Skocz do zawartości

Bzura 2007 nadchodzi


jazlowiak

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 154
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Akagi - jeśli rzeczywiście tak będzie i poza tym pewna drużyna wykaże się tym razem dobrym zgraniem i wyszkoleniem, które jest podobno warunkiem uczestnictwa - moja żabka do bagnetu zostanie przesłana na adres organizatorów ;).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A może po prostu w tym roku spotkać się dzień wcześniej i zamiast zajmować się pierdołami to po porstu ładnie zgrać polskie i niemieckie grupy ? W 2006 robilismy to bardzo amatorsko - nam akurat w miarę udało się dograć z AA7 na 2-3 mini próbach ale niestety nie wszytskie grupy miały ochotę na trzymanie się scenariusza.

Pomyślcie od strony oddziaływania na widza, jak kapitalnie by wyglądała polska drużyna czy pluton rozwijająca się do ataku (a rekonstruktorzy WP spokojnie to zrobią - jest parę dobrych grup o łącznej sile na pewno 2-3 plutonów). Pluton by się ładnie roziwnął i nagle dostał w piekielny ogień karabinów maszynowych - taki masakryczny. Giną, waląc się jak domino, powiedzmy 1-2 drużyny. Giną nie anemicznie i amatorsko jak zwykle, a tak jak to robią profesjonaliści np. w filmach takich jak Ryan" (desant w normandii i domino na plaży przy opuszczaniu barek).Taki widok wyciętej gwałtownie w pień drużyny lub dwóch byłby niesamowity. Jest to bardzo cieżkie do zagrania, ale na pewno wyjdzie po kilku próbach ze ślepakami w niemieckim ckm. Potrzeba też oczywiście odpowiednio zdyscyplinowanych grup, które rzetelnie odegrają scenariusz.

http://youtube.com/watch?v=XASS2FMlCqo&mode=related&search= (wybaczcie głupi podkłąd w tym filmie, ale taki znalazłem w necie)
1) ok. 23 sekundy filmu
2) SZCZEGÓLNIE TEN FRAGMENT - 1:16 minuta - gdy ckm rozwala całą drużynę wyskakującą. Walą się jak domino.

Taka scena by była niesamowita i zapierająca dech w piersiach. Szczególnie jakby na ziemi pod tym kątem udało sie jakimiś małymi wybuchami zainscenizaować upadki pocisków serii z km.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doskonale rozumiem chęć do ograniczenia liczby uczestników ale argument, że na dotychczasowym polu brakuje miejsca nawet dla drużyny, jest błędny.

Przypomnę, że Brochów atakowany był przez CAŁY, na dodatek wzmocniony kompanią wartowniczą z Grudziądza, 7 psk, którego stan zbliżony był jeszcze do wyjściowego.

Dla przypomnienia i ułatwienia wyobrażenia sobie przebiegu rzeczywistych wydarzeń – fragment szkicu Zbigniewa Szacherskiego z „WIERNYCH PRZYSIĘDZE” (kiedyś już go wklejałem). Numery na szkicu to numery szwadronów 7psk, „K” = kolarze, a „kompania piechoty” – to kompania z Grudziądza. Na prawo od piechoty, po przejściu konno w bród Bzury i spieszeniu się, dwa szwadrony 17 p.uł. atakowały w kierunku na Konary (szkic Szacherskiego tego nie obejmuje).

Wynika z tego, że przez teren dotychczasowego „pola bitwy” w 1939 atakował PRZYNAJMNIEJ jeden szwadron, czyli liczebnie mniej więcej ekwiwalent kompanii piechoty. W głębi jeszcze dwa szwadrony (3 i 4).

W realnych działaniach jakoś się wszyscy pomieścili.

Aha – straty też były raczej niewielkie. 7 psk wykrwawił się dopiero w Puszczy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I dlatego też nikt z nich nie chce ginąć :-) jeśli będą próby scenariusza muszą być też próby śmierci na polu bitwy" (np. pod czujnym okiem nie inaczej :-) organizatora). A wcześniej niech w swoich grupach renują-szkolą" ten ważny element udziału w rekonstrucji.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pole jest duże, ale nie jest całe dla piechoty. Są wydzielone sektory kawalerii, pojazdów, pirotechniki, stoją domki itp. najczęście przecinają one pole z różnych stron, polem inscenizacji i tak nie jest całe pole bo widownia by nic nie zobaczyła. My się ledwo mieściliśmy, bo ograniczał nas pas kawalerii. Oczywiście to jest potrzebne, więc nie sądze żebym kiedyś zobaczył pluton piechoty w natarciu.
Przypominam że regulaminowo w tyralierze strzelcy są w odległości PRZYNAJMNIEJ 5 kroków od siebie, co jak łatwo policzyć dla 19os drużyny szerokość tyreliery to ok70m. Może więcej, może mniej, zależnie od rozkazu i warunków terenowych. Regulamin regulaminem, ale my mieliśmy odległosci między sobą ok metra. To co na filmiku widać też nie wygląda na choćby przybliżone regulaminem. Dla tych dla których regulamin nie jest istotny (bo niektórzy uważają że regulamin sobie, a życie sobie) niech sobie wyobrażą ten widok o celowniku eMGiety.

Co do ginięcia - tutaj musi być kompromis. Bo twórca scenariusza musi mieć świadomość, że ludzie nie po to jechali przez pół Polski żeby zginąć w pierwszych 10 sekundach inscenizacji.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może warto więc teraz podyskutować o ginięciu"? Kolego Michale Twój argument jest nietrafny. To co, ten kto najdalej mieszka ma szansę przeżyć lub najpóźniej zginąć, a ten co najbliżej mieszka na początku bitwy ginie? Nie. Zwykle na rekonstrukcji są pewne przyjete zasady. Np. w pierwszej kolejności giną ci z atrapami. Giną najmłodsi stażem rekonstruktorzy. Ci co nie mają specjanych zadań itp.
Ciekawy i do dyskusji temat. Porozmawiajmy więc o nim.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem to, że nikt nie chce ginąć po 10 sekundach rekonstrukcji. Może po prostu po ostrzale, rannymi i zabitymi, powinni zająć się sanitariusze, wynosząc ich do szpitala polowego. Tam mogli by cudownie ozdrowieć i wrócić do walki. My rozwiązaliśmy ten problem wywożąc, rannych i zabitych, w koszu motocykla na tyły a tam po chwili wracali do boju. Ma to jeszcze ten plus, że na polu walki cały czas coś się dzieje i nie ma przestojów w akcji.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teutonic - ja nie neguję potrzeby ginięcia, albo nie dziele ginących na tych bliżej mieszkających i tych dalej. Po prostu chodzi mi o zapędy wpisania do scenariusza Taki widok wyciętej gwałtownie w pień drużyny lub dwóch byłby niesamowity" - to jest możliwe tylko na początku, bo później wiadomo jak ze spójnością drużyn. Mimo ostrego nacisku na to i na inscenizacjach i wcześniej na różnych manewrach daleko nam do doskonałości.

jedynym wyjściem jest zaangażowanie profesjonalnych grup, a nie grupek gości biegających z bananem na twarzy w tą i z powrotem. My mieliśmy wyraźnie powiedziane kto i gdzie ma ginąć. Tak jak mówisz, najpierw ci z alu, na końcu ci ze strzelającymi i funkcyjni.
Bardzo wazne jest najpierw przećwiczenie inscenizacji z udziełem obu stron, a nie jak do tej pory z tekstami cyt: am gdzie te krzaki to będą Niemcy". Efekt tego jest taki, że o kant zada można sobie rozbic ustalenia kto gdzie ginie, jak okazuje się że w nieprzewidzianym miejscu jest przeciwnik (nieprzewidznanym przez naszą wyobraźnię na podstawie mapki, lub z braku synchronizacji w poszczególnych punktach scenariusza) - co wtedy - trzymac się scenariusza i ustaleń i być skazanym na nieśmiertelnośc, czy padać? Najczęściej doświadczeni koledzy sobie poradzą, mniej już nie. Z drugiej strony jak nagle pojawia się przeciwnik którego już/jeszcze/wogóle nie powinno być i za wielu zginie, to kto zrealizuje następny punkt scenariusza który mamy na liscie? Na takiej próbie może wyjść jakaś niedoskonałość scenariusza którą wtedy będzie można skorygować czasoprzestrzennie.
Dlatego te dwie sprawy
1. Wspólna próba w tempie możliwie zbliżonym do inscenizacji
2. Zdyscyplinowane, profesjonalne grupy
to główne sposoby na wymuszenie bezpieczeństwa i odpowiedniego realizmu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O właśnie to jest problem nr1 że ludzie nie przyjechali przez pół Polski, żeby zginąć po 10 minutach". Właśnie dlatego ludzie spoza Brochowa są na inscenizacji nieśmiertelni i biegną nie ginąć. Dobrego rekontruktora chyba wyróżnia podejście do odgrywanej w scenariuszu roli, a nie chęć afiszowania się dłuzej niż 10 minut na pierwszej lini kamer.

Jak dla mnie podstawa to idealne odegranie roli, w uprzednio przygotowanym przez organizatora scenariuszu. I to czy ktoś jest z Zakopanego i przyjechał 300 km a ktoś jest z Wawy i miał 50 nie powinno być żadnym wyzancznikiem. Jest rola, trzeba ją odegrać. Jak czas śmierci" i rola to problem to powinno się moim zdaniem szukać innych grup, które potrafią spełnić oczekiwania organizatora/scenarzystów.

Poza tym co do reszty uwag - skończmy w końcu z paranoją idealnego odtwarzania regulaminu. Czy piechota w 1939 roku atakowała nad Bzurą idealnie wiernia jak w regulaminie ? Mozolnie się rozwijała, trzymając odległości w tyralierach itp ... ? Oczywiście że nie. Uderzała żeby wygrać w miarę możliwości i środków. Zaletą byłą adaptacja i optymalizacja środków i sił idealnie do sytaucji. Przecież można opracować scenarisuz tak aby realia pola walki zostały zachowane w miarę wierny sposób. Osobiście przyznam że te kolejne fale przelewającej się piechoty na kolejnych Bzurach są zabawne i zupełnie nierealne.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...skończmy w końcu z paranoją idealnego odtwarzania regulaminu...
Bolek to bardzo niebezpieczne stwierdzenie. Ja rozumiem Twoją intencję, zawartą w tym urywku, ale możesz byc zrozumiany opacznie. Może dojść do tego, że młodsi koledzy, lub leniwi pójdą na łatwiznę i wogóle nie będę czytać i uczyć sie regulaminów-bo po co, skoro starszym się nie chce.
Otóż regulaminy znać TRZEBA, choćby po to by móc je nie przestrzegac w ferworze walki. Podstawowe wyjście do boju musi byc regulaminowe, doświadczona grupa i tak wie co robić i kogo szukać, i na jakie sygnały w walce reagować.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bolas - nawet jeśli nie atakowała regulaminowo, to ich improwizacja wynikała własnie z wielu dni doświadczenia na poligonie i znajomości regulaminu. Jesli w polu zrobi się chaos, można to uporządkować jesli żołnierze znają regulamin i wiedzą co mniej więcej powinno się w danym momencie robić. Ty znasz regulamin i pewnie improwizując troche poruszasz się (nawet podświadomie) w jego granicach, oczywiście dostosowując to co wiesz do sytuacji w polu.
Ale totalny brak znajomości regulaminu i wiedzy o ówczesnym sposobie walki skutkuje właśnie hordami kolesi biegających w tą i z powrotem po polu bez jakiegoś głębszego celu.

Regulamin trzeba znać (ale nie tylko przeczytać, tylko przećwiczyć), nawet jak nie zawsze można się do niego stosować. To poprostu wymusza pewne sposoby zachowań.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koledzy. Musztra i znajomość zasad pola walki bez dwóch zdań to podstawa każdego rekonstruktora i każdej grupy. Chyba każdy z tym się zgodzi? Ale to wszystko trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć przed największą rekonstrukcją jaką jest Bzura. To dla wielu mało wdzięczna część udziału w ruchu rekonstrukcyjnym, bo nie kojarzy się z zabawą i strzelaniem. Dlatego tylko najlepsi i wytrawali mogą wziąść udział póżniej w Bzurze. Łącząc te elementy z wymogami rekonstrucji (ktoś musi ginąć) tworzymy niepowtarzalną jakość. Widz obserwujący wtedy Bitwę uświadamia sobie, że WOJNA to NIE ZABAWA w której biegają hordy uśmiechnietych i nieśmiertelnych żołnierzy (co najlepiej pokazał film Okejosa)!!! I właśnie element kończący bitwę, pole zasłane licznymi poległymi żołnierzami, spalonymi pojazdami i panująca cisza zapada w pamięci oglądających. Skłania do zadumy nad tamtymi czasami, a ogólnie nad wojną.
Dlatego Szeregowiec Rayan" zrobił takie wrażenie. Bo trud zdobycia plaży normandzkiej został okupiony śmiercią wielu żołnierzy. Pamietacie ten fragment kończący zdobycie plaży? Ciarki przechodziły przez plecy.
Pokażmy co to znaczy wojna, a nie zabawa.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Regulaminy i taktykę oczywiście ćwiczy każdy, ale od tego są wewnętrzne manewry czy ćwiczenia grup. Na rekonstrukcjach dla masowej publiczności moim zdaniem nie powinno się pokazywać taktyki piechoty rodem z regulaminu. Inscenizacja w domyśle nawiązuje do konkretnych wydarzeń, może lepiej więc iść w stronę maksymalnie wiernego ich odtworzenia ? Oczywiście jasna sprawa, że wpierw trzeba poznać do czego służy widelec, a później wcinać spaghetti ;)

A co do ćwiczeń i wierności - jak pisałem wcześniej - moim zdaniem to podstawa, ale do zrealizwoania zanim się przyjedzie na Bzurę czy każda inną inscenizacje tego typu. Grupy i rekonstrukotrzy którzy pojawiają się w inscenizaji powinni już mieć jakieś minimum opanowane. Trudno chyba oczekiwać, żeby ktoś kto ciągnie lufę karabinu po ziemi nagle oprzytomniał na inscenizacji i zaczął zachowywać się jak żołnierz z II RP.

My akurat ostro cały weekend pracowaliśmy nad taktyką - parę fotek obok ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie