-
Zawartość
9 908 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
33
Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops
-
W internecie tego nie ma – czysta wiedza kolekcjonerska. Wiadomo, że taka firma istniała i robiła orły, ale nic więcej. Gdy dociekasz, że być może Twój orzeł był zrobiony we Francji na zamówienie pierwszowojennego US Army AEF, to bardzo słusznie podejrzewasz, że takie orły były tam robione, bo faktycznie były, natomiast Francuzi robili tym orłom zupełnie inne mocowania do czapek, bardziej „inwazyjne”, czyli dziurawiące czapki tam, gdzie Amerykanie tego nie zaprojektowali w czapkach. Twój orzeł ma najbardziej klasyczne mocowanie amerykańskie. Generalnie to o 99 proc. firm produkujących amerykańskie orły z I i II wojny nic nie można przeczytać, szczególnie przy zalewie firm „no name” nie cechujących swoich orłów. Jeśli już to Smithsonian Institution ma najwięcej materiałów na takie tematy, bo oni kolekcjonują m.in. katalogi firm grawerskich/złotniczych/medalierskich produkujących wszelkiego rodzaju odznaki i oznaki stopni dla amerykańskich sił zbrojnych od jak najwcześniejszych, jak tylko się da, lat istnienia Stanów Zjednoczonych. Najsłynniejsza z nich to N.S. Meyer, Inc. założona około roku 1868. O tej firmie najwięcej się pisze, aczkolwiek owo „najwięcej” to też nie jakieś długie teksty, najwyżej objętość zbliżona do jednej strony standardowego maszynopisu. Ja zresztą pisząc te posty o orłach (poniższy o chorążych też) nie korzystam z internetu, bo to bez sensu. Jeśli już coś pisać, poświęcać na to czas „w czynie społecznym” i pokazywać to tak, żeby to było coś innego niż można przeczytać/zobaczyć gdzieś indziej. Nic w tych moich postach o drugowojennych orłach oficerskich i orłach Korpusu Chorążych US Army/USAAF (poniżej) nie jest skądś kopiowane. Mam zresztą bardzo chłodny stosunek do tego, co kolekcjonerzy amerykańskich orłów o nich piszą, bo to jest prawie w stu procentach chwalenie się kolekcjami, ale nie żeby na tej podstawie nauczyć innych ludzi kolekcjonowania orłów. Żeby tworzyć środowisko kolekcjonerów orłów to nie wystarczy je pokazywać w dużych ilościach. Trzeba o nich pisać zupełnie innym językiem, a tego niestety nie ma.
-
Masz rewelacyjnego bardzo rzadkiego orła firmy z Nowego Jorku. SF to skrótowiec od Samuel A. French, który był założycielem i właścicielem tej nowojorskiej firmy medalierskiej.
-
Tak, zazwyczaj na US eBay jest kilka orłów z okolic I w.ś. Teraz są cztery do licytowania.
-
Bo stal 440 jest okay. Mam hiszpański nóż (jakkolwiek by go zwać myśliwskim, survivalowym, czy innym przygodowym) zacnej firmy Miguel Nieto ze stali 440C i nie dam na niego złego słowa powiedzieć. Z wyglądu może i jest nieco subtelny, ale obsłużył mi już parę mocnych zastosowań, a stale jest jak nowy. No ale Nieto to Nieto - jak się ma wieki tradycji w produkcji broni białej to nic dziwnego. I jest full tang - nie to, co pakistańskie pseudodamasceńskie shit z tandetnie dospawanym centymetr powyżej głowni prętem zbrojeniowym. Ale i tak nic bym nie zamienił na amerykańskiego drugowojennego Cattaraugusa 225Q. Tego to nic nie zarąbie.
-
Jeśli ktoś chce się pośmiać to na YT jest masa filmików z testów „najlepszych i najtańszych” noży survivalowych dystrybuowanych przez Amazon i eBay. Najtańszy jest za 7 $, ale jest i shit za ponad 80 $. Rozsypują się, łamią albo krzywią po jednym użyciu. A już najśmieszniejsze są filmiki o pakistańskich nożach myśliwskich ze stali „damasceńskiej” (szał mody teraz na świecie). Naiwniacy myślą, że one są full tang, a potem taki nóż nie wytrzymuje pierwszego uderzenia w gałązkę. Pomijając już fakt, że ze stalą damasceńską te noże nie mają kompletnie nic wspólnego.
-
Aaaa, no tak, ciocia UNRRA, fakt… Moi dziadkowie też wspominali, że UNRRA wtryniała do tej pomocy dla demoludów wszystko, co podleci… Na przykład mój ś.p. tata kupował dla Polski od tych US szaleńców samoloty L-4 i spadochrony desantowe T-4 i T-5. Do dziś mam w domu piękne bawełniane linki od tych spadochronów. Po dziadkach do dziś mam też od cioci UNRRY-y dwa śpiwory US Army z WWII i aluminiową (sorry, ale tandetną) maszynkę do strzyżenia zrobioną z miękkiego aluminium zamiast z twardego duraluminium. Więc kto tę ciotkę UNRRĘ wie, może i wtryniała w te swoje paczki także i wszystko z I i II wojny? Od Amerykanów wiem, że w 1945 roku przypłynął z USA do Europy statek z różnymi tekstyliami US Army z I i II wojny, więc licho wie, co tam mogło być…
-
No to się zrobiło fascynująco… Bardzo słusznie uważasz, że to nie podróba, bo to nie jest podróba. Masz bracie na 99,99 proc. orła wartego – w sensie historycznym – majątek! Bo popracujmy sobie na datach i na faktach (patrz poniżej), a zobaczysz, że masz orła rewelacyjnego. Najprawdopodobniej masz orła z duszą i z historią, a nie jakiegoś „US WW1 Cap Device”, co to dziś każdy może sobie kupić za 50, 150 czy 300 baksów, bo ceny na te orły szaleją. Podtrzymuję, że to jest oficerski czapkowy orzeł spiżowy US Army z końca I wojny lub z końca 1918 roku, a najpóźniej z pierwszej połowy 1922 roku. Kwestią otwartą pozostaje, czy on jest produkcji amerykańskiej, czy brytyjskiej, bo identycznie, jak podczas II w.ś., pierwszowojennemu US Army AEF w Europie brakowało tych orłów i brytyjskie manufaktury sztancowały i patynowały Amerykanom te orły. Popracujmy na datach i na faktach. 2021-35 = rok 1986 i to jest punkt startu do rozważań. Skąd w PRL, 35 lat temu – czy około 35 lat temu – mógł się wziąć taki amerykański oficerski orzeł na pchlim targu i to za grosze, bo sprzedawca nie miał pojęcia, co to jest? Dwa najważniejsze internetowe amerykańskie domy aukcyjne militariów to Manion's i eBay. Pierwszy z nich istniał od roku 1970, ale w internecie był od roku 1998. Drugi istnieje od roku 1995. Internet w Polsce – praktycznie rzecz biorąc – zaczął się w roku 1991, ale to tylko teoria, bo to było cudeńko wyłącznie dla wybranych. Ja, pracując w dobrej zachodniej i medialnej firmie miałem go tak naprawdę dopiero w roku 1995, gdy jeszcze nawet polskie media go nie miały, nie mówiąc o użytkownikach indywidualnych. Od razu więc widać, że Twój orzeł nie jest z jakiejś aukcji internetowej, bo to byłoby fizycznie niemożliwe w mrokach PRL w roku 1986. Twój orzeł jest z jakiegoś historycznego realu, tylko oczywiście jest pytanie z jakiego? Skąd mógł się wziąć taki orzeł w PRL w 1986 r.? 1. Znajdek (byli już wówczas piszczałkowcy?) po misji tyfusowej US Army w Polsce po I w.ś. Mało prawdopodobne, ale nie do całkowitego wykluczenia. 2. Pamiątka po jakimś polonusie, który służył podczas I w.ś. w US Army AEF i z niego albo zdezerterował do Polski, albo zwolnił się oficjalnie. „Who knows?” Może tak, może nie, licho wie. 3. Pamiątka po hallerczyku, który był z zaciągu w USA, a wcześniej był oficerem US Army. I wrócił do Polski ze swoim amerykańskim oficerskim orłem. Chyba wariant najbardziej prawdopodobny. 4. Peerelowski dyplomata (bo mało komu wolno było wtedy wyjeżdżać na Zachód) kupił sobie tego orła w jakimś amerykańskim czy innym zachodnioeuropejskim antykwariacie i z jakichś przyczyn ten orzeł wylądował u bazarowego handlowca, który nie miał pojęcia, co to jest. Oczywiście wiem, że materiał fotograficzny przekłamuje barwy (szczególnie w odcieniach złota), ale z przetarć na Twoim orle wyłania się – być może – obraz taki, że Twój orzeł nie jest z blachy miedzianej, mosiężnej, tombakowej i brązowej, ale z blachy z nowego srebra. US Army w tamtym okresie uwielbiała nowe srebro. I nic dziwnego. Nowe srebro jest materiałem rewelacyjnym. Wszystkie rzeczy US Army z I wojny, jakie mam z nowego srebra, są w stanie idealnym, jakby wczoraj zrobione, zero utlenienia. Podczas I w.ś. nie było w USA żadnego embarga na stopy miedzi i grawerzy-medalierzy spokojnie mogli z nich robić, co tylko chcieli – w przeciwieństwie do II w.ś., gdy nowe srebro było objęte najściślejszym embargiem. I dlatego wydaje mi się, że masz orła historycznie rzecz biorąc bezcennego. Bo to raczej orzeł, który wylądował w Polsce nieprzypadkowo. Tylko pozazdrościć ?
-
Ten Twój orzeł „poczerniały”, jak go określiłeś, jest niezmiernie ciekawy i świetny, już choćby ze względu na dobry stan, bo ciężko dziś zdobyć takiego niepoobijanego ze sztucznej patyny. Jest to czapkowy orzeł oficerski wyprodukowany nie później niż w pierwszej połowie 1922 roku i jest to wzór przejściowy. W 1922 roku zdecydowano o zmianie barwy galanterii metalowej w umundurowaniu amerykańskich sił zbrojnych. – z bardzo ciemnej sztucznie patynowanej na naturalnie złotą. Twój orzeł bardzo dobrze pokazuje, jak szybko po I wojnie światowej heraldycy amerykańskich sił zbrojnych postanowili zmienić pewne elementy orłów oficerskich. Heraldyczna „Cloud”, czyli tzw. chmura nie jest już eliptyczna w Twoim orle, jak w orłach z I wojny, ale jest zbudowana na planie okręgu. Musi to być orzeł z czasów, gdy już zaczynano przemyśliwać o korekcie „chmury”, którą to korektę ostatecznie zatwierdzono w roku 1936 i od tej pory „chmura” w orłach z bieżącej produkcji zawsze była już okrągła. Ten Twój orzeł nazywał się spiżowy. Był tłoczony z blachy ze stopu miedzi, a potem szedł do obróbki galwanicznej. Nadawano mu powłokę „spiżową”, czyli barwą przypominającą stare pomniki bardzo długo wystawione na działanie warunków atmosferycznych i silnie spatynowane. Tak przynajmniej miało być w teorii, ale w wojsku, jak to w wojsku, wychodzi, co wychodzi. Ta obróbka galwaniczna do barwy spiżu dawała różne efekty – de facto orły były czarne, grafitowe, antracytowe, bardzo ciemnobrązowe itp. Jeśli dobrze widzę Twój orzeł jest perfekcyjnie heraldyczny – ma 13 gwiazdek, 13 listków w gałązce oliwnej, 13 oliwek i 13 strzał. W orłach z II wojny, gdy wiecznie tych orłów brakowało, taka heraldyczna perfekcja – jak wspomniałem wcześniej – rzadko się zdarzała. Piękny orzeł – gratulacje. Poniżej – czapka oficerska US Army z okresu między rokiem 1919 a 1922 z ostatnim już orłem spiżowym (przed wprowadzeniem orłów złotych) i też już z korektą „chmury” z eliptycznej na okrągłą.
-
Kawaleria USA- Indiańscy zwiadowcy.
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na formoza58 → Historia do I Wojny światowej
Super wątek. Widać skąd indiańskie noże u amerykańskich lotników czasu II wojny światowej. I w ogóle skąd u nich różne indiańskie akcenty i tradycje, nawet jeśli mistrz lotniczego rozpoznania USAAF był Żydem, a nie Indianinem. Szacunek dla Indian pozostał. -
Temat wyjątkowo ciężki, a obrazuję to dwoma orłami z mojej kolekcji amerykańskich oficerskich orłów czapkowych z II wojny światowej. Specjalnie dobrałem dwie skrajności opisane poniżej. Temat jest gigantyczny i do końca niezbadany i nigdy nie będzie zbadany, ponieważ nie ma takiej możliwości. Trzeba by napisać drobiazgową historię m.in. amerykańskich wojskowych sklepów Post Exchange z II wojny, a tego nikt nie zrobi, bo za mało jest do tego źródeł, poza tym musiałoby to robić jednocześnie co najmniej kilkudziesięciu badaczy na dwóch kontynentach. Żadna kwerenda tutaj nic nie da, a ponadto kostucha zrobiła swoje i nikt już dziś nie odpowie, kto projektował bardzo wiele wzorów tych orłów w małych manufakturach amerykańskich i brytyjskich i dlaczego tak wiele orłów nie trzymało standardów heraldycznych. Wiadomo wprawdzie, ile i jakich firm produkowało oficerskie orły na czapki US Army do 7 grudnia 1941 r., ale po tej dacie ruszył istny żywioł, bo dotychczasowi producenci orłów nie wyrabiali się z produkcją i większość orłów po Pearl Harbor to orły firm „no name”. Po niektórych z tych orłów widać, z jakiego wzoru głównych oficjalnych producentów były kopiowane, ale po większości tych orłów firm „no name” tego nie widać – były projektowane samodzielnie przez jakichś lokalnych grawerów/medalierów, a przy tym niecechowane nazwą producenta. Mimo że istnieją publikacje poświęcone amerykańskim czapkom wojskowym z II wojny i orłom do nich z tego samego okresu to jeszcze nikomu nie udało się policzyć wszystkich designów tych orłow, ani też odkryć faktu, ile firm te orły produkowało, ile je kopiowało po renomowanych producentach, ile je projektowało samodzielnie itd. Nie ma takiej siły, żeby nawet po zapoznaniu się z wszystkimi publikacjami o amerykańskich czapkach i oficerskich orłach do nich z II wojny stać się doświadczonym kolekcjonerem takich orłów. Są to publikacje mniej lub bardziej ciekawe, ale – przynajmniej jak dla mnie – za mało dokładne, za mało poruszające różnice między tymi orłami. A dopiero wtedy widać, ile designów tych orłów było, ile było wielkości tych orłów, z ilu materiałów były robione i według ilu technologii. Jedyne choć trochę dokładniejsze opracowanie o drugowojennych orłach US Army mogłoby powstać tylko wtedy, gdyby spotkała się setka bardzo doświadczonych kolekcjonerów czapek i orłów wspomnianej formacji i gdyby wymienili się swoją wiedzą. Ale takie przedsięwzięcia się nie zdarzają. Oficerskie orły US Army z końca lat 30. i z II w.ś. dzielimy, jak poniżej. ● Pod względem konstrukcji i technologii orły dzielimy na: • odlewane • tłoczone z blachy, bez wzmocnień • tłoczone z blachy, z wlutowanymi wzmocnieniami ● Pod względem materiału orły dzielimy na: • ze stopów miedzi (mosiądz, tombak, rzadziej brąz), z wyłączeniem nowego srebra • ze stali mosiądzowanej ● Pod względem wielkości orły dzielimy na: • przepisowe o wysokości 2 3/8” • małe (nieprzepisowe) o wysokości mniejszej niż 2 3/8” (na planszy poniżej) • średnie z zakresu wysokości 2 4/8 ÷ 2 3/4” • duże (tzw. jumbo cap device) z zakresu wysokości 2 13/16 ÷ 3” (na planszy poniżej) ● Pod względem wykończenia orły dzielimy na: • błyszczące w całości • lekko trawione dla zmatowienia i z wybranymi elementami polerowanymi (tzw. orły glit) ● Pod względem designu tzw. chmury (element nad głową orła) dzielimy orły na: • z chmurą eliptyczną (głównie orły z międzywojnia) • z chmurą okrągłą • z chmurą zespoloną z głową orła • z chmurą oddzieloną od głowy ● Pod względem designu gałązki oliwnej orły dzielimy na: • z 13 listkami (heraldycznie prawidłowo) • z 14 listkami (nieprawidłowo) • z 12 listkami (nieprawidłowo) ● Pod względem designu oliwek w gałązce oliwnej orły dzielimy na: • z 13 oliwkami (heraldycznie prawidłowo) • z 12 oliwkami (nieprawidłowo) • z 11 oliwkami (nieprawidłowo) • z 9 oliwkami (nieprawidłowo) • z 6 oliwkami (nieprawidłowo) ● Pod względem designu skrzydeł orły dzielimy na: • ze skrzydłami klasycznymi, szeroko rozłożonymi (orły z międzywojnia i z pierwszej połowy wojny) • ze skrzydłami w tzw. stylu „V for Victory”, czyli ostro ułożonymi w kształcie litery „V” (orły z drugiej połowy wojny) ● Pod względem profilowania orłów dzielimy je na: • orły płaskie • orły z wyginanymi skrzydłami, ogonem, chmurą, gałązką oliwną i strzałami ● Pod względem mocowania do czapki orły dzielimy na: • orły na śrubę z nakrętką i dwoma szpilkami • orły na śrubę z nakrętką i jedną szpilką • orły z zapięciem agrafkowym (do czapek bez nitu oczkowego pod śrubę) Ile było designów orłów oficerskich US Army podczas II wojny – nikt nie policzył i nie policzy. Skok wymiarowy tych orłów był co 1/16 cala (1,6 mm) i samo to powoduje, że różnych orłów różnej wielkości było bardzo wiele. Designy tarczy herbowej, tzw. chmury, wstęgi z narodowym mottem „E pluribus unum”, strzał i gałązek oliwnych są nie do policzenia. Tak samo nie do policzenia są designy głów, skrzydeł i ogonów orła. Nikt także nie odkrył, dlaczego było zachwianie heraldyki tych orłów nawet u najbardziej renomowanych dostawców różnych insygniów US Army. Orzeł powinien mieć 13 gwiazd w chmurze, 13 strzał, gałązkę oliwną z 13 liśćmi i 13 oliwek w tej gałązce. Jedyne, z czym producenci orłów zawsze sobie radzili to 13 gwiazdek i 13 strzał. Reszta… jak komu wyszło. Taka np. zacna firma N.S. Meyer, Inc. potrafiła robić orły ze wszystkim, co trzeba w liczbie 13, ale już np. równie zacna firma GEMSCO robiła orły z 9 oliwkami zamiast 13. Mimo to wojsko brało takie orły. Poniżej na przykładzie moich orłów oficerskich można zobaczyć, jak w US Army, a głównie w USAAF orły czapkowe „puchły” od chwili przystąpienia Stanów Zjednoczonych do II w.ś. aż do jej finału. ● Orzeł z lewej: • wysokość 2 3/16” • szerokość (rozpiętość skrzydeł) 2 1/16” • producent nieznany Orzeł nieprzepisowy (za mały). Pochodzi z czapki przedwojennego kapitana US Army o znanych mi personaliach i jego jednostce wojskowej. Orzeł niecechowany nazwą producenta. Orzeł ciężki, z pełnego materiału wykonany w technologii zwanej „glit”. Oznacza to, że po odlaniu orzeł był lekko podtrawiany, żeby go zmatowić, następnie wybrane fragmenty orła były polerowane dla wizualnego podkreślenia tych elementów. Orzeł z błędem heraldycznym – ma tylko 6 oliwek. ● Orzeł z prawej: • wysokość 3” • szerokość (rozpiętość skrzydeł) 2 10/16” • producent N.S. Meyer, Inc. Orzeł nieprzepisowy (za duży). Tłoczony z blachy i ze wzmocnioną chmurą poprzez dolutowanie tam elementu z cechowaniem nazwą producenta. Orzeł całkowicie poprawny heraldycznie – wszystkiego, co ma być trzynaście faktycznie jest w tym orle 13.
-
Parę takich drewnianych hangarów z międzywojnia jeszcze w Polsce zostało. Na lotnisku z takim hangarem nauczono mnie pilotować różne rzeczy. Niezapomniany jest zapach wewnątrz takiego hangaru. Takie hangary jako podłogę mają zazwyczaj drewnianą kostkę. Oby te hangary trwały, bo a nuż kiedyś jeden z nich przydałby się do jakiegoś filmu.
-
Gratulacje, bo to dzisiaj cenne rzeczy. Tych skrzydełek też trochę mam, zarówno metalowych, jak i haftowanych.
-
Ciekawa informacja i na dodatek mająca historyczne ręce i nogi. Podczas II wojny American Red Cross zawsze miał lepsze rozeznanie w tym, czego potrzebują amerykańscy żołnierze na froncie lub w niewoli. Idealna powtórka z sytuacji z I wojny światowej. Amerykanie pewnych rzeczy się nie uczą. I ARC dobrze wiedział, że US Army Quartermaster Corps to banda złodziei rozkradająca wszystko i handlująca tym na czarnym rynku, zamiast dostarczać to do żołnierzy w okopach. Dlatego ARC miał swoje chody, swoje dojścia do żołnierzy bez pośredników, swoje środki produkcji, swoje środki transportu i kanały dystrybucji. Te środki były często aż i tylko społeczne, ale okazywały się skuteczną potęgą przeciwko złodziejom. Niejednego żołnierza US Army zimą 1944/45 w Europie przed śmiercią na skutek hipotermii (temperatura dochodziła wtedy do -16°C) znowu – jak podczas I wojny – uratował ARC i amerykańskie kobiety, a powinien Quartermaster Corps. Dokładnie tak, jak podczas I w.ś. amerykańskie kobiety natychmiast rzuciły się do szydełkowania ciepłych kamizelek, swetrów i tych słynnych olbrzymich szali mufflerów, takich samych jak podczas I wojny. Takim szlem można było okryć głowę, okręcić nim szyję, okręcić kawał tułowia i nerki. Wszystkie takie rzeczy z produkcji wojskowej złodzieje z QMC rozkradali i handlowali tym w Paryżu, więc ARC był zbawieniem dla frontowców, bo QMC nie miał dostępu do towarów ARC. I najwyraźniej – jak napisałeś – podobnie było z zaopatrzeniem dla USAAFowców w niewoli. Na tereny polskie trafiali oni w drugiej części wojny i pod jej koniec wraz z rozwojem ofensywy bombowej USAAF. A to oznacza, że to byli goście w większości z tymi wielkimi pięknym orłami na czapkach, wycyzelowanymi co do jednego piórka. Im większy orzeł tym wygodniejszy do cyzelowania, więc nie dziwota. A z orłami US Army różnie bywało. Owszem, te z końca lat 30. i te z początku II wojny też potrafiły być ładnie cyzelowane co do piórka, mimo że były mniejsze, ale były też orły byle jakie, bez fantazji, polotu, bez profilowania ich, czyli wyginania w różne strony, żeby na czapkach atrakcyjniej się prezentowały. W takim razie warto piszczałkować w poszukiwaniu drugowojennych amerykańskich orłów czapkowych („cap device”) w Polsce. Poniżej jeden z orłów z mojej kolekcji. Na 99,9 proc. USAAFowski, bo olbrzymi, a tylko dla USAAFmenów produkowano takie nieregulaminowe wielkie orły odkąd zorientowano się, że to u nich szał mody. A to i tak nie jest jeszcze największy orzeł – największe miały wysokość 3 cali i nieraz wykraczały poza czapkę. Nie goniono tego w ramach dbania o morale, bo machano wtedy ręką na wszystkie takie rzeczy – USAAFowcy chodzili w damskich apaszkach, albo w zakazanych w 1942 r. czarnych krawatach, bo mieli w pompce dyscyplinę formalną, to kto by się czepiał o te gigantyczne orły na czapkach. Mam czapkę przedwojennego amerykańskiego majora to jego orzeł tylko wzbudza u mnie uśmiech, bo jest śmiesznie mały.
-
Na pewno odpadają kontrowersje, widoczne wcześniej, czy Orlik rozbił się w pierwszym locie, czy w którymś z kolejnych. O lotach Orlika w liczbie mnogiej mówiły już inne materiały, a tutaj mamy tego potwierdzenie. Czyli jest potwierdzenie, że Orlik „trzymał się powietrza”, jak to się potocznie mówi i był prawidłowo skonstruowany, zbudowany i wyważony. Był po prostu dobrze policzony i na takiego zresztą wygląda. Natomiast do stwierdzenia, z jakich przyczyn nastąpiło rozbicie Orlika powyższa notatka prasowa nie wnosi nowych informacji. O rozbiciu zdecydowała olbrzymia różnica pomiędzy techniką startu Orlika w feralnym locie a techniką, jaka powinna być zastosowana i była stosowana na świecie. Jak zawsze w lotnictwie nie był to jedyny powód wypadku (chociaż główny), ale pewien splot czynników. Ale to Państwu badającemu historię tego szybowca opiszę już odrębnie.
-
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
10 kwietnia br. - bo zapewne wówczas Danka Koreanka wyświetli sekcie filmową wersję „raportu” - nad Fromborkiem mogą być ciężkie warunki atmosferyczne z piorunami, ponieważ Kopernik dziewięć razy obróci się w grobie. Jego epokowe dzieło De revolutionibus orbium coelestium stanie się niczym na tle nowej fizyki podkomisji smoleńskiej. Nie będziemy już sławni z dzieła kopernikańskiego. Odtąd świat pozna macierewiczowskie dzieło De revolutionibus imbecylum tupolevium. Bardzo liczę na recenzje tego nowego filmowego dzieła koleżeństwa z forum, ponieważ od wielu lat nie mamy telewizora, a na dodatek będziemy wtedy na wsi, poza cywilizacją. Oczywiście nie wątpię, że kiedyś - po pandemii, po otwarciu kin i multipleksów - De revolutionibus imbecylum tupolevium będzie przymusowo wyświetlane przed każdym filmem, lecz do tego czasu bardzo liczę na życzliwość koleżeństwa i opowieść o tym dziele. -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Cóż za fachowa terminologia lotnicza! To musiał pisać ten muzykolog w podkomisji do spółki z jakimś marynarzem. -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Więcej. Deformacje płatowca lotniczego pirotechniczne (od wybuchu) a udarowe (od zderzenia z czymś) to jest niebo a ziemia. Piromani smoleńscy będą musieli pokazać olbrzymie fragmenty Tu 154 zdeformowane pirotechnicznie i udowodnić, że na tych właśnie fragmentach odkryto ślady „trotylu”. Wcześniej nikt deformacji pirotechnicznych nie odkrył, no ale teraz być może znaleziono jakieś nowe gigantyczne szczątki tego samolotu, mimo że wcześniej kompletacja wraku była prawie stuprocentowa, bo to nie przypadek liniowego BAe 146, który w locie pionowym do ziemi przekroczył barierę dźwięku i uległ atomizacji wraz z pasażerami, literalnie nic z niego nie zostało. Tu 154 rozbił się dość punktowo i płasko i z małą prędkością, więc wszystko dało się pozbierać z wyjątkiem tego, co przemieliła sprężarka niskiego ciśnienia silnika centralnego, ale ona masakrowała głównie ludzi, gdy wpadła do kadłuba. Ten silnik nie zaciemnia obrazu ogólnego charakteru szczątków odudarowych. -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Mocne kino akcji się szykuje. Przygotowywać wiaderka popcornu i prozdrowotnych soczków. Antoni Macierewicz: „Liczę na to, że z raportem, szczególnie filmową wersją, będzie mogła zapoznać się szeroka opinia publiczna” -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Nie ma o co się zakładać, ponieważ już z definicji wiadomo, iż nigdy nie będzie wglądu w wyniki badań. Dlaczego? Dlatego, że do zamachu użyto trotylu najtajniejszej, przyszłościowej generacji - trotylu bezgłośnego. Jego wybuchy nie nagrały się wewnątrz kabiny samolotu, mimo że nagrały się tam wszystkie dźwięki i rozmowy z zakresu 20-75 dB. Wybuch 0,5 kg trotylu daje z odległości pięciu metrów 180 dB, a patrz Pan, nie nagrał się. Po prostu do zamachu smoleńskiego użyto TNT bezgłośnego o poziomie 0,0 dB podczas wybuchu i dlatego nic nigdy o tym nie przeczytasz, ponieważ takie TNT dopiero jest w fazie supertajnych testów i tylko dla sił specjalnych. -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
I bardzo słusznie, bo to jest kabaret. Najwyższy aparat państwa leci samolotem bez nawigatora i bez pilotów potrafiących zrealizować ten lot, co więcej z pilotami ze sfałszowanymi uprawnieniami lotniczymi. Takie coś to tylko w polskim dnie moralnym i umysłowym. Zapytaj rzecznika prasowego rządu Tuwalu, jak u nich latają władze i z jakimi pilotami, z jakim doświadczeniem i z jakimi uprawnieniami. -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Na sto procent trotyl. __________________________________________________________________________ Prokuratura wojskowa o tak zwanym nawigatorze: Porucznik Artur Ziętek nigdy nie uzyskał uprawnień nawigatora. W 2009 r. szef 36. SPLT skierował go na ćwiczenia w powietrzu, ale Ziętek ich nie rozpoczął. Zaczął po prostu latać jako nawigator. Do chwili katastrofy w Smoleńsku odbył 29 lotów, w tym 14 nocnych. Było to absolutnie niedopuszczalne ze względu na wymogi bezpieczeństwa lotów - zauważają biegli. -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Trotyl panie, jak nic trotyl. ____________________________________________________________________ Prokuratura wojskowa: II pilot mjr Robert Grzywna do 36. SPLT również trafił wprost z Dęblina i przeszedł takie same szkolenia, które pozwoliły mu otrzymać uprawnienia drugiego pilota. Istotnym zaniedbaniem w procesie szkolenia w chmurach, przy ich braku, było nieużycie zasłoniętej kabiny. Takie szkolenie niezawierające głównego czynnika, jakim jest brak kontaktu wzrokowego z ziemią, nie powinno być zaliczone - twierdzą eksperci. Dodają, że fakt niewykonania minimalnej liczby lotów nakazanej programem przyspieszonego szkolenia należy traktować jako niewykonanie tego programu. -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Trotyl, panie dzieju, jak nic trotyl. _________________________________________________________________ Prokuratura wojskowa: Kapitan Protasiuk, trafił do 36. Pułku Lotnictwa wprost ze szkoły w Dęblinie, co biegli uznali za błąd. Po przeniesieniu odbył on zaledwie krótsze szkolenie. Okrojony program zawierał tylko 30 proc. ćwiczeń przewidywanych w pełnym szkoleniu - stwierdzili biegli. Inne wykroczenia, do jakich doszło w wyszkoleniu Protasiuka. Nie miał on nawet prawa podejść do przyspieszonego szkolenia. Nie zdobył drugiego stopnia pilota wojskowego, uprawniającego do podjęcia przyspieszonego szkolenia. Co więcej, podczas okrojonego kursu nie wykonał wszystkich przewidzianych w programie ćwiczeń. Mogło to skutkować słabymi nawykami w zakresie pilotowania samolotu i dowodzenia załogą - uznali biegli. Protasiukowi nadano uprawnienia do sterowania Tupolewem 154, chociaż podczas lotu egzaminacyjnego miał bardzo dobre warunki atmosferyczne, m.in. bezchmurne niebo. Warunki sfałszowano, zmieniając m.in. widzialność z 10 km do 800 m. W ten sposób pilot otrzymał bezprawnie uprawnienia. -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Podpisali sami absolwenci MEiL PW, Pilotażu PRz i z zawodowymi licencjami pilotów ponadto specjalizujący się w wypadkowości lotniczej. -
Szkoda, że ten wątek przygasł, bo z przyjemnością go obserwowałem. A co do drugowojennych orłów USAAF/US Army w Polsce i trudności z odkopaniem gdzieś takiego u nas... Ciężka to będzie sprawa wyjątkowo. Po pierwsze - kowbojska lądówka do nas nie dotarła, więc nie było po nich ani czapek, ani orłów, nawet gdyby coś z tych rzeczy zgubili. Nie było komu gubić w Polsce. Po drugie - USAAFmeni to są objęci tylko filmowym mitem, że latali w tych swoich ślicznych czapkach garnizonowych z tymi olbrzymimi USAAFowskimi orłami i ze słuchawkami. Owszem, jakiś odsetek latał, ale wszystko zależy kto, gdzie i kiedy i zależało od misji. Jeśli misja była ciężka to kto by brał na nią śliczną czapeczkę - brało się Anti-Flak Helmet któregoś z wzorów. Albo latali także w furażerkach, jeśli było w miarę nisko i temperatura nie spadała drastycznie. Pamiętajmy, że USAAF zawsze operował bardzo wysoko. W zależności od wilgotności powietrza gradient temperatury w troposferze wynosi od 0,65 do 1° C na 100 m. Jeśli bombardowali np. z 8 tys. m to mieli w samolotach temperaturę ok. -50° C. Wtedy śliczna czapeczka z orłem odpada i zakłada się którąś z USAAFowskich futrzanych czap lotniczych. W Polsce faktycznie mogła znaleźć się jakaś grupa USAAFmenów, których zestrzelono nad Polską albo nad innymi państwami i dowieziono ich do obozu w Polsce, ale na pewno nie sto procent z tych ludzi miało czapki garnizonowe. Mogli to być tacy, którzy lądowali przymusowo na zajętym przez szkopów terenie, a przed lotem czapkę taką zabrali do kabiny niekoniecznie jej używając. Przy lądowaniu nie rozwalili się tak strasznie, żeby czapkę i np. wyposażenie survivalowe szlag trafił to wtedy pilotki albo Anti-Flak Helmetu raczej z samolotu nie zabierali, bo to trochę bez sensu, tylko kompletowali mundur na czas możliwej niewoli. To jest ewentualnie jedyna grupa, po jakiej w Polsce można by znaleźć amerykańskiego orła z czapki garnizonowej.