Skocz do zawartości

Socjolog o rekonstruktorach, czyli wywiad ze Szlendakiem w krytyce politycznej"..


Rekomendowane odpowiedzi

Szlendak: Rekonstruktorzy, czyli klasa średnia ucieka od grilla
Z Tomaszem Szlendakiem* rozmawia Jaś Kapela
27.04.2012
Jaś Kapela: Badał pan wraz z zespołem grupy rekonstrukcyjne w Polsce. Okazało się, że bawi się w to głównie klasa średnia.

Tomasz Szlendak: Rekonstrukcja kosztuje, i to sporo, dlatego nowi członkowi dostają przynajmniej kilka miesięcy, żeby skompletować minimum mundurowe. Spotkaliśmy się z kilkuset osobami, które biorą udział w rekonstrukcjach. To nie są przedstawiciele miejskiej biedoty, tylko ludzie, którzy zazwyczaj mają wyższe wykształcenie, statystycznie zatem ich zarobki są wyższe. Urzędnicy, menedżerowie średniego szczebla, studenci, doktoranci z dużych miast.

Ciekawe było zderzenie tej rekonstruującej klasy średniej ze światem zewnętrznym. Kiedy jadą na imprezę i z całą pieczołowitością odtwarzają jakąś bitwę czy wydarzenie, stykają się z publicznością, z klasą ludową, którą – kiedy są już bardzo zniechęceni albo czują się niezrozumiani – nazywają „bydłem”. Wydarzenia rekonstrukcyjne to fascynujące zderzenie klasowe. Ci, którzy wkładają w to wiele wysiłku, czasu i wiedzy, często stykają się z ludźmi, którzy oczekują wyłącznie igrzysk, fajerwerków i bijatyki.

To chyba odwrócenie ról. Klasa średnia zapewnia jarmarczną rozrywkę klasom ludowym?

Tak, ale cierpi. I to cierpienie widać. Im bardziej coś przypomina jarmark – a coraz więcej imprez to jarmarki, bo instytucje publiczne, ale też komercyjne, na przykład korporacje piwowarskie, wykorzystują rekonstruktorów do swoich celów – tym bardziej czują się wykorzystywani. Biorą w tym udział, ale widzą, że umieszcza się ich w menu między frytkami a kebabem. Jeśli porównać to z czasami rzymskimi, kiedy to niewolnicy byli rozrywką dla osób ulokowanych wyżej, to mamy faktycznie odwrócenie ról. Ludzie ulokowani wyżej w pozarekonstrukcyjnym życiu, klasa średnia, robią przedstawienie dla osób z klas niższych.

Może dlatego część takich imprez obywa się bez publiczności?

Trudno się dziwić. Wśród rekonstruktorów jest duży potencjał wspólnotowego spędzania czasu, duża część osób szuka tam znajomych, przyjaciół, dziewczyny (choć częściej chłopaka).

Są dziewczyny?

Coraz więcej. Spotykaliśmy wykształcone kobiety, na przykład po studiach archeologicznych, historycznych czy akademiach sztuki, które oficjalnie mówiły, że przyjeżdżają, żeby przez trzy miesiące nie uczestniczyć w wyścigu szczurów dla kobiet, żeby nie brać udziału w żadnej dyktowanej przez media i pracę emancypacji, żeby sobie poszyć skarpety albo przygotować strawę dla dzielnego wojna. Uciekają od świata, który je zmusza do konkurencyjności.

Ale pewnie mają świadomość grania roli. Czy to nie jest coś w rodzaju zabaw seksualnych, jak BDSM?

Może BDSM to przesada, ale w rekonstrukcji w ogóle jest dużo fetyszyzacji. Nie tylko po stronie kobiet. Kobiety są w tych ruchu w dużej mierze odpowiedzialne za odrodzenie hand made’u. To one są rzemieślniczkami, szyją buty czy stroje, produkują rozmaite rzeczy, które są potem sprzedawane. Mężczyźni z kolei fetyszyzują broń. Oczywiście osoby wykształcone nie powiedzą badaczowi wprost, że jarają ich miecze i ścinanie głów albo SS-mański mundur i ta estetyka. Ale często jest to główna motywacja, którą widać na zdjęciach i słychać w ich opowieściach. Piękno wojennej maszynerii ich przyciąga. Przy czym mówią o tym w taki sposób, żeby kwestię fetyszyzacji załagodzić.

Dla kobiet to jest trochę taki powrót do starych, dobrych czasów patriarchatu, ucieczka w czasie i rodzaj gry. Pewnie, że wszystkie mają świadomość, iż pierwsze, co zrobią po powrocie, to będzie prysznic (i za nim tęsknią) oraz powrót do roli, gdzie muszą być obywatelką, a nie kobietą średniowieczną, ale rola kobiety średniowiecznej im się podoba. Leczą w ten sposób jakieś bóle codzienności.

W książce Puszczalscy z zasadami pojawia się rada dla potencjalnych puszczalskich: „Nawiąż kontakt ze Society for Creative Anachronism albo innymi grupami zajmującymi się rekonstrukcjami historycznymi”. Czy w Polsce również można wśród rekonstruktorów znaleźć przypadki alternatywnej etyki seksualnej?

Specyfika polskiego ruchu jest taka, że są w nim przede wszystkim mężczyźni, którzy, owszem, często leczą rozmaite kłopoty pozarekonstrukcyjne. Jeśli jest się urzędnikiem na niskim stanowisku, to siłą rzeczy nie ma się groupies. Bycie rycerzem to jakiś sposób, żeby wzbudzić zainteresowanie, pokazać się na rynku matrymonialnym czy seksualnym. Tylko że dotąd przeważnie nie było komu się pokazywać. Dopiero od niedawna wciągane, czy, jak mówią rekonstruktorzy, „rekrutowane” są kobiety. Mobilizuje się żony czy partnerki.

Zjazdy rekonstruktorów to są zjazdy rodzinne. Nie ma tam śladów subkultury, o której pan mówi – jedynie odtwarzanie życia rodzinnego w średniowiecznej dekoracji. Jest to raczej oaza mieszczańskości i seksualnej świętości. Być może jakieś dzieci są tam produkowane, ale tego akurat nie badaliśmy (śmiech). W końcu coś trzeba robić przez trzy miesiące latem pod namiotami.

Gdybym miał intuicyjnie na coś wskazać, to na podobieństwo do innych zamkniętych rynków matrymonialnych, takich choćby jak ruch oazowy. Nie jest dla socjologów tajemnicą, że duża część motywacji do działania w ruchu oazowym bierze się stąd, że można tam spotkać „swoją” i „swojego”. Z jednej strony upubliczniany katolicyzm, a z drugiej ludzie po prostu poszukują podobnych sobie partnerów.

Rekonstrukcje historyczne są wyjątkowo popularne w Polsce i Stanach, gdzie indziej chyba nie tak bardzo.

Skandynawia też jest oazą rekonstrukcji. W USA z kolei ma to zupełnie inny wymiar niż w Polsce. W wojnę secesyjną bawią się tam elity. Jeśli klasa średnia – to wyższa. Porządne konserwatywne uczelnie raz do roku muszą odtworzyć jakąś bitwę.

Biją się republikanie z demokratami? Abolicjoniści i zwolennicy niewolnictwa?

W pewnym sensie tak. To naprawdę zabawa elit. U nas jest to sposób spędzania czasu wolnego przez klasę średnią, której już nie chce się siedzieć przez telewizorem i ucieka od grilla.

A jaka jest skala tego zjawiska?

Próbowaliśmy to szacować. Pytaliśmy ekspertów, szacowaliśmy liczbę imprez i grup rekonstrukcyjnych w poszczególnych miastach. Jeśli miasto jest duże, to jest ich przynajmniej kilkadziesiąt. Samych rekonstruktorów jest z pewnością kilkadziesiąt tysięcy w Polsce. Jeśli dodamy zainteresowanych, którzy jeżdżą z imprezy na imprezę, oraz publiczność oczekującą rycerskich show, to latem bierze udział w rekonstrukcjach nawet kilkaset tysięcy ludzi. To wcale nie jest społeczna nisza.

Więcej ludzi niż w Wojsku Polskim.

O, z pewnością! Zawodowych żołnierzy jest mniej niż osób zainteresowanych rekonstrukcją. To też czegoś dowodzi. Dlaczego harcerstwo jest tak obecne w ruchu rekonstrukcyjnym? Mamy tu do czynienia z zaspokojeniem pewnych istotnych męskich pragnień. Jeśli faceci nie mogą iść do wojska, czy nie idą do wojska, bo nie ma poboru, organizują sobie alternatywną zabawę w wojsko (przy czym nikt z nich nie nazwie tego zabawą). Przypominam sobie jeden z kryminałów Borysa Akunina, w którym pisze, że w dowolnych czasach w dowolnym społeczeństwie zawsze jest grupa mężczyzn, którzy spełniają się w tym, że dostaną mundur z pięknymi galonami, cudnymi guzikami, będzie im można za zasługi poprzypinać ordery i wtedy dopiero żyją. Po prostu muszą przez jakiś czas pochodzić w mundurze, bo ma to dla nich znaczenie formacyjne.

Rekonstruktorzy w sposób najzupełniej świadomy do tego dążą. Nie ma munduru i armii w życiu rzeczywistym, a jakoś muszę się uporządkować. Jest dryl, którego nie ma w rozrelatywizowanym życiu pozarekonstrukcyjnym, jest hierarchia, która w realu przybiera jakieś patologiczne korporacyjne oblicze, są stare wartości zamiast postmodernistycznego nie-wiadomo-czego, no i jest broń i wspaniały mundur, zostanę zatem rekonstruktorem.

W liceum miałem znajomych, którzy grali w RPG-ie, czytali sagę George’a R.R. Martina i organizowali uczty w stylu tej książki. Trochę to mi się kłóci z obrazem wyłaniającym się z przygotowanego przez pana raportu. Teraz już takie rzeczy się nie dzieją?

Zajęliśmy się historycznym ruchem rekonstrukcyjnym (reenactment), czyli tylko tymi, którzy odtwarzają wydarzenia, które faktycznie miały kiedyś miejsce. To, o czym pan mówi, jest oczywiście częste. Bardzo wielu ludzi w bractwach średniowiecznych czy grupach wikingów trafia tam via LARP, czyli poprzez gry strategiczne odgrywane w rzeczywistej przestrzeni, albo ze środowiska wielbicieli fantasy. Od fantasy do grup rekonstrukcyjnych zajmujących się wczesnym średniowieczem jest bardzo bliska droga. Często ludzie, którzy czytają tego typu sagi, chcą to potem jakoś wcielić w życie. Nie potrafię tu podać konkretnych liczb, ale niewiele się pomylę, jeśli powiem, że trudno byłoby znaleźć w grupach rekonstrukcyjnych odtwarzających średniowiecze ludzi, którzy nie czytają fantasy.

Ale tu brak historii alternatywnych. Pisze pan, że „nie zdarza się rekonstruowanie nieodbytych wydarzeń”.

To jedna z metadyrektyw polskiego ruchu rekonstrukcyjnego: uczestnicy starają się odtwarzać to, co rzeczywiście się wydarzyło. Jednocześnie doskonale wiedzą – jak mówiłem, z reguły jest to dobrze wykształcona lub ciągle się kształcąca klasa średnia – że odtwarzane wydarzenia historyczne niekoniecznie musiały wyglądać podręcznikowo. Wiedzą, że historia to domena akademickich konstrukcji. Spierają się zatem, jak dane zdarzenie wyglądało, w co rzeczywiście byli wtedy ludzie ubrani. Czytają grubaśne i trudne książki, fachowe czasopisma i jakoś konstruują tę historyczną przestrzeń.

Z pewnością nie robią czegoś, co złośliwie określają mianem „czeskiej rekonstrukcji”, czyli nie odtwarzają nie-wydarzeń. Takim nie-wydarzeniem była na przykład obrona wojsk czeskich przed wojskami niemieckimi u progu drugiej wojny światowej, stąd ta metaforyka. Jest jednak spora grupa rekonstruktorów bawiących się w światy najzupełniej fikcyjne, których nie badaliśmy. Są na przykład rekonstruktorzy Gwiezdnych wojen, mają rokrocznie zloty. Traktują to zajęcie z taką samą śmiertelną powagą jak rekonstruktorzy historyczni odbyte dawno temu bitwy. Są poprzebierani z całym dobrodziejstwem inwentarza. Mają szyte na miarę, na przykład przez wyspecjalizowane amerykańskie firmy, stroje rycerzy Jedi. Widać u nich tę samą dbałość rekonstrukcyjną, która jest zresztą w polskim ruchu rekonstrukcyjnym wyrazem szacunku dla przeszłości.

Historia jest dla tych ludzi namacalna i prawdziwa. I nie przeszkadza, że polski ruch rekonstrukcyjny bierze początek na przykład od oglądania Bravehearta – 1995 rok, Mel Gibson w kilcie. Chłopaki (i rzadziej dziewczyny) starają się wtedy odtworzyć rzeczywistość filmową. Zaczyna się od fascynacji obrazami pop, prezentującymi historię w wybranym kawałeczku, a kończy na w pełni zinstytucjonalizowanym ruchu, angażującym potężne prywatne środki, lokującym się z dala od sfery pop.

Z jednej strony mamy więc śmiertelną powagę i nawet bielizna musi być historyczna. Splunięcie w stronę polskiego munduru 11 listopada (który ostatecznie okazał się mundurem napoleońskim) urosło do wielkiej afery. A z drugiej – to przecież zabawa.

Eee, przesada z tą bielizną. Niektórzy są koszerni do bólu i nawet kalesony mają z epoki, ale większość rekonstruktorów taka postawa śmieszy. Czego nie widać, tego sercu nie żal. A jeśli chodzi o powagę, to jest tu wiele nurtów. Ruch rekonstrukcyjny to żaden monolit. Ludzie o jednoznacznie bądź umiarkowanie narodowo-prawicowych poglądach politycznych częściej występują w grupach rekonstrukcyjnych zajmujących się II wojną światową, najczęściej Powstaniem Warszawskim. Tam też zresztą najwięcej jest harcerzy. I jeśli politycy prawicowi przypinają się do polskiego ruchu rekonstrukcyjnego, to przypinają się wyłącznie do jednej, wcale nie najliczniejszej jego części.

Częściej niż motywacje hurra-narodowo-patriotyczne pojawiają się u polskich rekonstruktorów motywacje biorące się z miłości do lokalnej ojczyzny. Większość ruchu rekonstrukcyjnego jest zupełnie apolityczna, to zabawa oderwana od motywacji patriotycznych. Mało tego, wczesne średniowiecze, Słowianie, wikingowie – to robią w większości ludzie antyklerykalni i przeciwni bogoojczyźnianej retoryce. Jeśli mówią o jakiejkolwiek polskości, to o tej sprzed tysiąca lat, czyli de facto pansłowiańskości. Odwołują się do bóstw z panteonu politeistycznego. Zamiast ślubu katolickiego mają śwadźbę. Nijak ich się nie da przykleić do ultrakatolickiej prawicy.

W Warszawie te proporcje mogą się wydawać inne ze względu na obecność muzeum Powstania Warszawskiego. Wokół muzeum skupiła się spora część ruchów rekonstrukcyjnych związanych z II wojną światową. Ale to nie jest cała Polska, wystarczy wyjechać za Janki albo Łomianki. To naprawdę zabawne, kiedy prawica uważa, że rekonstrukcje to jej domena, a ludzie się w nią bawiący to młodzi hiperpatrioci.

A jeśli ktoś założy swastykę?

Bywa, że jest brutalnie zrywana. Jest pewna grupa ludzi w Polsce, którzy przebierają się w mundury formacji SS, ewidentnie zbrodniczych, ale przy tym eliminują całą symbolikę faszystowską, również dlatego, że jest to nielegalne. Rekonstruktorzy nie chcą łamać prawa i nie chcą interwencji policji, przez co bardzo skutecznie sami wyłapują tych, którzy łamią zasady.

W Gierłożu było bodajże dwóch takich z piwem w ręku i swastyką na ręku. Bardzo szybko ich spacyfikowano, a swastyki w przepychankach pozrywano. Jednocześnie podczas tej samej imprezy – Walkirii – przebrany za esesmana człowiek wykrzykiwał dowcipy o Żydach idących do gazu. Stał w skórzanym SS-mańskim płaszczu i wymachiwał pejczem. Śpiewał faszystowskie piosenki. Dawał się fotografować za pięć złotych wszystkim chętnym. I jako że nie miał swastyki, nie robiono mu specjalnych przeszkód. Ta zatem część działań rekonstrukcyjnych bywa mocno dwuznaczna.

Ci, z którymi rozmawialiśmy, mówili wyraźnie, że odcinają się od ideologii faszystowskiej; że wiedzą dokładnie, jak to wyglądało, ale w ramach konkretnych rekonstrukcji muszą odegrać taką rolę, więc ją odgrywają. Bardzo często mają kilka minimów mundurowych. Ten sam człowiek, który przebiera się za SS-mana, ma też mundur warszawskiego powstańca. One zresztą są dosyć kompatybilne, powstańcy zdobywali przecież i przerabiali elementy niemieckiego munduru i wyposażenia. Ale ma też w szafie mundur żołnierza radzieckiego z II wojny światowej, który „wyzwalał” te tereny.

Ale jeśli chodzi o incydent z rekonstruktorami 11 listopada 2011 roku, to okazało się, że jeden z nich działał w ONR-ze.

Bywają i tacy. Większość tych, którzy przechodzą z harcerstw i odtwarzają Powstanie Warszawskie, ma poważne patriotyczne motywacje. Chcieliby na przykład szerzenia wiedzy o zdobyczach społecznych i technicznych Polski przedwojennej, o tym, że wybudowano Gdynię, że wysiłkiem narodu udało się coś wielce pozytywnego zrobić.

Pewnie, że są między nimi także i tacy, u których patriotyzm zamienia się w nacjonalizm. Ale to mniejszość. Robią ruchowi rekonstrukcyjnemu złą prasę. Dlatego zresztą ci tęskniący za hakenkreuzami albo ci gloryfikujący ksenofobicznie naród polski są z ruchu usuwani. Albo w ogóle się ich nie przyjmuje, bo do grup rekonstrukcyjnych niełatwo się dostać. Na wejściu eliminuje się ludzi ze specyficznymi deficytami psychicznymi albo tych, którzy mają za bardzo ideologiczne zacięcie. Polityka jest w ruchu niemile widziana.

I to zdaje się na różnych poziomach. Z waszego raportu wynika, że rekonstruktorzy – nawet ci o nastawieniu patriotycznym – często czują się wykorzystywani przez polityków i odżegnują się od polityki partyjnej. Uwiera ich obecność różnych dygnitarzy czy politycznych celebrytów.

Przede wszystkim chodzi o to, że na wszelkich imprezach rekonstrukcyjnych politycy różnej maści są najważniejszymi personami. To dla nich buduje się specjalne podesty, to oni mają najwięcej czasu na wygłoszenie swoich oracji. Grunwald się tu kłania: PSL produkuje specjalne butelki z wodą ze swoim logo i rozdaje je wśród rekonstruktorów i publiczności. Na komercyjną imprezę rekonstrukcyjną przyjeżdża kilkadziesiąt tysięcy ludzi, czyli tyle, ile na koncert gwiazdy typu U2.

Jeśli jestem rekonstruktorem i widzę, że politycy używają mnie jako promocyjnego zasobu, jakiejś maszyny do podkreślania politycznego komunikatu, to się denerwuję. Rekonstruktorzy nienawidzą być traktowani jako zasób, jak przedmiot. I to widać we wszelkich grupach rekonstrukcyjnych, od tych hurapatriotycznych po te na poły fantastyczne. Poza tym uczestnictwo w imprezach rekonstrukcyjnych polityków z poziomu samorządowego zazwyczaj oznacza jakieś lokalne niesnaski i konflikty o pieniądze, co psuje zabawę i bywa przyczyną banalnych kłopotów, na przykład ze zwrotem kosztów rekonstruktorom.

Czy cały ten ruch to nie jest jakiś wyraz poczucia schyłkowości? W obliczu kryzysów finansowych i możliwości zawalenia się świata, jaki znamy, wracamy do korzeni i uczymy się piec chleb albo polować?

Ciekawa teza. Biorąc pod uwagę niemałe umiejętności rekonstruktorów, wielu z nich poradziłoby sobie, gdyby zdarzyła się jakaś katastrofa, albo na dwa tygodnie wyłączono by prąd. Wiedzieliby, co robić. Choć nie jestem pewien, czy zamordowaliby zwierzątko do jedzenia. Catering na imprezach często zapewniają organizatorzy (śmiech). Obowiązuje składka obozowa, za którą jadą do najbliższej Biedronki kupić prowiant. Nie urządzają polowań, bo prawo na to nie pozwala, ale bronią z pewnością potrafią znakomicie się posługiwać.

Ale też piwo warzyć czy robić ser.

Owszem. I ci, którzy warzą i pieką, zapewne poradziliby sobie najlepiej. Cała reszta nieszczególnie. Nie mam pojęcia, czy panuje pośród nich poczucie schyłkowości, ale wiem, że odczuwają dzisiejszość jako cholernie nieestetyczną. Uważają, że jest nieładnie i że zmierzamy do jakiejś ściany. Bo zestaw obowiązujących w realu wartości jakiś taki rozklekotany, tysiące estetyk się ze sobą gryzie. Ta wymyślona i skonstruowana przez nich estetyka historyczna jest po prostu ładniejsza. Świat w rekonstrukcji jest poukładany. To dlatego gloryfikują przeszłość, przesadzają z jej uwielbieniem. Nie dostrzegają tego, co było w tej przeszłości zdecydowanie nieprzyjemne.

To trochę takie spijanie śmietanki: pobijemy się, ale nikt nie zginie, a jak coś się komuś stanie, to pojedziemy na pogotowie.

Tak, trochę jak w grze komputerowej. Choć kiedy pytaliśmy na przykład o patriarchalne traktowanie kobiet, to duża część rekonstruktorów odpowiadała tak: wie pan, nie da się już wrócić do świata, w którym kobieta siedziała w domu, nie miała nic do gadania, a pan i władca wojował. Nie da się już odtworzyć wszystkiego."

*Tomasz Szlendak - socjolog, kierownik Zakładu Badań Kultury na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika


http://www.krytykapolityczna.pl/Wywiady/SzlendakRekonstruktorzyczyliklasasredniauciekaodgrilla/menuid-77.html

w.g. mnie wywiad mocno tendencyjny i ubrany w wybiórcze przykłady, dodatkowo nie skomentuję wyrażania się per klasy społeczne" (ktoś tu chyba za dużo marksa czytał).

Jakie są wasze zdania na temat wywiadu i zawartych w nim rewelacji?

mnie najbardziej rozbawił cytat:
Kiedy jadą na imprezę i z całą pieczołowitością odtwarzają jakąś bitwę czy wydarzenie, stykają się z publicznością, z klasą ludową, którą – kiedy są już bardzo zniechęceni albo czują się niezrozumiani – nazywają „bydłem”."

Czyli jak rozumiem, na imprezy w formie przychodzi wyłącznie lud pracujący miast i wsi", a rekonstruktorzy mają gdzieś" ludzi, których chcą edukować, jednocześnie jak to określił socjolog używający języka rodem z prl - dyskryminują klasę ludową"..

Ręce, nogi i głowy opadają..
Czekam na Wasze opinie na temat arcyciekawego wywiadu, zapewne obrażającego wiele osób ze środowiska rekonstruktorów poprzez uogólnienia i tendencyjne zwroty..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...a czego sie Kolega spodziewał po krytyce politycznej ? goscie z tej organizacji nadal nie zauwazyli ze komuna sie dawno skonczyła, a jako oferta polityczna jest kompletnie nieatrakcyjna dla nikogo, natomiast oni nadal z uporem maniaka widza tylko klasy społeczne, ich walke, lud pracujacy miast i wsi", oraz ubolewaja nad militaryzacją, czyli wynikało by z tego ze boją sie rekonstruktorów, bo ci nie dośc ze niepodzielaja ich przekonań, to na dodatek potrafia sie doskonale poslugiwac bronią" ;-))))))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Być może pan profesor jest nieco oderwany od rzeczywistości pewnie siedzi na tym uniwerku od zawsze i jest to jego punkt widzenia dotyczący zjawiska jakim jest rekonstrukcja historyczna. Trzeba pana profesora zrozumieć on żyje w innym świecie ;) gdyby mu się nagle urwała ciepła posadka i zderzył by się z realnym życiem było by to porównywalne z uderzeniem w betonowa ścianę przy 100 na godzinę. Ale puki co zarabia zapewne nieźle - nie przepracowuje się ( brudna robota jest dla doktorantów) i za konkretne pieniążki prowadzi badania socjologiczne i publikuje swoje teorie z sufitu albo kosmosu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chociaż ma również nieco racji - część imprez to typowe imprezy jarmarczne z budką z piwem i frytami . Przemawia jakaś ważna gadająca głowa ,a sami rekonstruktorzy są traktowani jak reklama lub kuglarze mający ściągnąć tłumek który wysłucha litanii jaki pan minister,burmistrz ,sołtys itp. jest wspaniały jaką reprezentuje opcję polityczną i jak trzeba mu niesamowicie podziękować za starania i zorganizowanie tych igrzysk - tylko czy tego typu imprezy można nazwać rekonstrukcjami historycznymi to sąraczej festyny piwne :(.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panie i Panowie- doceńcie, że profesorski podmiot liryczny nie tylko jest człowiekiem renesansu ( vide wielkość zainteresowań naukowych- ainteresowania: psychologia ewolucyjna, kognitywistyka, socjoantropologia relacji płciowych, socjologia rodziny, socjologia wychowania, socjologia młodzieży, socjologia kultury, socjologia konsumpcji, teorie nauk społecznych, socjologia jakościowa." )*, ale i kryminal napisał Leven"* między artykułami do GW czy Focusa*...


* http://pl.wikipedia.org/wiki/Tomasz_Szlendak


Bada przemiany obyczajów w kulturze zachodniej, przemiany w kulturze, zwłaszcza kulturze polskiej oraz biospołeczne uwarunkowania życia seksualnego. Zajmuje się badaniami foresightowymi i śledzeniem trendów. W polu jego zainteresowań naukowych znajdują się też psychologia ewolucyjna, socjoantropologia relacji płciowych i socjologia konsumpcji."

http://www.soc.umk.pl/pracownicy/item/87-dr-hab-tomasz-szlendak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przypomina mi się żart o Stalinie

Konkurs na pomnik Puszkina:
III nagroda - Puszkin czyta dzieła Stalina
II nagroda - Stalin czyta dzieła Puszkina
I nagroda - Stalin czyta dzieła Stalina
..............................................
III Rekonstrukcja
II Rekonstrukcja + jarmark
I Jarmark
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakie pismo, taki naukowiec. Kliniczny przypadek zawodowego skrzywienia perspektywy, co w tym przypadku znaczy: wszystko mu się z d*** kojarzy.
W dodatku w jednym zdaniu ten obywatel, że ludzie trafiają do rekonstrukcji, żeby znaleźć kobitę, a dwa zdania potem, że kobiety pojawiają się w rekonstrukcji od niedawna i przeważnie wciągane przez swoich chłopów.

[Rekonstrukcje historyczne są wyjątkowo popularne w Polsce i Stanach, gdzie indziej chyba nie tak bardzo.]

no żesz... jak się naukawo (bo naukowo to za mocno powiedziane) zajmuje jakimś zjawiskiem ogólnoświatowym, to mógłby się wgryźć w temat na tyle, żeby w takiej sprawie wiedzieć coś na pewno, a nie chyba"...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 ciekawostki z artykułu :)

cyt (Są dziewczyny?

Coraz więcej. Spotykaliśmy wykształcone kobiety, na przykład po studiach archeologicznych, historycznych czy akademiach sztuki, które oficjalnie mówiły, że przyjeżdżają, żeby przez trzy miesiące nie uczestniczyć w wyścigu szczurów dla kobiet,

- kilka linijek dalej

Specyfika polskiego ruchu jest taka, że są w nim przede wszystkim mężczyźni)


To są te panie czy ich nie ma ? bo autor mota się

Dodatkowo zabiły mnie te 3 miesiące pod namiotem z cała rodziną na wypadzie rekonstrukcyjnym - nie słyszałem o 3 miesięcznym urlopie maksymalny to 26 dni plus ustawowe soboty i niedziele wychodzi nieco ponad 30 dni urlopu -no chyba że ktoś jest bezrobotny
,ale raczej wtedy takiego (bezrobotnego przedstawiciela klasy średniej) nie stać na trzy miesiące siedzenia z rodziną pod namiotem bo według autora cyt. (Zjazdy rekonstruktorów to są zjazdy rodzinne.)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ja... Przeczytałem. Ten język w początkowej części wywiadu zderzenie klasowe", klasa ludowa" sam brzmi jak rekonstrukcja z lat głębokiego PRL. W mojej ocenie artykuł jednak ciekawy i nie traktujący rekonstruktorów jednoznacznie źle, chyba że nie zrozumiałem jego przekazu. Nie doszukałem się treści typu rekonstruktor=faszysta. Powiem też szczerze, że nigdy nie rozpatrywałem rekonstrukcji jako alternatywnej etyki seksualnej":)

Dla ambitnych polecam też bardzo ciekawy wywiad propos naszego hobby. Jest socjologicznie, profesorsko a zatem mądrze i chyba trochę inaczej ujmuje się tematy poruszone w artykule z KP:

http://www.polskieradio.pl/8/2222/Artykul/675565,Powrot-do-przeszlosci-To-mozliwe
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To chyba ten człowiek napisał kiedyś w 'GW':

Patriotyzm jest jak rasizm."

Patriotyzm nie ma żadnego uzasadnienia moralnego - jest zbędnym reliktem przeszłości, pozostałością po czasach, gdy hordy plemienne wiodły wojny o terytorium, żywność i kobiety."

Czy trzeba komentować ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Społeczeństwo powinno czytać, powinno się go zachęcać do czytania wszystkiego , nawet bzdur, tylko takie społeczeństwo nie będzie ydłem".

Co do wywiadu to mam mieszane uczucia, w wielu punktach, p. Profesor ma sporo racji i całkiem trafnie sportretował środowisko rekonstrukcyjne, z drugiej strony w wielu punktach p...li straszliwe farmazony :D Co do tez zawartych w jego badaniu odnosze wrazenie ze większość badań przeprowadzał na ruchu rekonstrukcji dawnej" czyli średniowiecze-napoleoniada ( bez urazy dla tych nurtów rekonstrukcji), to da się zauważyć. Co do kwiatków takich jak klasy społeczne" i dywagacje o stosunkach patrialchalnych" itp to trzeba zauwazyc ze p. Profesor jest socjologiem i jako taki pod wpływem zboczeń swojego zawodu uzywa niekoniecznie potocznych określeń na opisanie prostych zjawisk. W mojej opini jak na wywiad przeprowadzony przez Krytyke Polityczna" , która z zasady zieje nienawiścia do ruchu rekonstrukcji , ten jest naprawdę wyważony i nie liczac kilku prób podkręcenia" przez prowadzącego w miarę obiektywny.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ano zieją nienawiscią bo im w zeszlym roku rekonstruktorzy strzał w stopę ułatwili, pojawiając pod ich" lokalem jak filip z konopiów, bo gdyby maszerowali inna droga to niemiaszki niemusiały by pluc i latać z pałami.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

puma, bydłem nie będzie dopiero wtedy jak się te bzdury nauczy odróżniać od prawdy.

à propos artykułu:
Rekonstruktorzy, czyli klasa średnia ucieka od grilla "

a co jeśli robi się grilla na rekonstrukcji?
wtedy ucieka się od klasy średniej?" :-)

Nie myślałem że są jeszcze ludzie, którzy nie odrośli od marksa i jego syntez, ale mogłem się mylić..

ps. ataka, w tym roku zapewne niemców przyjedzie 10x więcej aby pokojowo" walczyć z polską przemocą" defiladową ;-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie ciekawe spostrzeżenie odnośnie zamiłowania do broni. Każdy może powiedzieć, że nie ciągnie go do broni, tylko chce kultywować pewne wartości, ale chyba nie ma osoby, która by się nie podniecała garandowym dzyń" ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no, albo mauserowskim cyk-cyk-cyk-cyk". Ja tam jaram się także bagnetami :)))

Niemniej nie zmienia to faktu że artykuł jest bzdurny - p.Profesorek całkowicie miesza pojęcia i myli podstawowe rzeczy.

Czym innym jest rekonstrukcja żołnierza z II wojny światowej, czym innym jest rekonstrukcja rycerza spod Grunwaldu!!!!! Zupełnie innymi prawami rządzi się rekonstrukcja średniowieczna" od np. apoleońskiej" czy tej II-go wojennej". Są też grupy które odtwarzają rzymskich legionistów... I w każdej z tych rekonstrukcji jest zupełnie inna rola kobiety... A On wszystko rzuca do jednego worka!!!!!
I w życiu nie słyszałem o tych orgiach sexualnych które to podobno w namiotach mają miejsce... nie wiem, może rycerze współżyją ze swoimi koleżankami na rekonstrukcji, ale ja o czymś takim nigdy nie słyszałem.

Protestuję też przeciwko takim sformułowaniom jak klasa społeczna", czy ydło". W rekonstrukcji uczestniczę już 6 lat i w życiu nie słyszałem aby ktoś powiedział na ludzi którzy przychodzą popatrzeć na inscenizację że to ydło" albo ludzie z nizin społecznych" czy iedota z miasteczek i wsi która przyszła popatrzeć na reko-igrzyska".......
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam wrazenie ze opcja światopoglądowa doc jednostronnie determinuje aparat poznawczy pana psora ;-)) ... czyli broń, militaria, mundury czyli szalejacy militaryzm, ewentualnie poejrzane praktyki seksualne ;-)))....dowcip jednakże polega na tym ze aby jarac sie bronia w realu wcale nie trzeba sie bawić w reko ( akurat w reko uzytkowy kontakt z bronia jest dosc mocno ograniczony), wystarczy byc strzelem sportowym, kolekcjonerem ...w ostateczności mysliwym ..... natomiast zeby sie jarać mundurami, walką, kopem jaki daje adrenalina i cala ta otoczką tez nie trzeba być rekonstruktorem bo sa na przykład zabawy rownie albo i nawet bardziej dynamiczne od rekonstrukcji i dajace naprawde konktetna frajde np strzelanki typu ASG czy paintball, chyba ze ktos lubi obcowac statycznie to wystarczy oddawac sie na ten przykład kolekcjonerstwu militariów.
Do autora tego raportu nie dociera jak widze ( a raczej czytam) ze za rekonstrukcją stoi cos wiecej nic jaranie sie bronia, mundurami, musztra itp , a to coś mozna nawet momentami zdefiniować jako rodzaj archeologii eksperymantalnej ( wiem - duze słowo ;-)))) albo zwycząjna chęć przezycia namiastki tego o czym czytalo sie w ksiazkach czy wspomnieniach, proby namacalnego doswiadczenia ( choc sila rzeczy bedaego namiastką) tego co czuli własciciele artefaktow wiszacych sobie teraz w ciszy i spokoju na naszych scianach czy leżacych w gablotkach. Mysle ze chyba nie jest przypadkiem ze w/g moich obserwacji wiekszosc osób interesujacych sie rekonstrukcją I czy II wojenną ( o innych epokach nie mam wiedzy) trafia do tego hobby poprzez wczesniejsze, czesto długoletnie kolekcjonowanie militariów, badz modelarstwo ( badz oba te hobby naraz)...no ale żeby zobaczyc w rekonstrukcji cos więcej niz schyłkowość czy prymitywny kult przemocy, to trzeba sie wyzwolić z okowów walki klas i socjologii skażonej marksizmem.

P.S. Qrde .... rekonstrukcje, jak tu czytam kipią seksem i rozpustą .... a ja tak rzadko ( i krótko) bywam ...oj chyba trzeba będzie ten niewątpliwy błąd naprawić w przyszłości ;-))))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ bounty , żeby odróżnić musi przeczytać i to i to.

O rekonstrukcjach rycerskich słyszałem to i owo ze źródeł operacyjnych (dawna kochanko-sympatia) i można powiedzieć że w kwestii niejakiej rozwiązłości coś jest na rzeczy. Szczególnie powiedziałbym w rejonach wczesno-słowiańsko-wikingowo-pruskich. Nie sa to może orgie i ekscesy na miarę happeningów Kaliguli ale swoboda obyczajowa jest na poziomie moim zdaniem wyraźnie powyżej średniej krajowej :D :D. Oczywiście daleki jestem od stwierdzenia ze wszystkie grupy rekonstrukcji dawnej to świntuchy :D :D uwagi moje odnoszą się do konkretnej grupy (kilku grup?? nie jestem pewien jak to było zorganizowane :( ) o której miałem okazje słyszeć. Raczej traktowałbym te informację jako plotki :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BTW akurat jeżeli chodzi o pojęcie Klasa społeczna" to czy się komuś to podoba czy nie to w tym brzmieniu u p. Szlendaka nie jest to efekt marksizmu czy leninizmu :D :D Pojęcia klasa wyższa-niższa-średnia" wprowadził do socjologii Wilam Warner i w swoim podziale pominął całkowicie konflikt i walkę klas co było nieodłączną częścią podziału wg Karola Marksa.
Chociaż z drugiej strony W.W urodził się w REDlands ,czyli na pewno był komunistą :D :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na moje to pan prof. pieprzy jak potłuczony. Jego wiedza jest powierzchowna, zdobyta podczas krótkiej bytności na Grunwaldzie, do którego ciagle nawiązuje (wiem co mówię, kilka razy zdarzyło mi się tam bywać jako rekonstruktor). odwiedził też o ile się nie mylę Wolin- ale na krótko. Rekonstruktorów innych epok widział chyba tylko jako przypadkowy widz.

Zgadzam się z Argonautą że rekokoko to rodzaj archeologii eksperymentalnej a patrząc na akademickie grupy archeologii eksperymentalnej to wręcz bardzo zaawansowany rodzaj archeologii eksperymentalnej...

Wypisałem kilka perełek z tekstu, które są głupie jak tapeta w motylki;

Jednocześnie podczas tej samej imprezy – Walkirii – przebrany za esesmana człowiek wykrzykiwał dowcipy o Żydach idących do gazu. Stał w skórzanym SS-mańskim płaszczu i wymachiwał pejczem"

- Jak widac psor nie potrafi odróżnić przebierańców od rekonstruktorów a legend miejskich od rzeczywistości

Jest pewna grupa ludzi w Polsce, którzy przebierają się w mundury formacji SS, ewidentnie zbrodniczych, ale przy tym eliminują całą symbolikę faszystowską, również dlatego, że jest to nielegalne"

-Normalnie perełka potęznej wiedzy psora. Jak widac tutł naukowy nie zabezpiecza przed gadaniem bzdur...

Ta wymyślona i skonstruowana przez nich estetyka historyczna jest po prostu ładniejsza. Świat w rekonstrukcji jest poukładany. To dlatego gloryfikują przeszłość, przesadzają z jej uwielbieniem. Nie dostrzegają tego, co było w tej przeszłości zdecydowanie nieprzyjemne."

- Najwyraźniej według psora jesteśmy delikatnie mówiąc oderwani od rzeczywistości i na bakier z historią. Według moich obserwacji wielu archeologów i historyków mogłoby sporo zyskać na rozmowie z niektórymi rekonstruktorami, których wiedza na temat odtwarzanej epoki jest mniej powierzchowna niż tych utytułowanych głów.

Gdybym miał intuicyjnie na coś wskazać, to na podobieństwo do innych zamkniętych rynków matrymonialnych, takich choćby jak ruch oazowy"

- Z taką intuicją to psor daleko nie zajdzie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A może sam artykuł i badania były spłodzone na zamówienie w tzw, celach czysto zarobkowych? Czyli krótko mówiąc wyprodukował kolejną niby naukową chałturę . Wyszedł z założenia ,że i tak 90 % społeczeństwa nie zrozumie tych złotych myśli :) i to co napisał weźmie za 100% prawdę popartą długim rzetelnymi badaniami.
Jedno się liczy ma kolejna publikację na koncie. Przypomina mi to odrobinę horoskopy z pewnej gazety - pisał je za karę ten kto się akurat spóźnił do pracy -a byli tacy którzy czytali te bzdury i święcie w nie wierzyli :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie