Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    9 907
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. Pozwolę sobie wypowiedzieć się na temat pierwszo- i drugowojennych amerykańskich sił zbrojnych, bo tymi jak raz zajmuję się ponad cztery dekady zawodowo, półzawodowo albo hobbystycznie (zależy od okresu), ale zawsze wyjątkowo intensywnie. I mogę pokazać poniżej coś z mojej kolekcji. Jeśli chodzi o amerykańskie siły zbrojne to trzeba by zacząć od sposobu myślenia o zabezpieczaniu broni przed zanieczyszczeniami, a ten sposób u Amerykanów był inny, bardziej uniwersalny, niż w innych światowych siłach zbrojnych, ale to wynikało z charakteru amerykańskich operacji ofensywnych. U Amerykanów broń miała być zabezpieczona łącznie przed zamoczeniem i zapiaszczeniem po zamoczeniu. Wątpię, aby istniała literatura fachowa ściśle do tematu ochrony wylotów luf, jak i całej broni ręcznej, przed zanieczyszczeniami gruntowymi. Ale to nie znaczy, że temat taki w ogóle nie istnieje w amerykańskich materiałach. Jest on jedynie rozczłonkowany na dziesiątki, jeśli nie setki publikacji, a w nich na mikroskopijne epizodyczne wzmianki, nierzadko nieco humorystyczne z jednego podstawowego powodu, o którym było powyżej – że najlepsze zabezpieczenie to kondom, a poniżej kwestię tę kontynuuje ceniony amerykański autor. Amerykanie podczas II w.ś. mieli swoją potężną specyfikę, jeśli chodzi o ochronę broni ręcznej przed zanieczyszczeniami gruntowymi, ponieważ w historii wojskowości nikt inny nie przeprowadził tylu desantów z powierzchni wody, co oni, a właśnie przy takich desantach następuje największa możliwość kontaktu zmoczonej broni z gruntem, gdzie nie da się zanieczyszczeń z broni ot tak zdmuchnąć i otrzepać, bo woda je trzyma. Patrząc na zagadnienie przez pryzmat amerykański i – powiedzmy – drugowojenny trzeba by podzielić ochronę broni następująco: ● środki ochrony doraźnej wymyślone przez żołnierzy; ● środki ochrony regulaminowe, wdrożone do produkcji i dystrybuowane w wojsku; ● środki ochrony tylko wylotu lufy; ● środki ochrony całej broni (krótkiej i długiej); ● na koniec urealnienie wszystkich powyższych punktów; przypomnienie, co to było Quartermaster Pipeline i w związku z tym co tak naprawdę docierało do żołnierzy, bo dotrzeć po prostu zdążyło, albo i nie zdążylo. Najdłuższa rzecz, jaką znam na omawiany temat, a związana z drugowojenną US Army, to wzmianka w książce Jonathana Gawne pt. „Spearheading D-Day. American Special Units of The Normandy Invasion”, strona 94. Autor zacny, wiarygodny i renomowany (a i Polaków lubiący), więc przepisałem poniżej cytat ze wspomnianej strony: „For the actual landing, all of the weapons were carried in a thin plastic cover made from a substance known as Pliofilm. These large plastic bags were known to the troops as »elephant condoms«. The Pliofilm bags shown in D-Day photographs are all clear plastic. At some point in 1944 these bags were manufactured in a dark green color, however, it is not known if any of the green Pliofilm bags were used at D-Day. The troops were to place their weapons in the bags while they were on the transport ships and only remove the weapons once they were safely ashore. In actual practice this was difficult to do, as you could not use the sling when the rifle was encased in plastic. Use of the sling was necessary when climbing down rope ladders to get into the landing craft. A more common solution to keeping water out of a weapon was to put a regular condom over the muzzle“. Jest tu mowa o wynalezionej w USA w roku 1938 folii zwanej Pliofilm opatentowanej niedługo później. Foliowe torby z Pliofilmu były dla amerykańskiej piechoty produkowane zarówno do broni długiej, jak wspomina Gawne, jak i do broni krótkiej (o tym Gawne nie pisze). W obu przypadkach podczas operacji desantowych miały one chronić przed zamoczeniem broni, a następnie jej zanieczyszczeniem gruntem po lądowaniach na różnego rodzaju plażach. Torby ostatnie z wymienionych (do broni krótkiej) miały różne odmiany. Jednak podstawowa z nich miała wymiary 19x43 cm i była czymś natłuszczana – tak samo, jak torby karabinowe. Wymiar 19x43 cm był bardzo uniwersalny. Można było do takiej torby wsadzić pistolet lub rewolwer, ściśle dognieść torbę do broni i taki pakunek jeszcze dawało się wcisnąć w kaburę (potwierdzają to fotografie). Osobiście jednak wątpię, aby dawało się wcisnąć taką zafoliowaną czterdziestkę piątkę albo S&W Victory do każdej kabury – ja jak na złość znam amerykańskie drugowojenne kabury tak ciasne, że nawet goła broń wchodzi do nich z dużym oporem, więc zafoliowana już na pewno by nie weszła. I tu ujawniały się zalety wymiaru 19x43 cm. Jeśli ktoś nie miał życzenia moczyć skórzanej kabury podczas desantu z morza lub rzeki, lub owinięta folią broń nie wchodziła do kabury to można było do takiej torby z Pliofilmu wsadzić broń w kaburze biodrowej M1916 albo naramiennej M3 i jeszcze mieściły się w niej 3 ładownice każda na dwa magazynki. A wtedy całość można było schować np. do plecaka M1936 lub do późniejszych Combat Packów M1944. Poniżej na zdjęciach mój egzemplarz takiej torby z Pliofilmu przeciwko moczeniu i zapiaszczeniu broni krótkiej. Zwie się ta torba „Cover, Waterproof, Pistol”. Jak głosi stempel na torbie jej dystrybutorem był słynny Philadelphia Quartermaster Depot (P.Q.M.D.). Torba jest z kontraktu z 4 listopada 1944 r., a więc teoretycznie mogłaby jeszcze zdążyć wziąć udział w forsowaniu Renu (operacja Plunder). Poniżej pokazuję „co i jak” i co się mieściło do takiej torby.
  2. Kapturek ten ma opis, który jest prawdziwy tylko w niewielkiej części, dlatego jest mylący. Nie jest to ochrona tylko karabinków M1, ale całej broni małokalibrowej amerykańskich sił zbrojnych czasu II w.ś. (z wyjątkiem broni krótkiej rzecz jasna). Właśnie dlatego kapturek ma zatrzaski firmy United Carr w konfiguracji dość elastycznej - jeden zatrzask żeński i dwa męskie. Na historycznych fotografiach najczęściej kapturki te widać (jeśli w ogóle) na karabinach M1, ale właśnie po to są dwa zatrzaski męskie, aby można było dopasować kapturek i do obwodów karabinów, i do rkm-ów, choć także do karabinków, jak głosi opis. Tyle tylko, że te kapturki wyprodukowano za późno, a jeśli nałoży się na to tzw. Quartermaster Pipeline (czas dostawy na fronty ok. pół roku) to był z tym problem. Na światowe fronty dotarło ich niewiele. Podstawowym amerykańskim zabezpieczeniem wylotu lufy broni małokalibrowej było to, co widać poniżej. Był to „patent” żołnierski, który sprawdzał się idealnie zawsze i wszędzie. „Patent” chronił zarówno przed wodą, jak i zanieczyszczeniami gruntowymi np. w trakcie desantów z morza lub podczas forsowania rzek. Poniżej ów patent - paczka trzech prezerwatyw jednego z amerykańskich producentów tamtych czasów. Głównie prezerwatywy chroniły broń amerykańskiej piechoty podczas II wojny przed zamoczeniem i zapiaszczeniem wylotu lufy. Więcej o tym poniżej w moim kolejnym poście.
  3. Byłem kiedyś przed wiekami technologiem, który musiał mieć z takimi rzeczami do czynienia. Powyższe coś jest bardzo starym niemieckim wynalazkiem i to niekoniecznie związanym z kryzysem materiałowym w III Rzeszy. Po prostu kauczuk naturalny w niektórych zastosowaniach w technice nie sprawdza się z dwóch powodów: jest za miękki oraz nie może pracować w określonych typach materiałów smarujących i/lub w chłodziwach. A tymczasem w takich właśnie materiałach coś musi trzymać różne rzeczy w trakcie różnego rodzaju obróbek. I to coś musi być elastyczne, ale nie tak bardzo, jak kauczuk naturalny, a poza tym musi być odporne na chemikalia. Swego czasu musiałem współpracować z inżynierami, technologami i mechanikami niemieckiej (znaczy RFN-owskiej na długo przed zjednoczeniem Niemiec) firmy Peter Wolters. W ich maszynach ten wynalazek występuje i ma kluczowe znaczenie dla prawidłowości procesu technologicznego. Niemieckiego uczyłem się jako dziecko (bo rodzice kazali), tylko dwa lata (bo go nienawidziłem i nic w związku z tym nie wchodziło mi do głowy), zatem napiszę fonetycznie (prośba o powstrzymanie śmiechu), jak Niemcy z branży technicznej mówią na ten wynalazek - mówią „hard gumi”.
  4. Nooo, po naklejeniu syrenki to już inna rozmowa! Wszystko wysiada po naklejeniu syrenki. Można się równać z...
  5. Czy to się różni czymś od tego? To jest dokładnie ten kabaret, o jakim pisze w swoich analizach Fundacja Ad Arma znienawidzona przez MON. Rezerwiści na natowskich ćwiczeniach biegają we własnych cywilnych butach, niektórzy w adidasach, i w częściowym umundurowaniu, za to na ordynariat polowy rok w rok idzie 25 mln. 25 mln zł na baśnie, a dla rezerwistów są hełmy po zomowcach.
  6. Nie wiem, o co chodzi, ale powyższy samolot nie ma tzw. mewich skrzydeł.
  7. Bo banda homo sovieticusów rządzi teraz Polską. PiS to jest dziedzictwo PRL pod każdym względem. Pieniądze w wojsku to abstrakcja, jak ruble transferowe. Gdybyś wiedział, ile w wojsku (lotnictwie) wyrzucono pieniędzy na system LUZES to byś nie uwierzył. I ile tych LUZESów eksplodowało, paliło się, nie działało. A i tak nikogo to nie obchodziło.
  8. W pewnym sensie „dobrze”, że nastała II w.ś., bo ona ostatecznie wyrżnęła z umysłowości konstruktorów tzw. mewi kształt skrzydeł.
  9. Ale to i tak nie dociera pod dekiel co poniektórych.
  10. To są na pewno idealne samochody do jednego celu - do dowożenia pilotom i obsłudze technicznej jedzenia na DOL-e przez pierwsze i ostatnie 36 godziny wojny, bo dłużej ta impreza w Polsce nie potrwa, chyba żeby Luksemburg nas najechał. Zawsze było mi żal ludzi na DOL-ach, że nie za bardzo dba się o ich wyżywienie to teraz jak będą do DOL-i podjeżdżały takie błyszczące lakiery i chromy to ruscy być może ich nie zaatakują myśląc, że to samochody cywilne.
  11. A masz pojęcie, ile ordynariat polowy zgarnie kasy za poświęcenie każdego z tych Fordów z osobna? A wiesz jaka biba będzie za tę kasę? Za poświęcenie każdego Forda będzie koperta, więc będzie biba-krótki wieczorek z piątku na wtorek.
  12. Bardzo dobrze, że to pokazałeś na wymiernych parametrach, ponieważ do pisowskiej umysłowości z tego forum nic nie dociera. Wątpię, żeby do nich docierała choćby tabliczka mnożenia, ale z jednym wyjątkiem - wypłacania sobie premii i innych apanaży na zasadzie „wystarczy kraść”.
  13. Siły zbrojne Francji i Argentyny też te Fordy kupiły, tylko tam jest inne myślenie o takim samochodzie i to od razu widać. Nawet jeśli w tych państwach było „wziątku” (jak to mawiał Rywin) to przynajmniej żołnierz ma jakiś pojazd zaadaptowany dla wojska, a nie limuzynę offroadową.
  14. One powinny się nazywać Ford Polish Generals' WarExit (na Zaleszczyki, jak wspomniano wcześniej). Do niczego innego nie posłużą. Cytat z podlinkowania: Jak bardzo nowe samochody są dostosowane do wymagań wojska, widać na zdjęciach. Błyszczący lakier, liczne chromowane elementy nadwozia, welurowe dywaniki we wnętrzu. Tak naprawdę to zwykłe cywilne samochody, przy których zakupie liczyła się niska cena i szybki czas dostawy. Wymagania w przetargu prowadzonym przez 2. Regionalną Bazę Logistyczną były celowo minimalistyczne, ponieważ nadrzędnym celem było w ogóle coś wreszcie kupić.
  15. Nowe auta dla wojska. Internauci pękają ze śmiechu!
  16. Ze strony Ad Army warto sobie ściągnąć opracowanie pt. „Tabele kryzysowe” i tam cały kabaret widać obiektywnie, bo na liczbach, a liczby nie kłamią i są apolityczne. Jaka PRL była, taka była, i jaka tam była technika wojskowa, taka była, ale jak mnie (cywila) wcielili na 3 lata do Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych, to gdyby była „W” to zawsze gdzieś coś bym zdziałał mając jakąś tam wiedzę i doświadczenie z ITWL, a trzeba przyznać, że szkoła to była niezła i ciekawa. Dziś już nie ma takiego myślenia o zabezpieczaniu sobie dla wojska różnych speców, gdyby nastąpiła wyżynka tych podstawowych. Ale propaganda każdego MON z dowolnego rządu przebija przedwojennych „silnych, zwartych, gotowych”.
  17. Może wreszcie będzie komu i czym dowozić mundury dla wojaków? Ad Arma podała przykład jednostki, w której - żeby dostać mundur - to trzeba pojechać grubo ponad 200 km dalej i tam go wyfasować. Jak będzie „W” to rezerwiści tej jednostki będą walczyli całkowicie w cywilkach, bo już tak jest, to co dopiero, jak będzie „W” i nikt nie będzie miał głowy do takich spraw. No ale może Fordy teraz dowiozą na pakach choć trochę gaci i mundurów.
  18. Ależ oczywiście. Obecne WP doprowadzono do stanu kabaretu. Pułk w III Rzeszy od czasu alarmu „W” opuszczał koszary w 40 minut mając wszystko - od gaci, poprzez całą broń, wszystkie zapasy po logistykę systemową. Kompletnie wszystko. Od gwizdka za 40 minut całego pułku nie było w koszarach i jechał na wojnę. W PRL był parametr zwany „wyprowadzenie pułku spod uderzenia”. Sam miałem okazję to obserwować. Pułk LWP opuszczał swoją bazę stacjonarną w 1 godzinę mając ze sobą całe ukompletowanie na wojnę. Teraz „wyprowadzenie spod uderzenia” jednostki WP trwa 5 dni, a i tak stanu 100-procentowej kompletacji nie osiągnie, bo brakuje wszystkiego z amunicją na czele. A ponieważ ruscy będą w Warszawie w 2-3 dni, jak to obliczono naukowo, to nawet szkoda zachodu, żeby WP choćby tylko starało się wyjść z koszar na wojnę, bo szkoda zachodu. Lepiej cieszyć się ostatnie 2-3 dni żonami, narzeczonymi, rodzicami itp. Wystarczy obserwować analizy fundacji Ad Arma. Oni pracują wyłącznie na liczbach. Są całkowicie apolityczni, nie obchodzi ich kto rządzi, ale jak rządzi wojskiem i MONem. To są kompletne jaja. Przez ostatnie 30 lat doprowadzono WP do całkowitego upadku. Więc te Fordy to piękne wyposażenie ucieczkowe dla generalicji i pułkowników, aby nie musieć witać w Warszawie ruskiej defilady po 2-3 dniach od „W”. Ad Arma dobrze to ujęła, że Polskę należy zaatakować po godz. 16.00, a sukces gwarantowany, bo po 16.00 WP już nie pracuje. Jeśli Polskę zaatakuje się po 16.00 to defilada najeźdźcy w Warszawie będzie nawet szybciej niż po 2-3 dniach.
  19. Ten, który dochodzi i nie może dojść będzie wstrząśnięty tą wiadomością. W ostatnią niedzielę jego nory broniło ponad 600 milicjantów i 83 radiowozy. W związku z powyższą wiadomością 13 XII 2021 przy jego norze stanie bateria Patriotów.
  20. To wszystko rzuca inne światło na historię Orlika ze Strzyżewic. A na początku wydawało się, że tego tematu prawie nie da się ruszyć. Dziś już wiem, ja przynajmniej, że da się ruszyć całkiem solidnie i sporo skorygować z dotychczasowych informacji i przypuszczeń na temat tego bardzo oryginalnego szybowca. Niezmiernie mi to pomaga również w pisaniu opracowania dla naszych dwóch kolegów, którzy prowadzą badanie historyczne nad tym strzyżewickim Orlikiem. On już teraz jest w innym świetle, tak samo, jak jego ówcześni budowniczowie. Bardzo dziękuję Sedco i Bodziu. ?
  21. ? A czy wiadomo, czy ten samolot „Strzelec” formalno-prawnie należał do Związku Strzeleckiego, czy to tylko był taki patriotyczny akt, że ZS go ufundował, ale prawnym operatorem samolotu był inny podmiot? Pośrednio więc pytanie - czy wiesz coś o tym, że ZS miał swoich własnych pilotów licencjonowanych czy to cywilnie, czy wojskowo?
  22. Bodziu niezawodny, jak zawsze. Tak, temat potwornie trudny, ale coś gdzieś musi być, chociaż trochę. ?
  23. I dlatego milicja przegrywa obecnie 99,9% spraw sądowych z manifestantami. I dlatego milicji obecnie nie odpowiada się na żadne pytania. Kompletnie na żadne. Przy zatrzymaniu podaje się dowód osobisty i na tym koniec. Nie przyznawać się do niczego. Na każde pytanie odpowiadać - jak w niewoli na wojnie - numer peselu i nic więcej. Milicjant pyta, czy przyjmujemy mandat - odmawiamy i idziemy do sądu, gdzie z milicją wygramy i nic nie będziemy płacić. Milicjant pyta, dlaczego „łamiemy prawo” - a my mu pesel, jak jeniec swój numer identyfikacyjny. Milicjant pyta, po co w ogóle manifestujemy - a my pesel. Milicjant pyta dlaczego jesteśmy złym człowiekiem - a my pesel. Milicjant pyta o cokolwiek innego - a my mu pesel i ani ćwierci słowa więcej. Do niczego się nie przyznajemy. Pierwsze zdania wypowiadamy dopiero w sądzie oraz wypowiada je za nas nasz prawnik. Przećwiczone i działa idealnie. W Polsce dla manifestantów pracują pro bono setki prawników, z którymi policja przegrywa 99,9% spraw sądowych związanych z manifestacjami. W samej tylko stolicy takich prawników jest ponad 90. Nic nas to nie kosztuje, a milicja wychodzi z sądów spałowana i nic nas to nie kosztuje, bo to wszystko jest bezprawie, co robi obecnie milicja.
  24. Mieszkałem wtedy przy samym Bemowie, ale dla cywilów to, o czym piszesz, było niezauważone. Nawet śmiglaki nie latały więcej niż zwykle. Rozkręciły się trochę później. I później widziałem też ćwiczenia ZOMO na lotnisku w rozpraszaniu demonstracji i pałowaniu. Pałowali jakieś takie kołki wbite w ziemię.
  25. Dla mnie 13 XII 1981 oznaczał rozpoczęcie 6-letniej walki z LWP o to, żeby nie wcielili mnie do WOSL, a byłem cywilem. Dla moich kolegów 13 XII 1981 oznaczał to samo i z tego, co wiem, wszyscy tę walkę wygraliśmy, a jedynie liczba wdrożonych forteli mogła nas co nieco różnić.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie