Skocz do zawartości

Co jest w papierach w IPN


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 284
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Balans, ja mam nadzieje ze takich jak Ty ktorzy nabrali dystansu do zawartosci smietnika jest wiecej , zaczalem bardziej obiektywnie patrzec na sprawe po wojnie teczkowej", a fanatykom zycze milego szperania.
Ps. Zadziwiajaca jest tylko dlamnie wrecz zajadlosc osob ktorzy , z racji wieku realia tamtych czasow znaja z opowiesci innych i zawartosci omawianego kontenera.
Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Balans, ja mam nadzieje ze takich jak Ty ktorzy nabrali dystansu do zawartosci smietnika jest wiecej , zaczalem bardziej obiektywnie patrzec na sprawe po "wojnie teczkowej, a fanatykom zycze milego szperania."

Kol. Cairo1, to nie tak. Chciałem Ci zwrócić uwagę, że ja nie uważam, że zawartość tych teczek - to śmietnik". Ja cały czas liczę na to, że kiedyś powstanie jakaś w miarę obiektywna historia tamtych czasów. Ja tylko wyrażam obawy, że obecny IPN, który jest z nadania politycznego bardzo prawicowy - nie jest obiektywny. No i w związku z tym mam obawy, że każdy kto w czasach PRL-u obrabował np. na wsi GS" to z automatu zostanie naszym bohaterem narodowym. No i jestem zdecydowanie przeciwny zaangażowaniu politycznemu niektórych pracowników tej instytucji, bo to totalnie podważa zaufanie do niej...

I tyle w tym temacie!

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szanowny balans, szanowni polemiści,

w tym temacie dodam, że w atmosferze nieufności do pracowników IPN, którą krzewicie, być może niebezpodstawnie,
tym cenniejsza jest praca jaką dla nas, za nas, wykonuje Gruby Rycho, z tego co nam wiadomo, nie związany z Instytutem.
I pytanie do tego ostatniego, sprawcy" tylu emocji, czy trafiłeś, w swoich poszukiwaniach, na kandydata do roli: ...każdy kto w czasach PRL-u obrabował np. na wsi "GS to z automatu zostanie naszym bohaterem narodowym..."

Pozdrowienia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Balans, alez to jest to co powinno byc podstawa takiej instytucji, niezaleznosc i bezpartyjnosc, w innym wypadku traci sens bytu i mamy to co mamy.Pozatym archiwa sa dokladnie wyczyszczone, zostaly rzeczy
malo istotne, jakies napady na GS, protokoly przesluchan, gdzie sa dokumenty o ludziach ze szczytow owczesnej wladzy? Na temat zyjacych jeszcze ludziom sluzb?Nie ma .
Zostawiono cos dla uciechy gawiedzi i bija piane.
Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szanowny cairo1,

skąd tyle pogardy dla losów maluczkich", nie tylko ci, jak piszesz ...ze szczytow owczesnej wladzy..." (z szacunku dla Ciebie zachowałem oryginalna pisownię) tworzyli historię.
Tym bardziej jeżeli ... archiwa sa dokladnie wyczyszczone, zostaly rzeczy malo istotne...". cieszmy się z pracy takich pasjonatów jak G.R., którzy chcą nam takie udy" przybliżyć, w zasadzie bez komentarzy, nie licząc tych wywołanych przez szanownych polemistów. Historia może być pasjonująca nawet jak nie jest sensacyjna, byle była prawdziwa.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Balans napisał : ,,(...) Ja tylko wyrażam obawy, że obecny IPN, który jest z nadania politycznego bardzo prawicowy - nie jest obiektywny. No i w związku z tym mam obawy, że każdy kto w czasach PRL-u obrabował np. na wsi GS" to z automatu zostanie naszym bohaterem narodowym.(...)

Gdybyś wiedział kto pracuje w IPN i jakie ma korzenie to chyba nie napisałbyś że jest to instytut prawicowy - nie piszę tego , żeby się z Tobą spierać , tylko dla tzw prawdy obiektywnej, bo niestety jest tak, że większość ludzi wierzy w to co wypisują dziennikarze , a spora część z nich sama ma słabiutka wiedzę lub pisze na zamówienie. Co do obiektywizmu to nie wiem jak jest do końca, choć ludzie, których ja znam, według mnie piszą uczciwie - tzn. nie wymyślają faktów, interpretują je zgodnie z wiedzą i sumieniem dopuszczając różne możliwe przyczyny zajścia czy wydarzenia , bez naciągania, jeżeli mają wątpliwości to też o nich piszą.
Co do obaw o robienie z rabusi czy innych pospolitych przestępców żołnierzy to mogę Cię tylko zapewnić, że byłem przy powstawaniu spisu osób zabitych z wyroków WSR w Białymstoku za działalność niepodległościową ( pochwalę się nawet, że koledzy pewne nazwiska konsultowali ze mną) i powiem Ci, że nie odbywało się to z ,,automatu" ( skazany przez komuchów = żołnierz podziemia=bohater)i wiele osób na nią po prostu nie trafiło.
Dziękuję Ci za dyskusję ( skoro postanowiłeś ją opuścić ) i żywię nadzieję,że ..... szybko zdanie zmienisz :)

ps. Bereza ciągle czeka na swoich badaczy - ja się tym nie zajmę , bo roboty mam i tak po pachy, co nie oznacza, że uważam że temat należy omijać lub zapominać w imię np. szacunku dla osiągnięć Marszałka czy II RP . Być może po badaniach takowych ukaże się, tak, jak w przypadku UB lista tortur stosowanych przez strażników ( czterdzieści parę tortur ubeckich opisał Moczarski)

ps. II Apolityczność to nośne hasło tyle, że mocno wypaczone i zdezawuowane - jeżeli odnosi się do działania na rzecz Państwa i Narodu bez względu na sympatie czy przynależność organizacyjną to ok. Mam jednak wrażenie że częściej chodzi raczej o wytykanie przeciwnikom politycznym jej braku niż o zachowania apolityczne prawdziwe. U nas mało jest ludzi apolitycznych , bo każdy jako obywatel na kogoś głosuje i najczęściej jest tak, że utożsamia się z jego programem politycznym. Apolityczni są więc czasami artyści, zawsze abnegaci i konformiści no i ....dzieci
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kol. cairo 1 napisał :
,,Pozatym archiwa sa dokladnie wyczyszczone, zostaly rzeczy
malo istotne, jakies napady na GS, protokoly przesluchan, gdzie sa dokumenty o ludziach ze szczytow owczesnej wladzy? Na temat zyjacych jeszcze ludziom sluzb?Nie ma .

Po pierwsze skąd masz taką wiedzę ? Czy z Franzem i Olem na wysypisku paliłeś ,, Camele" ?
Po drugie jeśli tak jest to dlaczego tylu ludzi aż tak denerwuje się tym, co zawierają te śmieci, czego się boją , czegoś, czego nie ma ?
Po trzecie są, są a jak kiedy jeszcze Moskwa otworzy swoje zbiory ( choć to mało prawdopodobne , bo przecież nie pozbawią się cennej agentury) to dopiru ciekawie się zrobi
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kol. pusterał : Ja się nie spotkałem z ,,produkcją bohaterów, ale ktoś mi kiedyś podawał taki przykład - tyle że nie potrafił go udokumentować ( mówił tylko, ze wszyscy w jego okolicy uważali człowieka za szuję i rabusia - ja mu wierzę, bo facet nie jest zapiekłym wrogiem podziemia ani fantastą, więc albo tak było albo relentów miał stronniczych)

Gorzej - przez te cholerne papiery z IPN skonfliktowałem się z prezesem związku kombatantów ( na szczęście tylko z nim, a nie ze wszystkimi członkami), bo wyszperałem parę smrodów :

1. że przyjął do związku konfidenta bezpieki i to takiego, który jak się wielu osobom wydaje był nim już przed wejściem do konspiracji , a potem pracował z nieudawanym poświęceniem dla bezpieki
2. że sam miał niejasne konszachty z wiadomą służbą, a rana jaką odniósł nie została mu zadana na polu walki bądź podczas przesłuchań
3. że w 1947 dowództwo obwodu wykonało pewne niejasne operacje finansowe
4. że to samo dowództwo ,,sprzedało" bezpiece swojego żołnierza i o tym przypadku napiszę szerzej ale już jutro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kol Wallenrod , jak widzę nic nie zrozumiałeś z mojej pisaniny. A jeżeli wiesz że w jakimś oddziale IPN kwity za środki czystości" poszły na przemiał , to znaczy że w tym oddziale pracują idioci. Takie dokumenty są bowiem równie cenne , a nawet cenniejsze , niż meldunki podrzędnych kapusiów. Tyle ze do ich badania powinni brać się FACHOWCY a nie historycy-prokuratorzy z politycznego nadania.
W założeniu rolą IPN miała być nie polityczna czystka , a badanie działań bezpieki w okresie PRL.
Wymienione przeze mnie kwity mogły by wiele wyjaśnić , ale jeżeli jest jak piszesz , to prawdy o wielu sprawach nie poznamy nigdy. Bo była mało medialna.
Na szczęście nie jest to praktyka powszechna , znacząca część badaczy zdaje sobie sprawę z wagi takich poszlak.
Kol Gruby Rycho , miałeś fuksa- na moim terenie uznawanie za żołnierzy podziemia poszło z automatu , teraz zaczyna się dopiero odkręcanie błędów.
PS Bereza jest bardzo dokładnie przebadana. I nie ma przesady w twierdzeniu , że oprawcy z UB mogli by się wiele od klawiszy z Berezy nauczyć. Na szczęście , chyba za głupi na to byli.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, to ja tez pokornie opuszcze te progi, z fanatykami niema co zaczynac,delektujcie si panowie zawartoscia kontenera,poczekajmy jeszcze nastepne 20 lat, swoich slow sie wyprzecie.
Rychu dlatego ze mam pewna wiedze,od dawna w polsce nie mieszkam.
Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Erih z kolei Ty mnie nie zrozumiałeś.
W IPN-e nic się nie wyrzuca a brakowanie akt czyli usuwanie dokumentów nieistotnych bądź zbędnych dla funkcjonowania danego urzędu odbywa się w trakcie funkcjonowania danego urzędu. Proces ten regulują stosowne przepisy i m.in. na ich podstawie bezpieka paliła po 1989 r. swoje dokumenty.
W IPN-nie akt się nie brakuje.
To, że nie ma (w oddziale, w którym pracuję) akt, które nazwałeś kwitami na środki czystości" to spuścizna lat głębokiego PRL-u.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kol Wallenrod , uspokoiłeś mnie.
To że dokumenty powiedzmy echniczne" w większości przepadły , to wiem. Albo też jeżeli nawet przetrwały , to często do IPN nie były przekazywane. Jako , wyobraź sobie , NIEISTOTNE.
Tymczasem są one bardzo ważne , gdyż.... na ogół w 100% wiarygodne ! Fałszowanie akt osobowych to w bezpiece była norma , ale kwity na mydło ? Tymczasem na podstawie takich kwitów można np zweryfikować liczebność nie istniejącego posterunku MO. Więc i jego rangę , a co za tym idzie obecność na stanie etatowego bezpiecznika. Chyba rozumiesz , jakie to daje możliwości weryfikacji !
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gruby Rycho wracając do mojej ajemniczej" to szczerze mówiąc sam trochę sprawę pokpiłem ponieważ miejscowości, w której ona działała specjalnie się nie przyglądałem. Gdybym to zrobił może wyłapałbym czy rzeczywiście doszło do werbunku i czy zachowały się jakieś jego doniesienia.
Co do niego samego to w PSL ani w konspiracji chyba nie był natomiast ciążyły na nim niejasne podejrzenia współpracy z Niemcami w czasie okupacji. Podejrzenia te doszły do mnie z różnych źródeł nie tylko z dokumentów PUBP.
On sam był ubogim chłopem utrzymującym wielodzietną rodzinę
W jego okolicy trochę się działo w czasie wojny i po tak, że bezpieka na pewno na tym terenie chciała mieć jak najbardziej rozbudowaną sieć informatorów.
Zwróciłem na niego uwagę ponieważ jego zwolnienie z aresztu po miesiącu czasu było ewenementem. Nawet szef PUBP uznał za słuszne, wyjaśnić tego przyczyny w osobnym załączniku.
No i sformułowania z raportu dekadowego wydziału śledczego PUBP brzmią dość jednoznacznie, np:

„Sprawa z poprzedniego okresu sprawozdawczego W. Stanisława o nielegalne posiadanie broni przez prokuratora WPR (Wojskowej Prokuratury Rejonowej) umorzona na wniosek tutejszego urzędu w celu wykorzystania operatywnego. Raport specjalny w załączeniu.”

Z doświadczenia wiem, że bezpieka takich spraw tak sobie nie odpuszczała choćby ze względu na ich ewentualne późniejsze wykorzystanie operacyjne.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wychodzi więc na to, że Pan został zwerbowany, bo wspominasz, że był ubogi , więc łapówka w grę raczej nie wchodziła. Pytanie tylko czy pod konkretną sprawę lub osobę czy jako np. agentura sygnalizacyjna. Myślę, że jednak chodzi o konkret skoro szef aż tak się rozpisywał o planie jego pozyskania.
Żeby rzecz wyjaśnić trzeba :
1. ustalić kogo człowiek znał lub do kogo miał dojście, że był tak atrakcyjny dla bezpieki
2. Czy są plany kombinacji operacyjnych w terenie gdzie mieszkał, lub a może zwłaszcza na nieco dalszym terenie
3. Przejrzeć charakterystyki agentury w pewnym okresie
4. Sprawdzić co działo się dalej z człowiekiem czy został na miejscu, czy gdzieś wyjeżdżał, a może zmienił adres na stałe, a może potem go posadzono
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cos posucha w temacie, wiec pozwole sobie na skopiowanie z Angory nr.6/2010 listu od czytelnika,jako ze mieszkam zdala od kraju uszlo mi uwadze to epokowe wydarzenie.A tu vox populi.
Nie ma życia bez IPN-u"
Niedawno dowiedzieliśmy się, że
z ostatnich badań IPN wynika, iż
Adolf Hitler nie żyje, a śmierć nastąpiła
65 lat temu, w połowie ubiegłego
wieku. W świetle tych badań nietrafne
okazały się więc przypuszczenia
wielu Polaków, że Hitler przebywa
w Niemczech i jest tam wykorzystywany
jako tajna broń E. Steinbach,
a może nawet samej kanclerz Merkel.
Wskazywały na to zresztą różne wypowiedzi
prezydenta Kaczyńskiego,
który często podkreślał, że z Niemcami
trzeba rozmawiać twardo, bo oni
coś tam przeciwko nam szykują.
Sprawdzenie, czy Hitler żyje, zajęło
kilku prokuratorom IPN niespełna
9 lat, za co wypłacono im około
450 pensji miesięcznych i ileś tam
nagród. Zarobili wprawdzie więcej
niż profesorowie w PAN, ale o to nie
można mieć pretensji, bo bez uczonych
można się obejść, ale bez
IPN-u i prezesa Kurtyki trudno sobie
wyobrazić funkcjonowanie państwa.
Dla udowodnienia śmierci wodza
III Rzeszy badacze przesłuchali
171 świadków, mozolnie ściągniętych
do Krakowa z różnych zakątków
Polski. Godna podziwu jest ich pracowitość,
mogli przecież świadków
zostawić w spokoju, a przez te 9 lat
cicho przesiedzieć przy biurkach i tylko
na koniec zawiadomić Polaków
o śmierci Hitlera.
Można by tak sobie długo jeszcze
pokpiwać z tych ludzi, gdyby nie to,
że IPN nie został powołany do rozśmieszania
Polaków. Za ogromne
pieniądze stworzono monstrualne
struktury, z własnymi prokuratorami,
tzw. historykami i jeszcze kimś tam.
Górą forsy obdarowała tego historycznego
potworka, istniejąca chwilowo,
IV Rzeczpospolita panów Kaczyńskich
(...).
Niedawno szefowa IPN w Katowicach,
pryncypialna dama, która fotografowała
się paradnie przy trumnie
ze zwłokami generała Sikorskiego,
umyśliła, że trzeba ściągnąć z Włoch
niezliczone ilości tomów z przesłuchania
w sprawie zamachu na papieża
i poddać je, w IPN, przenikliwej
weryfikacji. Ma nadzieję, że znajdzie
tam jakiegoś haka na ludzi politycznie
jej niemiłych. Zachcianki i fobie
tej chciwej pani i jej pryncypała
z Warszawy będą kosztować państwo
niewyobrażalne pieniądze. Cóż
tam państwo, najważniejsze, że IPN
będzie mógł zabawiać się tą pasożytniczą
pracą przez długie lata. Aż do
szczęśliwej emerytury. Z poważaniem
S. STOLARSKI, Wrocław
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolego Gruby Rychu ty i ten”twój”IPN pięknie namieszaliście komuchom na forum.
Mieli tak pięknie wszystko poukładane(wysokie emerytury,odznaczenia, szacunek u pożytecznych idiotów za walkę z”bandytami”),a tu masz babo placek,znalazł się”taki”i wyciąga prawdę,która była tak skrzętnie ukrywana na dnie szaf,ukrycie jej kosztowało tyle krwi i łez.
Czy kolega jest świadomy że krzywdzi tych”dzielnych”utrwalaczy władzy ludowej,tych”odważnych”donosicieli którzy ryzykowali życiem żeby tylko gdzieś ucho przyłożyć,
dla pary srebrników(które i tak pewnie wydali na wódkę żeby zalać sumienie,przez co powiększali dochody państwa).
Kolego a co będzie jak pożyteczni idioci zainteresują się tym co piszesz?,kto zagwarantuję że nie zechcą odebrać wysokich emerytur,a nie daj Boże,jeszcze na stare lata po sądach będą ciągać.
Dlatego będziesz traktowany jak”te bandyt”Łupaszki,Ponure,Popiełuszki itd.,a nie myśl że oni będą zwracać uwagę na to,że prawda jest po twojej stronie,oni mają swoją prawdę,wytworzoną w biurach propagandy politycznej.
Pozdrawiam Slapek.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapomniana rocznica
Sławomir Cenckiewicz 06-02-2010, ostatnia aktualizacja 06-02-2010 14:00

Przemysłowy charakter niszczenia archiwów SB i PZPR zyskał przyzwolenie ze strony elit solidarnościowych. Nie zrobiono praktycznie nic, aby ten proces zatrzymać

Radykalni obrońcy dorobku III Rzeczypospolitej od czasu do czasu przypominają nam o kolejnych okrągłych rocznicach. Najpierw świętowano 20. rocznicę zakończenia rozmów Okrągłego Stołu, później rocznicę wyborów 4 czerwca 1989 r. i powołania Tadeusza Mazowieckiego na premiera. Obchodzono także rocznicę zmiany szyldu z PRL na RP, a nawet 20-lecie planu Balcerowicza. W tym szaleństwie kolejnych jubileuszy, sejmowych egzaltacji i akademii zapomniano o 20. rocznicy niszczenia na przemysłową skalę dokumentów SB i PZPR.

Biała legenda Mazowieckiego

Bezprecedensowy być może w najnowszych dziejach Polski proces niszczenia archiwów nie jest dzisiaj powodem do chluby. Niszczenie źródeł historycznych, bez względu na to, kto był ich wytwórcą, ma zawsze charakter zamachu na pamięć i świadomość narodową. A proces ten przypadł na czas urzędowania „pierwszego niekomunistycznego rządu” kierowanego przez Mazowieckiego, któremu po latach buduje się wyłącznie białą legendę. Co bardziej krewcy z jego obrońców potrafią nawet przyznać, że owszem, dokumenty były niszczone, ale „nasz premier” zaaferowany najważniejszymi reformami kraju po prostu nic o tym nie wiedział.
Tę sielankową wizję zapracowanego premiera, który nie ma pojęcia, że podległa mu administracja dzień i noc niszczy bezcenne archiwalia dokumentujące dzieje PRL, zaburzył przed laty Jan Rokita. W swojej wspomnieniowej książce ówczesny krakowski poseł Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego napisał: „Otrzymałem informacje, że z MSW są wynoszone i palone akta. Dotarłem do premiera, co dla zwykłego posła OKP nie było łatwe, ale Mazowiecki dał mi radę absurdalną: żebym poinformował o tym Kiszczaka, tego samego, który na palenie akt co najmniej zezwalał”.
Od tej pory obowiązuje już nieco inna wersja wytłumaczenia tej sprawy. Zapytany o niszczenie archiwów Henryk Woźniakowski, który w gabinecie Mazowieckiego pełnił funkcję zastępcy rzecznika prasowego rządu, odparł, że w tamtym czasie należało przede wszystkim uwzględniać otoczenie wewnętrzne i zewnętrzne Polski (stacjonowanie wojsk sowieckich i sojusze międzynarodowe), a „pierwszoplanową sprawą były pakiet ustaw i plan Balcerowicza”, które zmieniały kraj. Jego zdaniem Mazowiecki robił, co mógł, by powstrzymać proces niszczenia dokumentów, ale realnie możliwość taka nastąpiła dopiero z chwilą odejścia z resortu spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka.

Stanowisko rządu

Tak naiwne tłumaczenie wydarzeń z przełomu lat 1989 – 1990 nie znajduje potwierdzenia w faktach. Wystarczy wspomnieć, że w lutym 1990 r., czyli już po sławetnym rozkazie ministra Kiszczaka zakazującym niszczenia dokumentów MSW (31 stycznia 1990 r.), stanowisko rządowe w kwestii kwalifikacji dokumentów operacyjnych SB jako „niestanowiących materiałów archiwalnych” w rozumieniu ustawy o narodowym zasobie archiwalnym przygotował… gen. Zbigniew Pudysz. W piśmie do prokuratora generalnego Rzeczypospolitej Polskiej Józefa Żyty z 22 lutego 1990 r. podsekretarz stanu w MSW bronił w istocie decyzji o niszczeniu akt SB, powołując się na zarządzenie gen. Kiszczaka z 8 lipca 1985 r. (nr 049/85): „brakowaniu podlegają wszystkie akta operacyjne posiadające czasowe praktyczne znaczenie oraz dokumentacja pomocnicza posiadająca krótkotrwałe znaczenie praktyczne. Brakowanie może nastąpić po upływie ustalonych na mocy cytowanego zarządzenia okresów przechowywania. Okresy te są zróżnicowane w zależności od treści akt operacyjnych: minimalnie – dwa lata, maksymalnie – 60 lat. Cecha tajności nie ma bezpośredniego wpływu na okres przechowywania, kryterium decydującym jest zakładana dalsza przydatność”. Niszczenie archiwów MSW gen. Pudysz uzasadniał również stopniową likwidacją poszczególnych komórek organizacyjnych SB, które w przypadku akt przechowywanych krócej niż pięć lat mogły je „brakować we własnym zakresie”.

Systematyczny proces

Do akcji niszczenia dokumentów resort Kiszczaka przygotowywał się od dłuższego czasu. Pierwsza fala zniszczeń nastąpiła wiosną 1989 r. Jeszcze podczas trwania obrad Okrągłego Stołu, 26 marca 1989 r., dyrektor Departamentu IV MSW gen. Tadeusz Szczygieł poinformował szefa SB gen. Henryka Dankowskiego i dyrektora Biura „C” (archiwum MSW) płk. Kazimierza Piotrowskiego o zniszczeniu tzw. teczek ewidencji operacyjnej na księży. Decyzję tę tłumaczył zmianą w sytuacji społeczno-politycznej i „prawnym uregulowaniem stosunków państwo – Kościół i Polska – Watykan”. Dodał także, że systemy ewidencjonowania danych o duchowieństwie w pełni zabezpieczają potrzeby SB. Kolejny etap niszczenia archiwów związany był z reorganizacją MSW w sierpniu 1989 r. Zlikwidowano wówczas najważniejsze piony operacyjne bezpieki, m.in. departamenty III (działalność antykomunistyczna), IV (walka z Kościołem), V (sfera produkcyjna) i owiane złą sławą Biuro Studiów zajmujące się elitą solidarnościowego podziemia. Przykładowo z połączenia Departamentu IV i Biura Studiów powstał później Departament Studiów i Analiz. W ten sposób skoncentrowano bodaj najważniejsze, z punktu widzenia bezpieczeństwa procesu transformacji ustrojowej, aktualne sprawy operacyjne i zbiory archiwalne dotyczące ludzi Kościoła i „Solidarności”. Elita byłego Departamentu IV i Biura Studiów przystąpiła wówczas do akcji niszczenia akt. Szef Wydziału Studiów i Analiz w Gdańsku mjr Jerzy Frączkowski wspominał później, że nowo utworzona komórka „nie prowadziła już pracy operacyjnej”, a wytyczne w sprawie niszczenia materiałów operacyjnych otrzymywał bezpośrednio od wiceministra spraw wewnętrznych gen. Henryka Dankowskiego i szefa SB płk. Jerzego Karpacza podczas specjalnych telekonferencji. W tym czasie zacieranie śladów po przestępczej działalności SB oraz ukrywanie najcenniejszej agentury było bodaj najważniejszą sprawą, jaką w ogóle zajmował się resort Kiszczaka.

Złodziejska prywatyzacja

W operacji „brakowania akt” nie chodziło wcale o zniszczenie wszystkich najcenniejszych aktywów archiwalnych bezpieki. Już w sierpniu 1989 r. przystąpiono do selekcji materiałów SB pod kątem wyodrębnienia tych o największym znaczeniu operacyjnym i politycznym. Następnie niektóre z tych materiałów mikrofilmowano w dwóch kopiach, oryginały zaś niszczono. Wiele ze zmikrofilmowanych archiwaliów zniknęło wiosną 1990 r. Proces „prywatyzacji” najciekawszych materiałów agenturalnych opisał pod koniec 1990 r. jeden z archiwistów gdańskiej SB kpt. Jan Żaczyński, który podjął później pracę w UOP: „materiały dotyczące wyeliminowanych źródeł informacji z terenu całego województwa gdańskiego były zmikrofilmowane. Kopie mikrofilmów były udostępniane pracownikom, natomiast oryginały mikrofilmów, tzw. filmy matki, miałem zabezpieczone u siebie w szafie. W okresie miesięcy marzec – kwiecień 1990 r. na skutek wielokrotnych nalegań i gróźb ze strony ówczesnego kierownika kpt. Aleksego Świetlika oraz naczelnika mjr. Michała Stryczyńskiego, wydałem im bez pokwitowania wszystkie mikrofilmy »matki«. Twierdzili oni, że mikrofilmy te mają być odtąd przechowywane na stałe u kierownika kpt. Aleksego Świetlika. Nie wiem, co się z tą dokumentacją stało, ale w tej chwili w tutejszym wydziale archiwum nie ma żadnego protokołu zniszczenia dokumentów bądź przekazania ich innej jednostce. Mikrofilmów tych nie ma też w Wydziale”. Nieprzypadkowo część zaginionych wówczas mikrofilmów odnaleziono w 1993 r. w mieszkaniu byłego majora SB Jerzego Frączkowskiego w Gdańsku. Poza dokumentacją agenturalną i operacyjną dotyczącą Lecha Wałęsy posiadał on także wyjątki ze spraw operacyjnych SB prowadzonych m.in. przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu, Bogdanowi Borusewiczowi i Bogdanowi Lisowi.

Archiwalna pożoga

Akcja niszczenia akt bezpieki w latach 1989 – 1990 miała charakter przemysłowy. Tylko jednego dnia w papierni w Konstancinie-Jeziornie zniszczono 3 tony dokumentów MSW. Była to jednak kropla w morzu tego, co w tym czasie uległo zniszczeniu. Wyjątkowej wagi dokumentacja dotycząca odtworzenia procesu niszczenia akt trójmiejskiej SB zachowała się w gdańskiej prokuraturze. Akcję tę realizowano przez kilka miesięcy w systemie trzyzmianowym. Były okresy, kiedy codziennie, w biały dzień, pod siedzibę WUSW w Gdańsku podjeżdżały samochody ciężarowe, które wywoziły akta na wysypiska śmieci w Szadułkach, do wykopanych dołów na podmokłych Żuławach Wiślanych i do „Celulozy” w Świeciu. Przedsięwzięcie to angażowało całe kierownictwo resortu spraw wewnętrznych, które oficjalnie prowadziło w tej sprawie korespondencję z papierniami mającymi przyjąć bezpieczniacką „makulaturę”. Z dokumentów wynika, że w drugiej połowie 1989 r. w ciągu zaledwie jednej doby niszczono od 2 do 5 ton dokumentów gdańskiej bezpieki w Zakładach Celulozy i Papieru w Świeciu. Udokumentowano cztery takie transporty do Świecia (25 sierpnia 1989 r., 17 października 1989 r. i dwie dostawy z 14 grudnia 1989 r.). „Gdy przyjechaliśmy do Świecia, Aleksy Świetlik załatwił odpowiednią przepustkę i wjechaliśmy na teren zakładów celulozowych” – zeznawał były funkcjonariusz SB Ryszard Szreder, który później znalazł zatrudnienie w policji. „Samochody tyłem podjechały przed wejście do hali i następnie nosiliśmy worki na odległość ok. 6 – 7 metrów i wrzucaliśmy je do kręcącego się bębna z wodą. Worków nie otwieraliśmy, tylko w całości je wrzucaliśmy. Wydaje mi się, że do Świecia pojechali wszyscy z Wydziału C, którzy przyszli tego dnia na 6 rano do pracy. Bębny miały określoną pojemność, mieściło się w nich po mniej więcej 15 worków, potem trzeba było czekać ok. 25 minut i wrzucać ponownie. Pracowaliśmy przy tym do ok. godziny 16. Uważam, że każdy z nas wiedział, co znajdowało się w tych workach”.

Kilometry utraconych akt...

Trudno dziś dokładnie oszacować skalę tego zjawiska. Wiadomo, że proces niszczenia archiwów SB przebiegał równolegle w centrali MSW i w wojewódzkich urzędach spraw wewnętrznych. Z centralnej kartoteki ogólnoinformacyjnej Biura „C” MSW zginęło wówczas około 600 tys. kart rejestracyjnych. W połowie przetrzebiono także kartotekę czynnych i wyeliminowanych osobowych źródeł informacji. Wyniesiono także tzw. Zbiór 560, czyli utworzoną w lipcu 1989 r. na polecenie gen. Dankowskiego kartotekę zawierającą informacje operacyjne na temat parlamentarzystów wybranych w wyborach 4 czerwca 1989 r. Skala dokonanych zniszczeń jeszcze dzisiaj wprawia o zawrót głowy, choć znamy jedynie dane z niektórych regionów kraju. W Łodzi zniszczono w tym czasie około 70 procent zasobu archiwalnego, w tym: prawie 41 (z 47) tysięcy teczek tajnych współpracowników, ponad 21 (z 26) tysięcy spraw operacyjnych i 8 (z 13) tysięcy spraw śledczych. W Trójmieście było jeszcze gorzej. Zniszczenia sięgają ponad 90 procent, w tym: prawie 26 tys. teczek agenturalnych (99 proc.), ponad 13 tys. spraw operacyjnych (86 proc.) i ok. 8,5 tys. teczek postępowań i spraw przygotowawczych (94 proc.). „Wybrakowano” ponadto prawie 10 tys. mikrofilmów, dzienniki archiwalne, dzienniki rejestracyjne, skorowidze wyeliminowanych agentów itd.

Akcja zorkiestrowana

Podobne operacje przeprowadzono w tym czasie w strukturach wywiadu (II Zarząd Sztabu Generalnego) i kontrwywiadu wojskowego (Wojskowa Służba Wewnętrzna). Przykładowo w 1990 r. ostatni szef WSW gen. Edmund Buła miał skopiować i przekazać Sowietom całą kartotekę. Pod jego okiem zniszczono w tym czasie ok. 40 tys. jednostek archiwalnych. Proces niszczenia archiwów miał miejsce także w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, gdzie m.in. częściowo „wybrakowano” zbiory Wydziału Konsularnego (sprawy polonijne). Jako że obie instytucje ściśle współpracowały z bezpieką, podobna akcja objęła również wydziały spraw wewnętrznych w urzędach wojewódzkich oraz urzędy do spraw wyznań. Proces ten nie ominął także akt Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Ruch” (akta osobowe dziennikarzy) i jej właścicielki – PZPR. Rozpoczął się najpewniej 20 grudnia 1989 r. od zniszczenia stenogramów z posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR z lat 1982 – 1989. Jednak już w lipcu 1989 r. gen. Wojciech Jaruzelski polecił przekazać stenogramy do depozytu Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego. W ten sposób zniszczono 266 być może najważniejszych dokumentów Biura Politycznego dekady lat 80. Dokumenty partyjne niszczono także w komitetach wojewódzkich PZPR, co zostało zresztą już w tamtym czasie ujawnione głównie za sprawą antykomunistycznej młodzieży z Konfederacji Polski Niepodległej i Federacji Młodzieży Walczącej. Działacze tych organizacji na przełomie lat 1989 i 1990 pikietowali siedziby PZPR w Bydgoszczy, Krakowie, Lublinie i Gdańsku. Zajęcie gmachu KW PZPR w Gdańsku w końcu stycznia 1990 r. nastąpiło dokładnie w czasie niszczenia archiwów partyjnych. W kotłowni znaleziono hałdy zmielonych oraz dopalających się akt PZPR.

Konsekwencja godna innej sprawy

Niestety, przemysłowy charakter niszczenia archiwów zyskał przyzwolenie ze strony elit solidarnościowych. Nie zrobiono praktycznie nic, aby ten proces zatrzymać. Nawet wówczas, kiedy pojawiła się możliwość osądzania winnych, ludzie z rodowodem solidarnościowym robili wszystko, by sprawiedliwości nie stało się zadość. Z jednej strony nie usuwali z szeregów Urzędu Ochrony Państwa i policji ludzi, którzy aktywnie uczestniczyli w akcji niszczenia dokumentów. Z drugiej natomiast, tak jak szef MSW w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego – Henryk Majewski, konsekwentnie odmawiali zwolnienia oskarżanych przez prokuraturę funkcjonariuszy o niszczenie dokumentów SB z tajemnicy państwowej „w zakresie wszelkich danych dekonspirujących personalia osobowych źródeł informacji, których akta zostały zniszczone, oraz ujawniających przedmiot postępowań operacyjnych, których materiały także zniszczono” (decyzja MSW z 19 lipca 1991 r.). W ten sposób praktycznie nikt nie poniósł odpowiedzialności karnej za zniszczenie części narodowego zasobu archiwalnego.
Podobnie postępowano w przypadku akt partyjnych.

Dzisiaj ci sami ludzie, którzy w latach 1989 – 1990 popełnili grzech zaniechania i przyzwolili na zniszczenie wielu kilometrów akt, mówią nam, że akta bezpieki nie mają większej wartości, i zamierzają przejąć kontrolę nad IPN. I to jest być może najlepsze wytłumaczenie ich postawy sprzed 20 lat.

Rzeczpospolita
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A streszczając powyższy artykuł :

Bezpieka przekazała władzę wyłącznie kontrolowanym przez siebie agentom.
Papierki trzeba było zniszczyć, bo wszystko musi zostać w rodzinie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie