Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    11 364
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. PS Cała nadzieja, że pediatrze szykowanemu na MON ktoś z dowództwa SP powie, żeby zakończyć tę zabawę z FA-50 na 12÷18 sztukach i zrobić z nich LIFTy uzupełniające M-346, których makaroniarze nie serwisują. I cała nadzieja, że pediatrze ktoś z dowództwa SP powie, żeby pozbył się z tego dowództwa apologety FA-50, jego miłośnika i propagandzisty nazywającego ten samolot publicznie, bez żadnego wstydu, „myśliwcem”.
  2. Wtedy, gdy Polska równie cudownie będzie miała „300-tysięczne” siły zbrojne. A spróbuj wytłumaczyć wiadomemu elektoratowi, że od roku 1991 nikt już nie walczy Sidewinderami, a wyłącznie AIM-7, a potem AMRAAMami. Sidewindery to tylko „pakiet survivalowy” na wypadek, gdyby coś zawiodło w trybie walki BVR. Tylko że jeszcze nigdy nie zawiodło. Ewentualnie Sidewindery (ale nie przestarzałe, ponad półwieczne L, jakie ma dostać Polska do FA-50) są tylko do zestrzeliwania śmigłowców. A spróbuj powiedzieć wiadomemu elektoratowi, że toczenie walk manewrowych (do czego służą Sidewindery) zakończyło się w cywilizowanym lotnictwie w roku 1982.
  3. A potem takie prymitywy, jak usłyszą od natowca, że przyleci do nich/po nich „aircraft” to debile będą czekali na samolot, bo nie będą wiedzieli, że w angielskim „aircraft” używa się zarówno do określania samolotów, jak i śmigłowców. Wcale niekoniecznie na określenie śmigłowca muszą padać słowa „helicopter”, albo slangowe „helo” lub „chopper”. W świetnej literaturze na temat działań 846. dywizjonu FAA (latającego śmigłowcami Commando) nad Falklandami w ani jednym miejscu nie pada słowo „helicopter”, tylko wszędzie jest „aircraft” na określenie śmigłowców Westland HC Mk 4 Commando. Nawet bardzo dobry wydany w Polsce słownik „Military English” nie mówi o wszystkich ważnych szczegółach wojskowej angielszczyzny, tym bardziej powinno się słuchać wykładów praktyków w tym zakresie. Takich cwaniaków-oszustów, jak ta ósemka, powinno wywalać się z wojska na zbitą twarz, bo prędzej lub później ściągną w wojsku nieszczęście jeśli nie na siebie, to na innych żołnierzy.
  4. Dobrze, że dzięki tym filmom cały świat zobaczy, co to jest turańska dzicz i jak to ruskie bydło traktuje samo siebie. Inaczej nikt by w to nie uwierzył. Na Zachodzie ostatnim vipem, który empirycznie wiedział, co to jest człowiek radziecki był senator John S. McCain III. Założę się, że na Zachodzie nikt nie wierzył/nie wierzy w doniesienia z ostatnich miesięcy, że ruscy oficerowie młodsi są bici (jak w tym filmie) przez ruskich oficerów starszych.
  5. Deputowany Ołeksandr Dubinski został tymczasowo aresztowany w związku z podejrzeniem o zdradę stanu I tak dalej; i tak bez końca. Nie ma tygodnia, żeby na Ukrainie nie było jakiejś afery ze zdradą stanu. Nie jest winą społeczeństwa ukraińskiego en bloc, że struktura tego społeczeństwa jest, jaka jest, czyli że miliony tamtejszych osób są Ukraińcami w sensie paszportowym, ale nie w sensie tego, kim oni tak naprawdę się czują, ponieważ historia ich rodzin jest nieoczywista i przenikająca się z całym obszarem ZSRR. Tylko że w identyczny sposób nie jest winą NATO, że Ukraina nie dostaje i nigdy nie dostanie najnowocześniejszego natowskiego uzbrojenia, a jedynie stare na granicy przydatności do użycia. Nikt przy zdrowych zmysłach nie da Ukrainie systemów broni z bieżącej produkcji, czyli najnowocześniejszej, bo powszechnie wiadomo, że Ukraina to ruski agent na ruskim agencie i Ukraina jeszcze przez dekady nie upora się z tym zjawiskiem.
  6. Frank Hofmann 10 listopada 2023 Ukraina: F-16 zbliżają się do strefy działań wojennych Pierwsze pięć z 42 myśliwców F-16 dla Sił Powietrznych Ukrainy dotarło z Holandii do Rumunii. Jak wpłyną one na przebieg wojny? Zdaniem naczelnego dowódcy ukraińskich sił zbrojnych Walerija Załużnego Ukraina musi być suwerenna we własnej przestrzeni powietrznej, jeśli ma wygrać walkę z rosyjskim agresorem. W tym tygodniu przybliżyła się o krok do tego celu. Pięć myśliwców F-16 stacjonuje obecnie w 86. Bazie Lotniczej, znajdującej się w pobliżu miasta Borcea w południowo-wschodniej Rumunii, zaledwie dwie i pół godziny jazdy samochodem do granicy z Ukrainą. – Wkrótce rozpoczną się tam szkolenia ukraińskich pilotów przez rumuńskich i natowskich instruktorów – mówi w rozmowie z DW rumuński ekspert wojskowy Catalin Pitu. Pitu szacuje, że czas szkolenia wyniesie „od pięciu do dziewięciu miesięcy, w zależności od indywidualnych umiejętności każdego pilota”. Szkolenia w USA i Rumunii Przyszli ukraińscy piloci F-16 odbyli już wcześniej szkolenie w USA, powiedział w rozmowie z DW rzecznik ukraińskich sił powietrznych Jurij Ihnat. Teraz ćwiczenia są kontynuowane w bezpośrednim sąsiedztwie Ukrainy. Rumuńskie siły powietrzne utworzyły w Borcea wspólnie z Lockheedem, amerykańskim producentem samolotów F-16, „centrum szkoleniowe nie tylko dla pilotów z Ukrainy, lecz także z Rumunii oraz innych krajów” – wyjaśnia Catalin Pitu, który do marca tego roku pełnił funkcję wojskowego prokuratora generalnego. – W najlepszym przypadku dzięki tej flocie powietrznej, składającej się na początek z 42 myśliwców F-16, i z naziemnym uzbrojeniem przeciwlotniczym, które również otrzymała od NATO, Ukraina zdoła wyjść z tej wojny jako zwycięzca – podkreśla Pitu, dodając, że Ukraina mogłaby wyposażyć myśliwce F-16 w „szeroką paletę rakiet”, pochodzących z arsenału NATO. Cel: suwerenność powietrzna na wiosnę W ten sposób można by odzyskać przewagę w powietrzu, na co nalega naczelny dowódca ukraińskich sił zbrojnych Walerij Załużny w swojej dziewięciostronicowej analizie, która ukazała się w brytyjskim magazynie „The Economist”: „Aby wyjść z wojny pozycyjnej, niezbędne jest osiągnięcie przewagi w powietrzu” – pisze Załużny. „Wróg nadal ma znaczną przewagę powietrzną, co utrudnia naszym wojskom posuwanie się naprzód”, które jest „jednym z kluczowych czynników” umocnienia frontu. Na początku majowej kontrofensywy ukraińscy żołnierze znaleźli się pod ciężkim ostrzałem rosyjskich helikopterów. Rosyjskie myśliwce ostrzeliwują ukraińskie miasta i pozycje z bezpiecznej odległości.
  7. Jeśli to nie kit ukraińskiej propagandy (bo zawsze trzeba to brać pod uwagę) i jeśli to nie fotomontaż z lat 2020-2023 (bo to też zawsze trzeba brać pod uwagę) to być może ukraińskie Mi-24PU-1 z francuskiego projektu wciąż się trzymają.
  8. Żeby to jeszcze coś dawało… Ale niczego nie daje. Z „pułapu” metra nad ziemią niczego się nie zestrzeli. Zamiast takich popisów ukraińskie lotnictwo powinno wziąć się za maksymalnie silną ochronę kontrwywiadowczą, żeby nie było takich afer, jak z Motor Siczą. Bo po tej aferze to siły powietrzne Ukrainy tylko kopią sobie grób.
  9. Szeroko zakrojone śledztwo ukraińskich służb. Tysiące podejrzanych o zdradę stanu
  10. Po numerze z Motor Siczem i przemytem stamtąd przez zorganizowaną grupę przestępczą złożoną ze wszystkich działów tej fabryki części do MiG-ów-29 NATO musiałoby upaść na głowę, żeby dać Ukraińcom te F-16AM w najbardziej zaawansowanej wersji. Mimo, że te samoloty są po programie MLU to wcześniej deklarowano, że przed przekazaniem ich Ukraińcom zostaną poddane jeszcze jednej modernizacji. Słabo w to wierzę; nie po aferze z Motor Siczem i po kompromitacji ukraińskiego kontrwywiadu. Do takiego kraju, jak Ukraina z bogactwem katalogu jej patologii i z ruską agenturą wszędzie, to trzeba by przy każdym F-16 postawić w trybie 3-zmianowym trzech specjalsów natowskich, którzy pilnowaliby tego, żeby nikt niczego nie ukradł z tych samolotów, albo żeby czegoś nie zbadał w jakiś sposób. Dlatego nie wierzę, żeby Ukraińcy dostali te samoloty z najnowszym oprogramowaniem M6.6 komputera misji i z najnowszymi kpr p-p AIM-120D-3 (zasięg 180 km), tylko dostaną je pewnie z dużo starszym oprogramowaniem (np. M4.3, jak z polskich F-16 na początku) i z kpr p-p AIM-120C-5 (zasięg 105 km) albo AIM-120C-7 (zasięg 120 km). A z takim wyposażeniem to te samoloty niczego wielkiego nad Ukrainą nie zdziałają.
  11. W manierkach nie ma gwintów drobnozwojnych, szczególnie wykonanych w tak miękkim aluminium, jak to ze zdjęć.
  12. Gdyby ktoś nie wiedział to warto odnotować, że obecnie nad Basenem Morza Śródziemnego operują najnowocześniejsze myśliwce F-102. A skoro tam działają to jeden właśnie się rozbił. https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,30395796,amerykanski-samolot-wojskowy-rozbil-sie-nad-morzem-srodziemnym.html#s=BoxOpImg3
  13. To takie mało mądre eksperymenty dla „potwierdzenia” nie wiadomo czego. Otto Timm był jednym z najważniejszych pionierów amerykańskich samolotów kompozytowych. Gdyby tak wziąć jego słynny drugowojenny samolot szkolny Timm N2T całkowicie kompozytowy i z drewnianym śmigłem i dać mu jednego kpr pow-pow AIM-9X (w najprostszym trybie naprowadzania tylko na dźwięk w słuchawkach) to N2T równie dobrze mógłby zestrzelić F-22, bo ten ostatni mógłby N2T ani nie wykryć środkami elektronicznymi, ani nie dopaść go ze względu ma gigantyczną różnicę prędkości, szczególnie gdyby N2T manewrował. No i trzeba by wtedy oświadczyć, że N2T jest lepszy od F-22. Taka jest „wartość” takiego robienia sobie jaj z takimi „testami” nie wiadomo po co, jak „walka” FA-50 z F-22.
  14. Jak powszechnie wiadomo pływamy promami zwodowanymi przez Pinokia, jeździmy milionami samochodów elektrycznych załatwionymi przez Pinokia, polskie śmigłowce W-3 mają (wreszcie!) długo oczekiwane nowe silniki Made in Мотор Сич załatwione przez maciarewicza, a nasze LWL lata śmigłowcami szturmowymi AH-82 Ну Погоди Made in Мотор Сич co to нет аналогов в мире dzięki maciarewiczowi. Za to teraz pod rządami pediatry w MON wszystko będzie jeszcze lepiej.
  15. Dzieje się i to sporo. A to dlatego, że Ukraińcy przerzucili na prawobrzeżny Dniepr na chersońszczyźnie opl i ruscy nie mogą na lewym brzegu liczyć na żadne wsparcie z powietrza. Sami ruscy skarżą się na to, że ich lotnictwo odmawia operacji w tym rejonie.
  16. PS Zapomniałem o zacnych magazynierach, ponieważ oni należą do najbardziej znaczących członków gangu. Przez 3,5 roku u schyłku PRL miałem okazję obserwować, jak powstaje lewizna w lotniczym sektorze produkcyjnym LWP, więc doskonale znam te homo sovieticusowskie mechanizmy. Żeby robić lewą produkcję to magazynierzy muszą dać do tego towar, a jednocześnie muszą tak zachachmęcić w papierach, żeby to wyglądało, że lewy towar rozchodował się na legalną produkcję. W systemie homo sovieticusowskim takie rzeczy spokojnie się robi. Cały ten Motor Sicz jest do odstrzału. UE i NATO musiałyby na głowę upaść, żeby brać do swoich struktur takie bagna, jak Ukraina z jej Motor Siczem i na pewno z setkami innych firm ukraińskich.
  17. Granda z tymi ukraińskimi skunksami szmuglującymi części MiG-ów-29 doskonale pokazuje bardzo sprawną ukraińską propagandę i całą machinę medialną, na jaką cały – silnie współczujący Ukrainie – świat nabierał się od początku tej wojny i idealnie nabiera się nadal. Całą tę mitologię oparto na legendzie (bardzo zasłużonej) Kyryło Budanowa i potem dorabianej już „legendzie” (cudzysłów nieprzypadkowy) idealnego ukraińskiego wywiadu i kontrwywiadu z ich olbrzymimi sukcesami na froncie. O ile Budanow absolutnie zasługuje na największe superlatywy i na wizerunek ukraińskiego bohatera narodowego, o tyle historia tych skunksów szmuglujących części MiG-ów-29 podczas tej wojny jest kompromitacją ukraińskiego kontrwywiadu. Bo przecież nie jest tak, że ukraińskie MON nie ma pojęcia, gdzie na Ukrainie odbywa się produkcja takich części, ich składowanie, obrót nimi i ich transportowanie. Każdy ten element z definicji w każdym państwie podlega ochronie kontrwywiadowczej. I tak musiało być na Ukrainie, a już szczególnie u źródła, czyli u producenta części, w Motor Sicz w tym przypadku. Tylko że w tym oligarchiczno-korupcyjno-złodziejsko-gangstersko-sowieckim systemie, jaki tam panuje, to wszystko nie działa. Ruscy niestety częściowo mają rację, że Ukraina to państwo upadłe. Jak bardzo muszą być skorumpowani pracownicy Motor Sicz i ludzie kontrwywiadu w tej fabryce, żeby najpierw produkować lewe części do MiG-ów-29 bez numerów seryjnych (bo one przecież są ewidencjonowane), a potem żeby to szło do przemytu? W takim przeżartym korupcją i gangsterstwem państwie, jak Ukraina, żeby upilnować wyprodukowane części do MiG-ów-29 to musiałby być jeden „pilnowacz” z kontrwywiadu, potem pilnowacz pilnowacza, potem pilnowacz dwóch pierwszych pilnowaczy, a potem może jeszcze pilnowacz trzech pierwszych pilnowaczy. Wtedy może choć jeden nie byłby skorumpowany i nie dopuściłby do wycieku lewych części. Ta historia kompromituje Ukrainę maksymalnie. I to po błagalnych prośbach tego państwa o przyjęcie do UE i NATO. Tym ludziom w zabawny sposób wydaje się, że oni ze swoją mentalnością pasują do takich struktur międzynarodowych. Zresztą – czy można temu wszystkiemu się dziwić? Motor Sicz jest bandą wielowątkową. Żeby produkować lewe części poza ewidencją to gang musi się składać z kierowników działów, technologów, brygadzistów, szeregowych pracowników i ochrony fabryki. Takie rzeczy można robić tylko po godzinach, nie na zmianie. Szef Motor Sicz aresztowany. Jest oskarżony o współpracę z Rosjanami
  18. Ukraina: Zlikwidowano kanał wywozu za granicę części samolotów bojowych My, demoludy, „odjęliśmy sobie od ust” nasze MiG-i-29, żeby je dać Ukraińcom w ich najbardziej dramatycznej chwili, a oni szmuglują poza Ukrainę cenne dla nich na wagę złota podzespoły do ich serwisowania. Z wartości ukraińskiego euromajdanu nic nie zostało, tym bardziej, że ukraińscy oligarchowie już się sprzysiężyli, żeby obalić Zełenskiego. Mam nadzieję, że z takimi bandami, z taką korupcją, z taką oligarchią Ukraina nigdy do UE nie zostanie przyjęta. Chyba że jakimś cudem wspomniane zjawiska znikną.
  19. 1. Producent twierdzi, że „używamy”. 2. Jak się robi, jak wygląda, jak działa, jak i na kogo ma oddziaływać marketing urządzeń wojskowych to stety/niestety z pewnych powodów sam wiem najlepiej i nie nabieram się na to. 3. Ad. punkt 2 → jeśli Polska wzięła AN/ALQ-211(v)4 choćby tylko na testy to równie dobrze też może być informacja, że Polska tego „używa” w jej F-16. 4. Jeśli nawet Polska to kupiła to – ja przynajmniej – kompletnie nie wierzę w jakość zasobników ECM, EW, czy jakichkolwiek inaczej nazywanych, a służących do WRE, które są na rynku komercyjnym i na sprzedaż. To nie są rzeczy do walki z ruskimi, bo to nie są rzeczy kontraktowe NATO, czyli powstałe w oparciu o dane natowskiego wywiadu technicznego. 5. Ad. punkt 4 → gdy czytam cały marketing AN/ALQ-211 to wiesz, z czym mam natychmiastowe skojarzenie? Ze szpitalem Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej. Jak psu buda kiedyś należała mi się tam opieka medyczna i poznałem powiedzonko tamtejszych lekarzy o cudownych lekach, które są – jak oni mawiają – „na wody, poty i wymioty”, czyli na „wszystko”. Identyczne wrażenie mam poznając marketing AN/ALQ-211 – obroni Cię przed „wszystkim”. Czyli jak mawiały moje koleżanki-inżynierki od elektroniki wojskowej – maszyna, co to „krawaty wiąże i usuwa niepożądaną ciążę”. 6. Nawet jeśli Polska to kupiła i ma to, wówczas zdjęcie ilustracyjne do podlinkowanego artykułu mówi wszystko, ile sztuk tego mamy – do policzenia na palcach jednej ręki, a i to po wybuchu granatu w dłoni. Czyli jeśli to mamy, to w tych kilku F-16D, które są pseudoGrowlerami dla ubogich → czytaj dla naj-, naj-, najuboższych. 7. To, co jest SP RP potrzebne to są takie zasobniki ECM dla każdego F-16, jak ma to miejsce w USAF, a nie jakiś komercyjny ECM na kilku „pseudoGrowlerach”, bo one wszystkich działań bojowych nie obsłużą. Mamy to? Nie mamy. Latamy na goło z takim skromnym ECM wewnętrznym w F-16, który spokojnie dopuścił do zestrzelenia Scotta O'Grady'ego nad byłą Jugosławią starym Kubem. To co by było, gdyby ruscy odpalali na polskie F-16 najnowsze S-300 albo S-400? A asortyment S-300 jest bardzo bogaty (42 różne rakiety). 8. Jeśli AN/ALQ-211(v)4, niby w wersji dla Polski, jest takie super/hiper, jak głosi marketing tego werku, to dlaczego USAF tego nie używają, a wręcz przeciwnie, dla USAFowskich F-16 w Stanach Zjednoczonych opracowano – i wciąż się je rozwija – cztery zupełnie inne (i innych producentów) typy podwieszanych pod F-16 zasobników ECM, na które jest ścisłe embargo eksportowe i ścisła ochrona kontrwywiadowcza? 9. L3Harris Technologies – producent AN/ALQ-211(v)4 – nie słynie z dostępu do wywiadu technicznego Pentagonu i USAF i nie słynie z tego, żeby Pentagon dzielił się z tą firmą bieżącymi zdobyczami wywiadu, jak np. algorytmy lub częstotliwości pracy zdobycznych ruskich urządzeń ECM, w przeciwieństwie do firm Northrop Grumman i Raytheon, które produkują dla USAF cztery podwieszane zasobniki ECM dla amerykańskich F-16. I to się komentuje samo. 10. Zakup przez Polskę – oczywiście jeśli to prawda – AN/ALQ-211(v)4 dla polskich F-16 to jest kolejne – z niezliczonych – robienie sobie jaj z bezpieczeństwa polskich pilotów F-16 i z ich zdolności przetrwania nad wrogim terenem. 11. Ruskie WRE podczas wojny z Ukrainą bardzo dobrze nauczyło się walczyć z natowskim sprzętem. Celność HIMARSów ruscy środkami WRE skasowali, albo przynajmniej ograniczyli, w zależności od miejsca i typu zastosowanego ruskiego urządzenia WRE. Nie ma czegoś takiego, że jak się kupi urządzenie WRE to ono sprawdzi się zawsze i wszędzie na wszelkie okoliczności i nic nie trzeba w tym urządzeniu regulować. Trzeba to stroić i korygować parametry pod znane parametry pracy elektroniki wroga. Już to widzę, gdy w razie „W” amerykańscy serwisanci firmy L3Harris Technologies z miłości do Polski siedzą na polskich DOLach i stroją Polakom AN/ALQ-211(v)4 po tym, jak dostaną informacje z amerykańskiego wywiadu technicznego (a nie dostaną, bo ta firma to nie taka liga) na temat tego, co aktualnie zdobyto na ruskich i co się zmieniło w parametrach ich elektroniki. 12. AN/ALQ-211 używają państwa, które nigdy nie będą walczyły z ruskimi, bo się z nimi mniej lub bardziej kumplują – Turcja, Chile, Oman i Pakistan, a ewentualnych wrogów mają dość prostych technologicznie. To są właśnie te kompletne jaja, jakie ktoś sobie robi z bezpieczeństwa polskich pilotów. Może ktoś wierzy, że zasobnik ECM dobry w Pakistanie będzie też idealny przeciwko ruskim systemom WRE tutaj. Ja nie wierzę. 13. SP RP są w czarnej pupie pod względem WRE. Są kompletnie bezbronne. I tak będzie. Ministrami obrony były już różne partyjne cudaki, był już psychiatra, był ruski agent, teraz kolejni partyjni idioci szykują na ministra obrony pediatrę. Już to widzę, jak zmieni się w związku z tym dbałość o przeżywalność polskiego pilota F-16 i F-35 w warunkach bojowych nad frontem wschodnioeuropejskim.
  20. „Paszoł” - piękny, ponadnarodowy wyraz Europy Środkowej i Wschodniej, której nie zrozumie nikt, poza nami, na jakichś forach brytyjskich, amerykańskich i innych anglosaskich... I BRAWA DLA GRUPY WB!
  21. Raczej jestem twardym realistą. W razie „W” SP RP są kompletnie, ale to kompletnie nieprzygotowane do jakiejkolwiek „W” i niekoniecznie zaraz musi chodzić o brak porządnych, wielozakresowych, podwieszanych zasobników ECM. Ani nie mamy DOL-i (bo to, co „jest” to jest kompletna kpina); ani nie mamy maszyn do czyszczenia DOL-i; ani nie mamy czegokolwiek na DOLe, co mają np. Szwecja i Finlandia. My nic z tego nie mamy. Mamy wyłącznie dobre samopoczucie i propagandę, że mamy F-16 i będziemy mieli F-35, do tego prostacką propagandę pisowskiego generała Nowaka, że (cytat z niego) FA-50 to „myśliwiec”. Pożywka dla ogłupianego społeczeństwa. Nie mamy porządnego CSAR do ratowania zestrzelonych polskich pilotów; nie mamy choćby najmniejszego oddziału sił specjalnych SP do wyciągania zestrzelonych pilotów z terenu. U polskich pilotów zero nauki survivalu po zestrzeleniu – polski zupak z generalskimi gwiazdkami myśli, że jak się da pilotowi na okoliczność zestrzelenia goowniane radyjko PRC-112 (które w USA już doczekało się rozprawy sądowej z powodu dziadostwa tej konstrukcji) to już wszystko i to wystarczy. Nie uczy się pilotów zoopsychologii; nie uczy się pilotów walki z psem tropiącym; nie uczy się pilotów pułapek osmologicznych przeciwko psom tropiącym, żeby nie musiało dochodzić do walki z psem. Polskiemu trepowi z dowództwa SP wydaje się, że polscy piloci będą walczyli z krajami arabskimi, gdzie psów się nienawidzi i prawie ich nie ma. Tymczasem polska doktryna wyewoluowała teraz na taką, że będzie obowiązywało uderzenie wyprzedzające na terenie wroga, a nie walka w powietrzu nad Polską. Każdy zestrzelony polski pilot zderzy się z kulturą kynologiczną Europy i Rosji. Scotta O'Grady'ego w Jugosławii w ostatniej chwili wyrwano z łap psa tropiącego i w ogóle z pościgu. Dwa zespoły sił specjalnych CSAR (francuski i amerykański) musiały zrobić akcję wyrwania gościa z łap dziczy serbskiej, która lubowała się w wyłupywaniu oczu łyżeczkami do herbaty. Jeden zespół robił pozorację, drugi wyciągał pilota z terenu. Mamy coś, żeby robić takie numery? Nic nie mamy. Kompletne nic, bo tu się nie myśli o systematycznym i systemowym zwiększaniu szans na przeżywalność polskiego pilota w warunkach bojowych. A co do braku w demoludowych F-16 zasobników ECM… Wiesz, jaka jest różnica między PRL a III RP? W PRL funkcjonowało coś, co zwało się CPBR (Centralny Plan Badawczo-Rozwojowy). Różne rzeczy w ramach tego powstawały, także z zakresu elektroniki. Wiadomo, że cudów nie ma – jak to ze sprawami naukowymi, raz coś się uda, innym razem nie całkiem, bo badania pójdą w nieodpowiednim kierunku i tak też bywało z CPBR. Ale w ramach CPBR w zakresie elektroniki powstało m.in. coś, co było eksportowane (w mrokach komuny!) do francuskiej filii IBM, bo tak dobre to coś było. Wiem, bo pracowałem przy tym. I tak samo powstawały z zakresu elektroniki świetne rzeczy dla wojska – wiem, bo powstawały na moich oczach. Dla kontrastu – w III½ RP skonstruowanej przez partię piss na bazie planu o zmianie ustroju państwa odpowiednikiem peerelowskiego CPBR jest NCBiR. Czy wygenerował on cokolwiek tak dobrego z zakresu elektroniki, żeby (jak w PRL) zachwycił się tym jakikolwiek światowy potentat elektroniki? Jedyne, co wygenerował przeżarty korupcją i nepotyzmem NCBiR to afery i złodziejstwo środków finansowych dla rodzin i znajomych królika. Wiedząc, że SP RP nie mają zasobników ECM (bo Amerykanie z nikim się nimi nie dzielą) to psim obowiązkiem NCBiR było przynajmniej zainicjowanie badań nad takim tematem. Wszystko po to, żeby polscy piloci w razie „W” nie musieli latać F-16 ze skromnym wewnętrznym systemem ECM, który guzik daje, jak znowu pokazuje przykład Scotta O'Grady'ego koncertowo zestrzelonego Kubem nad byłą Jugosławią. Dlatego nie jestem „pesymistą”, a jedynie twardym realistą. Tego uczy człowieka lotnictwo. I bardzo dobrze :-)
  22. Dokładnie tak jest. Serwisant jest jak dziennikarz - obaj są najbardziej idealnymi kandydatami na współpracowników wywiadu. Co – mnie przynajmniej – udowodniło się samo przy okazji likwidacji WSI i ujawnienia ich współpracowników w mediach. Ździebko mną tąpnęło, gdy okazało się, że dwóch moich kolegów-publicystów to współpracownicy WSI. Z jednym z nich do spółki wręcz pisałem artykuły o różnych aspektach techniki lotniczej. :-) Z serwisantami jest identycznie. Pracując przy „produkcji podwójnego przeznaczenia”, mówiąc eufemistycznie, i mając do czynienia z serwisantami polskimi, niemieckimi i francuskimi mogę powiedzieć, że nikt nie ma takiej wiedzy o danym urządzeniu technicznym, jak serwisant. Nawet konstruktor danego urządzenia nie ma takiej wiedzy, jak serwisant, ponieważ konstruktor kończy proces projektowy a dalej już nie wie, jak się jego produkt sprawuje w praktyce, a nie w teorii. Tę najcenniejszą wiedzę - o praktyce działania danego urządzenia - mają wyłącznie serwisanci. Nie jest tajemnicą, że polscy serwisanci na tej wojnie pracują w Ukrainie, natomiast nie wierzę, żeby byli dopuszczeni do wiedzy z gatunku ekstraklasy, czyli do urządzeń WRE. Nie ta liga. Najbardziej zaawansowane rzeczy, jakie ewentualnie mogą Polacy serwisować to produkty PCO, jakich używa ukraińskie wojsko, w drugiej kolejności mikroawionika dronów firm WB i dwóch innych polskich firm dronowych, które nie chcą się ujawniać. Ale to wszystko. Jeśli o chodzi o WRE dla lotnictwa i WRE naziemne walczące z lotnictwem na tej wojnie to jesteśmy w czarnym jelicie grubym. Tak jest. WBE pod wpływem wojny na Ukrainie skorygowała swój system nawigacyjny we FlyEye'ach, bo po pierwsze trzeba było pewne rzeczy poprawić; po drugie jeden pełnosprawny FlyEye wpadł w ręce ruskich i pod wpływem wiedzy z tego zdobycznego sprzętu dzicz nauczyła się nieco neutralizować FlyEye. A tak w ogóle to bardzo fajne czasy nastały. Zakończyła się era gigantycznej fascynacji GPSem, gdy okazało się, że podczas tej wojny ruskie WRE nauczyło się zagłuszania sygnału wojskowego GPS. Do łask wrócił Król lekcji fizyki z podstawówki, czyli wzór → droga = prędkość × czas, jak z pionierskich lat lotnictwa, czyli nawigacja zliczeniowa, wg dzisiejszej nomenklatury inercyjna. Przy silnym zagłuszaniu sygnału GPS trzeba wspomagać GPS nawigacją inercyjną, żeby np. trafić cruisem w coś ze względnie dobrą dokładnością. A urządzeń nawigacji inercyjnej już tak łatwo, a czasami wcale, nie da się zagłuszyć środkami WRE. Kiedyś, w czasach dominującej w lotnictwie nawigacji zliczeniowej, nawigator siedział i pracował na bazie wzoru „droga = prędkość × czas”, korygował swoje obliczenia o znany mu dokładnie (albo bardzo niedokładnie, w zależności od jakości komunikatów meteo) kąt znoszenia, o widok terenu pod samolotem (jeśli było to możliwe), a dziś robią to automaty. Coś na pewno się przesącza, ale na pewno nie to, o czym pisałem powyżej, a co ma fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa polskich pilotów w razie „W”. Łącznie to jest beznadziejna sytuacja dla SP RP. Wszystkie główne siły powietrzne NATO używają podwieszanych zasobników ECM własnych projektów i własnej produkcji, a „nie główne” siły powietrzne są – jak SP RP – dziadami kopniętymi w tyłek i rzuconymi na pastwę losu przez taki właśnie system pseudointeroperacyjności NATO i nie używają żadnych zasobników. W razie „W” te dziady będą jako pierwsze do odstrzału, dokładnie jak USAFowiec Scott O'Grady nad byłą Jugosławią. Bez włączonego zasobnika ECM (czyli tak, jak by go w ogóle nie miał) uleciał kilka minut i z mety dostał Kubem. W razie „W” to jest dokładnie los F-16 polskich, słowackich, bułgarskich i rumuńskich spośród byłych demoludów. Jako duża i relatywnie bogata Polska moglibyśmy wydobyć się z tej sytuacji i być jak Francja, gdzie jedna firma (kiedyś Thomson-CSF, obecnie Thales) robi zasobniki ECM dla całego francuskiego lotnictwa taktycznego. Wiadomo, że w Polsce nie ma tradycji i doświadczeń w produkcji wysoce zaawansowanej awioniki i żadna jedna firma takiego zadania nie udźwignie, dlatego trzeba by do tego konsorcjum, jakie wspominam powyżej. Można by niego dodać ITWL i ITR; w pierwszym z nich pracowałem, z drugim współpracowałem, więc coś o ich możliwościach wiem. Ale tak się nie stanie, bo w tutejszym ciemnogrodzie nie myśli się o kompleksowym bezpieczeństwie polskich pilotów wojskowych. Nawet kursów survivalowych (na okoliczność po zestrzeleniu) nie przechodzą takich, jak np. USAFowcy. Tu nawet nie ma z kim zjednoczyć sił, żeby opracować jakiś „demoludowy” zasobnik ECM przynajmniej dla F-16. Grupa V4 w tym kontekście nie istnieje, ponieważ i tak praktycznie rzecz biorąc nie istnieje, bo przecież do współprojektowania takiego zasobnika nie zaprosi się prorosyjskich i antyukraińskich Węgier i Słowacji. Podczas gdy stosunki z Ukrainą ochłodziły się to powinniśmy mieć z nią najlepsze z możliwych relacje na polu B+R w dziedzinie WRE. Mamy? Nie mamy. Przecież jakieś instytuty naukowe (i to nie najgorsze) na Ukrainie istnieją i jest rzeczą niemożliwą, aby przed przekazaniem Amerykanom zdobycznej ruskiej elektroniki, wektroniki i awioniki te instytuty ich sobie nie zbadały i nie przetestowały ich parametrów. Zauważmy, że od ok. pół roku pod względem WRE wszystko na Ukrainie się zmieniło. Ukraina pod względem WRE bardzo długo tę wojnę przegrywała, ale teraz to dzicz ją miejscami przegrywa, a miejscami panuje „remis”. Znikąd się to nie wzięło, bo Ukraina dostrzegła, że przed wojną zaspała co nieco sprawy WRE, a przez ostatnie 2-3 kwartały ostro to nadrobiła. Lotnicze podwieszane systemy WRE to faktycznie nie nasza liga, ale wyłącznie z naszej winy; z powodu betonu polskich trepów najwyższej rangi. Nikt o to nie dba, nikt o tym nie myśli, a „związku zawodowego” polskich pilotów F-16 i F-35 przecież nie ma, żeby alarmował on, że odstajemy pod tym względem od RFN, Francji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, by już np. Izraela i Korei Południowej nie wspominać. Zupełnie tak, jak gdybyśmy nie mieli potencjału naukowego i wytwórczego, żeby się zabrać za taki projekt.
  23. Przecież wiadomo, po co te „dywizje” powstają. Do następnych wyborów parlamentarnych piss będzie trąbiła, że nowy rząd zamordował wojsko i po raz kolejny je zredukował, a pisowskie przecież chciały tak dobrze, tylko że wszystko im zrujnowano. błaszczak przed odejściem w polityczny niebyt powinien utworzyć jeszcze dwie dywizje to efekt geobbelsowski byłby jeszcze lepszy. Trzeba sobie poczytać/posłuchać Fundacji Ad Arma, żeby się dowiedzieć, jak te polskie papierowe „dywizje” powstają i jakie mają stany w świetle tego, że nie ma chętnych do służby wojskowej. „Dywizja” czwarta w kolejności tworzenia „powstała” (na papierze) metodą kanibalizacji trzech wcześniejszych „dywizji”. Już od tego momentu stany osobowe tych „dywizji” wahają się od 40 do 65 proc. „Dywizja” piąta (do której nie ma chętnych) powstaje metodą kanibalizacji czterech wcześniejszych „dywizji”. „Dywizja” szósta (do której też nie ma chętnych) nadal powstaje metodą kanibalizacji pięciu wcześniejszych „dywizji”. Teraz średnie stany osobowe tych sześciu „dywizji” osiągną może 30 proc., jak dobrze pójdzie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie