Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 668
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi

Top Posters In This Topic

Napisano
W dniu 8.07.2019 o 14:29, Jedburgh_Ops napisał:

Kiedyś to się z ludziskami skaczącymi pieszczono. Ze mną nikt się nie pieścił. Powiedziano tylko jasno: Przy lądowaniu walniesz o ziemię tak, jak przy zeskoku z pierwszego piętra. Nauczyli padów ze zwykłej konstrukcji drewnianej o odpowiedniej wysokości i do widzenia - do samolotu marsz :classic_huh: A dalej misiu radź sobie sam... :classic_mellow:

To prawda, pady trenowaliśmy na dwustopniowym drewnianym podium. Skok przodem, bokiem, tyłem. Sypali pod nim trociny, ale zimową porą te zmarżnięte trociny  były jak " betonka" ?  Najbardziej " przechlapane" były skoki tyłem, odruchowo człowiek odwracał się w locie i powtórka... Nie zaliczone misiu ? O reszcie " przyrządów" nawet nie wspomnę...

Napisano
3 godziny temu, formoza58 napisał:

I jakże nadobne i powabem kształtów radujące oko ?

:classic_biggrin:

Takie to były czasy wtedy. Do testów spadochronów latały wtedy humanoidalne wory. Pokazałem wcześniej takie amerykańskie cuś z roku 1945 - nasz polski sami widzimy w tym wątku - to teraz jeszcze pokażę fantoma amerykańskiego z roku 1937.

1.thumb.jpg.80bf8dbd4ea2e24b5ad10262d5954905.jpg

Napisano
1 godzinę temu, formoza58 napisał:

Najbardziej " przechlapane" były skoki tyłem,...

W ogóle sobie tego nie wyobrażam. Nam powiedziano, że po to dostajecie spadochrony szczelinowe, o jakich przed wojną nikt nawet nie mógłby marzyć, żebyście opadali dziobem do przodu i tak macie kombinować kołeczkami, żeby mieć na facjacie ruch postępowy do przodu, a nie jakieś tam rzucawki po bokach.

Ale żeby nie odjeżdżać od lat 30. Nie będę się o tym rozpisywał, żeby nie robić OT, ale takich spadochronowych szaleńców tamtych czasów, jak spadochroniarze-strażacy US Forest Service to nigdy nigdzie na świecie nie było. Nie dziwota, że po Pearl Harbor US Army uklęknęła przed nimi i błagała, żeby stworzyli dla US Army siły spadochronowe z prawdziwego zdarzenia dając strażakom „na dzień dobry” stopnie poruczników i kapitanów. Ruscy byli w latach 30. wybitni w te klocki, ale mimo wszystko to nie to, co spadochroniarze-strażacy US Forest Service. Takich pistoletów to nigdzie na świecie wtedy nie było.

Ciekawe, jak by to u nas wyglądało, gdyby nie wybuchła II wojna, zważywszy że nasze spadochroniarstwo oparło się w jakiejś (nie najmniejszej) mierze na amerykańskim? Ciekawe, czy II RP miałaby - gdyby nie wybuchła wojna - swoich spadochroniarzy-strażaków Lasów Państwowych?

Napisano
14 godzin temu, Jedburgh_Ops napisał:

Ciekawe, czy II RP miałaby - gdyby nie wybuchła wojna - swoich spadochroniarzy-strażaków Lasów Państwowych? 

Wątpię. Lasów było w Polsce dużo mniej niż obecnie. USA to duży kraj, odległości które musieli czasem pokonać strażacy były zdecydowanie większe niż u nas. A najważniejsze: kasa na zakup i utrzymanie samolotów dla strażaków.

Napisano

Być może masz rację. W Polsce zainwestowano - z tego co wiem i co widzę - w bardzo dobre drogi leśne dla wozów straży pożarnych. Trochę też zainwestowano w samoloty pożarnicze. Zawsze i na całym świecie gorzej jest tylko na zalesionych wzgórzach i górach, gdzie wybuchnąłby pożar, a gdzie nie ma jak dojechać. Tam pozostają tylko samoloty i śmigłowce pożarnicze plus (jeśli jakieś państwo ich ma) spadochroniarze-strażacy. Ci z US Forest Service już od lat 30. mieli w kontraktach zgodę na zaakceptowanie ewentualnych kontuzji wynikających ze skakania na stok (nic dobrego dla spadochroniarza) i wynikających z ewentualnego zniesienia skoczka na drzewa (też koszmar spadochroniarza). Bardzo specyficzna służba spadochronowa z mniej typowym ryzykiem akceptowalnym w ramach tego zawodu. Czy by się w Polsce coś takiego nie przydało choćby w postaci małego oddziałku? Trudno powiedzieć. Mamy szczęście, że nie mamy pożarów lasów w górach.

Napisano
W dniu ‎2019‎-‎07‎-‎09 o 16:40, Jedburgh_Ops napisał:

:classic_biggrin:

Takie to były czasy wtedy. Do testów spadochronów latały wtedy humanoidalne wory. Pokazałem wcześniej takie amerykańskie cuś z roku 1945 - nasz polski sami widzimy w tym wątku - to teraz jeszcze pokażę fantoma amerykańskiego z roku 1937.

Brytyjczykom w latach 20. chciało się do testów spadochronów robić manekiny dość dobrze odwzorowujące budowę człowieka.

1.thumb.jpg.5f6997a90f824c9a8438187839312aa8.jpg

Napisano

Dobre Bodziu ?

 

                 -----------------------------------------------------------------------------------------------

 

I jeszcze jedno ujęcie naszej dziewczyny z PCK, po skoku.

spa kobiety po skoku.JPG

Napisano

Niezwykłe, ile tym dziewczynom nacykano zdjęć. Musiała być olbrzymia fascynacja tematem spadochroniarek. Dziś to normalka - wtedy nie. Ciekawe, czy przetrwały wojnę i inne zawieruchy zdjęcia-matki tych dziewczyn? Te, które znamy, to tylko rotograwiura, czyli marne popłuczyny po oryginałach. Ciekawe, czy oryginały tych zdjęć były robione np. na szklanych płytach, a jeśli nie to może przynajmniej Hasselbladami? Zważywszy, na czym skakała co najmniej jedna pielęgniarka bardzo przydałyby się wszelkie zdjęcia tych spadochroniarek, ale jakości oryginalnej, po prostu z materiału światłoczułego. Już nie wymagam szklanej płyty, ale żeby tak chociaż materiał z Hasselblada, żeby tak można było przyjrzeć się dokładnie czaszom dziewczyn.

Napisano (edytowane)

Tekst i zdjęcia z artykułu o skokach spadochronowych z samolotu RWD-8

"Sto tysięcy skoków z wież spadochronowych, kilka tysięcy skoków z samolotów, około tysiąca należycie wyszkolonych skoczków spadochronowych — oto dwuletni dorobek L. O. P. P. w je j pracy nad rozwojem sportu spadochronowego, tej doskonałej szkoły silnych charakterów i twardego przedszkola, w którym hartują się przyszłe kadry naszego lotnictwa i naszej piechoty powietrznej. Na wiosnę rozpocznie się dalsza i jeszcze bardziej wydatna praca na polu szkolenia naszej młodzieży w spadochroniarstwie. Wyszkolenie skoczka spadochronowego to długa i odpowiedzialna praca, wymagająca wyjątkowej dokładności, stopniowania wysiłków, indywidualnego podejścia do każdego ucznia i uwzględnienia jego właściwości fizycznych i psychicznych. Wyszkolenie to dotychczas połączone było z dość znacznymi kosztami. Pomijając już większe wydatki na budowę wież i zakuj) spadochronów, jako wydatki jednorazowe o charakterze inwestycyjnym, najgłówniejszą pozycję w wyszkoleniu skoczka stanowiły koszty użycia do nauki skoków wieloosobowych samolotów typu Fokker. Dość nadmienić, że jeden skok z takiego samolotu kosztował 25 zł. W roku ubiegłym L. O. P. P., dążąc do obniżenia kosztów wyszkolenia i tym samym do zapewnienia sobie możliwości masowego szkolenia młodzieży w spadochroniarstwie, wprowadziła dla celów indywidualnego szkolenia skoczka popularny 1 najbardziej u nas rozpowszechniony samolot, jakim jest RWD 8. Samoloty wieloosobowe będą używane tylko do skoków grupowych. Jak wykazały doświadczenia, skoki z samolotu RWD 8 dla zaawansowanych skoczków nie przedstawiały żadnych trudności. Wykorzystanie RWD 8 do celów szkolenia w spadochroniarstwie rozwiąże cały szereg niedogodności natury i finansowej i szkoleniowej, a dla dalszego rozwoju sportu spadochronowego będzie bardzo korzystne. W masowym szkoleniu i utrzymywaniu skoczków w stałym treningu przeszkadzał przede wszystkim brak odpowiednich maszyn. Dotychczasowe tempo naszej w te j dziedzinie pracy o charakterze doświadczalnym przy użyciu samolotów wieloosobowych, hamowane było znacznymi kosztami i trudnościami utrzymania w stałym treningu wyszkolonych już skoczków, zwłaszcza prowincjonalnych. Drobne przeróbki samolotów szkolnych RWD 8 lub RWD 17 przez demontowanie do ich kadłuba ławki skokowej i uchwytów rozwiązują całkowicie zagadnienie treningu skoczków, który odbywać się może w poszczególnych Okręgach L. O. P. P., tam gdzie istnieją szkoły lotnicze I . O. P. P. i regionalne aerokluby. W ten sposób mogą powstać w całym kraju sprężyste i żywe ośrodki treningowe sportu spadochronowego. W miesiącu listopadzie ub. r. Referat Spadochronowy Zarządu Głównego L. O. P. P. zorganizował 2 doświadczalne kursy w Toruniu i Grodnie dla początkujących skoczków. Dla wykonania pierwszego skoku posługiwano się wyłącznie samolotami RWD 8. Zupełnie surowy element miał zdać praktyczny egzamin z celowości zastosowania nowej metody szkolenia. Egzamin wypadł nadspodziewanie dobrze. Wszyscy uczniowie wykonali swój pierwszy skok bez żadnego wypadku. Egzamin wykazał większą przydatność RWD 8 do celów szkolenia spadochronowego, aniżeli samolotu wieloosobowego. Skok z RWD 8 pozwala dokładniej rozpoznać indywidualne właściwości każdego ucznia, wpływa dodatnio na jego psychikę, wyrabia samodzielność decyzji w czasie wykonania skoku. Wykazanie zalet szkolenia z samolotu dwuosobowego (RWD 8) jest łatwe przez porównanie nowej metody szkolenia z dotychczasowymi. Skoki z samolotu wieloosobowego odbywały się w ten sposób, że uczniowie umieszczeni jak śledzie w beczce w olbrzymim kadłubie Fokkera, nie zdając sobie nawet sprawy, gdzie są (w znaczeniu terenowym), musieli wszyscy skakać na komendę, nie orientując się zupełnie w poszczególnych fazach przygotowawczych nalotu. Pierwszy uczeń, który był na przodzie, obserwował teren i orientował się lepiej, niż jego koledzy, na dany przez instruktora znak musiał natychmiast wykonać skok, nie mając zupełnie czasu na rozmyślania. Następni robili automatycznie te samo. Nikt z nich nie miał większego wyczucia wysokości i miejsca ewentualnego lądowania. Zupełnie odrębny charakter ma skok spadochronowy z samolotu dwuosobowego RWD 8. Tu uczeń od pierwszej chwili orientuje się w poszczególnych elementach zadania, poza tym zupełny brak „towarzyszów niedoli" wydobędzie z niego szybciej elementy decyzji, przełamie ewentualnie załamanie się czy też niezdecydowanie. Dotychczas ani razu podczas skoków z RWD 8 nie zdarzył się wypadek cofnięcia się w ostatniej chwili i niewykonania skoku przez ucznia. Najbardziej widoczny jest stan psychiczny skoczka w okresie jego wychodzenia z samolotu dla wykonania skoku. W te j chwili dopiero pilot ma możność sprawdzenia, w jakim stopniu emocje przed skokowe zachwiały pewność ucznia i nabytą przez niego podczas poprzednich ćwiczeń umiejętność zautomatyzowanego sposobu wychodzenia z kabiny. To, co poprzednio uczeń wykonywał na ziemi sprawnie i szybko, w powietrzu nastręcza mu trudności. Zachodzi niekiedy pomieszanie czynności ruchów i powstają dosyć często „zacięcia". Zazwyczaj lekkie uderzenie w plecy i rozkaz instruktora, by wrócić do kabiny i rozpocząć wszystko od początku, działają uspokajająco. Jeśli wreszcie uczniowi uda się po dłuższych wysiłkach opuścić kabinę i stanąć już na „desce emocji", to z samym skokiem nigdy nie było kłopotu. Uczniowie zazwyczaj po lekkim uderzeniu z tyłu w spadochron, t. j. na sygnał do wykonania skoku, bez chwili namysłu rzucali się w przestrzeń, niektórzy robili to nawet z „odbiciem". Dotychczas zaobserwowano zaledwie kilka wypadków niezdecydowanych odruchów u uczniów — skoczyć, czy nie skoczyć, lecz zwykle powtórny sygnał instruktora przechylał wahania instynktu samozachowawczego na korzyść odwagi i ambicji. Chciałbym tu jeszcze zwrócić uwagę na stopień bezpieczeństwa całego zespołu w powietrzu. Największe niebezpieczeństwo groziłoby wówczas, gdyby uczeń w trakcie wychodzenia z kabiny otworzył spadochron. Taki wypadek stwarzałby teoretycznie najniebezpieczniejszy moment dla ucznia, jak i dla pilota. Otóż praktycznie ten niebezpieczny moment jest naprawdę tylko założeniem teoretycznym. Skoczkowie rozmawiając ze mną na temat możliwości otwarcia spadochronu jeszcze w kabinie samolotu jednogłośnie twierdzili, że wychodzenie z kabiny nie jest rzeczą łatwą i wymaga większego wysiłku i intensywnej pracy rąk. Otwarcie spadochronu mogłoby nastąpić tylko wówczas, gdyby skoczek stracił zupełnie panowanie nad sobą i w przystępie jakiegoś skoku nerwowego pociągnął za rączkę spadochronu. Ta ewentualność jest wykluczona, gdyż cały wysiłek skoczka jest skierowany na prawidłowe wyjście z kabiny i ręce przez cały czas zajęte są kurczowym trzymaniem się za odpowiednie uchwyty. W tych chwilach z pomocą przychodzi instynkt samozachowawczy, który po prostu zmusza skoczka do trzymania się oburącz uchwytów przy samolocie, a nie szukania ręką uchwytu linki zrywającej spadochron. Nie małą i odpowiedzialną rolę spełnia pilot-instruktor spadochronowy, który musi umieć na poszczególne błędy ucznia szybko i energicznie zareagować. Najlepszym środkiem zaradczym na wszelkiego rodzaju ewentualności jest spokój przedstartowy, wiara uczniów w niezawodność spadochronu i w całkowite bezpieczeństwo sportu spadochronowego, pomimo niezwykłych warunków, w ja kich ten sport się odbywa."

Nowy obraz (2).jpg

Nowy obraz (3).jpg

Nowy obraz (4).jpg

Nowy obraz (5).jpg

Nowy obraz (6).jpg

Nowy obraz (7).jpg

Edytowane przez bodziu000000
Napisano
19 godzin temu, Jedburgh_Ops napisał:

Niezwykłe, ile tym dziewczynom nacykano zdjęć. Musiała być olbrzymia fascynacja tematem spadochroniarek. Dziś to normalka - wtedy nie. Ciekawe, czy przetrwały wojnę i inne zawieruchy zdjęcia-matki tych dziewczyn? Te, które znamy, to tylko rotograwiura, czyli marne popłuczyny po oryginałach. Ciekawe, czy oryginały tych zdjęć były robione np. na szklanych płytach, a jeśli nie to może przynajmniej Hasselbladami? Zważywszy, na czym skakała co najmniej jedna pielęgniarka bardzo przydałyby się wszelkie zdjęcia tych spadochroniarek, ale jakości oryginalnej, po prostu z materiału światłoczułego. Już nie wymagam szklanej płyty, ale żeby tak chociaż materiał z Hasselblada, żeby tak można było przyjrzeć się dokładnie czaszom dziewczyn.

Do tej pory trafiają się zdjęcia prasowe, często wyzyskiwane z maleńkich rozdzielczości. Ale ja jestem dobrej myśli i wierzę, że pojawia się "zdjęcia- matki " ? 

Napisano
Godzinę temu, Sedco Express napisał:

Hasselblaty, zdjęcia na szklanych płytach ? Raczej nie, a zapewne małoobrazkowe aparaty firmy Kodak (prod. w Niemczech) lub Leica.

:classic_smile:

Biorę wszystko, byleby prosto z materiału światłoczułego. Aby tylko dało się policzyć linki, kliny, dało się przyjrzeć innym detalom konstrukcyjnym danego spadochronu.

Eastman Kodak, fakt, był wtedy potęgą na rynku aparatów fotograficznych i aparaty te kosztowały tyle (od 2 USD), że było na nie stać każdego, także wydawców prasowych - do 115 USD za aparat profesjonalny. Ale na Eastmanie Kodaku świat się wtedy nie kończył.

Tutaj, w tym wątku, mamy do czynienia - jak dotąd - prawie wyłącznie ze zdjęciami prasowymi, stąd rozmarzyłem się o aparacie na szklane płyty, albo o Hasselbladzie, które to aparaty były typowymi aparatami profesjonalnymi wydawców prasowych, a Hasselblad jest nim do dziś i nic nie jest w stanie mu dorównać. Jak raz pracuję z zawodowcami Hasselbladów. Z Hasselblada robi się bilbord, z czegoś innego nie. Hasselblady przed wojną już istniały. Dziś są takie filmy na Hasselblady, że tylko jedna pracownia na całą Europę (w Londynie) jest w stanie je wywołać i trzeba je tam wysyłać. Na Księżycu jaki aparat był w stanie zrobić zdjęcia, jako jedyna konstrukcja tego typu? Ano Hasselblad. Szanujące się redakcje prasowe pracują tylko z takimi aparatami, gdy trzeba zrobić coś np. na okładkę lub rozkładówkę. Dlatego pozwoliłem sobie pomarzyć o zdjęciu pielęgniarek właśnie z czegoś z dużego obrazka.

:classic_smile:

Napisano

Chyba coś nie tak. Przed wojną nie produkowano aparatów marki  Hasselblad .

Doszukałem się, że własne aparaty Hasselblad zaczął produkować dopiero w 1940 r. (kopia niemieckiego) z przeznaczeniem dla wojska a "cywilne" dopiero po wojnie. Przed wojną firma handlowała aparatami innych producentów.

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.
Note: Your post will require moderator approval before it will be visible.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie