Boer Napisano 11 Lipiec 2012 Napisano 11 Lipiec 2012 Jak widze , bez wroga nie ma zycia, koniec swiata,jak to mowil pan Popiolek. s_boj jakby to byl ring to eton" byl by znokautowany.
WykoP2411+ Napisano 12 Lipiec 2012 Napisano 12 Lipiec 2012 Sprawa dawno zakończona,Kwach w imieniu polskich oprawców przeprosił biednych upowców.
Erih Napisano 12 Lipiec 2012 Napisano 12 Lipiec 2012 Media głównonurtowe olały oszołoma.Podejrzewam że na Ukrainie doznaje takiego samego traktamentu.
s_boj Napisano 12 Lipiec 2012 Napisano 12 Lipiec 2012 Niestety często tak jest, że w sezonie ogórkowym nawet poważne media biorą przykład z Pudelka i gonią sensację, publikując średnio mądre, za to kontrowersyjne wypowiedzi trzeciorzędnych polityków, czy dziennikarzy. Potem robią się z igły widły i wołania o pomstę do nieba, że nad wypowiedzią jednego troglodyty mają się oburzać premier, prezydent, prymas i prezes galaktyki. I dawaj z karmieniem trolla, aż pęknie z zachwytu, albo sam się sobie przeje.
steell Napisano 15 Lipiec 2012 Napisano 15 Lipiec 2012 No i z takim postawieniem sprawy zgodzić się nie mogę. Przypomnę tylko kontrowersyjne moim zdaniem publikacje Pana Grossa. Wtedy też było sporo głosów, że to tylko beletrystyka, niestety obecnie podawane są już i stanowią opiniotwórcze źródła na temat Polski i Polaków. Ruch narodowy wśród Ukraińców, zwłaszcza z terenów zachodnich Ukrainy i wschodnich Polski wcale nie jest taki slaby. Może jestem uprzedzony ze względów osobistych, mogę zrozumieć Ukraińców w ich dążeniach ale przykro mi gdy Polacy ich w nich wspierają. Oczywiście można głosić tezę ze minęło wiele lat i powinniśmy jako naród wybaczyć. Tylko ilu z nas żyjących ma prawo wybaczać? to prawo moim zdaniem przysługuje pokrzywdzonym ale by uzyskać wybaczenie trzeba o nie poprosić. Przypomnę tylko że tych ostatnich przy życiu pozostaje coraz mniej. Jeżeli ktoś czeka, aż ostatni odejdzie z tego świata i to załatwi sprawę, to się myli i tragedia może zostać zapomniana ale nie wybaczona.Kolega s-boj wspomniał w swoim wcześniejszym poście, że w interesie obu narodów leży zgoda, czy aby na pewno? Jeżeli temat zbrodni nie zostanie odpowiednio potraktowany i zamknięty, będzie wypływał co jakiś czas z większą lub mniejszą siłą. W końcu ktoś rzuci hasło że naszym interesem nie jest zgoda lecz odzyskanie terenów aż po Kijów, podobne głosy tylko w wersji po Kraków" słyszane są po drugiej stronie granicy.
s_boj Napisano 15 Lipiec 2012 Napisano 15 Lipiec 2012 Ale kto w głównej mierze rozreklamował wypociny Grossa? To by nadal pozostała (nie beletrystyka, bo to za duże słowo) literatura popularnonaukowa, gdyby tylko kilka osób nie potraktowało jej za poważny problem, aspirujący do miana pozycji naukowej.A co do nam współczesnych Ukraińców - co mamy im wybaczać? Mamy żądać poczucia winy od kolejnych pokoleń? Po co budować relacje na przyszłość poprzez ważenie wzajemnych win? Tak niczego się nie zbuduje. Poza tym, nie każdy naród dojrzał do odwagi cywilnej, jaką wykazali Polacy, przepraszając za Jedwabne. Prawda jest niestety taka, że dla kolejnych pokoleń rzeź wołyńska będzie takim wspomnieniem, jak np. dla nas, współczesnych zbrodnie dokonane przez Krzyżaków na pograniczu polsko-pruskim. Temat tej zbrodni nie będzie nigdy zamknięty, jeżeli ktoś będzie go cały czas wyciągał i wałkował, a to samonapędzająca się maszyna konfliktu. Mówienie o budowaniu relacji w ten sposób, że ok, będzie przyjaźń, ale najpierw niech nas przeproszą, nie zdaje egzaminu na niwie stosunków dobrosąsiedzkich pomiędzy państwami i narodami. Wypominanie, to tylko czekanie na odpowiedni moment, by znowu sobie skoczyć do gardeł.
DOMILUD PL Napisano 16 Lipiec 2012 Napisano 16 Lipiec 2012 Mówienie o budowaniu relacji w ten sposób, że ok, będzie przyjaźń, ale najpierw niech nas przeproszą, nie zdaje egzaminu na niwie stosunków dobrosąsiedzkich pomiędzy państwami i narodami. Wypominanie, to tylko czekanie na odpowiedni moment, by znowu sobie skoczyć do gardeł."Można zapomnieć o urazach. W imię strategii państwa, wspólnych interesów, bytu narodu itd. doraźnie pójść na kompromis i przemilczeć. Ale dopóki żyją ofiary, które pamiętają i czują się nieusatysfakcjonowane w zadośćuczynieniu doznanych nieszczęść, dopóty temat będzie wracał. To jak z dwojgiem ludzi, którzy muszą wspólnie pracować w jednej firmie, ale gdy spotkają się przy wódce - wtedy nieszczęście gotowe.To oczywiste, że każda doznana krzywda woła o pomstę do nieba i wymaga elementarnej sprawiedliwości i rekompensaty i nie zmienią tego żadne bajdurzenia miłośników wolności, miłości i pokoju.
s_boj Napisano 16 Lipiec 2012 Napisano 16 Lipiec 2012 Zgadza się. Jest jednak coś takiego, jak osadzenie w kulturze narodowej. Pokolenie ofiar i oprawców zawsze będzie miało swoje rachunki krzywd. Nóż się w kieszeni otwiera, kiedy np. oglądam filmy o powstaniu zamojskim i słyszę relacje członków rodzin ofiar. Sam wtedy chciałbym wziąć siekierę i szukać Niemca, czy Ukraińca... Ale to niestety jest tak, że zawsze każdy naród będzie miał swoją wizję historii. Doskonale obrazują ten problem Dzienniki kołymskie" Jacka Hugo-Badera. Autor pisze tam o tym, jak bodajże pił wódkę z byłym sowieckim generałem, swego czasu stacjonującym w Polsce. W pewnym momencie ten generał powiedział coś w stylu - wszystko pięknie, Polak i Rosjanin mogą żyć w przyjaźni, ale dlaczego wyście nas zdradzili i po 89 r. zbratali się z tymi Amerykanami, jak u nas przez tyle lat był kryzys, bo musieliśmy wyżywić cały blok socjalistyczny, wszystkie republiki i kraje w ramach Układu Warszawskiego i cały Związek Radziecki zaciskał pasa, żebyście mieli co jeść. Autor mu na to, że przecież wyjście nas okupowali, a całe pociągi żywności, węgla, surowców szły z Polski bez zapłaty do Związku Radzieckiego. Generał się popłakał, bo całe życie myślał, że jest lubiany i walczy o dobrą sprawę. Nie przypuszczał, że sowieci są na ulicy znienawidzeni przez zwykłych ludzi. On rozmawiał z Polakami, ale tylko tymi w koszarach. Tak samo był skoszarowany cały naród radziecki i ten naród nigdy nie zrozumie kto kogo zdradził i kto komu wyrządzał krzywdy. Katyń? A co to dla nich Katyń? Katyń, to tylko statystyka w porównaniu z masowością ich czystek, a dla nas, to rozdarta, niegojąca się rana. Z tego właśnie względu historię trzeba trwale i wyraźnie oddzielić od polityki, bo to dwie rzeczywistości, które nijak się do siebie mają. Polityka buduje przyszłość i jesteśmy za nią odpowiedzialni całościowo - politycy i obywatele po obu stronach granic. To, że na Euro ludzie z całej Europy zobaczyli nasze pozytywy, nie zostałoby osiągnięte poprzez żadne naukowe sympozjum. To budowanie wizerunku na przyszłość, dialogu kultur. Euro kosztowało? A ja mówię, że profity z Euro będą na pokolenia. Z historii nie da się wyciągnąć trwałych struktur porozumienia. Zawsze będą jakieś zadawnione zadry, czy urazy. Dlatego historię należy zostawić historykom, naukowcom, pasjonatom, bo to nie zabawka, ani szmata, którą każdy polityk może sobie wykręcać w dowolną stronę.
DOMILUD PL Napisano 16 Lipiec 2012 Napisano 16 Lipiec 2012 Nie zgadzamy się s_boj. Podważasz stare prawdy typu historia nauczycielką życia, kołem się toczy itd. To nie są frazesy. Świat, państwa, narody i ich cechy, skłonności to układ z grubsza scementowany i utrwalony. Są dominanci i są ci którzy muszą się podporządkować. My nigdy do końca nie chcieliśmy się podporządkować (no bo dlaczego na Boga?), dlatego ciągle mamy problemy. Nie przeniesiesz Polski na Płw. Iberyjski, nie okiełznasz całkowicie niemieckiej buty czy moskiewskiej chęci podboju. O ile Niemcy jako naród cywilizowany podporządkowali się prawom wolnych ludów i są przewidywalni, o tyle Moskwa to wielka niewiadoma. Właśnie na tym polega problem obecnego rządu. Wychodzą z założenia, iż Polska może stanowić równoprawny podmiot w stosunkach np. z Rosją gdy tak naprawdę rzeczywistość dookoła skrzeczy. Nigdy nie zostaniemy przez Putina zaakceptowani jako partner. Tylko jako rywal, Lach czy bękart Traktatu Wersalskiego. Nawet gdybyśmy chcieli wybrać przyszłość" bez względu na przeszłość, to nie pozwolą nam na to sąsiedzi. Od przeszłości nie uciekniemy.I tak samo jest z Ukrainą. Po powstaniu Chmielnickiego wybrali Rosję i tak jest do dzisiaj. Naród podzielony Dnieprem. Zachodnia część ma ambicje niepodległościowe, a wschód zrusyfikowany. Przeszłość ciąży na nich jak ołów. Jaką przyszłość mogą wybrać, kto im na to pozwoli? Na pewno nie Putin.
steell Napisano 16 Lipiec 2012 Napisano 16 Lipiec 2012 Kolego s_boj czytając Twoje posty jasnym jest ze masz skrystalizowane poglądy na tego typu sprawy. Z jakichś powodów uważasz, że szkalowanie narodu polskiego powinno być przez ten naród przemilczane, najbardziej pasuje tu stare stwierdzenie jak ktoś ci napluje w twarz to udawaj ze pada deszcz". Media są pełne nieprawdziwych lub przeinaczonych informacji, czasem celowo a czasami przez niechlujstwo. Pozostawianie ich bez sprostowania, prędzej czy później doprowadzi do sytuacji przewidywanej przez niesławnego dr. Goebbelsa kłamstwo powtarzane tysiąc razy zostanie uznane za prawdę" dlatego dziwię się trochę postępowaniu kolegi, jedynym sensownym wytłumaczenie jest takie, że szanowny kolega nie jest lub nie czuje się Polakiem. Jeżeli powody są inne chętnie je poznam ale to raczej chyba nie w tym temacie.Moim celem nie jest tworzenie podziałów na tzw prawdziwych Polaków i nieprawdziwych". Każdy jest tym kim się czuje, jeden czyje się Polakiem i Europejczykiem a drugi Europejczykiem i Polakiem /Żydem, Ukraińcem, Czechem, Niemcem/** niepotrzebne skreślić.Wracając do tematu, Rzeź na kresach" miała miejsce,to fakt, pytanie co z tym faktem zrobimy. Możemy udawać, że nic się nie stało ot drobny zatarg sąsiadów. Tylko, że nie jesteśmy w stanie powiedzieć jaki to będzie miało wpływ na stosunki w Europie środkowej za powiedzmy 10-20 lat. Jeżeli potrzebny jest przykład to proszę Mord Katyński", pomimo wielu lat indoktrynacji nie został zapomniany i kładzie się cieniem na naszych stosunkach z Rosją. Chyba nie budzi wątpliwości fakt, że praktycznie bez znaczenia jest co teraz zrobi Rosja w tej sprawie, i tak będzie postrzegana negatywnie.
steell Napisano 16 Lipiec 2012 Napisano 16 Lipiec 2012 Problem nie leży tylko po naszej stronie, lata kłamstw powoduje, że trudno jest części Rosjan uwierzyć w to jaka była prawda a Rząd Rosyjski ma problem jak pogodzić własne społeczeństwo i roszczenia strony Polskiej.
erwin1 Napisano 16 Lipiec 2012 Napisano 16 Lipiec 2012 Steell czasami to że ktoś został magistrem powoduje tego typu postawy i takie postrzeganie historii niestety..................
s_boj Napisano 16 Lipiec 2012 Napisano 16 Lipiec 2012 Widzisz erwin, zostać magistrem w dzisiejszych czasach, to nic wielkiego, nie zostać, to zwykłe gnojostwo.Natomiast, co do wpisu steela, wiedziałem, że dyskusja prędzej, czy później będzie zmierzała w kierunku przypisania mi narodowości innej niż polska przez tzw. prawdziwych polaków" (celowo z małej). Powiem wam tyle - być nierozerwalnie związanym z polskością i czuć się Polakiem, nie musi na szczęście oznaczać czucia się psem, otoczonym przez sforę wilków, który każdemu wkoło musi się odgryzać za dawne i nowe rany. Taka wersja polskości nie jest wcale wersją dumną, czy godną. Jak może być godny ktoś, kto całe życie czuje się opluty i szkalowany i znajduje dziwną masochistyczną przyjemność z robienia z siebie ofiary na ołtarzu narodów? W dodatku ofiary totalnie bezkrytycznej wobec siebie, wierzącej, że jest białą owieczką.
erwin1 Napisano 17 Lipiec 2012 Napisano 17 Lipiec 2012 Wiesz S_boj polskość przez całe lata zaborów i obu okupacji była opluwana i deptana a mimo to nie zginęła i w tamtych czasach było to dla nas Polaków normalne bo wiedzieliśmy że póki my żyjemy Ona nie zginęła !!" Pojmujesz i czujesz to czy nic ??
Lipek Napisano 17 Lipiec 2012 Napisano 17 Lipiec 2012 Czyli każdy, kto nie jest magistrem to gnój? Taki jest twój przekaz?Ad vocem twoich wcześniejszych wywodów.Smutnym jest fakt, że ktoś kto kończył polonistykę z nauczaniem historii (podobno to kończyłeś) ,a tak naiwne i oderwane od rzeczywistości postrzeganie dziejów. Ty po prostu nie masz o tym pojęcia, albo udajesz ze nie masz. I taką wiedzę chcesz przekazywać potem dzieciakom w szkole? Nie dziwota, że edukację kończą u nas zastępy półanalfabetów, nie rozumiejących totalnie, co się wokół nich dzieje i z czego to wynika.Historia i polityka są ze sobą sprzężone i oddziałują na siebie od niepamiętnych czasów. To historia determinuje politykę, a polityka z kolei potrafi kształtować historię. To, jak postrzegamy naszych sąsiadów czy inne narody, a co za tym idzie - jaką politykę zagraniczną prowadzimy, jest określone przez naszą świadomość historyczną. Rosja ma do nas stosunek mocarstwowy i nie uznaje nas za równorzędny podmiot stosunków międzynarodowych, a także czuje w nas zagrożenie, gdyż wynika to z biegu dziejów - nowożytnych wojen polsko-rosyjskich, zaborów, 1920, 1939-1989 etc. Ciągle traktują nas jako swoją, co prawda utraconą, strefę naturalnych wpływów. I takie postrzeganie ma swoje dalsze konsekwencje w polityce zagranicznej, ale również gospodarczej (ceny surowców, embargo na pewne produkty) czy obronnej.Termin polityka historyczna" też nie wziął się znikąd. Nie jest też wymysłem PiS, jak sądzą nasze polskie lemingi, wychowane na Szkle Kontaktowym. Polityka historyczna jest tak stara jak stosunki międzynarodowe. Duże, świadome państwa, aspirujące do jakiejś roli w świecie, łożą miliony dolarów na sprzedawanie własnej wizji historii. Dlaczego symbole upadku komunizmu w Europie Środkowo - Wschodniej jest upadek Muru Berlińskiego, a nie nasza Solidarność"? Bo mądry rząd niemiecki wydał kupę forsy na organizację dziesiątek konferencji, eventów kulturalnych i politycznych, wydawnictw historycznych itp. lansujących upadek Muru jako koniec totalitaryzmu w tej części Europy.O działaniach Rosji czy USA w tej dziedzinie nie ma nawet co pisać, bo to temat na dobry doktorat.U nas z kolei mainstreamowe media zrobiły wszystko, aby obrzydzić termin polityka historyczna" i przedstawić go jako synonim chorego nacjonalizmu, ksenofobii czy niemal faszyzmu (ulubione słowo-pałka współczesnego lewactwa). My mamy być przecież państwem słabym, łykającym to, co nam dadzą nasi więksi sąsiedzi.Kto nie rozumie wzajemnego oddziaływania historii na politykę, ten kiep. Nie rozumie w takim razie nic ze współczesnych stosunków międzynarodowych i nie powinien się na takie tematy w ogóle wypowiadać, bo robi ludziom mętlik w głowie. Szczególnie przykre, jak taki poziom ignorancji prezentuje ktoś aspirujący do bycia nauczycielem.P.S. Yeti, wiem że nie na temat. Najwyżej wydziel proszę osobny wątek z tej dyskusji.
s_boj Napisano 17 Lipiec 2012 Napisano 17 Lipiec 2012 Tak, była opluwana i deptana i wówczas, w tamtych czasach, wasze teksty byłyby uprawnione. Obecnie Polska opluwana, ani deptana nie jest. Czasy są różne od tamtych o 180 stopni. I dlatego właśnie wasze poglądy mają moc teorii spiskowych, podobnie jak zdanie, że od lat pięćdziesiątych kosmici rządzą w USA.Wpisu erwina nawet nie chce mi się komentować, niech ktoś inny mu wyjaśni co wynika z czego.Lipek, żyj dalej w swoim świecie oderwanym. Widzisz, to w zasadzie z mojej strony próba rozmowy z obrazem, albo wiatrakiem. Ty dalej widzisz mainstreamowe media.A szkoła? Są różne wizje szkoły. Giertych chciał skoszarować dzieci w mundurkach i w ich myśleniu. Wyrzucił Gombrowicza z programu szkolnego. Innym się marzy wyrzucenie religii ze szkoły. A mi się marzy myślący uczeń, świadomie się wypowiadający na tematy humanistyczne, na podstawie zebranych źródeł i historycznych faktów. Szkoła nie ma indoktrynować myślenia, powinna nauczyć myślenia. Politykę postrzegam jako pomyje w krysztale. Każdy, kto próbuje grać historią w politykę, sprowadza historię do roli wykręcanej szmaty. Potem ją sobie rozwiesi na sznurku, a jak mu się ta mapa nie spodoba, to przepłucze i wykręci raz jeszcze.
erwin1 Napisano 17 Lipiec 2012 Napisano 17 Lipiec 2012 Dyskusja z tobą to jak mowa do ściany i też nie chce mi się tego co napisałeś komentować bo widzę że jak już beton zastygnie w głowie to nic nie jest w stanie go rozbić.Idąc 11 listopada i niosąc naszą flagę w Warszawie , wyzwiska w stylu faszyzm nie przejdzie " i to co działo się potem to dla ciebie NORMALNY kraj o który walczyło setki tysięcy moich rodaków ??
Czlowieksniegu Napisano 17 Lipiec 2012 Napisano 17 Lipiec 2012 Panie i Panowie- podziwiam Waszą zdolność do OT i robienia b..ałaganu w każdym dowolnym wątku.Nie wiem, może nie zauważyliście ( albo nie zrozumieliście ) tytułu?
DOMILUD PL Napisano 17 Lipiec 2012 Napisano 17 Lipiec 2012 Na podstawie chyba najlepszego opracowania w temacie Ewy i Wacława Siemaszków Ludobójstwo" kilka podsumowujących uwag:Po pierwsze, w swoim założeniu obejmowało ono jak najszybszą eksterminację fizyczną (wymordowanie) - "tam i wtedy - wszystkich Polaków, których udało się dosięgnąć (6), od niemowląt po starców, bez jakiejkolwiek różnicy płci lub wieku. Pod tym względem porównywalne jest ono jedynie do niemieckiego totalnego ludobójstwa na Żydach - lecz nie na Polakach (7). Zresztą, dodajmy, jeśli chodzi o eksterminację Żydów - obywateli polskich - na Kresach południowowschodnich RP, Ukraińcy mieli nie tylko olbrzymi udział we wszystkich masowych aktach ludobójstwa wspólnie z Niemcami lub samodzielnie pod niemieckim nadzorem (8), ale dokonywali również podobnych aktów na własną rękę, już latem 1941 r. w momencie wkraczania wojsk niemieckich (9). Później, już po wspólnej z Niemcami likwidacji gett, a więc głównie od drugiej połowy 1942 r., Ukraińcy wyłapywali i mordowali jeszcze pojedynczych ukrywających się Żydów (10). Wszystkie te "akcje połączone były, przypomnijmy, z olbrzymim rabunkiem mienia (11).Po drugie, ludobójstwo ukraińskie połączone było z reguły ze stosowaniem najbardziej barbarzyńskich tortur. Chodzi tu o sięgające XVII i XVIII w. tradycje hajdamackie (powstania Chmielnickiego (12) i "koliszczyzny (13)), stosowane już wtedy rąbanie ofiar siekierami, wrzucanie rannych do studzien, przerzynanie piłą, wleczenie koniem, wydłubywanie oczu, wyrywanie języków itp. (14). Takich barbarzyńskich czynów Niemcy, a nawet Sowieci (z reguły) nie dokonywali. Oczywiście było bicie i często bestialskie znęcanie się w czasie śledztw (15) oraz w obozach koncentracyjnych (gdzie dochodziło jeszcze wielkie głodowanie i praca ponad siły, zbrodnicze eksperymenty medyczne u Niemców etc.), ale nie miało miejsca mordowanie połączone z obcinaniem czy wyrywaniem części ciała, przepiłowywaniem, rozpruwaniem brzuchów i wywlekaniem wnętrzności itp. (16).W ogóle, dodajmy, w skali europejskiej - rozpatrywane pod kątem stosowanych straszliwych tortur - ukraińskie ludobójstwo na Polakach porównywalne jest jedynie częściowo z ludobójstwem chorwackim (ustasze Ante Pavelicia) na Serbach w okresie II wojny światowej od wiosny 1941 r. Jednak tam praktykowano szeroko masowe wypędzanie oraz "nawracanie na katolicyzm, co oznaczało pozostanie przy życiu dużej większości Serbów, którzy znaleźli się w granicach stworzonego w kwietniu 1941 r. - z łaski Niemiec i Włoch państwa chorwackiego (17). Natomiast w przypadku ludobójstwa ukraińskiego praktycznie wszystkich Polaków, którzy wpadli w ręce siepaczy - mordowano. Bowiem, wbrew kłamstwom strony ukraińskiej, całkowicie obalonym w pracy Siemaszków, nie było żadnych "wezwań do opuszczenia Wołynia przez Polaków czy wprost ich "wysiedlania. Odwrotnie, bardzo często Polaków chcących uciekać przed ludobójstwem mającym już miejsce w sąsiednim powiecie czy gminach zachęcano do pozostania, "gwarantując im bezpieczeństwo(sporadycznie nawet na piśmie!) lub wręcz grożono, że ucieczka traktowana będzie jak "zdrada wobec Ukraińców - wszystko po to, by ich wszystkich na miejscu wymordować! (o czym jeszcze dalej)."itd. I jak tu ze spokojem patrzeć w przyszłość?http://genocide.pl/
emes Napisano 17 Lipiec 2012 Napisano 17 Lipiec 2012 Dlaczego symbole upadku komunizmu w Europie Środkowo - Wschodniej jest upadek Muru Berlińskiego, a nie nasza "Solidarność? Bo mądry rząd niemiecki wydał kupę forsy na organizację dziesiątek konferencji, eventów kulturalnych i politycznych, wydawnictw historycznych itp. lansujących upadek Muru jako koniec totalitaryzmu w tej części Europy."To prawda Lipek,Niemcy potrafili sie zjednoczyc w tej sytuacji,a Polacy jak zwykle - skupili sie na opluwaniu Wałęsy (który oczywiście ideałem nie jest)i wzajemnym skakaniu sobie do gardeł,w czym bynajmniej nie celowały lemingi (choc to określenie raczej bardziej pasuje do wyborców panów K)...
Lipek Napisano 17 Lipiec 2012 Napisano 17 Lipiec 2012 Niemcy potrafili też przeprowadzić głęboką dekomunizację, co u nas zostało zablokowane przez siły postępu". To tak na marginesie.
NEPTUNAK Napisano 20 Lipiec 2012 Autor Napisano 20 Lipiec 2012 Zamieściłem link i stworzyłem post bo jakoś wcześniej nikt nie pisał na głównych mediach o tym wydarzeniu.
Infaco Napisano 25 Lipiec 2012 Napisano 25 Lipiec 2012 Idąc 11 listopada i niosąc naszą flagę..."Nie chcę być niegrzeczny ale czy nie przeszkadzało koledze, że na ten marsz byli zaproszeni nacjonaliści ukraińscy, uważający członków UPA za bohaterów?Nie chcę wywoływać kolejnej kłótni, więc proszę to pytanie potraktować jako pytanie retoryczne:)Pozdrawiam
kindzal Napisano 28 Lipiec 2012 Napisano 28 Lipiec 2012 Rzezie metodą depolonizacjiZbrodnie Ukraińców na Kresach nie były czystkami, ale ludobójstwem, ponieważ dążono do wymordowania całej ludności polskiej, a nie do jej wypędzenia.Ewa Siemaszko – absolwentka Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Od dziesięcioleci zbiera i opracowuje dokumenty dotyczące losów ludności polskiej na Wołyniu podczas II wojny światowej. Jest autorką, wraz z ojcem Władysławem, fundamentalnej monografii „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”. Wspólnie z Jarosławem Kosiatym prowadzi serwis internetowy Wołyń naszych przodków (www.nawolyniu.pl), gdzie udostępnione są setki starych fotografii, wspomnień i dokumentów poświęconych Polakom na Wołyniu.Rozmawia Paweł DybiczMedia Polityka Nauka i Technika Kultura i Rozrywka Styl Życia Ciekawostki Społeczeństwo Biznes i Finanse Religia Sport i Turystyka Wiadomości lokalnePrzeglądRzezie metodą depolonizacjiPrzegląd | Czwartek, 26 lipca 2012 A A Afot. PAPZbrodnie Ukraińców na Kresach nie były czystkami, ale ludobójstwem, ponieważ dążono do wymordowania całej ludności polskiej, a nie do jej wypędzenia.Ostatni numerGra wysokich lotówGra wysokich lotówwszystkie z numeru »archiwum »Ewa Siemaszko – absolwentka Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Od dziesięcioleci zbiera i opracowuje dokumenty dotyczące losów ludności polskiej na Wołyniu podczas II wojny światowej. Jest autorką, wraz z ojcem Władysławem, fundamentalnej monografii „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”. Wspólnie z Jarosławem Kosiatym prowadzi serwis internetowy Wołyń naszych przodków (www.nawolyniu.pl), gdzie udostępnione są setki starych fotografii, wspomnień i dokumentów poświęconych Polakom na Wołyniu.Rozmawia Paweł DybiczREKLAMA Czytaj dalej– Czy znając stosunki polsko-ukraińskie w II RP, należało się spodziewać zbrodniczych wystąpień ukraińskich nacjonalistów? Czy pierwsze rzezie były dla Polaków zaskoczeniem?– Najpierw trzeba by sprecyzować, kto mógłby się spodziewać. Na pewno nie spodziewali się tego Polacy żyjący na wsi, gdzie stosunki między społecznościami polskimi i ukraińskimi układały się wspólnotowo, a właśnie tam Polacy najwięcej ucierpieli. Przejawem dobrych relacji było wzajemne poszanowanie świąt, obchodzonych w innych terminach, zapraszanie na uroczystości rodzinne, świąteczne, wspólne zabawy, pomoc sąsiedzka, rodziny mieszane polsko-ukraińskie (szczególnie w Małopolsce Wschodniej). Toteż napady na Polaków na dużą skalę, zwłaszcza gdy wśród napastników rozpoznawano ukraińskich sąsiadów, były zaskoczeniem i powodowały poczucie zawiedzionego koleżeństwa czy przyjaźni.– Nie było analiz przewidujących działania ukraińskich nacjonalistów?– Tak straszny rozwój wypadków mógł być brany pod uwagę przez specjalistów zajmujących się bezpieczeństwem wewnętrznym i zewnętrznym, przede wszystkim pracowników Oddziału II Sztabu Głównego WP, potocznie zwanego dwójką, którzy gromadzili dane o działalności antypaństwowej. Problemy stwarzali komuniści i nacjonaliści ukraińscy – Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy głównie na Wołyniu, a Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) przede wszystkim w Małopolsce. Obie te organizacje planowały oderwanie części ziem II Rzeczypospolitej: ukraińscy komuniści chcieli przyłączenia do Związku Sowieckiego, a nacjonaliści chcieli niezależnej Ukrainy, ale bez innych narodowości, przede wszystkim Polaków. Stosunki polsko-ukraińskie były więc pochodną działalności obu tych wrogich Polsce i Polakom organizacji, a także Ukraińskiej Organizacji Wojskowej (UWO) działającej do początku lat 30. Z różnych dokumentów OUN wynikało, że przygotowywano się do tzw. rewolucji narodowej, której celem było zniszczenie polskości na terenach wspólnie zamieszkanych przez Ukraińców i Polaków. Terroryzm, włącznie z zabójstwami, sabotaż i dywersja dokonywane najpierw przez UWO, następnie przez OUN, wywoływały kontrakcje państwa polskiego, co z kolei było wykorzystywane przez te organizacje do podziemnej agitacji antypolskiej wśród Ukraińców.ZBRODNIE WYNIKAJĄCE Z IDEOLOGII– Czy polityka II RP wobec mniejszości narodowych była racjonalna?– Przez dziesiątki powojennych lat wytyka się II Rzeczypospolitej błędy polityki wobec mniejszości narodowych, i to w taki sposób, że niewchodzący w szczegóły obywatel nie zdaje sobie sprawy z tego, że Ukraińcy mieli swoją reprezentację parlamentarną, w dwóch kadencjach Sejmu II RP wicemarszałkiem był Ukrainiec Wasyl Mudryj, działało szereg ukraińskich organizacji: kulturalnych, oświatowych, gospodarczych, sportowych (wykorzystywanych zresztą przez OUN do przygotowywania gruntu społecznego dla późniejszych zbrodni na Polakach). Ukazywały się czasopisma (aż 81) i różne wydawnictwa w języku ukraińskim. Nie można więc mówić o ucisku narodowościowym, co najwyżej o niepełnym zaspokojeniu potrzeb (np. niedostatecznej liczbie szkół z ukraińskim językiem wykładowym). Gdyby nie antypaństwowa działalność organizacji nacjonalistycznych, pod różnymi względami pozycja ludności ukraińskiej w II RP byłaby bardziej ją satysfakcjonująca. Polacy, wywalczywszy niepodległość po 123 latach zaborów, nie mogli pozwolić sobie na demontaż państwa, na jego rozczłonkowanie, do czego dążyli nacjonaliści ukraińscy.– Czym tłumaczyć zachowanie Ukraińców – pokłosiem wcześniejszych zbrodni NKWD w latach 1939-1941, udziałem w nazistowskiej eksterminacji Żydów, swoistym oswojeniem się ze zbrodnią?– Zbrodnie NKWD (aresztowania, przetrzymywanie w więzieniach, masowe zbrodnie przy likwidacji więzień w czerwcu-lipcu 1941 r., okrutne zsyłki do łagrów i deportacje) nie były przykładem, na którym uczyli się nacjonaliści ukraińscy (podkreślam: nacjonaliści, bo nie wszyscy Ukraińcy byli nacjonalistami popełniającymi zbrodnie). Zarówno pomysł, jak i sposób depolonizacji wynikały ze zbrodniczej, faszystowsko-nazistowskiej ideologii nacjonalizmu ukraińskiego szerzonego przez OUN od 1929 r. To była ideologia nienawiści i sankcjonowania zbrodni jako metody osiągania celu, ideologia przecząca uznawanym powszechnie zasadom moralnym, traktująca je jako przeszkodę w rozwoju silnego narodu, który by istnieć, musi eliminować słabsze narody. Niewątpliwie dodatkowym czynnikiem potwierdzającym słuszność takiej ideologii i pokazującym, że można bezkarnie niszczyć masy ludzkie, był holokaust Żydów. Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej zagładę Żydów organizowali Niemcy, ale uczestniczyli w niej czynnie policjanci ukraińscy, powiązani z OUN, którzy pół roku później zdezerterowali do partyzanckich oddziałów dokonujących zbrodni na Polakach, w tropieniu zaś niedobitków żydowskich, przekazywaniu ich Niemcom i policji albo w samodzielnym likwidowaniu brali też udział nacjonaliści ukraińscy. Obok Polaków również Żydzi byli wymieniani w dokumentach i materiałach propagandowych jako element, który należy zniszczyć (Smert’ lacham, żydam i moskowśkij komuni).– Czy mają uzasadnienie głosy o inspirującej roli NKWD i GRU: o podsycaniu przez te służby nienawiści i przyczynianiu się do zbrodni Ukraińców na Polakach?– Nie ma na to dotąd dowodów, natomiast jest wystarczająco dużo dowodów na programowe, planowe przygotowywanie przez OUN tzw. rewolucji narodowej, która była w rzeczywistości zbrodnią ludobójstwa.POLAK TO WRÓG– Dlaczego rzezie zaczęły się na Wołyniu?– Ten rejon był najdogodniejszy do rozpoczęcia eliminacji ludności polskiej. Po pierwsze, Polaków było na Wołyniu mało, przed wojną zaledwie 16,6% ogółu ludności, liczbowy stosunek Polaków do Ukraińców wynosił 1:4,1, czyli na jednego Polaka przypadało czterech Ukraińców. Po okupacji sowieckiej 1939--1941 i wywozie na roboty do Rzeszy stosunek ten zmienił się na niekorzyść żywiołu polskiego: w 1943 r., kiedy rozpoczęły się rzezie wołyńskie, przypadało pięciu Ukraińców na jednego Polaka. Nastąpiła też zmiana jakościowa, ponieważ represje sowieckie pozbawiły Kresy najaktywniejszego polskiego elementu, predysponowanego do organizacji walki z okupantem i do samoobrony. Do tego trzeba dodać, że Polacy żyli głównie na wsi, zwartych dużych osiedli polskich było mało, ludność polska była rozproszona wśród ukraińskiej, co bardzo ułatwiało depolonizację. Dla organizacji zbrojnych oddziałów ukraińskich, które potem przyjęły nazwę Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), były też sprzyjające warunki terenowe, ponieważ Wołyń, zwłaszcza jego północna połowa, był zalesiony, a lasy to dobra baza dla partyzanckich formacji. Tak więc to na Wołyniu były wtedy najlepsze warunki do zorganizowania zbrojnego ramienia OUN, czyli bojówek UPA, oraz do wprowadzenia w c zyn planów eksterminacji Polaków i nabycia doświadczeń przydatnych do rozszerzenia zbrodni na Małopolskę Wschodnią w drugiej połowie 1943 r. Fakt przybycia na Wołyń z Małopolski emisariuszy nacjonalistycznych, którzy pomagali tworzyć UPA i organizować napady, potwierdza plan rozpoczęcia rzezi na Wołyniu.– Jaki cel chciały osiągnąć OUN i UPA dokonując czystek etnicznych?– Zbrodnie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej nie były czystkami, ale zbrodniami ludobójstwa, ponieważ dążono do wymordowania całej ludności polskiej, a nie do jej wypędzenia. Używano podstępów, by było jak najwięcej ofiar. W województwach tarnopolskim, stanisławowskim i lwowskim w niektórych miejscowościach OUN i UPA podrzucały Polakom ulotki wzywające do przeniesienia się za San, bo formacje te nie miały tam wystarczających sił do całkowitego rozprawienia się z ludnością polską (w Małopolsce było więcej Polaków niż na Wołyniu). Wszędzie natomiast atakowani byli Polacy uciekający, co świadczy o zamiarze całkowitego wyniszczenia Polaków żyjących wśród Ukraińców (Wyriżemo wsich lachiw, do odnoho, od małoho do staroho). Celem tych zbrodni było stworzenie korzystnych warunków do wywalczenia Ukrainy tylko dla Ukraińców, a więc państwa jednonarodowego. – Jakimi metodami eliminowania Polaków posługiwali się napastnicy? Dlaczego dokonywano mordów w tak bestialski, niehumanitarny sposób? Czy metody te należy tłumaczyć tylko słabym uzbrojeniem oddziałów UPA?– Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich wyróżniało się powszechnością okrucieństwa. W ludobójstwie niemieckim i sowieckim też były elementy okrucieństwa, ale innego rodzaju, nie tak drastyczne i na mniejszą skalę. Na Kresach ofiary były zabijane głównie za pomocą narzędzi gospodarskich (topory, widły, kosy, noże, motyki, piły itp.). Broń palną posiadały bojówki OUN i UPA, natomiast nie dysponowały nią wiejskie bojówki złożone z ukraińskich chłopów nienależących do UPA, zaagitowane i wciągnięte do likwidacji Polaków. Pastwienie się nad ofiarami wynikało przede wszystkim z kolosalnej nienawiści, jaką OUN wywołała za pomocą odpowiedniej propagandy. Okrucieństwo w stosunku do przeciwników występowało w wielu społeczeństwach Europy do połowy XIX w., ale w wyniku rozwoju społecznego zjawisko to zanikało, natomiast na wschodzie trwało, bo rozwój społeczny był powolniejszy. To przerażająco barbarzyńskie masowe mordowanie upoważnia do zastosowania w odniesieniu do ludobójstwa ukraińskiego łacińskiego terminu genocidium atrox (straszne, dzikie).ZASTRASZYĆ UKRAIŃCA– Dlaczego Ukraińcy w równie okrutny sposób potraktowali rodziny mieszane, polsko-ukraińskie, i wielu Ukraińców niechętnych rzeziom?– Według ideologii nacjonalizmu ukraińskiego polsko-ukraińskie związki zagrażały czystości narodowej przyszłego państwa ukraińskiego, do której OUN dążyła bezwzględnie. Nie miało znaczenia, czy Polak jest rodzinnie połączony z Ukraińcami czy nie, Polak to wróg, którego trzeba wyeliminować. Z kolei Ukraińcom z polsko-ukraińskich rodzin zarzucano, że w ten sposób osłabiają nację ukraińską. Losy rodzin mieszanych były różne, nie wszystkie spotkały prześladowania ze strony nacjonalistów. Potwornie natomiast obchodzono się z Ukraińcami niepodporządkowującymi się OUN i UPA – m.in. by odstraszyć od niesubordynacji wobec zarządzeń OUN-UPA i zastraszyć całość społeczeństwa ukraińskiego. W ten sposób objawiał się totalitarny charakter ideologii nacjonalizmu ukraińskiego i formacji ją stosujących.– Co się działo z majątkiem pomordowanych, ich domostwami, ziemią, którą uprawiali?– Mienie ruchome, inwentarz żywy w części zagospodarowywała UPA, w części miejscowa ludność – to był oczywisty rabunek na wielką skalę, choć ludność polska nie była majętna, a wojna spowodowała ogromne zubożenie. Zabudowania były palone, murowane w dobrym stanie rozbierane. Wszystkie budowle kojarzone z polskością (świątynie, szkoły, domy ludowe, młyny i inne obiekty, w których coś produkowano) były niszczone. Wycinano też sady i parki. Likwidowano materialne ślady polskiej obecności. Ziemia miała przejść na własność ludu ukraińskiego, ale do tego nie doszło, bo w miarę przesuwania się frontu sowiecko-niemieckiego na zachód następowała ponowna sowietyzacja.– W ramach akcji samoobrony powstała 27. Wołyńska Dywizja Piechoty, ale Polacy wstępowali też (ok. 1,2 tys. osób) do niemieckiej policji i do radzieckiej partyzantki. Wstępując do policji, kolaborowali z hitlerowskim okupantem? W partyzantce – ze Stalinem?– 27. Wołyńska Dywizja Piechoty AK powstała nie jako samoobrona, ale do walk z Niemcami w ramach planowanego ogólnonarodowego powstania (akcja „Burza”) w momencie znacznego osłabienia sił okupanta. To był styczeń 1944 r., a więc wtedy, gdy na Wołyniu nie było już wielu Polaków, przebywali w miastach i 10 wiejskich ośrodkach z samoobroną. Wstępowanie do tzw. Schutzmannschaften (ok. 1,2 tys. ludzi), czyli ochronnych oddziałów pod dowództwem niemieckim, czy do sowieckiej partyzantki (ok. 2 tys. Polaków), wynikało z rozpaczliwej sytuacji. Polacy naprawdę byli bezbronni. Udział w tych formacjach był traktowany jako obrona, a nie jako wspieranie okupanta aktualnego i poprzedniego, i rzeczywiście tam, gdzie one stacjonowały, Polacy byli bezpieczniejsi. To OUN i UPA wepchnęły Polaków do obcych oddziałów. Dopiero od połowy lipca 1943 r., a więc po przetoczeniu się przez Wołyń wielkich ludobójczych akcji, zaczęły powstawać akowskie oddziały partyzanckie, w których łącznie było ok. 1,2 tys. żołnierzy, którzy następnie weszli w skład 27. dywizji. Samoobrony były słabe, większość została przez UPA rozbita, do 1944 r. utrzymało się zaledwie 10. Ocena postaw ludzi w śmiertelnym zagrożeniu nie jest więc prosta. LICZENIE OFIAR– Jakie akcje odwetowe podjęli Polacy, jakie były ich rezultaty, ile było ofiar?– Ta sprawa nie jest dostatecznie zbadana, natomiast podawane są przez różnych autorów rozmaite liczby Ukraińców, którzy zginęli z rąk polskich, przeważnie nieprawdopodobne, bo nieproporcjonalne do istniejących wtedy możliwości po polskiej stronie. Odwetów ze strony akowskich oddziałów partyzanckich nie było wiele, akcje były skierowane przeciwko uzbrojonym Ukraińcom, choć niejako przy okazji ginęli też cywile. Ukraińcy z UPA ginęli także w walkach z oddziałami partyzanckimi i w kilku starciach z 27. WDP AK. Samoobrony nie prowadziły akcji odwetowych, lecz obronne, tylko jedna samoobrona w Przebrażu dokonała kilku akcji prewencyjnych, mających na celu rozbicie zagrażających „gniazd” UPA. Odróżnienie członków bojówek OUN i UPA od cywilnych ofiar, nieuczestniczących w zbrodniach, nie jest możliwe, bo nie ma wiarygodnych danych. W rzeziach brali udział chłopi ukraińscy, a więc wszyscy byli traktowani jako niebezpieczny element. Winą za pacyfikacje niemieckie, w których Polacy uczestniczyli, niesłusznie obciąża się wyłącznie Polaków, podobnie jest z akcjami oddziałów sowieckich.– Czym tłumaczyć trudności w oszacowaniu liczby ofiar ukraińskich nacjonalistów na Kresach?– Zgromadzona dotąd dokumentacja pozwala na najbardziej prawdopodobne określenie liczby ofiar na ok. 130 tys. na całym obszarze dokonywania przez OUN-UPA ludobójstwa Polaków, a więc na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Trudności dotyczą odtworzenia pełnej imiennej listy ofiar, a to dlatego, że za późno rozpoczęte zostały badania, prowadzone były siłami społecznymi, bez wsparcia finansowego. Większość świadków nie żyje, wielu odmawia informacji z obawy przed zemstą ukraińską, część nie chce wracać do traumatycznej przeszłości, trudno jest dotrzeć do takich, którzy mogliby przekazać swoje przeżycia. Różnego typu dokumenty nie zawierają wszystkich faktów zbrodni i ofiar. Nie jest więc możliwe, przy najlepszych chęciach, dokładne ustalenie strat polskich.http://media.wp.pl/kat,1022945,page,4,wid,14790463,wiadomosc.html
Sobiepan Napisano 28 Lipiec 2012 Napisano 28 Lipiec 2012 Warkoczyk zbryzgany krwiąDo loszku na ziemniaki wrzucono granat. Tak ginęły dzieci ze wsi. Te starsze, bo mniejsze topiono w studniNawet dziś śnią mi się po nocach mordercy, płonie mój dom, dziadkowi odcinają głowę, a ja wyję we śnie, żona słyszy krzyk i widzi, jak macham rękami. Pali się moja wieś Hnilicze, w mojej głowie brzmią śmiertelne krzyki – mówi znany pisarz Stanisław Srokowski.Każdy z ocalonych z rzezi na Kresach dźwiga swoją historię. Ma swój własny koszmar, który powraca do niego, gdy zamyka oczy.Żałobna listaNajdrobniejszy szczegół tej sceny wrył się w pamięć Zygmunta Maguzy. Kiedy wszedł do domu dziadków Stankiewiczów w Witoldowie, zobaczył trzy trupy. Babcia i dziadek leżeli w łóżku porąbani siekierą. Na ciało babci rzucono zmasakrowaną 11-letnią Weronkę, jego młodszą córkę.– Podłoga zalana była krwią. Krew i kawałki mózgu zbryzgały ścianę. Dziobały je kury, niektóre wskoczyły na stół, leżał tam chleb upieczony przez babcię. Podniosłem za ramiona dziadka, jego czaszka była wbita w klatkę piersiową – mówi Zygmunt Maguza. – Chlusnęły na mnie czarna krew i mózg.Sąsiedzi opowiedzieli mu, że Weronka uciekała przez podwórko, kiedy trafiła ją kula. Ranną dziewczynkę Ukrainiec przywlókł za nogę do domu.– To była cicha, nieśmiała dziewczynka. Mówiła „dobryj deń sąsiadom, niewiele więcej. Tego ranka słyszeli, jak strasznie krzyczy: „Nie zabijajcie mnie" – opowiada Maguza. Łamie mu się głos.18-letni Henryk Maguza wstąpił potem do 27. dywizji wołyńskiej AK, jeszcze później z armią Berlinga dotarł do Berlina. Forsował Prypeć, gdy przełamywano front, i patrzył, jak innych pochłania rzeka. Widział śmierć na wojnie, koledzy umierali mu na rękach, sam wiele razy cudem ocalał.Opowiada o tym spokojnie. Nie może jednak powstrzymać łez, gdy mówi o rzezi w rodzinnym Chrynowie. – Była tam siedmioletnia dziewczynka. Mamusia ubrała ją w ładną sukienkę do kościoła, zaplotła warkoczyki i zawiązała kokardę. Ukrainiec zatłukł dziewczynkę kolbą karabinu przed kościołem.Po prawie 70 latach Maguza potrafi wyrecytować listę krewnych, którzy zginęli na Wołyniu. Jest ona długa, zawiera kilkadziesiąt nazwisk. Jest na niej zastrzelony drugi dziadek, Ignacy Girgilewicz, zarąbani siekierą rodzice chrzestni i ich troje dzieci wrzuconych do studni. Najmłodsza z ofiar ma zaledwie kilka miesięcy.– Dziecko rozerwano i położono na stole, na urągowisko Lachom. Matkę zostawiono z rozprutym brzuchem na podłodze. Ojciec był na polu, ocalał. Był ze mną potem w dywizji. Kiedy mówił o tym, co zobaczył w domu, miał nieprzytomne oczy, z ust leciała mu piana.Istnieje granica wytrzymałości, której ocaleni z wołyńskiej rzezi nie są w stanie przekroczyć. Rozmawiałam z ludźmi, którzy przeżyli masakrę w Woli Ostrowieckiej i Ostrówkach– dwóch polskich wsiach unicestwionych 30 sierpnia 1943 roku. Ich relacja zawsze załamywała się w dwóch momentach – gdy mówili o śmierci swych rodziców. I kiedy przywoływali obrazy agonii najmłodszych mieszkańców wsi.– Sześcioletnia dziewczynka podniosła się po serii strzałów, którą Ukraińcy zabili kobiety i dzieci spędzone pod las. Zaczęła biec, krzycząc: „Mamo. Strzelano do niej, padała. I znów biegła do nieżywej już matki. Aż w końcu banderowiec zabił ją, uderzając w głowę – mówił Aleksander Pradun, który jako 13-letni chłopiec ocalał przygnieciony ciałami rozstrzelanych ludzi.Scenariusz zbrodniNiemal do końca mieszkańcy polskich wsi nie wierzyli, że może ich spotkać zagłada.– Do naszej przyszła stara Ukrainka, akuszerka z sąsiedniej wsi. Powiedziała, że następnego dnia Ukraińcy będą nas zabijać. Wszyscy muszą się schować, uciec do lasu. Mieszkańcy zaczęli się naradzać i doszli do jednego wniosku: kobiecie na starość rozum się pomieszał – opowiada Teresa Radziszewska.Jeśli zawsze zgodnie żyliśmy z ukraińskimi sąsiadami, oni przychodzili na nasze wesela i chrzciny, my na ich, a nasze dzieci bawiły się razem, to czego mamy się obawiać? Tak mówiono w lipcu 1943 roku w polskich wsiach na Wołyniu.– Nie potrafiłem przekonać swoich bliskich, że grozi nam niebezpieczeństwo. Dziadek Ignacy Girgilewicz powtarzał, że nikt mu krzywdy nie zrobi. Jego ukraińscy przyjaciele mówią mu, że może się nie bać. Jest kowalem, wykuwa obręcze na koła wozów, robi podkowy. Kto chciałby skrzywdzić człowieka, który jest wszystkim potrzebny? – mówi Zygmunt Maguza.Nawet gdy w lipcu 1943 roku przez polskie wsie przetoczyła się już fala mordów, w niektórych powiatach Wołynia ludzie nie mieli o tym pojęcia. Docierały do nich wieści, że popi święcą w cerkwiach siekiery, którymi ma się zabijać Lachów. Widzieli na drogach furmanki wyładowane uzbrojonymi mężczyznami. Atmosfera zagrożenia narastała, nie sądzono jednak, że mogą się zdarzyć rzeczy ostateczne.Z relacji świadków wynika, że Ukraińcy starali się uśpić czujność wyreżyserowanymi gestami. Masowa zbrodnia ma swoją inżynierię – trzeba opanować panikę ofiar, sprawić, by nie zaczęły uciekać lub stawiać oporu.– Pojawili się w Ostrówkach nad ranem. Wchodzili do obejść, mieli broń i drewniane kołki. Pytali, dlaczego się boimy, są przecież takimi samymi ludźmi jak my. Mówiliśmy sobie: było tyle strachu, a przecież jest tak dobrze, tak grzecznie – opowiadała mi ponad 80-letnia Helena Popek.Scenariusz bywał w różnych miejscowościach podobny: ludzi spędzano w jedno miejsce pod pretekstem zebrania, na którym mieli usłyszeć ważne informacje. Tak było i w Ostrówkach, i w Woli Ostrowieckiej. Gdy ukraiński komendant z patosem opowiadał zgromadzonym w szkole ludziom, że będą wspólnie walczyć z okupantem, przed budynkiem kopano już zbiorowe groby.– Na podwórku naszego domu w kolonii Orzeszyna pojawili się uzbrojeni Ukraińcy. Byli to ojcowie moich szkolnych koleżanek, widziałam znajome twarze, więc nie czułam niepokoju. Powiedzieli, że dla naszego bezpieczeństwa mamy iść pod las, bo we wsi będą się toczyły walki z Niemcami – wspomina Zofia Szwal. Nie mogła wówczas zrozumieć, co się dzieje: rodzice mówią, że nigdzie nie pójdą, sami zatroszczą się o siebie. Pobladły kuzyn, który przyjechał z wizytą, tłumaczy, że jest Ukraińcem i pospiesznie zaprzęga konia. Tata gorączkowo przekonuje do czegoś znajomego Ukraińca, nie ustępuje. Ten w końcu macha ręką, a tata mocno przytula Zosię i wsadza na wóz. Kuzyn zacina konie i to jest ostatni moment, w którym Zofia widzi rodziców.W pętli lękuFala zbrodni rozlała się z Wołynia na Podole i Pokucie.Najpierw pojawiły się niepokojące sygnały.– Nasi sąsiedzi, Ukraińcy, poczęli się od nas odwracać. Niby byli tacy sami, ale dało się odczuć chłód, szybkie, nerwowe spojrzenia i ucieczkę oczu. Oni już wiedzieli, co się szykuje. Już zbierali się potajemnie w lasach i naradzali. Widzieliśmy, jak wracali nad ranem, coraz butniejsi i hardzi – wspomina Stanisław Srokowski. Pod koniec lipca zaczęli przybywać przerażeni, często okaleczeni mieszkańcy Wołynia, przynosząc niepojęte wieści o okrutnych morderstwach, wymyślnych sposobach zabijania.– W naszym domu zbierała się rada starszych – dziadkowie, wujowie, ciotki – i radziła, co robić dalej, by ocalić życie. Słuchałem strasznych historii i powoli zamieniałem się z dziecka w zaszczute zwierzę, które kryje się pod łóżkiem w ciemnościach – mówi Stanisław Srokowski. W październiku w Hniliczach zdarzyła się pierwsza zbrodnia. Uzbrojeni mężczyźni nie zastali na plebanii księdza. Zabrali jego 18-letniego siostrzeńca Stanisława Rybickiego, który przebywał akurat na plebanii z matką. Powieźli w kierunku lasu.– Tej nocy ludzie w sąsiedniej wsi słyszeli przerażające krzyki. Trwały do rana. Następnego dnia chłopi znaleźli ciało Stasia. Było zmasakrowane. Wydłubane oczy, odcięty język i genitalia. Na głowę wciśnięto mu cierniową koronę. I ja widziałem jego ciało przyniesione na plebanię. Śnił mi się po nocach – mówi Stanisław Srokowski.Pętla strachu się zaciskała. Najgorszy był ten dawkowany pełzający lęk, świadomość, że śmierć nadchodzi nieuchronnie. W marcu 1944 roku zaczęto mordować całe wsie na Podolu. W sierpniu przyszedł czas i na Hnilicze.– Mieliśmy być wszyscy wymordowani, co do jednego. Takie były rozkazy UPA. Ostrzegła nas młodziutka sąsiadka, przyjaciółka matki Olga Misiurak. Przemogła lęk i powiedziała: „Chowajcie się, bo przyjdą nasi i was zabiją".Nie wiedzieli, dokąd pójść, lasy były pełne morderców z UPA. Ośmioletni Stanisław szukał sobie miejsca w stajni pod żłobem, w zbożu. Całą rodzinę ukryła jednak w przygotowanej skrytce Olga Misiurak.Słyszał strzały, wycie psów, ryk palonych krów, jęki mordowanych. Drżał w gorączce, majaczył, ojciec zakrywał mu usta dłonią. Gdy o świcie wyszedł z kryjówki, zobaczył zgliszcza. Strach naznaczył go na całe życie.Droga przez martwą wieśMiała zginąć w loszku na ziemniaki, do którego wrzucono granat. Tak ginęły inne dzieci z jej wsi – te starsze, bo mniejsze topiono w studni. Kiedy 16 lipca 1943 roku Ukraińcy mordowali mieszkańców kolonii Aleksandrówka w powiecie kowelskim, dziewięcioletnia Teresa Radziszewska przetrwała rzeź ukryta w stodole Pawła Kyca, ukraińskiego sąsiada.Czasem żałowała, że ocalała, lub było jej wszystko jedno. Gdy dwa miesiące później zginęli jej rodzice, nie wiedziała, po co ma żyć dalej.– Rodzice chcieli przekroczyć Bug, uciec do rodziny na Zamojszczyznę. Serce mi się łamało z rozpaczy, gdy tata spytał, czy nie zostałabym z babcią. Kiwnęłam głową, że tak. Nie chciałam być ciężarem.Pamięta, jak w strugach deszczu szedł ojciec, niosąc trzyletnią siostrę. Brzemienna mama miała na rękach półtorarocznego brata. Na końcu, ze spuszczoną głową, szedł pięcioletni Henio.Kiedy usłyszała strzały, zrozumiała, że już ich nigdy nie zobaczy.Potem długo wędrowała z babcią w kierunku miasteczka. Mijały wsie ukraińskie pełne krzątających się w obejściach chłopów. Po drogach jechały furmanki, mężczyźni mieli widły i kosy, podwinięte rękawy i byli pochlapani krwią.Gdy przechodziły przez polskie wsie, babcia kazała jej odwracać oczy. Ale i tak widziała dzieci wbite na sztachety, ludzi z rozprutymi brzuchami leżących przy domach.Babcia ostrzegała, żebym nic nie mówiła, kiedy będą mijać kogoś na drodze i nie okazywała lęku. Niepotrzebnie, była przecież tak otępiała, że nie mogła wykrztusić słowa i nie czuła już nic.Pierwszy powrót po latach do rodzinnej wsi na Wołyniu był dla wszystkich taki sam. Towarzyszył mu strach.– Zobaczyłam ludzi pracujących na polu. Mieli kosy i widły. Nie mogłam iść dalej, przestraszyłam się, że moje dzieci zostaną bez matki – przyznaje Zofia Szwal, która już w latach 60. przyjechała na Ukrainę.Ukraińskie wsie wyglądają tak, jakby czas się zatrzymał. Drewniane chaty, piaszczyste drogi, po których idą bose baby i przejeżdżają drabiniaste wozy. Ale ten idylliczny widok u powracających po latach nie budzi nostalgii. Ta ziemia ma dla nich zapach krwi.– Zamówiłam u kowala metalowy pręt. Chodziłam pod lasem i kłułam ziemię. W jednym miejscu ziemia się poruszała, zaczęłam kopać. Odgrzebałam kości i wiedziałam, że trafiłam na miejsce, gdzie leżą mieszkańcy Orzeszówki – mówi Zofia Szwal.Teresa Radziszewska kopała pod krzakiem dzikiej róży, który wyrósł na ugorze. Schyliła się, podniosła czaszkę, na której były jeszcze długie włosy. To była mama. W nogach rodziców pochowano braci i siostrzyczkę.– Po 47 latach usłyszałam, jak zginęli moi rodzice. Padał deszcz, wstąpili na chwilę do sąsiadów. Przyszedł znajomy Ukrainiec, kazał zaprzęgać konie. Wywiózł ich poza wieś. Uklękli na ziemi, zmówili modlitwę. Błagali, by ich zabił na początku, żeby nie patrzyli na śmierć swych dzieci.Nie jest łatwo odnaleźć miejsce, gdzie leżą zamordowani. Trudno też odtworzyć przebieg zbrodni.– Jeśli ktoś zaufa, że się go nie zdradzi, to opowie coś w tajemnicy. Gdy zbiorą się już dwie, trzy osoby, nikt nie chce mówić. Zasłania się niepamięcią – mówi Zofia Szwal.Ja sama doświadczyłam tej zmowy milczenia, gdy jeździłam po wołyńskich wsiach, szukając świadków zagłady Ostrówek i Woli Ostrowieckiej. Mieszkańcy ukraińskiej wsi Sokół, graniczącej z nimi o miedzę, doznali zbiorowej amnezji. Nie pamiętają, co działo się tu latem 1943 roku, gdy wymordowano tysiąc Polaków. Nawet ci, którzy mieli wówczas kilkanaście lat. Nie wiedzą, czy w ogóle zginęli tam jacyś ludzie. I po co o tym mówić. Bo przecież nikt im życia nie zwróci.Ale cudownie odzyskiwali pamięć, gdy pytałam, jak było przed wojną? Dobrze żyliśmy z sąsiadami – mówili. – Jeździliśmy do nich do młyna, oni do nas na zabawy.Uśmiechali się, wspominając polskich kolegów, których kości dawno już zbielały na okolicznych polach.Kto się o nich upomni?– Ciągle nas ktoś poucza, żebyśmy nie mówili o naszej tragedii, bo jątrzymy. Przyznaje się prawo do opowiadania o swej krzywdzie Ukraińcom wysiedlonym w ramach akcji „Wisła. Poprawność polityczna każe wsłuchiwać się w ich głos, wzruszać się, że zostawiali tam swoje sady i chaty – mówi Zofia Szwal. – Chociaż przecież wysiedlono ich z Bieszczadów, bo i po wojnie lała się tam polska krew.Dziesięć największych wydawnictw odrzuciło książkę „Nienawiść" Stanisława Srokowskiego, zbiór opowiadań mówiących o tragedii na Kresach. „Nikogo to już nie interesuje – mówiono pisarzowi. W czasach komunizmu ofiary tragedii wołyńskiej miały zakneblowane usta. Cenzura pilnowała, by temat Kresów nie istniał w świadomości społecznej.W wolnej Polsce ocaleni z rzezi mają cierpieć dyskretnie. Nie może powstać muzeum dokumentujące ludobójstwo na Kresach, nawet sam termin „ludobójstwo" stanowi w tym przypadku tabu. Odmawia się prawa do wmurowania tablic, urzędnicy zabronili postawienia symbolicznego grobu na cmentarzu we Wrocławiu.– Przepraszacie ciągle za stodołę w Jedwabnem, gdzie zginęli Żydzi. A przecież na Ukrainie płonęły dziesiątki stodół, w których sąsiedzi zamknęli Polaków. Dlaczego o tym milczycie? – mówiła mi Dora Kacnelson, córka rabina z Białegostoku, którą poznałam w Drohobyczu. – Kto się ma o te ofiary upomnieć?http://www.rp.pl/artykul/775443,919890-Warkoczyk-zbryzgany-krwia.html
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.