Skocz do zawartości

Obława


kindzal

Rekomendowane odpowiedzi

19 października na ekrany polskich kin wejdzie Obława" w reżyserii Marcina Krzyształowicza. Film był współfinansowany przez PISF - Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Obława" to thriller wojenny, w którym Marcin Dorociński - jako egzekutor polskiego ruchu oporu - zmaga się z Niemcami, zdrajcami i - co najtrudniejsze - własną, mroczną przeszłością.
Na podstawie prawdziwej historii

Film był inspirowany wojennymi losami Adama Krzyształowicza, kaprala Armii Krajowej pseudonim Wydra", prywatnie ojca reżysera. W role głównych bohaterów w filmie wcielili się: Marcin Dorociński, Maciej Stuhr, Sonia Bohosiewicz. Towarzyszą im m. in.: Weronika Rosati, Andrzej Zieliński, Alan Andersz czy Sebastian Stegmann. Autorem zdjęć jest Arkadiusz Tomiak. Scenografię stworzył Grzegorz Skawiński. Producentem obrazu jest Skorpion Arte. Obława" była współfinansowana przez PISF - Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Gdynia i Montreal

Film miał polską premierę na 37. Gdynia Film Festival. Był jednym z 12 obrazów pokazywanych w ramach Konkursu Głównego i został uhonorowany Srebrnym Lwem i Nagrodą Stowarzyszenia Kin Studyjnych i Lokalnych, a także nagrodą za montaż dla Adama Kwiatka i Wojciecha Mrówczyńskiego. Międzynarodowa premiera Obławy" odbyła się podczas 36. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Montrealu, gdzie film Marcin Krzyształowicza brał udział w Konkursie Głównym. Obława" wejdzie na ekrany polskich kin 19 października. Polskim dystrybutorem obrazu jest Kino Świat.

http://www.pisf.pl/pl/kinematografia/news/oblawa-w-kinach

http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/1228725
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obława" to nowoczesny, znakomicie zrealizowany film, który odrzuca schematyczne spojrzenie na historię – pisze Barbara Hollender

Dwaj mężczyźni idą przez las. Widzimy tylko plecy jednego z nich. Ten drugi idzie za nim. Rozmawiają o piłce nożnej, o piłkarzu, który włożył gestapowską koszulkę, żeby tylko grać. „Boją się – mówi pierwszy ze śląskim akcentem. „Idź, kurwa" – rzuca drugi. „Ja nawet nie jestem z Bytomia – mówi pierwszy. „Ale z SS" – odpowiada drugi. Pada strzał. Dopiero wtedy widzimy twarz egzekutora. Członka leśnego AK-owskiego oddziału. Zobacz galerię zdjęć

Niedługo potem kapral Wydra dostanie od dowódcy następną kartkę. Na niej nazwisko Kondolewicz. Kiedyś byli w jednej klasie. W czasie, gdy kapral po niego pójdzie, Niemcy wymordują w lesie jego oddział.

Zadry w duszy

„Obława Marcina Krzyształowicza to film znakomity. Niepokojący. Głęboko poruszający. Wojenny thriller – ochrzczono go po festiwalu w Gdyni. Niektórzy krytycy porównywali go też do „Bękartów wojny" Quentina Tarantino. Nic bardziej błędnego. Nie ma tu bowiem zgrywy, żartu, przymrużenia oka. Są ludzie. Wypaleni, niosący w pamięci potworne wspomnienia. Kapral egzekutor ogląda się nagle na ulicy za kobietą prowadząca za rękę dziecko. To jedna chwila, ale kamera rejestruje ją nie bez powodu. Stary leśny wyga za pazuchą nosi białą myszkę. Ktoś żebrze o tabletkę bromu.

Dziewczyna zdobędzie się na najgorsze łotrostwo, żeby ratować z gestapo 14-letnią siostrę. Człowiek, który wymierza sprawiedliwość innym, kiedyś zawahał się, gdy z płonącego, buchającego żarem domu miał ratować najbliższych. Żona wyda męża -kolaboranta. Donosiciel, mający na sumieniu niejedną ofiarę, sam nosi w sobie ból odrzucenia przez kobietę, dla której gotowy jest na wszystko.

Twórcy „Obławy unikają jakiejkolwiek jednowymiarowości. Każdy ma tu swoją tajemnicę, drugie dno, słabość, siłę, tragizm. Reżyser nie osądza. Nikt w jego filmie nie jest bohaterem bez skazy i nikt nie jest odrażającą kanalią.

Marcin Krzyształowicz już w fabularnym debiucie, nakręconym dziesięć lat temu „Eucaliptusie", przełamywał filmowe konwencje. Parodiował wtedy western, pokazując Dziki Zachód jako zbiorowisko odmieńców, łotrów i prostytutek, Indian gejów i pedofilów. Jednak tamten film był rodzajem żartu. Teraz reżyser odbrązawia polską historię. Zmienia sposób patrzenia na wojnę. Odrzuca hurrapatriotyczny styl ku pokrzepieniu serc, jaki zadomowił się w naszym kinie za sprawą kolubryn Jerzego Hoffmana. Ekranu nie zaludniają watażkowie i panienki z kabaretu strzelające z CKM-ów, w powietrzu nie fruwają krzyże. Wojna Krzyształowicza ma wymiar ludzki. Wszystkich pozbawia niewinności. Gdy bohaterowie filmu giną, nie rozlegają się na ich cześć hymny. Śmierć ma wymiar tragedii. Ci, którzy zabijają, na zawsze będą mieli na rękach cudzą krew. Niezależnie od tego, po której stronie barykady się znaleźli.

Wielcy filmowi artyści dawno odrzucili czarno-białe schematy opowiadania o wojnie. Terrence Malick i Steven Spielberg pokazali piekło bitwy pod Guadalcanal czy lądowania w Normandii. Amerykanie sportretowali też zwyczajnych chłopaków przetrąconych i złamanych przez służbę w Wietnamie, gorzko rozliczają się z wojną iracką. O meandrach wojny chińsko-japońskiej opowiedział Ang Lee w „Ostrożnie, pożądanie. O niełatwych moralnych wyborach członków holenderskiego ruchu oporu mówił Paul Verhoeven w „Czarnej księdze".

Nowa generacja polskich filmowców również zaczyna inaczej patrzeć na przeszłość, wracając do ironicznego dystansu Andrzeja Munka czy skromnej uczciwości Stanisława Różewicza. Świetny „Rewers Borysa Lankosza, znakomite obrazy Wojciecha Smarzowskiego rozliczające czasy PRL („Dom zły") czy opowiadające o powojennych losach Mazurów („Róża) to obrazy nieschematyczne, poruszające. W ten nurt kina wpisuje się „Obława". A pokazując meandry moralności, równie dużo czerpie reżyser z tradycji Kieślowskiego – uważnego obserwatora złożoności ludzkiej psychiki i motywów, jakimi kierujemy się w naszych wyborach.

Świetny Dorociński

Samuel Maoz, autor wstrząsającego „Libanu, żeby móc dalej żyć, musiał odbyć publiczną spowiedź. „Miałem 20 lat. Zabiłem człowieka. Wróciłem do domu martwy, byłem jak pusta muszla" – powiedział podczas festiwalu w Wenecji, gdy odbierał za swój film Złotego Lwa. Kapral Wydra z Obławy" też jest na swój sposób martwy. Każde pociągnięcie za spust zostawia w człowieku bliznę, zadrę w sumieniu. A on na dodatek za dużo w życiu stracił, żeby zachować nadzieję. Na dnie oczu ma ból, choć jakaś tęsknota jeszcze się w nim kołacze. I resztki wyobrażeń o tym, czego robić nie wolno, jeśli kiedyś ma być normalnie.

Ta postać niesie ogromną prawdę dzięki oszczędnemu, minimalistycznemu aktorstwu Marcina Dorocińskiego, który w każdej kolejnej roli pokazuje nowe możliwości i potwierdza ogromną klasę. W „Obławie przekonujące kreacje tworzą też inni wykonawcy. Piętnem tragizmu naznaczył swojego donosiciela Kondolewicza Maciej Stuhr. Weronika Rosati udowodniła, że czas spojrzeć na nią jak na interesującą aktorkę, a nie bohaterkę rubryk towarzyskich.

„Obława" nie ma słabych punktów. Zdjęcia Arkadiusza Tomiaka, muzyka Michała Woźniaka współtworzą klimat filmu. Krzyształowicz po mistrzowsku, niechronologicznie poprowadził narrację, pokazując różne momenty z kilku perspektyw, cofając się w czasie, wracając do tych samych sytuacji, stale dodając do nich szczegóły, zmieniając nasz stosunek do ludzi, zdarzeń. Zrobił film ważny i bardzo współczesny. Przypomniał o złożoności dziejów i ludzkich charakterów, przestrzegając przed zbyt łatwym ferowaniem wyroków.

http://www.rp.pl/artykul/492083,943009-Oblawa-Marcina-Krzysztalowicza---recenzja-filmu.html?p=1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie wróciłem z kina. Film ciekawy. Jeszcze nikt nie przedstawił w taki sposób naszych partyzantów. Ogromny plus dla charakteryzatora - niektórzy partyzanci wyglądali rewelacyjnie. Jedyna kucha to strzelanina - tu się Pan dźwiękowiec nie spisał. Pomimo tego warto wydać 20 zł na bilet . NA PEWNO LEPIEJ IŚĆ NA OBŁAWĘ" niż na BITWE pod WIEDNIEM" na której Król Polski ciągnie armatę ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Film raczej dla koneserów sztuki filmowej niż dla tych co szukają akcji,sensacji czy historii.W warstwie fabularnej jakoś nie przemawia do mnie użycie spadochroniarzy do likwidacji kilkunastoosobowego oddziału gdzieś na zapleczu frontu,którzy zachowują się jak harcerze na majowym pikniku.
Dobra charakteryzacja i parę ostrych scen.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obława to film, który na długo zostaje w pamięci. To najokrutniejszy, najmroczniejszy, ale i być może najlepszy polski film ostatnich miesięcy. Perfidną siłą tego filmu, choć to trudne do zaakceptowania, jest fakt, że polscy partyzanci tak samo jak Niemcy są bezwzględni, brutalni, okrutni, żyjąc niczym zwierzęta w leśnym obozie. – Niemcy mówili na nich „polnische banditen" – mówi w rozmowie z „Newsweekiem reżyser Marcin Krzyształowicz. – To bolesne sformułowanie, ale może coś w nim jest.

To nie ostatnia kontrowersyjne zdanie, które padnie z ust reżysera podczas naszej rozmowy. Krzyształowicz, dla którego „Obława" jest drugim filmem fabularnym, po „Eukaliptusie z 2001 r. uważa, że czas na przewartościowania w naszym myśleniu o wojnie, a już na pewno w polskim opowiadaniu o wojnie w kinie. – W moim filmie nie ma bohaterów. Wszyscy są zbrukani – mówi.

"Obława: moralna łamigłówka z czasów wojny - przeczytaj naszą recenzję

Kloss już był

Głównym bohaterem filmu jest Wydra (Marcin Dorociński), który z dużą satysfakcją wykonuje wyroki śmierci na konfidentach, zdrajcach czy Ślązakach złapanych w oddziałach SS. Wydra dostaje kolejny rozkaz: w pobliskim miasteczku ma znaleźć i zlikwidować niejakiego Kondolewicza (Maciej Stuhr), właściciela młyna, polskiego zdrajcę, który zadenuncjował gestapowcom nastoletnich harcerzy.

Scenariusz jest tak skonstruowany, że z czasem zaczynamy dostrzegać w bohaterze granym przez Stuhra ludzkie cechy i nawet go żałować. Patrioci okazują się perfidni, zdrajcy – zasługują na litość. Nikt w tym filmie nie jest szlachetny, większość jest podła, okrutna, bezwzględna i zła.

Weronika Rosati: zawsze dostaję role złych kobiet

Maciej Stuhr gra spsiałego konfidenta, który z każdą sceną staje się bardziej ludzki. Pytam aktora, czy to dobrze, że „Obława" tak relatywizuje dobro i zło. – Nie interesuje nas już kino, w którym opowiadamy o człowieku, który robi złe rzeczy, bo jest na wskroś zły – mówi Stuhr. – To już widzieliśmy w Klossie. Nas interesuje odpowiedź na pytanie, co doprowadza normalnych, zwykłych ludzi do tego, że denuncjują, zdradzają i mordują. Moim zdaniem, poza kilkoma chwalebnymi wyjątkami, większość ludzi na wojnie się ubabrała. Wojna jest największym złem, nie tylko dlatego, że inni robią nam krzywdę, ale też dlatego, że my robimy rzeczy, o które byśmy siebie nie posądzali.

– „Obława wydaje mi się jednak filmem mocno nihilistycznym – mówię. – Za mało w nim nadziei, za dużo okrucieństwa, przemocy, kompletnego zezwierzęcenia.

– Jestem głęboko dotknięty zarzutem nihilizmu – odpiera zarzuty Stuhr. – To, co pokazujemy w „Obławie", to najbardziej humanistyczne z możliwych podejść. Tylko rzetelne i do bólu szczere zastanowienie się nad człowiekiem, nad tym, co ja bym zrobił, gdybym się znalazł w piekle, może nam dać jakiekolwiek wnioski na przyszłość i tylko wtedy możemy siebie zrozumieć. Jak będziemy opowiadać dalej o dobrych partyzantach i złych gestapowcach, to będzie dopiero nihilizm. To by oznaczało, że możemy spać spokojnie, bo przecież to my jesteśmy ci dobrzy, a źli zawsze będą Niemcy i Rosjanie. A to nieprawda!

Urodzony w 1969 r. w Krakowie reżyser Marcin Krzyształowicz dokonał jeszcze jednego zabiegu, który upodobnił Polaków i Niemców: przebrał partyzantów w mundury esesmanów, zostawiając im nawet niemieckie dystynkcje. Polacy biegają więc po lesie, wyglądając jak hitlerowscy zbrodniarze. Skąd ten pomysł?

– Nie wpadłem nagle na rozwiązanie w stylu „przebieram chłopaków w stroje SS, bo to będzie kontrowersyjne – mówi Krzyształowicz. – Tak po prostu było. Oddziały leśne zaczęły powstawać w 1943 r. i nikt nie chował w szafie munduru z września 1939. Za taki mundur można było pójść do Auschwitz. Więc wdziewano mundury zdobyczne niemieckiej żandarmerii i SS. To miało walor trofeum. A to, że nikt nie dostrzegł tego wcześniej, i że w polskich serialach partyzanci noszą mundury z 1939 r., jest absurdalne i świadczy o ciemnocie polskiego kina!

Ale Polacy w mundurach SS mają dodatkowe znaczenie. – W efekcie nie wiemy, czy opowiadamy o bohaterach, czy wprost przeciwnie – mówi reżyser. – A może to nie ma znaczenia, czy opowiadamy o Polakach, czy Niemcach, bo opowiadamy o ludziach. Zło było po jednej i po drugiej stronie. Wśród naszych i wrogów były elementy człowieczeństwa i diabelstwa.

Krzyształowicz zadedykował „Obławę" ojcu, żołnierzowi AK. Opowiada, że w listopadzie 1944 r. jego ojciec rzeczywiście otrzymał rozkaz likwidacji konfidenta o nazwisku Kondolewicz: – Ale z powodów osobistych nie wykonał rozkazu. Porwał go w Nowym Sączu i cały dzień szedł z nim w góry, do siedziby oddziału. Doprowadził faceta do oddziału, żeby na miejscu umożliwić jego przesłuchanie. To był początek mojego scenariusza. Reszta filmu to fikcja, wymysł.

Pytam reżysera, czy zrobił film wojenny z potrzeby rozliczenia się z niewygodną przeszłością? – Nie, ja jak większość nie żyję przeszłością. Po prostu każdy reżyser chce zrobić intensywny film na wyrazisty temat. Bo zrobić film bez znaczenia to tragedia. A w Polsce partyzantka leśna w ogóle nie została przez kino dotknięta. Literatura się do tego odnosiła – Różewicz czy Konwicki, ale film unikał. Pokazana została walka miejska, całe filmowe AK zostało sprowadzone do Warszawy: Powstanie, akcja pod Arsenałem i zamach na gen. Kutscherę.

– Zapełnia pan białą plamę, ale czy potrzeba aż tyle okrucieństwa, przemocy?

– A myśli pan, że flagi biało-czerwone i orzełki coś dziś znaczą? – mówi Krzyształowicz. – One dla młodego widza nic nie znaczą! Dla młodych coś znaczy emocja i utożsamienie się z postaciami, zrozumienie ich słabości, ambiwalencji. Młody widz nie będzie patrzył na kolejną laurkę historyczną. Czasem trzeba zaskoczyć mrokiem, bo w ciemności też kryje się sens i emocja. Ten film nie miał przejść gładko. Nie chciałem powielać schematów telewizyjnych.

– Czyli?

– Popularne polskie seriale wojenne zakłamują historię! – mówi reżyser. – Ta landrynka telewizyjna, którą się karmi młodzież, nie ma nic wspólnego z prawdą. Pokazuje jeden wielki fałsz, a młodzi ludzie nabierają przekonania, że wojna była jakąś fajną, bajkową przygodą. W tym sensie schlebia mi zarzut, że mój film jest nihilistyczny. Wolę filmy podszyte nutką nihilizmu czy cynizmu, bo one są ostre, wyraziste. To lepsze niż kolejny epos martyrologiczny i fresk wzniecający płomień patriotyzmu. Jestem daleki od szantażowania widza patriotycznym tematem. Film musi zadawać najtrudniejsze pytania i przewartościowywać historię, mówić o niej coś nowego i ważnego dla współczesnego widza.

– Niech pan nie zapomina, że wojny nie wygrali emeryci, tylko ludzie młodzi – dodaje reżyser. – W wieku 22 lat naprawdę nie myśleli w kółko o Polsce. Chcieli się napić, wyłapać wszy za kołnierzem i spotkać z fajną dziewczyną, bo jutro mogli zginąć. I to trzeba pokazać. Widz musi zobaczyć coś, czego się nie spodziewa.

Krzyształowicz miał czas, by dopracować swój film. Między jego pierwszym a drugim filmem fabularnym minęło 10 lat. Mówi, że w tym czasie miał inne projekty, które jednak „ugrzęzły z powodu konfliktów z producentami, ich ingerencji i cenzury. – Na szczęście przy „Obławie" nikt nie nalegał, że obcięta głowa to za dużo, żeby to zmienić na coś łagodniejszego – mówi.

– W tym czasie robił pan seriale dla TVN: „Na Wspólnej, „Brzydula".

– Moja koleżanka reżyserka skompromitowała się kiedyś sformułowaniem, że jest w Polsce „generacja reżyserów o umysłach sformatowanych. To było nieeleganckie, żyć z czegoś trzeba. Czy te zajęcia dla stacji komercyjnych zniszczą nam wrażliwość, zależy od nas samych.

Zastanawiam się, na ile Krzyształowiczowi pomogło kino polskie ostatnich lat, to, co zrobił Wojciech Smarzowski np. w „Róży", to, jak wojnę pokazała Agnieszka Holland w filmie „W ciemności. – Tamte filmy były bardzo konkretne, odnosiły się do określonego miejsca i czasu historycznego – mówi reżyser. – Mam nadzieję, że „Obława" dotyka czegoś szerszego, że to mimo wszystko kino poetyckie.

Kino poetyckie? W którym podrzyna się gardła i likwiduje strzałem w tył głowy? A jednak Krzyształowicz ma poniekąd rację, bo jego las ma w sobie coś nieziemskiego. – Gdy w listopadzie przyjechaliśmy do Rytra [pod Nowym Sączem], kolor lasu był jakiś taki trupi – wspomina reżyser. – Wszystko było zimne, wilgotne, szare. Ciepłe były tylko ludzkie twarze. I z tej zimnej przestrzeni staraliśmy się wyłuskać właśnie te ludzkie twarze, oczy bohaterów. Cała reszta to półcień, chłodne światło, wilgotny, listopadowy las. Ta historia może dziać się wszędzie.

Gnijący las, światło tylko do godziny 15, zimno, schronienie jedynie w lepiance i strome podejście na miejsce, gdzie kręcono film – wszystko to sprawiło, że praca przy „Obławie była dla aktorów prawdziwym wyzwaniem. Widać, że ich twarze i uszy są sine z zimna. Bohaterowie wyglądają na przemarzniętych, otępionych, wycieńczonych.

Maciej Stuhr wspomina kilkakrotne bieganie pod stromą górę jako mękę. Pytam, czy było warto? – Czekałem na taką wieloznaczną rolę kilkanaście lat – mówi aktor. – „Obława" to naprawdę nie nihilizm, ale okrutna prawda o wojnie. Łatwo jest myśleć o sobie w kategoriach dobra: jak wybuchnie pożar, to się rzucimy uratować dziecko z pierwszego piętra. Przekonamy się, jak już ten pożar wybuchnie. Raczej będziemy stać wtedy w tłumie gapiów i zastanawiać się, dlaczego nikt nic nie robi.


http://film.onet.pl/wiadomosci/publikacje/artykuly/las-w-kolorze-trupim,1,5284774,wiadomosc.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj wieczorem obejrzałem.... sam nie wiem od czego zacząć... Oczekiwania były ogromne, po tych wszystkich zachwytach nad scenariuszem, techniką retrospekcji, realizmem, odkłamaniem, itp. Już w kinie czułem że będzie bieda. Po kolei: scenariusz - nuda i przewidywalność zbliżona do pewności odnośnie dalszego biegu akcji. Intryga na poziomie popołudniowych seriali, do teraz nie wiem gdzie ta zdrada o wielu twarzach. Układ prosty jak drut: dziewczyna wsypuje" oddział bo obiecano uwolnić jej aresztowaną siostrę. O skrupułach reżyser zapomniał. Poza tym damsko-męski układ z Dorocińskim, Stuhrem i Bohosiewicz, gdzie znajomość całej trójki datuje się jeszcze z czasów szkolnych, przy czym jeden się kochał ale drugi ożenił i teraz się schodzą po latach.
Retrospekcja: całość wygląda tak jakby rząd liczb od 1 do 10 ułożyć w dowolnej kolejności. Nic z tego nie wynika dla budowania napięcia, po prostu co jakiś czas dowiadujemy się co się działo wcześniej. Szczególnego majstersztyku w tym nie ma za grosz. Aktorzy dużą myślą, patrzą, stoją, chodzą, kamera starannie to śledzi, wtedy można spokojnie zerknąć na komórkę czy nikt do nas nie dzwoni, podrapać się, ziewnąć, co tam kto woli. Być może wtedy scenarzysta rozpaczliwie myślał co wykombinować dalej... Wydaje się, że wiele najbardziej absurdalnych fragmentów filmu zostało wymyślonych tylko po to by był punkt wyjścia do dalszej akcji, bądź by coś podkreślić (odcięcie głowy, leśny desant). Napięcie rośnie jak poziom wody obecnie w Wiśle. Mówi się mało, jak już to wyzywa, rozkazuje, wali h...mi i k...wami. Rzuca się w oczy szczególne upodobanie reżysera do ukazywania samogwałtu. Dorociński wspomina o tym coś koło 3 razy (partyzant katuje Niemca, Dorociński wpada i drze się że jak energia go roznosi do ma iść do lasu zw...ić se konia"), przy czym raz sam się za to bierze, Stuhr dwa razy (łącznie parę minut) walczy" samotnie w łazience ze zdjęciem żony w ręce, dowódca oddziału też w tym temacie raczy się odezwać (z kolei rada dla Dorocińskiego dotycząca wa....nia konia"). Generalnie to nie mam nic przeciwko domowym technikom samodoskonalenia ale tutaj nadano temu jakieś szczególne, trudne do odgadnięcia, znaczenie.
No i ten realizm: partyzanci wywołali we mnie mnóstwo skojarzeń, ostatecznie wyszło mi, że wyglądają jak jakaś endemiczna, nieodkryta przez podróżników grupa uciekinierów z psychiatryka, z wyraźnymi skłonnościami maniakalno-depresyjnymi, ze wszelkimi cechami zatwardziałego bezdomnego. Obóz wygląda naprawdę jak siedlisko bezdomnych, sklecone byle jak budy z żerdzi, rozsiane po dolince w lesie bukowym (widać na setki metrów). Pewnie dla celów maskowania lepsze byłby ziemianki no ale padło na osiedle ruder. Ten już słynny desant ss-manów spadochroniarzy w lesie - Bóg raczy wiedzieć, po co zrucać desant na uśpionych tabletkami w zupie partyzantów, zamiast podrałować spokojnie na nogach i wyrżnąć tak samo. To dało Dorocińskiemu szansę bycia polskim Rambo, który one by one eliminuje w lesie spadochroniarzy. Obóz Niemców po akcji: namioty w środku lasu, głośna muzyka z radiostacji, pieczenie kiełbasek na kijach, istny biwak skautowy. Jakoś przy tej zabawie zapomnieli policzyć się dokładnie bo jeden wisiał cały czas niedaleko na drzewie zaczepiony głową w dół, co dało Dorocińskiemu szansę na łatwe zwycięstwo, zakończone efektowną fontanną z gardła. No i na koniec ta uczta dla jeńców z ugotowanej głowy Niemca w hełmie (dla smaku pewnie) i sromotników. Jeńców oczywiście puszczono by sromotniki i gulasz z głowy ziomka mogły zrobić swoje (tu polecam oszalałego Waldusia z Kiepskich" w roli cudem uratowanego partyzanta). A tytułowaObława"? Raz wspomina o niej porucznik, mówiąc że za tydzień, dwa pójdzie obława i nie wiadomo czy się wymkną. No cóż można była zawczasu zmienić miejsce postoju, rozpuścić ludzie ale ci siedzą i liczą dni. Na końcu Dorociński goły do pasa (bo się zgrzał)siedzi na zaśnieżonym pagórku u stóp wykopanej mogiły, kopci szluga a w offie szczekają psy (tej niedoszłej obławy chyba). The end.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielu badaczy zastanawia się nad wyglądem spadochroniarzy SS, szuka zdjeć archiwalnych, a tu reżyser rozwiązał problem w minutę: knochensacki Splitter A z magazynów Sturma (aktualnie ok. 250zł/szt.) z naszytym orłem na ramieniu.

Inna sprawa, że ten Mak" musiał być ważny, skoro urządzili na niego akcję jak na Titę w Drvarze.

Cóż, film nawet fajny i w sumie cieszę się, że kręcą takie zamiast Wyjazdów integracyjnych".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak swoja droga bzdura ze mundurow wrzesniowych sie nie spotykalo bo i owszem, niektore oddzialy byly dosc szczodzre w takie wyposazone, sa na to zdjeciowe dowody. Ogladajac pewna ilosc takich (w materialach propagandowych dla Brytoli np) myslalem na pierwszy rzut oka ze to jakas lipa zrobiona ze zdjec przedwojennych ale po blizszej lustracji sprzetowej jednak nie.... O zdjeciach z Powstania Warszawskiego nie wspomne a to juz byl roczek 1944 przeciez a nawet hemy wz 31 sie znajduja.....

Oczywiscie zbieranina Kindzala duzo blizsza normy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
  • 2 weeks later...
Miałem przyjemność oglądać ten film. Nie jest to dzieło traktujące z dokumentalną dokładnością o wojnie a raczej wariacja na temat tego co wojna może z ludźmi zrobić oparta zapewne na luźno zinterpretowanych opowiadaniach ojca reżysera, żołnierza AK. Warto się na ten film wybrać lecz odradzam go tym, którzy sądzą, że zobaczą dokładnie zrekonstruowany fragment okupacyjnej rzeczywistości.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...
Muszę przyznać że kawałek dobrego kina, Dorociński super zagrał w filmie Róża (kawał dobrego kina), teraz podtrzymuje temat filmem Obława który z chęcią obejrzałem ostatnio drugi raz no i już niedługo wychodzi film o Kuklińskim z jego udziałem, pożyjemy zobaczymy no ale pewnie nie będzie źle.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
Cóż tu poza trolowaniem zostało,skoro wystarczy przeczytać cały wątek,aby dojść do wniosku co z tym filmem jest nie tak.
Może nie tyle antypolski" ale po prostu karykaturalny,co zresztą na jedno wychodzi jeśli się robi z swoich krajan bandę obdartusów z wyraźnymi cechami patologi,psychopatii...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie