Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    9 012
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. PS Czy jest na forum ktoś, kto ma choć kawałek materiału z czaszy przedwojennego polskiego spadochronu? Jeśli tak - czy można by tu wrzucić skan tego materiału? Pytam, bo byłby pewien sposób na sprawdzenie, czy II RP miała szpiega/szpiegów w ruskiej branży spadochronowej.
  2. Na amerykańskim forum historycznym, gdzie jakoś tam się udzielam, jest takie sympatyczne powiedzonko między forumowiczami – „detective work”. Jeśli mamy się w tym wątku pobawić w historycznych detektywów to przychodzi stwierdzić, że przedwojenne polskie spadochroniarstwo nie stało tylko licencyjnym Irvinem. Bo to po prostu widać. Pytanie tylko, ilu typów spadochronów używano w II RP i czyjej produkcji? Oraz jaka była, i czy w ogóle była, wynalazczość w wytwórni spadochronów w Legionowie? Fakty widoczne w tym wątku są następujące: 1. Wątek jest zdominowany (policzyłem) przez standardowe 28-klinowe (policzyłem) spadochrony będące najprawdopodobniej licencyjnymi Irvinami, jakie scharakteryzował powyżej Sedco Express. 2. Mamy w tym wątku aż trzy zdjęcia bardzo nowatorskich, jak na ówczesne czasy, spadochronów z tzw. kilem. Jedno zdjęcie jest powyżej; dwa pozostałe przepostowałem poniżej. „Kil” zaznaczyłem czerwonymi kropkami. Są to czasze 28-klinowe, ale nie są to dokładnie czasze Irvina, bo żeby w tamtych czasach utworzyć taki „kil” to trzeba było dość mocno naruszyć konstrukcję czaszy podstawowej. Co to są za spadochrony w takim razie? 3. Pielęgniarki nie skaczą z Irvinami. Ani czasza nie jest Irvina, ani uprząż, ani sposób wszywania linek w taśmę. Co to w takim razie są za spadochrony? Łącznie w tym wątku wystąpiły dotąd trzy typy spadochronów (trzy podtypy „polskich Irvinów” liczę jako jeden ze względu na standardowość ich czasz bez względu na trzy różne liczby zastosowanych klinów, bo one niczego nie wnoszą do nowatorstwa). Że II RP zajmowała się aerodynamiką szybowców i samolotów to wiadomo. Ale czy wiadomo coś o tym, że ktoś w międzywojennej Polsce zajmował się aerodynamiką spadochronów?
  3. Przepostowuję zdjęcie z tego wątku. Jeśli polski wydawca tego zdjęcia nie oszukiwał w międzywojniu - II RP miała już 28-klinowe spadochrony Irvin z „kilem”, jakie wspomniałem wcześniej. To, co zaznaczyłem czterem czerwonymi kropkami to już jest pierwszy na świecie, doświadczalny, „kil” mający za zadanie samoustawienie skoczka w odpowiednim kierunku do lądowania. I znowu fascynujące pytanie: Irvin tego nie badał i nie robił, w każdym razie nie zapisało się w historii, aby czymś takim się zajmował w procesie B+R. Co w takim razie widzimy na tym zdjęciu? Czy widzimy coś, co Legionowo zrobiło samo pod wpływem informacji ze świata, że trwają badania nad takimi spadochronami? Czy widzimy coś, co Polska wtedy kupiła do testów?
  4. Na plakacie ktoś bardzo ładnie wycyzelował Irvina 28-klinowego. Szukamy dalej 32-klinowce używane w II RP.
  5. Wracamy do nietuzinkowego zdjęcia pielęgniarki. Ponieważ zgadzamy się z Formozą, że nie widać na tym zdjęciu tzw. sytuacji niebezpiecznej, więc może warto pomyśleć, co widzimy na tym zdjęciu, bo na pewno nie widzimy rzeczy standardowej z tamtych czasów. Rzecz jest o tyle fascynująca, że jak raz nie międzywojenna Polska zapisała się w historii, jako państwo pracujące nad takimi spadochronami, jaki widać na zdjęciu z pielęgniarką. Najpierw podstawowe fakty i ich chronologia. Fakty są bardzo niekorzystne do najprostszego wyjaśnienia tego, co widzimy na zdjęciu, bo najprościej byłoby powiedzieć, że „najprawdopodobniej Amerykanin Lyman H. Ford poinformował Polskę, że są już spadochrony samoustawiajace skoczka w osi wiatru”. Tylko że fakty nie układają się w taki wygodny dla nas ciąg logiczny, chyba że są rzeczy, o jakich nikt już dziś niczego nie wie i Ford po roku 1927 nie stracił kontaktu z Polską, ktoś z nim utrzymywał dobre relacje, a Ford informował Polaków o najnowszych konstrukcjach spadochronów i w ogóle informował o tym, nad jakimi konstrukcjami pracują biura projektowe na świecie. Ford był światowcem, był bardzo cenionym instruktorem spadochroniarstwa na całym świecie, więc bez wątpienia był częścią światowego przepływu informacji o konstrukcjach spadochronów. Podstawowe fakty są następujące: ● 1926: Irvin przeprowadza się do Wielkiej Brytanii; ● 1927: amerykański guru spadochroniarstwa, Lyman H. Ford (wspomniany przeze mnie na str. 10 tego wątku) szkoli polskich spadochroniarzy; ● 1929: rusza amerykańsko-rosyjska współpraca w dziedzinie spadochroniarstwa; ● 1937: co najmniej od tego roku (jeśli ktoś wie, że wcześniej to sprostowanie mile widziane) Stalin pozwala wybranym Amerykanom przebywającym w ZSRR fotografować różne rzeczy związane z aeronautyką; ● 29.05.1938: pokazowy skok spadochronowy pielęgniarek w Warszawie; ● Jak widać na zdjęciu jednej z pielęgniarek ma ona spadochron z 32 linkami, a zatem jest to spadochron o 32 klinach. Wniosek: Nie jest to licencyjny „polski Irvin”, a być może w ogóle nie jest to Irvin; na pewno nie jest to seryjny Irvin. ● Od lat 20. XX wieku następuje minimalizacja liczby klinów w czaszach spadochronowych. Istniały wtedy (w USA, 1919-1920) nawet czasze 40-klinowe, ale im bliżej roku 1940 tym bardziej konstrukcje spadochronów zmierzały ku czaszom 24-klinowym. ● Z jakim typem spadochronu skakały pielęgniarki? Nie wiadomo. Spadochrony 32-klinowe są znane i stosowane, ale po II wojnie światowej. Co widać na zdjęciu? Widać spadochron, który bez ingerencji skoczka sam ustawia go plecami do kierunku wiatru, czyli jest to spadochron samoustwiający skoczka w prawidłowej pozycji do lądowania. W tamtych czasach obowiązywał wymóg ustawiania się do lądowania tak, aby mieć wiatr w plecy. Czasza spadochronu pielęgniarki ma „żagielek” z przodu skoczka, nie z tyłu, a więc wiatr opływający czaszę sam ustawiałby skoczka twarzą do prawidłowego kierunku lądowania. Skąd II RP mogła wiedzieć o nowatorskim spadochronie? Kto pierwszy na świecie zaczął wymyślać w międzywojniu spadochron samoustawiający skoczka tyłem do kierunku wiatru to jeszcze nikt nie doszedł do takich ustaleń. W historii zapisało się, że nad takim spadochronem pracował amerykański major Edward L. Hoffman oraz radziecki spadochroniarz, konstruktor i współkonstruktor spadochronów, autor prac teoretycznych na temat spadochronów Mikołaj Aleksandrowicz Łobanow. Ten ostatni był gościem niesamowicie napalonym na spadochroniarstwo. Pierwszą pracę naukową na ten temat opublikował już w wieku 27 lat. Ewentualny laur pierwszeństwa rozmywa się między innymi dlatego, że (wbrew pozorom) amerykańsko-radzieckie relacje na polu aeronautyki były w międzywojniu dobre, czy wręcz momentami bardzo dobre. Była wymiana naukowa i względy polityczne, fundamentalne różnice ustrojowe między tymi państwami, schodziły na dalszy plan. Od II kwartału 1929 r. Amerykanie i Rosjanie wspólnie pracowali nad rozwojem spadochronów. Rosjanie wysłali wtedy do Stanów Zjednoczonych dwuosobową delegację do kontaktów z szeroko pojętą amerykańską branżą spadochronową. W skład delegacji weszli Piotr Jonowicz Baranow oraz pilot i spadochroniarz Leonid Grigoriewicz Minow. Pierwszy był partyjnym aparatczykiem, ale zarazem współtwórcą radzieckiego lotnictwa wojskowego; drugi był wojskowym, a przy tym pilotem szybowcowym, samolotowym i spadochroniarzem. Dzierżył tytuł i odznakę numer 1 Mistrza Sportu Spadochronowego ZSRR (nadanie w 1936 r.) i jest zwany ojcem radzieckiego spadochroniarstwa Skąd II RP miała taki spadochron, jak u pielęgniarki, albo skąd wiedziała, że nad takimi spadochronami pracuje się na świecie to już jest seria pytań trochę jak z ufologii. Nie bronię tutaj żadnej teorii – co kto wymyśli to jego, a jeśli ktoś ma na to jakiś dokument to tym lepiej. Pytania i fakty byłyby następujące: ● Czy jest możliwe, że jakiś Polak – zważywszy fatalne relacje II RP z ZSRR – mógłby podpatrzeć jakieś prototypowe radzieckie spadochrony? Raczej nie, chyba że szpieg. ZSRR, jak wspomniałem wcześniej, zapraszał co najmniej od 1937 r. na swoje pokazy samolotowe, szybowcowe i spadochronowe tylko Amerykanów i Brytyjczyków. Na przykład tylko Amerykanie sfotografowali w 1940 r. wysokowyczynowe polskie szybowce zagrabione przez Rosjan w Polsce. Nikt inny nie miał takich dojść, aby fotografować takie rzeczy w ZSRR. Tak to działało wtedy między USA a ZSRR. ● Czy Amerykanie powiadomili Polskę o tym, że pracuje się na świecie nad takimi spadochronami? Wykluczyć chyba tego nie można. Czy był to Lyman H. Ford lub ktoś z jego środowiska? Też chyba na sto procent wykluczyć nie można. ● Czy do USA jeździły wtedy jakieś polskie misje mające za zadanie rozwój krajowego spadochroniarstwa; czy była jakaś polsko-amerykańska współpraca w tej dziedzinie? ● Czy Polska kupiła od USA jakąś partię takich nowatorskich spadochronów? ● Czy Legionowo samo podjęło prace B+R (pod wpływem doniesień ze świata) i to, co widać u pielęgniarek to jakiś spadochron polskiej konstrukcji na tyle sprawdzony, aby nie być już prototypem i aby można go było dać dziewczynom na pokazy? Jeśli ktoś coś wie – informacje mile widziane. Dlaczego pielęgniarki miały takie nietuzinkowe, jak na tamte czasy, spadochrony? Nikt nie musi się ze mną zgadzać, to tylko moja teoria, ale moim zdaniem powód jest tylko jeden. Nazywa się public affairs, czyli public relations na szczeblu rządowym i innych władz. Nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby dziewczynom jakichś spadochronów prototypowych. Opinia publiczna zawsze była i jest szczególnie wyczulona na los kobiet, więc wyobraźmy sobie, że w czasie pokazowego skoku dziewczyn 29 maja 1938 r. któraś z nich, albo niejedna, doznałaby kontuzji przy lądowaniu. Granada byłaby duża, a media pastwiłyby się nad czyjąś nieodpowiedzialnością, być może głównie instruktorów dziewczyn. Zarzucano by władzom, że chciała się popisać „na organizmach pielęgniarek”, a wyszło, co wyszło, czyli nie za dobrze. I być może dlatego, aby uchronić się przed takimi zarzutami, i żeby dać pielęgniarkom maksymalną na ówczesne czasy szansę na prawidłowe lądowanie dano im spadochrony samoustawiające skoczka w prawidłowej pozycji do lądowania. Pytanie tylko – z jakim typem spadochronu dziewczyny skakały, bo na pewno nie na „polskich Irvinach” i raczej trudno byłoby uwierzyć, że na jakichś spadochronach radzieckich będących efektem amerykańsko-radzieckiej współpracy? © Jedburgh Operations / Forum „Odkrywcy”
  6. Byłoby dobrze, aby trzymać się tematu wątku. Pinczer US Marine Corps z roku (co najmniej) 1943, jeśli nie późniejszego, nie stanowi ilustracji do wątku pt. „Czworonożni towarzysze żołnierza w II RP”.
  7. PS 2 Warto jeszcze pamiętać, co mówił gen. Drewniak, jak to świetnie Amerykanie wdrożyli u nas technologię produkcji amunicji do działka F-16. Polska amunicja rozkalibrowuje lufy po kilku seriach i działko do niczego się nie nadaje.
  8. PS Ponieważ znam każdy szczegół ówczesnej oferty offsetowej Brytyjczyków i Szwedów (Gripen) to wspomnę tylko, że w pakiecie offsetowym spółki Gripen International były: ● współprodukcja Gripenów (SAAB Military Aircraft AB) ● know-how w dziedzinie lądowej artylerii lufowej (BAE Systems) ● know-how w dziedzinie morskiej artylerii lufowej (BAE Systems) ● know-how dla przemysłu stoczniowego (wspólnie UK + Szwecja) ● know-how dla polskiego rolnictwa ● know-how dla polskiego sektora B+R (ogólnie, nie tylko w zbrojeniówce) ● programy rozwojowe dla polskich uczelni (ogólnie, nie tylko wojskowych) Co wyszło z „offsetu” za F-16 to wiadomo wszem i wobec. Technologia gięcia rurek (zawodówka PLL Lot potrafiła giąć rurki w najgłębszych mrokach PRL) + malarnia F-16. https://natemat.pl/118281,skrzydlata-murzynskosc-amerykanie-nie-dotrzymali-obietnic-za-f-16-a-my-znowu-chcemy-ich-samoloty Identycznie będzie po zakupie F-35A, jeśli nie gorzej.
  9. Nic nowego. Ostatni przetarg na WSB nie był przetargiem na WSB ale był przetargiem na F-16. Był przetargiem pozamerytorycznym. W tym przetargu nie było samolotów złych, a jedynie były samoloty trochę różne, a jeśli chodzi o offset to nie były trochę różne, ponieważ Mirage i Gripen były wybitne pod tym względem, podczas gdy F-16 był zerem.
  10. Mrozi mnie ta scenka. Humanizmem to mi ona nie pachnie. Pies raczej mieszaniec.
  11. Słaby ułan. W ruchu drogowym jeden polski misió miał 22 ‰ i dopiero wtedy poległ.
  12. Zauważ jeszcze jedną rzecz. Napisałem wcześniej, że nie ma już DOL-i w Polsce, bo nie ma ich w sensie operacyjnym, chociaż jako placki na mapie to są. Ale są albo zamrożone i nie konserwowane (duuużo czasu trzeba na doprowadzenie ich do użytku i to nie ręcznie, tylko maszynowo), albo są to „nówki nie śmigane” budowane przez GDDKiA w ramach dynamicznego rozwoju drogownictwa polskiego. Stopień militaryzacji GDDKiA nawet w czasie P jest tajny/poufny, ale jakiś jest, bo GDDKiA ma psi obowiązek świadczeń na rzecz obronności, w tym obowiązek wytyczania DOL-i na nowo budowanych autostradach i ekspresówkach i niekoniecznie ujawniania wszystkich lokalizacji (choć jakieś tam niby są ujawniane). To, że się nie ćwiczy na tych nowo zbudowanych DOL-ach to już odrębna głupota, której nie chce mi się komentować, bo to nie jest tak, że DOL DOL-owi równy. Nie jest tak, że każdy zawsze wyląduje na każdym DOL-u bez uprzedniego treningu na nim i bez sprawdzenia lokalnych warunków meteorologicznych, a co najmniej lokalnej cyrkulacji wiatrów. Ale spójrzmy na to w kontekście F-35B i Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. Gdyby bezdennie głupi Piss kupił F-35B zamiast A to mogłoby z tego powstać osiem 4-samolotowych sekcji do działań z lasów, dokładnie na wzór RAFG. A wtedy (nawet już) można by DGLP obłożyć takimi samymi obowiązkami na rzecz obronności, jak GDDKiA. Patrzmy dalej. Zakładamy, że dziś zamówiliśmy 32 F-35B do odbioru pierwszych za 5-6 lat. Kupa czasu. Ponieważ nie jest tak, że ruski zwiad satelitarny nie poradziłby sobie z rozpoznaniem jakiegoś odsetka leśnych baz samolotów VTOL/STOVL to DGLP mogłaby dostać nakaz utworzenia przez te 5-6 lat paru setek takich przecinek, które dla zwiadu satelitarnego wyglądałyby jak bazy operacyjne F-35B, a tak naprawdę wykorzystywałoby się ich osiem. Z powodzeniem 70-80 proc. tych przecinek mogłoby być lipnych, aby tylko zwieść wywiad satelitarny. Zważywszy drakońską prostotę tego, z czego operowały w RFN Harriery GR Mk 3 to dla leśników utworzenie takiej bazy zajmowałoby nie więcej niż trzy tygodnie. Nie takie rzeczy robią w trzy tygodnie leśnicy w lesie, przy którym mieszkam. A wtedy nawet gdyby ruscy rozpoznali sto procent takich leśnych baz (i tak niemożliwe) to nie wysłaliby przeciwko nim setek swoich cruise’ów, bo to też niemożliwe. W razie W F-35B spokojnie wyniosłyby się do ośmiu leśnych baz w kilkanaście minut. W PRL i na początku III RP 7. PLMB ćwiczył w Powidzu „wyprowadzenie spod uderzenia”, jak to oni nazywali. Wszystkie zdolne do lotu suki pułku startowały z czego tylko się dało (także z tej drogi kołowania, którą wspomniałem wcześniej) i cały pułk był w powietrzu w 40-50 minut. Skoro taka ruska graciarnia tak potrafiła się ogarnąć w symulacji czasu W to chyba ździebko nowocześniejsze F-35B ogarnęłyby się dużo szybciej i w razie W nawiałyby z baz stacjonarnych do lasów. I przetrwałyby w stu procentach samo wypowiedzenie W, czy też finałowe napięcie tuż przed W. Po cichu wyniosłyby się w nocy czwórkami do ośmiu leśnych baz. Ale pissowska miernota oczywiście poszła do markietu i kupiła F-35A, które pożyją w razie W kilkadziesiąt minut.
  13. A to kotów służbowych tam nie znają?
  14. DOL 1942 w USA. Fajne to były czasy. Jak z paliwem w powietrzu było krucho to podkołowywało się pod przydrożną stację paliw, mówiło się „do pełna” i bye bye.
  15. Jeszcze dużo szersze możliwości offsetowe zapewniała Polsce i zapewnia spółka Gripen International. Ale z nią prymitywy w rodzaju Błaszczaka też przecież nie będą rozmawiać.
  16. Człowieku Śniegu, Wy jesteście ciut niedofinansowani, ale jak by co to pisz, dzwoń, zgłaszaj się, a zasponsoruję, co trzeba.
  17. Nie wiem, co jest większą „lotniczą ciekawostką”? Czy, że „utknął tam na 3 lata na przeglądzie cyklicznym” - olbrzymia ciekawostka, (znane przyjazne państwo mogłoby w tym czasie posadzić u nas fafnaście grzybów A) Czy te skrzynki? Nie wiem, do czego są. Gumę konserwuje się w glicerynie, więc jeśli ten misió zasiedział się tam three years to - że sobie zażartuję - moczą mu nogi w glicerynie?
  18. To jest właśnie RAFG z zimnej wojny. Z grubsza polskie F-35B miałyby operować tak, jak poniżej. Mam gdzieś jeszcze fajne fotoreportaże z tamtych lat, chyba jeszcze ciekawsze niż te filmiki. Jak znajdę to wrzucę.
  19. Sixteen F-35B aircraft have been delivered to the British and are currently based in the U.K. and the United States. https://www.defensenews.com/global/europe/2019/01/10/uk-defense-chief-f-35-jets-are-ready-for-operations/ Są w normalnej produkcji.
  20. I jeszcze coś. Ten podobno tępy, głupi, prymitywny PRL i jego WLiOP (jeszcze do lat 90. w III RP) nawet jak nie robił rokrocznie ćwiczeń DOL (chociaż zazwyczaj były rokrocznie) to robił quasi-DOL w Powidzu na ówcześnie największym polskim lotnisku wojskowym. Piloci musieli startować i lądować nie na pasie startowym, ale na bocznej wąskiej drodze kołowania. I robili to. Był to idealny trening do DOL-u, choć na niektórych DOL-ach w Polsce trudniejsze były warunki, jeśli chodzi o zmienność kierunku wiatru. A zapytaj Błaszczaka, czy SPRP kiedykolwiek lądowały treningowo choćby na izraelskim albo szwedzkim DOL-u, albo nawet amerykańskim, choć u kowbojów to rzadkość, ale nie niemożliwość.
  21. F-35B istnieją i latają, jak by się ktoś pytał. Są wprawdzie jeszcze droższe niż F-35A, ale co to dla pana Błaszczaka, przecież on płaci jak rublami transferowymi, jego to nie obchodzi. A co miałyby robić? Wszystko w stu procentach na wzór RAFG. Małe leśne bazy z drogami kołowania z siatki metalowej, bazy ochraniane przez coś na wzór RAF Regiment i oczywiście bazy nie utworzone w godzinie W, ale na lata przed nią. Utworzone powoli, cicho, spokojnie, nie do odróżnienia nawet dla satelitów zwiadowczych od dużych akcji wycinkowo-pielęgnacyjnych lasów. Od czasu RAFG technika poszła do przodu, więc teraz jeszcze tylko trzeba by dołożyć ogłupiacze dla termowizji i podczerwieni w takich małych leśnych bazach dla 4-6 samolotów. I to - jeśli w ogóle - byłby choć minimalny sens zakupu jakichkolwiek samolotów z rodziny F-35. RAFG był tak pewny swego, jeśli chodzi o te leśne minibazy dla Harrierów GR Mk 3, że mimo tak drakońskiej cenzury, jak w czasach zimnej wojny, paru reporterom pozwolił je sfotografować, bo tak wielka była pewność, że ruscy i tak nie dojdą, gdzie te minibazy są w RFN. A tych minibaz było wiele, cała sieć. Kołowało się między drzewami i pod siatkami maskującymi. RAF Regiment miał tylko twardościomierze gruntu i pilnował, żeby wszystko było okay pod tym względem i nawet grunt nie był specjalnie wyrównywany, żeby wszystko wyglądało z powietrza naturalnie. Zważywszy, jakie F-35B ma podwozie on też by to spokojnie wytrzymał.
  22. Tak to będzie wyglądało, jak poniżej. W pierwszych dwóch-trzech kwadransach W Kalibry - lub ich następcy - zrobią dokładnie to samo. DOL-e już nie istnieją; piloci SPRP wyszkoleni na DOL-ach też już nie istnieją. I F-35A SPRP umrą śmiercią naturalną w swoich bazach przy akompaniamencie prymitywnej dumy Błaszczaka. Żeby to chociaż były F-35B to przynajmniej mogłyby działać po partyzancku jak niegdysiejsze RAFG z Harrierami, gdy RFN była państwem frontowym w czasach UW. No ale to będą F-35A z ich zdolnością - w razie W - przetrwania kilkudziesięciu minut. Gratulacje za umysłowość panie Błaszczak.
  23. A mówiłem jak komu dobremu dokładnie to samo, tylko obrazkowo, to kazał zdjęcia w kuwecie wywoływać, czy cuś...
  24. Znając polską wynalazczość (vide: fotele K-36DM) to zapewne Skala zrobi na tym biznes. Ponieważ farba stealth zawiera m.in. sproszkowany grafit, to polskie misie kupią szare nitro, a od Skali wkłady do ołówków automatycznych, utrą je na papierze ściernym, wsypią do nitro i jak znalazł będzie na zaprawki do polskich F-35A.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie