Jedburgh_Ops Napisano 6 Czerwiec 2019 Napisano 6 Czerwiec 2019 W dniu 2018-09-04 o 14:15, Sedco Express napisał: W użyciu dwa spadochrony: - ćwiczebny (plecowy) - rezerwowy (piersiowy) Mały OT, ale mam nadzieję, że wybaczalny. Nie tylko nasi tak skakali, pytanie tylko, kto od kogo to podpatrzył, aczkolwiek czasami myśl ludzka tymi samymi ścieżkami chadza i może nikt od nikogo nie ściągał przynajmniej niektórych pomysłów, licho wie... Ludzie radzieccy też tak skakali. Poniżej zdjęcie z roku 1935 z manewrów pod Kijowem. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 6 Czerwiec 2019 Napisano 6 Czerwiec 2019 W dniu 2018-10-01 o 11:32, formoza58 napisał: Po skoku. Czy przed wojną był jakiś polski nóż spadochroniarski do odcinania się w sytuacjach takich, jak tu, a głównie w gorszych, gdy wisiało się wyżej? Cytuj
Sedco Express Napisano 6 Czerwiec 2019 Napisano 6 Czerwiec 2019 1927 - pierwszy w Polsce kurs instruktorski celem zapoznania się ze spadochronem Irving (prod. ang.) 1928- podpisanie umowy licencyjnej z Irvingiem (plus zobowiązanie do zakupu mat. do prod. 250 szt.) 1929 - produkcja seryjna - ok. 300szt/rok 1935-37 - ok.600 szt/rok 1938-39 - ok. 1000 szt/rok Od 1935 r. ZG LOPP rozwija sport spadochronowy (kursy, ćwiczenia, pokazy itp.) Polski IRVIN Czasza jedwabna - 20, 24 lub 28 pasów (brytów) Produkowany w odmianach (dla osób): - normalny (ratowniczy) : plecowy, siedzeniowy, kolanowy - ćwiczebny (dwa spadochrony) : plecowy i piersiowy (napierśny) - rezerwowy Normalny(ratowniczy) : 24 pasy (bryty) i 24 linki nośne, śr. 7,31 m, pow. ok. 42 m2, opad. 4,87 m/sek Ćwiczebny : - plecowy- 28 pasów (brytów) i 28 linek nośnych, śr. 8,53 m, pow.nośna ok. 57 m2, opad. 3,66 m/sek - napierśny (rezerwowy) - 20 pasów (brytów) i 20 linek nośnych, śr.6,70 m, pow.nośna ok. ok. 35 m2 Waga w/w w zalezności od typu - 8,16 lub 10,50 kg. Linki bawełniane, pokrowiec brezentowy (wpierw szwy wzmacniane białą bawełniana taśmą), zapięcie - karabińczyk a od 1936 r. zamek otwierany od uderzenia.Taśmy uprzęży - bawełniane. Spadochronik - pilocik: 8 pasów (brytów) i 8 linek nośnych, śr. 0,915 m, pow.0,74 m2 i stalowe szprychy sprężyście się rozkładające. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 6 Czerwiec 2019 Napisano 6 Czerwiec 2019 Super. Będę ciągnął wątek pielęgniarki w miarę wolnego czasu. Cytuj
MarekA Napisano 6 Czerwiec 2019 Napisano 6 Czerwiec 2019 O Irvinie znalazłem coś takiego: Przepisy dla spadochronu syst. IRVIN http://zbrojownia.cbw.wp.mil.pl:8080/dlibra/docmetadata?id=968&from=&dirids=1&ver_id=&lp=1&QI= Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 6 Czerwiec 2019 Napisano 6 Czerwiec 2019 Dziękuję. Kombinujmy wszyscy, a może coś wykombinujemy. Dla fana spadochroniarstwa lat 30./40. zdjęcie spadochronu tej pielęgniarki jest naprawdę rzucające na kolana, bo to nie jest przeciętna rzecz. Wymordowałem to zdjęcie w Photoshopie i jak się do tego zestawi niektóre fakty spadochroniarskie z II RP to przychodzi mi do głowy pewna teoria, tylko potrzebuję czasu do przelania tego do postaci postu. Będę się zgłaszał. W każdym razie bardzo dziękuję wszystkim za udział, bo nikt wszystkich rozumów nie pozjadał, a siła dopiero w pracy zespołowej. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 6 Czerwiec 2019 Napisano 6 Czerwiec 2019 5 godzin temu, Sedco Express napisał: Czasza jedwabna A na razie tutaj pozwolę sobie na małą uwagę. Jakaż ta II RP była bogata! Bogatsza niż Stany Zjednoczone Już niejeden z nas dostał w tych wątkach aeronautycznych wytrzeszczu oczu, że „przebogata” II RP fundowała (jako tzw. ogólnorozwojówkę) spadochroniarstwo kawalerzystom, a szybownictwo piechocińcom, a wszystkim im nie wiadomo, po co...? Bo to wszystko było „perspektywiczne inaczej”, ale niech tam sanacji ziemia lekką będzie... Ameryki stać na takie rzeczy nie było. Teraz natomiast spadochrony. Międzywojennych (bogatych) amerykańskich sił zbrojnych nie było stać na sto procent spadochronów z jedwabiu japońskiego i robiono je częściowo z jedwabiu, a częściowo z perkalu (bawełna), przy pełnej świadomości, że marny perkal wprawdzie nikogo nie ukatrupi, ale jednak ani nie spełnia tych parametrów masowych, ani wytrzymałościowych, co jedwab. I że spadochron z perkalu to koszmarny ciężki wór dla lotnika. Ale ichni lotnicy musieli się na to godzić. Nie to co w przebogatej II RP! Tutaj, panie dzieju, opadało się w powietrzu na jedwabiu... Cytuj
Edmundo Napisano 7 Czerwiec 2019 Napisano 7 Czerwiec 2019 (edytowane) 12 godzin temu, Jedburgh_Ops napisał: Czy przed wojną był jakiś polski nóż spadochroniarski do odcinania się w sytuacjach takich, jak tu, a głównie w gorszych, gdy wisiało się wyżej? Nie było dedykowanych polskich noży spadochroniarskich. Czego używano w zamian, tutaj mogę tylko domniemywać, w WP użytkowane były tak zwane noże żołnierskie czyli scyzoryki produkowane dla wojska przez Fabrykę Wyrobów Stalowych Ostrych W. Bieńkowski i Synowie oraz przez Zakłady "Gerlach", ponadto korzystano z noży produkcji niemieckiej z I wś oraz noży cywilnych (tak zwanych kozików). Były tez noże saperskie wykorzystywane przez saperów oraz łącznościowców w tym nóż składany i nóż uniwersalny wprowadzony w 1928 r. A więc spadochroniarze mogli korzystać z czegoś wyżej wymienionego. Edytowane 7 Czerwiec 2019 przez Edmundo Cytuj
Sedco Express Napisano 7 Czerwiec 2019 Napisano 7 Czerwiec 2019 Jeśli dokładnie pooglądać oryginalne zdjęcia spadochroniarzy lub lotników wyposażonych w spadochrony i ubranych w różne typy kombinezonów to nigdzie żadnego przyczepionego noża nie widać. W kieszeniach ich nie nosili a więc gdzie ? Nie wiem, a może ich po prostu nie mieli. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 7 Czerwiec 2019 Napisano 7 Czerwiec 2019 Jak zawsze obu Wam dziękuję za fajne komentarze. Ciekawa rzecz z tym brakiem polskich noży dedykowanych dla spadochroniarstwa – ogólnie dla spadochroniarstwa, czy to wojskowego, czy cywilnego, bo to bez znaczenia. Jak się tak poznaje ten wątek to widać, że polskie spadochroniarstwo międzywojnia nie dość, że nie odstawało od zachodniego i radzieckiego, to w niektórych aspektach je wyprzedzało, co zawsze staram się tutaj pokazywać. Naprawdę można mieć szacunek wobec pewnych aspektów spadochroniarstwa II RP. Ale z tymi nożami to chyba ktoś trochę zaspał, bo skoczek (bez względu na to, czy wojskowy, czy cywilny) musi mieć nóż i zaraz podam przykład ponadczasowy pewnego wypadku. W tamtych latach Niemcy, Brytyjczycy i Amerykanie wraz z rozwojem swojego spadochroniarstwa niemal równolegle dopracowywali noże dla spadochroniarzy. Nie mam na myśli noży wojskowych, „bojowych”, czy jakkolwiek by ich nie nazywać, ale małe noże coś à la nóż sprężynowy albo scyzoryk może nie wielo-, ale kilkufunkcyjny. Dziś to się różnie nazywa, zazwyczaj czymś w rodzaju „bezpieczeństwa i higieny skoczka spadochronowego”, ale czy zachował się jakiś regulamin skoków spadochronowych w II RP? Jakiś dokument, albo może czyjeś wspomnienia o wymogach bezpieczeństwa skoków spadochronowych? Skoro oficjalnych noży spadochroniarskich nie było, to może pod wpływem własnych obserwacji (i wypadkowości, która w tamtych czasach była duża) u niektórych polskich skoczków włączał się zdrowy rozsądek i jakieś noże zabierali na czas skoku? Z tego, co widzę, ten luźny workowaty kombinezon spadochroniarski miał kieszenie, a ponadto workowatość tego kombinezonu była taka, że chyba spokojnie można się było dobrać do ubrania pod nim i ewentualnie sięgnąć do takiej kieszeni, która nie była przyciśnięta uprzężą spadochronu. A teraz przykład, jaki obiecałem powyżej, czyli przykład całkowicie ponadczasowego zdarzenia podczas wykonywania skoku, które to zdarzenie mogłoby mieć miejsce (i na 100 proc. miało i ma) w całym przekroju historii spadochroniarstwa światowego, od jego pierwszych dni do dziś. I zarazem przykład, że skoczek każdy, czy to cywilny, czy wojskowy, musi mieć nóż. Zaplątanie się skoczka w linki spadochronu ma miejsce w spadochroniarstwie od zawsze jako jedna z kategorii wypadkowości. Przykład z mojego kursu spadochronowego i coś, co na własne oczy obserwowałem z przerażeniem. Jak to na kursie podstawowym – skakaliśmy „na linę”, czyli spadochrony same nam się otwierały po ok. trzech sekundach od opuszczenia samolotu. „Na linę” uznaje się (słusznie, czy nie, to już inna sprawa i poza tym wątkiem) za bezpieczniejszą formę skoku niż skok z samootwarciem spadochronu przez skoczka. Ja już wylądowałem i obserwowałem, jak skaczą koleżanki i koledzy, a wszyscy skakali „na linę”. Jednego z opadających kolegów linka spadochronu złapała za nogę. „Kalafiorem” to na szczęście nie groziło, czasza była dobrze wypełniona i miała tylko minimalną deformację z powodu „skrócenia się” jednej linki na nodze kolegi, niemniej dobrze to nie wyglądało. Nieszczęśnik leciał z gigantycznym szpagatem – jedna noga na dole, druga zadarta aż do klatki piersiowej. Walczył, żeby tę linkę ściągnąć z nogi, ale nie dawał rady. Opadał tak, że musiałby lądować na jednej nodze, a to jest niedopuszczalne. Powinien tę linkę odciąć i byłoby po kłopocie, spadochron nadal byłby bezpieczny bez jednej linki. Nie odciął, bo nie miał czym. Granda polegała na tym, że – mimo przepisów o tym, że skoczek musi mieć nóż – dano nam, aeroklubowcom, szmelc po wojsku. Wszyscy mieliśmy do spadochronów zapasowych przytroczone wojskowe noże spadochroniarskie wz. 65, tylko co z tego? Jak wyciągnąłem z pochwy mój nóż to tylko parsknąłem śmiechem – był tak tępy, że kostki masła bym nim nie przekroił, a co dopiero mówić o cięciu czegoś z konstrukcji spadochronu. Równie dobrze moglibyśmy skakać bez tych noży. Oczywiście tę grandę zatuszowano i zamieciono pod dywan, mimo że powinna być zgłoszona do organu nadzoru lotniczego Chłopak wylądował na jednej nodze i tylko cudem nic mu się nie stało. Gdyby był kontuzjowany to parę osób poniosłoby konsekwencje za złamanie przepisów, a tak, jak to w polskim bajzelku, wszystko spowiła zasłona milczenia. I wracając do II RP – takie, i o wiele gorsze wypadki z linkami, zawsze miały i będą mieć miejsce w spadochroniarstwie. Każdy skoczek zawsze musi mieć nóż, bo licho nigdy nie śpi. Już nie chcę przytaczać niedawnej śmierci pilota szybowcowego, który wykonał spadochronowy skok ratowniczy, ale z pewnych przyczyn zabił go brak noża. Więc być może w II RP było tak, że rządził tym po prostu zdrowy rozsądek. Nie wiem, czy LOPP emitowała okresowe biuletyny na temat bezpieczeństwa w spadochroniarstwie, ale może skoczkowie widząc, jak wygląda praktyka spadochroniarstwa po prostu brali do kieszeni jakiś nóż. Pozdrowienia! Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 11 Czerwiec 2019 Napisano 11 Czerwiec 2019 Zanim przejdę do innych interesujących nas spraw... Formoza - jak Cię uczyli lądować? Z wiatrem, czy pod wiatr? Pytam, bo coś mnie rozśmieszyło w literaturze przedmiotu. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 12 Czerwiec 2019 Napisano 12 Czerwiec 2019 W dniu 2019-06-06 o 18:20, Sedco Express napisał: Czyli jest to klasyka tamtych lat – coś, na czym skakano przez ponad 30 lat (lata 20./30./40./50.) na Zachodzie, w Europie Środkowej i w ZSRR. Zwyczajna okrągła czasza „sterowalna” tylko poprzez odpowiednie ściąganie taśm zanim nie wymyślono spadochronów wykonujących w trakcie opadania ruchu postępowego do przodu wraz z możliwością bardzo łatwego sterowania lotem. Może się mylę, ale rysunek trochę wygląda na uwspółcześniony (styl grafiki) i jego terminologia częściowo też jest współczesna, jest poglądowy, nie jest rysunkiem konstrukcyjnym, ale nie szkodzi, do dyskusji wystarczy, bardzo dobrze, że jest. Tak tylko na marginesie: w tamtych latach to, co na tym rysunku jest nazywane „pasem lub brytem” zwane było klinem; to, co na rysunku jest nazywane „płachtą” zwane było płatem; szef „promieniowy podłużny” był po prostu zwany szefem promienistym. Ale to już oczywiście detale. Rzeczony na rysunku kominek miewał w takich okrągłych czaszach tamtych czasów średnicę 45-49 cm. Międzywojenny ZSRR dokonał takiego samego zakupu licencji Irvinów. Nazywały się one PŁ-1, PN-1 i PT-1. Ciekawe to o tyle, że Rosjanie mieli dobrych konstruktorów spadochronów i były to postaci wybitne i kompetentne, bo także wyczynowo skaczące. Jeden z nich był wręcz spadochronowym mistrzem ZSRR. Poniżej jest radziecki rysunek Irvina 28-klinowego, jaki też był licencyjnie zakupiony przez II RP. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 12 Czerwiec 2019 Napisano 12 Czerwiec 2019 Widać, że byłby już czas porozmawiać o wzorach kombinezonów spadochroniarskich w II RP. Ile ich było? Ewentualnie można by w wolnej chwili policzyć je na zdjęciach. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 16 Czerwiec 2019 Napisano 16 Czerwiec 2019 Bodziu, Jesteś jednym z tutejszych mistrzów wynajdywania tak kapitalnych zdjęć, że czasami rzucają na kolana. Jak to się mawia - „królestwo za konia”. Gdyby udało Ci się znaleźć w zakresie tematycznym II RP inne zdjęcie jakiegoś spadochroniarza z tak uformowaną czaszą, jak poniżej to właśnie „królestwo za takie zdjęcie”. PS: O naszej pielęgniarce ciągle piszę, ale jeszcze potrzebuję trochę czasu. W każdym razie coś do dyskusji będzie dla zainteresowanych aeronautyką międzywojenną. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 24 Czerwiec 2019 Napisano 24 Czerwiec 2019 Wracamy do nietuzinkowego zdjęcia pielęgniarki. Ponieważ zgadzamy się z Formozą, że nie widać na tym zdjęciu tzw. sytuacji niebezpiecznej, więc może warto pomyśleć, co widzimy na tym zdjęciu, bo na pewno nie widzimy rzeczy standardowej z tamtych czasów. Rzecz jest o tyle fascynująca, że jak raz nie międzywojenna Polska zapisała się w historii, jako państwo pracujące nad takimi spadochronami, jaki widać na zdjęciu z pielęgniarką. Najpierw podstawowe fakty i ich chronologia. Fakty są bardzo niekorzystne do najprostszego wyjaśnienia tego, co widzimy na zdjęciu, bo najprościej byłoby powiedzieć, że „najprawdopodobniej Amerykanin Lyman H. Ford poinformował Polskę, że są już spadochrony samoustawiajace skoczka w osi wiatru”. Tylko że fakty nie układają się w taki wygodny dla nas ciąg logiczny, chyba że są rzeczy, o jakich nikt już dziś niczego nie wie i Ford po roku 1927 nie stracił kontaktu z Polską, ktoś z nim utrzymywał dobre relacje, a Ford informował Polaków o najnowszych konstrukcjach spadochronów i w ogóle informował o tym, nad jakimi konstrukcjami pracują biura projektowe na świecie. Ford był światowcem, był bardzo cenionym instruktorem spadochroniarstwa na całym świecie, więc bez wątpienia był częścią światowego przepływu informacji o konstrukcjach spadochronów. Podstawowe fakty są następujące: ● 1926: Irvin przeprowadza się do Wielkiej Brytanii; ● 1927: amerykański guru spadochroniarstwa, Lyman H. Ford (wspomniany przeze mnie na str. 10 tego wątku) szkoli polskich spadochroniarzy; ● 1929: rusza amerykańsko-rosyjska współpraca w dziedzinie spadochroniarstwa; ● 1937: co najmniej od tego roku (jeśli ktoś wie, że wcześniej to sprostowanie mile widziane) Stalin pozwala wybranym Amerykanom przebywającym w ZSRR fotografować różne rzeczy związane z aeronautyką; ● 29.05.1938: pokazowy skok spadochronowy pielęgniarek w Warszawie; ● Jak widać na zdjęciu jednej z pielęgniarek ma ona spadochron z 32 linkami, a zatem jest to spadochron o 32 klinach. Wniosek: Nie jest to licencyjny „polski Irvin”, a być może w ogóle nie jest to Irvin; na pewno nie jest to seryjny Irvin. ● Od lat 20. XX wieku następuje minimalizacja liczby klinów w czaszach spadochronowych. Istniały wtedy (w USA, 1919-1920) nawet czasze 40-klinowe, ale im bliżej roku 1940 tym bardziej konstrukcje spadochronów zmierzały ku czaszom 24-klinowym. ● Z jakim typem spadochronu skakały pielęgniarki? Nie wiadomo. Spadochrony 32-klinowe są znane i stosowane, ale po II wojnie światowej. Co widać na zdjęciu? Widać spadochron, który bez ingerencji skoczka sam ustawia go plecami do kierunku wiatru, czyli jest to spadochron samoustwiający skoczka w prawidłowej pozycji do lądowania. W tamtych czasach obowiązywał wymóg ustawiania się do lądowania tak, aby mieć wiatr w plecy. Czasza spadochronu pielęgniarki ma „żagielek” z przodu skoczka, nie z tyłu, a więc wiatr opływający czaszę sam ustawiałby skoczka twarzą do prawidłowego kierunku lądowania. Skąd II RP mogła wiedzieć o nowatorskim spadochronie? Kto pierwszy na świecie zaczął wymyślać w międzywojniu spadochron samoustawiający skoczka tyłem do kierunku wiatru to jeszcze nikt nie doszedł do takich ustaleń. W historii zapisało się, że nad takim spadochronem pracował amerykański major Edward L. Hoffman oraz radziecki spadochroniarz, konstruktor i współkonstruktor spadochronów, autor prac teoretycznych na temat spadochronów Mikołaj Aleksandrowicz Łobanow. Ten ostatni był gościem niesamowicie napalonym na spadochroniarstwo. Pierwszą pracę naukową na ten temat opublikował już w wieku 27 lat. Ewentualny laur pierwszeństwa rozmywa się między innymi dlatego, że (wbrew pozorom) amerykańsko-radzieckie relacje na polu aeronautyki były w międzywojniu dobre, czy wręcz momentami bardzo dobre. Była wymiana naukowa i względy polityczne, fundamentalne różnice ustrojowe między tymi państwami, schodziły na dalszy plan. Od II kwartału 1929 r. Amerykanie i Rosjanie wspólnie pracowali nad rozwojem spadochronów. Rosjanie wysłali wtedy do Stanów Zjednoczonych dwuosobową delegację do kontaktów z szeroko pojętą amerykańską branżą spadochronową. W skład delegacji weszli Piotr Jonowicz Baranow oraz pilot i spadochroniarz Leonid Grigoriewicz Minow. Pierwszy był partyjnym aparatczykiem, ale zarazem współtwórcą radzieckiego lotnictwa wojskowego; drugi był wojskowym, a przy tym pilotem szybowcowym, samolotowym i spadochroniarzem. Dzierżył tytuł i odznakę numer 1 Mistrza Sportu Spadochronowego ZSRR (nadanie w 1936 r.) i jest zwany ojcem radzieckiego spadochroniarstwa Skąd II RP miała taki spadochron, jak u pielęgniarki, albo skąd wiedziała, że nad takimi spadochronami pracuje się na świecie to już jest seria pytań trochę jak z ufologii. Nie bronię tutaj żadnej teorii – co kto wymyśli to jego, a jeśli ktoś ma na to jakiś dokument to tym lepiej. Pytania i fakty byłyby następujące: ● Czy jest możliwe, że jakiś Polak – zważywszy fatalne relacje II RP z ZSRR – mógłby podpatrzeć jakieś prototypowe radzieckie spadochrony? Raczej nie, chyba że szpieg. ZSRR, jak wspomniałem wcześniej, zapraszał co najmniej od 1937 r. na swoje pokazy samolotowe, szybowcowe i spadochronowe tylko Amerykanów i Brytyjczyków. Na przykład tylko Amerykanie sfotografowali w 1940 r. wysokowyczynowe polskie szybowce zagrabione przez Rosjan w Polsce. Nikt inny nie miał takich dojść, aby fotografować takie rzeczy w ZSRR. Tak to działało wtedy między USA a ZSRR. ● Czy Amerykanie powiadomili Polskę o tym, że pracuje się na świecie nad takimi spadochronami? Wykluczyć chyba tego nie można. Czy był to Lyman H. Ford lub ktoś z jego środowiska? Też chyba na sto procent wykluczyć nie można. ● Czy do USA jeździły wtedy jakieś polskie misje mające za zadanie rozwój krajowego spadochroniarstwa; czy była jakaś polsko-amerykańska współpraca w tej dziedzinie? ● Czy Polska kupiła od USA jakąś partię takich nowatorskich spadochronów? ● Czy Legionowo samo podjęło prace B+R (pod wpływem doniesień ze świata) i to, co widać u pielęgniarek to jakiś spadochron polskiej konstrukcji na tyle sprawdzony, aby nie być już prototypem i aby można go było dać dziewczynom na pokazy? Jeśli ktoś coś wie – informacje mile widziane. Dlaczego pielęgniarki miały takie nietuzinkowe, jak na tamte czasy, spadochrony? Nikt nie musi się ze mną zgadzać, to tylko moja teoria, ale moim zdaniem powód jest tylko jeden. Nazywa się public affairs, czyli public relations na szczeblu rządowym i innych władz. Nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby dziewczynom jakichś spadochronów prototypowych. Opinia publiczna zawsze była i jest szczególnie wyczulona na los kobiet, więc wyobraźmy sobie, że w czasie pokazowego skoku dziewczyn 29 maja 1938 r. któraś z nich, albo niejedna, doznałaby kontuzji przy lądowaniu. Granada byłaby duża, a media pastwiłyby się nad czyjąś nieodpowiedzialnością, być może głównie instruktorów dziewczyn. Zarzucano by władzom, że chciała się popisać „na organizmach pielęgniarek”, a wyszło, co wyszło, czyli nie za dobrze. I być może dlatego, aby uchronić się przed takimi zarzutami, i żeby dać pielęgniarkom maksymalną na ówczesne czasy szansę na prawidłowe lądowanie dano im spadochrony samoustawiające skoczka w prawidłowej pozycji do lądowania. Pytanie tylko – z jakim typem spadochronu dziewczyny skakały, bo na pewno nie na „polskich Irvinach” i raczej trudno byłoby uwierzyć, że na jakichś spadochronach radzieckich będących efektem amerykańsko-radzieckiej współpracy? © Jedburgh Operations / Forum „Odkrywcy” Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 24 Czerwiec 2019 Napisano 24 Czerwiec 2019 Na plakacie ktoś bardzo ładnie wycyzelował Irvina 28-klinowego. Szukamy dalej 32-klinowce używane w II RP. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 24 Czerwiec 2019 Napisano 24 Czerwiec 2019 (edytowane) Przepostowuję zdjęcie z tego wątku. Jeśli polski wydawca tego zdjęcia nie oszukiwał w międzywojniu - II RP miała już 28-klinowe spadochrony Irvin z „kilem”, jakie wspomniałem wcześniej. To, co zaznaczyłem czterem czerwonymi kropkami to już jest pierwszy na świecie, doświadczalny, „kil” mający za zadanie samoustawienie skoczka w odpowiednim kierunku do lądowania. I znowu fascynujące pytanie: Irvin tego nie badał i nie robił, w każdym razie nie zapisało się w historii, aby czymś takim się zajmował w procesie B+R. Co w takim razie widzimy na tym zdjęciu? Czy widzimy coś, co Legionowo zrobiło samo pod wpływem informacji ze świata, że trwają badania nad takimi spadochronami? Czy widzimy coś, co Polska wtedy kupiła do testów? Edytowane 24 Czerwiec 2019 przez Jedburgh_Ops Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 25 Czerwiec 2019 Napisano 25 Czerwiec 2019 Na amerykańskim forum historycznym, gdzie jakoś tam się udzielam, jest takie sympatyczne powiedzonko między forumowiczami – „detective work”. Jeśli mamy się w tym wątku pobawić w historycznych detektywów to przychodzi stwierdzić, że przedwojenne polskie spadochroniarstwo nie stało tylko licencyjnym Irvinem. Bo to po prostu widać. Pytanie tylko, ilu typów spadochronów używano w II RP i czyjej produkcji? Oraz jaka była, i czy w ogóle była, wynalazczość w wytwórni spadochronów w Legionowie? Fakty widoczne w tym wątku są następujące: 1. Wątek jest zdominowany (policzyłem) przez standardowe 28-klinowe (policzyłem) spadochrony będące najprawdopodobniej licencyjnymi Irvinami, jakie scharakteryzował powyżej Sedco Express. 2. Mamy w tym wątku aż trzy zdjęcia bardzo nowatorskich, jak na ówczesne czasy, spadochronów z tzw. kilem. Jedno zdjęcie jest powyżej; dwa pozostałe przepostowałem poniżej. „Kil” zaznaczyłem czerwonymi kropkami. Są to czasze 28-klinowe, ale nie są to dokładnie czasze Irvina, bo żeby w tamtych czasach utworzyć taki „kil” to trzeba było dość mocno naruszyć konstrukcję czaszy podstawowej. Co to są za spadochrony w takim razie? 3. Pielęgniarki nie skaczą z Irvinami. Ani czasza nie jest Irvina, ani uprząż, ani sposób wszywania linek w taśmę. Co to w takim razie są za spadochrony? Łącznie w tym wątku wystąpiły dotąd trzy typy spadochronów (trzy podtypy „polskich Irvinów” liczę jako jeden ze względu na standardowość ich czasz bez względu na trzy różne liczby zastosowanych klinów, bo one niczego nie wnoszą do nowatorstwa). Że II RP zajmowała się aerodynamiką szybowców i samolotów to wiadomo. Ale czy wiadomo coś o tym, że ktoś w międzywojennej Polsce zajmował się aerodynamiką spadochronów? Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 25 Czerwiec 2019 Napisano 25 Czerwiec 2019 PS Czy jest na forum ktoś, kto ma choć kawałek materiału z czaszy przedwojennego polskiego spadochronu? Jeśli tak - czy można by tu wrzucić skan tego materiału? Pytam, bo byłby pewien sposób na sprawdzenie, czy II RP miała szpiega/szpiegów w ruskiej branży spadochronowej. Cytuj
Jedburgh_Ops Napisano 25 Czerwiec 2019 Napisano 25 Czerwiec 2019 Plakat fajny, ale czy wiadomo, czego dotyczy? Czternaste LOPP... ale co? Zlot, ćwiczenia, manewry, zawody, mistrzostwa...? Cytuj
leszek01 Napisano 25 Czerwiec 2019 Napisano 25 Czerwiec 2019 Tydzień https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/85996/ Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.
Note: Your post will require moderator approval before it will be visible.