Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    9 011
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. Poniżej jest zdjęcie opisane: A group of survivors from the Arnhem Operation arriving at Nijmegen after the evacuation and having their first drink. One of them, Captain Jan Linzel (second from left) is a member of the Dutch Royal Navy attached to No. 10 Commando. Wspomniane Commando to było tzw. Inter-Allied Commando. W ramach tego funkcjonował No. 2 Troop całkowicie holenderski złożony z ok. 45 (jak się dziś szacuje) żołnierzy. Przy czym niekoniecznie byli to Holendrzy z Holandii, bo był tam np. kapral Bill Knijff z Kanady. W trakcie op. MG cywilni Holendrzy cyknęli zdjęcia oczywiście także swoim holenderskim komandosom z tego No. 2 Troop. Istnieje kapitalne zdjęcie (z prywatnej kolekcji) dwóch żołnierzy No. 2 Troop w Groesbeek. Jeden z nich w amerykańskim hełmie podkradzionym albo rannemu, albo zabitemu. Amerykanie strasznie gonili holenderski ruch oporu za noszenie czegokolwiek amerykańskiego, ale jak widać komandos się nie bał.
  2. Tak na marginesie tego wątku… Zdjęć zrobionych w fazie upadku operacji Market Garden i po jej definitywnym fiasku są tysiące. Były wykonywane przez oficjalnych fotografów wojskowych dokumentujących działania wojenne, prywatnie przez żołnierzy (głównie amerykańskich) i przez niezliczonych Holendrów, bo tych holenderskich zdjęć są duże prywatne kolekcje. W okupowanej Polsce za posiadanie aparatu fotograficznego groziła śmierć – w okupowanej Holandii chyba nie, bo skąd byłby istny zalew prywatnych zdjęć Holendrów obrazujących alianckie siły powietrznodesantowe w op. MG? Poza tym ujawnia się tutaj po raz kolejny status cywilizacyjny – w II RP posiadanie aparatu fotograficznego to było „wielkie halo” w rodzinie, a w Holandii jak widać było inaczej i Holendrzy narobili tyle zdjęć z op. MG, że publicyści skupujący te zdjęcia mają wybór nieprzebrany. Są też oczywiście zdjęcia niemieckie, ale one mają zawsze ten sam charakter - upokarzający dla aliantów. Gdyby tylko takie zdjęcia uznać za tytułowe „Arnhem - krajobraz po bitwie” to też nie do końca odpowiadałoby prawdzie, bo w końcu nie wszyscy poszli do niewoli. Pomijam już słynną w polskim środowisku rekonstruktorskim 1. SBSpad „urban legend” o niedobrym Holendrze, który od lat szachuje polskich badaczy op. MG stwierdzeniem, że ma jakieś mityczne setki zdjęć żołnierzy 1. SBSpad na terenach op. MG i chce za nie nader konkretne pieniądze, których nikt nie ma, a w każdym razie nie zamierza dać. Pech polskich fanów 1. SBSpad polega na tym, że nikt nie korzysta z zasobów holenderskich zdjęć polskiej brygady. Skoro są setki, jeśli nie tysiące, a są, zdjęć zrobionych przez Holendrów żołnierzom amerykańskim na terenach op. MG to trudno byłoby sądzić, że nie ma takich samych holenderskich zasobów fotograficznych poświęconych terenowi operacyjnemu Brytyjczyków i Polaków. Te zasoby na pewno są, tylko nie ma woli badaczy i publicystów, aby te zdjęcia pozyskiwać i robić na ich bazie albumy lub inne publikacje, jak ma to miejsce w przypadku amerykańskich 82. i 101. DPD. Badacze tych dywizji nie odpuszczają ani jednego ciekawego zdjęcia czy to z początku op. MG, czy z fazy jej fiaska i prędzej lub później są te zdjęcia publikowane, także z zasobów rodzin holenderskich, czy wręcz przede wszystkim z tych zasobów. W przypadku brytyjskiej 1. DPD i polskiej 1. SBSpad tak to nie działa, a straty ikonograficzne są i będą kolosalne i bezpowrotne. Ani współcześni Brytyjczycy, ani Polacy, nie chodzą na terenach byłej op. MG od domu do domu i nie pytają, czy nie ma w rodzinie jakichś zdjęć z wojny i aliantów z września 1944 r. A badacze historii 82. i 101. DPD nie odpuszczają i oni mają wszystko, czego chcą i potrzebują, bo dla nich nie ma takiego domu, do którego nie zapukaliby z powyższym pytaniem. My nie mamy nic, bo trudno uznać za „coś” te pięć na krzyż zdjęć Polaków w op. MG na dodatek będących piątą kopią z dziesiątej kopii.
  3. Kurek od rewolweru sam mi się odciąga, jak patrzę na te wszystkie zdjęcia, no ale cóż... historii nie da się podrasować, wyretuszować, upiększyć...
  4. Tak, przepraszam, oczywiście Rosi ? Robiłem wtedy w Tomaszowie wystawę o Market Garden, więc nie miałem głowy do Übermenschowskich szczegółów językowych. Przejażdżka Rosi była formą nagrody za współtworzenie wystawy. Nie mogłem się nadziwić, jak pięknie Rosi odpaliła.
  5. Żeby tylko znowu jakaś Katrina czy inna wiatropędna gadzina nie zaatakowała tego muzeum, jak The National D-Day Museum.
  6. W każdym razie tzw. lądowanie off-field, w terenie przygodnym. Ale na pewno nie w tej kapuście, jaka jest na zdjęciu, bo tego by nie wytrzymał nawet F-15S/MTD ze specjalnym podwoziem do lądowania na uszkodzonych pasach. Samolot tylko przyholowano na miejsce, w którym zrobiono mu zdjęcie.
  7. @ Sedco Express / @ leszek01 Jak świetnie można się uzupełniać ?
  8. Super zdjęcie ? Psa trochę za mało widać, aby można mieć pewność stuprocentową w identyfikacji rasy, ale zważywszy ogrom tego psa i wygląd ogólny przynajmniej tyle, co widać, to mógłby to być niemiecki Leonberger lub coś mające jego krew w olbrzymiej mierze. Machina ze zdjęcia jest wprawdzie opisana cyrylicą (czyżby trofeum na terenie zaboru rosyjskiego?), ale to o niczym nie musi świadczyć w przypadku Leonbergerów. Był to ulubiony pies europejskich dworów królewskich i wszelkich innych szlachetnie urodzonych snobów w całej Europie. Psychicznie - zaprzeczenie np. Owczarka Kaukaskiego, który jest po wielokroć groźniejszy od machiny ze zdjęcia. Leonbergery to spokojne psy rodzinne, świetne do dzieci, aczkolwiek nie gamonie i jak swoich ludzi lub terenu trzeba bronić to one to potrafią.
  9. Zdjęcie bardzo fajne ? Jednak w tej kapuście to on na sto procent nie wylądował, ale coś go pod tę chałupę przywlokło.
  10. Każdy, czy najmniejszy, czy największy pies wywodzi się od wilka, więc i wilka (tylko od szczenięcia) można względnie „udomowić” i jakoś przysposobić do pracy dla człowieka. Ja z jakimkolwiek moim psem spotkałem wilka tylko raz (spotkaliśmy go z moim Gończym Polskim) i tyle strachu, co się wtedy najadłem to nie najadłem się nigdy więcej z jakimkolwiek moim psem, mimo że o moich psich przygodach mógłbym napisać jak nie trylogię, to co najmniej dylogię. Tylko raz w życiu trzymałem w lesie w dłoniach i gaz, i solidny nóż wojskowy, i tylko raz czekałem, czy krew poleje się tylko ze mnie, czy łącznie ze mnie i z mojego psa. Na szczęście wilk okazał się postacią z dobrym umysłem analitycznym i wycofał się z naszego „bliskiego spotkania III stopnia”.
  11. To szczeniątko długo mi nie dawało spokoju, ale gdzieś tak na 60-70 proc. zaryzykowałbym pogląd, że mogłoby to być szczenię Ogara Polskiego.
  12. Tzw. Szczęściarz Antoni tym latadłem leciał. Statystyki mówią, że podczas kapotażu - o ile pamiętam - ginie ok. 87 proc. ludzi na pokładach. Pchła miała taką konstrukcję, że przy kapotażu można było liczyć na łut szczęścia i wyjść bez złamanego kręgosłupa szyjnego.
  13. Nasz dzielny cekaemista czysto rasowy nie jest, niemniej wydaje się mieć bardzo dużo pozaborczej krwi niemieckiej albo z pinczera, albo z dobermana, albo i z jednego i z drugiego. Zdjęcie rewelacyjne ?
  14. Niby ich dużo i niby dużo w związku z tym informacji, ale „niby” robi różnicę niestety nie na niby. Za słabo widać różne części ciała tych psów, żeby coś powiedzieć z pewnością przynajmniej 80-90 procentową. Są one jakieś albo całkowicie rasowe, albo rasowe tylko na skalę kraju, czyli bez międzynarodowego statusu rasy (FCI). Tłumaczę, o co chodzi. W tamtych czasach strasznie krzyżowano psy i bez naukowych oględzin tych psów z natury to się z tego zdjęcia nie dojdzie, czym te psy są, bo bardzo przypominają aż trzy rasy: francuską Chien dꞌArtois (dawniej zwany Briquet), brytyjską Foxhound, ale też Rosyjskie Psy Gończe (krzyżówka Foxhounda z różnymi psami rosyjskimi; rasa tylko rosyjska nie uznawana przez Fédération Cynologique Internationale). Ale wystarczy, że jakiś Polak przywiózł z Francji (a WP miało dość mocny kontakt z Francją) Chien dꞌArtois i np. skrzyżował go z Rosyjskimi Psami Gończymi (wszystkie do siebie bardzo podobne) i wtedy to już za chińskiego boga nie rozpozna się, co to mogą być za psy. Ale oczywiście psy bardzo ciekawe i bardzo wzbogacające ten wątek.
  15. Mieszaniec wszystkiego z całego powiatu, na dodatek chyba z lekką krzywicą łap i ogólnie raczej nie za dobrze traktowany z odżywianiem na czele.
  16. Baryłka rumu się należy. Zdjęcie-perełka z powodu psa. ? Jest to brytyjski Field Spaniel - rasa bardzo rzadka zawsze, i przed II wojną, i dziś. One przed wojną wyglądały trochę inaczej, niż obecnie, bo z tą rasą wiecznie coś kombinowano. Świetny pies myśliwski nie bojący się terenów trudno dostępnych.
  17. Kundelek, ale „omc Welsh Corgi Cardigan” z olbrzymią dominantą tej rasy, dlatego „omc”, jak „omc mgr”
  18. Cocker Spaniel Angielski.
  19. Rasowy Owczarek Niemiecki.
  20. Owczarek Niemiecki i to chyba nawet w czystej formie, czyli rasowy.
  21. Jak wcześniej u innego żołnierza - niemiecki biały Szpic Średni.
  22. Ja to jestem pies na amerykańskie militaria, więc w sekundę wiedziałem, że to jest nicholsonowska czapeczka z kultowego „Ostatniego zadania”. Ale ten Buldog Amerykański to mnie po prostu rzuca na kolana. Przed II wojną ta rasa ledwo powstała, a już była na wyginięciu z powodu gangów żyjących z walk psów. Skąd polski żołnierz, który wtedy światowcem nie był, jak dziś, mógł mieć takiego psa? Skądś jak widać miał, ale droga jego pozyskania jest bardzo ciekawa. W takich przypadkach zazwyczaj jest tak, że rodziny dyplomatów mają rzadkie rasy psów, bo je po prostu przywożą ze światowych placówek dyplomatycznych. Ale oczywiście wersji wydarzeń w pozyskaniu tego psa może być kilka.
  23. W tym przypadku, to Wam się marynarzu należy nie jedna, a dwie baryłki rumu, więc nie wiem, jak zadbacie marynarzu o śnieżną biel tej Waszej klawej czapeczki i czy Wy jej w ogóle nie zgubicie... No po prostu własnym oczom uwierzyć nie mogę, skąd taki pies w II RP? Czy ten podchorąży miał coś wspólnego ze Stanami Zjednoczonymi? Ewentualnie z Wielką Brytanią? Jest to Buldog Amerykański. Szkopuł jedynie w tym, że przed II wojną ta rasa raczkowała, a w zasadzie ginęła. Żeby ściągnąć do przedwojennej Polski takiego psa to... nie wiem - trzeba było być zaprzyjaźnionym z hodowcą?; pojechać do USA i kupić go z ostatniej hodowli?; uratować go z Wielkiej Brytanii albo z USA z areny walk psów (bo do tego te ostatnie buldogi wtedy służyły)?; uratować go z jakichś innych nieciekawych okoliczności? Tak, czy owak, zdjęcie niezwykłe zważywszy rasę psa. ?
  24. Super. Owczarek Niemiecki w wersji przedwojennej, a nie tej zwichrowanej fizycznie i psychicznie, jak dziś.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie