Skocz do zawartości

Prawda o Świerczewskim


Rekomendowane odpowiedzi

Cairo, każda dyskusja z Tobą kończy się tak samo, szkoda tylko że nawet nie wiesz czyją propagandę powtarzasz i nakręcasz.
Dobrze że poza Tobą jest jeszcze na tym świecie sporo ludzi, którzy pewne rzeczy rozumieją.

ps. Jacek, pisząc takie teksty, udowadniasz tylko że twój stan wiedzy jest znikomy i nie przesłuchałeś nikogo kto w tej Warszawie mieszkał okupację, widział co się działo i był w organizacji podziemnej, a następnie przeżył Powstanie.
Ja się wychowywałem obok ludzi, którzy z tego kotła wyszli na różne sposoby, niestety mój Pradziadek tam zginął, ale nie winię za to dowództwa i nie powtarzam idiotyzmów tak jak robi to Cairo, bo walkę i szlak jakim idzie każdy wybiera sam.

Sędziowie się znaleźli, od bicia piany na forum..
Kawka szkodzi?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 302
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
jacek! takie teksty jak zapodajesz to ostatni raz słyszałem w podstawówce na dzień patrona. Nomen omen- Świerczewskiego... Wielu wiedziało kto zacz, ale wierszyki klepali na akademiach... Mam wrażenie, że czerpiesz wiedzę z tych agitacyjnych rymowanek...
cairo! jeśli nie rozróżniasz tego, że Świerczewski strzelał do Polaków, a Powstańcy do wrogów Polski, to nie wiem co ci powiedzieć... Może to, byś nie zabierał głosu w sprawie, o której nie masz zielonego pojęcia...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieco wyżej ktoś twierdzi, że pod Monte Cassino gen. Anders mieszkał razem z białym koniem. Obok daję pastelowy rysunek wnętrza namiotu generała, wykonany przez amerykańskiego żołnierza-artystę. Niech ten rysunek będzie dowodem, że generał z koniem nie mieszkał.
Bo gdyby mieszkał, to konia byłoby widać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim skromnym zdaniem to jest temat Świerczewskim, nie o Powstaniu Warszawskim, Andersie , jego koniu czy hr. Potockim.

Jak to jednak zwykle bywa - gdy temat staje się ( a zazwyczaj tak bywa z każdym tematem, w którym komuchy się pojawiają - czy to komuchy prawdziwe czy też komuchy koniunkturalne jeno ) dla dwóch grasujących tu ( Jacek i Cairo) komucholubów niewygodny - czytaj brak im argumentów rzeczowych i merytorycznych , zaczyna się wywlekanie najczęściej urojonych ,,grzechów i ,,przewin różnorakich" Polaków , którzy z komunizmem nie chcieli mieć do czynienia .

O ile rozumiem, że Jacek i jego ,,mądrości są na forum tolerowane - każde forum musi mieć swojego ,,trollika" , a po za tym nad skrzywdzonymi przez los nie wolno się znęcać , to zastanawia mnie pobłażliwość dla Cairo - ten człowiek jest chyba w pełni sił umysłowych, a tylko ma paskudny charakter i paskudny jęzor - jego wpisy nigdy nie wnoszą do dyskusji nic wartościowego ,a zazwyczaj rozpętują awantury .

Czemu Panowie admini tolerujecie wpisy nie na temat , czemu dopuszczacie do obrażania bohaterów narodowych, czemu dajecie przyzwolenie na wszczynanie awantur ?

Prześledźcie proszę historie wpisów Cairo a potem ukarajcie go przykładnie w myśl poniższych cytatów .

,,(...) Żeby po prostu. Zeby wiedzieli, ze jednak to na sucho nie pójdzie. No takie rzeczy. Tak? No wiec. No jakis proces wie pan. W koncu to pan jest od tych spraw fachowiec. Ja tu nie moge nikogo panu narzucac no.(...) Nie mówie o karze smierci no..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krysiński

Przechadzając się po siedleckim cmentarzu , jego starej wojskowej części w
poszukiwaniu mogiły por. Stefana Pióro – pierwszego komendanta Związku
Strzeleckiego na tym terenie natrafiłem na intrygującą scenę. Przy jednym z
nagrobków stał starszy mężczyzna długo się w niego wpatrując. Napis na
nagrobku mówił , że jest tu pochowany por. Józef Krysiński zmarły tragicznie w
1947 r. Zainteresowany zagaiłem owego mężczyznę czy to jego jakiś krewny.
Mężczyzna odpowiedział ... to nie wie pan ? Przecież to adiutant gen.
Świerczewskiego...
*
Moim rozmówcą okazał się Stanisław Garbacz pełniący od lat rolę społecznego
opiekuna starego cmentarza wojskowego. Miał nawet na swoim koncie wydanie
broszury opisującej kawalerów Orderu Wojennego Virtuti Militari a
pochowanych na tym cmentarzu do których zaliczał się i por. Krysiński.
Gdy tak wypytywałem o szczegóły życia dotyczące zapomnianego adiutanta gen.
„Waltera” otwierała się „Puszka Pandory” pierwszych zaledwie dwóch lat
istnienia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Z osobą owego oficera związane
były niezwykłe wydarzenia które zapisały się w dziejach Polski jak i
Południowego Podlasia . Józef Krysiński pochodził z miejscowości Stok Lacki
znajdującej się w pobliżu Siedlec. Miejscowość ta zamieszkała niegdyś przez
szlachtę zaściankową. Krysiński ukończył elitarne I Gimnazjum Podlaskie w
Siedlcach gdzie kiedyś uczęszczał Aleksander Głowacki „Bolesław Prus”. W
okresie okupacji hitlerowskiej był żołnierzem Armii Krajowej Obwodu „Sowa”
(kryptonim siedleckiego obwodu AK) . Tu ukończył podchorążówkę AK w leśnej
bazie „Jata”. Gdy na przełomie czerwca i lipca 1944 roku w te tereny zawitała
„Wyzwolicielska” Armia Czerwona , wielu żołnierzy AK Obwodu „ Sowa”
zgłosiło się do punktów rekrutacyjnych Ludowego Wojska Polskiego by uciec
przed represjami NKWD. Tak postąpił i Krysiński. Przemilczał jednak fakt
swojej służby w AK , nadmieniając o swoim średnim wykształceniu. Siedlce były
wówczas miejscem postoju sztabu formowanej II Armii Wojska Polskiego ,
której dowództwo powierzono gen.dyw. Karolowi Świerczewskiemu. Sztab
cierpiał na notoryczny niedobór wykwalifikowanych kadr. Dlatego Krysińskiego
legitymującego się średnim wykształceniem przyjęto do służby w adiutanturze ,
kierując uprzednio na krótki kurs oficerski. Istotnym problemem w sztabie było
redagowanie poprawnych stylistycznie pism i dokumentów a także obwieszczeń.
Dlatego Krysiński szybko znalazł zatrudnienie a adiutanturze dowódcy armii.
Tak rozpoczęła się przygoda Krysińskiego ze Świerczewskim.
Adiutant i Dowódca
W świetle wspomnień rodziny por. Krysińskiego , on sam miał się rychło
przekonać o odbiegającej daleko od ideałów pracy sztabowej u dowódcy II
Armii LWP. Ta legenda hiszpańskiej wojny domowej 1937 roku szybko
zdegradowała swój autorytet w oczach adiutanta. Generał często się upijał do
nieprzytomności. Krysiński niejednokrotnie był świadkiem podpisywania przez
niego dużej liczby zatwierdzeń wyroków śmierci , sądu polowego II Armii w
stanie upojenia alkoholowego Świerczewskiego. Niemała liczba skazanych
należała do formacji AK okręgu lubelskiego. Były też sprawy pododdziałów AK
wstępujących w szeregi LWP , a których spotkał zbiorowy wyrok śmierci.
Szczególnym przykładem wiarołomstwa było postępowanie wobec oddziału
kedywu Inspektoratu Lubelskiego AK kpt. Brońskiego „Uskoka”. Wydział
operacyjny sztabu armii nawiązał z nim kontakt. Proponując wcielenie jego
oddziału w skład 9 Dywizji Piechoty , bo jak stwierdzono miała się ona składać
wyłącznie z partyzantów. Gdy sfinalizowano rozmowy i oddział się ujawnił , to
trafił prosto w ręce sądu polowego. Autorytet Świerczewskiego spadł na łeb na
szyje gdy po forsowaniu Odry II Armia zajęła pozycje na Łużycach. Wtedy
oddziały II Armii zostały zaatakowane przez Grupę Armii „Środek” -
feldmarszałka Ferdynanda Szernera. Ta formacja hitlerowskiego Werhmachtu
zachowywała jeszcze sporą zdolność bojową gdyż walczyła w walkach
odwrotowych w Czechach , gdzie nie przebiegało główne natarcie Armii
Czerwonej. Świerczewski pogubił się wtedy w dowodzeniu nie umiejąc
zorganizować obrony w obliczu przeważającej siły przeciwnika , uciekł z pola
walki samolotem pozostawiając na pastwę losu dowodzoną przez siebie armię.
Jak na bohatera z Hiszpanii było to karygodne tchórzostwo . Po zakończeniu
działań wojennych Krysiński pozostał w służbie wojskowej . Powód
najważniejszy dla jakiego Krysiński pozostał w wojsku sprowadzał się do
zabezpieczenia siebie przed represjami NKWD i MBP. Wiedział , że do puki jest
w otoczeniu „generała który się kulom nie kłaniał”to jest bezpieczny.
UPA
Pod koniec 1946 roku , jak wspomina rodzina postępowanie porucznika
Krysińskiego charakteryzowała pewna nerwowość. Siedlecki Urząd
Bezpieczeństwa zaczął zbierać informacje na jego temat. Rodzina podejrzewała
że był szantażowany. Krysiński był już wówczas adiutantem Świerczewskiego
jako viceministra Obrony Narodowej . Sprawą szytą grubymi nićmi było
wrobienie Świerczewskiego w wizytację 34 Pułku Piechoty zwalczającego
Ukraińską Armię Powstańczą w Bieszczadach. Powstało pytanie do czego był
potrzebny viceminister ON w Bieszczadach ? 34 PP podlegał Krakowskiemu
Okręgowi Wojskowemu. Do inspekcji pułku i kontroli przebiegu wykonywanych
przez niego zadań wystarczył , szef sztabu KOW – gen. bryg. Mikołaj Prus-
Więckowski lub jego dowódca . Lecz tego typu obowiązki mieściły się w gestii
właśnie Więckowskiego. Dlaczego więc w obowiązkach wyręczył go aż
viceminister obrony w randze generała broni ?
Cały przebieg tej inspekcji był jakby dość starannie wyreżyserowany . Najpierw
zgotowano mu dobrze zakrapianą alkoholem „bibkę” w sztabie pułku w Lesku.
Gdy generał był już nie źle podchmielony , wstał pewien major będący również
„na gazie”. Rzekł do generała iż mają jeszcze najdalej wysuniętą placówkę w
sile plutonu pod Baligrodem , lecz nie radzi tam obywatelowi generałowi jechać
gdyż teren nie jest bezpieczny. Podchmielonemu generałowi „nie kłaniającemu
się kulom” nic więcej na zachęte nie trzeba było. Wydał dyspozycje dotyczące
inspekcji w oddalonej placówce. Dziwnym trafem dwa samochody ciężarowe
ochrony posiadały defekt. Skutkiem czego na trasę wyruszył łazik generalski z
adiutantem i jedna ciężarówka z ochroną z 12 żołnierzami. Zagadkę stanowi
fakt , co naprawdę wydarzyło się pod Baligrodem ? Poszlaki idą w parze z
zachowaniem por. Krysińskiego w ostatnim czasie (duże napięcie nerwowe) .
Wskazują one ze to właśnie por. Krysiński był sprawcą śmierci Świerczewskiego.
Badania munduru Świerczewskiego przeprowadzone a opublikowane przez
Bogusława Wołoszańskiego w latach 90-tych wskazują iż do generała oddano
strzały z broni krótkiej z bardzo bliskiej odległości . Jednak posłowie SLD
działając w imieniu środowiska kombatanckiego ZKRP dawnego ZOWID ,
natychmiast rozpoczęli działania zmierzające do odwrócenia kota ogonem. Nie
chcąc dopuścić do obalenia mitu „nieustraszonego generała” , nakłonili
dyrektora Muzeum Wojska Polskiego (też członka SLD) do złożenia wyjaśnienia
z którego wynikało iż badany mundur nie należał do generała. Ale istotnym
czynnikiem okazały się wyjaśnienia posła Mniejszości Ukraińskiej na Sejm RP.
Nie zezwolił na publikacje swego nazwiska. Pan poseł był w kontakcie z rodziną
„Hrynia”- dowódcy sotni UPA (odpowiednik kompanii) operującej w okolicach
Baligrodu. Przełożonym jego był Jarosław Staruch „Stiach”dowódca kurenia
(batalion UPA). Z relacji posła wynikało że zamachu na Świerczewskiego nie
dokonała UPA . Po pierwsze że kureń „Stiacha” był już solidnie w tym czasie
wyniszczony nieustannymi walkami i unikał działań w rejonie większych
placówek Wojska Polskiego. A po wtóre „Stiach” prowadził własne zapiski z
działań swojego zgrupowania i o zamachu na generała „Lachów” nie było w nim
ani słowa . Gdyby to któryś z jego pododdziałów dokonł zamachu „Stiach” nie
omieszkałby tego nadmienić ani w swoich zapiskach ani w oficjalnych
meldunkach do „Oresta”. Żaden inny oddział UPA w tym rejonie nie operował
prócz wymienionego wyżej. Jest za to informacją potwierdzoną działalność tzw.
„Sotni Czumaka”. Sotnia Czumaka była grupą zbrojną działającą pod kontrolą
Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie. Z ramienia
Informacji Wojskowej nadzorował tą grupę kpt. Władysław Pożoga (późniejszy
ostatni szef kontrwywiadu PRL) . Sotnia ta składała się zarówno z byłych
upowców złapanych w kolejnych akcjach wojska i organów bezpieczeństwa jak
tez wydzielonych funkcjonariuszy WUBP. Zadaniem jej było wciąganie w
pułapki autentyczne oddziały UPA. Ale też wykorzystywano ją do działań
prowokacyjnych. Zdaniem Związku Mniejszości Ukraińskiej w Polsce to właśnie
oni brali udział w akcji przeciwko Świerczewskiemu. Ta sama organizacja stoi
na stanowisku że śmierć Świerczewskiego była potrzebna NKWD. Gdyż już
wtedy przygotowywano miejsce Konstantemu Rokosowskiemu na stanowisko
Ministra Obrony Narodowej. Często się pokazywał w Polsce i brał udział w
uroczystościach. Zagrożeniem dla kandydatury Rokosowskiego nie był
dotychczasowy minister (Rola Żymierski) bo był generałem w okresie II RP i to
zatrudnionym w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Żymierskimu można było
przyczepić łatkę skrzywienia prawicowego. Zagrożeniem był Świerczewski
będący viceministrem ,mimo wszystko Polakiem , niekwestionowanym
komunistą . Nie było pretekstu by pozbyć się Świerczewskiego i aby on nie
został ministrem obrony w przypadku odwołania Żymierskiego. Jakim cudem
WUBP w Rzeszowie było w posiadaniu fotografii przedstawiających
„banderowców” z czapką Świerczewskiego na głowie. Nie wierzę by bojówka
UPA wiedziała z góry że trafi im się zaatakować akurat w tym miejscu generała
i należy wziąć aparat fotograficzny by zrobić fotki. Reasumując to ;
niepotrzebna inspekcja , podpucha podchmielonego generała do wizytacji
jakiegoś wysuniętego plutonu ,uszkodzone nagle samochody ochrony ,
śmiertelne strzały oddane z bliskiej odległości do generała z broni krótkiej , brak
informacji w źródłach UPA o zamachu . Następną stwierdzoną sprawą jest
likwidacja członków Sotni Czumaka na przestrzeni pięciu lat od zamachu. Giną
wpadając pod pociąg , samochód , zabici w knajpianych bójkach itd. Jedynymi
towarzyszami broni generała Świerczewskiego w tym feralnym dniu był
adiutant , będącym świadkiem zatwierdzanych wyroków śmierci na jego
kolegach z AK , i żołnierze z rejonu siedleckiego , na których kolegów i
krewnych generał wydawał wyroki. Wreszcie sam adiutant przeżył swego szefa
zaledwie o pięć miesięcy , odznaczony Krzyżem Wojennym Wirtutti Militari V
klasy za walkę z bandami UPA.

Artur Kołodziej
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie ,teraz inaczej bez polityki i wróżenia z cmentarzy,
gen.Nikołaj Watutin.
Też ofiara NKWD?
Takich przykładów można by znależć więcej też prowokacje służb specjalnych.
Prezydenci,Królowie ,Ministrowie ,Generałowie od zawsze byli celami różnych zamachów,zawsze można było gdybać kto za tym stał.
Kiedyś ukazała się w naszym kraju książka Alberta Speera ,architekta niemieckich zbrojeń.
Pisał on że do pocz43r Ukraina była bardzo bezpieczna,
jeżdził
tam sam bez żadnej ochrony samochodem osobowym a nie pancernym.
Ja myślę sobie tak jak jest sezon ogórkowy i nic się nie dzieje to Świerczewski jest dobry.
Bo przynajmniej dorośli Polacy o nim słyszeli,z innym generałami jest różnie .
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz do tekstu mojego poprzednika- to niby kupy się trzyma
jest tylko kilka pytań:
1/Jeśli Banderowcy mieli czapkę generała tzn musieli zejść na drogę i pomimo ostrzału żołnierzy ochrony tą czapkę wziąść.
By to zrobić to musieli by wiedzieć że ten podpity oficer to właśnie Świerczewski.Dalej oznaczało by to że nasi żołnierze uciekli.
Na koniec jeśli było w Rzeszowie to czemu go nie było w Warszawie /ja pochodzę z Rzeszowa i cieszy mnie ranga tego miasta/ale dla mnie to mistyfikacja lub bzdura.
Co do osoby adiutanta Panowie brat mojego dziadka o mało co żołnierz wyklęty ppor AK.
Był normalnym człowiekiem ,nie chce mi się wierzyć że to On bagnetem /niczym nijaki Konrad Wallenrod/mści się na mordercy AK-owców generale.
Pisałem Wam już nie On jest mordercą tylko sędziowie co wydawali wyroki.
Jeśli uznacie że Świerczewski ponosi winę za śmierć tych ludzi to uznacie wszystkich niemców niewinnymi.
Winny byl tylko Adolf bo On kazał.
Reszta to stek wymysłów i pomówień bo jakie siły Niemcy mieli to pisałem a jaką taktykę zastosował Świerczewski to napisał Pan Jarymowicz na str 299 swojej książki Tank Tactic.
/Znajdziecie ją na google books/ten fragment za free/
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

muszę dodać że gdyby banderowcy mieli jego czapkę ,to upada argument że adiutant lub inny agent NKWD zabili generała bagnetem ,bo po prostu jeden z banderowców to zrobił.
Ale znowu wtedy dowódzca zgrupowania UPA by wiedział że zabili oficera w randze generała.
I napisał by to w raporcie.
To wszystko się kupy nie trzyma .
Gdyby Adiutant zabił generała to musiałby podejść do niego ,widzieli by to żołnierze że On tam był,a lekarze robiący oględziny bardzo łatwo rozpoznali by bagnet.
Chłopak był by samobójcą ,nie wiem czy w naszym kręgu kulturowym ktoś popełnił był samobójstwo za zabitych kolegów.
Do tego tzw rodzina kłamie Armia Krajowa nie miała dokumentów,jak książeczka wojskowa lub nieśmiertelniki,to że brat mojego dziadka był oficerem AK to przyznał się swojemu bratu jak dostawał manto.
Opowiadał mi że jak szli na akcję nigdy nie we własnym rejonie zamieszkania.
Ok 20 km chodziło o jak najmniejszą szansę rozpoznania przez przypadkowych świadków.
Kończąc ta wersja dla mnie jest nie prawdziwa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jesteś w stanie ręczyć za żadną z wersji Jacku, i nikt tu nikogo nie pomawia, ani nikomu nic nie dorabia..

Tylko merytoryczna dyskusja może doprowadzić do sukcesu w sprawie..
Przerzucanie się nawzajem fantazją i dezinformacją nie ułatwia a utrudnia podjęcie tematu..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idąc na zdrowy rozum - adiutant w ciężarówce/samochodzie raczej nie był uzbrojony w cokolwiek z bagnetem, a pistolet bądź pistolet maszynowy..

Dwa - po pierwsze w AK obowiązywała przysięga, więc pewnych rzeczy się po prostu nie robiło i nie mówiło nawet wśród szeregowych.. Chyba że było się nieodpowiedzialnym i łatwowiernym, ale to inna bajka.. Jakoś nie wyobrażam sobie oficera AK, śpiewającego o swoich grzechach".

Trzy - jak już pisałem wcześniej, w okresie tym UPA przeżywało trudne czasy i akcja na jednego polskiego generała, nie ułatwiała im życia, bo zaczynało brakować powoli środków, lekarstw, mundurów, zaopatrzenia, i przede wszystkim ludzi..

Jeżeli miała by to być przypadkowa zasadzka, to spodziewałbym się raczej polowania na zaopatrzenie i broń, nie na generała..
Poza tym dało się jeszcze pewne sprawy przynajmniej częściowo załatwiać bez konieczności napadania na kolumny wojskowe..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

matthew, obawiam się że to jak trafić dużą sumkę w totka ;-)

To na pewno gdzieś jest (jeśli nie zostało zniszczone albo przejęte).

Sprawa nie wydarzyła się dwa miesiące temu, że jeszcze można walczyć o pewne świeże, jasne i nieskalane informacje..

Teraz został odsetek prawdy, wymieszany z dezinformacją i celowym sterowaniem tego na odpowiednie dla każdej ze stron tory..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się, że prawda przysłonieta jest przez wiele różnych, często wykluczających się wzajemnie hipotez.

Tym niemniej, wciąz uważam, że Walter kulkę dostał przypadkiem podczas rutynowej inspekcji.

Pierwszy raz słyszę teorię o udziale w zasadzce czoty Czumaka", chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o autorze, p. Arturze Kołodzieju, a jeszcze chętniej o żródłach, z których korzystał opisując działalność i losy ludzi z tej grupy pozorowanej...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Władza nie ginie przypadkowo matthew..
Co przypadkiem robiła by tam zasadzka, skoro były dogodniejsze miejsca i ruchliwsze odcinki aby polować na kolumny transportowe?

Byłeś kiedyś w tym terenie?
Tam zasadzkę z pewnym polem ostrzału musisz przygotowywać kilka ładnych godzin bo są zarośla, stromizny, grube drzewa, które utrudniają strzelanie..
Nawet nie okopiesz się tam szybko bo glina i kamienie..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
Sukces ma wielu ojców ,porażka bywa sierotą.
Nie On pierwszy przed nim był Watutin d-ca frontu też miał pecha.
Na koniec jedna maksyma,,nie ma ludzi niezastąpionych,gdzie jeden traci życie drugi zyskuje szanse, tak było z Watutinem,Swierczewskim i generalicją i prezydentem w Tu-154.
Mieli być wszyscy niezastąpieni i co no i nic.
Gdzie jeden traci drugi zyskuje/awans lub stołek/
Życie próżni nie lubi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 years later...
Tak sobie czytam ten bądź co bądź ciekawy wątek i dochodzę do wniosku, że wiele znanych postaci a zwłaszcza barwnych jak Walter musi mieć dorobione teorie spiskowe. Dziś już wiemy dokładnie kto go zabił. W mojej ocenie Świerczewski był sam sobie winien. Nadmiernie ryzykował jadąc na inspekcję do Cisnej - ale kto mógłby przeciwstawić się trzygwiazdkowemu generałowi? Możliwe,że w momencie podejmowania decyzji był pod wpływem alkoholu a jak wiadomo alkohol dodaje odwagi. Podczas kariery wojskowej Świerczewski był kilka razy w krytycznej sytuacji zagrożenia życia ale mu się szczęśliwie udawało. Niestety,nawet prawo serii musi się kiedyś skończyć. Dodać należy jeszcze jeden fakt: przesadne ryzykanctwo było wspólnym mianownikiem wielu radzieckich oficerów, często wysokich stopniem. Życiem przypłacił nie tylko Świerczewski i Watutin ale też gen. Czerniachowski i gen. Waszkiewicz ( jako d-ca polskiej 5.DP 2 Armii WP) a bliski utraty życia w lipcu 1944r. był gen. Siemion Bogdanow d-ca 2 APanc. 1 FB.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przywołany przez Ciebie Waszkiewicz miał pecha*, że pod rozkazami podmiotu lirycznego przyszło mu służyć...

Czerniachowski to też jednak inna kategoria...


Bardziej do Twojej tezy Połbin pasuje.

* podobnie jaki kilkunastu-kilkudziesięciu tysiącom innych ofiar Budziszyna"...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę OT: Nie do końca z tym pechem. Waszkiewicz ociągał się z wykonaniem rozkazu Waltera o natychmiastowym przesunięciu sztabu w inny, mniej zagrożony rejon. Około 4h zwlekał i wiadomo jak się to skończyło.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie