Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    9 020
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. Tak jest. Gość poszedł do USAAF jako straceniec. Zero szans na kontrakt. Z całym szacunkiem, ale nie tacy motocykliści projektowali wówczas śmigłowce w USA
  2. W internecie tego nie ma. Jeśli komuś się wydaje, że każdy Wellington opuszczający wytwórnię to była nówka sztuka nie śmigana to niekoniecznie tak musiało być. Schrott też był w cenie i powstawały składaki.
  3. A tak by the way... USA nie lepsze. Parę lat temu gwizdnięto tam z gabloty stojącej na ulicy ckm z I wojny światowej. Ckm był ozdobą wjazdu do jednostki wojskowej.
  4. W internecie tego nie ma. Od razu przepraszam, że nie rozgiąłem poniższego rysunku mocniej, ale po prostu musiałbym sobie uszkodzić cenną dla mnie publikację z 1943 roku. Jest początek roku 1943 – niezmiernie twórczego w światowym lotnictwie z powodów wiadomych. Prestiżowe amerykańskie media lotnicze zapraszają inżynierów konstruktorów do kolejnej zabawy intelektualnej na temat tego, jaki powinien być kolejny samolot myśliwski na czas II wojny, a przynajmniej jeden z takich myśliwców z jakąś specjalizacją. Padło, że powinien to być myśliwiec zdolny do walki w stratosferze. Którzy inżynierowie i z jakich wytwórni lotniczych zasiedli do tego wyzwania intelektualnego to oczywiście utajniono, bo amerykańska prasa lotnicza była podczas wojny ogólnodostępna. Ale ktoś, kto uwielbia lotnictwo II wojny w sekundę rozpozna poniżej to, inżynierowie z której między innymi wytwórni wzięli udział w tej zabawie, a przynajmniej, że stanowili oni część zespołu (z różnych biur projektowych) kombinującego nad nowym myśliwcem. Co to jest stratosfera to można oczywiście (z grubsza) przeczytać w necie, aczkolwiek pilotów uczą tego precyzyjniej i z dokładniejszymi wykresami. Granica stratosfery zależy od różnych czynników, ale mniej więcej powiedzmy, że jeśli nie mamy przed sobą żadnego frontu atmosferycznego to rozpoczyna się ona od ok. 10 tys. m, ale jeśli mamy przed sobą np. front z najpodlejszą chmurą cumulonimbus capillatus (do której nie wolno wlatywać, bo można nie wyjść w jednym kawałku) to granica stratosfery może się rozpoczynać nawet od wysokości ok. 14 tys. m. Czyli widać, że inżynierowie przemyśliwali nad ambitnym projektem. I widać także, że w Stanach Zjednoczonych brano pod uwagę zbudowanie myśliwca wysokościowego z kabiną ciśnieniową, wręcz stratosferycznego, dwa lata przed Niemcami, tymczasem fani lotnictwa zachwycają się wysokościowym Focke Wulfem Ta-152H. Samolot był to rzecz jasna bardzo interesujący, niemniej to nie jest tak, że alianci nie byli zdolni umysłowo i technologicznie do skonstruowania myśliwca do walki w dolnych warstwach stratosfery. Jak najbardziej byli, tylko uznali to za sztukę dla sztuki niepotrzebnie odciągającą wysiłek wojenny od projektów bardziej praktycznych i potrzebnych.
  5. W internecie tego nie ma. Parę postów powyżej wspominałem o skandalu z amerykańskimi smarami do lotniczej broni pokładowej z początkowego okresu po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do II wojny światowej. Po prostu w czasach izolacjonizmu USA i zakładania, że kowboje nigdy nie przystąpią do żadnej wojny to latali sobie nisko i spokojnie. Państwo jedynie zapomnieli, że kiedyś jakaś wojna może nadejść oraz że w zależności od wilgotności powietrza gradient temperatury w troposferze wynosi od 0,65 do 1° C na 100 m. Jak wspomniałem, od połowy 1943 r. wszystkie beznadziejne smary do lotniczej broni pokładowej Amerykanie wycofali i wprowadzili całkowicie nowe. Ale biedne dziewczyny z fabryk zbrojeniowych musiały odtąd dostarczać broń pokładową tak, jak widać poniżej. Fotografia z połowy 1943 r.
  6. W internecie tego nie ma Jest marzec i kwiecień 1943 roku. Amerykańskie media lotnicze zapraszają środowisko konstruktorów lotniczych do intelektualnej zabawy w zaprojektowanie umownego „idealnego samolotu myśliwskiego”. Inżynierowie się zbierają, debatują, poglądy się ścierają, a rysownik czeka, aż koncept „myśliwca idealnego” się wykrystalizuje. I wreszcie w maju 1943 r. można było ideę amerykańskich konstruktorów lotniczych opublikować - patrz poniżej. Gdyby poniższa rzecz doszła do skutku to zapewne modelarze mieliby kolejną ładną rzecz do postawienia na półce
  7. Rok 1943 i moja biblioteczka. Przychodzi do USAAF dość znany konstruktor lotniczy Richard W. Palmer. Właśnie opatentował awangardowy samolot rozpoznawczy. Artykuliku nie tłumaczę w nadziei, że szekspirowski język już dziś zna przytłaczająca większość populacji.
  8. Coś z mojej drugowojennej biblioteczki, z zasobów roku 1943. Jest rok 1943. Do USAAF przychodzą setki wynalazców, żeby coś lotnictwu zaoferować. Całe amerykańskie lotnictwo wojskowe z wszystkich rodzajów wojsk nie mogło podczas II wojny opędzić się od takich postaci. Był nią także Brytyjczyk Cyril G. Pullin. Zaprojektował on śmigłowiec. Opatentował go w Stanach Zjednoczonych pod numerem patentu 2,317,342. Siły zbrojne nie wykazały zainteresowania wynalazkiem.
  9. PS Tu jest literatura fachowa (fragment rzecz jasna) z 1942 r. do Manty, a nie androny z tamtego forum. Tylko że to literatura nie z internetu, niestety, bo w nim jej nie było, nie ma i raczej nie będzie.
  10. Gdy przeczytałem „the Davis Manta and the McDonnell Model 1 Manta were one and the same” to mogę powiedzieć, że to są kompletne bzdury. Nawet nazwa się nie zgadza, bo Manta drugowojenna nie nazywała się „Davis Manta”. David R. Davis nie był projektantem Manty. Tak jest, jak się nie korzysta ze świetnej literatury z II wojny, a to była najlepsza literatura fachowa, ponieważ w redakcjach w 90 proc. pracowali (albo pisali dla nich) inżynierowie lotniczy, a niejeden z doktoratem. Taka literatura już nigdy później się nie powtórzyła. Po wojnie Roy Braybrook był rodzynkiem nieco porządniejszej literatury, ale tylko rodzynkiem, podczas gdy amerykańska lotnicza literatura fachowa z II wojny była pisana w 90 proc. przez takich rodzynków - inżynierów konstruktorów, inżynierów technologów, pilotów doświadczalnych, kadrę menedżerską przemysłu z prezesami na czele. Już nigdy nie będzie takiej literatury. Jedyna literatura do Manty jest z II wojny. I jeszcze na koniec tego postu żałosne „But do we have evidence of this?”. Ludzie z tamtego forum nie mają pojęcia, o czym piszą.
  11. Mała „lotnicza ciekawostka” z zakresu kontrwywiadu. W internetach nic o tym się nie przeczyta. Literatura fachowa jest tylko z czasu II wojny; potem już nic o tym nie pisano. A tymczasem ten temat aż by zasługiwał na film sensacyjny. Podczas II wojny Amerykanie zaprojektowali awangardowy samolot myśliwski Manta. Miał m.in. profil Davisa, który tak świetnie sprawdził się w bombowcach B-24, a wcześniej był pomyślnie testowany w samolocie XP4Y Corregidor. Manta miał być m.in. myśliwcem eskortowym dalekiego zasięgu wspierającym P-38 i P-51 w osłonie dalekich wypraw bombowych. Wszystko zaprojektowano, powołano do życia specjalną firmę producencką Manty oraz wykonano model Manty do badań tunelowych. Do badań nie doszło. Model został wykradziony. Po prostu ruski cyrk. Było – nie ma. Jest wojna, wszystkie zakłady i inne instytucje lotnicze mają uzbrojoną ochronę, jest kontrwywiad, a model Manty do badań tunelowych wyparował. Oficjalnie do dziś nie wiadomo jakim cudem. Amerykanie tego tematu nie kontynuują, być może ze wstydu. Unikatowa kompromitacja amerykańskiej ochrony kontrwywiadowczej w przemyśle lotniczym. Po wyparowaniu modelu Manty do badań tunelowych program skasowano wychodząc zapewne z założenia, że jeśli wróg przejął tak awangardowy projekt to nie ma już sensu go kontynuować, ponieważ nie będzie zaskoczeniem dla przeciwnika.
  12. Tak, zgadza się, gdzieś kiedyś w jakimś wątku o polskim lotnictwie coś wspomniałem, że to był wynalazek beznadziejny. Matko, jakie szczęście, że nie musiałem pilotować niczego z takim usterzeniem. Rzecz w tym, że NACA - tak jak CAGI - to był „VIP” światowej aeronautyki tamtych czasów. Właśnie dlatego byłoby fajnie coś dodać o tym, jak to możliwe, że NACA dał się nabrać na ten wynalazek.
  13. Ale jak na ojczyznę NACA wypadałoby coś napisać, coś skomentować, coś forumowiczom wyjaśnić choć trochę, a nie tylko wrzucać zdjęcie na pałę, aby tylko coś było.
  14. No i...? Może zacytujesz literaturę fachową, na czym ma polegać „lotnicza ciekawostka” i czy takie usterzenie było rewelacyjne, czy beznadziejne?
  15. Super. Jeden z moich najbardziej ulubionych samolotów w całej historii aeronautyki, nie tylko dlatego, że polski.
  16. PS Warto polować na okazje, bo często ludzie nie mają pojęcia, co sprzedają i za 15-20 USD też można upolować pięknego orła z WWII. Poluj na te wielkie o wysokości 3 cali, bo one są najpiękniejsze. Lądówce to wisiało jakie mają orły na czapkach, ale USAAFmeni - pięknisie, modnisie - mieli bzika na punkcie orłów jak największych. One się nazywały Jumbo Cap Device.
  17. Na przykład tu jest ładna sztuka za rozsądne pieniądze.
  18. Te orły faktycznie są piękne. Też je zbieram (korpusu chorążych i oficerskie) oprócz czapek. Te z II wojny na amerykańskim eBay kosztują od ok. 40 do ok. 90 USD w zależności od producenta i designu, bo tych orłów było bardzo dużo różnych. Poniżej moja czapeczka USAAF z II wojny.
  19. O, to, to. Z ust mi to wyjąłeś...
  20. A w „Czterech pancernych” wszystko mają koszerne. ??? Żesz kuźwa, to co Deląg nosi na głowie w „Tajemnicy twierdzy szyfrów” to operetka. Może to czapka oficerska Botswany, a może Burkiny Faso, nie wiem. Było mi powiedzieć, to bym dziadom pożyczył jedną z sześciu moich czapek oficerskich US Army z II wojny, ale jak nie, to nie, pies was obwąchiwał.
  21. A teraz jak kręcą coś drugowojennego to klękają przed rekonstruktorami, żeby im pomóc. Jak kręcili „Tajemnicę twierdzy szyfrów” to się płaszczyli przed moim środowiskiem rekonstruktorskim, a i tak statyści drugiego/trzeciego planu strzelali tam z muszkietów. Naprawdę.
  22. Tak, to też koledzy mi mówią, ale coś tam pewnie jeszcze się kołacze po magazynach.
  23. Dobre! ? Tylko dlaczego mnie to nie dziwi? Natłumaczyłem się swego czasu aż nadto drugowojennych dokumentów lotnictwa US Navy. Amerykanie i lotnicza broń pokładowa do roku 1943 to było... hmmm... misunderstanding, mówiąc wyjątkowo grzecznie. Im nawet broń pokładowa zamarzała na nieco większych wysokościach i w ogóle nie chciała działać. I to w kraju o przemyśle chemicznym najbogatszym na świecie, z procesami R&D nieosiągalnymi gdzie indziej na kuli ziemskiej, tak bogatym, że mógłby chyba spłacić wszystkie dziury budżetowe państw europejskich. Po prostu smary do broni lotniczej były beznadziejne. To co się musiało dziać w USAAF, które latały wyżej niż USN i USMC? Aż w końcu wojsko się wkurzyło, wzięło za buzię swój przemysł chemiczny i wreszcie mniej więcej od połowy 1943 r. powstały całkowicie nowe smary do broni lotniczej wytrzymujące wszystkie temperatury na każdej wysokości.
  24. W Łodzi. Magazyny filmówki. Moi koledzy rekonstruktorzy z Łodzi widują ten szpej.
  25. Cytat z tego artykułu: „German Fallschirmjägergewehr, a rifle that was used by German paratroopers, worth €50,000 (£45,000)” Bardzo mocno zaniżona cena na rynku kolekcjonerskim. Za 25-35 tys. USD to już chodzą same tylko hełmy spadochroniarzy amerykańskich, brytyjskich i niemieckich z II wojny, a co dopiero mówić o giwerze. W USA FG 42 w stanie mint/near mint/excellent poszedłby spokojnie za 70-100 tys. USD.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie