Skocz do zawartości

Anakonda-18 prawie się skończyła, problemy pozostały. Żenakonda oczami zwykłego żołnierz


bodziu000000

Rekomendowane odpowiedzi

http://www.salon24.pl/u/dziennik-polityczny-com/914550,anakonda-18-prawie-sie-skonczyla-problemy-pozostaly-zenakonda-oczami-zwyklego-zolnierza

Anakonda-18 prawie się skończyła, problemy pozostały. „Żenakonda” oczami zwykłego żołnierz

16 listopada zakończyły się manewry pk. Anakonda-18. Były to zakrojone na szeroką skalę ćwiczenia wszystkich rodzajów wojsk, w których wzięły udział również obce państwa (np. Stany Zjednoczone). Przy okazji każdej „Anakondy” media obiegają zdjęcia czołgów w natarciu, odpalanych rakiet, spadochroniarzy na niebie i szturmujących komandosów. Zdjęcia pięknie wyglądają w telewizji i internecie, jednak dla zwykłego żołnierza „Anakonda” to często zupełnie inna bajka.

– Scenariusz ćwiczenia został tak przygotowany, aby hipotetyczne zdarzenia były jak najbardziej zbliżone do rzeczywistości i zostały odwzorowane w realnym życiu. Taki sposób przygotowania daje możliwość faktycznego działania ćwiczącym – informowało Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych.

Niestety realia ćwiczenia były jak najbardziej zbliżone do rzeczywistości. Na przykład oprócz działań militarnych, zostały przećwiczone działania pozamilitarne.

M.in. epizod ćwiczenia w Podlaskiem przewidywał ewakuację ludności z miejscowości Gródek do Łomży. W sumie w ćwiczeniach wzięło udział ponad 300 osób, oprócz pozorantów, także m.in. pracownicy gminy, wojsko, żołnierze WOT, straż ochrony kolei, straż graniczna i policja. W gminnym ośrodku kultury utworzono punkt, w którym przeprowadzano ewidencję ewakuowanych osób oraz wydawano karty ewakuacyjne. Cała akcja potrwała 8 godzin! W ciągu których ochotnicy (już byłe) nie dostali ani gorącego posiłku, ani wody pitnej. Następny etap ewakuacji, który zakładał przewiezienie uczestników autobusami do Łomży, a tam rozlokowanie w kwaterach tymczasowych również miał kłopoty. Autobusy ciągle miały problemy z ogrzewaniem wnętrza, a w Łomży pojawił się problem z kwaterami, dlatego ewakuowanych rozmieszczono na sali gimnastycznej szkoły średniej. Mimo wszystko etap ćwiczenia uznano za sukces i złożono meldunek o tym do Dowództwa Operacyjnego.

Najbardziej pechowy epizod ćwiczenia “Anakonda 2018” dla Wojska Polskiego uwidoczniła planowana w ramach ćwiczenia przeprawa przez Wisłę w Chełmnie, którą udaremnił niski stan wody, wcześniej trzeba było odwoływać loty i strzelania artyleryjskie. To jest jakaś kpina z wojska! Według słów pana gen. Jabłońskiego, po tej akcji Wojsko Polskie można określić tylko jako wojsko weekendowe.

Opuszczając liczne problemy i niedokonania, pan minister Mariusz Błaszczak jak zwykle ogłosił sukces. Jesteśmy ciekawi, czy powie, że ćwiczeń nie dokończono? Otóż, ze względu na niski stan wody, odwołano ćwiczenia w pokonywaniu przeszkody wodnej.

Ten fakt nie dało się ukryć przed społeczeństwem i kolegami z NATO, lecz co się działo na poligonach też nie wiąże się z naszą wizją tak poważnych ćwiczeń międzynarodowych. Swoje wrażenia z udziału w manewrach opisał nam sierżant Mateusz K., który postanowił nie ogłaszać swojego nazwiska i pododdziału.

„Pierwszym naszym zadaniem było utrzymanie rubieży podczas desantu spadochroniarzy przeciwnika – opowiada nam Marek. – W praktyce pojechaliśmy na pas taktyczny, zajęliśmy pozycje i leżeliśmy na zimnej ziemi ok 1,5 – 2 godziny, w czasie których absolutnie nic się nie działo. Po pierwsze, desant był teoretyczny – nie latały żadne samoloty ani nikt z nich nie wyskakiwał, a po drugie, nie mieliśmy amunicji (ślepej), z której moglibyśmy strzelać do teoretycznych spadochroniarzy. Cywile z organizacji proobronnych w ogóle nie mieli prawdziwej broni i posługiwali się atrapami!

Po tak „aktywnym” przedpołudniu czekało nas drugie zadanie – stworzenie kordonu bezpieczeństwa wokół obiektu, który miał być szturmowany przez Oddział Specjalny ŻW z Warszawy. Do tego zadania byliśmy świetnie przygotowani. Ćwiczyliśmy je przez tydzień przebywania na poligonie, zanim właściwa „Anakonda” się rozpoczęła. Zadanie nie było tez specjalnie trudne, polegało na zablokowaniu dróg dojazdowych do obiektu-celu. Drogi były cztery, a że znajdowały się na poligonie, to nikt nimi nie jeździł. …I w ciągu doby nie przyjechał…

Prawdziwą „akcję” mieliśmy zobaczyć drugiego dnia głównej części ćwiczeń „Anakonda”. Dostaliśmy po magazynku ślepej amunicji do naszych karabinków i mieliśmy atakować, a później bronić się przed atakiem. Zadanie zaczęło się późno po południu i miało trwać do rana. Na początku moja sekcja trafiła do części kompanii, która broniła punktu przed przeciwnikiem. Musieliśmy zamaskować naszego defendera, co swoją drogą zrobiliśmy tak doskonale, że nasz dowódca nie mógł go znaleźć stojąc dwa metry od niego, i czekać na rozkaz do ataku. Przez pół nocy przeciwnik nie przyszedł, więc i rozkaz też nie przyszedł. Ślepaki ściśnięte i nietknięte leżały w magazynku.

Druga część nocy oznaczała dla nas nowe zadanie – atak. Grupa, która wcześniej broniła się (my) miała teraz atakować, a grupa wcześnie atakująca (nie my) miała się bronić. Dziwnym zbiegiem okoliczności, na skutek wiecznie niezrozumiałej przez zwykłego żołnierza logiki dowództwa i zawiłości łańcucha dowodzenia, znów się broniliśmy. W praktyce dalej siedzieliśmy w swoim idealnie zamaskowanym defenderze i czekaliśmy na rozkaz.

„Na pozycje!”

Sygnał przyszedł na pół godziny przed świtem. „Przeciwnik się zbliża” – usłyszeliśmy. „Na pozycje” – padł rozkaz. Podekscytowany złapałem beryla i pobiegłem na wyznaczone wcześniej stanowisko (koło drogi pod drzewem). Przeciwnik nacierał. Niebo rozświetlały flary opadające na mini-spadochronach. Za chwilę ciszę nocy miała rozerwać kanonada karabinów strzelających ślepymi nabojami. Przeciwnik był już tuż-tuż. Już odbezpieczałem broń. Wtem zamiast serii z karabinu ciszę nocy przerwał gwizdek i okrzyk „Koniec ćwiczeń!”. Zabezpieczyłem broń i wróciłem do land rovera. Znalazłem go dopiero za drugim razem.

„Żenakonda”

Oczywiście manewry Anakonda-18 zostały okrzyknięte przez dowództwo sukcesem szkoleniowym i logistycznym. Pan Minister obrony narodowej podziękował nam po wszystkim podczas wspólnego, prawie że koleżeńskiego ogniska z kiełbaskami. Wśród żołnierzy ocena manewrów, podczas którego przez dwa tygodnie tkwili na poligonie, wyglądała zupełnie inaczej. Wystarczy powiedzieć, że od tej pory na te największe ćwiczenia będziemy mówić tylko „Żenakonda”."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj trolle, trolle...

Spokojnie można znaleźć informacje, że i przeprawa się nie odbyła*, i że nie wyszła ewakuacja, bo nie zapewniono miejsc dla przywiezionych cywili...


PS A propos przeprawy, proponuję znaleźć wypowiedź gen Jabłońskiego :-)


* co nawet samo wojskowi komentowali, jako żenadę
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kwatery i autobusy, cay brak wyżywienia dla wolontariuszy, to raczej cywilna administracja powinna zapewnić.
Co do zmartwień sierżanta to szkoda komentować- może powinien znależć prace na PKP tam wg. rozkładu jadą.
Polscy saperzy używają parku pontonowego PP64 - który delikatnie mówiąc ma pewne ograniczenia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie