Skocz do zawartości

Lotnicze ciekawostki


Rekomendowane odpowiedzi

6 godzin temu, Jedburgh_Ops napisał:

Zdjęcie o tyle ciekawe, że żaden nie wygląda (tak mi się przynajmniej wydaje) na takiego po kapotażu, a CG-4A kapotowały nagminnie, żeby nie wiem jakie luksusowo-laboratoryjne warunki im stworzyć.

Wydaje mi się, że w prawym dolnym rogu zdjęcia widać kilka bardziej połamanych. Ale to chyba by trzeba mieć mocno powiększone zdjęcie.

A jak on kapotował najczęściej? Miał tendencje do stawania na nosie, czy raczej wywalał się brzuszkiem do góry? Tej drugiej sytuacji chyba można by nie zidentyfikować na tak małym zdjęciu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu ‎2020‎-‎10‎-‎23 o 23:57, Speedy napisał:

A jak on kapotował najczęściej? Miał tendencje do stawania na nosie, czy raczej wywalał się brzuszkiem do góry?

I tak, i tak, czyli nosek albo brzuszek.

A dlaczego CG-4A masowo kapotowały, zawsze i wszędzie, od pustyni po Europę?

 

Temat gigantyczny, skomplikowany, bardzo wielowątkowy, zawstydzający dla Stanów Zjednoczonych, wręcz przestępczy i skrzętnie tam tuszowany, zakłamywany, ukrywany do dziś. Tu nie książka, więc odpowiem Ci w telegraficznym skrócie.

 

1. CG-4A miał podwozie dość łatwo i szybko demontowalne.

 

2. CG-4A był certyfikowany z dwoma podwoziami do różnych zastosowań. Jedno nazywało się „training gear”, drugie zwało się „tactical gear”. Jest to dobrze opisane w instrukcjach wykonywania lotów CG-4A oraz w wojskowych tzw. Technical Orders dla CG-4A, a także w amerykańskiej prasie fachowej z II wojny.

 

3. „Training gear” (podwozie kołowe) było tylko do lotów szkolno-treningowych i do lądowań na:

a) płytach lotnisk;

albo

b) innych utwardzonych powierzchniach gruntowych;

albo

c) dobrze uprzednio sprawdzonych równych, twardych, płaskich podłożach terenów ćwiczeń.

 

4. „Tactical gear” (odrzucany kołowy wózek startowy, a do lądowania wyłącznie płozy) było jedynym certyfikowanym i dopuszczalnym podwoziem na warunki bojowe, czyli do lądowań w tzw. terenie przygodnym, nieznanym i nieprzewidywalnym szczególnie w desantach nocnych. Na „podwoziu taktycznym” CG-4A nigdy nie kapotował.

 

5. USAAF nigdy nie zamówiły do CG-4A podwozia taktycznego. Dlaczego? Nie wiadomo, bo aferę tę zatuszowano. Dokumenty na ten temat zniszczono natychmiast po wojnie, a wiadomo, gdzie były, w którym archiwum USAAF.

 

6. USAAF użyły tylko mikroskopijnej liczby (rzędu kilkudziesięciu) podwozi taktycznych wyłącznie do ćwiczeń. Te podwozia nigdy nie opuściły Stanów Zjednoczonych z jednym wyjątkiem – ćwiczeń pathfinderów na Sycylii w październiku 1943 r. Były to ćwiczenia opisane przez gen. Gavina w jego książce pt. „Wojna i pokój w erze przestrzeni międzyplanetarnej”, str. 80.

 

7. CG-4A na podwoziu kołowym całkowicie nie nadawał się do lądowań w terenie przygodnym. Był do tego źle wyważony, miał do tego źle umiejscowiony środek ciężkości, a bardzo krótki nos powodował tylko to, że koła przy napotkaniu na dobiegu jakiegoś zagłębienia lub wybrzuszenia, albo w przypadku ich grzęźnięcia, stanowiły idealną oś obrotu CG-4A o 180°, a wraz z tym doprowadzały do kapotażu.

 

8. Jeśli weźmiemy w dłonie amerykańskie prawo lotnicze z ostatnich chwil przed Pearl Harbor a potem weźmiemy to samo prawo (z dopiskiem, że obowiązuje także personel wojskowy) z roku 1943 to zobaczymy, że na czas wojny zostało ono „znowelizowane”. „Znowelizowane” w cudzysłowie, ponieważ „nowelizacja” odbyła się po sowiecku, siekierą. Nikt się nie bawił nawet w przenumerowanie artykułów, paragrafów i ustępów, żeby następowały po sobie z kolejnymi numerami. W prawie z roku 1943 biegną one numerycznie nie po kolei. Wyrżnięto z tego prawa wszystko to, co nie pasowało do koncepcji traktowania pilotów (nie tylko szybowcowych) jak mięso armatnie. USA i ZSRR nie różniły się w tej kwestii.

 

9. W prawodawstwie lotniczym całego świata od zawsze jest pojęcie, które dziś w międzynarodowej terminologii lotniczej zwie się MEL (minimum equipment list). Zapis o czymś takim był także w amerykańskim prawie lotniczym czasu II wojny. USAAF artykuł prawa lotniczego o tym czymś złamały i nigdy nie zamówiły do CG-4A podwozi taktycznych. Pilotów zmuszono do lądowań w warunkach bojowych na zakazanym do tego celu kołowym podwoziu do celów szkolno-treningowych.

 

10. Żeby nie kapotować to wielu pilotów CG-4A ratowało się techniką lądowania zwaną w Polsce „cyrklem”, która oczywiście nie jest żadną „techniką lądowania”, lecz kardynalnym błędem pilotażowym, za który normalnie traci się licencję pilota, albo jest się zawieszonym na bardzo długo. Niemniej uderzenie skrzydłem CG-4A w ziemię na dobiegu powodowało przejmowanie przez skrzydło całej energii i była ona już odebrana na kapotowanie. Nikt na szczęście nie rozliczał pilotów szybowcowych USAAF za szybowce rozwalone „cyrklem” („ground loop” po angielsku).

 

11. USAAF zataiły dosłownie przed wszystkimi, że nie zamówiły do CG-4A podwozi taktycznych do operacji bojowych. Nikt o tym nie wiedział poza wojskiem i konstruktorami szybowca z firmy Waco Aircraft Company.

 

12. Podczas II wojny tzw. American Glider Program US Army utajniono w stopniu maksymalnym. Obowiązywało na niego prawie całkowite embargo informacyjne (z małymi wyjątkami dotyczącymi szkolnictwa szybowcowego). Rzecz o tyle znamienna, że w fachowej amerykańskiej prasie lotniczej ukazywały się w tamtym czasie rozbudowane artykuły problemowe np. o działaniu celowników bombardierskich i autopilotów (artykuły niczym prezenty dla wywiadu technicznego Osi), a o prymitywnych szybowcach niczego nie wolno było pisać. Afera z nimi miała nie przeniknąć do opinii publicznej.

 

13. Na fakt powyższy, czyli ww. embargo, oficjalną skargę złożyła redakcja miesięcznika „Aero Digest”. Nic to nie dało. Przez całą wojnę w amerykańskiej (ani jakiejkolwiek innej alianckiej) prasie lotniczej nie ukazało się nigdy jakiekolwiek zdjęcie CG-4A po lądowaniu w jakiejś operacji bojowej. Nikt nic nie wiedział, na jakim niedozwolonym podwoziu lądują piloci CG-4A w warunkach bojowych. Nie wiedziała o tym ani opinia publiczna, ani sygnaliści USAAF walczący z patologiami w nich, a już wtedy byli tacy ludzie.

 

14. Pilotów szybowcowych USAAF całkowicie odizolowano od opinii publicznej, polityków, rodziców, kogokolwiek innego.

 

15. Trzech amerykańskich kongresmenów (wszyscy z Partii Demokratycznej; republikanie byli w okresie międzywojennym śmiertelnymi wrogami w ogóle szybownictwa jakiegokolwiek) żywo interesowało się sprawami szybownictwa paramilitarnego i wojskowego, ale po przystąpieniu USA do II wojny wszystkich ich odizolowano od American Glider Program US Army. Nie mieli pojęcia, jak USAAF złamały prawo i procedury przeciwko własnym pilotom szybowcowym.

 

16. W tradycji amerykańskiej demokracji jest skarżenie się kongresmenom na działalność państwa bez żadnych wyjątków, a więc także na siły zbrojne. Gdyby ktokolwiek wiedział, do czego USAAF zmusiły własnych pilotów CG-4A to zapewne protestowaliby rodzice pilotów, wszystkie media lotnicze (ówcześnie prawie 40 tytułów) i VIP-y amerykańskiego szybownictwa. Nikt nie protestował, bo nikt nie wiedział, czego USAAF się dopuściły, jakiego przestępstwa na własnych pilotach.

 

17. Soaring Society of America chciało pomagać siłom zbrojnym na wszelkie możliwe sposoby w tworzeniu profesjonalnych wojsk szybowcowych US Army. SSA władze wojskowe potraktowały jak śmiertelnego wroga, który miał się do niczego nie wtrącać. Całe amerykańskie środowisko szybowcowe drastycznie odizolowano od wojskowego American Glider Program, a gdy SSA publicznie na to się poskarżyło to „w nagrodę” wojsko zamknęło przestrzeń powietrzną dla szybownictwa sportowego i de facto skasowało to szybownictwo w latach 1942-45. SSA potraktowano jak śmiertelnego wroga, bo gdyby zobaczyło ono, do czego zmuszono pilotów szybowcowych USAAF i jak CG-4A muszą lądować na złym podwoziu to afera z tego byłaby niewyobrażalna. Ale jej nie było, bo nikt o tym nie wiedział.

 

18. Firma Waco miała jednak świadomość, co zrobiły USAAF przeciwko pilotom CG-4A. Przez całą wojnę Waco prowadziła bardzo intensywną kampanię reklamową CG-4A. Ukazywały się setki, jeśli nie tysiące reklam CG-4A w bardzo różnych grafikach reklamowych. Ponad 90 proc. tych grafik ukazywało CG-4A latających w warunkach bojowych na płozach podwozia taktycznego, a nie na kołach. Waco wydała niewypowiedzianą wojnę USAAF pokazując w reklamach to, jak CG-4A musi lądować w warunkach bojowych. USAAF kompletnie to lekceważyły, a opinia publiczna nie domyślała się, dlaczego Waco intensywnie promuje CG-4A na płozach, a nie na kołach.

 

19. Dlaczego jeszcze CG-4A nagminnie kapotowały? Bo ze złamaniem kolejnych artykułów prawa lotniczego były traktowane jak fury albo tramwaje. CG-4A był certyfikowany (bo tak był wyważony) tylko dla 15 osób na pokładzie bardzo mocno przypiętych pasami bezpieczeństwa (I pilot, II pilot, 13 żołnierzy). Piloci szybowcowi USAAF byli podoficerami, chorążymi, co najwyżej oficerami młodszymi „z dolnych półek”. Traktowano ich jak straceńców na jeden lot, na jedną operację bojową. Z racji niskich stopni za bardzo pyskować nie mogli. Na kilkadziesiąt/kilkanaście minut przed startem do jakiegoś desantu doładowywano im „luzkaów” – kolejnych żołnierzy. Rekordziści wozili grubo ponad 20 żołnierzy, a ci ponad przepisowych 15 byli „luzem”, jak w tramwaju, niczym nie przypięci, a tylko trzymający się kumpli albo jakichś rurek płatowca. Lądowanie szybowca transportowego to nie pieszczota, więc po każdym przywaleniu o ziemię ci siedzący na podłodze albo stojący żołnierze tylko fruwali do dziobu szybowca i dodatkowo zmieniali jego charakterystykę wyważenia i jego środek ciężkości dokładając się tym samym do kapotażu. To samo dotyczyło dokładania do przepisowych 15 żołnierzy całej masy nie umocowanego towaru, który tylko latał po pokładzie.

 

20. Pilot szybowcowy USAAF William W. Burnet: „Zawsze byliśmy przeładowani o 50 procent. Nie zdarzyło się, abyśmy kiedykolwiek wykonali jakiś lot bojowy, do jakiego szybowiec był zbudowany”. Więc na mocy jakiego cudu spoza fizyki mieliby nie kapotować?

 

To tak tylko w telegraficznym skrócie dlaczego CG-4A nagminnie kapotowały.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za ciekawą informację, nie słyszałem o tym.

Ze swej strony mogę dodać, że podobna wtopa przytrafiła się Amerykanom z 20 mm działkiem lotniczym Hispano HS.404.

Działko było konstrukcją francuską, jednak największymi użytkownikami byli Brytyjczycy, którzy zakupili licencję w 1936 i w parę lat później (w końcu wojny jeszcze nie było i nikt się nie spieszył) uruchomili produkcję. Jednak gdy zaczęło się już używanie tego w walce, to wyszły na jaw rozmaite problemy techniczne.

Główny był taki, że Marcel Birkigt z Hispano Suiza zaprojektował działko pod kątem instalacji w komorze silnika jednosilnikowego myśliwca, z lufą przebiegającą między cylindrami ustawionymi w V i strzelającą przez odpowiednio skonstruowany reduktor i oś śmigła. Tymczasem żaden z popularnych brytyjskich silników do myśliwców nie był przystosowany do takiej instalacji. Działka trzeba było zainstalować w skrzydłach. Ale tu był kolejny zonk. HS.404 zasilane było z magazynka bębnowego o dość dużej średnicy, zakładanego od góry, i w płacie myśliwca, mającym zwykle dość cienki profil za bardzo się nie mieściło. Aby upchnąć je w Spitfire Brytyjczycy wymyślili instalację z działkiem przekręconym o 90 stopni, jakby leżącym na boku (ale i tak trzeba było zrobić wypukłe "bąble" w płacie.  Wtedy z kolei okazało się, że w tej pozycji mechanizm broni (skądinąd faktycznie trochę dziwaczny) nie funkcjonuje prawidłowo i pojawiają się zacięcia. Brytyjczycy wzięli się za poprawianie go i przy okazji za jedną jeszcze modyfikację - przerobienie Hispano na zasilanie z taśmy. Doświadczenie pokazało, że 60 naboi (tyle mieścił magazynek) to trochę mało, a poza tym w lotniczej broni ogólnie wygodniejsza jest taśma, bo można łatwiej rozmieścić ją w konstrukcji płatowca, zaginając i zakręcając (w pewnych oczywiście granicach), niż wygospodarować miejsce na magazynek o z góry zdefiniowanych rozmiarach i kształcie. No i męczyli się dość długo ale przynajmniej w końcu uzyskali zadowalający efekt. 

Amerykanie zakupili licencję od Brytyjczyków i zaczęli wdrażać produkcję w 1941. Popełnili jednak przy tym błędy technologiczne wynikające z zastosowania w dokumentacji większej tolerancji wymiarów, typowej dla broni artyleryjskiej (lotnictwo było wówczas częścią wojsk lądowych) . W efekcie broń wyszła bardzo zawodna, przede wszystkim z powodu niewypałów i problemów z ekstrakcją. Brytyjczycy w międzyczasie rozwiązali problem w dużej mierze, skracając komorę nabojową o bodajże 0,1". Artylerzyści USArmy nadzorujący program, unieśli się jednak honorem i postanowili zrobić to po swojemu. Wymyślali różne modyfikacje, wprowadzili smarowanie naboju (kalectwo level max!) skrócili w końcu tę nieszczęsną komorę (ale o inną wartość niż Brytyjczycy, żeby nie było ?), ale nadal była kaszana.  Tyle że zaczęły od niektórych producentów wychodzić poszczególne partie działek, które były dostatecznej jakości i lotnicy je brali. Niemniej do końca wojny trafiały się partie nie do użytku, które od razu z fabryki trafiały na magazyn w oczekiwaniu na wprowadzenie w przyszłości jakiejś modyfikacji a w końcu po wojnie trafiły na złom. A standardowym uzbrojeniem amerykańskich myśliwców były wkm-y 12,7 mm. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Speedy napisał:

Amerykanie zakupili licencję od Brytyjczyków i zaczęli wdrażać produkcję w 1941. Popełnili jednak przy tym błędy technologiczne wynikające z zastosowania w dokumentacji większej tolerancji wymiarów, typowej dla broni artyleryjskiej (lotnictwo było wówczas częścią wojsk lądowych) . W efekcie broń wyszła bardzo zawodna, przede wszystkim z powodu niewypałów i problemów z ekstrakcją. Brytyjczycy w międzyczasie rozwiązali problem w dużej mierze, skracając komorę nabojową o bodajże 0,1". Artylerzyści USArmy nadzorujący program, unieśli się jednak honorem i postanowili zrobić to po swojemu. Wymyślali różne modyfikacje, wprowadzili smarowanie naboju (kalectwo level max!) skrócili w końcu tę nieszczęsną komorę (ale o inną wartość niż Brytyjczycy, żeby nie było ?), ale nadal była kaszana.  Tyle że zaczęły od niektórych producentów wychodzić poszczególne partie działek, które były dostatecznej jakości i lotnicy je brali. Niemniej do końca wojny trafiały się partie nie do użytku, które od razu z fabryki trafiały na magazyn w oczekiwaniu na wprowadzenie w przyszłości jakiejś modyfikacji a w końcu po wojnie trafiły na złom. A standardowym uzbrojeniem amerykańskich myśliwców były wkm-y 12,7 mm. 

Dobre! ?

Tylko dlaczego mnie to nie dziwi? Natłumaczyłem się swego czasu aż nadto drugowojennych dokumentów lotnictwa US Navy. Amerykanie i lotnicza broń pokładowa do roku 1943 to było... hmmm... misunderstanding, mówiąc wyjątkowo grzecznie. Im nawet broń pokładowa zamarzała na nieco większych wysokościach i w ogóle nie chciała działać. I to w kraju o przemyśle chemicznym najbogatszym na świecie, z procesami R&D nieosiągalnymi gdzie indziej na kuli ziemskiej, tak bogatym, że mógłby chyba spłacić wszystkie dziury budżetowe państw europejskich. Po prostu smary do broni lotniczej były beznadziejne. To co się musiało dziać w USAAF, które latały wyżej niż USN i USMC? Aż w końcu wojsko się wkurzyło, wzięło za buzię swój przemysł chemiczny i wreszcie mniej więcej od połowy 1943 r. powstały całkowicie nowe smary do broni lotniczej wytrzymujące wszystkie temperatury na każdej wysokości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Sedco Express napisał:

Ciekawostka lotnicza polega na tym, że jest to eksperymentalna wersja Aircobry z usterzeniem motylkowym czyli "nie normalna" a tym samym "ciekawa".

Wiadomo już od dawna, że takie usterzenie było beznadziejne.

Ale jak na ojczyznę NACA wypadałoby coś napisać, coś skomentować, coś forumowiczom wyjaśnić choć trochę, a nie tylko wrzucać zdjęcie na pałę, aby tylko coś było.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z tym, że wskazane byłoby (o ile to możliwe) opisanie zdjęcia przez wstawiającego - jeśli sam nie wie, to z opisu (jeśli taki jest) nawet błędny, natomiast (ale to moje prywatne zdanie) zagłębianie się w szczegóły techniczne ":co i jak" to druga strona medalu i wykracza poza temat wątku.

O ile mnie pamięć nie myli, to już gdzieś na tym forum opis dlaczego to, jak niektórzy wciąż piszą "rewelacyjne" usterzenie, było może nie "beznadziejne" ale nie warte zastosowania chyba TY opisałeś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, zgadza się, gdzieś kiedyś w jakimś wątku o polskim lotnictwie coś wspomniałem, że to był wynalazek beznadziejny. Matko, jakie szczęście, że nie musiałem pilotować niczego z takim usterzeniem.

Rzecz w tym, że NACA - tak jak CAGI - to był „VIP” światowej aeronautyki tamtych czasów. Właśnie dlatego byłoby fajnie coś dodać o tym, jak to możliwe, że NACA dał się nabrać na ten wynalazek.

:classic_smile:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mała „lotnicza ciekawostka” z zakresu kontrwywiadu.

 

W internetach nic o tym się nie przeczyta. Literatura fachowa jest tylko z czasu II wojny; potem już nic o tym nie pisano. A tymczasem ten temat aż by zasługiwał na film sensacyjny.

 

Podczas II wojny Amerykanie zaprojektowali awangardowy samolot myśliwski Manta. Miał m.in. profil Davisa, który tak świetnie sprawdził się w bombowcach B-24, a wcześniej był pomyślnie testowany w samolocie XP4Y Corregidor. Manta miał być m.in. myśliwcem eskortowym dalekiego zasięgu wspierającym P-38 i P-51 w osłonie dalekich wypraw bombowych.

 

Wszystko zaprojektowano, powołano do życia specjalną firmę producencką Manty oraz wykonano model Manty do badań tunelowych. Do badań nie doszło. Model został wykradziony. Po prostu ruski cyrk. Było – nie ma. Jest wojna, wszystkie zakłady i inne instytucje lotnicze mają uzbrojoną ochronę, jest kontrwywiad, a model Manty do badań tunelowych wyparował. Oficjalnie do dziś nie wiadomo jakim cudem. Amerykanie tego tematu nie kontynuują, być może ze wstydu.

 

Unikatowa kompromitacja amerykańskiej ochrony kontrwywiadowczej w przemyśle lotniczym. Po wyparowaniu modelu Manty do badań tunelowych program skasowano wychodząc zapewne z założenia, że jeśli wróg przejął tak awangardowy projekt to nie ma już sensu go kontynuować, ponieważ nie będzie zaskoczeniem dla przeciwnika.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Jedburgh_Ops napisał:

Podczas II wojny Amerykanie zaprojektowali awangardowy samolot myśliwski Manta

Czy o ten chodzi?

Davis "Manta" | Secret Projects Forum

Jak sobie poczytałem tamten artykuł, to powiedziałbym, że to ściema na użytek ciekawskich czy owych obcych wywiadów na przykład. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy przeczytałem „the Davis Manta and the McDonnell Model 1 Manta were one and the same” to mogę powiedzieć, że to są kompletne bzdury.

Nawet nazwa się nie zgadza, bo Manta drugowojenna nie nazywała się „Davis Manta”. David R. Davis nie był projektantem Manty. Tak jest, jak się nie korzysta ze świetnej literatury z II wojny, a to była najlepsza literatura fachowa, ponieważ w redakcjach w 90 proc. pracowali (albo pisali dla nich) inżynierowie lotniczy, a niejeden z doktoratem. Taka literatura już nigdy później się nie powtórzyła. Po wojnie Roy Braybrook był rodzynkiem nieco porządniejszej literatury, ale tylko rodzynkiem, podczas gdy amerykańska lotnicza literatura fachowa z II wojny była pisana w 90 proc. przez takich rodzynków - inżynierów konstruktorów, inżynierów technologów, pilotów doświadczalnych, kadrę menedżerską przemysłu z prezesami na czele. Już nigdy nie będzie takiej literatury. Jedyna literatura do Manty jest z II wojny.

I jeszcze na koniec tego postu żałosne „But do we have evidence of this?”. Ludzie z tamtego forum nie mają pojęcia, o czym piszą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś z mojej drugowojennej biblioteczki, z zasobów roku 1943.

Jest rok 1943. Do USAAF przychodzą setki wynalazców, żeby coś lotnictwu zaoferować. Całe amerykańskie lotnictwo wojskowe z wszystkich rodzajów wojsk nie mogło podczas II wojny opędzić się od takich postaci.

Był nią także Brytyjczyk Cyril G. Pullin. Zaprojektował on śmigłowiec. Opatentował go w Stanach Zjednoczonych pod numerem patentu 2,317,342. Siły zbrojne nie wykazały zainteresowania wynalazkiem.

1.thumb.jpg.b4d3579bf26258693f272cbd9e570846.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W internecie tego nie ma :classic_smile:

Jest marzec i kwiecień 1943 roku. Amerykańskie media lotnicze zapraszają środowisko konstruktorów lotniczych do intelektualnej zabawy w zaprojektowanie umownego „idealnego samolotu myśliwskiego”. Inżynierowie się zbierają, debatują, poglądy się ścierają, a rysownik czeka, aż koncept „myśliwca idealnego” się wykrystalizuje. I wreszcie w maju 1943 r. można było ideę amerykańskich konstruktorów lotniczych opublikować - patrz poniżej.

Gdyby poniższa rzecz doszła do skutku to zapewne modelarze mieliby kolejną ładną rzecz do postawienia na półce :classic_wink:

_1018510.thumb.jpg.790cedbfe0421a6f31329c0df1198454.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W internecie tego nie ma.

Parę postów powyżej wspominałem o skandalu z amerykańskimi smarami do lotniczej broni pokładowej z początkowego okresu po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do II wojny światowej. Po prostu w czasach izolacjonizmu USA i zakładania, że kowboje nigdy nie przystąpią do żadnej wojny to latali sobie nisko i spokojnie. Państwo jedynie zapomnieli, że kiedyś jakaś wojna może nadejść oraz że w zależności od wilgotności powietrza gradient temperatury w troposferze wynosi od 0,65 do 1° C na 100 m.

Jak wspomniałem, od połowy 1943 r. wszystkie beznadziejne smary do lotniczej broni pokładowej Amerykanie wycofali i wprowadzili całkowicie nowe. Ale biedne dziewczyny z fabryk zbrojeniowych musiały odtąd dostarczać broń pokładową tak, jak widać poniżej. Fotografia z połowy 1943 r.

_1018512.thumb.jpg.4bda4cc5e2ed3cc492ddc0cfc4e385f3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W internecie tego nie ma.

 

Od razu przepraszam, że nie rozgiąłem poniższego rysunku mocniej, ale po prostu musiałbym sobie uszkodzić cenną dla mnie publikację z 1943 roku.

 

Jest początek roku 1943 – niezmiernie twórczego w światowym lotnictwie z powodów wiadomych. Prestiżowe amerykańskie media lotnicze zapraszają inżynierów konstruktorów do kolejnej zabawy intelektualnej na temat tego, jaki powinien być kolejny samolot myśliwski na czas II wojny, a przynajmniej jeden z takich myśliwców z jakąś specjalizacją. Padło, że powinien to być myśliwiec zdolny do walki w stratosferze. Którzy inżynierowie i z jakich wytwórni lotniczych zasiedli do tego wyzwania intelektualnego to oczywiście utajniono, bo amerykańska prasa lotnicza była podczas wojny ogólnodostępna. Ale ktoś, kto uwielbia lotnictwo II wojny w sekundę rozpozna poniżej to, inżynierowie z której między innymi wytwórni wzięli udział w tej zabawie, a przynajmniej, że stanowili oni część zespołu (z różnych biur projektowych) kombinującego nad nowym myśliwcem.

 

Co to jest stratosfera to można oczywiście (z grubsza) przeczytać w necie, aczkolwiek pilotów uczą tego precyzyjniej i z dokładniejszymi wykresami. Granica stratosfery zależy od różnych czynników, ale mniej więcej powiedzmy, że jeśli nie mamy przed sobą żadnego frontu atmosferycznego to rozpoczyna się ona od ok. 10 tys. m, ale jeśli mamy przed sobą np. front z najpodlejszą chmurą cumulonimbus capillatus (do której nie wolno wlatywać, bo można nie wyjść w jednym kawałku) to granica stratosfery może się rozpoczynać nawet od wysokości ok. 14 tys. m. Czyli widać, że inżynierowie przemyśliwali nad ambitnym projektem.

 

I widać także, że w Stanach Zjednoczonych brano pod uwagę zbudowanie myśliwca wysokościowego z kabiną ciśnieniową, wręcz stratosferycznego, dwa lata przed Niemcami, tymczasem fani lotnictwa zachwycają się wysokościowym Focke Wulfem Ta-152H. Samolot był to rzecz jasna bardzo interesujący, niemniej to nie jest tak, że alianci nie byli zdolni umysłowo i technologicznie do skonstruowania myśliwca do walki w dolnych warstwach stratosfery. Jak najbardziej byli, tylko uznali to za sztukę dla sztuki niepotrzebnie odciągającą wysiłek wojenny od projektów bardziej praktycznych i potrzebnych.

 

1677957914_1018514.thumb.jpg.2aa9342446c0659b19cc1f6079e0c75e.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Jedburgh_Ops napisał:

Coś z mojej drugowojennej biblioteczki, z zasobów roku 1943.

Jest rok 1943. Do USAAF przychodzą setki wynalazców, żeby coś lotnictwu zaoferować. Całe amerykańskie lotnictwo wojskowe z wszystkich rodzajów wojsk nie mogło podczas II wojny opędzić się od takich postaci.

Był nią także Brytyjczyk Cyril G. Pullin. Zaprojektował on śmigłowiec. Opatentował go w Stanach Zjednoczonych pod numerem patentu 2,317,342. Siły zbrojne nie wykazały zainteresowania wynalazkiem.

1.thumb.jpg.b4d3579bf26258693f272cbd9e570846.jpg

Zwróć uwagę, że w 1943 w USA to mieli już nie projekt, ale latające od pewnego czasu demonstratory technologii albo i prototypy śmigłowców - Sikorski X-4 i Bell 30, ten ostatni w nawet dosyć podobnym układzie do tego Pulina. Btw na tym rysunku nie bardzo widać, jak się tym steruje (brak popychaczy zmieniających kąt natarcia łopat wirnika nośnego) ale to może być świadome uproszczenie, żeby za wiele nie zdradzać. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.
Note: Your post will require moderator approval before it will be visible.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie