Skocz do zawartości

Absurdy PRL-u cz. I


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 361
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
W sumie absurdem były sklepy dla obywateli innej klasy, czyli tych którzy mieli dojście do dewiz, mimo, że co pewien czas dewizy typu dolary czy marki były w PRL-u teoretycznie zakazane (konta dewizowe zamrożone, posiadanie dewiz zabronione). Więc na ulicy szaro, a tu nagle oaza wolności czyli sklep pt. Pewex czy Baltona i wśrodku pełen zachód, czekolady, zachodnie trunki, dżinsy typu Lee albo Levis, czyli jednym słowem wywrotowcy i dekadencja.

Oczywiscie obywatelami lepszej klasy była też władza ludowa i dla nich były osobne sklepy (nie dewizowe) gdzie się w kolejkach nie stało bo zawsze tam coś było jeżeli się odpowiednią legitymacje miało.

Co do dolarów, zawsze je można było kupić po wygórowaniej cenie u tak zwanych koników lub cinkciarzy, ewnetualnie zwanych królikami (potem się okazało, że duża cześć z nich w jakimś tam stopniu wspópracowała z władzami).
Jeżeli się więc przeciętnemu szaraczkowi coś z Pewexsu zachciało i takiego biznesmieta co dewizami obracał nie znało, to się szło do najblizszego postoju taksówek i zadawało się nastepujące pytanie: Czy nie zna pan jakiegoś królika który dziś sałatą chandluje?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początku lat 80-tych kiedy śmigalem do podstawówki w papierniczym były takie fajowe linijki w kształcie trójkąta z tabliczką mnożenia,kupowałem je z kumplami hurtowo,nie do nauki bynajmniej,łamaliśmy je na drobne ,wkładaliśmy do pudełka od zapałek i zapalaliśmy,niezła zadyma była w szkolnym kibelku.Mieliśmy wielką frajdę patrząc jak wozny biegał z wiaderkami:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie