-
Zawartość
9 908 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
33
Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops
-
Jakież dziwaczne przypadki spotykają nas w życiu… W ostatnią niedzielę w ciągu 5 minut dowiedziałem się o lotnictwie ukraińskim w tej wojnie więcej, niż od tabunu polskich pułkowników, generałów i osintowców mówiących o tym od lutego br. A gdzie się tego dowiedziałem? W polskim kościele. Nie do wiary, a jednak… Na jeden dzień występów przyjechał do polski zespół sześciu Ukrainek będących żonami żołnierzy walczących teraz z Rosją. Cztery z nich to panie grające i śpiewające, jedna to ich menedżerka i jedna prowadząca stoisko z płytami zespołu. Zespół miał jednodniowe występy w stołecznym kościele pw. Ofiarowania Pańskiego. Mamy tam zaprzyjaźnionego proboszcza i wikarego. Wiedzieliśmy z żoną, że ten koncert będzie, więc na niego poszliśmy, ale nie mieliśmy pojęcia o tym, kim są te Ukrainki. Po wejściu do kościoła (jak raz była przerwa w występie Ukrainek) rozdzieliliśmy się i moja żona poszła do tego zespołu porozmawiać z nim, bo sama śpiewa i dyryguje, a do mnie podszedł nasz znajomy ksiądz i – co nieco o mnie wiedząc – mówi do mnie: „Ty, weź se idź pogadaj z tym zespołem, bo tam jest żona ukraińskiego pilota, który lata jakimś MiG-iem, czy czymś takim”. Pomyślałem sobie – no tak, „weź se idź pogadaj” i niby co mam powiedzieć? Może „dzień dobry, która z pań to żona pilota, bo ja chciałbym się czegoś dowiedzieć”? Nawet przez sekundę nie akceptowałem dobrej rady znajomego księdza, no bo niby jak i w imię czego zrealizować tę „dobrą radę”? Wyszedłem z zakrystii i idę w stronę prezbiterium, gdzie był ten zespół wraz z całą aparaturą nagłośnieniową. Tam moja żona – wcześniej nic niewiedząca, że to same żony wojskowych, w tym żona pilota – jest w ferworze dyskusji z paniami. Widząc mnie zbliżającego się do ławek, gdzie chciałem sobie usiąść i czekać na występ Ukrainek żona macha do mnie i mówi – „Chodź, chodź, tu jest żona pilota to sobie porozmawiacie, powiedziałam pani, że ty też pilot, tylko że cywilny”. Zacząłem się śmiać, no bo to jakieś kompletne jaja. W parominutowej rozmowie mojej żony z tym Ukrainkami jakoś samo wyszło, że one to żony żołnierzy, a w tym żona pilota. No dobra, jak już samo to wyszło, no to podchodzę do zespołu. Wszystkie panie dobrze mówiły po polsku, bo też śpiewają m.in. po polsku. I od tej chwili dowiedziałem się takich różnych rzeczy, że nawet nie będę tego opisywał szczegółowo, bo nie wolno pomagać wiadomo komu. Pani była nad wyraz rozmowna – tak rozmowna, że sama mi powiedziała takie rzeczy, o jakie chciałbym ją zapytać, ale nie śmiałbym. Jest żoną pilota MiG-a-29. Pani w wieku ~45-47. Rozmawiała ze mną takim fachowym językiem, jak gdyby była doświadczoną dziennikarką/publicystką lotniczą, albo sama była oficerem lotnictwa. Z tego, co mi przez te 5 minut powiedziała to można było czytać mnóstwo rzeczy zarówno między wierszami, jak i bezpośrednio. Powiedziała np. coś takiego: „Wie pan, oni latają tymi MiG-ami, ale nieraz żyją jak zwierzęta, nie mają się gdzie i jak nawet umyć i ogolić”. No to w takim razie wiadomo, skąd oni latają, ale to w końcu nie nowina. Na zakończenie powiedziała mi: „Proszę pana, wy sobie nie wyobrażacie, jak my wszyscy czekamy na F-16. Mój mąż to nie, bo na szkolenie wzięli tylko najmłodszych. Przecież naszych pilotów już od tak dawna szkolą na F-16. Dlaczego nam ich nie dają? My wam Polakom tak zazdrościmy, że je macie. Przecież nasi są już tak dobrze wyszkoleni w…” – tu pani wymieniła dwa państwa na dwóch kontynentach. Miałem niezłą przygodę w tę niedzielę.
-
Katastrofy i wypadki lotnicze
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na macvsog → Marynarka, Lotnictwo i okolice
Wysłuchałem konferencji prasowej NTSB, podczas której mówiono m.in. o tym, co będzie badane po tym wypadku. Cytat z gościa z NTSB – badane będzie: • aiframe and engine standard • airworthiness • operations • air traffic control • aircraft performance Czyli nie będą badane kompletnie żadne czynniki, jakie doprowadziły do śmiertelnych w skutkach wypadków lotniczych z 9 lutego 1982 r., albo z 24 czerwca 1994 r., albo z 21 sierpnia 1994 r., albo z 19 grudnia 1997 r., albo z 31 października 1999 r., albo z 29 listopada 2013 r., albo z 24 marca 2015 r. Czyli NTSB będzie sobie badała ten wypadek pod tezę. Pod tezę całkowicie, absolutnie całkowicie chroniącą pilota Craiga Hutaina. Nie ma to jak układy i układziki w każdej branży, lotniczej nie wyłączając. A gdy się widzi filmy z tego wypadku to pierwsze skrzypce w śledztwie powinna grać policja, a dopiero drugie NTSB. Ale tak nie będzie, jak głosi NTSB. Niepoważne i nieprofesjonalne. I nieuczciwe – przynajmniej jak na razie, bo może nadejdzie tam czas refleksji. -
Katastrofy i wypadki lotnicze
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na macvsog → Marynarka, Lotnictwo i okolice
@ M_M Skala gigantycznego nieprawdopodobieństwa tego wypadku jest taka, że niezmiernie interesują mnie wieloletnie relacje pilota Craiga Hutaina z kimś z załogi B-17, albo ze sponsorami tego B-17, ale także wszystkie inne relacje Hutaina z załogą tego samolotu - wszystkie towarzyskie, rodzinne, biznesowe, lotnicze, wszelkie emocjonalne. Oczywiście nikt nigdy o tym się nie dowie. Absolutnie nie dziwię się, że ten wypadek jest już w necie nazywany „atakiem kamikaze”. Wyjątkiem by to nie było w najnowszej historii lotnictwa. NTSB może sobie mówić, co chce, ale coś tu śmierdzi... Hutain nie robił niczego takiego, co odbierałoby mu widzenie B-17. A wręcz przeciwnie, miał King Cobrę dobrze obróconą wokół osi Y, żeby widzieć B-17. -
Jakieś 2-3 miesiące temu tłumaczył to płk Lewandowski (z powołaniem się na kwity) i to nikogo w kacapii nie oburza i nie interesuje. Żeby trafić w czołg artyleria NATO potrzebuje do 2 pocisków 155 mm. Żeby zniszczyć czołg artyleria ruskiej szumowiny potrzebuje 150-200 pocisków i to jest u nich normalne i jest wręcz wpisane do instrukcji.
-
Katastrofy i wypadki lotnicze
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na macvsog → Marynarka, Lotnictwo i okolice
Wypadek jest tak nieprawdopodobny, że żeby rozwikłać jego przyczyny potrzebne będą uprawnienia śledcze nie takie, jakie ma NTSB. Ja w każdym razie nie wierzę, żeby była podana dokładna przyczyna wypadku, a nawet jeśli jakaś będzie - bo musi być - to będzie podana z „ochroną dobrego imienia” co najmniej jednego uczestnika wypadku. Czekam kiedy debile od tych pokazów lotniczych oldtimerów rozwalą do końca zasoby tych historycznych konstrukcji. Właściciele tych oldtimerów są organicznie niezdolni do nauczenia się czegokolwiek i do wyciągania jakichkolwiek wniosków. -
Katastrofy i wypadki lotnicze
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na macvsog → Marynarka, Lotnictwo i okolice
Klasyczne przekleństwo pokazów lotniczych. Przestałem je tolerować i oglądać dekady temu widząc, jaka palma pilotom na pokazach odbija. -
Katastrofy i wypadki lotnicze
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na macvsog → Marynarka, Lotnictwo i okolice
Bycie lub nie bycie na pokazach w US nie ma nic do tego wypadku, do którego trwa symfonia dorabiania mu ideologii do najprostszych faktów. P-63 nie jest ciasnym zakręcie. Leci z niewielkim pochyleniem i przechyleniem, a to pochylenie tym bardziej dawało idealną widoczność tego, co przed nosem. Nie ma żadnej możliwości, żeby pilot P-63 nie widział B-17, chyba że doznał udaru, zawału czy czegoś w tym rodzaju, chociaż może być jeszcze jedna przyczyna też z zakresu nauk bliższych medycynie. Wypisywanie teraz w całym necie, że pilot P-63 chyba nie widział B-17 to robienie głupców z pilotów myśliwskich czasu II w.ś., którzy atakowali bombowce m.in. z takiej pozycji, jaką miał P-63 względem B-17. Więc co - atakowali bez widoczności celu? Badając ten wypadek powinno się skoncentrować na medycynie lotniczej (a głównie na jednej z jej dziedzin), bo nikt nie uwierzy, że w P-63 poszły jednocześnie popychacze lotek, steru kierunku i steru wysokości i że pilot nie mógł zejść z kursu kolizyjnego z B-17. -
To jest stety/niestety specyfika niemieckiej techniki. Miałem kiedyś okazję obserwowania przez pięć lat, jak różne rzeczy dla wojska z zakresu awioniki i łączności dla lądówki robią w jednej firmie maszyny ruskie, chińskie, francuskie, szwajcarskie, amerykańskie i niemieckie. Ruskie i chińskie – bardzo tanie w zakupie – psuły się średnio raz na trzy tygodnie, ale były tak proste, że nawet nie trzeba było sprowadzać do nich części, tylko te części sama sobie robiła firma-użytkownik tych maszyn. Maszyny francuskie i szwajcarskie – średnio drogie w zakupie – psuły się bardzo rzadko, w rozsądnych granicach, a ich serwisowanie może nie było najtańsze, ale też mieściło się w granicach ekonomicznie akceptowalnych. Urządzenie amerykańskie nie zepsuło się nigdy, przynajmniej w latach mojej obserwacji. Maszyna niemiecka to odrębna historia. Była tak potwornie droga, że musiało się na nią zrzucić kilka firm współpracujących z tą, która jej używała. Stopień skomplikowania tej maszyny był taki, że była po wielokroć większa od pozostałych. Długo się nie psuła, ale jak już to nastąpiło to musieli do niej przyjechać specjalni mechanicy z RFN, a koszty naprawy były masakryczne. Doszło w końcu do tego, że maszynę tę sprzedano, bo koszty jej utrzymania przewyższały korzyści płynące z użytkowania tej maszyny. Coś się obawiam, że PzH 2000 może być z tej samej wycieczki, co znana mi niemiecka maszyna wspomniana powyżej.
-
Z przyczyn zawodowych obserwowałem to zjawisko z dużym zainteresowaniem. Nie od razu okazało się, że Krab na realnej wojnie sprawuje się lepiej, bo nie od razu okazywały się różne rzeczy w związku z PzH 2000. Potężny aparat niemieckiej komunikacji marketingowej solennie zapracował na wizerunek „najlepszości na świecie” PzH. Miała mieć m.in. najwyższą szybkostrzelność, najlepszy automat ładowania, miała być nabita słynną niemiecką mechaniką precyzyjną, miała być mistrzostwem świata w ergonomii stanowisk pracy załogantów itp., itp. I może to wszystko ma, tylko że jest dobra na poligon, a nie na wojnę, jak się teraz okazało. PzH jest przekombinowana i zawodna już choćby z jednego powodu - ma za dużo współpracujących ze sobą części, a geniusz zawsze tkwi wyłącznie w prostocie. Wojskowi Zachodu na takie przekombinowane urządzenia wojskowe, niepotrzebnie skomplikowane mają od zawsze dobre określenie - Rube Goldberg Machine.
-
Viva Polonia!!! Nie mam czasu tłumaczyć teraz z ukraińskiego - jakiego uczą nas mieszkające z nami dwie Ukrainki - ale szkopskie PzH 2000 to jest zero w porównaniu do polskich Krabów. Kraby wygrywają z przereklamowanymi PzH 2000 wszystkim - funkcjonalnością, bezawaryjnością, niezawodnością, user-friendly, celnością (przy użyciu np. Excaliburów nie certyfikowanych przez durne WP) itd. I mówią to nie jacyś ukraińscy amatorzy, tylko przedwojenni oficerowie ich artylerii.
-
„Kultura osobista”, nie chamstwo, oraz „miłość bliźniego” Jarosława Kaczyńskiego i jego partii. Kto nie głosuje na tę societę ten jest: • hitlerowcem - © Jarosław Kaczyński • zdradziecką mordą - © Jarosław Kaczyński • agentem śpiochem - © Jarosław Kaczyński • kanalią - © Jarosław Kaczyński • przestępcą - © Jarosław Kaczyński • elementem animalnym - © Jarosław Kaczyński • współpracownikiem Gestapo - © Jarosław Kaczyński • tym, co stał po stronie ZOMO - © Jarosław Kaczyński • następcą IV Departamentu MSW - © Jarosław Kaczyński • chamską hołotą - © Jarosław Kaczyński
-
Ależ dajmy pożyć naszemu przyjacielskiemu, sympatycznemu współforumowiczowi „Kazikowi S.”. Ponieważ dziennikarzem, publicystą i wydawcą mediów wojskowo-lotniczych jestem od roku 1985 i przeżyłem już groźby niezliczonych procesów sądowych (nigdy żadnego nie było), pobicia i zabicia, więc z dużą ciekawością czekam, jaką ofertę „czegoś” ma dla mnie „Kazik S.”? To naprawdę niezwykle interesujące. Zasmucająca wiadomość dla „Kazika S.” jest taka, że odkąd napisałem kiedyś artykuł o tym, jak polscy piloci śmigłowcowi szkolili juntę etiopską na Mi-24 i ta junta wykorzystała polskie szkolenie do mordowania tymi śmigłowcami własnego narodu to dostawałem potem telefony bardzo elegancko poświęcone temu, że zostanę zabity za ten artykuł. A jakoś żyję i na takie groźby, jak „Kazika S.” patrzę z całą tolerancją, życzliwością i sympatią. Takie groźby spływają po mnie, jak po kaczce (ufff, chyba znowu będzie kolejny proces za nazwanie tego miłego zwierzątka). Po donosie „Kazika S.” na mnie z olbrzymią przyjemnością stanę przed… tu mam kłopot z tym, jak to „coś” nazwać? W normalnym państwie – z pełnym szacunkiem dla naszej zacnej państwowości – należałoby to „coś” nazwać niezależnym sądem, ale ponieważ tutejsze państwo (chwilowo, tylko do końcówki roku 2023) normalnym nie jest, więc tego „czegoś”… z ubolewaniem nie wiem, jak nazwać, ponieważ to „coś” nie ma właściwej sobie nazwy zważywszy, że tutejsze państwo (jeszcze) jest w UE. Z przyjemnością będę wypatrywał „smutnych panów”, którymi grozi mi „Kazik S.”. Przed tak zwanym „sądem” tego czegoś, co teraz zwie się polską państwowością, z przyjemnością stanę razem z tymi, którzy kłamstwa, brednie, kompletne androny i oszustwa wygłaszane na temat posiadanej przez Polskę broni rakietowej wygłaszane przez szefa tego państwa obnażyli publicznie, bo w mediach. Czyli staniemy przed „sądem” ja, Michał Likowski, Marek Świerczyński, Michał Fiszer, Maksymilian Dura i Bartosz Głowacki. Jaka olbrzymia szkoda, że będę ich musiał powołać na świadków okłamywania polskiego społeczeństwa przez osobnika znającego się najlepiej zarówno na wojskowości, jak i na ginekologii polskich (nierodzących) 25-latek.
-
Speedy, take it easy, of course, ale przy okazji sprawdź sobie dla dobrego humoru to, co mów o polskim (bo nie greckim) pi er kwadrat stary, homoseksualny, brudny, niedomyty, obsypany łupieżem dziad i o pociskach Patriot.
-
Ale po co Ty się wypowiadasz o jakiejkolwiek wojskowości, gdy nie masz o niej pojęcia? Tak, jak ja, i sto procent tutejszych forumowiczów. No co Ty? Nie znasz wykładu (BACZNOŚĆ!) Prezesa o pociskach, technice rakietowej i w ogóle o tym wszystkim, co wojskowe, a przemieszcza się w ośrodku powietrznym? Prezesa, który w wojsku przesłużył dekady i jest doktorem wszechnauk wojskowych. Weź Ty amatorze zamilcz, gdy mówi (BACZNOŚĆ!) Prezes.
-
Wojna to najlepszy biznes - wiadomo nie od dziś i Andrew Higgins (gdyby żył) byłby najlepszym wykładowcą w tej kwestii. Nie ma to jak żerować na ludzkim strachu - też idealny biznes na czas wojny. Obrzydliwe to jest, ale to nie odkrycie. Jeden uspokaja (ukazało się w zeszłym miesiącu); Drugi straszy (ukaże się za dwa dni): A kasa od durnej, spanikowanej gawiedzi leci... Pisałem chyba w Vol. 2 albo Vol. 3 - sto procent znanych nam z żoną singielek albo zaczęło kompletować „plecak ucieczkowy”, albo pyta wszystkich znanych im mężczyzn co robić, czy się szykować do przetrwania/ucieczki/emigracji itp. A pisarczykowie różnych treści tylko na tym żerują.
-
Standardy ruskich śmieci bez żadnej wojny. Nad Zalewem Zegrzyńskim byli Rosjanie. Zniszczyli wszystko
-
Lepszy net niż ta Twoja „wiedza”, którą rozpoznałem jakiś czas temu.
-
Posłuchaj sobie w necie, jak siada w jednym pokoju Ukrainiec i człowiek NATO i w parę godzin integrują wojskowe sprzętowe/uzbrojeniowe rzeczy „nieintegrowalne”, bo niewyobrażalne dla domorosłych speców. Posłuchaj sobie w necie, jak polskie Kraby z idealną celnością walą na Ukrainie Excaliburami nie certyfikowanymi w Polsce i „nie zintegrowanymi” z Krabami.
-
Forumowicz Lycena33 myśli, że wszystkie awioniczne rozumy skonsumował gdzieś obok schabowego z kapustą. Kto Argentyńczykom podczas wojny o Falklandy zintegrował Exocety z Super Etendardami? Izraelczycy, którzy w życiu nie mieli Exocetów i się do nich nigdy nigdzie nie dotknęli. Nie ma takich rzeczy, jakich nie można ze sobą zintegrować. Brytyjczykom w najczarniejszych snach nie śniło się, że Harrier GR Mk 3 będzie musiał być zintegrowany z AIM-9L. A gdy wybiła czarna godzina to dało się? Dało się. Wprawdzie „na chama”, ale dało się. Tak, jak integracja HARMów z MiG-ami-29. Niby niewyobrażalne, a dało się? Dało. W mrokach komuny osiem polskich Su-22M4 dało się zintegrować z awioniką Texas Instruments i Datel? Dało się. Niewyobrażalne nieprawdaż? Gdybym sam nie miał z tym do czynienia to pewnie bym nie uwierzył...
-
Piękna rzecz. Podczas II w.ś. skopiowali ten plecak Kanadyjczycy, Brytyjczycy i Amerykanie. W Polsce mieszka obywatel brytyjski, który jest być może największym światowym kolekcjonerem takich plecaków, bo ma na ich punkcie kompletnego (pozytywnego) bzika.
-
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Jedburgh_Ops → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
O jej, o jej, chyba się rozpłaczę ze wzruszenia nad „etyką” Altairu. Jaka szkoda, że nie mam czasu opisywać, jak Altair żeruje na publicystach lotniczych; jaka szkoda, że nie mam czasu opisywać, w co mnie Altair wrobił, gdy ważyły się losy zakupu przez PL samolotów szkolenia zaawansowanego dla wojska; jaka szkoda, że nie mam czasu opisywać, jakimi gangsterskimi metodami pracował były marketingowiec Altairu Wojciech N., a świadkiem tego jestem nie tylko ja. Jaka szkoda, że nie mam czasu opisywać, jak Altair zachowywał się - z jaką „etyką” - w czasie przetargu na śmigłowce dla Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni. Ale w sprawach smoleńsko-maciorowiczowskich Hypki oczywiście ma rację. -
PiS tatuś ukradł 100 tysi € PiS synuś – bandyta i nożownik oraz alkoholik Klasyczna bogobojna PiSowska rodzinka, ponieważ… „kto nie ma pokus” PiSowska troglodyterka czująca swój koniec, jak ze słynnej grafiki Paula Klee.
-
-
Cóż za podstępny - ale jakże udany - sabotaż u pisowskiej szumowiny. Jak nic te wina są alkoholizowane, oj wstyd wy winiarnie proszę winiarni Château Tusk.
-
Jaki tatuś (złodziej diet UE jeżdżący ponoć kabrioletem zimą) taki synuś. Nożownikiem być na chwilę przestał to przynajmniej stał się melomanem i zaczął słuchać płyt (chodnikowych). Jakaż niepowetowana szkoda, że leżąc na zimnym chodniku nie przytulił się do pisowskiego sędziego Zaradkiewicza, bo ten przynajmniej - niebożątko - był w piżamce i może synusia Czarneckiego ogrzałby co nieco. Pisowskie bydło, szumowina, męty, degrengole.