Skocz do zawartości

Trudna Niepodlegóść


Rekomendowane odpowiedzi

Uważam Rze", 6.11.11
Piotr Zychowicz

TRUDNA NIEPODLEGŁOŚĆ



W 1918 r. istniały trzy Polski. Różniły je systemy monetarne, prawo, ruch drogowy, mentalność i tradycje. 20 lat później do II wojny światowej przystąpiło już zwarte, skonsolidowane państwo



Twórcy II Rzeczypospolitej mieli przed sobą znacznie trudniejsze zadanie niż twórcy jej następczyni w roku 1989. Nie dość, że kraj był spustoszony po najeździe bolszewickim i wielkiej wojnie, której fronty kilkakrotnie przewalały się przez polskie terytoria, to powstający organizm państwowy musiał być składany z trzech części. Każda z nich do niedawna wchodziła w skład innego zaboru.

Gdy w roku 1922 ostatecznie ustaliły się granice Polski, liczyła ona 388 634 kilometry kwadratowe, czyli o 76 tysięcy więcej niż obecnie. 66,9 proc. tego terytorium wchodziło wcześniej w skład zaboru rosyjskiego, 20,6 proc. należało do Cesarstwa Austro-Węgierskiego, a 12,5 proc. do Cesarstwa Niemieckiego. Jedyną cechą, która łączyła te ziemie, był fakt, że mieszkali na nich Polacy. Poza tym niemal wszystko je różniło.

– Zdecydowanie łatwiej wyliczyć podobieństwa niż różnice. Te zabory to były trzy różne światy, trzy różne cywilizacje. Zabór pruski był zorganizowany zdecydowanie najlepiej. Potem był austriacki, a najgorzej było w zaborze rosyjskim – mówi w rozmowie z „URz” krakowski historyk prof. Andrzej Sowa. – Rozwój infrastruktury to jednak tylko jedna z różnic. Mieszkańcy trzech zaborów mieli różne doświadczenia, tradycje, język i mentalność.

Galicja jak Szkocja

Podstawowym problemem, przed jakim stanęli twórcy Niepodległej, była komunikacja. Przede wszystkim koleje, które do siebie nie pasowały. Po zaborcach pozostały dwa rodzaje torów (szerokie w Rosji, wąskie w Niemczech i Austro-Węgrzech) oraz trzy systemy hamowania. Nie mówiąc już o innej sygnalizacji. Aby przejechać całą Polskę, na początku musiano więc się przesiadać. Dopiero w połowie lat 20. udało się całkowicie zunifikować sieć torów.

– Kolosalne różnice pozostały jednak do dziś. Mój ojciec był kolejarzem i gdy byłem mały, pokazywał mi mapy torów w Polsce. W byłym zaborze niemieckim gęsta sieć, a w rosyjskim kilka linii na krzyż. Te różnice są widoczne nawet dla dziecka – mówi prof. Sowa. – Wbrew stereotypowi nie wynikało to jednak z zapóźnienia Rosji. Carat po prostu nie inwestował w sieć kolejową w Królestwie Polskim, bo traktował je jako teatr przyszłej wojny. Pamiętając o doświadczeniu z czasów napoleońskich, Rosjanie zakładali, że w początkowej fazie wojny będą się musieli z Polski wycofać. Nie chcieli zostawiać przeciwnikowi infrastruktury.

W zaborach obowiązywały różne kalendarze, a nawet inny ruch kołowy. O ile w Niemczech i Rosji jeżdżono po prawej stronie, to w państwie Franciszka Józefa obowiązywał ruch lewostronny. I była to różnica, do której mieszkańcy Galicji byli niezwykle przywiązani. Do tego stopnia, że jeszcze długo po 1918 r. jeździli po swojemu. Jadąc z Warszawy do Lwowa, w pewnym momencie trzeba było zmienić stronę jazdy, aby uniknąć zderzenia czołowego.

– Oczywiście wywoływało to olbrzymie zamieszanie. To tak, jakby dzisiejszego kierowcę polskiego autobusu nagle przenieść do Szkocji. I to bez przekroczenia granicy – mówi „URz” dr Marek Deszczyński z Uniwersytetu Warszawskiego. – Część samochodów miała kierownice po prawej stronie, a część po lewej. Jeszcze inne na wszelki wypadek robiono od razu z kierownicą pośrodku. Wtedy pasowały zarówno na ulice Poznania, Warszawy, jak i Lwowa.

Na terenie Polski w 1918 r. w obiegu było sześć walut. Marka niemiecka, marka Ober-Ostu, marka polska wydawana już w Warszawie przez stworzone przez Niemców władze, korona austriacka, rubel carski oraz tzw. kierenka. – Powoli, wraz z postępem polskich wojsk i zdobywaniem kolejnych prowincji, dołączano je do strefy marki polskiej. Przypominało to nieco obecne rozszerzanie strefy euro – opowiada Deszczyński. Dopiero w 1924 r. do obiegu wprowadzono złotówkę.

Urzędnicy i żołnierze

Problemy wystąpiły także na poziomie ludzkim. Pomiędzy Polakami pochodzącymi z różnych zaborów często dochodziło do zabawnych nieporozumień czy sporów. Na przykład niemal całą Polskę zalali urzędnicy z Galicji. Tam udział Polaków w lokalnej administracji był bowiem największy i ludzie ci mieli niezbędne doświadczenie. Problem w tym, że ich służbistość i drobiazgowość – cechy podobno charakterystyczne dla cesarsko-królewskich urzędników – doprowadzały do szału mieszkańców pozostałych dzielnic.

– Mówiło się, że ze wszystkich biurokracji najgorsza jest biurokracja austro-węgierska. Mieszkańcy byłego zaboru pruskiego takich przybyszy nazywali zgryźliwie galicyjskimi kongresowcami. Decyzję o ich przysłaniu do Poznania podejmowała bowiem Warszawa – mówi dr Deszczyński. – Poznaniacy nie mogli zrozumieć, jak przybysze z biednej Galicji mają mówić im, jak mają zarządzać własnym bogatym krajem. Nie przez przypadek na początku II RP istniało odrębne Ministerstwo byłej Dzielnicy Pruskiej.

Byli poddani Franciszka Józefa doprowadzali zresztą często swoich rodaków z Poznania czy Warszawy do łez. Używali bowiem wyrażeń wzorowanych na biurowym żargonie austriackim, które po polsku brzmiały groteskowo, oraz starali się przenosić na nowy grunt egzotyczne zwyczaje panujące w Austro-Węgrzech. – Choćby taki, że przełożony, żegnając się z podwładnymi, kłaniał im się w pas. Gdy mieszkańcy Kongresówki widzieli coś takiego, wybuchali śmiechem – opowiada dr Deszczyński.

Polacy pochodzący z różnych zaborów mieli nawet inne nawyki żywieniowe. Galicjanie zajadali się pierogami ruskimi. Nie znali natomiast popularnej w byłej Kongresówce zalewajki czy przysmaków ziem byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego – kołdunów, blinów ze śmietaną czy kartaczy. Byli poddani cesarza niemieckiego gustowali zaś w pyzach, rogalach marcińskich czy sznekach z glancem.

Instytucją, w której przedstawiciele poszczególnych zaborów ścierali się najsilniej, było jednak wojsko. I często rywalizacja ta przybierała formy otwartej nienawiści. W korpusie oficerskim Wojska Polskiego osobne frakcje tworzyli byli oficerowie Legionów, byli oficerowie armii austriackiej oraz byli oficerowie armii rosyjskiej. Oficerów wywodzących się z armii niemieckiej było w WP niezwykle mało. Polacy służyli w niej bowiem raczej w niższych rangach.

Przedmiotem sporów między starymi żołnierzami była wielka wojna, podczas której walczyli przeciwko sobie we wrogich armiach i antagonizm ten przenieśli do wojska odrodzonej Rzeczypospolitej. W państwach zaborczych obowiązywały także inne regulaminy, inny sposób wyszkolenia, inne tradycje, słownictwo, inna filozofia dowodzenia. Wszystko to wywoływało olbrzymie trudności we współpracy pomiędzy oficerami. Często zresztą panowie nie bardzo się nawzajem rozumieli.

– Jedni wtrącali rusycyzmy, drudzy zwroty niemieckie. Tworzyli rozmaite słowne dziwolągi, starając się przetłumaczyć na polski komendy czy terminy wojskowe, które znali z własnych armii. Czasami stawało się to przedmiotem żartów, czasami kłótni – podkreśla dr Deszczyński.

Próby unifikacji wojska i zatarcia przeszłości (na przykład zakaz noszenia odznaczeń z armii zaborczych) przynosiły niewielkie efekty. – Te spory trwały do końca istnienia Polski – zauważa prof. Sowa. – Zajmuję się właśnie kampanią wrześniową i zetknąłem się niedawno z taką relacją: „Do pewnego generała przybywa oficer z meldunkiem. Dowódca pyta go, z jakiej wywodzi się armii. Gdy słyszy odpowiedź, która mu nie odpowiada, krzywi się z niesmakiem. Polska się waliła, a on miał głowę do takich rzeczy!”.

W sieci tajnych służb

Przed wielkim wyzwaniem stanęły także tworzące się polskie służby specjalne, oparte głównie na legionistach i członkach Polskiej Organizacji Wojskowej. Państwa zaborcze mogły bowiem zostawić na opuszczonym terytorium agenturalne siatki. – Służby na ogół starają się takie siatki przejąć. Tak było po upadku Polski, gdy gestapo, a potem NWKD zwerbowało agentów działających wcześniej dla polskich służb. Zakładam, że to samo zrobili Polacy w roku 1918 – mówi prof. Sowa.

Ze względu na brak dostępu do dokumentów byłych policji politycznych państw zaborczych – zasadnicza różnica między II a III RP – w dwudziestoleciu międzywojennym nie przeprowadzono większych rozliczeń z agentami tych służb, którzy przed I wojną światową szkodzili Polakom. Choć zdarzały się pojedyncze przypadki, gdy po rewolucji bolszewickiej w Rosji ujawniono część tajnych papierów ochrany.

Z agentami rosyjskich służb starano się zresztą rozliczać jeszcze przed powstaniem niepodległej Polski. Wystarczy wspomnieć o zabójstwie Edmunda Tarantowicza, jednego z najlepszych bojowców Piłsudskiego, który został złamany przez ochranę i przeszedł na stronę nieprzyjaciela. Zasztyletował go znany działacz PPS Kazimierz Pużak, sądzony po latach w procesie szesnastu. Głośny był także obywatelski proces wytoczony pisarzowi Stanisławowi Brzozowskiemu.

Już w II RP najsłynniejszą aferą związaną ze współpracą z tajnymi służbami państw zaborczych była oczywiście sprawa Józefa Piłsudskiego. Podczas walki z caratem współpracował on bowiem z wywiadem austro-węgierskim, pewne kontakty utrzymywał także ze służbami Japonii i Niemiec. Choć celem tego działania było pozyskanie funduszy i broni do walki o niepodległość Polski, już w II RP sprawa ta była tematem tabu.

– Właśnie z tego powodu miał zaginąć gen. Włodzimierz Zagórski. Jedna z wersji głosi, że miał papiery kompromitujące marszałka i dlatego został zamordowany przez jego współpracowników. Czy rzeczywiście tak było? Pewnie nigdy się nie dowiemy – przyznaje prof. Sowa.

Stosunkowo największe zagrożenie dla niepodległego państwa polskiego mogli mieć ludzie współdziałający wcześniej z wywiadem niemieckim. Istniała bowiem ciągłość pomiędzy cesarstwem Wilhelma II i Republiką Weimarską. Austro-Węgry i Rosja przestały zaś istnieć. W tym ostatnim przypadku wczorajsi przeciwnicy – czyli oficerowie tajnych służb caratu – byli często wykorzystywani przez II oddział do walki z nowym wspólnym wrogiem: bolszewikami.

Podobnie było z przedstawicielami narodów uciemiężonych przez Lenina. Admirał Jerzy Tumaniszwili, weteran kampanii wrześniowej i syn gruzińskiego księcia, opowiadał piszącemu te słowa, jak przydział do polskiej marynarki wojennej załatwił mu inny Gruzin, generał Aleksander Zachariadze. „Był to były oficer carski, weteran wojny japońsko-rosyjskiej, który prowadził w latach 20. i 30. polski wywiad na Sowiety” – opowiadał Tumaniszwili.

– Biali emigranci byli dla polskiego wywiadu niezwykle przydatni, szczególnie na początku dwudziestolecia. Z czasem środowiska te zostały jednak dogłębnie zinfiltrowane przez sowieckie służby i przestały odgrywać taką rolę – mówi dr Deszczynski.

Teoria popękanego lustra

Wracając do różnic pomiędzy zaborami, to jedną z najważniejszych z nich było prawo. W trzech częściach Polski, aż do 1932 r., obowiązywały zupełnie inne kodeksy. – Za taką samą bójkę w knajpie we Lwowie, w Warszawie i Poznaniu można było zostać skazanym na trzy zupełnie inne kary – podkreśla dr Deszczyński.

Do jednej z najsłynniejszych i najbardziej tajemniczych afer kryminalnych II RP doszło 30 grudnia 1931 r. w Łączkach pod Lwowem. Młoda dziewczyna Elżbieta Zaremba została zarżnięta i zdeflorowana we własnym łóżku przez jednego z domowników. Podejrzenie padło na kochankę ojca Chorwatkę Ritę Gorgonową. Kobieta w pierwszej instancji na mocy austriackiego Kodeksu karnego została skazana na śmierć przez powieszenie. W międzyczasie wprowadzono jednak polski Kodeks karny i w procesie apelacyjnym – na mocy nowego prawa – wymierzono jej karę ośmiu lat więzienia.

Nie wszystkie różnice udało się jednak przezwyciężyć. Aż do końca istnienia II RP – a właściwie jest tak aż do dzisiaj – niezwykle widoczny był nierówny rozwój ziem byłych trzech zaborów. W 1936 r. reportażysta wileńskiego „Słowa”, przyszły wielki prozaik Józef Mackiewicz, pojechał w podróż na Pomorze. Odwiedzał gospodarstwa tamtejszych włościan, których poziom życia porównywał z chłopami z Wileńszczyzny.

Na wschodzie łapcie z łyka, rozsypujące się chaty kryte strzechą, analfabetyzm i pojedyncze, wychudzone krowy. Na Pomorzu domy z czerwonej cegły, porządnie ubrani farmerzy prenumerujący gazety, używający popielniczek i chustek do nosa. Nowoczesne gospodarstwa z dużymi stadami dobrze odżywionego bydła. Mackiewicz w jednej z pomorskich wsi odwiedził tamtejszego biedaka: „Mogę stwierdzić z całą stanowczością, że tak jak on mieszka i żyje, nie mieszka u nas żaden z najbogatszych we wsi białoruskiej chłopów gospodarzy” – pisał.

Powstanie Polski doprowadziło również do rewolucji w stosunkach handlowych. – To szerszy problem dotyczący całej Europy Środkowo-Wschodniej. Przed wielką wojną w tym rejonie świata znajdowały się trzy wielkie organizmy państwowe, trzy wielkie rynki. Rosyjski, austro-węgierski i niemiecki. Po jej zakończeniu na ich miejscu powstało wiele znacznie mniejszych państw, z własnymi granicami i cłami, które stanowiły poważne bariery dla handlu. To teoria popękanego lustra – mówi dr Deszczyński.

W ten sposób łódzcy fabrykanci nie mogli już sprzedawać swoich wyrobów w Niemczech, a Żydzi z Wilna wysyłać swoich do Odessy i innych części olbrzymiego rosyjskiego imperium. Nie dość, że zostali odgrodzeni od tradycyjnych rynków zbytu granicami, to jeszcze Polska prowadziła z Niemcami wojnę celną, a Sowiety właściwie nie kupowały za granicą przedmiotów codziennego użytku.

Doprowadziło to do plajty wielu przedsiębiorstw i w dużej mierze przyczyniło się do tego, że wielki kryzys lat 30. miał w Polsce tak drastyczny przebieg. Port w Gdyni powstał m.in. właśnie po to, by Polska mogła sprzedawać nadwyżki swoich towarów w innych krajach świata. Także pozostałe olbrzymie inwestycje dwudziestolecia miały na celu osiągnięcie przez Rzeczpospolitą jak największej samowystarczalności.

Pokolenia II RP

Zbudowanie państwa z trzech tak odmiennych części było wysiłkiem olbrzymim, którego nie podjęło żadne inne państwo europejskie. Co gorsza, działo się to przy fatalnej koniunkturze międzynarodowej (nieprzychylni sąsiedzi) oraz gospodarczej (wielki kryzys). Jak zatem poradziła sobie Polska? Czy przez 20 lat udało się z tych trzech odmiennych części stworzyć jeden zwarty organizm?

Prof. Andrzej Sowa stwierdza: – Jak na warunki, które mieliśmy, spisaliśmy się znakomicie. Nie tylko połączyliśmy trzy części w jedną, ale jeszcze to państwo się rozwijało i modernizowało. Gdynia, Centralny Okręg Przemysłowy, plany kolejnych reform Eugeniusza Kwiatkowiskiego. O upadku Rzeczypospolitej zdecydowały czynniki zewnętrzne.

Historyk podkreśla, że „nie wszędzie oczywiście było tak różowo”. Szczególnie trudna była sytuacja na wsiach, które nawet w latach 30. były bardzo zacofane. Nie miały elektryczności, ludzie żyli w prymitywnych warunkach higienicznych. – Mimo to w ciągu tych 20 lat osiągnęliśmy naprawdę dużo. I możemy być z tych osiągnięć dumni. Gdy porównuje się dwa dwudziestolecia 1918–1939 i obecne, to tamto wcale nie wypada tak blado. Nasi przodkowie startowali ze znacznie trudniejszej sytuacji wyjściowej.

– Projekt, jakim była II RP, odniósł sukces. Najlepszy dowód: w trakcie II wojny światowej nawet Stalin nie próbował całkowicie wymazać Polski z mapy Europy. Wiedział, że Polska być musi. Nie zastanawiano się, czy ona w ogóle będzie istniała, ale jaka będzie i po czyjej znajdzie się stronie – mówi dr Marek Deszczyński. Być może właśnie skonsolidowanie narodu, a nie zunifikowane linii kolejowych czy systemów prawnych było największym osiągnięciem tego państwa. II RP stworzyła pokolenie, które nie tylko udźwignęło ciężar wojny, ale i wychowało kolejną generację na trudny czas komunizmu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 67
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
I wszystko to po 1989 roku zostało zaprzepaszczone, obecnie na świecie niepodległości /celowo z małej litery/ manifestacje skrajnie prawicowych Polaków rozbijane są przez lewicowe grupy młodzieży niemieckiej. Moze czas juz poprosić byłych zaborców by przywrócili ład i porządek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Owszem niepodległość była trudna ale sami sobie zgotowaliśmy ten los. Do tej pory się zastanawiam co kierowało tym wąsatym panem, bojowcem PPS który jak sam stwierdził a przystanku niepodległość wysiadłem z czerwonego tramwaju", że zamiast zająć się odzyskiwaniem ziem polskich zabrał się za ekspansję na wschód. Jak można się chełpić odzyskaną niepodległością odmawiając prawa do posiadania własnego państwa Litwinom czy Ukraińcom. Na zachodzie w skład odrodzonej Polski nie weszły wszystkie ziemie jakie utraciliśmy na rzecz Prus w I i II rozbiorze.I nie było to mało bo porównując przebieg granicy z 1772r., i 1920 brakuje pasa o szerokości od 10 do 20 km., zaczynając od Bałtyku a na Śląsku kończąc. Że już o Gdańsku i Warmii nie wspomnę. I gdyby nie postawa gen.Hallera który nie podporządkował się rozkazom Piłsudskiego to coś mi się zdaje że w II Rzeczpospolitej nie było by Pomorza i Wielkopolski a granica z Czechosłowacją przebiegała by na rzece Białej dzieląc miasto Bielsko-Biała na część polską i czeską tak jak Olza dzieli Cieszyn.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak, jakoś się dziadzi nie śpieszyło do Wielkopolski, chyba dlatego że miał sentyment do niemiecko języcznych. Śląsk też, gdyby sam o swoje nie zadbał to byśmy nic nie mieli, tylko tę mizerotę chciał do nas przyłączyć.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak się czyta posty takie jak te dwa powyżej to człowiekowi ręce opadają i jednocześnie do głowy przychodzi myśl, potomkowie ludzi, którzy 1918 wywalczyli niepodległość i odbudowali państwo polskie żyjący w 2011 r. są ich wysiłku niewarci. Historii swojego kraju nie znają, fanzolą głupoty i pewnie myślą, że tacy mądrzy są. A nie są :(
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mirek tej, którą ty prezentujesz na pewno nie znam :)

Piszesz np. cyt: I gdyby nie postawa gen.Hallera który nie podporządkował się rozkazom Piłsudskiego to coś mi się zdaje że w II Rzeczpospolitej nie było by Pomorza /.../"

Możesz rozwinąć tę nadzwyczaj interesującą tezę? Lecz zanim to zrobisz proponuję ci zapoznać się z zapewne tajemniczym dla ciebie wydarzeniem ukrywającym się pod nazwą Traktat Wersalski.

Czekam na twoje rewelacje :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mirek60, twoje gdybanie mnie śmieszy, nie jest to postawa historyka. Nie wiesz i nigdy się nie dowiesz jak wielkim strategiem był Piłsudski.
To co głosisz to nie jest fakt historyczny a jedynie bełkot być może na podłożu politycznym, a na pewno ideologicznym.

Pyra75, twój wpis to cios po niżej pasa... jeżeli wysnuwasz taki zarzut to poprzyj go jakiś argumentem, a nie opierasz się na wypowiedzi Mirka.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proponuję porównać osiągnięcia II RP z III RP, obydwie startowały z podobnego”pułapu” i miały podobny czas na realizację planów. W tym porównani III RP wypada jako jedna wielka katastrofa w każdej dziedzinie.
Może przypomnę II RP – Budowa Gdyni od podstaw, Budowa COP, samolot”Łoś” resztę można znaleźć w internecie dla chcących.
A co zrobiła III RP ?????? - zlikwidowała stocznie, sprzedała huty, w nasze święto niepodległości przyjeżdżają niemieccy chuligani do Warszawy i biją naszych patriotów.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jaką wy historię Polski znacie moi przyjaciele? Chyba tą wyssaną z palca trącającą nacjonalizmem wciskaną dzieciakom do prawie 70-ciu lat., według której Mieszko I był założycielem Polski, dokonał chrztu Polski, św.Stanisław wielkim obrońcom uciśnonych był a zły król poćwiartował go na kawałki i to w czasie mszy, czy takich bzdur że po unii z Litwą Polska była od morza do morza czy później przedmurzem chrześcijaństwa. Pieprzenia głodnych smutków o patriotycznej postawie KK lub geniuszu Piłsudskiego? Albo że bitwa pod Grunwaldem była starciem germańskiego zachodu ze słowiańskim wschodem? Otóź przyjaciele jesteście w błędzie. Nie będę się wdawał w dyskusję z Wami ale polecam Wam lekturę dzieł Pawła Jasienicy czy Mariana Kukiela. Powinne one być dla Was strawni bo Paweł Jasienica to Leon Lech Beynar oficer Wojska Polskiego i Armii Krajowej a Marian Kukiel to generał WP i minister w rządzie Sikorskiego.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zauważyłem, kolego zauważyłem.A ponieważ od kilku ładnych lat jestem czytelnikiem Odkrywcy" do jasnej cholery doprowadzają mnie artykuły w których czytam że nasze ziemie zachodnie to ziemie poniemieckie", z lubością używa się nazw niemieckich czy też taki kwiatek że w rekonstrukcji bitwy o Olszynkę Grochowską brał udział 4-ty pułk piechoty Xięstwa Warszawskiego chociaż Księstwo Warszawskie nie istniało już od 16 lat. Jak by się ci autorzy pouczyli troszeczkę historii Polski to by nie pisali głupot. Dziwię się tylko redakcji Odkrywcy" że takie paranoje przepuszcza.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co ty wiesz o Ogniu"? Czy wiesz że Komenda Główna AK wydała na niego wyrok śmierci i za co? Czy wiesz że jego partyzancki oddział współpracował z Armią Czerwoną w wyzwalaniu Podhala? Czy wiesz że był funkcjonariuszem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Targu i nawładzę ludową" obraził się dopiero wtedy kiedy nie został zaakceptowany na szefa tego urzędu? A o Piwniku - Ponurym? Czy wiesz dlaczego z Gór Świętokrzyskich został wysłany na pogranicze litewsko-białoruskie i tam marnie skończył? Jak wiesz to oświeć moją ciemnotę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

cyt : Kolosalne różnice pozostały jednak do dziś. Mój ojciec był kolejarzem i gdy byłem mały, pokazywał mi mapy torów w Polsce. W byłym zaborze niemieckim gęsta sieć, a w rosyjskim kilka linii na krzyż. Te różnice są widoczne nawet dla dziecka – mówi prof. Sowa.
I tak zostało do dziś. Ani komuny , ani demokracji" nigdy nie było stać, na wyrównanie poziomów. Żeby nas cholera czasem znowu nie podzielili według tego schematu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O jakiej niepodległości dziś mówimy?
To pojęcie w świecie Unii Europejskiej traci jakikolwiek sens. Skoro hymn, orły na piersiach, flagi, marsze to wg dzisiejszych jaśnie oświeconych i politpoprawnych ideologów przejaw nacjonalizmu, bez minimum którego nie można tworzyć narodu i państwa, to po jaką cholerę ta dyskusja?
Jeżeli dziś Marsz w Świeto Niepodległości, grupujący 20-30 tys. osób reprezentujących sporą grupe społeczeństwa, patriotów, niepodległościowców odbywa się w atmosferze co najmniej ostracyzmu jeśli nie zwykłej niechęci np. mediów i liderów państwa, to jak niepodległość wkrótce nam pisana?

Jest tu jakaś sprzeczność czy zbiorowa amnezja. Na tym forum również.
Z jednej strony chcemy tolerancji, równości wszystkiego i we wszystkim, otwartości na innych, a z drugiej chcemy zachować byt i niezależność państwa, pieścić jego tradycje, epatować się przemarszami polskich kolorowych grup rekonstrukcyjnych.
Jak bym dziś zapytał na tym forum ilu uczestników wywiesiło flagi w Święto Niepodległości, to ręczę, że spora grupa zarzuci mi chore pojęcie patriotyzmu i niepodległości wogóle. A przecież nie ma niepodległości bez patriotyzmu. Nikt nam jej nie podaruje na tacy.

Nie da się np. utrzymać pełnej niepodległości państwa, oddając pokażną część swojej władzy strukturom UE, tak jak nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka.

Dyskutujemy o niepodległości, tylko czy wiemy o czym dyskutujemy?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie