjnych i żołnierzy , kręcąca się w ulewnym deszczu i ciemnościach – stwarzała duże zagrożenie wypadkami. Załadunek przebiegał w niesamowitym zamieszaniu, hałasie silników, wrzasku rozkazów i pośpiechu. Sam – mimo, że robił to już parę razy – o mało co nie wpadł w lukę pomiędzy lorami wagonów. Prowadził wyrzutnię przez cały skład eszelonu po trzeszczących deskach składu – idąc cały czas tyłem. Cofał się – obserwując czy gąsienice 40-sto tonowej wyrzutni nie spadną z wagonu. Wagon był węższy od niej i gąsienice wystawały po 10 cm z każdej strony. Światełkiem latarki dawał znaki mechanikowi-kierowcy , jak i o ile poprawić kierunek jazdy. Zaaferowany tym, - by kolos nie spadł na sąsiedni tor , zapomniał , że mija już 10 czy 12 wagon i nagle poczuł, że przechyla się w przepaść między wagonami. Nadludzkim wysiłkiem, już prawie spadając wykonał błyskawiczny obrót, odbił się i – szczęśliwie wylądował na śliskich od deszczu deskach następnego wagonu. Spocił się ze strachu, że na samym początku ćwiczeń połamie nogi, albo się zabije. Nad ranem, w jasny i słoneczny poranek wyruszyli spod zachodniej granicy do Torunia. Czekał ich cały dzień jazdy – można było więc odpocząć.Ćwiczenia, to zwykła rzecz dla żołnierza, męcząca , - ale to wyuczone rzemiosło. Najgorsze były wizyty generałów,( co jeden to mądrzejszy) i wymysły politruków. Każdy dodawał jakieś swoje polecenia. Mimo, że prawie co dzień zmieniali na poligonie miejsce pobytu – politrucy wymyślili, by robić ścieżki-chodniki, z piasku między namiotami i samochodami. Oraz emblematy orła z kamyków, szyszek , piasku i z czego tylko się dało – na wzór Pierwoj Dywizji z Sielc. Było to czyste kretyństwo – z taktycznego punktu widzenia. Z jednej strony maskowali dokładnie sprzęt siatkami przed rozpoznaniem z powietrza , a tu żółciutkie pasy z piasku – demaskujące baterię z dużej wysokości.Politrucy robili to w celu uzyskania efektu – gdyby jakiś generał chciał wizytować pododdziały. Te „orły”, były widocznym efektem „ciężkiej pracy” politruków. Tymczasem oni wykonywali konkretną wojskową robotę. Trzeba było okopać cały sprzęt baterii – łącznie z wyrzutniami. Czyli schować wszystko w potężne wykopy – by nic nie wystawało ponad powierzchnię. I zamaskować. Większość robót wykonały koparki z kompanii saperów. Ale było jeszcze ogromnie dużo prac przy wyrównaniu ścian wykopów i wjazdów. Bateria odpoczywała właśnie w rachitycznych krzewach i małych sosenkach – przypominających kosodrzewinę – które porastały poligon. Szef baterii przywiózł obiad. Zaczął padać rzadki deszcz . I kadra i żołnierze jedli tam – gdzie kto usiadł; pod krzakiem, na pieńku. Rachmistrze roznosili zupę dla kadry w aluminiowych miskach. Stanicki jadł właśnie swoją porcje pod krzaczkiem. Do miski wpadały krople deszczu . Zauważył nagle kątem oka coś, co nie mieściło mu się w głowie – szczególnie w tej wojskowej części łba. Podporucznik Rusin siedział w samochodzie Star, drzwiczki samochodu były otwarte i rachmistrz podawał mu miskę z zupą i parę kromek chleba. Nagle pojawił się kierowca samochodu – bombardier Adamkiewicz. Stanicki nie słyszał co mówi szeregowiec do oficera, ale zdziwiło go, że żołnierz ma wściekły wyraz twarzy. Nagle szeregowiec uderzył ręką w miskę, którą trzymał oficer. Zupa wylała się a miska potoczyła po trawie. Porucznik Rusin siedział jak posąg i nie reagował. Stanicki rzucił okiem na kapitana Stawowskiego – dowódcę baterii. On także obserwował tą niesamowitą scenę.Żołnierze udawali, że nic nie widzą i pochylali się w milczeniu nad swoimi menażkami. Rachmistrz przyniósł drugą miskę. I tym razem jak spod ziemi wyrósł Adamkiewicz – wylewając na ziemię drugą zupę. Rusin siedział jak zahipnotyzowany. Stanicki – wychowany na wzorcach przedwrześniowego honoru oficera, nie mógł nie zareagować. Krew uderzyła mu do głowy. Odstawił gwałtownie swoją michę i zerwał się na nogi. To już nie były przelewki. Komenda jaką wydał szeregowcowi , to był ryk – w najlepszym podoficerskim stylu. - Adamkiewicz!!!- Pełne oporządzenie i - za mną!!!Adamkiewicz był żołnierzem służby 5-cio letniej i miał już ponad 4 lata służby. Mało kto potrafił zmusić go do biegu i posłuszeństwa. Szef baterii – mówił na takich – długodystansowcy. Ktoś w wojsku wymyślił by takich ludzi – często ograniczonych umysłowo, z rozbitych patologicznych rodzin , synów alkoholików i psychopatów, nadających się bardziej do poprawczaków lub szkół specjalnych – resocjalizować w wojsku – umożliwiając im zdobycie zawodowego wykształcenia. Kadra musiała tolerować to szemrane towarzystwo – bo i co mogła innego zrobić. Stanicki nie patrząc nawet, czy szeregowiec wykonuje polecenie, - szybkim krokiem ruszył w bezmiar poligonu.Zdziwił się, gdy nie uszedłszy nawet 50m, zauważył za sobą szeregowca szamoczącego się z plecakiem, bronią, maską i spadającym na ziemię hełmem.Żołnierz biegł wyraźnie spanikowany i Stanickiemu powoli opadała fala wzburzenia. Tak, że gdy żołnierz zrównał się z nim i regulaminowo zameldował wykonanie rozkazu – był już prawie spokojny. Postanowił jednak, że dalej będzie grał wkurzonego do białości dowódcę. Bez zwłoki zaserwował mu iście zupacki koncert musztry luźnej z elementami taktyki. Nie omieszkując na samym początku zarządzić „GAZ!!!”Żołnierz w masce nie może mówić – jest w pewnym sensie ubezwłasnowolniony, no i dużo szybciej się męczy. Szedł w poligon, a szeregowiec biegał , padał, czołgał się i nie przypominał w ogóle takiego kozaka – co własnemu dowódcy wytrąca z ręki posiłek. Stanicki ocenił, że są już co najmniej 3 km od baterii . Jednocześnie w dużej odległości zauważył jakąś sylwetkę, która podążała za nimi. Spojrzał przez lornetkę. Dowódca baterii zaniepokojony, co on może zrobić z takim zbuntowanym szwejkiem - wyruszył za nimi. Adamkiewicz słaniał się na nogach, a z maski wydobywały się fontanny śliny i wody.- STÓJ!!! - Do mnie!!!Kazał mu zdjąć maskę. Szeregowiec stał pochylony , a oczy uciekały mu ze zmęczenia pod powieki. Ciężko dyszał – ociekając potem i wodnistą śliną.Obserwował jednak oficera i w jego rozbieganych oczach czaił się autentyczny strach. Wiedział , że to nie przelewki. Był ugotowany. Teraz trzeba było go tylko dokończyć. Udając więc silne wzburzenie – zatopił w żołnierzu przeszywające , jadowite spojrzenie spod półprzymkniętych powiek.- I co Adamkiewicz! – Wrócił wam już szacunek do przełożonych??!! – ryknął.- Tak jest obywatelu poruczniku!!!- Nie słyszę!!!- Tak jest – obywatelu poruczniku!! – Wrócił!!!- SŁUCHAJCIE - Adamkiewicz – po tym coście dzisiaj zrobili – nie jesteście dla mnie żadnym żołnierzem!!- Adamkiewicz czekał – aż oficer powie mu kim on właściwie jest, - dysząc i chwiejąc pochyloną głową jak zajeżdżony koń...- Jesteście MAŁYM, WSZAWYM, ŚMIERDZĄCYM, - S........M!!!- Udało się wam ostatni raz tak mnie w......ć!!- Ale , następnym razem – wiecie co z wami zrobię??!!Żołnierz nie odpowiedział, ale skurczył się z przerażenia, gdy zauważył jak Stanicki szybko przesuwa kaburę z pistoletem na brzuch i odpina skórzany zatrzask. Z pełną świadomością odgrywał rolę zdeterminowanego – szalonego dowódcy. To już było ponad jego aktorskie zdolności – ale ostatnim wysiłkiem opanował się i zachował kamienną twarz. - Powiem wam szeregowy!!- Pójdę do więzienia – ale zastrzelę was – jak parszywego psa!!!- I nie będę żałował takiego łajna – jak wy!!!- Ja..., ja – jąkał się z przerażenia żołnierz – ja wiem ,że obywatel porucznik może to zrobić!- I dobrze myślici. Więc uważajcie – dobrze wam radzę, do k...y nędzy!! - Następnym razem lepiej żebyście wpadli pod gąsienice od wyrzutni – a nie na mnie!!- A TERAZ – biegiem do porucznika Rusina! Zameldujecie się z prośbą o ukaranie. I osobiście zaniesiecie mu obiad do autobusu sztabowego. Do końca poligonu jak mnie zobaczycie – macie biegać. - Nie obchodzi mnie, czy do latryny czy gdzie indziej. I strzeżcie się – jak znajdę coś przy was - nie w porządku!- WYKONAĆ!!!- Rozkaz! – wrzasnął Adamkiewicz i biegiem, ale tym razem z ulgą, rzucił się w drogę powrotną. Spokojnie, paląc papierosa – wracał spacerkiem do pododdziału . Zauważył, że to dramatyczne wydarzenie , jakiego byli świadkami żołnierze – świetnie wpłynęło na dyscyplinę w baterii. Żołnierze poruszali się – jak dobrze naoliwiony mechanizm. Polecenia wykonywali szybko i sprawnie. Samochód Adamkiewicza był wzorowo zamaskowany . Nie widział szeregowca już do końca poligonu. Porucznik Rusin powiedział mu, że jak Adamkiewicz widzi Stanickiego – to chowa się w lesie za samochodem.Zwrócił uwagę Rusinowi – żeby wziął się w garść i nauczył się trzymać wojsko w dyscyplinie. Jeśli nie umie wzbudzać szacunku – niech wzbudza strach. Co na jedno wychodzi. Bo szacunek jest szlachetną odmianą strachu. ***
ursusek Napisano 4 Styczeń 2012 Napisano 4 Styczeń 2012 Post ten trochę przysechł,ale pozwolę sobie dodać coś od siebie.Słuzyłem w jednostce OTK w Świdnicy w latach 1982/83.W tych latach były tam dwie kompanie,jedna polowa,druga specjalna".W mojej kompanii Specjalnej" nie było kryminalistów,byli normalni żołnierze którzy z róznych powodów byli skierowani do jednostek OTK.Wystarczyło że ktoś miał rodzinę za granicą,było to wystarczającym powodem aby być politycznie niepewnym".Była też część ludzi bez wykształcenia,ale nie przypominam sobie aby były prowadzone jakieś kursy lub zajęcia dokształcające.Kompania polowa zajmowała się w zasadzie utrzymaniem jednostki,pracowali w świniarni oraz uprawiali warzywa dla Trepów.My natomiast przeważnie pracowaliśmy na torach,za co na koniec każdy dostał książeczkę oszczędnościową.Za zarobione pieniądze po wyjściu było mnie stać kupić sobie spodnie jeansowe na bazarze - takie to były pieniądze.To mit że w jednostkach OTK były jakieś inne stawki żywieniowe,żarcie było podłe.Służyłem w czasach stanu wojennego,poza pracą pełniliśmy również służbę wartowniczą na Ślęży oraz w Grabownie (Zbiorniki paliwa).Suma sumarum to nie prawdą jest że w jednostkach OTK służyli kryminaliści.Ja osobiście nigdy nie miałem problemów z prawem.Mój dziadek służył podczas wojny w wehrmachcie,miałem również dość liczną rodzinę w Niemczech.Panowie proszę nie pisać bzdur oraz nie potwierdzonych faktów.Co do kompanii polowej nie wypowiem się bo w zasadzie nie utrzymywaliśmy z nimi kontaktu.
zazor Napisano 4 Styczeń 2012 Napisano 4 Styczeń 2012 Kol ursusekNie buduj <prawdy> w oparciu o swoją służbę w OTK bo byłeś tylko maleńkim, nic nie znaczącym trybikiem w machinie i Twój horyzont poznawczy był raczej niewielki z racji służby w niewielkim batalionie.Do służby w jednostkach OTK i BiB byli kierowani poborowi:z kategorią zdrowia A2 - prawie wszyscy nie posiadający wykształcenia powyżej zasadnicze" (prawie bo część kierowano na etaty fizyczne np. w szpitalach wojskowych, sztabach itp)z kategorią zdrowia A1:- bez wykształcenia, posiadający wykształcenie podstawowe;- karani za przestępstwa umyślne zagrożone karą pozbawienia wolności pow. 6 m-cy- z adwyżki" (po obsadzeniu przez WKU zapotrzebowanych etatów)- z innych przyczyn (tutaj można dopisać wszystko, polityczne, pochodzenie, kumoterstwo, złośliwość itp.)Z powyższego widać, że tak zwani kryminaliści byli kierowani do służby w jednostkach OTK, co jednak nie świadczy, że w każdej musiał się taki znaleźć, w końcu przestępczość w grupie 19- latków nie była chyba wówczas tak zatrważająca :)
Gustav Hirsch Napisano 7 Styczeń 2012 Napisano 7 Styczeń 2012 Osobiście znałem człowieka, który trafił do BIB w trakcie przerwy w odbywaniu kary pozbawienia wolności (za politykę), za późnej komuny to było. Większość kompanii była po wyrokach, a maturę miało trzech (licząc jego).
mirek60 Napisano 10 Styczeń 2012 Napisano 10 Styczeń 2012 Jednym ze sposobów wymigania się z odbycia zasadniczej służby wojskowej w PRL-ej było posiadanie na koncie prawomocnego wyroku sądu za dokonanie przestępstwa ściganego z urzędu lub przyznanie się do homoseksualizmu. Przy czym homoseksualizm poborowego musiał być potwierdzony przez biegłego psychiatrę.Ponieważ do wojska powoływani byli mężczyźni którzy ukończyli 18-ty rok życia takich przypadków było stosunkowo mało.I znam raptem kilka przypadków moich rówieśników którzy będąc skazani za gwałty, rozboje czy pobicia uniknęli zasadniczej służby wojskowej.Co innego były karne kompanie do których byli kierowani żołnierze służby czynnej którzy w trakcie służby dopuścili się przestępstw kryminalnych i zostali za nie skazani prawomocnymi wyrokami sądów wojskowych.Ale były również tzw.,bataliony robotnicze, które funkcjonowały głównie na Śląsku do których w latach 1950-60 /mniej więcej/ kierowani byli opozycjoniści, ich dzieci lub osoby które ówczesnym władzą wydawały się niewygodne. Ale później d o tych batalionów zgłaszali się na ochotnika ludzie którzy nie chcieli iść do wojska.
antykor-art Napisano 11 Styczeń 2012 Napisano 11 Styczeń 2012 Byłem w wojsku z ludźmi skazanymi przez sąd, było to kilka osób na około 40 (niektórzy po tzw.sankcjach). Szef kompanii był kuratorem dla, chyba dwóch, dowódca kompanii były klawisz, tylko jego się bali. Ale nie wyobrażam sobie w tym towarzystwie homoseksualistów, to by były ostatnie dni ich życia, tam takich nie brali z litości. Były strzały z kałacha na warcie i podchody z nożem. Ale ogólnie to była normalna jednostka, nie B.I.B. A największa frajda to opuszczanie takiej formacji. Tylko zmiana zasad postępowania, dla niektórych stawała się kolejnym schodkiem, nie zawsze lepszym.
antykor-art Napisano 11 Styczeń 2012 Napisano 11 Styczeń 2012 Parowóz" napisał: iektórzy majorzy z kryminału na pewno do dzisiaj mają blizny na pagonach jak musieli się degradować pumexami". To były porachunki w środowiskach między kryminalistami, dawniej nie każdy mógł sobie wytatuować pułkownika, zwłaszcza za kratkami".
Manierkarz Napisano 12 Styczeń 2012 Napisano 12 Styczeń 2012 Mój ojciec po studiach w 1988 roku był w woju.Służył w rakietówce w Biedrusku pod Poznaniem i dowodził plutonem jak to mówi czubków z psychiatryka i kryminalistów.Budował z nimi krawężniki itp. Byli od roznych przedsięwzięć budowlanych. Ojciec sie śmiał z nich, ponieważ mieli kałachy z zaspawanymi zamkami :) Pozdro :)
Manierkarz Napisano 12 Styczeń 2012 Napisano 12 Styczeń 2012 A i przypomniałem sobie, że ojciec mówił na nich oceloty ( Obrona Cywilna ), nosili czarne kombinezony ( jak czołgiści )Pozdro
steell Napisano 13 Styczeń 2012 Napisano 13 Styczeń 2012 Taki drobiazg OC to nie wojsko tylko jak sam zauważyłeś Obrona Cywilna. Inne zadania inna podległość i inne wymagania.
cairo1 Napisano 14 Styczeń 2012 Napisano 14 Styczeń 2012 Manierkarz, po co karmisz ludzi takimi bzdurami?
Manierkarz Napisano 14 Styczeń 2012 Napisano 14 Styczeń 2012 Nie karmie ;)Piszę tylko to co sam ojciec doswiadzczyl 20 lat temu. Jeśli macie jakieś wątpliwości moge ojca wypytać, nagrać i przepisać słowo w słowo.Pozdro
cairo1 Napisano 15 Styczeń 2012 Napisano 15 Styczeń 2012 Nosili czarne, ale mundury , mialy one odmienny kroj od mundurow wojskowych, rodziciel musi miec niezla fantazje opowiadajac ci o tych kalachach z zaspawanymi zamkami,no i jesli on byl w wojsku, a tym bardziej w zasadniczej to jakim cudem sie pomiedzy nimi znalazl?
cairo1 Napisano 15 Styczeń 2012 Napisano 15 Styczeń 2012 Wooytas, a co to mialo za znaczenie po czy przed, podstawowka czy technikum, no chyba ze o fantazje chodzi....
Gruby Rycho Napisano 15 Styczeń 2012 Napisano 15 Styczeń 2012 OC , czyli Ocaleni Cudem, Oceloty, Wojsko Królowej Jadwigi, albo po prostu ,,Chamy kwaterowali w liczbie 2400 sztuk w mojej okolicy w dawnych hotelach robotniczych. Chodzili w czarnych albo oczojebnych niebieskich mundurkach i z wojska mieli buty pasy i berety jeno, a i do czasu niezbędniki ( zabrano je im i zdeponowano u dowódców po tym jak dwóch czy trzech z nich przeniosło sie do wieczności po walkach z użyciem tych narzędzi).Większość z nich miała kategorię A 3 i rzadko który miał skończoną zawodówkę. Ich kadra składała się po części z żołnierzy z 6 pomorskiej Powietrzno - Desantowej , a po części z ,,podpadniętych" oficerów innych jednostek . Musieli być to jednak twardzi goście bo tylko tacy byli w stanie zapanować nad tym bydłem.
cairo1 Napisano 15 Styczeń 2012 Napisano 15 Styczeń 2012 Rycho bingo, tam urzedowali tylko zawodowi o niezbyt dobrej reputacji, nikt ze sluzby zasadniczej, czy po studiach czy przed nie byl tam kierowany.
borsuk leśno-polny Napisano 16 Styczeń 2012 Napisano 16 Styczeń 2012 Fajna fotka, Martian, ale to raczej rezerwiści albo fotka z ćwiczeń jakiegoś zakładowego OC (uzupełnianie elektrolitów po litrach potu wylanego na ćwiczeniach):-).
ZW369 Napisano 9 Kwiecień 2012 Napisano 9 Kwiecień 2012 Trochę przypadkowo trafilem na tą stronę.Czuję się też wywołany do tablicy".W okresie 01.66 do 12.67 służyłem w JW 2390 Olsztyn /placówki Orzysz i Bartoszyce/.Nie byłem i nie czuję kryminalistą" jak niektórzy sugerują o wcielonych do BIB.Prawdę piszą koledzy *faja48* i *27PIB*.Byłem technikiem elektrykiem z kat.C/ślepota barw/nie mylić z daltonizmem.Sądzę że udział karanych" niewiele odbiegał od średniej,a ich wyczyny też.I to by było na tyle w tej kwestii,lepiej późno niż wcale...
sahara47 Napisano 16 Czerwiec 2012 Napisano 16 Czerwiec 2012 W jednostce artylerii w latach 86-88 również spotkłem się z ludźmi którzy mieli wyroki. W moim dziłonie był gość, który miał wyrok w zawiasach. Pamiętam że pisałem 2 razy opinie na jego temat. Był mało zdyscyplinowany, ale pisząc je wcześniej rozmawialem z szefem sztabu dywizjonu i on prosił żeby chłopaka nie przekreślać i napisać coś pozytywnego.
Erih Napisano 16 Czerwiec 2012 Napisano 16 Czerwiec 2012 Część OClotów pełniła funkcje pomocnicze przy wojsku", mogli np stanowić część obsługi kuchni.Ot taka forma zagospodarowania rekruta za słabego dla wojska, ale jednak zdolnego do np szorowania kotła.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.