Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    9 011
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. Jak zawsze ukłony i podziękowania za komentarz ?
  2. Ależ wspaniała jakość zdjęć na tej stronie wątku ? Pytania do znawców, bo już wiem, że tacy są: a) czy ten lotnik przypadkiem nie założył gogli górą na dół; b) jakie to są gogle, jakiej firmy, z jakiego państwa?
  3. Zgłaszam się na „psią wachtę”. Co się da to będę komentował, głównie w zakresie Gończych Polskich i Ogarów Polskich, ale też Retrieverów, jeśli takie występowały u wojaków II RP.
  4. A z przyjemnością! Mogę objąć nawet - nomen omen - „psią wachtę” mówiąc językiem marynarskim.
  5. PS Gdybyś tak miał zakładać taki wątek to świetnie byłoby dać na dzień dobry zdjęcia pułkowników Piotra Kartawnika i Józefa Pawłusiewicza, jeśli jakieś przedwojenne materiały na ich temat istnieją. W kategorii ogarów i gończych byli to najwybitniejsi hodowcy w II RP.
  6. Jako zamiłowany psiarz mówię - TAAAK!!! ?
  7. W WP II RP chyba w dobrym tonie było - jeśli już się miało psa - utrzymywanie albo tzw. psów płk. Kartawnika (dziś Ogar Polski), albo tzw. psów płk. Pawłusiewicza (dziś Gończy Polski). Ja z moim Gończym Polskim nieraz miałem ciekawe przypadkowe spotkania na ulicach z leciwymi osobami pytającymi mnie, „czy to jest pies Pawłusiewicza, bo pamiętam je sprzed wojny?”. Fajne psy, choć trudne w prowadzeniu.
  8. Plus Ogar Polski, tylko nieco przekarmiony i chyba już starszawy.
  9. A być może nawet na późnej Wronie bis. Fajnie cięgna zlewają się z zastrzałami i robią zmyłkę optyczną. Klawe zdjęcie ?
  10. Artykuł, wraz z całym numerem PHW, jest dostępny w necie https://docplayer.pl/79509155-Rocznik-xviii-lxix-nr-2-260.html Artykuł jest świetny, bo Olek jest świetny, czyli autor. Szkoda, że teraz mniej udziela się w necie na polu rekonstrukcji i historii, ale kiedyś trochę wymienialiśmy myśli na różne tematy historyczne. A przede wszystkim autor jest lekarzem, nie tylko pasjonatem historii i rekonstruktorem historycznym, więc jak pisze o sprawach medycznych to on akurat wie, co pisze. Parę rzeczy z zakresu lotnictwa silnikowego i szybownictwa ciut bym skorygował w tym artykule, albo coś dopowiedział, ale to tylko na marginesie, w niczym to nie zmienia jakości artykułu. Gdyby nie zawód autora i jego pasja historyczna to pewnie nieprędko ktoś inny targnąłby się na taki artykuł, więc nic tylko się cieszyć. Olek ma swoją bardzo ciekawą stronę http://skalpelikarabin.blogspot.com/
  11. Ano tak właśnie jest, jak piszesz. To zjawisko wielowątkowe, rozpoczynające się od pewnej kultury dokumentacyjnej danego narodu, a kończące się na poziomie cywilizacyjnym. Nieraz to tutaj podkreślam - w II RP i na początku PRL „wielkim halo” było posiadanie lodówki, radia i aparatu fotograficznego (mój tata musiał sprzedać motor, żeby kupić lodówkę, gdy się urodziłem), a w takich USA to elektryczne maszynki do golenia nie były niczym wielkim przed II wojną, nie mówiąc już o milionach aparatów fotograficznych funkcjonujących wtedy w społeczeństwie. I wojo zabierało te aparaty na wojnę i cykało, co się dało. Oni teraz mają miliony zdjęć z wojny, a my się zachwycamy zdjęciami, jakie nam i naszym wrakom cyknęli Übermensche, bo naszych porządnych zdjęć jak na lekarstwo.
  12. Bardzo fajne. Jedno z najstarszych świadectw wojskowości Gurków w tym wątku w ramach Commonwealthu.
  13. „Mój” zaprzyjaźniony ułan jazłowiecki nie wyrwał się z Polski po kampanii wrześniowej - udało się to jego bratu, też ułanowi jazłowieckiemu. „Mój” chwilę pożył w spokoju w Kazimierzu Dolnym w swojej posiadłości rodowej, po czym rozpoczęła się zabawa w kotka i myszkę z Gestapo, które ciągle nachodziło jego posiadłość, żeby go dorwać. Ale się nie udało. Przeżył w ukryciu. Za to Gestapo nie odkryło, że jego żona w jego posiadłości ukrywała Żydów. Czyli oboje państwo zrobili Gestapo w konia i oboje wojnę przeżyli. Ale to tylko na marginesie tego ciekawego wątku.
  14. To dopiero był materiał ludzki! Z jazłowieckich to i pewnie spadochroniarze byliby dobrzy. Z ułanem jazłowieckim jeździłem rokrocznie na nartach prawie do jego śmierci w roku 1981. Miał wtedy 82 lata. Człowiek wielkiej klasy i takiej też żywotności.
  15. Ta wieża jest raczej powojenna. Dwa lata temu moja firma dokładnie w tym miejscu miała partnera biznesowego. Ta wieża jest w stolicy zwana wieżą przy ul. Wioślarskiej.
  16. Poniżej jest zdjęcie z wieży spadochronowej na Młocinach. Wspomniane w podpisie ulice Jana III i Marii Kazimiery dziś nie istnieją. Ocalała tylko ulica Kiwerska. Ponieważ to są moje rejony, gdzie włóczę się z moją labradorką to twierdzę, że ta wieża musiała stać mniej więcej na Kępie Potockiej, przy Kępie Potockiej, albo w miejscu zbliżonym do dzisiejszego Parku Harcerskiej Poczty Polowej Powstania Warszawskiego. Tu jest wątek forum poświęcony tej wieży i jako wieczny włóczykij po tej okolicy zgadzam się z tamtejszymi forumowiczami http://forum.gazeta.pl/forum/w,296,12919022,12919022,Wieza_spadochronowa.html No i pytanie, czy ona jest przed-, czy powojenna? Jako człowiek Aeroklubu, „raczej” nie od dziś nie słyszałem, żeby po wojnie jakoś specjalnie szanowano szkolenie spadochronowe z wież, tylko jednak to bardziej prawdziwe.
  17. Autokorekta. Na poletku zawodowym współpracowałem kiedyś z niezmiernie u nas cenionym varsavianistą Jarosławem Zielińskim. Urząd Dzielnicy Warszawa Bielany poprosił go o opracowanie historyczne na temat Bielan i opublikował on to samo zdjęcie z wieżą spadochronową i podpisane, że ten kanałek to rzeczka Rudawka. W takim razie to przesuwa wieżę w stosunku do mojej wcześniejszej teorii. Przesuwa ją o ok. 2,3 km na wschód, czyli w stronę centrum Warszawy.
  18. Mieszkam 0,19 rzutu beretem od Młocin, ale o wieży na Młocinach nie słyszałem. Mój ojciec (człowiek lotnictwa) był w jakiejś mierze związany z byłym lotniskiem na Młocinach, ale o wieży jakoś mi nie wspominał. Czyżby to była kolejna wieża nie należąca do LOPP? Przez kogo w takim razie byłaby ufundowana? Jeśli to są faktycznie Młociny to kanałek widoczny na zdjęciu może być Potokiem Bielańskim, który w szczątkowej formie istnieje do dziś - częściowo na powierzchni, częściowo wkopany pod ziemię z powodu urbanizacji. Może tak spróbowalibyśmy dokładnie policzyć, ile w II RP było wszystkich wież spadochronowych, nie tylko tych LOPP?
