-
Zawartość
9 011 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
33
Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops
-
Operacja Dracula – udział Gurków, DESANT Gurkowie już w drzwiach C-47 i gotowi do skoku nad zaplanowanym zrzutowiskiem. W głębi kabiny amerykański jumpmaster noszący na głowie wkładkę do hełmu M1 – bardzo rzadką wkładkę firmy Westinghouse, która jako jedyna podczas II wojny produkowała te wkładki w kamuflażu. W zasadzie jedyni amerykańscy żołnierze, jakich widać wyposażonych w te wkładki to żołnierze na Dalekim Wschodzie, a głównie w Birmie. Ale nie to jest najważniejsze. 1 maja 1945 r. o godz. 2.30 w nocy ww. 317th Troop Carrier Squadron USAAF zrzucił 20 spadochroniarzy-pathfinderów mających przygotować zrzutowisko. Chwilę później inny C-47 z ww. CCG zrzucił dwa tzw. zespoły VCP (Visual Control Party). Wszyscy ci ludzie mieli wspierać prawidłowość desantu. Desant właściwy wystartował z Akyab o godzinie 3 nad ranem. Był złożony z 39 samolotów C-47 USAAF. Pogoda była wredna, lał deszcz, a podstawa chmur była na 450 m. Do zrzutowiska desant doleciał o godzinie 6.35. Desant miał mieć dużą osłonę myśliwców amerykańskich, ale ze względu na podłą pogodę piloci P-51 „nie dali rady” i pogubili się. Ale nie wszyscy. Sześciu zawziętych nie poddało się i faktycznie odprowadziło desant do końca. Poziom wyszkolenia w USAAF (w USN i USMC zresztą też) w lotach bez widoczności był bardzo różny i niektórzy piloci „wymiękali” w podłej pogodzie, ale inni nie.
-
Operacja Dracula – udział Gurków, lotnisko Akyab, finał przygotowań Tu już żarty się skończyły. Wszystkie C-47 są gotowe do startu z podłączonymi do pylonów parapackami, a Gurkhowie szykują się do wejścia na pokłady samolotów, aby desantować się nad tzw. Elephant Point w Rangunie. W tle samolot Douglas C-47A-90-DL Skytrain USAAF. Chociaż bitwę tę określa się mianem bitwy o Elephant Point to de facto spadochroniarzy zrzucono 8 km na południowy zachód od Elephant Point nad Zatoką Martaban.
-
Operacja Dracula – udział Gurków, lotnisko Akyab, przygotowania c.d. Po odprawie kapitana Williama Culpa załogi C-47 dokonują ostatniej indywidualnej odprawy przed desantem. Samolot tu widoczny to Douglas C-47B-1-DL Skytrain. Załoga samolotu jest już w pełni gotowa do lotu bojowego, ponieważ jest w lotniczych hełmach przeciwodłamkowych M3.
-
Operacja Dracula – udział Gurków, lotnisko Akyab, przygotowania c.d. Wspólna odprawa przed desantem dla dowódców załóg USAAF i Gurków. Prowadzi ją bardzo doświadczony kpt. USAAF William Culp – weteran normandzkiego D-Day przerzucony z Europy na front dalekowschodni.
-
Operacja Dracula – udział Gurków, lotnisko Akyab, przygotowania c.d. Gurkowie są już na miejscu i chodzą po lotnisku.
-
Operacja Dracula – udział Gurków, lotnisko Akyab, przygotowania Zlot samolotów C-47 USAAF mających stąd właśnie wziąć udział w desancie na Rangun. Na pierwszym planie samolot-pathfinder z anteną wczesnego typu do pathfinderskiego systemu Rebecca.
-
Operacja Dracula – udział Gurków, lotnisko Kalaikundah, finał przygotowań Załadunek Gurków przed odlotem na lotnisko Akyab w Birmie. W tle samolot Douglas C-47B-1-DL Skytrain USAAF.
-
Operacja Dracula – udział Gurków, lotnisko Kalaikundah, przygotowania c.d. Zbiórka Gurków-spadochroniarzy.
-
Operacja Dracula – udział Gurków, lotnisko Kalaikundah, przygotowania c.d. „Parapacki” gotowe i podwieszone pod samolotami C-47. Teraz czas na omówienie z Gurkami desantu w Rangunie.
-
Operacja Dracula – udział Gurków, lotnisko Kalaikundah, przygotowania c.d. Ciąg dalszy przygotowań do desantu na Rangun. Zasobniki „parapacki” spakowane i podłączane przez techników USAAF pod samolotami C-47 szykowanymi do desantu. Przy okazji warto spojrzeć, jak to działało w C-47. 1 maja 1945 r. to już nie były operacje powietrznodesantowe z frontów MTO i ETO. Zaopatrywanie z powietrza spadochroniarzy w trakcie desantów w północnej Francji, w południowej Francji i w Holandii to była prawie granda, albo granda. Co innego już było w Europie w operacjach „Repulse” i „Varsity”. Tam już wyciągnięto wnioski z wpadek wcześniejszych. Rangun i 1 maja 1945 miały to szczęście, że kumulowały w sobie wszystkie doświadczenia IX TCC USAAF w Europie i tym razem zadbano, aby zaopatrywanie spadochroniarzy z powietrza było tak idealne, jak tylko się dało. Pokładowy USAAF-owski cargomaster miał tylko jeden przełącznik elektryczny, aby grzmotnąć cały towar w sześciu parapackach za jednym zamachem. Robiono to z lotu prawie koszącego (jak w europejskiej Operacji „Repulse”) i celność zrzutu parapacków była idealna. Ponadto na froncie CBI bardzo dobrze działało to, czego w ogóle nie było w europejskich USAAF. Bardzo celnych zrzutów zaopatrzenia dokonywały tzw. L-Birdy, czyli samoloty łącznikowe.
-
Operacja Dracula – udział Gurków Operacja Dracula, czyli powietrzno-morski desant na Rangun 1 maja 1945 r. Warto wrócić do gurkaskiego desantu na Rangun i spojrzeć na niego w historii obrazkowej od samego początku, bo desanty nie biorą się znikąd, tylko mają swoje przygotowania. W Polsce jakoś nie specjalnie pisze się o takich epizodach historycznych z tamtego regionu świata. Czym była Operacja Dracula to – mgliście niestety, nierzetelnie i z wyżynaniem z niej Amerykanów – można coś odrobinę poczytać w necie. A jak raz wątki amerykańskie są bardzo ważne w wątkach gurkaskich. Tendencyjne, selektywne i niepełne informacje o Draculi piszą w necie chyba społeczności Commonwealthu, na dodatek chyba nie cierpiące Stanów Zjednoczonych, ponieważ zapomniało się tym autorom, jak adm. Louis Mountbatten bardzo usilnie prosił amerykańskiego szefa sztabu gen. Georgeꞌa C. Marshalla, żeby USAAF nie opuszczały Indii i Birmy przed operacją Dracula. Amerykanie już wcześniej ogłosili, że ich główne interesy są w Chinach i to tam przenoszą swoje lotnictwo. I Marshall jeszcze ten jeden raz poszedł na rękę Commonwealthowi. Chyba to nazbyt upokarzające do dziś dla commonwealthowców, bo to, co jest napisane o Draculi i USAAF np. w samej tylko Wikipedii to niepoważne, a już na pewno nieuczciwe. Na pewno autorzy tekstu o Draculi w Wikipedii nie korzystali z tych źródeł, jakie wymienili, bo by napisali swój tekst inaczej. No, chyba że są manipulantami. Wśród flag alianckich uczestników Operacji Dracula w Wikipedii znalazły się nawet flagi Francji i Holandii, a nie znalazła się flaga USA. Bardzo to dowcipne zaważywszy, ile USAAF naharowały się nad Draculą od początku kwietnia do końca operacji. Ale to już tylko na marginesie. Gurkhowie wiążą się jak najściślej z amerykańskim wsparciem na całym froncie CBI i także w operacji Dracula. Desant spadochronowy 1 maja 1945 r. na Rangun zrealizowały różne doraźnie dobrane pododdziały spadochronowe Gurkhów, ponieważ 44. Indyjska DPD w tamtym czasie była dopiero w stanie organizacji i na różnych etapach szkolenia. Oddział specjalny do desantu na Rangun, złożony z ok. 700 gurkhaskich spadochroniarzy, zebrano z najlepiej wyszkolonych żołnierzy 2. batalionu spadochronowego Gurkhów (z 77. Indyjskiej Brygady Spadochronowej) i 3. batalionu spadochronowego Gurkhów (z 50. Indyjskiej Brygady Spadochronowej). Z historią tego desantu wiążą się dwa lotniska - Kalaikundah w Indiach i Akyab w Birmie. Na tym pierwszym odbywały się przygotowania do desantu, po czym wszyscy przelecieli na to drugie i ono stało się miejscem startu do powietrznodesantowej części operacji Dracula. Przez „przygotowania” należy rozumieć przygotowania wszystkiego i wszystkich – zarówno spadochroniarzy, jak i załóg USAAF, personelu technicznego USAAF, samych samolotów i wreszcie służb zaopatrzeniowych muszących przygotować wszystko do tzw. parapacków samolotowych, czyli zasobników z wyposażeniem dla spadochroniarzy, ponieważ w desancie nie wzięły udziału zwykłe samoloty C-47, ale specjalizowane do precyzyjnych zrzutów zaopatrzenia. W poniższej historii obrazkowej nawet jeśli na jakimś zdjęciu nie będzie widać Gurkhów to jednak wszystko, co tam będzie, jest związane wyłącznie z nimi i z zapewnianiem im wsparcia po desancie. Zaczynamy od lotniska Kalaikundah (znane też z pisowni Kalaikunda). W pierwszej połowie kwietnia 1945 r. na lotnisko to ściągnięto USAAF-owskie dywizjony transportowe 317. (z 2nd Air Commando Group) i 319. (z 1st Air Commando Group), a dodatkowo wydzielony oddział samolotów transportowych C-47 z USAAF-owskiej CCG (Combat Cargo Group). Już wtedy byli tam Gurkhowie i dokładnie w tym czasie wszystkie trzy jednostki amerykańskiego lotnictwa transportowego zaczęły ćwiczyć z Gurkhami skoki spadochronowe. Na pierwszy ogień do ćwiczeń z USAAF-owcami poszedł ww. 2. batalion Gurków. Między 14 a 26 kwietnia przeprowadzono z Gurkhami szczególnie intensywne ćwiczenia nocne na celność zrzutu skoczków i parapacków z zaopatrzeniem. Proste to wszystko nie było, bo Amerykanie narzekali, że Gurkhowie są wyszkoleni w desantach „po brytyjsku”, a w USAAF działa to inaczej. Poniżej: Lotnisko Kalaikundah. Gurkhowie szykują sobie samolotowe parapacki, w tym przypadku z amunicją do karabinów maszynowych.
-
Kluczem do zrozumienia tego fenomenu są amerykańskie wojskowe sklepy PX, gdzie wszystko było za ćwierć darmo. Aparat fotograficzny tamże kosztował mniej niż pół dolara, więc kto by go sobie nie kupił na wojnę? Kto by nie kupił, zważywszy że miesięczny żołd sierżanta US Army wynosił 114 USD, a żołd podporucznika 150 USD?
-
A będzie więcej, bo coś tutaj szykuję. Jakie to szczęście, że Amerykanie na II wojnie mieli ze sobą zawsze i wszędzie niezliczone ilości aparatów fotograficznych. Dziś dzięki temu jest co pokazywać.
-
Drugowojenna scenka z indyjskiej osady Naga Hills. Przymusowo lądował tam amerykański samolot transportowy, ale cała załoga przeżyła i zaopiekowała się nią miejscowa ludność. Po załogę przyszli Gurkowie i państwo właśnie się witają.
-
A tu witamy ponownie naszych zaprzyjaźnionych już Gurkhów z moich czterech postów wcześniejszych o miejscowości Palel w Indiach. Witamy więc pokazanych wcześniej Gurków-strugaczy zakaźnych patyczków bambusowych vel „cicha msza”, jak wspomina kolega Formoza58. Wcześniej jedynie nie wspomniałem, że Palel to także lotnisko w Indiach bardzo ważne dla kampanii birmańskiej. Ponieważ państwo na froncie CBI walczyło ze sobą metodami dziś określanymi mianem wojny nieregularnej to Gurkhowie czekający w Palel na przerzut drogą powietrzną na front zmagań z żółtkami zabezpieczali tymi bambusowymi zakaźnymi palikami właśnie lotnisko, na którym czekali na dalszy transport. Ale czas transportu w końcu nadszedł i nasi gurkhascy strugacze patyczków musieli wsiąść na pokłady Skytrainów podstawionych przez USAAF. Na zdjęciu poniższym – lotnisko Palel w Indiach. Stąd Gurkhowie odlatywali na lotnisko Meiktila, aby walczyć z żółtkami już konkretniej. Dziś Gurkhowie, którzy walczyli pod Meiktilą są czczeni przez pułk The Royal Gurkha Rifles brytyjskich sił zbrojnych. Na zdjęciu Gurkhowie na lotnisku Palel załadowują się do samolotu Douglas C-47A-90-DL Skytrain należącego do 317th Troop Carrier Squadron USAAF.
-
Jak dokładnie brzmi tytuł tej książki? Czy chodzi o bellonowską „Gurkhowie na wojnie”?
-
Bardzo mnie ciekawi, o jakim „szmelcowym” pistolecie maszynowym jest tu mowa, który tak fatalnie zawiódł Gurka? Sten, czy Thompson? Obstawiam Stena, ale kto wie... Co by to nie było to jednak złamanie pm-u wskazuje na stopień „szału bojowego”...
-
Znasz opis tego zdjęcia? Zakładam, że to prawdopodobnie 44. DPD. Czy to może być zdjęcie tuż przed desantem na Rangun, czy raczej z ćwiczeń 44. DPD?
-
Nie znoszę Japończyków i nie ma takiej zbrodni wojennej popełnionej na nich, jaka by mnie wzruszyła. Hitlerowcy przy nich to dżentelmeni. Już za sam fakt istnienia setek tysięcy kobiet Ianfu na terenach podbitych przez tych japońskich zwyrodnialców nie może dziwić, że mężczyźni ludów podbitych mścili się na Japończykach w sposób nie mający niczego wspólnego z człowieczeństwem. Rząd japoński do dziś nie przeprosił ani nikogo w Azji, ani nikogo z aliantów za japońskie zbrodnie z czasu II wojny, ani nikomu nie wypłacił za nie odszkodowania. Bardzo dobrze, że Gurkowie wcielili się w „wymiar sprawiedliwości” wobec tej japońskiej dziczy.
-
Aż tak hardcoreꞌowych to nie. Ale zdziwiony nie jestem. Zważywszy, jakimi zwyrodnialcami byli Japończycy to żadne zachowanie aliantów mnie nie dziwi. W końcu Amerykanie na froncie PTO też zajmowali się dekapitacją Japończyków, preparowaniem ich głów, pozyskiwaniem czaszek i wysyłką do rodzin i narzeczonych czaszek Japończyków przyozdobionych podpisem, malunkami szlaku bojowego itp. Historyjki o Gurkach mam inne, bardziej lajtowe. Jest np. kapitalna książka australijskiego pilota latającego w Birmie dla RAF i USAAF, w tym także jako pilot szybowcowy dla amerykańskiej 1st Air Commando Group. Książka jest dedykowana jego kolegom z 4. batalionu 9. pułku Gurków. Z rozbawieniem czyta się, jak w 1st ACG USAAF szkolono Gurków jako piechotę szybowcową. Lud ten może i był twardy i prosty, ale niemądry i całkiem nieobyty z techniką nie był. Gurkowie, gdy pierwszy raz zobaczyli szybowce CG-4A to byli przekonani, że są to makiety do szkolenia „na sucho” w transporcie lotniczym. Potem zaczęli pytać: ● A kiedy te maszyny będą miały zainstalowane silniki? No to ludzie RAF i RAAF wytłumaczyli im, że „to” lata bez silników i oni tym polecą na zadania specjalne. A Gurkowie niezrażeni pytają dalej: ● Ale czy „to” otrzyma jeden silnik, czy dwa? I znowu tłumaczenie Gurkom, że „to” lata bez silników. A tłumaczenie za pomocą mieszaniny angielszczyzny i kilkunastu wyrazów po nepalsku („gurkhali”, jak się wtedy to nazywało). Oczywiście Gurkowie nic z tego nie rozumieli. No to RAF-owcy zaczęli tłumaczyć za pomocą papierowych szybowców poskładanych naprędce z kartek papieru, że „to” lata tak jak te latawce z papieru. Itd. Miały się RAF i USAAF z Gurkami, ale też i vice versa.
-
Przeróżnych historii o drugowojennych Gurkach jest bez liku. Same tylko historie na linii Gurkowie/RAF/USAAF to bardzo ciekawa rzecz. Korzyści z obecności Gurków w operacjach birmańskich były oczywiście olbrzymie, ale problemów też nie brakowało. Ciężko było się z nimi dogadać, chociaż po stronie alianckiej każdy z każdym nie mógł się tam wtedy dogadać. Społeczności etnicznych w tym regionie było za dużo, a każda gadała po swojemu. Szkoci usiłowali jakoś to okiełznać i organizowali kursy językowe, aby chociaż wybrani żołnierze z batalionów hinduskich i Gurków coś rozumiały, co się do nich mówi.
-
3 Pułk Strzelców Podhalańskich
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na farby → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
Przyjemność też po mojej stronie, bo temat jeden z moich ulubionych i dekady nad nim spędzone Dopiszę jeszcze coś o tych koszulach z Twojego zdjęcia, ale jak wspomniałem to dłuższy elaborat, więc potrzebuję czasu. A wątek amerykanizmów w WP II RP byłby bardzo ciekawy. Tak naprawdę to nikt nie ma pojęcia, co WP kupiło w USA. Wiemy tylko tyle, ile widzimy na zdjęciach, a nikt przy tym nie wie, jaki to jest odsetek całego tego kupionego w USA towaru. Wczoraj np. forumowicz zgłosił się z amerykańskim bolo M1910 - znalezisko strychowe. A to pokazuje, że wszystkiego można się spodziewać w WP z zasobów amerykańskich. Jeśli wylądowało tu bolo M1910, to np. dlaczego nie miałoby być w WP innych bolo tak lubianych w ówczesnych amerykańskich siłach zbrojnych, albo jakichś amerykańskich noży wojskowych. Nic tylko brać lupę i szukać po zdjęciach przeróżnych amerykańskich rzeczy. Cóż za kapitalne ubarwienie rekonstruktorów historycznych WP II RP. -
3 Pułk Strzelców Podhalańskich
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na farby → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
Bardzo ciężko coś powiedzieć, ponieważ cechą charakterystyczną tych spodni jest... brak cech charakterystycznych. Gdyby to miały być spodnie amerykańskie to ewentualnie płócienne (z dość grubego płótna żaglowego) z lat 1903-1904. One były właśnie takie równe, proste, zwyczajne, dość szerokie, ponieważ były traktowane jako ochronne do nakładania ich na porządne spodnie wełniane, żeby one nie łapały wilgoci w trakcie bytowania w terenie; takie spodnie-kombinezon ochronny. Amerykanie takie coś preferowali od początku XX wieku i z takim poglądem dojechali do II wojny (gen. Taylor zadręczał 101. DPD nawet w najgorsze upały, aby nosiła dwie pary spodni wg schematu powyższego, żeby mu się wojsko nie zaziębiało). Rzeczywiście, jak napisałeś, spodnie są dość jasne, ale jeśli są amerykańskie to po pierwsze zapewne były używane i spłowiałe; po drugie barwy tych spodni z lat 1903-1904 bywały różne, więc stosunkowo jasnych też nie można wykluczyć. Jeden z tych żołnierzy (pierwszy z lewej) ma zresztą spodnie ciemniejsze, a brązowe te wspomniane spodnie amerykańskie też bywały. Ponadto podobne w fasonie były wojskowe spodnie-ogrodniczki z roku 1918. Gdyby nałożyło się na nie górę od munduru to znowu byłyby nie do odróżnienia od tych z lat 1903-1904 szczególnie po założeniu opinaczy. Czyli ewentualnie, ale tylko ewentualnie, mogłyby to być amerykańskie spodnie ze specyfikacji 612, 676, 677 (1903-1904) lub te ogrodniczki z 1918. Ale nie bronię tej teorii, bo te portki to może być równie dobrze wszystko inne. -
Zdjęcia naszych samolotów w latach 1920- 1939
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na formoza58 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
Boguś wiecznie żywy -
3 Pułk Strzelców Podhalańskich
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na farby → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
I jeszcze jeden dodatek do koszul. Jak widzicie nie tylko WP mogło przerabiać te amerykańskie koszule ewentualnie na wersję stójkową kołnierzyka. Amerykanie też to robili.