Skocz do zawartości

Czy polska kawaleria atakowała niemieckie czołgi?


Rekomendowane odpowiedzi

Polscy kawalerzyści zadali Niemcom ciężkie straty. Hitlerowska dywizja pancerna próbowała zająć Warszawę, ale powstrzymał ją niewielki oddział naszych obrońców. A pierwsze strzały II wojny światowej wcale nie padły na Westerplatte. O faktach i mitach Kampanii Wrześniowej rozmawiamy z profesorem Jerzym Maroniem, historykiem z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Od lat panuje przekonanie, że pierwsze strzały II wojny światowej rozległy się na Westerplatte...
To nieprawda. Dokładnie o 4.30 zbombardowano Wieluń. To 15-tysięczne miasteczko stało na drodze niemieckiej ofensywy w stronę Warszawy. Wieluń został zrównany z ziemią. W miasteczku nie było fabryk broni, czy innych zakładów zbrojeniowych. To był typowy atak terrorystyczny. Zresztą, przeprowadzony zgodnie z oficjalnymi instrukcjami Luftwaffe. Wiele się mówi o nalotach dywanowych na niemieckie miasta pod koniec wojny. Biorąc pod uwagę liczbę samolotów (30-40 sztuk), zrzuconych bomb oraz wielkość Wielunia, można stwierdzić, że to też był nalot dywanowy.

Inna podnoszona legenda, to szarża kawalerii z szabelkami na czołgi.
To kompletna bzdura!
Nie było takiej szarży. Regulamin mówił jasno, że kawalerzyści nie mogli atakować nawet stanowiska karabinu maszynowego, a co dopiero czołgi. Owszem, była jedna sytuacja, gdy - podkreślmy: przypadkowo - nasi kawalerzyści natknęli się na dwa wozy pancerne najeźdźców. Ponieśliśmy wtedy ciężkie starty. Kawaleria - mądrze wykorzystywana - była bardzo skuteczna. Kawalerzyści, co ważne, walczyć mieli pieszo. W bitwie pod Mokrą, zaraz po przekroczeniu granic przez Niemców, pułkownik Filipowski zatrzymał natarcie dywizji pancernej. Działał zgodnie z regulaminem. Warto wiedzieć, że niedaleko granicy z Prusami Wschodnimi, pod Walewicami, doszło do potyczki kawaleria z kawalerią. Nasi żołnierze po Niemcach się po prostu przejechali. Dowódcą naszego oddziału był Michał Gutowski - znakomity jeździec. Po wojnie osiedlił się w Kanadzie. Tam trenował reprezentację olimpijską tego kraju w jeździectwie. Na igrzyskach w Meksyku, w 1968 roku, zdobył złoto. Tuż za Kanadą uplasowała się drużyna Niemiec, którą trenował... oficer z wyżej wspomnianej potyczki. Zagaił do Gutowskiego, że drugi raz się po nim przejechał, mając na myśli wcześniejsze zawody sportowe. Gutowski odparł, że nie drugi, tylko trzeci i przypomniał Walewice.

Czy to prawda, że gdybyśmy wygrali bitwę nad Bzurą, kampania wrześniowa mogłaby zakończyć się naszym sukcesem?
Nie, wtedy już wojna była przegrana.
Na pewno kampania wydłużyłaby się o kilka dni, może linia frontu przesunęłaby się za Łódź, ale to wszystko.

Wiele osób mówi o bohaterskich obrońcach Warszawy.
A na dobrą sprawę w samym mieście żadnych walk nie było. Stolica była oblężona, ostrzeliwana i bombardowana. Niemiecka dywizja pancerna próbowała zdobyć miasto z marszu. Ale żołnierze Wehrmachtu zostali zatrzymani siłami 1,5 kompani!
Polski generał Juliusz Rómmel, jeden z dowódców oblężonej Warszawy, był krewnym niemieckiego generała Erwina Rommla?
A skąd! Nazwiska faktycznie są podobne. Rodzina generała Rómmla wywodziła się z Litwy. Interesujące, że w rodzinie naszego generała w różny sposób pisano nazwisko: czasami ómmel", a niekiedy ummel".

Powiedzmy o walkach na wschodzie. Czy rzeczywiście nasze jednostki nie stawiały oporu Armii Czerwonej?
Na wschodzie stacjonowało raptem 200 tysięcy naszych żołnierzy i nie były to doborowe wojska. Wódz naczelny wydał wyraźny rozkaz, żeby nie strzelać do Rosjan. Nie wszyscy się do niego zastosowali. Najcięższe walki prowadzono w Grodnie. Walczono też w Wilnie. Interesujące, że ci, co walczyli, trafili do więzień i przeżyli, a ci którzy z walki zrezygnowali, trafili do obozów i zginęli.

Podobno polskie wojsko kilka razy przekroczyło granicę z Niemcami. Czy to prawda?
Generał Czesław Młot-Fijałkowski otrzymał specjalne polecenie od naczelnego dowództwa. Miał użyć Podlaskiej Brygady Kawalerii do rekonesansu na terenie Prus Wschodnich. Jednak zaraz po przekroczeniu granicy Polacy napotkali silny opór Niemców. Wróg był dobrze wyposażony w broń maszynową i haubice. Nasze jednostki musiały się wycofać. Mimo że nie udało się opanować terenu, to ten wypad na teren wroga uznano za udany. Bo nasi żołnierze rozpoznali, że w okolicy nie ma poważnych sił. Wzięci do niewoli Niemcy byli żołnierzami straży granicznej i lokalnej jednostki z Ełku. Podobny sukces osiągnęli za to żołnierze 55. Pułku Piechoty Wielkoposkiej. Na rozkaz generała Romana Abrahama 2 września Polacy mieli się przedrzeć przez granicę, w stronę Wschowy (wtedy Fraustadt). Nasi po krótkiej walce zdobyli przygraniczną strażnicę niemiecką. Następnie żołnierze skierowali się w stronę wsi Dębowa Łęka (wtedy Geyersdorf). Piechurzy opanowali miejscowość i poczekali na artylerię. Gdy ta przybyła, otworzono ogień na przedmieścia Wschowy. Mieszkańcy wpadli w panikę. Tego typu akcje Polaków nie miały wielkiego znaczenia militarnego. Za to podnosiły morale naszych żołnierzy.
A bombardowanie Berlina?
Lekki bombowiec PZL-23 Karaś faktycznie dotarł na przedmieścia Berlina. To miał być lot rozpoznawczy. Wielu szkód w stolicy III Rzeszy jednak nie wyrządził...
http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/647683,czy-polska-kawaleria-atakowala-niemieckie-czolgi-wywiad,id,t.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jedyny konkretny komentarz pod spodem....
Greg (gość), 01.09.12, 02:02:54


Wizerunek polskiej kawalerii, atakującej pancerze czołgów szabelkami i lancami, możemy już na wstępie wsadzić sobie głęboko...To co widzimy w niemieckich filmach propagandowych, czy w filmach takich jak np. "Lotna to wierutne bzdury. Nieprawdą jest też, że Polacy atakowali pancerze czołgów szablami, bo myśleli, że są z tektury.Taki wizerunek polskich głupich ułanów wykreowano w komunistycznej Polsce, propaganda faszystowska też się do tego przyczyniła.Natomiast wypady pojedynczych ułanów, także z użyciem szabel, FAKTYCZNIE miały miejsce, ale nie wyglądały tak, jak to głosi mit, ponadto, były one ZABÓJCZO SKUTECZNE!Ułani nie byli głupi, i nie kruszyli szabel na pancerzach czołgów...Nie byli też tchórzami, i nie uciekali, ale zbrojnie przeciwstawiali się czołgom, w jaki sposób? Było ich kilka:1)Szybko i niepostrzeżenie podjeżdżali do czołgu, i za pomocą szabel przecinali przewody paliwowe w otwartej wcześniej przez nich komorze silnikowej, co powodowało obfity wyciek paliwa, lub nawet unieruchomienie czołgu.2)Kawalerzyści szybko podjeżdżali do czołgów, przymocowywali materiały wybuchowe do ich pancerzy, a granaty wrzucali pod czołg w celu unieruchomienia go (rozwalali gąsienice), następnie uruchamiali zapalnik, i odjeżdżali, aby umknąć przed wybuchem.Czołg wybuchał, a załoga w środku paliła się żywcem.3)Niszczono czołgi za pomocą granatów wrzucanych pod gąsienicę, w celu unieruchomienia czołgu, a następnie obrzucano czołg butelkami z benzyną,czołg stawał w płomieniach.W opisanych powyżej działaniach kawalerzyści mieli przewagę nad piechotą, gdyż poruszali się szybciej, mogli prawie bez strat podjechać do czołgu i równie szybko mogli uciec przed wybuchem.Usmażenie się w stalowej puszcze po zaatakowaniu którymś z powyższych sposobów nie przedstawiało się dla załogi zbyt optymistycznie.Ci czołgiści, którzy tego doświadczyli i przeżyli, przekazywali to innym, w rezultacie czego, kilkanaście incydentów przeobraziło się w plotkę, która zyskała ogromne rozmiary, i wśród wielu niemieckich czołgistów zapanował strach przed spłonięciem żywcem, na skutek ataku nieludzkich kawalerzystów. Po prostu niemieccy czołgiści bali się bliskich starć sam na sam, z oddziałkiem kawalerii, przeciętny czołg był wyposażony w 1, najwyżej 2 karabiny maszynowe, których swobodę ostrzału ograniczała wysokość na jakiej były umieszczone, i ograniczone możliwości ruchu na bok, tak więc kawalerzyści mogli bardzo łatwo zajść taki czołg, ze strony, po której nie było karabinów maszynowych, lub też szybką szarżą w kilka sekund zbliżyć się do czołgu. Działa były w takim wypadku zupełnie bezużyteczne.Tak więc często załoga czołgu po prostu opuszczała maszynę i poddawała się.Szczególnie łatwym celem były osamotnione czołgi, lub małe ich grupki, pozbawione wsparcia piechoty. Zdarzały się też takie akcje, przeciwko czołgom, wspieranym przez piechotę (przeważnie w lasach, lub w terenie, w którym można łatwo zaskoczyć wroga), wtedy nagłym atakiem kawalerzyści atakowali piechurów, wyżynali ich, i następnie w opisany powyżej sposób unieszkodliwiali czołgi.
Absolutnie nie uważam takiego postępowania jako głupie. Nie były też to "samobójcze ataki, choć niewątpliwie ryzykowne.Uważam, że takie postępowanie, nie dość, że było skuteczne, pozwalało uszkodzić lub zniszczyć czołg, a tym samym zabić jego załogę, skromnymi środkami i w dodatku było bohaterskie, i niezbędne w tamtym okresie, a także pomysłowe.Wszyscy ci ludzie są bohaterami, ale kawaleria WP z 39, to więcej niż bohaterowie, to postrach niemieckiego żołnierza, który bał się jej tak bardzo, że musiał upokorzyć ją w fałszywych filmach propagandowych, aby zmniejszyć swój strach..."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasuwa się stwierdzenie że niektórzy dalej myślą, że przed wojną u nas żyli debile lub tylko takowych po specjalnych badaniach przyjmowano do kawalerii.
Temat już był omawiany na forum i wyjaśnione było skąd się wzięła taka urbanlgend
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mit trwa, powielany przez media. Kto oglądał Apokalipsę w National Geographic ten miał okazję usłyszeć o szarżach polskich ułanów na czołgi i zobaczyć końskie trupy i poległych, chociaż oczywiście samej szarży wszędobylskim niemieckim operatorom nie udało się sfilmować. :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Postaram się w weekend wrzucić fotki książki jaką posiadam. Książka niemiecka opisująca kampanię w Polsce, a na okładce...szarżujący ułani na niemieckie czołgi! Taka ciekawostka:)
Wiadomo propaganda.

Pozdrawiam


PS. posiada ktoś może jakieś inne źródła pisane z okresu przedstawiające ww. zdarzenie, tj. szarżę naszych ułanów na czołgi?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szarża na czołgi?
Polecam poczytać regulamin walki kawalerii, ostatni który ukazał się przed samą wojną.

Zasadniczo podstawowa rzecz- kawaleria walczy pieszo, porusza się konno.
Szarża mogła wyniknąć tylko w zasadzie podczas przemieszczania się oddziału konno, i zauważenia oddziałów npla, natomiast na pewno nie jako zaplanowany atak, zwłaszcza na broń pancerną..

Dość dobrze z mitem szarży na czołgi i wajdowym biadoleniem z porażki polskiej kinematografii lotna", rozprawia się w swojej książce Anatomia Boju" pan Andrzej Wilczkowski.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)Pewien wrześniowy mit przylgnął do nas tak skutecznie, że nadawałby się na coś w rodzaju polskiego logo. Można go przedstawić za pomocą niezwykle prostego piktogramu. Polska szabla skrzyżowana z lufą niemieckiego czołgu. A proste wzory są przecież łatwe do rozpoznania.

Przyczynił się do tego zresztą sam wielki Andrzej Wajda. W powstałym w 1959 roku filmie „Lotna” reżyser umieścił niezapomnianą scenę, w której widać kawalerzystę szarżującego na niemiecką kolumnę pancerną. Wajda oczywiście wcale nie miał zamiaru ośmieszać bohaterów polskiego września. Ułanem był przecież jego, zamordowany później w Katyniu ojciec. Mistrz filmowej alegorii w tym jednym desperackim geście zapragnął po prostu zmieścić opowieść o końcu pewnej epoki.

Obraz ten w takim stopniu utkwił w zbiorowej świadomości kinomanów na całym świecie, że do dzisiaj na poświęconej historii II wojny światowej stronie portalu BBC można przeczytać, że we wrześniu 1939 roku „12 polskich dywizji to uzbrojona w lance i szable kawaleria, która nie była w stanie poradzić sobie z czołgami”. Ma się to tak samo do rzeczywistości, jak to, że Brytyjczycy samodzielnie złamali kod Enigmy. (...)We wrześniu 1939 Polska dysponowała 11 brygadami kawalerii, a nie 12 dywizjami. W dodatku formacje te były przeznaczone do zupełnie innych zadań, niż się to wydaje „historykom” BBC.
Już podczas wojny z bolszewikami w 1920 roku polscy dowódcy przekonali się, że wojna pozycyjna, taka jak ta, która skończyła się w Europie dwa lata wcześniej, to już historia. Dlatego też, w czasie gdy nasi sojusznicy, czyli Wielka Brytania i Francja, wciąż ćwiczyli walkę w okopach i przygotowywali się do zastosowania takiej samej taktyki, jak podczas bitwy pod Sommą czy Verdun, polskie wojsko szykowało się do wojny manewrowej, w której najważniejszą rolę miała odegrać umiejętność szybkiego przemieszczania się.

Taktyka, którą stosowali polscy ułani, przypominała bardziej tę, którą obecnie stosuje kawaleria powietrzna. Jedyna różnica polegała na tym, że w 1939 zamiast helikopterów używane były konie. Kiedy żołnierze docierali na pole walki, zsiadali z nich i do boju ruszali na piechotę. Podczas kampanii wrześniowej oddziały te wykazały się bardzo wysoką skutecznością i dzięki swej mobilności wielokrotnie zdołały spowolnić niemiecką machinę wojenną.

Wbrew pozorom polska kawaleria wcale nie była też bezbronna w konfrontacji z czołgami. Ułani wyposażeni byli w polskiej produkcji karabiny przeciwpancerne UR i nowoczesne lekkie przeciwpancerne armaty Bofors 37 mm. Zarówno jedne jak i drugie były w stanie spenetrować bez problemu pancerz wszystkich używanych w tym czasie przez Niemców pojazdów. Wermacht przekonał się o tym już pierwszego dnia wojny, kiedy pod Mokrą jedna brygada kawalerii przez cały dzień skutecznie powstrzymywała całą pancerną dywizję, wspieraną dodatkowo przez Stukasy. W trakcie bitwy Niemcy stracili ponad 1000 żołnierzy oraz 150 czołgów i samochodów pancernych. Polskie straty wyniosły 500 żołnierzy, 5 dział, 4 armatki przeciwpancerne i 300 koni.

Narodziny mitu

Najsłynniejsza wrześniowa szarża miała miejsce 1 września pod Krojantami. Polska jazda, przekonana o tym, że atakuje jedynie batalion odpoczywającej niemieckiej piechoty, dostała się pod ogień karabinów maszynowych zamaskowanych samochodów pancernych. W efekcie śmierć poniosło 25 polskich ułanów. Natychmiast po bitwie Niemcy sprowadzili na jej pole swoje czołgi i porozstawiali je pomiędzy ciałami poległych Polaków i ich zabitych koni. Dopiero potem na miejsce zaproszeni zostali dziennikarze, wśród których znajdował się włoski korespondent Indro Montanelli. Przejęty tym, co zobaczył, Włoch „na kolanie” napisał artykuł o tym, jak to bohaterscy i odważni polscy żołnierze z szablami w rękach stawiają czoła niemieckim tankom. Za włoską prasą piękną i chwytającą za serce historię powtórzyły gazety na całym świecie. I tak oto narodził się mit, który 20 lat później podchwycił pewien młody, zafascynowany ideą równości i braterstwa reżyser.
http://magazyn.goniec.com/291/z-szabla-na-czolgi/
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

les05 normalnie śmiać mi się chce, poczytaj proszę. Jeżeli wierzysz jeszcze ze obraz przedstawia prawdę historyczną to proszę powiedz co to za typ czołgu niemieckiego z 1939, wszak tam czysta prawda pędzlem malowana.
A otwory w pancerzu pewnie od lancy?
PS. przedstawiłeś wczesną wersję obrazu jest jeszcze późniejsza trochę inna.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polecam wszystkim najnowszy numer Techniki wojskowej Historia. Świetny tekst, którego dobrze ugruntowana puenta, że gdyby nie 17 września, to KTO WIE? Dobry tekst również o stanie naszego lotnictwa i szczegółowy opis obrony piotrkowa. Polecam, choć rzecz tania nie jest.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro piechota wskakiwała na pancerze czołgów z granatami lub z bronią krótką to dlaczego ułan nie miał wyskoczyć galopem z jakiegoś młodnika z granatem czy benzyną.
A jeśli za pojazdami poruszała się piechota to szarsza z zaskoczenia z szablą w dłoni na piechotę spowodowała by mały szok i przerażenie walka na dystans to tylko strzał a na bagnety czy szablę to już inna bajka.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie