Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    11 437
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. Fajna przypowieść :-) Przypowieść pasująca jak ulał do tej podlinkowanej powyżej aukcji na japoński miecz z II wojny. Stal tam jakaś taka niejednorodna, tak mi się przynajmniej wydaje z tych zdjęć. Niby na większości powierzchni głowni jest okay, ale są też wżery jak w stali wysokowęglowej, która wprawdzie rewelacyjnie się hartuje, ale nierdzewna nie jest.
  2. Tytuł wątku mówi, że jest o broni białej i poniższe zdjęcie jest o broni białej - o jej poszanowaniu, dlatego jej nie widać. Spadochronowy batalion Gurkhów przed desantem pod Rangunem. Wszystkie ich kukri pochowane w kit bagach. Na drugim biegunie byli w Europie szaleńcy amerykańscy, którzy skakali nawet z maczetami przytroczonymi do pasów.
  3. Jeszcze jedno zdjęcie takiej kuchni. Jak widać w samej tylko amerykańskiej wersji mamy dwie odmiany kół i trzy odmiany błotników.
  4. PS Byłbym wdzięczny, gdybyś skomentował też tę aukcję: Very rare in excellent condition WWII Japanese Army Officers Katana Sword Type 98 Owo „very rare” szczególnie mnie ciekawi, bo to są zwyczajowe chwyty aukcyjne.
  5. Bardzo dziękuję. Tylko uprzejma prośba, abyśmy już przeszli do zasygnalizowanego wątku, gdzie zadałem Ci pewne pytanie.
  6. @toyotomi Dziękuję, że być może zawitasz tu na małą rozmowę. Pytanie pierwsze byłoby o to, czym były japońskie drugowojenne miecze oficerskie, bo legendy są na taki temat bardzo różne? W związku z olbrzymim rozwojem liczebnym japońskich sił zbrojnych chyba nie mogły to być miecze zabierane z domów rodzinnych po przodkach? Ale w takim razie czym te miecze były, kto i w jakiej technologii produkował tę mieczową masówkę przynajmniej dla oficerów młodszych?
  7. Ja bym miał o drugowojenne miecze japońskie, ale to raczej w poniższym wątku, gdybyś znalazł na niego czas.
  8. PS Prosta sprawa jest tylko jedna - część Chinditów używała amerykańskich wojskowych maczet M1942 i mimo, że dziś bardzo trudno o taką maczetę to jednak taką mam. Ale umówmy się, że to znowu nie taki cymes w porównaniu do tych kutych w Birmie, Indiach i „heaven knows” gdzie osobliwych „białych broni” Chinditów. Poniżej amerykański C-47 z żołnierzami z frontu SEAC/CBI. Na pierwszym planie Chindit z maczetą M1942... ...poniżej moja maczeta M1942.
  9. Ano właśnie. I w tym jest problem.
  10. Ciągle szukam tych zdjęć Chinditów z ich... nie wiem, jak to nazwać, bo to takie trochę bolo, trochę mała maczeta, trochę „nóż szefa kuchni”. Przede wszystkim jednak tego nie da się nazwać „wzorem” broni. To jak z Indianami - każdy ma inny, a wielki, nóż. Mam kupę literatury i dokumentów do operacji Chinditów, ale to wszystko nie zagłębia się w takie detale i wyposażenie Chinditów pozaregulaminowe. Jeśli chodzi o te ich umowne „bronie białe” to nawet taki psycho/socjopata, jak Wingate nie czepiał się Chinditów o nic. Te ich „bronie białe” musiały być kute w Birmie, w Indiach, a w przypadku Chinditów czarnoskórych to bóg raczy wiedzieć gdzie. Bardzo trudno mi uwierzyć, że można dziś zdobyć oryginał takiej „białej broni”, jaką wspominam. Znam zdjęcia ze zjazdów kombatanckich Chinditów i one bardzo różnią się od zjazdów kombatantów Commonwealthu albo amerykańskich, gdzie masa byłych żołnierzy tych państw nosi na sobie sporo umundurowania albo nawet wyposażenia z II wojny. U byłych Chinditów raczej tego nie ma, a powody wspomniałem wcześniej. Jest taka ikoniczna jednostka z działań w Birmie, jak 4. batalion 9. pułku Gurkhów, którzy robili najcięższą robotę; latali szybowcami CG-4A jako desantowcy za liniami japońskimi i też o ich militaria bardzo ciężko, chociaż to eufemizm, bo tych militariów po prostu nie ma, tzn. nie takich kolekcjonerskich, że wiadomo po kim konkretnie jest dana rzecz i jest to uwiarygodnione przez rodzinę. Fejków to oczywiście jest cały ocean...
  11. Steve Witkoff nie zrozumiał, co do niego mówią ruscy. Donald Trump nie zrozumiał, że w najbliższy piątek udaje się na spotkanie z ruskimi u siebie, w USA, i myślał, że jedzie do Rosji. Jakieś oczekiwania wobec szczytu USA-FR w najbliższy piątek?
  12. Zin też oczywiście był super, niemniej Kobyliński jak dla mnie był po prostu narkotyczny. Zakończenie każdego programu z nim po prostu bolało.
  13. Fajny wątek Kobyliński nie był z tej planety. Gdy w tv leciał ten jego program to... może nie pustoszały ulice, ale widownia była ogromna i tematy jego gawęd oraz talentu żyły w zwyczajnych domach.
  14. Nie dobierać. Wątek być może najbardziej przydatny dla rekonstruktorów historycznych wczesnego etapu odradzania się WP w międzywojniu. ale także dla kolekcjonerów, modelarzy figurkowych i po prostu dla miłośników tzw. broni i barwy międzywojennego Wojska Polskiego. W środowisku, ale tylko mądrych, kolekcjonerów amerykańskich militariów oraz rekonstruktorów historycznych amerykańskich sił zbrojnych czasu I i II w.ś. od dekad żyje sformułowanie „Khaki Nazis” – „naziści khaki”. O kim mowa? O swego rodzaju nieświadomych wielu spraw, niekompetentnych fanatykach podatnych na fałszywe informacje rozpowszechniane czy to w internecie, czy na pokazach rekonstruktorskich, czy przez zachłannych handlarzy militariów, czy też w innych miejscach. „Naziści khaki” występują w dużej liczbie wśród początkujących kolekcjonerów i również wśród początkujących rekonstruktorów historycznych. Wszyscy oni twierdzą, że muszą mieć amerykańskie oporządzenie czy to z I, czy z II wojny światowej, w kolorze „khaki”, czymkolwiek to „khaki” miałoby być, ponieważ osoby te dokładnie (albo wcale) nie wiedzą, co to było to mitologiczne i dla nich kultowe, ikoniczne „khaki”. Ale szanujący się „nazista khaki” zawsze będzie dobierał oryginały jego oporządzenia tak, aby było ono „khaki” według tego, co jemu się wydaje, że było „khaki”, albo co mu wmówił np. handlarz militariów, że on ma dla takiego „nazisty khaki” właśnie coś wybranego spośród oporządzenia w barwie zwanej w USA umownie khaki. I wówczas „nazista khaki” do portretowanej przez niego rekonstrukcyjnie pierwszowojennej postaci usilnie dobiera pas główny, szelki, plecak, pokrowce na łopatkę, na manierkę, na pakiet pierwszej pomocy, na kompas, na torbę na granaty czy na ładownice do .45 Auto wyłącznie w jakimś mitycznym kolorze khaki. Bez odstępstw odcieni. Kapłan „nazistów khaki” obowiązkowo musi mieć w tej jakiejś abstrakcyjnej barwie khaki nawet podpinkę hełmu. „Naziści khaki” obowiązują także w odniesieniu do amerykańskiego oporządzenia z I wojny światowej. Byłoby dobrze, aby nie obowiązywali w Polsce w rekonstrukcjach WP II RP. Zacząć należy od tego, z oporządzeniem w jakiej barwie przystąpiły American Expeditionary Forces (AEF) do I wojny światowej, ponieważ to ono właśnie spoczęło później na żołnierzach WP? Nawet na fotografiach czarno-białych z tej wojny widać, że przystąpiły z oporządzeniem niejednorodnym kolorystycznie – jak poniżej. Korzenie całej historii tej barwy, w jakiej WP nosiło amerykańskie oporządzenie sięgają roku 1870. Wówczas w amerykańskich siłach zbrojnych ustalono barwę „drab” dla rzeczy produkowanych z bardzo grubego płótna bawełnianego w Polsce potocznie określanego mianem „żaglowego”. Od roku 1900 zaczęto nieoficjalnie i wymiennie używać nazw „drab” i „olive drab” na określenie takiej samej barwy tekstyliów wojskowych. Oficjalnie nazwę „olive drab” US Army zatwierdziła u siebie w roku 1907, a USMC w roku 1912. Ale w wojsku nigdy nie może być za pięknie i ten cud, że nie cierpiące się nawzajem US Army i USMC coś wspólnie uzgodniły prysł – świeżo uzgodnioną oficjalną nazwę „olive drab” zaczęto znowu nieoficjalnie nazywać „olive green”. Przemysł od tego wszystkiego oczywiście zgłupiał i każdy robił dla wojska rzeczy tekstylne w barwie, jaka jednym firmom wydawała się być „drab”, a inne firmy z tej samej branży wytwarzały w barwie, jaka wydawała im się „olive green”. Wojsko nie narzekało i brało wszystko jak leci. Żeby było jeszcze zabawniej firmy wytwarzające w barwie „olive green” importowały pigment do tej produkcji z Niemiec. W chwili przystąpienia Stanów Zjednoczonych do I wojny światowej Niemcy eksport ich pigmentu natychmiast zatrzymały. W związku z tym firmy od „olive green” zaczęły produkować oporządzenie w barwie „olive drab” na bazie rodzimych pigmentów. Przed samą I wojną nazwę „olive drab” nieoficjalnie nazwano „khaki” i ten termin zakorzenił się bardzo mocno, jeśli nie najmocniej. I tak ten cyrk dojechał do wyekspediowania AEF na front do Francji. C.d.n.
  15. Mania surrealistycznych filmów o panzerce trwa. Był ruski „Biały Tygrys” (2012); był kolejny bzdurny „Fury” (2014); teraz będzie „Der Tiger” z premierą 18 września 2025.
  16. Wojna hybrydowa na Bałtyku. Sygnał GPS zagłusza rosyjski Toboł
  17. PS Ta kuchnia jest tak prosta w kształtach, że aż by się prosiło, żeby jakiś sponsor zafundował którejś z GRH WP II RP wyprodukowanie repliki takiej kuchni. Takiej, albo oryginału ARC, który też musiał służyć w WP, skoro Suchedniów tak dokładnie go skopiował. W USA na pewno są dokładne plany takiej kuchni, bo tam wszystko jest, tylko dogrzebanie się do stosownych papierów jest czasochłonne.
  18. Nie mieszkali na parterach. Błąd.
  19. A SBbekiem biskupem Meringiem nie pochwalisz się?
  20. Największy typ kuchni polowej ARC, jaki obsługiwał AEF na froncie I wojny światowej. AEF liczyły ponad 2 mln żołnierzy, więc trudno, żeby przy tej liczebności USA sprowadzały od siebie kuchnie polowe do pomocy Polsce. Po prostu kuchnie American Red Cross i US Army wjechały do Polski po zakończeniu wojny. W związku z tym nie można wykluczyć, że i poniższy typ amerykańskiej kuchni polowej służył Polakom. Pytanie byłoby jedynie, czy Amerykanie potem wszystkie kuchnie zabrali, czy może część kuchni została Wojsku Polskiemu przekazana w charakterze darów?
  21. Prof. Hieronim Grala - wspaniałość. Wątroba utracona w ZSRR/Rosji, więc zawsze wie, co mówi.
  22. Też mi go szkoda. Kiedyś się wywinął, za drugim razem się nie udało. Naprawdę szkoda
  23. Strasznie kręcą z tym przełamaniem/nieprzełamaniem frontu. Mateusz Lachowski to nie jakiś sensat, clickbaiter i nawiedzony, siedzi stale na Ukrainie i ma swoje źródła na froncie.
  24. Bardzo dziękuje za korektę terminologiczną, tę japońską. Muszę się teraz wgryzać w japońską operację U-Gō w Birmie, ale militaria japońskie to nie do końca moja bajka, chociaż oczywiście wiem, co to Nambu, Arisaka, Ha-Gō „i inne takie”. Szukam ciągle dla Ciebie przynajmniej jednego takiego fajnego zdjęcia i, kurczę, nie mogę znaleźć. Mam klawe zdjęcia jak ekipa Chinditów wyruszyła na poszukiwania amerykańskiego pilota, który lądował przymusowo, i go znaleźli gdzieś w otchłani dżungli. Jeden z tych Chinditów miał fajną broń białą, ale rodzimą, nie japońską. I o takich rzeczach piszę, że aż by się marzyło, żeby mieć coś takiego w domowym „muzeum”, ale dziś to raczej marzenie - nomen omen - ściętej głowy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie