-
Zawartość
11 439 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
33
Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops
-
Ciekawa przypinka i gwiazda i guziki
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na Akaliba → Medale, guziki, pieczęcie i inne
Ano fakt - mówiłem, że zaćma. Na dodatek za dużo myślenia o Lend-Lease, bo teraz taki wątek na forum leci. Czyli guzik coś z tych wycieczek, jak powyżej i poniżej. Dziękuję Tomaszu za pomoc! -
Ciekawa przypinka i gwiazda i guziki
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na Akaliba → Medale, guziki, pieczęcie i inne
PS Chyba że ten guzik nie był oksydowany na czarno, a sczerniał w ziemi. Podaj średnicę guzika to Tomaszowi i mnie będzie łatwiej to zidentyfikować. -
Ciekawa przypinka i gwiazda i guziki
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na Akaliba → Medale, guziki, pieczęcie i inne
Faktycznie amerykański i czerniony jak od sortów HBT, ale nie jest z HBT, bo tam były guziki 13-gwiazdkowce. Od żadnej kurtki mundurowej to nie jest, tak samo nie od czapki garnizonowej i nie od portek wełnianych wielu wzorów i tym bardziej nie od koszul. Jakąś mam zaćmę od czego to może być, ale może @Tomasz70 pomoże, bo on jest świetny w sprawach amerykańskich - jak ja, wraz z moją skromnością -
A teraz już nie raczkuje. I to jest - i zawsze będzie - zagrożeniem dla takich wystaw, jak ta omawiana w Gdańsku oraz (jeszcze nie omawiana) w Kłaninie. A będzie tak dlatego, że badania nad Kaszubami są prawie żadne, a nad Kaszubami w przededniu II wojny już szczególnie żadne. Dopiero dziś są jakieś badania mówiące, że niby 90 proc. spośród ok. ćwierć miliona Kaszubów i z prawie 600 tys. spośród „częściowych Kaszubów” czuje się Polakami, a jak było w latach 30. XX wieku? Nie wiadomo. Dlatego mogę sobie wyobrazić, że do muzeum Mateusza Delinga wchodzi bandyterka bąkiewicza, albo męty olszańskiego, albo troglodyterka ONR (wszyscy bezkarni w tym patologicznym państwie) i wrzeszczy do kustosza czy do samego właściciela coś w rodzaju - „A co pan tutaj czci?! Kaszuba Tuska z Wehrmachtu, czy Kaszuba von dem Bacha-Zelewskiego z SS?”. Itp.
-
Wojna w Ukrainie c.d.
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na Czlowieksniegu → Aktualności, newsy, wydarzenia
A to pierdkiewicz nadaje jakieś relacje z frontu tej wojny? Niesie Polakom jego słynny krużganek oświaty? -
Dobrze, że zwróciłeś na to uwagę. W tak delikatnych i wrażliwych/drażliwych kwestiach powinien liczyć się każdy najmniejszy, a dopracowany szczegół tekstu na planszach. Za jakość wystawy odpowiada doktor historii Andrzej Gierszewski, który zarazem jest jej rzecznikiem prasowym. I tutaj najwyraźniej masz rację, że jak na doktora historii teksty plansz na wystawie powinny podlegać rygorystycznej korekcie wydawniczej, jak w przypadku artykułu czy innej publikacji, bo te plansze to w końcu też rodzaj publikacji. Ale czy to coś dziwnego? W Polsce od dekad nastąpił kompletny upadek korekty wydawniczej. Kompletny. W stolicy kiedyś uczono tego w Domu Słowa Polskiego, w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, w wielu porządnych redakcjach. Dziś nikt tego nie uczy, ludzie nie znają nawet znaków korektorskich, a jak są cięcia etatów w redakcjach to korektorzy idą na bruk jako pierwsi. Mnie tego starannie nauczono i do dziś mam podręcznik korekty wydawniczej. Tylko po co? Jak robię komuś i czemuś korektę i stawiam w niej normalne znaki korektorskie to jestem pytany, a co to za hieroglify tam nastawiałem, bo nikt nie wie, o co chodzi. Książki pt. „Arnhem”, wydania polskiego Antony'ego Beevora, nie doczytałem do końca, mimo że to „moja bajka”, bo myślałem, że mnie szlag trafi. Dwie kobiety są wpisane w tej książce jako „korektorki”, a błędy idą w setki. Takie jest współczesne dno polskiej „korekty wydawniczej”. No to dziwić się, że korekta plansz przed wystawą była taka, jak piszesz?
-
Pod względem historii II w.ś. umysłowość bardzo wielu polskich polityków to dno, a w ramach tego także dno agresywne. Jest taki odcinek „Świętego”, w którym 21 lat po wojnie rozhisteryzowana pani siedzi w kawiarni w Wielkiej Brytanii, dramatycznie i czujnie rozgląda się wokół i mówi do Świętego „SS is everywhere”. A ponieważ przy produkcji tego odcinka spotkało się trzech wybitnych jajcarzy – Roger Moore, autor noweli Leslie Charteris oraz scenarzysta Leigh Vance – to owo „SS” co to jest „everywhere” porusza się po Wielkiej Brytanii VW Käferem, jak to szanujące się SS. I to jest dokładnie umysłowość bardzo wielu polskich polityków oraz różnej maści szumowin afiliowanych przy tych politykach. Fraza ze „Świętego”, że „SS is everywhere” spokojnie może być mottem działalności tych polityków.
-
Dla mnie to bardzo ciekawe i osobliwe, co napisałeś, bo moje z kolei doświadczenie z Niemcami jest skrajnie odmienne. Miałem w rodzinie tłumaczkę niemieckiego. Do końca PRL i do końca jej aktywności zawodowej także w III RP miała specjalne uprawnienia do tłumaczeń, które wtedy nazywały się nie wiedzieć czemu „kongresowe”. Jakiś czas pracowała razem nawet z Piotrem Kaczkowskim - tak, z tym z Trójki i od muzyki, tylko oczywiście Piotr Kaczkowski pracował z językiem angielskim. Te prestiżowe i bardzo rygorystyczne uprawnienia do „obsługi kongresów”, jak to sobie nazwała PRL, były tak naprawdę pojęciem-workiem i sprowadzało się to do tego, że były to uprawnienia do tłumaczeń również przy delegacjach VIPów z NRF/RFN. Ponieważ ja z kolei historią II wojny na Zachodzie zajmuję się bardzo intensywnie (a częściowo zawodowo) od x-dziestu lat to nieraz podpuszczałem ją w rodzaju (gdy wiedziałem, że znowu będzie miała pod opieką delegację z NRF/RFN, albo sama tam będzie) - „Zapytaj ich…” tu padała moja konkretna prośba. I ona z kolei nie doświadczała tego, co Ty, że w zasadzie nie wiadomo, kto w III Rzeszy nosił karabin, bo tam wtedy byli sami kapelani, sanitariusze, kwatermistrze, kucharze, weterynarze, kierowcy, kanceliści i w ogóle nie wiadomo, skąd II wojna się wzięła. Ona mi zawsze mówiła, że te jej delegacje z NRF/RFN wiecznie kajały się za II wojnę i nikt nie wymigiwał się od odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie. A jak pytałem o ich reakcję na alianckie zbrodnie wojenne na Niemcach to członkini mojej rodziny zawsze mówiła, że Niemcy (a przynajmniej ci, z którymi pracowała) mówili w duchu „należało nam się” i nie mieli o to pretensji, co było dla mnie zaskakujące. Za to NRD-owcy to była inna kategoria i stan umysłu, ale to już nie na ten wątek.
-
Fajny post. Dziękuję. „Reklamacji” do historii Waszej rodziny nie mam, ani problemu z akceptacją „ukrytych opcji” takich, czy owakich na tle wydarzeń historycznych. Za duży chłopczyk jestem, żeby wierzyć w głupoty „trenerów personalnych” i „innych takich” twierdzących, że człowiek w życiu odpowiada za sto procent zjawisk, jakie go dotykają.
-
O ile bardzo podziwiam Mateusza Delinga za odwagę cywilną w tej jego inicjatywie tej wystawy to nie zazdroszczę mu tego, jak on wybrnie z tłumaczenia historii tego, co chce pokazać. Na jego miejscu wynająłbym dobrego kuratora tej jego wystawy, kuratora dobrze sprawdzonego w sensie nie upapranego w politykę, za to przynajmniej z doktoratem z historii i żeby to ten kurator bujał się z oprowadzeniem widzów.
-
Na pewno? Jest na to jakiś niemiecki kwit, a do tego czy kwit taki jest udowodniony empirią? Trochę trudno w to uwierzyć zważywszy choćby to, co działo się w Holandii podczas operacji Market-Garden, gdy szkopstwo w panice łapało do wojska operacyjnego, do walki, wszystkich, jak teraz ruscy na Ukrainie - półślepych, głuchych, kulawych, bez ręki, kucharzy, sprzątaczy, marynarzy, wywleczonych ze szpitalnych łóżek itp. i tak samo spośród Holendrów. W takim pieprzniku, jaki tam wtedy był to wątpię, aby istniała jakaś kancelaria pytająca o niemieckie obywatelstwo albo podsuwająca pod nos do podpisania kwit, że od tej pory dany delikwent jest obywatelem Rzeszy Niemieckiej. A przecież Polacy też tam musieli być, bo wszędzie byli wywożeni choćby na roboty. To samo u szkopstwa było po forsowaniu Renu (operacje Plunder i Varsity). Trochę trudno uwierzyć, żeby w tak gardłowej sytuacji dla Niemców ktoś pytał o obywatelstwo niemieckie po wręczeniu delikwentowi karabinu. I tak samo tutaj też musieli być jacyś Polacy. By już nie przywoływać przykładu PSZ jak takie „formalności” bezceremonialnie załatwiano po pojmaniu polskich (albo jak kto woli polskojęzycznych) jeńców w niemieckich mundurach. Ciekawe, jak Mateusz Deling na tej nowej wystawie poradzi sobie z tym konkretnym zagadnieniem? W podkaście, który podlinkowałem wcześniej Deling mówi:
-
Dzięki mojej niegdysiejszej dyskusji z Bjarem (jak zawsze dziękuję Bjar!) na zupełnie inne tematy podejrzewam, że gdy mojego dziadka szkopy wywlekły ze sklepu i zagoniły do kopania okopów/rowów to dziadek machał łopatą dla 16. Dywizji Pancernej. Nasza „rodzinna zemsta” na tej dywizji jest taka, że jak dostała wpiernicz to mój ojciec jako mały urwis urwał się rodzicom i poszedł na pobojowisko, a tam gwizdnął z jakiegoś pojazdu kwadrant artyleryjski i klucz „francuski” Mausera, a wszystko w stanie w zasadzie idealnym. Mam to do dziś.
-
Jeśli służyli to był to plankton planktonu kompletnie poza mierzalnością zjawiska. Oficjalnie nie służyli, a gdy się wie, jak i z kogo tworzono Waffen-SS to nie dziwota, że ludzi o polskich korzeniach (jako elementu „nieczystego” i niepewnego) mogło tam być w ilości laboratoryjnej. Ale oczywiście jakichś odstępstw od „normy” wykluczyć nie można, szczególnie pod koniec wojny. Temat niestety niezbadany przez historyków, bo nikt nie chce się do tego dotknąć, ponieważ każdy kocha święty spokój i nikt nie chce być drugą Barbarą Engelking, która chyba musi się oglądać za siebie, gdy wychodzi na ulicę. Tak samo jak nikt nie chce się dotknąć do tematu przestępczości (samosądów na Niemcach) polskich kompanii wartowniczych przy US Army w czasie okupacji Reichu. Z ciekawości sprawdziłem dziś, czy Mateusz Deling nie przestraszył się tej żałosnej awantury politycznej wokół wystawy „Nasi chłopcy” i czy nie przemontował tego podcastu, w którym ogłasza, że kończy robić wystawę poświęconą Kaszubom wcielanym do Kriegsmarine. Nie przestraszył się. Ma mój szacunek za to.
-
Jesteś rozczarowany brakiem z mojej strony Waffen-SS? Brak ten nie jest przypadkowy. Po zarzuceniu mi przez Ciebie braku wiedzy historycznej do tej dyskusji już od otwierającego postu skorzystałem z wiedzy historycznej Normana Daviesa, który mówi o tym od bardzo wielu lat zajmując się historią i brytyjskiej, i alianckiej, i polskiej wojskowości oraz historią spraw społeczno-politycznych na tej linii. Badał zarówno brytyjskie Waffen-SS, jak i fakt, czy były niemieckie choćby tylko próby zorganizowania polskiego Waffen-SS. Odsyłam Cię do wywiadów z Daviesem, bo mówił o tym nieraz. No cóż, od dawna żyję ze świadomością, że jestem wnukiem „kolaboranta łopatowego” ___________________________________________ Wielka szkoda, że zniknął z tego wątku wczorajszy wieczorny post @MonikaNJ bo ona zajmując się tym, czym się zajmuje dobrze wie, co pisze na takie tematy i właśnie taki to był post.
-
To znaczy, że trudno byłoby uwierzyć, że Polaków wcielano siłą tylko do Wehrmachtu i do Kriegsmarine, a już nie do Luftwaffe, nie do Organizacji Todta i innych zorganizowanych form militarnych i paramilitarnych III Rzeszy. Mojego dziadka (przedwojennego dewelopera, jak byśmy dziś określili ten zawód, oraz sadownika) do niczego nie wcielono, natomiast przymusowo wyznaczono go w miejscu zamieszkania do grupy Polaków kopiących szkopom okopy i rowy przeciwczołgowe. To co? Ja też jestem z Wehrmachtu albo z Waffen-SS, bo licho wie, komu dziadek wykopał jakiś dołek, czy wehrmachtowcom czy jakiejś dywizji Waffen-SS?
-
Wojna w Ukrainie c.d.
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na Czlowieksniegu → Aktualności, newsy, wydarzenia
Udał się Czechom ten prezydent. Wolni od debila, wolni od sutenera.
