Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    9 040
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. Tak, pycha. Gdy się mówi człowiekowi, że ma nie startować, bo nie ma uprawnień do lotów IFR, a pogoda jest wyłącznie na status lotu IFR, na dodatek człowiek nie do końca rozumie, jaki potencjał mają przyrządy pokładowe w jego samolocie i co one pokazują, a mimo to człowiek startuje, a w konsekwencji zabija trzy postronne osoby to jest to mieszanina arogancji, pychy, zarozumiałości. Wielka szkoda, że w GA (w przeciwieństwie do linii lotniczych) zazwyczaj nie ma obyczaju wzywania policji do pilotów, którzy jawnie deklarują, że złamią procedury wykonywania lotów i że kierownik lotów może im nagwizdać, bo oni i tak wystartują mimo faktu, że nie mają uprawnień do zrealizowania danego lotu. Przynajmniej żyłyby dziś trzy niewinne osoby zabite właśnie przez czyjąś nieodpowiedzialność i rozbuchane poczucie własnej wartości.
  2. Pod względem lotniczym nie ma za co go czcić, a wręcz przeciwnie. Dopuścił się klasycznego polskiego tupolewizmu i klasycznego polskiego „co to nie ja”, bo mam za dużo pieniędzy i mam samolot. Gdyby przeżył to za to, czego się dopuścił, powinien nie tylko siedzieć, ale mieć dożywotnio odebraną licencję pilota. Pycha zabija, a tym razem zabiła jeszcze dodatkowo trzech innych niewinnych ludzi. Zero tolerancji dla takich pilotów.
  3. Ale z drugiej strony panu „rekonstruktorowi historycznemu”, podporucznikowi z WOT, należy zazdrościć dobrego nosa do wyczucia tego, skąd wieje wiatr i jaki jest charakter wiatru, czyli czy będąc członkiem polskich sił zbrojnych w państwie PiS można być miłośnikiem Waffen SS oraz aryjskości. Jak wiadomo, PiS, oligarchia Viktora Orbána oraz ruchy polityczne i sprzymierzeńcy Matteo Salviniego chcą budować „nową Europę”. A skoro sprzymierzeńcy naszych sprzymierzeńców to także nasi sprzymierzeńcy, więc sprzymierzeńcami PiS w budowie „nowej Europy” są neonaziści z Wolnościowej Partii Austrii i z Alternatywy dla Niemiec, ponieważ to najbliżsi partnerzy Salviniego. A wszystkie te zagraniczne ruchy finansowane są przez Kreml i Camorrę. Salvini bez żenady fotografuje się z Antonio Matrone, synem Franchino Matrone, pseudonim „Bestia” (mafijny morderca i jeden z bossów Camorry). No więc jeśli taka jest societa związana teraz z PiS to niby dlaczego nie można – będąc oficerem sił zbrojnych RP – ogłosić, że jest się Aryjczykiem, nakładać na siebie rzeczy związane z hasztagiem pana podporucznika #ss #wafen i podniecać się Parabelką? Na zdjęciu poniżej - Matteo Salvini razem z Antonio Matrone, synusiem bossa Camorry. Gratulacje panie podporuczniku B. z Wojsk Obrony Terytorialnej.
  4. W patriotycznych WOT też mają rekonstruktorów. Pan podporucznik B. z WOT stwierdza, że jest stuprocentowym Aryjczykiem i podpisuje się w mediach społecznościowych jako #ss #wafen #100%aryjczyk. I stosownie do tego się fotografuje. „Nowy ład” także w WOT. Poniżej stuprocentowy Aryjczyk ppor. B. z WOT.
  5. To jest reko ko ko dekady. Złote gumofilce przyznane.
  6. No to jeszcze coś na finał o innych amerykańskich drugowojennych orłach, jakie mogły znaleźć się w okupowanej Polsce. I coś z mojej kolekcji poniżej. Czapek garnizonowych dla szeregowców i podoficerów US Army i USAAF dramatycznie brakowało, praktycznie prawie wcale ich nie było. Ta część wojska chodziła w furażerkach. Dopiero od lat 1946-47 zaczęto ten niedostatek uzupełniać. Dlatego jest nieprawdopodobne, aby na terenie okupowanej Polski znalazł się orzeł czapkowy szeregowców i podoficerów. System dostaw dla wojska skoncentrował się na produkcji czapek dla oficerów i Korpusu Chorążych, bo to takie same czapki, tylko z innymi orłami. W takim razie teraz orły do czapek garnizonowych Korpusu Chorążych US Army/USAAF. Bo jeśli mamy poważnie mówić o tym, co hipotetycznie można by znaleźć po USAAFmenach w Polsce to nie da się pominąć także i tych orłów. Dzieje się tak na skutek zmiany systemu szkolnictwa USAAF od lipca 1942 r. i związanej z tym ustawy o korekcie stopni wojskowych w USAAF. Do tej pory piloci i część innych członków personelu latającego USAAF byli kształceni i szkoleni albo do stopnia sierżanta, albo podporucznika. Ustawa likwidowała stopnie sierżantów dla tych lotników i wprowadzała dla nich stopień o nazwie Flight Officer (FO). Był to stopień młodszego chorążego. Był on odpowiednikiem stopnia Warrant Officer Junior Grade (WOJG), czyli też młodszego chorążego, w amerykańskich wojskach lądowych. Sierżantami na pokładach samolotów USAAF pozostali już tylko głównie strzelcy pokładowi, łącznościowcy, loadmasterzy, mechanicy pokładowi itp. Odtąd lotnicy w rangach FO na masową skalę znaleźli się w całych USAAF, w tym oczywiście również na pokładach bombowców B-17 i B-24, jakie docierały nad Polskę. I były też zestrzeliwane, albo lądowały tutaj przymusowo. I tak samo lotnicy USAAF w rangach FO musieli być zwożeni z Europy do obozu jenieckiego w Żaganiu. Owszem, były B-17 i B-24, w których nie było ani jednego Flight Officera, ale były i takie, w których liczba FO na pokładzie dochodziła do 2-3. Stosowne zdjęcie na dole postu. Jest więc statystycznie niemożliwe, aby na terenach obecnej Polski nie znalazł się ani jeden USAAFowiec w randze FO. Podczas skoku ratowniczego albo lądowania przymusowego oczywiście nie musiał zaraz zabierać swojej czapki garnizonowej, ale jeśli Amerykański Czerwony Krzyż dostarczał do obozów jenieckich elementy umundurowania kompletujące to, w czym lotników USAAF schwytano to zapewne były tam i czapki z orłami oficerskimi, i z orłami Korpusu Chorążych, bo American Red Cross był bardzo dobrze zorientowany w sprawach mundurowych. Korpus Chorążych US Army/USAAF miał odrębnego orła do czapek garnizonowych. Nie było wśród tych orłów takiego szaleństwa wymiarowego i designerskiego, jak z orłami oficerskimi, ale i tak zamieszanie z orłami chorążych jest wystarczająco duże i wiele rzeczy pozostaje niezbadanych. W orłach chorążych zasady heraldyczne nie obowiązywały – nic tam nie było z systemu trzynastkowego, jak w orłach oficerskich. Były też trzy czynniki, które zawsze w tych orłach były stałe: na zewnątrz wieńca zawsze – bez względu na producenta – było siedem piór po każdej ze stron, zawsze orzeł trzyma w szponach dwie strzały, a sposób mocowania orła do czapki był zawsze na śrubę i dwie szpilki. Cała reszta szczegółów to już dziesiątki różnic w wyglądzie tych orłów. O ile drugowojenne orły oficerskie US Army/USAAF oficjalnie produkowało 20 firm oraz duża i nieznana liczba firm „no name”, które nie cechowały rewersów swoją nazwą, o tyle orły dla chorążych produkowały tylko trzy firmy spośród oficjalnych dostawców (GEMSCO, N.S. Meyer i Vanguard Military Equipment), ale oprócz tego produkowała je również nieznana liczba firm „no name”. Produkowała je nawet firma niemiecka. Ponieważ orłów zawsze brakowało (nieraz trzeba było je haftować na czapkach, bo metalowych nie było), więc gdzie tylko US Army wkraczała, czy to do państw Beneluksu, czy to do III Rzeszy, to natychmiast ruszała w tych państwach produkcja wszystkiego, czego brakowało, bo Quartermaster Corps nie dawał rady tego dostarczać. I takim produktem upadającej III Rzeszy dla US Army stała się jedna z wersji orłów dla Korpusu Chorążych. Rzecz o tyle ciekawa, że do skopiowania przez jakiegoś niemieckiego grawera-medaliera posłużył orzeł Korpusu Chorążych US Army z okresu międzywojennego (orzeł ażurowy – patrz poniżej). Najprawdopodobniej ktoś go miał jak raz w czasie zajmowania III Rzeszy i kazano jakiejś pracowni medalierskiej skopiować właśnie tego orła. Orły Korpusu Chorążych US Army z końca lat 30. i z II w.ś. dzielimy, jak poniżej. ● Pod względem konstrukcji i technologii orły dzielimy na: • odlewane • tłoczone z grubej blachy • tłoczone z cienkiej blachy ● Orły tłoczone z cienkiej blachy dzielimy na: • orły z pełnego materiału • orły półażurowe (z wyciętymi przestrzeniami pomiędzy liśćmi powyżej strzał) • orły ażurowe (z wyciętymi przestrzeniami pomiędzy liśćmi powyżej i poniżej strzał) ● Pod względem wielkości orły dzielimy na: • małe (rozpiętość skrzydeł 2 1/16") • średnie (rozpiętość skrzydeł 2 2/16") • duże (rozpiętość skrzydeł 2 3/16") ● Pod względem wykończenia orły dzielimy na: • błyszczące w całości • lekko trawione dla zmatowienia i z wybranymi elementami polerowanymi ● Pod względem designu strzał orły dzielimy na: • ze strzałami w szponach orła ułożonymi równolegle • ze strzałami lekko skrzyżowanymi w szponach orła ● Pod względem designu gałązek oliwnych orły dzielimy na: • orły z gałązkami bez oliwek • orły z gałązkami z 10 oliwkami (po 5 na każdej gałązce) Wcześniej nie pracowaliśmy na orłach i czapkach, a tylko na orłach, to teraz mała odmiana i trochę czapek z omawianymi orłami. Kilka rzeczy z mojej kolekcji i jedno zdjęcie archiwalne. Opis zdjęć 1. Orzeł mały (rozpiętość skrzydeł 2 1/16"), lekki, tłoczony z cienkiej blachy ≠0,7 mm. Orzeł w technologii „gilt”, czyli galwanicznie pozłacany 10-karatowym złotem. Orzeł ażurowy najbardziej typowy dla okresu międzywojennego i początku II w.ś. („początku” dla USA, czyli po Pearl Harbor). Ten wzór orła skopiowano w okupowanych Niemczech i produkowano go dla US Army/USAAF. Układ strzał – skrzyżowane. Producent orła – nieznany. Czapka USAAF w wersji kawaleryjskiej (preferowanej przez lotnictwo) i bez wszytego sztywnika (żeby można było nałożyć słuchawki lotnicze na czapkę). 2. Orzeł mały (rozpiętość skrzydeł 2 1/16"), lekki, tłoczony z cienkiej blachy ≠0,7 mm. Orzeł w technologii „gilt”, czyli galwanicznie pozłacany 10-karatowym złotem. Orzeł półażurowy najbardziej typowy dla okresu międzywojennego i początku II w.ś. („początku” dla USA, czyli po Pearl Harbor). Układ strzał – równoległe. Producent orła – nieznany. Czapka wojsk lądowych (ale nie kawalerii) ze sztywnikiem. 3. Orzeł mały (rozpiętość skrzydeł 2 1/16"), o średniej masie, tłoczony blachy ≠1,2 mm. Orzeł w technologii „glit” (nie mylić z powyższą „gilt”), co oznacza orła z częściowym połyskiem osiąganym różnymi sposobami. W tym przypadku orzeł jest częściowo półmatowy, a częściowo błyszczący. Osiągnięto to odpowiednim sztancowaniem oraz fakturą powierzchni matrycy. Wysokiej jakości była także powierzchnia patrycy tego orła. Układ strzał – równoległe. Producent orła – nieznany. Czapka USAAF w wersji kawaleryjskiej i bez wszytego sztywnika (żeby można było nałożyć słuchawki lotnicze na czapkę). 4. Orzeł duży (rozpiętość skrzydeł 2 3/16"), ciężki, tłoczony z grubej blachy ≠1/16". Orzeł w technologii „glit”, ale o małej pracochłonności (w przeciwieństwie do poniższego orła nr 6b). W tym przypadku orzeł jest głęboko matowy (lekko trawiony), a wypolerowane ma wybrane elementy wypukłe (oliwki, fragmenty piór, strzał itp.). Bardzo rzadki orzeł z 10 oliwkami na gałązkach oliwnych (po wojnie już takich orłów z oliwkami nie produkowano). Układ strzał – skrzyżowane. Producent orła – N.S. Meyer, Inc. 5. Dziewięciu z 10 członków załogi bombowca B-17G-40, (s/n 44-6009) „Flak Eater” z 364. dywizjonu bombowego 305. grupy bombowej USAAF. Fotografia wykonana 13 marca 1945 r. w Wielkiej Brytanii. W dolnym rządzie z prawej strony widać dwóch młodszych chorążych, czyli Flight Officerów USAAF. Zgodnie z przepisami noszą czapki oficerskie, ale z orłami Korpusu Chorążych. 6a/6b. Orzeł średni (rozpiętość skrzydeł 2 2/16"), ciężki, tłoczony z grubej blachy ≠1/16". Orzeł w technologii „gilt” w wersji bardzo estetycznej, zarazem bardzo pracochłonnej (w przeciwieństwie do powyższego orła „gilt” nr 4). Częściowo orzeł jest głęboko matowy (lekko trawiony), a częściowo na wysoki połysk, przy czym to ostatnie, czyli polerowanie, jest na bardzo dużej powierzchni orła i jest bardzo precyzyjne. Czapka USAAF w wersji kawaleryjskiej (preferowanej przez lotnictwo) i bez wszytego sztywnika (żeby można było nałożyć słuchawki lotnicze na czapkę). Ciekawostka – bardzo rzadka czapka z otokiem ażurowym. Oryginał takiej czapki z II wojny dostał George Clooney do remake'u „Paragrafu 22”.
  7. W internecie tego nie ma – czysta wiedza kolekcjonerska. Wiadomo, że taka firma istniała i robiła orły, ale nic więcej. Gdy dociekasz, że być może Twój orzeł był zrobiony we Francji na zamówienie pierwszowojennego US Army AEF, to bardzo słusznie podejrzewasz, że takie orły były tam robione, bo faktycznie były, natomiast Francuzi robili tym orłom zupełnie inne mocowania do czapek, bardziej „inwazyjne”, czyli dziurawiące czapki tam, gdzie Amerykanie tego nie zaprojektowali w czapkach. Twój orzeł ma najbardziej klasyczne mocowanie amerykańskie. Generalnie to o 99 proc. firm produkujących amerykańskie orły z I i II wojny nic nie można przeczytać, szczególnie przy zalewie firm „no name” nie cechujących swoich orłów. Jeśli już to Smithsonian Institution ma najwięcej materiałów na takie tematy, bo oni kolekcjonują m.in. katalogi firm grawerskich/złotniczych/medalierskich produkujących wszelkiego rodzaju odznaki i oznaki stopni dla amerykańskich sił zbrojnych od jak najwcześniejszych, jak tylko się da, lat istnienia Stanów Zjednoczonych. Najsłynniejsza z nich to N.S. Meyer, Inc. założona około roku 1868. O tej firmie najwięcej się pisze, aczkolwiek owo „najwięcej” to też nie jakieś długie teksty, najwyżej objętość zbliżona do jednej strony standardowego maszynopisu. Ja zresztą pisząc te posty o orłach (poniższy o chorążych też) nie korzystam z internetu, bo to bez sensu. Jeśli już coś pisać, poświęcać na to czas „w czynie społecznym” i pokazywać to tak, żeby to było coś innego niż można przeczytać/zobaczyć gdzieś indziej. Nic w tych moich postach o drugowojennych orłach oficerskich i orłach Korpusu Chorążych US Army/USAAF (poniżej) nie jest skądś kopiowane. Mam zresztą bardzo chłodny stosunek do tego, co kolekcjonerzy amerykańskich orłów o nich piszą, bo to jest prawie w stu procentach chwalenie się kolekcjami, ale nie żeby na tej podstawie nauczyć innych ludzi kolekcjonowania orłów. Żeby tworzyć środowisko kolekcjonerów orłów to nie wystarczy je pokazywać w dużych ilościach. Trzeba o nich pisać zupełnie innym językiem, a tego niestety nie ma.
  8. Masz rewelacyjnego bardzo rzadkiego orła firmy z Nowego Jorku. SF to skrótowiec od Samuel A. French, który był założycielem i właścicielem tej nowojorskiej firmy medalierskiej.
  9. Tak, zazwyczaj na US eBay jest kilka orłów z okolic I w.ś. Teraz są cztery do licytowania.
  10. Bo stal 440 jest okay. Mam hiszpański nóż (jakkolwiek by go zwać myśliwskim, survivalowym, czy innym przygodowym) zacnej firmy Miguel Nieto ze stali 440C i nie dam na niego złego słowa powiedzieć. Z wyglądu może i jest nieco subtelny, ale obsłużył mi już parę mocnych zastosowań, a stale jest jak nowy. No ale Nieto to Nieto - jak się ma wieki tradycji w produkcji broni białej to nic dziwnego. I jest full tang - nie to, co pakistańskie pseudodamasceńskie shit z tandetnie dospawanym centymetr powyżej głowni prętem zbrojeniowym. Ale i tak nic bym nie zamienił na amerykańskiego drugowojennego Cattaraugusa 225Q. Tego to nic nie zarąbie.
  11. Jeśli ktoś chce się pośmiać to na YT jest masa filmików z testów „najlepszych i najtańszych” noży survivalowych dystrybuowanych przez Amazon i eBay. Najtańszy jest za 7 $, ale jest i shit za ponad 80 $. Rozsypują się, łamią albo krzywią po jednym użyciu. A już najśmieszniejsze są filmiki o pakistańskich nożach myśliwskich ze stali „damasceńskiej” (szał mody teraz na świecie). Naiwniacy myślą, że one są full tang, a potem taki nóż nie wytrzymuje pierwszego uderzenia w gałązkę. Pomijając już fakt, że ze stalą damasceńską te noże nie mają kompletnie nic wspólnego.
  12. Aaaa, no tak, ciocia UNRRA, fakt… Moi dziadkowie też wspominali, że UNRRA wtryniała do tej pomocy dla demoludów wszystko, co podleci… Na przykład mój ś.p. tata kupował dla Polski od tych US szaleńców samoloty L-4 i spadochrony desantowe T-4 i T-5. Do dziś mam w domu piękne bawełniane linki od tych spadochronów. Po dziadkach do dziś mam też od cioci UNRRY-y dwa śpiwory US Army z WWII i aluminiową (sorry, ale tandetną) maszynkę do strzyżenia zrobioną z miękkiego aluminium zamiast z twardego duraluminium. Więc kto tę ciotkę UNRRĘ wie, może i wtryniała w te swoje paczki także i wszystko z I i II wojny? Od Amerykanów wiem, że w 1945 roku przypłynął z USA do Europy statek z różnymi tekstyliami US Army z I i II wojny, więc licho wie, co tam mogło być…
  13. No to się zrobiło fascynująco… Bardzo słusznie uważasz, że to nie podróba, bo to nie jest podróba. Masz bracie na 99,99 proc. orła wartego – w sensie historycznym – majątek! Bo popracujmy sobie na datach i na faktach (patrz poniżej), a zobaczysz, że masz orła rewelacyjnego. Najprawdopodobniej masz orła z duszą i z historią, a nie jakiegoś „US WW1 Cap Device”, co to dziś każdy może sobie kupić za 50, 150 czy 300 baksów, bo ceny na te orły szaleją. Podtrzymuję, że to jest oficerski czapkowy orzeł spiżowy US Army z końca I wojny lub z końca 1918 roku, a najpóźniej z pierwszej połowy 1922 roku. Kwestią otwartą pozostaje, czy on jest produkcji amerykańskiej, czy brytyjskiej, bo identycznie, jak podczas II w.ś., pierwszowojennemu US Army AEF w Europie brakowało tych orłów i brytyjskie manufaktury sztancowały i patynowały Amerykanom te orły. Popracujmy na datach i na faktach. 2021-35 = rok 1986 i to jest punkt startu do rozważań. Skąd w PRL, 35 lat temu – czy około 35 lat temu – mógł się wziąć taki amerykański oficerski orzeł na pchlim targu i to za grosze, bo sprzedawca nie miał pojęcia, co to jest? Dwa najważniejsze internetowe amerykańskie domy aukcyjne militariów to Manion's i eBay. Pierwszy z nich istniał od roku 1970, ale w internecie był od roku 1998. Drugi istnieje od roku 1995. Internet w Polsce – praktycznie rzecz biorąc – zaczął się w roku 1991, ale to tylko teoria, bo to było cudeńko wyłącznie dla wybranych. Ja, pracując w dobrej zachodniej i medialnej firmie miałem go tak naprawdę dopiero w roku 1995, gdy jeszcze nawet polskie media go nie miały, nie mówiąc o użytkownikach indywidualnych. Od razu więc widać, że Twój orzeł nie jest z jakiejś aukcji internetowej, bo to byłoby fizycznie niemożliwe w mrokach PRL w roku 1986. Twój orzeł jest z jakiegoś historycznego realu, tylko oczywiście jest pytanie z jakiego? Skąd mógł się wziąć taki orzeł w PRL w 1986 r.? 1. Znajdek (byli już wówczas piszczałkowcy?) po misji tyfusowej US Army w Polsce po I w.ś. Mało prawdopodobne, ale nie do całkowitego wykluczenia. 2. Pamiątka po jakimś polonusie, który służył podczas I w.ś. w US Army AEF i z niego albo zdezerterował do Polski, albo zwolnił się oficjalnie. „Who knows?” Może tak, może nie, licho wie. 3. Pamiątka po hallerczyku, który był z zaciągu w USA, a wcześniej był oficerem US Army. I wrócił do Polski ze swoim amerykańskim oficerskim orłem. Chyba wariant najbardziej prawdopodobny. 4. Peerelowski dyplomata (bo mało komu wolno było wtedy wyjeżdżać na Zachód) kupił sobie tego orła w jakimś amerykańskim czy innym zachodnioeuropejskim antykwariacie i z jakichś przyczyn ten orzeł wylądował u bazarowego handlowca, który nie miał pojęcia, co to jest. Oczywiście wiem, że materiał fotograficzny przekłamuje barwy (szczególnie w odcieniach złota), ale z przetarć na Twoim orle wyłania się – być może – obraz taki, że Twój orzeł nie jest z blachy miedzianej, mosiężnej, tombakowej i brązowej, ale z blachy z nowego srebra. US Army w tamtym okresie uwielbiała nowe srebro. I nic dziwnego. Nowe srebro jest materiałem rewelacyjnym. Wszystkie rzeczy US Army z I wojny, jakie mam z nowego srebra, są w stanie idealnym, jakby wczoraj zrobione, zero utlenienia. Podczas I w.ś. nie było w USA żadnego embarga na stopy miedzi i grawerzy-medalierzy spokojnie mogli z nich robić, co tylko chcieli – w przeciwieństwie do II w.ś., gdy nowe srebro było objęte najściślejszym embargiem. I dlatego wydaje mi się, że masz orła historycznie rzecz biorąc bezcennego. Bo to raczej orzeł, który wylądował w Polsce nieprzypadkowo. Tylko pozazdrościć ?
  14. Ten Twój orzeł „poczerniały”, jak go określiłeś, jest niezmiernie ciekawy i świetny, już choćby ze względu na dobry stan, bo ciężko dziś zdobyć takiego niepoobijanego ze sztucznej patyny. Jest to czapkowy orzeł oficerski wyprodukowany nie później niż w pierwszej połowie 1922 roku i jest to wzór przejściowy. W 1922 roku zdecydowano o zmianie barwy galanterii metalowej w umundurowaniu amerykańskich sił zbrojnych. – z bardzo ciemnej sztucznie patynowanej na naturalnie złotą. Twój orzeł bardzo dobrze pokazuje, jak szybko po I wojnie światowej heraldycy amerykańskich sił zbrojnych postanowili zmienić pewne elementy orłów oficerskich. Heraldyczna „Cloud”, czyli tzw. chmura nie jest już eliptyczna w Twoim orle, jak w orłach z I wojny, ale jest zbudowana na planie okręgu. Musi to być orzeł z czasów, gdy już zaczynano przemyśliwać o korekcie „chmury”, którą to korektę ostatecznie zatwierdzono w roku 1936 i od tej pory „chmura” w orłach z bieżącej produkcji zawsze była już okrągła. Ten Twój orzeł nazywał się spiżowy. Był tłoczony z blachy ze stopu miedzi, a potem szedł do obróbki galwanicznej. Nadawano mu powłokę „spiżową”, czyli barwą przypominającą stare pomniki bardzo długo wystawione na działanie warunków atmosferycznych i silnie spatynowane. Tak przynajmniej miało być w teorii, ale w wojsku, jak to w wojsku, wychodzi, co wychodzi. Ta obróbka galwaniczna do barwy spiżu dawała różne efekty – de facto orły były czarne, grafitowe, antracytowe, bardzo ciemnobrązowe itp. Jeśli dobrze widzę Twój orzeł jest perfekcyjnie heraldyczny – ma 13 gwiazdek, 13 listków w gałązce oliwnej, 13 oliwek i 13 strzał. W orłach z II wojny, gdy wiecznie tych orłów brakowało, taka heraldyczna perfekcja – jak wspomniałem wcześniej – rzadko się zdarzała. Piękny orzeł – gratulacje. Poniżej – czapka oficerska US Army z okresu między rokiem 1919 a 1922 z ostatnim już orłem spiżowym (przed wprowadzeniem orłów złotych) i też już z korektą „chmury” z eliptycznej na okrągłą.
  15. Super wątek. Widać skąd indiańskie noże u amerykańskich lotników czasu II wojny światowej. I w ogóle skąd u nich różne indiańskie akcenty i tradycje, nawet jeśli mistrz lotniczego rozpoznania USAAF był Żydem, a nie Indianinem. Szacunek dla Indian pozostał.
  16. Temat wyjątkowo ciężki, a obrazuję to dwoma orłami z mojej kolekcji amerykańskich oficerskich orłów czapkowych z II wojny światowej. Specjalnie dobrałem dwie skrajności opisane poniżej. Temat jest gigantyczny i do końca niezbadany i nigdy nie będzie zbadany, ponieważ nie ma takiej możliwości. Trzeba by napisać drobiazgową historię m.in. amerykańskich wojskowych sklepów Post Exchange z II wojny, a tego nikt nie zrobi, bo za mało jest do tego źródeł, poza tym musiałoby to robić jednocześnie co najmniej kilkudziesięciu badaczy na dwóch kontynentach. Żadna kwerenda tutaj nic nie da, a ponadto kostucha zrobiła swoje i nikt już dziś nie odpowie, kto projektował bardzo wiele wzorów tych orłów w małych manufakturach amerykańskich i brytyjskich i dlaczego tak wiele orłów nie trzymało standardów heraldycznych. Wiadomo wprawdzie, ile i jakich firm produkowało oficerskie orły na czapki US Army do 7 grudnia 1941 r., ale po tej dacie ruszył istny żywioł, bo dotychczasowi producenci orłów nie wyrabiali się z produkcją i większość orłów po Pearl Harbor to orły firm „no name”. Po niektórych z tych orłów widać, z jakiego wzoru głównych oficjalnych producentów były kopiowane, ale po większości tych orłów firm „no name” tego nie widać – były projektowane samodzielnie przez jakichś lokalnych grawerów/medalierów, a przy tym niecechowane nazwą producenta. Mimo że istnieją publikacje poświęcone amerykańskim czapkom wojskowym z II wojny i orłom do nich z tego samego okresu to jeszcze nikomu nie udało się policzyć wszystkich designów tych orłow, ani też odkryć faktu, ile firm te orły produkowało, ile je kopiowało po renomowanych producentach, ile je projektowało samodzielnie itd. Nie ma takiej siły, żeby nawet po zapoznaniu się z wszystkimi publikacjami o amerykańskich czapkach i oficerskich orłach do nich z II wojny stać się doświadczonym kolekcjonerem takich orłów. Są to publikacje mniej lub bardziej ciekawe, ale – przynajmniej jak dla mnie – za mało dokładne, za mało poruszające różnice między tymi orłami. A dopiero wtedy widać, ile designów tych orłów było, ile było wielkości tych orłów, z ilu materiałów były robione i według ilu technologii. Jedyne choć trochę dokładniejsze opracowanie o drugowojennych orłach US Army mogłoby powstać tylko wtedy, gdyby spotkała się setka bardzo doświadczonych kolekcjonerów czapek i orłów wspomnianej formacji i gdyby wymienili się swoją wiedzą. Ale takie przedsięwzięcia się nie zdarzają. Oficerskie orły US Army z końca lat 30. i z II w.ś. dzielimy, jak poniżej. ● Pod względem konstrukcji i technologii orły dzielimy na: • odlewane • tłoczone z blachy, bez wzmocnień • tłoczone z blachy, z wlutowanymi wzmocnieniami ● Pod względem materiału orły dzielimy na: • ze stopów miedzi (mosiądz, tombak, rzadziej brąz), z wyłączeniem nowego srebra • ze stali mosiądzowanej ● Pod względem wielkości orły dzielimy na: • przepisowe o wysokości 2 3/8” • małe (nieprzepisowe) o wysokości mniejszej niż 2 3/8” (na planszy poniżej) • średnie z zakresu wysokości 2 4/8 ÷ 2 3/4” • duże (tzw. jumbo cap device) z zakresu wysokości 2 13/16 ÷ 3” (na planszy poniżej) ● Pod względem wykończenia orły dzielimy na: • błyszczące w całości • lekko trawione dla zmatowienia i z wybranymi elementami polerowanymi (tzw. orły glit) ● Pod względem designu tzw. chmury (element nad głową orła) dzielimy orły na: • z chmurą eliptyczną (głównie orły z międzywojnia) • z chmurą okrągłą • z chmurą zespoloną z głową orła • z chmurą oddzieloną od głowy ● Pod względem designu gałązki oliwnej orły dzielimy na: • z 13 listkami (heraldycznie prawidłowo) • z 14 listkami (nieprawidłowo) • z 12 listkami (nieprawidłowo) ● Pod względem designu oliwek w gałązce oliwnej orły dzielimy na: • z 13 oliwkami (heraldycznie prawidłowo) • z 12 oliwkami (nieprawidłowo) • z 11 oliwkami (nieprawidłowo) • z 9 oliwkami (nieprawidłowo) • z 6 oliwkami (nieprawidłowo) ● Pod względem designu skrzydeł orły dzielimy na: • ze skrzydłami klasycznymi, szeroko rozłożonymi (orły z międzywojnia i z pierwszej połowy wojny) • ze skrzydłami w tzw. stylu „V for Victory”, czyli ostro ułożonymi w kształcie litery „V” (orły z drugiej połowy wojny) ● Pod względem profilowania orłów dzielimy je na: • orły płaskie • orły z wyginanymi skrzydłami, ogonem, chmurą, gałązką oliwną i strzałami ● Pod względem mocowania do czapki orły dzielimy na: • orły na śrubę z nakrętką i dwoma szpilkami • orły na śrubę z nakrętką i jedną szpilką • orły z zapięciem agrafkowym (do czapek bez nitu oczkowego pod śrubę) Ile było designów orłów oficerskich US Army podczas II wojny – nikt nie policzył i nie policzy. Skok wymiarowy tych orłów był co 1/16 cala (1,6 mm) i samo to powoduje, że różnych orłów różnej wielkości było bardzo wiele. Designy tarczy herbowej, tzw. chmury, wstęgi z narodowym mottem „E pluribus unum”, strzał i gałązek oliwnych są nie do policzenia. Tak samo nie do policzenia są designy głów, skrzydeł i ogonów orła. Nikt także nie odkrył, dlaczego było zachwianie heraldyki tych orłów nawet u najbardziej renomowanych dostawców różnych insygniów US Army. Orzeł powinien mieć 13 gwiazd w chmurze, 13 strzał, gałązkę oliwną z 13 liśćmi i 13 oliwek w tej gałązce. Jedyne, z czym producenci orłów zawsze sobie radzili to 13 gwiazdek i 13 strzał. Reszta… jak komu wyszło. Taka np. zacna firma N.S. Meyer, Inc. potrafiła robić orły ze wszystkim, co trzeba w liczbie 13, ale już np. równie zacna firma GEMSCO robiła orły z 9 oliwkami zamiast 13. Mimo to wojsko brało takie orły. Poniżej na przykładzie moich orłów oficerskich można zobaczyć, jak w US Army, a głównie w USAAF orły czapkowe „puchły” od chwili przystąpienia Stanów Zjednoczonych do II w.ś. aż do jej finału. ● Orzeł z lewej: • wysokość 2 3/16” • szerokość (rozpiętość skrzydeł) 2 1/16” • producent nieznany Orzeł nieprzepisowy (za mały). Pochodzi z czapki przedwojennego kapitana US Army o znanych mi personaliach i jego jednostce wojskowej. Orzeł niecechowany nazwą producenta. Orzeł ciężki, z pełnego materiału wykonany w technologii zwanej „glit”. Oznacza to, że po odlaniu orzeł był lekko podtrawiany, żeby go zmatowić, następnie wybrane fragmenty orła były polerowane dla wizualnego podkreślenia tych elementów. Orzeł z błędem heraldycznym – ma tylko 6 oliwek. ● Orzeł z prawej: • wysokość 3” • szerokość (rozpiętość skrzydeł) 2 10/16” • producent N.S. Meyer, Inc. Orzeł nieprzepisowy (za duży). Tłoczony z blachy i ze wzmocnioną chmurą poprzez dolutowanie tam elementu z cechowaniem nazwą producenta. Orzeł całkowicie poprawny heraldycznie – wszystkiego, co ma być trzynaście faktycznie jest w tym orle 13.
  17. Parę takich drewnianych hangarów z międzywojnia jeszcze w Polsce zostało. Na lotnisku z takim hangarem nauczono mnie pilotować różne rzeczy. Niezapomniany jest zapach wewnątrz takiego hangaru. Takie hangary jako podłogę mają zazwyczaj drewnianą kostkę. Oby te hangary trwały, bo a nuż kiedyś jeden z nich przydałby się do jakiegoś filmu.
  18. Gratulacje, bo to dzisiaj cenne rzeczy. Tych skrzydełek też trochę mam, zarówno metalowych, jak i haftowanych.
  19. Ciekawa informacja i na dodatek mająca historyczne ręce i nogi. Podczas II wojny American Red Cross zawsze miał lepsze rozeznanie w tym, czego potrzebują amerykańscy żołnierze na froncie lub w niewoli. Idealna powtórka z sytuacji z I wojny światowej. Amerykanie pewnych rzeczy się nie uczą. I ARC dobrze wiedział, że US Army Quartermaster Corps to banda złodziei rozkradająca wszystko i handlująca tym na czarnym rynku, zamiast dostarczać to do żołnierzy w okopach. Dlatego ARC miał swoje chody, swoje dojścia do żołnierzy bez pośredników, swoje środki produkcji, swoje środki transportu i kanały dystrybucji. Te środki były często aż i tylko społeczne, ale okazywały się skuteczną potęgą przeciwko złodziejom. Niejednego żołnierza US Army zimą 1944/45 w Europie przed śmiercią na skutek hipotermii (temperatura dochodziła wtedy do -16°C) znowu – jak podczas I wojny – uratował ARC i amerykańskie kobiety, a powinien Quartermaster Corps. Dokładnie tak, jak podczas I w.ś. amerykańskie kobiety natychmiast rzuciły się do szydełkowania ciepłych kamizelek, swetrów i tych słynnych olbrzymich szali mufflerów, takich samych jak podczas I wojny. Takim szlem można było okryć głowę, okręcić nim szyję, okręcić kawał tułowia i nerki. Wszystkie takie rzeczy z produkcji wojskowej złodzieje z QMC rozkradali i handlowali tym w Paryżu, więc ARC był zbawieniem dla frontowców, bo QMC nie miał dostępu do towarów ARC. I najwyraźniej – jak napisałeś – podobnie było z zaopatrzeniem dla USAAFowców w niewoli. Na tereny polskie trafiali oni w drugiej części wojny i pod jej koniec wraz z rozwojem ofensywy bombowej USAAF. A to oznacza, że to byli goście w większości z tymi wielkimi pięknym orłami na czapkach, wycyzelowanymi co do jednego piórka. Im większy orzeł tym wygodniejszy do cyzelowania, więc nie dziwota. A z orłami US Army różnie bywało. Owszem, te z końca lat 30. i te z początku II wojny też potrafiły być ładnie cyzelowane co do piórka, mimo że były mniejsze, ale były też orły byle jakie, bez fantazji, polotu, bez profilowania ich, czyli wyginania w różne strony, żeby na czapkach atrakcyjniej się prezentowały. W takim razie warto piszczałkować w poszukiwaniu drugowojennych amerykańskich orłów czapkowych („cap device”) w Polsce. Poniżej jeden z orłów z mojej kolekcji. Na 99,9 proc. USAAFowski, bo olbrzymi, a tylko dla USAAFmenów produkowano takie nieregulaminowe wielkie orły odkąd zorientowano się, że to u nich szał mody. A to i tak nie jest jeszcze największy orzeł – największe miały wysokość 3 cali i nieraz wykraczały poza czapkę. Nie goniono tego w ramach dbania o morale, bo machano wtedy ręką na wszystkie takie rzeczy – USAAFowcy chodzili w damskich apaszkach, albo w zakazanych w 1942 r. czarnych krawatach, bo mieli w pompce dyscyplinę formalną, to kto by się czepiał o te gigantyczne orły na czapkach. Mam czapkę przedwojennego amerykańskiego majora to jego orzeł tylko wzbudza u mnie uśmiech, bo jest śmiesznie mały.
  20. Na pewno odpadają kontrowersje, widoczne wcześniej, czy Orlik rozbił się w pierwszym locie, czy w którymś z kolejnych. O lotach Orlika w liczbie mnogiej mówiły już inne materiały, a tutaj mamy tego potwierdzenie. Czyli jest potwierdzenie, że Orlik „trzymał się powietrza”, jak to się potocznie mówi i był prawidłowo skonstruowany, zbudowany i wyważony. Był po prostu dobrze policzony i na takiego zresztą wygląda. Natomiast do stwierdzenia, z jakich przyczyn nastąpiło rozbicie Orlika powyższa notatka prasowa nie wnosi nowych informacji. O rozbiciu zdecydowała olbrzymia różnica pomiędzy techniką startu Orlika w feralnym locie a techniką, jaka powinna być zastosowana i była stosowana na świecie. Jak zawsze w lotnictwie nie był to jedyny powód wypadku (chociaż główny), ale pewien splot czynników. Ale to Państwu badającemu historię tego szybowca opiszę już odrębnie.
  21. 10 kwietnia br. - bo zapewne wówczas Danka Koreanka wyświetli sekcie filmową wersję „raportu” - nad Fromborkiem mogą być ciężkie warunki atmosferyczne z piorunami, ponieważ Kopernik dziewięć razy obróci się w grobie. Jego epokowe dzieło De revolutionibus orbium coelestium stanie się niczym na tle nowej fizyki podkomisji smoleńskiej. Nie będziemy już sławni z dzieła kopernikańskiego. Odtąd świat pozna macierewiczowskie dzieło De revolutionibus imbecylum tupolevium. Bardzo liczę na recenzje tego nowego filmowego dzieła koleżeństwa z forum, ponieważ od wielu lat nie mamy telewizora, a na dodatek będziemy wtedy na wsi, poza cywilizacją. Oczywiście nie wątpię, że kiedyś - po pandemii, po otwarciu kin i multipleksów - De revolutionibus imbecylum tupolevium będzie przymusowo wyświetlane przed każdym filmem, lecz do tego czasu bardzo liczę na życzliwość koleżeństwa i opowieść o tym dziele.
  22. Cóż za fachowa terminologia lotnicza! To musiał pisać ten muzykolog w podkomisji do spółki z jakimś marynarzem.
  23. Więcej. Deformacje płatowca lotniczego pirotechniczne (od wybuchu) a udarowe (od zderzenia z czymś) to jest niebo a ziemia. Piromani smoleńscy będą musieli pokazać olbrzymie fragmenty Tu 154 zdeformowane pirotechnicznie i udowodnić, że na tych właśnie fragmentach odkryto ślady „trotylu”. Wcześniej nikt deformacji pirotechnicznych nie odkrył, no ale teraz być może znaleziono jakieś nowe gigantyczne szczątki tego samolotu, mimo że wcześniej kompletacja wraku była prawie stuprocentowa, bo to nie przypadek liniowego BAe 146, który w locie pionowym do ziemi przekroczył barierę dźwięku i uległ atomizacji wraz z pasażerami, literalnie nic z niego nie zostało. Tu 154 rozbił się dość punktowo i płasko i z małą prędkością, więc wszystko dało się pozbierać z wyjątkiem tego, co przemieliła sprężarka niskiego ciśnienia silnika centralnego, ale ona masakrowała głównie ludzi, gdy wpadła do kadłuba. Ten silnik nie zaciemnia obrazu ogólnego charakteru szczątków odudarowych.
  24. Mocne kino akcji się szykuje. Przygotowywać wiaderka popcornu i prozdrowotnych soczków. Antoni Macierewicz: „Liczę na to, że z raportem, szczególnie filmową wersją, będzie mogła zapoznać się szeroka opinia publiczna”
  25. Nie ma o co się zakładać, ponieważ już z definicji wiadomo, iż nigdy nie będzie wglądu w wyniki badań. Dlaczego? Dlatego, że do zamachu użyto trotylu najtajniejszej, przyszłościowej generacji - trotylu bezgłośnego. Jego wybuchy nie nagrały się wewnątrz kabiny samolotu, mimo że nagrały się tam wszystkie dźwięki i rozmowy z zakresu 20-75 dB. Wybuch 0,5 kg trotylu daje z odległości pięciu metrów 180 dB, a patrz Pan, nie nagrał się. Po prostu do zamachu smoleńskiego użyto TNT bezgłośnego o poziomie 0,0 dB podczas wybuchu i dlatego nic nigdy o tym nie przeczytasz, ponieważ takie TNT dopiero jest w fazie supertajnych testów i tylko dla sił specjalnych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie