Skocz do zawartości

Pociąg z diamentami znaleziony pod Wałbrzychem? Niewykluczone! vol.2


woytas

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 307
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
O my got! :) Gdyby Państwo działało w tak doskonały sposób jak wyżej jest opisane, w sensie organizacji, to mielibyśmy naprawdę tutaj miły grajdołek :) Celowe podpalenie, wojsko do odwrócenia uwagi od właściwego terenu, co to ma być?

Na nowego Samochodzika na pewno się nadaję :) Chociaż już jeden był o złotym pociągu...

Z moich obserwacji wynika raczej coś innego. Wystarczyło zobaczyć dzisiejszą konferencje, żeby mieć wgląd i wyrobić sobie opinie. To raczej przypomina chaos i krainę rozkładu :)

Ale jeszcze nie ruinę :)

T.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś poszukiwaniami złotego pociągu" emocjonuje się Polska i świat. Jednak 12 lat temu Andrzej Gaik ruszył na 65. km torów tylko z grupą znajomych wyposażonych w łopaty. Przestali kopać, gdy dotarli do skał i gruzu. - I całe szczęście - mówi w rozmowie z nami przewodnik.

Trudno się z panem umówić w ostatnich dniach.


- No bo rozrywany jestem (śmiech). Jakieś zupełne szaleństwo opanowało Wałbrzych. Wszystkie stacje telewizyjne z Europy i świata tu zjechały. Mamy Discovery Channel, BBC, NBC, dziennikarzy z Niemiec i Rosji, no i wszystkie ważne telewizje z Polski do nas przyjechały.

Nigdy tak głośno nie było o Wałbrzychu?

- Nigdy. Tu atmosfera jest bardzo napięta. To wygląda jak nadmuchany balon, który pęknie. I mam nadzieję, że tym pęknięciem będzie wyciągnięcie tzw. złotego pociągu, który najpewniej gdzieś tutaj jest ukryty.

Już takich pęczniejących balonów w ostatnich 70 latach od czasu zakończenia II wojny światowej było sporo. No i wszyscy pytają, czy tym razem wreszcie pociąg zostanie odnaleziony.

- Są rzeczy oczywiste. Wiemy, że pociąg z Wrocławia wyjechał. Jest styczeń 1945 roku, kończy się wojna. Zamyka się pierścień armii sowieckiej wokół twierdzy Breslau i ówczesny jej nadzorca gauleiter Karl Hanke, przywódca partii nazistowskiej, daje jednoznaczne polecenie: wszystkie depozyty bankowe, depozyty ludności cywilnej, sklepy jubilerskie i rzeczy zagrabione na terenie całej Europy mają być zgromadzone w budynku, gdzie teraz mieści się Komenda Wojewódzka Policji.

Tam je zdeponowano. Zapakowano to w skrzynie. Było tego tak dużo, że nie mieściły się na parterze, a przecież to ogromny budynek. Ładowano je więc również na pierwsze piętro. Wiemy to z relacji kapitana policji niemieckiej, pana Klose.

To przedziwna postać. Ten człowiek został tutaj po wojnie i zaczął udzielać informacji. Narażał własne życie. Był przecież Niemcem, który współpracował z partią nazistowską.

Ale czy to był człowiek pozostawiony tu przez Niemców w celach dezinformacji, czy był może jednym ze słynnych strażników, którzy na tych terenach zostali? Trudno powiedzieć. To, co jednak tu mówił, było dość mętne.

Słyszymy od niego, że został oddelegowany do odszukiwania miejsc ukrycia. Ale twierdził, że nie wie, gdzie wywiezione z Wrocławia rzeczy zostały schowane.

Wiemy, że ostatni pociąg, który wyjechał z Wrocławia, to właśnie był pociąg z tymi zbiorami zebranymi w skrzyniach. Pociąg ruszył i zaginął gdzieś między 61. i 65. kilometrem trasy kolejowej do Wałbrzycha. To jest zaledwie 4-kilometrowy odcinek.

m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,18667044,lopata-kilof-sila-miesni-przewodnik-z-walbrzycha-opowiada.html?utm_source=m.gazeta.pl&utm_medium=testbox&utm_campaign=MT
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś poszukiwaniami złotego pociągu" emocjonuje się Polska i świat. Jednak 12 lat temu Andrzej Gaik ruszył na 65. km torów tylko z grupą znajomych wyposażonych w łopaty. Przestali kopać, gdy dotarli do skał i gruzu. - I całe szczęście - mówi w rozmowie z nami przewodnik.

Trudno się z panem umówić w ostatnich dniach.


- No bo rozrywany jestem (śmiech). Jakieś zupełne szaleństwo opanowało Wałbrzych. Wszystkie stacje telewizyjne z Europy i świata tu zjechały. Mamy Discovery Channel, BBC, NBC, dziennikarzy z Niemiec i Rosji, no i wszystkie ważne telewizje z Polski do nas przyjechały.

Nigdy tak głośno nie było o Wałbrzychu?

- Nigdy. Tu atmosfera jest bardzo napięta. To wygląda jak nadmuchany balon, który pęknie. I mam nadzieję, że tym pęknięciem będzie wyciągnięcie tzw. złotego pociągu, który najpewniej gdzieś tutaj jest ukryty.

Już takich pęczniejących balonów w ostatnich 70 latach od czasu zakończenia II wojny światowej było sporo. No i wszyscy pytają, czy tym razem wreszcie pociąg zostanie odnaleziony.

- Są rzeczy oczywiste. Wiemy, że pociąg z Wrocławia wyjechał. Jest styczeń 1945 roku, kończy się wojna. Zamyka się pierścień armii sowieckiej wokół twierdzy Breslau i ówczesny jej nadzorca gauleiter Karl Hanke, przywódca partii nazistowskiej, daje jednoznaczne polecenie: wszystkie depozyty bankowe, depozyty ludności cywilnej, sklepy jubilerskie i rzeczy zagrabione na terenie całej Europy mają być zgromadzone w budynku, gdzie teraz mieści się Komenda Wojewódzka Policji.

Tam je zdeponowano. Zapakowano to w skrzynie. Było tego tak dużo, że nie mieściły się na parterze, a przecież to ogromny budynek. Ładowano je więc również na pierwsze piętro. Wiemy to z relacji kapitana policji niemieckiej, pana Klose.

To przedziwna postać. Ten człowiek został tutaj po wojnie i zaczął udzielać informacji. Narażał własne życie. Był przecież Niemcem, który współpracował z partią nazistowską.

Ale czy to był człowiek pozostawiony tu przez Niemców w celach dezinformacji, czy był może jednym ze słynnych strażników, którzy na tych terenach zostali? Trudno powiedzieć. To, co jednak tu mówił, było dość mętne.

Słyszymy od niego, że został oddelegowany do odszukiwania miejsc ukrycia. Ale twierdził, że nie wie, gdzie wywiezione z Wrocławia rzeczy zostały schowane.

Wiemy, że ostatni pociąg, który wyjechał z Wrocławia, to właśnie był pociąg z tymi zbiorami zebranymi w skrzyniach. Pociąg ruszył i zaginął gdzieś między 61. i 65. kilometrem trasy kolejowej do Wałbrzycha. To jest zaledwie 4-kilometrowy odcinek.

m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,18667044,lopata-kilof-sila-miesni-przewodnik-z-walbrzycha-opowiada.html?utm_source=m.gazeta.pl&utm_medium=testbox&utm_campaign=MT
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś poszukiwaniami złotego pociągu" emocjonuje się Polska i świat. Jednak 12 lat temu Andrzej Gaik ruszył na 65. km torów tylko z grupą znajomych wyposażonych w łopaty. Przestali kopać, gdy dotarli do skał i gruzu. - I całe szczęście - mówi w rozmowie z nami przewodnik.

Trudno się z panem umówić w ostatnich dniach.


- No bo rozrywany jestem (śmiech). Jakieś zupełne szaleństwo opanowało Wałbrzych. Wszystkie stacje telewizyjne z Europy i świata tu zjechały. Mamy Discovery Channel, BBC, NBC, dziennikarzy z Niemiec i Rosji, no i wszystkie ważne telewizje z Polski do nas przyjechały.

Nigdy tak głośno nie było o Wałbrzychu?

- Nigdy. Tu atmosfera jest bardzo napięta. To wygląda jak nadmuchany balon, który pęknie. I mam nadzieję, że tym pęknięciem będzie wyciągnięcie tzw. złotego pociągu, który najpewniej gdzieś tutaj jest ukryty.

Już takich pęczniejących balonów w ostatnich 70 latach od czasu zakończenia II wojny światowej było sporo. No i wszyscy pytają, czy tym razem wreszcie pociąg zostanie odnaleziony.

- Są rzeczy oczywiste. Wiemy, że pociąg z Wrocławia wyjechał. Jest styczeń 1945 roku, kończy się wojna. Zamyka się pierścień armii sowieckiej wokół twierdzy Breslau i ówczesny jej nadzorca gauleiter Karl Hanke, przywódca partii nazistowskiej, daje jednoznaczne polecenie: wszystkie depozyty bankowe, depozyty ludności cywilnej, sklepy jubilerskie i rzeczy zagrabione na terenie całej Europy mają być zgromadzone w budynku, gdzie teraz mieści się Komenda Wojewódzka Policji.

Tam je zdeponowano. Zapakowano to w skrzynie. Było tego tak dużo, że nie mieściły się na parterze, a przecież to ogromny budynek. Ładowano je więc również na pierwsze piętro. Wiemy to z relacji kapitana policji niemieckiej, pana Klose.

To przedziwna postać. Ten człowiek został tutaj po wojnie i zaczął udzielać informacji. Narażał własne życie. Był przecież Niemcem, który współpracował z partią nazistowską.

Ale czy to był człowiek pozostawiony tu przez Niemców w celach dezinformacji, czy był może jednym ze słynnych strażników, którzy na tych terenach zostali? Trudno powiedzieć. To, co jednak tu mówił, było dość mętne.

Słyszymy od niego, że został oddelegowany do odszukiwania miejsc ukrycia. Ale twierdził, że nie wie, gdzie wywiezione z Wrocławia rzeczy zostały schowane.

Wiemy, że ostatni pociąg, który wyjechał z Wrocławia, to właśnie był pociąg z tymi zbiorami zebranymi w skrzyniach. Pociąg ruszył i zaginął gdzieś między 61. i 65. kilometrem trasy kolejowej do Wałbrzycha. To jest zaledwie 4-kilometrowy odcinek.

m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,18667044,lopata-kilof-sila-miesni-przewodnik-z-walbrzycha-opowiada.html?utm_source=m.gazeta.pl&utm_medium=testbox&utm_campaign=MT
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ginie nie tylko pociąg, ale też ludzie, którzy są na jego pokładzie.

- I nie ma żadnych świadków tego zdarzenia. Co się stało, nie wiemy. Może zostali stąd ewakuowani, a może po prostu ich zamordowano. Mówi się o trzech miejscach, gdzie może być pociąg: 61. kilometr drogi kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha, kolejny to 65. kilometr i wreszcie zapadlisko za palmiarnią w Lubiechowie. Te rejony są ciągle przeszukiwane. Zwracam uwagę na specyficzne ukształtowanie terenu. To są ogromne zapadliska w nasypach kolejowych, które mają po kilkanaście metrów. Teraz to wszystko jest porośnięte krzewami i drzewami.

Pan jest pewien, że ukryty tunel istnieje?

- Pewny to ja byłem, odkąd się o tym dowiedziałem na przełomie lat 80. i 90. Inicjatorem wszystkich poszukiwań jest pan Tadeusz Słowikowski , emerytowany górnik, pasjonat tego terenu, który ma dokumenty, zna relacje świadków, którzy widzieli taki tunel jeszcze w okresie II wojny światowej.

To byli Niemcy. Troszkę się z pana Tadeusza naśmiewano, że to facet, który wszędzie widzi ukryte pociągi, ale jak się okazuje, ten człowiek miał rację. To pan Tadeusz zainspirował mnie do tego, żeby 12 lat temu zacząć szukać tego pociągu. Rozkopaliśmy nasyp na 65. kilometrze.

Ruszył pan z łopatą w to miejsce?

- Oczywiście. Mieliśmy wszystkie zezwolenia. Załatwił je pan Słowikowski. Ich uzyskiwanie trwało aż pół roku.

Od kogo były zgody?

- I PKP, i Telekomunikacja Polska, i zakłady energetyczne, bo tu wszędzie są instalacje. Musieliśmy zawiadamiać policję, konserwatora zabytków, sokistów, no i oczywiście urzędników. Długo to trwało, ale pan Słowikowski jest uparty.

Zabroniono nam używania ciężkiego sprzętu, więc zabraliśmy łopaty i kilofy. Nie pozwolono nam wjechać na nasyp kolejowy i słusznie, bo obok ciągle jeżdżą pociągi. Zaczęliśmy kopać.

Zaczęliśmy, czyli kto jeszcze?

- Pan Tadeusz Słowikowski...

Przecież to już starszy mężczyzna.

- Ale jaki żywotny. Faktycznie miał już wtedy ponad 70 lat. Nie kopaliśmy sami. Udało nam się zorganizować ekipę skupioną wokół poszukiwaczy. Przyjechali m.in. mój syn i brat. Ludzie po prostu ad hoc się organizowali. No i ruszyliśmy.

Trwało to 3 dni. Rozkopaliśmy nasyp na długości ok. 11 metrów, do głębokości 2,5-3 metrów. Niżej już nie mogliśmy, bo to wszystko zaczęło się na nas zwalać i trzeba by to było szalować. Nie mieliśmy na to ani pieniędzy, ani odpowiedniego sprzętu.

Byliście zabezpieczeni czy robiliście to prowizorycznie?

- Bardzo prowizorycznie. To były amatorskie poszukiwania. Łopata, kilof, siła mięśni i przede wszystkim pasja. Przyszli do nas pracownicy kolei ze stacji Wałbrzych - Miasto i okazało się, że nie mamy osobnego zezwolenia z tego przystanku kolejowego. I nam te prace przerwali. I dobrze się stało.

Dlaczego?

- Bo to się mogło tragicznie skończyć. Dokopaliśmy się do skał, zaczęliśmy je ręcznie wybierać. To były odłamki skalne, a tego tam w ogóle nie powinno być. Tam była przeróżna skała: jakieś kamienie, granity, bazalty, piaskowce. Tutaj to nie występuje.

Dokopanie się do skał to był dla was ewidentny dowód na to, że pod spodem jest tunel?

- Oczywiście. To nie tylko skały, wcześniej znaleźliśmy tam cegły powiązane zaprawą betonową. To najpewniej były resztki muru oporowego, który runął, gdy tunel wysadzono w powietrze tuż przed zakończeniem wojny.

A potem to wszystko zasypano. Gdybyśmy zeszli jeszcze niżej, mogłoby dojść do nieszczęścia. Jestem pewien, że teren został zaminowany. Niemcy wtedy przebiegle stosowali miny porcelanowe, które były nie do wykrycia.

Mówi się, że zaginiony pociąg znajduje się na głębokości nawet 70 metrów. Panu to się wydaje możliwe?

- Wlot tunelu znajduje się na głębokości ok. 7-8 metrów, może 10. A później jest coraz niżej. Tak, myślę, że to może być głębokość nawet 70 metrów.

A długość pociągu to aż 100 metrów? Brzmi nieprawdopodobnie.

- Niektórzy mówią nawet o 150 metrach, a może być jeszcze więcej. Chodzi też o tunele kolejowe, które najprawdopodobniej łączą podziemia pod zamkiem Książ z Górami Sowimi, które są kilkanaście kilometrów stąd. Ukryty tunel, o którym ostatnio wszyscy mówią, to nie tylko pociąg, ale i te połączenia. To byłoby sensacyjne odkrycie.

Bez precedensu w skali światowej?

- Jak najbardziej. Jeśli się uda, to będzie największe odkrycie okresu II wojny światowej. Mówi się o wydobyciu pociągu z oryginalnym niemieckim uzbrojeniem. Ale równie ciekawe jest znalezienie tuneli łączących wszystkie obiekty kompleksu Riese. Do tej pory ich nie poznaliśmy.

Mówi się o tzw. złotym pociągu. Pan wierzy w to, że są w nim jakieś kosztowności, skarby, złoto?

- Akurat w tym przypadku nie. Najważniejsze mogą okazać się dokumenty, które mogą nam dużo powiedzieć o kompleksie Riese. Wiemy, że to w sumie 7 podziemnych obiektów, ale nie znamy jego przeznaczenia.

Jest kilka hipotez. Podobno miała tam być największa kwatera główna Hitlera. Mówi się też o ośrodku badań atomowych, fizycznych i chemicznych czy miejscu produkcji broni.

- Co wiemy na pewno? Zamek Książ w czasie II wojny światowej od jesieni 1943 roku był przebudowywany na reprezentacyjną siedzibę dla Adolfa Hitlera. Ten zbrodniarz bardzo bał się o swoje życie.

Dlatego sale zamkowe w części przeznaczonej specjalnie dla niego zostały przebudowane - tam są poobniżane stropy, betonowe ściany. Musiał się gdzieś schować w czasie zagrożenia nalotami.

Podziemia pod Książem - 50 metrów poniżej dziedzińca - to najprawdopodobniej bunkry i schrony, w których miał się chować Hitler. Nadal nie znamy przeznaczenia całego obiektu.

Mówiło się, że miały to być podziemne fabryki zbrojeniowe, samodzielne sztaby dowódcze armii niemieckiej, no i wspominano o wielkim schronie dla ludności Dolnego Śląska. Trzeba znaleźć połączenia tych wszystkich obiektów

Myśli pan, że tam jest wielkie miasteczko podziemne?

- Tak się zawsze mówiło. Nie znamy jednak całego obiektu Riese, dlatego trudno na razie opisywać to w ten sposób. Gdy Albert Speer (główny architekt Trzeciej Rzeszy) odsiadywał wyrok 20 lat pozbawienia wolności w Spandau, napisał w tym czasie pamiętniki.

Doskonale wiedział o kompleksie Riese i wspominał o ogromnej ilości zużytego materiału budowlanego: o tonach stali, betonu, rur, desek. To, co teraz widzimy i co zostało zmierzone, to nie jest to.

Speer nie zmyślił wszystkiego?

- Ależ absolutnie nie. Mało tego, akurat w tym przypadku mówił prawdę. To go pogrążało. Mówił także o pracy więźniów, a przecież najbardziej się bał, żeby nie udowodniono mu zbrodni nazistowskich. Był odcięty od świata i nie wiedział, że my tego jeszcze nie wiemy. Może nie był pierwszy, ale to od Speera dowiedzieliśmy się o kompleksie Riese.

Jak ta cała historia wokół tzw. złotego pociągu się zakończy? Wiceminister potwierdza jego istnienie na 99%.

- Bardzo się cieszę, że ta sprawa jest tak bardzo nagłośniona. To, że człowiek w randze wiceministra praktycznie potwierdził nam istnienie tego pociągu. To już teraz nie zostanie zamiecione pod dywan. To musi być teraz skończone. Trzeba postawić kropkę nad i" i wydobyć ten pociąg.

A jak należy to zrobić?

- Przede wszystkim pod nadzorem służb. Teren musi być w pełni zabezpieczony tak, by nikomu nic się nie stało. Ekipy saperskie przebadają teren ciężkim sprzętem budowlanym i wszystko zostanie odgruzowane. Ten pociąg musi być wyciągnięty.

Przecież ma koła, wystarczy założyć tylko krótki odcinek toru do tego tunelu, a tam na pewno są tory. Dalej trzeba pociągnąć je do głównej magistrali kolejowej, naoliwić koła pociągu i wydobyć go na zewnątrz.

Myśli pan, że on jest w dobrym stanie technicznym?

- Oczywiście. Przecież to Niemcy budowali, więc musi być w dobrym stanie. Marzę, byśmy go mogli zobaczyć.

I co wtedy? Rozpocznie się narodowe rozkradanie jego zawartości?

- Już słyszałem, że ludzie z Izraela roszczą sobie pretensje do tego, co ma się w tym pociągu znajdować. Mówią, że jest tam mienie zagrabione im przez Niemców, które było własnością narodu żydowskiego.

Ktoś z byłego Związku Radzieckiego też się upomina o swoje. Chętnych jest więcej, ale jeśli to znajdzie się pod nadzorem państwa, to nie ma mowy o rozkradaniu.

Nie wywołamy w ten sposób trzeciej wojny światowej?

- No chyba tak daleko to nie zajdzie. Tego nie musimy się obawiać.

*Z Andrzejem Gaikiem, przewodnikiem po zamku Książ i poszukiwaczem skarbów z Wałbrzycha rozmawiał Michał Radkowski z metrowarszawa.pl.

*

Prosze o wywalenie dubli. Z obsługi tabletu jestem słaby :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach, to chodzi o te spodki, które podobno miały podobną konstrukcję jak domniemany silnik Searla, który to z kolei potrafi wpaść w stan antygrawitacji. Jak na razie nikt tego oficjalnie nie udowodnił.
Swoją drogą ciekawie byłoby zobaczyć taki napęd na żywo, choć nie za bardzo wiadomo dlaczego miałoby to działać. Ale kto wie...
No dobra, ale dlaczego zgrzytać przy tym zębami"?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie