-
Zawartość
9 054 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
33
Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops
-
Ta hucpa trwa w najlepsze. Mam chwilę czasu to jeszcze Ci coś napiszę, skoro się odezwałeś w tej sprawie. Sprawa drugiej ciąży pani porucznik pilot myśliwskiej Urszuli Brzezińskiej-Hołowni jest unikatowo niesmaczna w skali świata. I to nie jest antykobiece, co piszę, bo kompletnie nie o takie sprawy tutaj chodzi. Znałem z MiG-ów-29 majorów, podpułkowników, pułkowników (jeden nawet dostał trzy gwiazdki generalskie) i to byli normalni pełnowartościowi piloci myśliwscy dobrze wiedzący to, na co się umówili z polskim podatnikiem, na jak długo i że bez przerw w zawodowym życiorysie. A chcesz się założyć, że Urszula Brzezińska-Hołownia nie dosłuży stopnia majora tylko pryśnie z wojska na rynek pilotów komercyjnych? I to my, durni podatnicy, sfinansowaliśmy to w imię równie durnej poprawności politycznej. Pokazywanie się teraz w mediach, że jest się porucznikiem pilotem myśliwskim, a zarazem, że się urodziło drugie dziecko, choć jednocześnie jest się początkująca pilotką myśliwską, to po prostu wyjątkowy zanik wstydu, a wręcz bezczelność wobec podatników. Pilotek myśliwskich w NATO nie brakuje, tylko że żadna z nich nie ma męża-polityka, który takiej pani wytłumaczyłby pewien elementarz przyzwoitości, bo żadna z nich nie ma – jak Szymon Hołownia – męża walczącego o najwyższe stanowiska w państwie – a to prezydenta, a to kogoś ze sfer parlamentarno-rządowych, jak będzie w przypadku Szymona Hołowni w najbliższych wyborach. Na tym polega unikatowość porucznik Hołowni w skali świata. Pani porucznik ma w domu polityka, który jak nikt inny wytłumaczyłby jej słynne stwierdzenie Margaret Thatcher, że każde państwo świata to dziad bez grosza przy duszy. Państwo nie ma żadnych własnych pieniędzy. Ma je wyłącznie podatnik. Porucznik Hołowni najwyraźniej wydaje się, że zawarła umowę na obronę polskiej przestrzeni powietrznej z jakąś partią polityczną, albo z jakimś polskim rządem, albo z jakimś dowództwem SPRP, czyli z podmiotem bez grosza w portfelu. Otóż nie. Porucznik Hołownia zawarła tę umowę wyłącznie z nami, podatnikami. Płacisz za to Ty, płacę ja, płaci nawet Człowiekśniegu i to bynajmniej nie brykietami lodu do budowy igloo; płaci za to sto procent polskich podatników, a nie jakiś rząd bez własnych pieniędzy. Wyłącznie my, podatnicy, sfinansowaliśmy porucznik Hołowni fakt bycia pilotką z wyższym wykształceniem, a nie ma obowiązku bycia pilotem z wyższym wykształceniem, bo wystarczy średnie. Co za to otrzymaliśmy od porucznik Hołowni? Pierwszą ciążę i długą przerwę w kontroli polskiej przestrzeni powietrznej przez tę panią; drugą ciążę i kolejną długą przerwę w kontroli polskiej przestrzeni powietrznej przez tę panią. Tymczasem nie na to my wszyscy, podatnicy, umówiliśmy się z Urszulą Brzezińską-Hołownią. Jest to złamanie umowy. Wydaliśmy na jej wykształcenie, wyszkolenie i operacyjne doszkolenie kilkanaście milionów złotych. I co? I nic, a w każdym razie bardzo niewiele – w przeciwieństwie do mężczyzn-poruczników pilotów myśliwskich. Takie to są interesy z pilotkami myśliwskimi. I o to tutaj chodzi. Wielkie gratulacje z powodu rodzinnego szczęścia i narodzin drugiego dziecka, tylko że ma się zawód, w którym wymagana jest inna przyzwoitość niż w cywilu oraz inna lojalność wobec tych, którzy sfinansowali świetne wykształcenie i wyszkolenie. Ma się olbrzymi dług wobec podatnika za świetne ustawienie życiowej kariery zawodowej i wypada ten dług spłacać do emerytury. Znam pilotów, którzy wzięli olbrzymie kredyty, przekraczające kredyty mieszkaniowe, po to, żeby się wykształcić i wyszkolić na pilotów komunikacyjnych i potem dobrze zarabiać. Porucznik Hołownia nie wzięła kredytu ok. 0,5 mln zł, żeby sobie sfinansować fakt bycia pilotką z wyższym wykształceniem. Wyłącznie my jej to hojnie i naiwnie zafundowaliśmy. My – nie partia, nie rząd-dziad bez grosza i nie dowództwo SPRP. Na kobiety-pilotki myśliwskie kompletnie nie można liczyć. Są nieprzewidywalne. W każdej chwili taka może radośnie oświadczyć, że właśnie jest w ciąży i że w związku z tym musi się pożegnać z kontrolą/obroną krajowej przestrzeni powietrznej na ok. 2 lata. A niech ktoś pokaże mężczyzn-pilotów myśliwskich, których żony zachodzą w ciążę, a oni swoim dowódcom radośnie oświadczają, że w związku z tym idą na urlop „tacierzyński”, a na niebie jego kraju niech się wali i pali, a ich to przez 2 lata nie będzie obchodziło. W Polsce pilotów myśliwskich brakuje, a pani porucznik radośnie stan ten pogarsza rozstając się z lataniem na długi czas. Powinniśmy mieć samolotów myśliwskich do pilotów, jak 1:2, ale nie mamy. Pilotek myśliwskich to, jak widać, guzik obchodzi. I byłoby to ich prawo, gdyby były pilotkami w liniach lotniczych, a wykształciłyby się i wyszkoliły za własne pieniądze. Tymczasem tak nie jest. Na tym polega nieprzyzwoitość sytuacji z panią porucznik i jej unikatowość w skali świata. I tylko dlatego podlinkowałem artykuł o drugim dziecku Urszuli Brzezińskiej-Hołowni. Szymonowi Hołowni jakoś kompletnie nie przyszło do głowy, aby po narodzinach drugiego dziecka całkowicie unikać mediów, bo to wybitnie niezręczna sytuacja. Pewnie i tak to by się wydało, ale cieszenie się tym dzieckiem w mediach to naprawdę kompletne nieporozumienie pomiędzy panią porucznik, a dziesiątkami milionów polskich podatników. Jesteśmy krajem frontowym, czy nam się to podoba, czy nie. Od dekad przestrzeń powietrzna Japonii jest (w zależności od roku) naruszana przez ruskie samoloty wojskowe 300-600 razy rocznie. Przestrzeń powietrzna Wielkiej Brytanii jest naruszana przez ruskie samoloty wojskowe od kilkunastu do kilkudziesięciu razy rocznie. Kto może zagwarantować, że podobne zjawiska nie dotkną w końcu Polski, bo niby dlaczego mielibyśmy być wyjątkiem dla agresywnych ruskich prowokatorów? Tym bardziej liczy się w Polsce każdy pilot myśliwski w służbie czynnej, a nie w ciąży i na urlopie macierzyńskim, bo to jest parodia lotnictwa myśliwskiego. I tym bardziej kompletnie bezsensowne, nieracjonalne, nieekonomiczne, przeciwskuteczne jest kształcenie pilotek myśliwskich, na które nie można liczyć.
-
Bardzo fajny odcinek z jednym małym sprostowaniem - hełm, który M. Deling uznał za amerykański to amerykański nie jest.
-
Superciekawa sprawa i prawie nie ruszona w jakiejkolwiek literaturze. Gdybym był emerytem to może bym się za nią wziął pod warunkiem, że istnieje w RFN archiwum ISTUS, ale nie mam pojęcia, czy istnieje, czy może w 1945 r. stało się „trofiejne” dla ruskich lub któregoś z aliantów zachodnich? Ale stety/niestety emerytem nie jestem i jeszcze długo nie będę :-)
-
Tak, masz rację, mam identyczne wrażenie, że gdyby dopieścić mu wszystkie powierzchnie, dać dobry lakier a potem przelecieć po nim krążkiem z pastą polerską to by dobił do 30, bo niewiele mu brakowało.
-
Tutaj to by była grubsza dyskusja, ale to za dużo, żeby to było na posty jakiegoś forum. Może i tak jest, ale jeszcze nie w międzywojniu. To, że dziś jest mniej więcej tak, jak napisałeś, to wystarczy spojrzeć na szokujący wygląd wspaniałej polskiej Diany 2 i 3, co to ludzie lotnictwa nie mogą uwierzyć, że to się w ogóle trzyma kupy w jednym kawałku :-) Wprawdzie na mechanice lotu nieco żartobliwie uczą, że kadłub w stałopłacie to tylko bardzo szkodliwy opór i najlepiej, żeby stałopłat w ogóle nie miał kadłuba – i być może zaczynali już tak uczyć w międzywojniu – ale jednak w szybownictwie tamtych czasów główna batalia ośrodków B+R toczyła się o doskonałość szybowca. Walka o to, aby kadłub szybowcowy był tylko jak najmniejszym, jak najbardziej opływowym i jak najbardziej bezoporowym „pojemnikiem na człowieka”, a zaraz za „pojemnikiem”, żeby kadłuba była mikroskopijna ilość to jest jednak domena lat powojennych i to solidnie powojennych. Ale oczywiście zaczynały już być przed wojną pierwsze wyjątki. Niemiecki D-30 z roku 1938 o doskonałości aż 36 może być tego dowodem. Podobnie amerykański BA-100 też z roku 1938, aczkolwiek z doskonałością zaledwie 20. Ducha walki o minimalizację oporów kadłuba można też się dopatrzeć w austriackim Ku 4 z roku 1932. I właśnie dlatego taki zachwycający, jak na tamte czasy, jest omówiony stronę wcześniej J.N.-1 Żabuś II. Alexander Lippisch jeździł wtedy po świecie i chwalił się różnymi wersjami swoich bezogonowych Storchów, tylko jakie on toporne im dawał kadłuby? Nie umywały się do harmonijnie wkomponowanego „pojemnika na człowieka” w Żabusiu II.
-
No ale przecież ludzka człowiek. Mogła na niego nasłać milicję piss i zagrozić mu ośmioma latami więzienia, jak 14-letniemu uczniowi z Krapkowic za wpis na FB o Strajku Kobiet.
-
Na szczęście przyszłość narodu mądrzeje i to w liceum im. JPII.
-
Kwintesencja polskiego katolicyzmu.
-
Okay, wszystko racja. Po prostu jak już padło „Orlik I” to trzymałem się wyłącznie Orlika I. Orlik II już był bardziej dopracowany i dodatkowe 1 w doskonałości to też zawsze już coś. A co do Muchy Std. - zawsze było dla mnie dość niezwykłe, że ona już nie była aż tak bardzo przyjemna w pilotażu, jak Mucha 100. Ot, ciekawostka. Takie podobne, takie z jednego kuhlmanna, takie ogólnie fajne, a jednak setka dużo przyjemniejsza. Za to ta limuzyna w Std.! Człowiek się czuł, jak w Phantomie
-
Trzymam z Tobą w tym sensie, że miło było by tak napisać o Orliku I. Ale tak stwierdzić się nie da, ponieważ zaprzestalibyśmy tutaj posługiwać się językiem lotnictwa i musielibyśmy się zniżyć do poziomu języka Niemców, tak przed wojną, jak i obecnie. Trzeba zachować obiektywizm i realia tamtych czasów. Ani w międzywojniu, ani w pierwszych latach powojennych Orlik I nie był „najlepszym szybowcem wyczynowym świata”, choć oczywiście należał do licznych światowych konstrukcji wybitnych. Ja też jestem kibolem z bejsbolem, jeśli chodzi o polskie szybownictwo przedwojenne (współczesne również), ale sportowy patriotyzm trzeba trzymać w ryzach :-). Szkopstwa w szybownictwie nie toleruję za natrętną, nierzadko wysoce oszukańczą goebbelsowską propagandę sukcesu zapoczątkowaną w międzywojniu, a trwającą – też natrętną i goebbelsowską – do dziś, niemniej takie stwierdzenia o Orliku I nie mogą być oderwane od języka lotnictwa, czyli od parametrów i nauki. Żeby coś oceniać, to musiałaby zachodzić stałość parametrów do porównań. Ale niestety zarówno w przypadku przedwojennego szybownictwa, jak i konkretnie Orlika I nie ma takiej możliwości. Wiadomo wprawdzie, które szybowce i jakich państw stanowiły „high-tech” i „top-notch” w szybownictwie międzywojennym, ale takich szybowców nie było mało i to z aż sześciu państw oprócz Polski. Do twierdzenia, że Orlik I był „najlepszym szybowcem wyczynowym świata”, potrzebna byłaby stałość parametrów porównawczych z międzywojnia. Nie ma na to szans, ponieważ: 1. FAI nie zdążyła przed wojną standaryzować konkurencji szybowcowych w zawodach rangi mistrzostw kraju i świata, tak aby członkowie kadr narodowych trenowali i startowali zawsze w tych samych konkurencjach. FAI bardzo chciała to zrobić, ale wybuch II wojny uniemożliwił to. W konsekwencji w innych konkurencjach szybownicy walczyli w Europie, a w trochę innych na kontynencie północnoamerykańskim (gdzie, trochę „na siłę”, ale choć odrobinę można by porównywać innego Orlika, czyli Orlika II). 2. Poziom zawodniczy szybowników przedwojennych był tragicznie zróżnicowany; nie ma czego z czym porównywać, żeby nie wiem kto i co wtedy pilotował. To nie były czasy takie, jak dziś, że poziom zawodniczy jest bardzo wyrównany, ponieważ w zawodach rangi mistrzostw kraju, kontynentu lub świata latają szybownicy-członkowie kadr narodowych z nalotem wielu tysięcy godzin i trenujący praktycznie nieustannie, a poza tym wyjeżdżający na treningi np. do Australii, czy do Ameryki Południowej, albo gdziekolwiek indziej, gdzie trzeba, bo są na to środki finansowe. Przed wojną w szybownictwie i nawet w zawodach bardzo wysokiej rangi walczył w zasadzie każdy z każdym – kompletni amatorzy z mistrzami kraju; półamatorzy np. z inżynierami lotniczymi o doświadczeniu za sterami szybowca niezłym, ale nie wybitnym itp. Jeżeli np. w ósmej konkurencji 12. Otwartych Szybowcowych Mistrzostw Stanów Zjednoczonych mało doświadczony zaledwie 18-letni Dick Johnson za sterami szkolno-treningowego szybowca dwumiejscowego pobił dwóch względnie doświadczonych pilotów szybowcowych za sterami dwóch szybowców wysokowyczynowych (RS-1 i Orlik II) to widać, że nie ma żadnych szans, żeby próbować w tamtych czasach coś z czymś porównywać w sensie empirycznym podczas jakichś zawodów. Można by porównywać – ale w ograniczonym zakresie – tylko coś w tunelach aerodynamicznych, ale tam przecież nie porówna się tego, kto, ile razy i za sterami jakich ówczesnych szybowców pobił kogoś w czterech konkurencjach szybowcowych, jakie wtedy na świecie funkcjonowały. Teraz jeśli chodzi o inne fakty i parametry: 1. Orlik I nigdy nie zwyciężył w jakichkolwiek Krajowych Zawodach Szybowcowych. W V Zawodach Orlika I pobiła nawet dwumiejscowa Mewa. W VI Zawodach, ostatnich przed wojną, Orlik I także nie znalazł się na podium, mimo że teoretycznie miałby na to szanse, ponieważ aż sześć Orlików I wzięło udział w tych zawodach. Ale już wtedy odstawały od rywali, choćby tylko polskich. 2. W roku 1937 podczas pierwszych, jeszcze nieoficjalnych, szybowcowych mistrzostw świata w Niemczech Orliki I zostały pobite nie tylko przez szybowce niepolskie, ale też polskie. Odnotowały miejsca 7. i 12. 3. Nie do II RP należało skonstruowanie przed wojną szybowca o najwyższej doskonałości, więc nie dałoby się powiedzieć, że Orlik I był „najlepszym szybowcem wyczynowym świata”. 4. W światowej rywalizacji o jak najlepsze imię Orlika I (ale także szerzej przedwojennego polskiego szybownictwa) fatalnie przegraliśmy batalię w kategorii public relations. Za najsłynniejsze, ale też najlepsze, profile szybowcowe uchodziły w tamtych czasach profile Göttingen, NACA i ЦАГИ. Amerykanie używali wtedy w swoich szybowcach wysokowyczynowych profili NACA i Göttingen; Niemcy używali profili Göttingen i NACA; Rosjanie ЦАГИ i Göttingen. Polskich profili szybowcowych IAW nie używał wtedy nikt poza Polską, ale też trzeba przyznać, że Polakom nie udało się osiągnąć albo przekroczyć „kosmicznej”, jak na tamte czasy, doskonałości szybowca 30, podczas gdy pięciu światowym szybowcom (3 niemieckim, 1 radzieckiemu, 1 amerykańskiemu) granicę tę udało się przebić. Orlik I pod tym względem wypadał mniej korzystnie. 5. Od Orlika I lepszych było przed wojną 25 światowych szybowców (12 niemieckich, 5 radzieckich, 4 amerykańskie, 2 brytyjskie, 1 włoski i 1 węgierski). Przewyższały go doskonałością, nieraz znacznie. Mieliśmy przed wojną szybownictwo jedno z dwóch najwybitniejszych na świecie, równorzędne obok Niemców, i moim zdaniem jest to splendor całkowicie wystarczający, nie potrzebujący dodawania mu czegoś, co nie do końca miałoby miejsce. A że nigdy nie potrafiliśmy – i nadal nie potrafimy – o ten splendor należycie zadbać, pokazać go i uwypuklić oraz dosłownie zabiła nas agresywna goebbelsowska propaganda „najlepszości” szybownictwa III Rzeszy, NRF i RFN to już zupełnie inna sprawa nie na ten wątek. Pozdrowienia
-
Czy wiesz, czy Andrzej Glass (m.in. do pisania tej książki) przejął prywatne archiwum Kazimierza Plenkiewicza? Zawsze dostęp do tego archiwum miało dwóch redaktorów starej (WKiŁ) Skrzydlatej Polski, ale potem słuch po tym archiwum zaginął. A bez tego archiwum nie da się napisać dobrej książki o przedwojennym polskim szybownictwie, żeby to rzeczywiście było wielkie dzieło.
-
Buahahaha... A tośmy się dziś dowiedzieli! W 2008 roku Zero dwukrotnie prosił Giertycha o zatrudnienie go w kancelarii Giertycha, a ów go pogonił i Giertych wytłumaczył dziś dlaczego. Ponadto Zero w obliczu Giertycha pluł wtedy na obu Kaczyńskich. Od czasu 8:18
-
Możesz mieć rację! Jak raz system Harnaś do „high-tech” i „top-notch” nie należy.
-
Oczywiście, że nadchodzące wybory nie będą uczciwe. Nie ma mowy. Przez pisowską szumowinę będą zmanipulowane w stopniu maksymalnym tak, jak ostatnie wybory parlamentarne z podsłuchiwaniem Pegasusem przez pisowskie męty szefa kampanii wyborczej PO i tak, jak ostatnie wybory na dudę (bo nie na prezydenta), gdy PiS wynajął farmę trolli i botów (firmy Cat@Net i Elchupacabra) do agresywnego robienia Polakom piany z mózgu. Jest zagwarantowane, że będą w najbliższych wyborach takie cuda nad urną, jak podczas ostatnich wyborów na dudę (bo nie na prezydenta), czyli w DPS-ach i psychiatrykach będzie 100-procentowa frekwencja i 100 proc. głosów oddanych na PiS, dokładnie jak było ostatnio w wyborach na dudę. Mam nadzieję, że po aferze z Pegasusem politycy partii innych, niż PiS nauczą się już, że w komórkach nie używa się jakichś tam dowolnych komunikatorów, ale płatnego komunikatora z aplikacją UseCrypt, który wykrywa wszystkie włamania do telefonu, także włamania Pegasusem. Trzeba wiedzieć, że PiSowska bezpieka będzie podsłuchiwała politycznych przeciwników bez pardonu i całym arsenałem, jaki ona ma, a ma następujące systemy inwigilacyjne: ● Pegasus (system izraelski) ● Echelon Poland – (zarejestrował ostatnią rozmowę Kaczyńskich w Tu-154M) ● Harnaś ● Rohde & Schwarz (system niemiecki) ● Digital Receiver Technology (DRT Box), system amerykański ● Chopin (do gromadzenia metadanych) ● Moniuszko (system izraelski) Mimo że najbliższe wybory przez pisowską szumowinę będą manipulowane maksymalnie to jestem spokojny o ich wynik. Jest wymyślony nowy system kontroli obywatelskiej nad wyborami i on zadziała. Ja na pewno będę częścią tego systemu i polecam wszystkim – czyli 81,22 proc. Polaków nie głosujących na PiS – aby też się w niego włączyli. A tu poniżej jest precyzyjnie ukazany Werk, który każdemu unaoczni to, co w nadchodzącej kampanii będzie się działo w TVPiS. Polecam obejrzeć, albo choćby tylko posłuchać w trakcie krzątania się po domu. Tylko 17 minut, a oczy się otworzą na to, co na organizmach Polaków robi geobbelsowska propaganda PiS w TVPiS.
-
Butapren, Zero i Debil - kompanija zgrana, na szczęście na wylocie. Dziś mają już tylko 29% poparcia.
-
Za to załapał prof. Antoni Dudek, uchodzący za prawicowca i dawny kolega Butaprena z uczelni. Jakiś czas temu Dudek wyraził swoją opinię o Butaprenie.
-
https://problemykryminalistyki.pl/pliki/dokumenty//szukalskiwziewnesrodki.pdf
-
https://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/zdrowie-psychiczne/wachanie-kleju-objawy-i-skutki-dlaczego-wachanie-kleju-uzaleznia-aa-imjN-JVkb-NG9w.html
-
W tej najnowszej biografii maszkarona ciekawie (a przede wszystkim bardzo zabawnie) będzie zobaczyć jeszcze jedną rzecz – czy mu wpisali do tego panegiryku to, co a to jest, a to nie ma w panegirykach na cześć maszkarona w zależności od dat pisania tych utworów i poczucia wstydu. Mam na myśli jego rzekomą działalność w stanie wojennym w punkcie dystrybucji bibuły przy ul. Bednarskiej w Warszawie. Opozycjoniści, którzy tam wtedy pracowali (a nie wyginęli na wojnach) wyśmiali maszkarona. Kot z kulawą nogą go tam nie widział w stanie wojennym. Maszkaron w stanie wojennym spał i nie miał zielonego pojęcia, co się dzieje w środowisku opozycyjnym ani jego miasta, ani jego dzielnicy, ani w sąsiednim kwartale ulic. Taki to był Bohaterski Śpioch Stanu Wojennego. W ostatniego sylwestra roku 2021, o godz. 14, był pogrzeb nestorki zacnego opozycyjnego rodu epoki PRL; rodu w PRL więzionego za jego działalność. Z tą nestorką załatwiałem nasze sprawy opozycyjne w stanie wojennym. Było to przy ul. Mikołaja Gomółki, 540 m od domu Kaczyńskich. Gdyby maszkaron miał blade pojęcie, co się dzieje w środowiskach opozycyjnych jego miasta to miał bardzo blisko do miejsca, w którym mógłby robić dla opozycji dużo sensownych rzeczy. Dziś nie musiałby kłamać o jakiejś mitycznej swojej działalności przy ul. Bednarskiej, gdzie nikt go nie widział i nie pamięta.
-
Smutne to, że takie miejsca trzeba ukrywać, że są one tylko dla zaufanych wtajemniczonych, bo właściciel jest pewien, że padnie ofiarą kradzieży.
-
Czy ten szkop po lewej to ma K98k z nasadzonym bagnetem? Coś mi tu nie gra, ale może się mylę...
-
Fotografia koloryzowana. Mieszanka wzorów Denison Smocków.
-
Mieczysław T. Koczkowski - kolejna szumowina związana z zakupem dla PiS Pegasusa. Od lat 60. do 90. oficer WSW, czyli komunistycznej PRL-owskiej bezpieki wojskowej. Absolwent Wyższej Szkoły KGB w Moskwie. Gratulacje chamie Kaczyński.
-
https://natemat.pl/231525,zbigniew-ziobro-zglosil-kolegow-na-policje-poszlo-o-rzekome-szantaze https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1739424,1,studenckie-sledztwo-zbigniewa-ziobry.read
-
Witold Laskowski - kolejny kapuś SB wręcz proszący SB o to, aby być kapusiem SB. Gadzina z rady nadzorczej spółki Matic, która dla PiS kupiła Pegasusa. Może Państwu forumowemu (starszakom) bardziej znany, jako niegdysiejszy korespondent TVP w Moskwie. Gratulacje chamie Kaczyński.