  19. Ech, gdyby tak nie wybuchła II wojna to nasza kawaleria – tak samo jak amerykańska i zapewne inne światowe kawalerie – prędzej czy później dostałaby taką samą propozycję „nie do odrzucenia”, jak np. amerykańska: „Albo pod kapelusz panowie, albo się przekonwertujecie na airborne lub coś innego”. I pewnie WP II RP prędzej lub później dorobiłoby się jakiejś DPD. A wtedy fajnie byłoby obserwować, co z kawalerii przeniknęło do powietrznodesantowców. W US Army do wojsk „airborne” przeniknęły smycze do broni krótkiej, wzmocnione nosidła na manierki, piękne rękawice kawaleryjskie i buty kawaleryjskie dla motocyklistów. Ciekawe, co u nas by przeniknęło…?
  20. Bomba! Wingsuiting w tych płaszczach jako żywo https://pl.wikipedia.org/wiki/Wingsuiting ?
  21. Przepostowuję omawiane zdjęcie. No i się zrobiła ciekawa dyskusja. Powiem szczerze, że ja też dostałem rozdziawu ust na tutejszą wiadomość, że kawalerzyści WP w biednej II RP mieli swoją wieżę spadochronową, czyli kawalerzyści nie planowani do likwidacji ich formacji, a jedynie mieli tę wieżę do WF-u, gdy tymczasem mniej więcej w zbliżonym okresie w bogatych USA kawalerzyści jak najbardziej planowani do likwidacji (i z propozycjami zasilania wojsk powietrznodesantowych) swojej wieży spadochronowej nie mieli. Sytuacja bardzo interesująca z czysto logicznego, praktycznego, czy materialnego punktu widzenia. Teraz kwestia tego, czy zdjęcie jest zrobione na lotnisku? Tu pytanie, czy mówimy o tym grudziądzkim lotnisku, które dziś nazywa się Lisie Kąty, a które to lotnisko bardzo dobrze znam, bo spędziłem na nim ładnych parę lat? Hangar jest tam drewniany z lat 30., więc jakichś wielkich zniszczeń to lotnisko nie zaznało. Na omawianym zdjęciu są zabudowania, jakich w Lisich Kątach nie ma i być nie mogło, bo jest tego za dużo. Na pierwszym planie jest coś, co zdaje się wyglądać na stajnię; na drugim planie jest długi i duży budynek, jakiego w Lisich Kątach nie ma i na moje oko (to oczywiście żaden parametr i przyrząd pomiarowy) nie było – jest za długi, za wysoki, za duży, jak na potrzeby tego małego w sumie lotniska. Bardzo długo po wojnie była tam jedna z 2-3 najlepszych w Polsce szkół szybowcowych, poza tym, że zawsze był aeroklub. Przerób uczniów-pilotów był duży, jest tam część dydaktyczna, część hotelowa i spadochroniarnia, ale to wszystko nie jest tak olbrzymie, jak budynek na drugim planie poniższego zdjęcia. Powiedziałbym, że jest to ok. ⅓ tego gmachu, jaki widać na drugim planie.
  22. Mile widziane, gdyby ktoś miał jakieś zdjęcia lub informacje ukazujące związki żołnierzy 1. SBSpad z amerykańskim kapitanem Frankiem L. Lillymanem (szefem szkoły pathfinderów 101. DPD), albo z por. G. Wilfredem Jaubertem (podobnym szefem pathfinderów 82. DPD). Związki takie były, pytanie tylko, co z nich ocalało w sensie jakichś informacji lub zdjęć. Co najmniej jedno zdjęcie istnieje, ale im więcej tym lepiej, więc…
  23. Pasuje jak najbardziej. ? Ja z kolei polecam artykuł, którego współautorem jest mój znajomy, a ponieważ jest to były spadochroniarz wojskowy to przynajmniej jest gwarancja, że nie ma tam andronów z zakresu spadochroniarstwa właśnie, bo człowiek wie, co pisze, a ponadto jest rekonstruktorem historycznym 1. SBSpad, kolekcjonerem pamiątek po niej i badaczem jej historii. Polecam więc periodyk Mars nr 15/2003 i obszerny artykuł pt. „Szkolenie spadochronowe w Polskich Siłach Zbrojnych w Wielkiej Brytanii” w czasie II Wojny Światowej". Jako gość od dekad siedzący po uszy w sprawach powietrznodesantowych II wojny mam wprawdzie kilka zastrzeżeń do tego artykułu, ale to nie zmienia faktu, że jest bardzo ciekawy i dobry. To artykuł, który świetnie wpisuje się w dwa tutejsze wątki, w jakich współuczestniczymy, czyli wątki o wieżach spadochronowych i klasycznym spadochroniarstwie ze statków powietrznych.
  24. Bardzo wszystkim dziękuję za ukazywanie wątków grudziądzkich. Może to się daje tutaj odczuć, może nie, ale mam duży sentyment wobec Grudziądza. Gdy jest jakiś post o Grudziądzu i jego sprawach lotniczych to czasami proszę o rozwinięcie tematu, jeśli oczywiście dla jakiegoś forumowicza jest to możliwe. Spośród trzech papierków, jakie mnie do czegoś uprawniają na polu aeronautyki to dwa zdobyłem właśnie w Grudziądzu, a nigdy nie byłem jego mieszkańcem, tylko dojeżdżałem tam z Warszawy i okresowo mieszkałem. I dziękuję też za próby dochodzenia do tego, co gdzie było z tych grudziądzkich rzeczy lotniczo-spadochronowych przed wojną. Gdybym „w moich czasach” miał taką wiedzę o wspomnianych związkach Grudziądza z przedwojennymi sprawami aeronautycznymi to włócząc się nieraz po nim dla zabicia czasu tropiłbym ślady historii, ale wtedy to człowiek nie miał pojęcia o takich rzeczach. O lotniczych sprawach przedwojennych to wtedy były dwie książki na krzyż i to dosłownie – Skalskiego i Kurowskiego. O żadnych sprawach lotniczych i spadochronowych Grudziądza przedwojennego to praktycznie rzecz biorąc nic nigdzie nie można się było dowiedzieć. Epoka internetu i tak rozbudowanego rynku wydawców lotniczo-wojskowo-historycznych to przecież nie była. Wszystkiego, czego można się było dowiedzieć to jakieś opowieści „autochtonów”. A i tak nie były to opowieści z okresu międzywojennego, ale wyłącznie z wojny i „co tam panie Niemce robiły z szybowcami i artylerzystami przeciwlotniczymi”.
  25. Dzięki za ciekawą informację. Aczkolwiek dziwaczne to trochę i nieekonomiczne. Zafundować kawalerzystom wieżę spadochronową w zasadzie po nic, tylko dla wuefu to... chyba II RP za bogata była, czy co? Czyżby II RP była bogatsza niż Stany Zjednoczone, czy tylko bardziej (i bezsensownie) rozrzutna? Wśród amerykańskich kawalerzystów po rozwiązaniu tego rodzaju wojsk było modne wstępowanie do sił spadochronowych, ale jednak nie pod wpływem skakania z wież spadochronowych. Tych amerykańscy kawalerzyści nie mieli. Jeśli eks-kawalerzyści US Army wzięli udział w desancie w Normandii (a wzięli) to tylko dlatego, że od zera musieli się nauczyć spadochroniarskiego fachu w dywizjach typu airborne. A tu proszę, bogata II RP zafundowała kawalerzystom wieżę spadochronową tylko do WF-u, po nic więcej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie