-
Zawartość
9 009 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
33
Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops
-
Słowacki premier Robert Fico doszedł do władzy dokładnie na mocy takich samych sloganów, jak PiS, że jego rząd to obrońcy zwykłych ludzi". Miało być fajnie, prospołecznie, a wyszło jak zawsze. Obecna afera na Słowacji z zabiciem dziennikarza Jana Kuciaka i jego dziewczyny Martiny Kusznirovej to finał tego bełkotu o umiłowaniu ludu przez władzę. Dziś jest dobry artykuł o tym http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,23086580,kuciak-nie-mial-w-sobie-nic-z-gwiazdora-wylawial-skandale-i.html#Z_TRwknd Finałem bełkotu pisowskiego jest Macierewicz mający w zadku wszystko i wszystkich poza własnymi interesami. W Słowacji włoska mafia wzięła się za PGR-y - zobaczymy co będzie w naszej socjalistycznej ojczyźnie. Dokładnie tak samo będzie z PiS. Pożyjemy, zobaczymy, jakie mafie, układy i koterie stoją za budową w sercu stolicy wieżowca PiS-u. A tego nie da się ukryć w dzisiejszych czasach. PiS = Pieniądze i Synekury. A że częścią tego wszystkiego był bizantyjski styl zarządzania MON-em przez Macierewicza... kto zdziwiony - ręka w górę. Spółdzielnia TKM działa.
-
Na tle obecnie ujawnionych nadużyć finansowych w MON z czasów Macierewicza warto zwrócić uwagę na fakt, że Macierewicz to nie tylko patologiczny tchórz (m.in. histeryczna ucieczka ze Smoleńska; niezdolność wytoczenia procesu cywilnego Tomaszowi Piątkowi tylko spuszczenie na niego prokuratury wojskowej), ale również patologiczny mitoman i kłamca. Jak takiemu człowiekowi można w cokolwiek uwierzyć, w tym w jego tłumaczenia o kuriozalnym wydatkowaniu 15 mln zł? W swojej mitomanii i kłamstwach, ale także w manipulanctwie, jest – tak, jak w jego tchórzostwie – mistrzem w wysługiwaniu się innymi ludźmi, w tym z gatunku pożytecznych idiotów. Idiotów tworzących apoteozę Macierewicza. Wykreowano oto mit związany z Macierewiczem z okresu stanu wojennego i internowania tego osobnika. Mit mówi (Macierewicz nigdy go nie dementował, nie prostował, nie zaprzeczał), że z ośrodka internowania Macierewicz dokonał jakoby brawurowej ucieczki w trumnie udając zmarłego. Tę „bohaterską” legendę na temat tego mitomana obalają nie tylko jego koledzy z ośrodka internowania, ale także dokumenty IPN. Prawda jest taka, że pod koniec 1982 r. Macierewicz nigdy znikąd nie uciekł, a jedynie dostał przepustkę na udanie się do szpitala. Z przepustki tej nie wrócił. W dokumentach IPN (w dwóch miejscach) jest zapis, iż Macierewiczowi uchylono internowanie. Dwa inne dokumenty z zasobów IPN mówią jeszcze dobitniej, że tego dnia Macierewicz został z internowania zwolniony. Nie przeszkadza to jednak chodzić temu osobnikowi po świecie w nimbie bohatera ośrodka internowania. Na szczęście czas sowieckiego agenta wpływu Macierewicza dobiega w Polsce końca. Przestała już się bać tego osobnika współzałożycielka (przeżartej ruską agenturą i mafią sołncewską) Grupy Radius i wiadomo już, że za nią ruszyła lawina. Inni też przestali i przestają się bać Macierewicza. Mało kogo, a może już nikogo nie zastraszy swoim hakami i teczkami. Każdy chory psychicznie i patologicznie zły człowiek nie ma poczucia jednej rzeczy – poczucia przekroczenia masy krytycznej. A Macierewicz ją przekroczył.
-
@ bjar_1 2018-03-02 17:21:47 Nie no, nie uwierzę w to, że usługi Miśka kosztują miliony :D _____ Ale takich miśków jest x-dziesiąt. Brałem udział w pokazie Su-22M4 dla zagranicznych attaché wojskowych. Przyjechali, popatrzyli, odebrali prelekcję o gracie, odjechali. Nie dostali nawet grochówki. Pytam się, gdzie te rzekome koszty? Jedyne koszty to benzyna do autobusu, którym przyjechali na lotnisko z Warszawy. Brałem udział w pokazach Orlika dla attaché wojskowych. Przyjechali, popatrzyli na brawurowy pokaz w powietrzu, odjechali. Nie dostali nawet słonych paluszków ani wody sodowej. Gdzie te koszty, gdzie te miliony? Brałem udział w DOL Września także dla attaché wojskowych. Żadne koszty reprezentacyjne z tym się nie wiązały. Żadne. Jedynie paliwo na dowiezienie i odwiezienie panów attaché. Na co poszły te miliony u Macierewicza? Brałem udział w DOL Kliniska także dla attaché wojskowych. Żadne koszty reprezentacyjne z tym się nie wiązały. Żadne. Jedynie paliwo na dowiezienie i odwiezienie panów attaché. Na co poszły te miliony u Macierewicza? Brałem udział w imprezie promocyjnej PZL-130TC-II. Owszem, także dla attaché wojskowych. Owszem, z sutym cateringiem. Tylko że EADS za to płacił - nie MON. Na co poszły te miliony u Macierewicza? Itd., itp., mógłbym tak jeszcze długo wyliczać. 15 baniek MON poszło na rozkurz. Z naszych kieszeni na zabawy prymitywnego, zdziczałego polityka. Za dużo ludzi zna realia kosztów promocyjnych w branży wojskowej, żeby wierzyć w bzdury i kłamstwa Macierewicza.
-
Promocja kultury i promocja wymiany handlowej jest w ataszatach kulturalnych i handlowych po wielokroć droższa od relacji ataszatów wojskowych z siłami zbrojnymi danego państwa, gdzie ataszaty się znajdują. Takie bzdury to PiS może sobie opowiadać swoim elektoratowym troglodytom. Wystarczy zobaczyć, w czym biorą udział zagraniczne ataszaty wojskowe w Polsce i jakie są tego koszty. Napatrzyłem się na to i nikt mi pisowskich kłamstw nie wmówi. Bartłomiej Misiewicz, Edmund Janniger, Kamil Gniatkowski - młode ciała kosztują; tak samo jak inne oślizłe przydupasy pacjenta. Tylko że to nie ma nic wspólnego z ataszatami wojskowymi III RP na świecie.
-
Dojna Zmiana: „Ministerstwo Obrony Narodowej pod kierownictwem Antoniego Macierewicza wydało ze służbowych kart 15 mln zł w ciągu półtora roku. To siedem razy więcej niż pracownicy pozostałych ministerstw”. http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,23090176,rozrzutnosc-mon-przyprawia-o-zawrot-glowy-za-macierewicza-wydali.html#Z_MT2
-
@ Nie ma nic gorszego, od tego gdy z chama robi się pan" J_O, a czego się spodziewałeś... _____ Po PiS-ie niczego dobrego, poza instynktem samozachowawczym przynajmniej w lotnictwie. Ale jak się okazuje nawet tak elementarne oczekiwanie jest wygórowane, bo to przerasta zdolności umysłowe tego chamstwa i prostactwa. Widać je zresztą po typie antropologicznym tych ludzi i po „urodzie” ich twarzy w przypadku obu płci pisowskich. Czasowo żegnam się z forum, bo nawarstwiło mi się dużo spraw, którymi muszę się zająć, a są bardzo absorbujące. Tymczasem pozdrawiam wszystkich :-)
-
PS Coś Ci dodam o naszej socjalistycznej ojczyźnie. I o pewnym grepsie, jaki funkcjonuje w mojej rodzinie, której lwia część jest z lotnictwa. Ten greps to „Panie, ląduj pan”. Rodzinnie bawimy się tym grepsem w różnych zabawnych sytuacjach. PiS i jego latanie na statusie „Head” to jest kwintesencja Homo Sovieticusa (co widać po tym, co robią z państwem), ale także jest to Homo Sovieticus w lotnictwie, po prostu stuprocentowy pisowski Homo Sovieticus. Członek mojej najbliższej rodziny (major pilot w „ludowiźnie”) większą część życia woził czerwonych VIP-ów mundurowych. Najpierw latał na rurach, miał uprawienia instruktorskie na rury, ale był zawzięty, żeby nie zapisywać się do partii. I się nie zapisał. „W uznaniu”, jako element „ideowo niepewny”, skreślono go z rur i przerzucono do 42. ELŁ-T uprzednio przeszkoliwszy go na śmiglaki. To ta eskadra (albo ludzie z rodowodem z tej eskadry), która zawsze woziła papieża, zagranicznych premierów, prezydentów itp. Np. prezydent Francji Valéry Giscard d'Estaing dał pilotom eskadry (którzy go wozili po Polsce) piękne zegarki. Ów członek mojej rodziny zaliczył wszystkie typy latających w ludowiźnie śmiglaków już tylko bez Mi-8 i wyższych. Instruktorem na śmiglaki też został. Wszyscy jego kumple z roku zostali na finał pułkownikami – ten w „uznaniu bezpartyjności” na wieki wieków został wiecznym majorem. Ale nie o tym chciałem, to na marginesie. Tam, w 42. eskadrze, na miejscu zsyłki tego pilota, którego opisuję, jakoś mniej patrzyli, kto partyjny, a kto nie, i jakoś takoś przydzielili go do wożenia tych wszystkich czerwonych generalskich moczymord z Polski i UW (gdy akurat były jakieś „bratnie” ćwiczenia). Żeby już nie wspominać bezpardonowego zmuszania ówczesnych pilotów śmigłowcowych na rozkaz do przestępstw w postaci latania na polowania z tym czerwonymi generalskimi burakami. Polowania ze śmigłowców i z ofiarami wśród ludzi na ziemi (i oczywiście z ukręconymi łbami tych przestępstw), ale to już inna historia. Trudno, żeby pijana peerelowska i inna „bratnia” generalicja trafiła zwierzę ze śmigłowca w stanie nawalenia (siebie, nie śmigłowca). Pilot, którego opisuję, latał z większością generalicji UW, właśnie jako pilot VIP-owski. Woził toto mi-dwójką. Trzeźwe toto nie było prawie nigdy z wyjątkiem ojca stanu wojennego. Cała ta przeżarta alkoholem generalska società zawsze miała mojemu rodzinnemu pilotowi tylko jedno do powiedzenia – „Panie, ląduj pan”. A zaczynało się to od tego, że cała ta czerwona hołota traktowała śmigłowiec jak wiejski PKS, czyli napchać się do niego chciało luda tyle, ile tylko mogło objętościowo. Nic do tej bałwanerii nie docierało, że Mi-2 (jak trafnie mawiało się w wojsku) to śmigłowiec do dźwigania własnego silnika oraz monstrualnej przekładni i niewiele więcej. Nie trafiało do zapijaczonych mózgownic, że jak raz w Mi-2 bardzo łatwo jest zerwać poduszkę z powodu naruszenia instrukcji użytkowania w locie. Jak tylko taki generalski misió w pijanym widzie przejrzał w locie ciut na oczy to wyglądał przez okno mi-dwójki i wiecznie wygłaszał frazę „Panie, ląduj pan” widząc a to swój dom (jak mu się wydawało), a to jakieś miejsce w terenie lub w mieście, gdzie dany misió miałby blisko do podwody, która by go odstawiła do domu po jakichś ćwiczeniach. Było to wiecznie „Panie, ląduj pan” w miejscach, gdzie mi-dwójka albo w ogóle nie dałaby rady wylądować, albo gdyby dała radę wylądować to już by nie wystartowała. Nie mówiąc już o kompleksowym złamaniu prawa i takich lądowaniach np. w mieście między domami (sam jestem świadkiem takiego lądownia Mi-2 w PRL, ale w wykonaniu innego pilota, który na stołecznym osiedlu wysadził jakiegoś pułkownika). Szaleństwo typu „Panie, ląduj pan” kwitło wtedy na całego i zmuszano do tego dziesiątki pilotów. Pilotowanie mi-dwójki przez członka mojej rodziny wyglądało zazwyczaj tak: Jak już pijany generał ocknął się w czasie lotu, zobaczył w pijanym widzie, że (chyba) jest gdzieś nad znajomym miejscem to zaraz wygłaszał sakramentalne „Panie, ląduj pan”. Po wskazaniu przez takiego bałwana np. miejskiego podwórka typu „studnia” rozpoczynała się pilotażowa ekwilibrystyka. Pilotowanie śmigłowca jedną ręką, a drugą w półobrocie tułowia do tyłu mały wykład dla generalskiego bałwana, że „ale panie generale nie da się”, bo Mi-2 nie wystartuje z niecki, bo go dociśnie własny strumień z wirnika, albo tu nie wolno, tam nie wolno, albo że tu na pewno zerwie się poduszka i co to w ogóle jest poduszka, czyli wykład z mechaniki lotu. Odpowiedź zawsze była jedna: „Panie, ląduj pan, co mi pan tu będziesz p…ł”. Dokładnie tego samego Homo Sovieticusa reprezentuje sobą PiS. Kultura „Panie, ląduj pan” forever. PiS wysysa homosevieticusostwo z mlekiem matek. Nie ma drugiej tak głupiej, prymitywnej, tępej, przeżartej arogancją i komunistyczną mentalnością partii. Poniżej dowody w zakresie lotnictwa i lotów o statusie VIP / „Head”. Patrzymy na daty i wydarzenia: 22 stycznia 2008 r. Katastrofa C-295M pod Mirosławcem. Klasyczny nacisk na kapitana statku powietrznego „Panie, ląduj pan”. Rząd PiS upadł zaledwie 5 listopada 2007 r. i cała pisowska mentalność w wojsku trwa. Co więcej, zwierzchnikiem sił zbrojnych jest prezydent-pisowiec w pełni kultywujący homosovieticusowską mentalność „Panie, ląduj pan”. 12 sierpnia 2008 r. Lot prezydenta Kaczyńskiego do Gruzji. Scysja z kapitanem Grzegorzem Pietruczukiem. Klasyczny nacisk na kapitana statku powietrznego „Panie, ląduj pan”. Próba zmuszenia kapitana do wdarcia się w obszar działań wojennych bez transpondera IFF dla gruzińskiego i rosyjskiego systemu kontroli ruchu lotniczego, czyli próba zmuszenia pilota, aby zaryzykował zestrzelenie samolotu przez którąś ze stron walczących. Pisowski Homo Sovieticus na całego, na chama i to w wykonaniu głowy państwa. Zero liczenia się z prawem lotniczym; zero liczenia się z jakąkolwiek (z dowolnej dziedziny) wiedzą; zero liczenia się z procedurami; zero poszanowania faktu, że samolotem dowodzi kapitan statku powietrznego, nie zaś polityk bez względu na wielkość jego rangi. Zero przestrzegania jakiegokolwiek prawa i regulaminów przez zwierzchnika sił zbrojnych, który pod tym względem powinien świecić przykładem. Świecił – butą, pychą, arogancją, bezczelnością i bezprawnymi pogróżkami wobec kapitana statku powietrznego. Klasyczne „Panie, ląduj pan, co mi pan tu będziesz p…ł”. 10 kwietnia 2010 r. Zwierzchnik sił zbrojnych z PiS na pokładzie Tu-154M. Klasyczny, bezprawny, nacisk na kapitana statku powietrznego „Panie, ląduj pan”. Efekt znany. 5 grudnia 2016 r. Polska i wojsko pod rządami PiS. Delegacja pisowskiej premier Szydło dwoma samolotami do Londynu. Próba upchania w drodze powrotnej składu dwóch samolotów do jednego samolotu. Zero przestrzegania prawa lotniczego i procedur; zero wniosków z 22 stycznia 2008 r.; zero wniosków z 12 sierpnia 2008 r.; zero wniosków z 10 kwietnia 2010 r. Buta, pycha, arogancja, głupota, naciski na kapitana statku powietrznego „Panie, startuj pan”. A teraz niech ktoś wskaże choć jeden – CHOĆ JEDEN – przypadek, gdy spośród 18 rządów, jakie III RP miała po 24 sierpnia 1989 r. któryś z tych rządów, poza pisowskimi, tak traktowałby Siły Powietrzne, z taką butą i bezprawiem traktowałby kapitanów samolotów wykonujących loty o statusie VIP / „Head”. Miałem okazję uczestniczenia w lotach o statusie VIP za czasów dowodzenia WLiOP-em przez gen. Jerzego Gotowałę (dowództwo w latach 1990-1995). Rzeczy opisane powyżej były za dowodzenia Gotowały niewyobrażalne. Degrengolada sił powietrznych, całkowite lekceważenie prawa lotniczego i procedur bezpieczeństwa lotów przyszły równo z władzą pisowską.
-
Sylwetki Lotników II RP 1921- 1939.
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na formoza58 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
@ 315-PK 2018-02-24 18:55:43 To nie jest typowy zając" bo nie było takiego określenia w ogóle. _____ Nie? „Szukajcie, a znajdziecie, albowiem błogosławieni ci, którzy szukają i znajdują”. Musisz jeszcze odrobinę poczytać o historii polskiego lotnictwa. Może jeszcze „jednosiedzeniowca” nie było w polskim lotnictwie, hę? Pozdrowienia :-) -
Z buractwem, chamstwem, prostactwem się nie lata - żelazna zasada. Lata się tylko tam, gdzie kabina pilotów jest sterylna. Niedawno była informacja, jak Merkel nie mogła wylądować tam, gdzie planowała, ale nawet nie śmiała zbliżyć się na 10 m do drzwi kabiny pilotów, żeby choćby tylko zapytać, co się dzieje. Lotem rządzi wyłącznie proces decyzyjny kapitana statku powietrznego. I to jest niepodważalne przez kogokolwiek. Ale nie w polskim chamstwie.
-
Tak, racja. Tylko że to haniebne zachowanie najgorszego polskiego prezydenta, jakiego kraj nad Wisłą nosił to już wykracza poza skalę. Nie wiadomo w jakiej skali w ogóle to mierzyć? Tylko głupoty? Nie. W skali chamstwa, prostactwa, pychy, arogancji, bezczelności, czyli łącznie rzecz biorąc w skali zerowego wychowania. Obaj ci osobnicy wynieśli z domu kindersztuby tyle, co nic. Ten, który został mówi „proszę panią”, „pani doktór” itp. I ciągnie damską dłoń pod swój dziób, żeby pocałować. Wiocha nad wiochami. Janina Ipohorska się kłania i parę innych kursów manier i wysławiania się. I pilot zderzył się z tym prostactwem. Nauczka dla innych pilotów już od fazy WSOSP, że lepiej iść na śmigłowce, na Bryzy, na cokolwiek innego, byle nie na coś, co lata ze statusem Head".
-
Skoro już zboczyliśmy z tematu tego wątku forum i zeszło nam na Smoleńsk to należy zauważyć, jakim krajem IV Świata jest Polska. Bo powiedzenie, że III Świata to byłoby obrazą dla państw, państewek i bantustanów III Świata. Przez dwa lata w dwóch katastrofach lotniczych Polska na własne życzenie – wyłącznie przez polski bajzel – zgładziła sama sobie w zasadzie całe najwyższe władze wojskowe i aparat państwa wraz z głową państwa. Takiego przypadku nie tylko nie ma w całej historii aeronautyki, ale w ogóle w historii powszechnej. Takiego przykładu nieodpowiedzialności, lekceważenia norm bezpieczeństwa lotów, zaniku wyciągania wniosków z wypadkowości lotniczej, takiej (typowo polskiej) filozofii „jakoś to będzie”, takiego traktowania przez generalicję pilotów transportowych jak popychadła nie było nigdy i nie ma nigdzie na świecie. Polska to dno i IV Świat. Wypadek CASY był 22 stycznia 2008 – wypadek w Smoleńsku 10 kwietnia 2010. Z pierwszego wypadku wnioski wyciągnięto tylko teoretycznie. Gdyby naprawdę je wyciągnięto wówczas nie byłoby Smoleńska. Zaledwie 27 miesięcy dzieliło te wypadki, a kolejna afera wybuchła 5 grudnia 2016 r. Narodziło się wtedy hasło „tupolewizm”. Dochodzi do próby przeładowania rządowego samolotu niezgodnego z instrukcją użytkowania w locie. Ale kto by się tam w Polsce przejmował jakimiś instrukcjami. Minęło zaledwie 8 lat od katastrofy CASY i zaledwie 6 lat od katastrofy Tu-154M i już czynniki rządowe po raz kolejny mają w doopie loty „Head” i całość ogólnych procedur bezpieczeństwa lotów dla wszystkich, nie tylko dla VIP-ów. Za to zdziwienie panuje, że się nas nazywa głupimi polaczkami i że w Stanach Zjednoczonych funkcjonują „Polish jokes”. I słusznie, że funkcjonują. Polska to stan umysłu, a nie miejsce na mapie. Teraz zobaczmy jak wygląda to gdzie indziej, bo nikt nie ma czystego konta jeśli chodzi o wypadki lotnicze z udziałem członków aparatu państwa. Tylko że biorą się one z innych czynników niż umysłowość typu polskiego. Mają i Stany Zjednoczone swoje wpadki w lotach typu „Head”. Ale zobaczmy co je dzieli od polskich. Ostatni wypadek rządowego lotu „Head” administracji amerykańskiej to jest CFIT w Chorwacji 3 kwietnia 1996, gdy rozbił się CT-43 USAF i pogrzebał wszystkich na pokładzie na czele z sekretarzem handlu USA. A jaki był interwał w katastrofach amerykańskich samolotów z członkami administracji lub dowódców sił zbrojnych albo szefostwa służ specjalnych? Wynosił 53 lata. Przed katastrofą w Chorwacji wcześniej ktoś z najwyższego aparatu państwa amerykańskiego zginął w katastrofie lotniczej 15 stycznia 1943 r. na pokładzie samolotu C-54. Zginęli wtedy wszyscy na pokładzie, w tym jeden z wicedyrektorów FBI i kilku agentów specjalnych FBI. Polska sama sobie zafundowała dwa CFIT-y samolotów z VIP-ami w ciągu zaledwie 27 miesięcy. Jest różnica w poziomie umysłowym świata a Polski? Jest. Taka jest różnica między państwem IV Świata, Polską, a krajami cywilizowanymi. Polska przez dwa lata wybiła sobie na własne życzenie, z własnej głupoty i nieodpowiedzialności całe dowództwo sił zbrojnych i część najwyższych władz państwowych z prezydentem na czele. Takiego „osiągnięcia” nie ma żadne inne państwo świata, nawet najbardziej zapyziałe i zapomniane. Polska jest nie do przebicia pod tym względem. Nic dziwnego, że żadne delegacje rządowe obcych państw nie chcą latać w ramach polskich procedur „Head”, bo one są tylko na papierze i nic nie są warte. W historii transportu lotniczego nikt nie ma tak kompromitującego „poczesnego” miejsca, jak Polska.
-
Poza wszystkim innym - takie prymitywy, jak Macierewicz, nie zdają sobie sprawy z niczego co lotnicze, w tym z ekonomii w tej branży. Żaden lotniczy zakład produkcyjny lub naprawczy nie podłożyłby bomby we własnym sprzęcie, bo oznaczałoby to śmierć rynkową całego narodowego przemysłu lotniczego danego państwa. Ruski przemysł i tak goowniany i tak ledwo ciągnie to miałby bomby podkładać w swoim sprzęcie, żeby już do cna utracić resztki reputacji na świecie i możliwości eksportowe? Macierewicz jest za głupi, żeby nawet własny prymitywizm przeanalizować.
-
Óne w Samarze estetykę robiły. Przy przeglądach głównych ściąga się farbę. Nadzór polski zapewne jakiś był, ale na pewno nie taki, jak w polskich zakładach pracujących dla wojska, gdzie w zakładzie funkcjonuje RPW (rejonowe przedstawicielstwo wojskowe). Kiedyś to przy produkcji nawet najmniejszych rzeczy dla woja musiało być w danym zakładzie RPW. Miałem z tym sporo do czynienia. Był to kabaret, ale jednak kontrola była i nikt nigdzie bomby by nie podłożył :-) Ale to wszystko i tak nieważne. Smoleńsk w historii całej aeronautyki należy do kilkunastu najlepiej zbadanych i opisanych wypadków lotniczych. Pokolenia pilotów będą się na nim uczyły. I tak samo sekcje bezpieczeństwa lotów przy narodowych organach nadzoru lotniczego. Pacjenta właśni kumple z prokuratur i partii nie traktują poważnie, więc nie ma się co przejmować.
-
@ Czlowieksniegu 2018-02-24 10:46:54 Pan z latarką jednak błędnym tropem.., ale jak to krzyczące gazety wytłumaczą? ___________________ Że zacytuję i sparafrazuję końcówkę każdego filmu z Jamesem Bondem: „Pan z latarką powróci w następnym gastronomicznym odcinku odgrzewanych cuchnących starych kotletów, ale już na świeżym oleju”. Szkoda byłoby usunąć z tej historyjki pana z latarką, bo można nim grać latami i onanizować nim panów w małych kapelutkach i panie w mohairowych beretach. _____ A poważniej - jeśli bomba umieszczona w skrzydle w Samarze to jest to bardzo proste do wykrycia. Oznaczałoby to bowiem roznitowanie dużej części płatowca dla ukrycia tam bomby. Roznitowywanie płatowca jest na tyle inwazyjne, że zawsze pozostawia to ślady bardzo proste do wykrycia. Każdy spec płatowcowy rozpozna płatowiec po pierwszym, oryginalnym i jedynym nitowaniu i taki, który był roznitowany i ponownie nitowany. Ten ponownie nitowany jest pełnowartościowy wytrzymałościowo, ale nosi już łatwe do wykrycia ślady podwójnych prac przy nitowaniu. A więc pacjent ma zadanie bardzo łatwe. Pojechać do Smoleńska i zbadać lewe skrzydło pod kątem ingerencji mechanicznych w strukturę płatowca innych niż te charakterystyczne dla oryginalnego procesu produkcji. Bardzo prosta sprawa, bo kwestie płatowcowe to nie kwestie silnikowe albo awioniczne, które zawsze są trudniejsze. W płatowcu czyta się jak w książce, co się z nim działo.