Skocz do zawartości

Czlowieksniegu

Moderator
  • Zawartość

    29 371
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Czlowieksniegu

  1. takafura- nie klnij, bo Ci Bozia język urwie... Powtarzam- Raportu nie ma i nie będzie. Jego brak potwierdził Joergensen. A, że nie będzie podpowiada prosta i czysta logika. Tym bardziej, że po stronie sekty nikomu nie pomoże, a wprost przeciwnie.
  2. takafura "A jaki to ma związek - BOR strzelał na pokładzie do kogoś ?" Dałem pierwszy z brzegu powód dla znalezienia śladów materiałów wysokoenergetycznych na wraku i w okolicy.
  3. takafura- nie patrząc na okoliczności przyrody- na serio wierzysz, że gdyby Człowiek z obłędem w oczach miał cień dowodu i akceptację Kaczyńskiego, to mimo pandemii Raport nie zostałby już dawno ogłoszony? Dolary vs orzechy, że po każdej erupcji Macierewicza na Kremlu strzelają korki od szampana. Putinowi w żaden sposób ta katastrofa nie była potrzebna, czego nie można powiedzieć o podsycaniu przez ostatnie lata histerii. A może tak w nieskończoność dolewać do ognia, czy to komentarzami posłusznych idiotów*, czy trzymaniem złomu u siebie. Na dziś nawet Kaczyńskiemu temat nie jest na rękę- obojętnie czy i co Macierewicz ogłosi, będzie to równoznaczne z częściowym rozpadem sekty, a jednocześnie Macierewicz urwie się ze smyczy, jaką jest ideologia związana katastrofą i dziesiątki milionów, które ten cyrk przytulił w międzyczasie. * świadomych lub nie swojej roli
  4. takafura- obstawa z BOR miała hukowce, czy broń ostrą?
  5. Tobie od razu w głowie bicie, pała, kobiety... A mnie "bawi" przestrzeganie obostrzeń i podobne..
  6. takafura " Teraz też tak myślę choć na początku działania komisji liczyłem na uporządkowanie faktów i takie ich udokumentowania aby choć cześć spekulacji uciąć raz na zawsze. " Nie, że "też tak myślę", ale formalnie obowiązuje i wygłupy członków podkomisji nie mają na to wpływu. Spekulacje... masz na myśli parówki, hel, dobijanie rannych, itp itd? Trzy- zawsze się znajdzie ekipa, której wynik nie będzie pasował. Chaos w podkomisji doskonale to potwierdza.
  7. takafura " że nawet w tak oczywistej sprawie nadal są osoby w sowietach mówiące publicznie bzdury i kłamstwa" To aluzja wobec Człowieka z obłędem w oczach? Tym bardziej im bardziej w, prawdopodobnie, oczywistej sprawie, kolejny rok mota się i wymyśla. Jorgensen- w jego przypadku prawdopodobnie największe znaczenie mają tarcia między jego żoną a Człowiekiem z obłędem w oczach. Choć sporo czasu i AM, i Stankiewicz w podobny sposób Świat widzieli. "Jak dla mnie gdy zsumuje się osiągnięcia Anodiny, Laska i Macierewicza to wynik jest mniejszy od zera." Ale wiesz, że na dziś formalnie obowiązuje Raport Laska i nawet największe wygibasy AM tego nie zmienią.
  8. PS 24.02.2021 Oświadczenie ws. publikacji w tygodniku W związku z publikacją w Sieci nr 8 (2021) artykułu pt.: Badanie tragedii smoleńskiej co się dzieje? autorstwa byłego członka Podkomisji Glenna Jorgensena przedstawiam poniżej stanowisko Podkomisji do Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego: 1. Zamieszczony w tygodniku „Sieci” nr 8 (2021) artykuł Glenna Jorgensena jest zbiorem nieprawdziwych informacji, insynuacji i kłamstw niemających nic wspólnego z prawdą i z merytorycznymi pracami Podkomisji, jest natomiast bezprecedensowym atakiem na Przewodniczącego Podkomisji Antoniego Macierewicza. Wszystkie nieprawdziwe informacje zawarte w treści publikacji mają zamierzony jeden cel: zdyskredytowanie wszystkich - bez wyjątku - poczynań Antoniego Macierewicza i podważenie jego reputacji jako przewodniczącego. Celem tej publikacji jest zakwestionowanie wartości dotychczasowych prac Podkomisji i współpracujących z nią ekspertów, a tym samym uniemożliwienie ujawnienia prawdy o tragedii smoleńskiej. Jest to działanie na szkodę Państwa Polskiego. 2. Glenn Jorgensen nie jest członkiem Podkomisji od dnia 1 września 2020 roku. Jako członek Podkomisji był wielokrotnie wzywany przez Przewodniczącego Podkomisji do zaprzestania łamania prawa - pomimo napomnień jego zachowanie nie uległo zmianie, co skutkowało usunięciem go z zespołu. Interpretacja faktów i informacji uzyskanych przez Glenna Jorgensena w związku i w trakcie badania wypadku lotniczego i przedstawiona przez niego w tygodniku „Sieci” fałszuje rzeczywistość. Pokazuje to jego nieetyczne zachowanie i rzeczywiste intencje oraz potwierdza nierespektowanie polskiego prawa. 3. Glenn Jorgensen jako były członek Podkomisji swoją publikację na łamach tygodnika „Sieci” świadomie złamał artykuł 17 ust. 22 pkt. 2 i ust. 23 w związku z art. 1 ust. 4 Prawo lotnicze z dnia 3 lipca 2002 r. (Dz.U.2020.1970 z pózn. zm.) tj. ust. 22. Członek Komisji oraz ekspert biorący udział w pracach Komisji: 1) jest obowiązany zachować w tajemnicy wiadomości uzyskane w związku z badaniem zdarzenia lotniczego; 2) nie może występować w roli biegłego w postępowaniu przed sądem lub innym organem w zakresie badania zdarzenia lotniczego, w którym brał udział. ust.23. Przepis ust. 22 stosuje się także do członka Komisji po wygaśnięciu jego członkostwa w Komisji oraz eksperta biorącego udział w pracach Komisji po zakończeniu przez niego prac w Komisji. Swoim zachowaniem naruszył również §1 ust. 2 lit. d, § 1 ust. 2 lit. e, ust. 2 lit. g podpisanej przez siebie Umowy, w której zobowiązał się do ochrony informacji zebranych w trakcie badania zgodnie z wymogami ustawy z dnia 5 sierpnia 2010 r. o ochronie informacji niejawnych (Dz.U. z 2018 poz. 412 j.t. z późn. zm.) oraz do zachowania w tajemnicy wszelkich informacji i danych uzyskanych w związku z powołaniem na członka KBWLLP, który to obowiązek nie wygasa wraz z zakończeniem współpracy, a w szczególności nie może wykorzystywać uzyskanych w Podkomisji informacji do fałszywego przedstawiania ich publicznie. W związku z powyższym zostaną podjęte kroki prawne oraz zostaną powiadomione odpowiednie instytucje Państwa Polskiego. 4. Dowodem na to, iż zarzuty Glenna Jorgensena są fałszywe był film przedstawiający stan prac i wyniki badań Podkomisji zaprezentowany podczas posiedzenia Sejmowej Komisji Obrony Narodowej w lipcu 2020 roku. Udostępnienie filmu za pośrednictwem telewizji publicznej umożliwiłoby szerszej opinii społecznej zapoznanie się z wynikami prac Podkomisji eliminując pole do kłamstw wymierzonych w wyjaśnienie tragedii smoleńskiej. 5. Podkomisja jest organem kolegialnym, który uwzględnia różne zdania i punkty widzenia, ale nie może się zgodzić na to, by partykularne, niezrozumiałe interesy byłego członka Podkomisji prowadziły do fałszowania rzeczywistości i manipulowały opinią publiczną. SEKRETARZ PODKOMISJI Marta PALONEK http://podkomisjasmolensk.mon.gov.pl/pl/1_51.html
  9. takafura... przywołanie Katynia, to jednak cios poniżej pasa.. równie dobrze możemy wspomnieć, że do dziś nie wiadomo kto Urlicha von Jungingena trafił pod ziobro... Ale jak poczytasz, także w prawilnych mediach, jaki bu..ałagan w podkomisji jest i na jakie pomysły wpadają*, to zauważysz, że chodzi o gonienie króliczka** a nie złapanie. Rodziny ofiar także otwarcie mówią, co myślą o Człowieku z obłędem w oczach i działaniu podkomisji. * ktoś z podkomisji wspominał o teście zderzenia brzozy z Tu. Miał się odbyć w USA i kosztować ok 2,5 ml USD :-) ** za dobra kasę dla nagonki
  10. "Pełen raport jest jeszcze konsultowany. Ze względu na koronawirusa (zachodzi) niemożność spotkania się wszystkich członków komisji. Ale mamy nadzieję, że będzie to w najbliższych tygodniach; uda się to zrealizować, tak żeby opinia publiczna mogła zapoznać się z całym raportem" – powiedział w Radiu Maryja i Telewizji Trwam przewodniczący podkomisji do spraw ponownego zbadania przyczyn i okoliczności wypadku samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem Antoni Macierewicz. Jak zapowiedział były szef MON, liczy na to, że raport pisemny podkomisji smoleńskiej będzie mógł zostać przyjęty i opublikowany w najbliższych tygodniach. W ostatnim roku prace podkomisji – jak zaznaczył Macierewicz - były znacznie utrudnione z powodu pandemii koronawirusa, ponieważ nie było możliwości, aby wszyscy członkowie podkomisji spotykali się w celu głosowania. Odpowiadając na pytanie jednego ze słuchaczy, czy raport ten zostanie opublikowany przez kolejną rocznicą tragedii smoleńskiej, tj. 10 kwietnia 2021, Macierewicz stwierdził: "Raport wymaga głosowania i zapoznania się z materiałami ściśle tajnymi przez wszystkich członków komisji. Mam nadzieję, że uda się ten wymóg zrealizować i wtedy zostanie on opublikowany." Dodał jednak, że sytuacja pandemiczna w znacznym stopniu utrudnia te prace podkomisji. Przypomniał również, że w lipcu na posiedzeniu komisji obrony narodowej całe prezydium komisji przestawiło raport filmowy oraz streszczenie raportu pisemnego. Streszczenie to otrzymały wszystkie kluby parlamentarne i koło parlamentarne z prośbą o przekazanie tych informacji posłom, jak też opinii publicznej. Film został także zamieszczony na stronie MON. https://www.fronda.pl/a/macierewicz-raport-podkomisji-smolenskiej-bedzie-mogl-zostac-opublikowany-w-najblizszych-tygodniach,158601.html
  11. Na lotnisku w Ałmaty rozbił się An-26, nie żyją cztery osoby Czterech spośród sześciu członków załogi straciło życie podczas katastrofy z udziałem wojskowego samolotu An-26, który rozbił się w sobotę na lotnisku w Ałmaty. Dwóch mężczyzn, których uratowano, trafiło do szpitala - podał resort ds. sytuacji nadzwyczajnych. Niewielki, produkowany od lat 60. ubiegłego wieku samolot wojskowy, należał do Służy Granicznej Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego Kazachstanu [...] https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/kazachstan-na-lotnisku-w-almaty-rozbil-sie-an-26/30ftnfx,79cfc278
  12. fala "Komu uciekł, komu ?" Musisz w Hajfie zapytać- tam zdjęcie robione :-)
  13. "Wilk nie jest dobry, ani zły". Za to człowiek... [WYWIAD] W Brzozowie odstrzelono trzy wilki, które miały zaatakować w lesie grupę pilarzy. Podobne sytuacje pojawiają się co roku, a wśród części myśliwych coraz częściej słychać głosy o konieczności redukcji populacji. Dlaczego wilki "atakują", jak się przed nimi chronić i czy trzeba na nie polować? - Według badań, częściowa redukcja wilków utrzymuje szkody na tym samym poziomie lub większym, podczas gdy zastosowanie metod alternatywnych powoduje spadek szkód - mówi w rozmowie z Onetem Adam Gełdon z Nadleśnictwa Spychowo, którego pasją są wilki. W Brzozowie w województwie podkarpackim trzy wilki miały zaatakować grupę pilarzy w lesie. Decyzją Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska zostały odstrzelone Podobne historie pojawiają się co roku, a zdaniem części myśliwych odstrzał to jedyny sposób na rozwiązanie problemu z wilkami Inne zdanie ma Adam Gełdon, który od lat obserwuje wilki w Polsce. - Celowe nęcenie bądź nieumyślne dokarmianie zwierząt dzikich, niezabezpieczanie stad zwierząt hodowlanych, trzymanie psów na łańcuchach wiedząc, że w okolicy są wilki, czy nawet próby nielegalnego wychowywania i przetrzymywania młodych wilków zwiększają prawdopodobieństwo konfliktu - mówi leśniczy z Nadleśnictwa Spychowo W momencie objęcia tego gatunku ochroną na terenie całego kraju w 1998 r, liczebność szacowano na poziomie ok. 500 osobników. Trzon populacji obejmował wówczas Polskę północno-wschodnią, wschodnią oraz Karpaty. Obecnie krajową populację wilka, na podstawie prac zleconych przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, określono na ok. 2 tys. osobników Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl Alicja Wirwicka, Onet: Historia z Brzozowa rozgrzała wyobraźnię. Ale czy wilki faktycznie atakują ludzi w taki sposób i w takich okolicznościach jak historia pilarzy? Adam Gełdon, Nadleśnictwo Spychowo, specjalista od wilków: Jeśli wierzyć zeznaniom uczestników, to dwa wilki podeszły bardzo blisko, na odległość kilku metrów, co faktycznie było niepokojące, i warczały. Żaden wilk nie rzucił się na człowieka i nie było pogryzienia. Warczenie u młodych wilków nie jest chęcią do ataku, a bardziej próbą wystraszenia i przepłoszenia rywala. Być może te wilki chciały odciągnąć pilarzy od jakiegoś pokarmu zlokalizowanego przy nich. Trudno powiedzieć. W każdym razie sytuacja z pewnością była potencjalnie niebezpieczna, gdyż wilki nie uciekały na widok ludzi z bliskiej odległości, jak to mają powszechnie w zwyczaju. Skąd zatem takie zachowanie w tym przypadku? Sekcje zwłok wilków zastrzelonych w konsekwencji tego zdarzenia wykazały, że były to dziesięciomiesięczne samice, wychudzone jak na swój wiek, a w treści przewodu pokarmowego znaleziono odpady pochodzące z ludzkiej działalności. Sytuacja oczywiście nietypowa, ponieważ w tym wieku młode wilki jeszcze nie biorą udziału w polowaniach, więc możliwe, że były zmuszone na samodzielne poszukiwania pokarmu, np. na skutek śmierci rodziców. Takie młode i niedoświadczone wilki szukały pokarmu w otoczeniu człowieka, przez co szybciej uległy habituacji i stały się konfliktowe. Takie sytuacje w skali Europy są niezwykle rzadkie, ale mimo wszystko warto wiedzieć jak reagować. Jakie są wytyczne? Naukowcy z grupy eksperckiej działającej przy Światowej Unii Ochrony Przyrody opracowali zestaw dobrych praktyk w kontaktach z wilkami. Ogólnie jeśli wilk wielokrotnie podchodzi do człowieka na odległość 30 m i mniej lub nie ucieka, to dopiero jest to sytuacja wymagająca naszej uwagi. Możliwe, że nastąpiło silne oswojenie (np. pokarmowe) i wówczas należy takiego wilka przepłoszyć, np. krzykiem, machając rękoma, rzucać przedmiotami, spokojnie się wycofywać i oczywiście powiadomić odpowiednie służby, takie jak Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, która dalej zajmie się sprawą. Po ostatniej sytuacji z Brzozowa wrócił temat, który pojawia się co roku. Czy faktycznie wilków jest więcej, czy stały się bardziej śmiałe wobec ludzi? Taki argument często się pojawia, a to rozbudza ludzką wyobraźnię. Liczebność wilków w naszym kraju faktycznie wzrosła, na skutek wprowadzenia ochrony ścisłej. W naszych lasach, których powierzchnia i kondycja rośnie, wilki mają odpowiednie warunki do życia, rozrodu i zdobywania pokarmu. W momencie objęcia tego gatunku ochroną na terenie całego kraju w 1998 r. liczebność szacowano na poziomie ok. 500 osobników. Trzon populacji obejmował wówczas Polskę północno-wschodnią, wschodnią oraz Karpaty. Obecnie krajową populację wilka, na podstawie prac zleconych przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, określono na ok. 2 tys. osobników. Wilki występują już niemal na obszarze całego kraju i zajmują wszystkie większe kompleksy leśne. Wzrost liczebności i jednocześnie zasięgu występowania tego drapieżnika był więc spodziewany i pożądany, bo taki był właśnie cel objęcia wilka ochroną gatunkową. Dlatego obserwujemy proces rekolonizacji obszarów, na których wilki kiedyś występowały bądź znalazły dla siebie nowe odpowiadające siedliska. Naturalnym więc jest, że wraz ze wzrostem liczebności danego gatunku, ślady jego bytowania są częściej obserwowane oraz częściej może dochodzić do sytuacji konfliktowych z człowiekiem. Czyli więcej wilków w całej Polsce to także więcej zdjęć w mediach społecznościowych i więcej zdarzeń podobnych do tych w Brzozowie? Przede wszystkim wzrost liczebności tego gatunku sprawia, że takich sytuacji jest więcej. Ale należy zwrócić uwagę, jaka jest tego skala. W ostatnich miesiącach są to trzy sprawy, niosące się głośnym echem w mediach. Mam na myśli wilka wykazującego silne oswojenie i odłowionego w Białowieży, watahę chorych na świerzb wilków spod Swarzędza koło Poznania i wreszcie sprawę dwóch wilków podchodzących do pilarzy koło Brzozowa. Tak naprawdę każdy z tych incydentów jest zupełnie inny i każdy należy analizować indywidualnie. Jeśli chodzi o ataki wilków na psy i inwentarz, to one zawsze się zdarzały, szczególnie na obszarach, w których wilki występowały nieprzerwanie. Z pewnością ataki na zwierzęta hodowlane i psy są bardziej nagłaśniane tam, gdzie wilków przez ostatnie kilkadziesiąt lat nie było, a ludzie odzwyczaili się od obecności tego drapieżnika w swoim sąsiedztwie. Sytuacje konfliktowe też są generowane przez człowieka. Celowe nęcenie bądź nieumyślne dokarmianie zwierząt dzikich, niezabezpieczanie stad zwierząt hodowlanych, trzymanie psów na łańcuchach, wiedząc, że w okolicy są wilki, czy nawet próby nielegalnego wychowywania i przetrzymywania młodych wilków zwiększają prawdopodobieństwo konfliktu. Czyli to my, ludzie, robimy źle? Niewątpliwie nasze zachowanie i działania mogą mocno wpłynąć na poziom konfliktu z tym drapieżnikiem. Ważne jest, by wiedzieć, jak postępować podczas bezpośredniego spotkania z wilkiem, kiedy jego zachowanie powinno budzić naszą wątpliwość, a kiedy jest całkowicie normalne, ale też nie demonizować czy nie idealizować tego gatunku. Często obserwacja wilka z samochodu czy przechodzącego koło zabudowań niesie nieuzasadnioną obawę o własne bezpieczeństwo. Ważne jest, by nasza wiedza opierała się na naukowych badaniach i opiniach, a nie doniesieniach z mediów społecznościowych czy poglądach laików. Wzbudzanie paniki i strachu niczego nie rozwiązuje, a jedynie prowadzi do eskalacji problemu, co nie jest dobre ani dla wilków, ani dla ludzi. Dlatego tak ważna jest edukacja społeczeństwa w zakresie biologii i ekologii tego drapieżnika, ale także sposobów minimalizowania szkód w inwentarzu, które są nieinwazyjne i w dodatku skuteczne. Wydaje mi się, że sami się często prosimy o kłopoty. Co powinniśmy zrobić, by podobnych zdarzeń było jak najmniej? Przede wszystkim zmienić swoje przyzwyczajenia i zachowania, szczególnie na terenach, na których od niedawna wilki się osiedliły. Warto zadbać o swoje psy, nie puszczać ich luzem po lesie, dbać o szczelność ogrodzenia, nie trzymać na łańcuchu, a na noc wprowadzać do kojca lub domu. Podobnie należy chronić swój inwentarz. Jest dużo metod ochrony stad przed atakami wilków i są one naprawdę skuteczne. Nawet najprostsze i najmniej kosztowne fladry dają dobre efekty. Badania naukowe pokazały, że to metody alternatywne, takie jak ogrodzenia, płoszenia, fladry mają największą skuteczność w ochronie zwierząt hodowlanych. Najmniejszą skuteczność ma właśnie częściowy odstrzał. Według badań, częściowa redukcja wilków utrzymuje szkody na tym samym poziomie lub większym, podczas gdy zastosowanie metod alternatywnych powoduje spadek szkód. Warto również wziąć pod uwagę, że losowy odstrzał może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Oczywiście, kiedy inne metody ochrony inwentarza nie działają lub metody nieinwazyjne nie są skuteczne w sprawach wilków silnie oswojonych, wówczas odstrzał staje się konieczny i niestety, trzeba to zaakceptować. Pamiętajmy, że w ochronie gatunkowej najważniejszy jest właściwy rozwój całej populacji. Kolejną sprawą jest dbałość o nasze odpady. Nie wyrzucajmy śmieci i padłych zwierząt do lasu, zabezpieczajmy kontenery i kompostowniki. Wilki są wszystkożerne i potrafią korzystać również z pokarmu roślinnego. Tak jak zabezpieczamy kurniki przez lisami i kunami, a gołębniki przed atakami drapieżników z powietrza, tak i w naszym interesie jest zadbać o swój dobytek i inwentarz. No i ostatnią rzeczą minimalizującą konflikt z człowiekiem jest zadbanie o naturalny pokarm wilków, czyli duże ssaki kopytne. Tutaj nieocenioną rolę mają właśnie myśliwi, którzy powinni gospodarować zwierzyną łowną w sposób zabezpieczający również bazę pokarmową dla dużych drapieżników. Według danych dotyczących wypłacanych odszkodowań procentowo ataki wilków są znikome. Dlaczego więc wywołują tak wiele emocji? Wysokość odszkodowań za szkody powodowane przez wilki w naszym kraju sięgają ok. miliona złotych rocznie i są niewspółmiernie niskie w stosunku do szkód powodowanych przez bobry, które sięgają ponad 22 mln zł. Co więcej, nie obserwuje się dramatycznego wzrostu tych szkód, a procentowy udział szkód w stosunku do ogólnej liczby zwierząt hodowlanych wynosi dosłownie promile. Także w skali kraju szkody powodowane przez wilki nie są problemem, choć lokalnie bywają uciążliwe. Ale bobrów się nie boimy, wilków już tak. Emocje często są wynikiem właśnie demonizowania bądź idealizowania tego gatunku, bez znajomości fachowej wiedzy. Należy pamiętać, że wilk nie jest ani dobry, ani zły i jak pisał David Mech: "wilk nie jest ani świętym, ani grzesznikiem; tylko niektórzy chcą go takim uczynić". Często media potęgują te emocje, używając w swych komunikatach języka strachu, publikując nierzetelne informacje, a nawet fake newsy. Dzięki temu są duże zasięgi, ale robi się zamieszanie i dezinformacja. Dlatego wszelkie doniesienia medialne należy traktować z dystansem i weryfikować fakty albo spokojnie poczekać na oficjalne komunikaty naukowców. Wilk jest niestety gatunkiem medialnym i dotyka wielu aspektów działalności człowieka, stąd tyle emocji i kontrowersji. Ale jak to mówią: "tylko spokój może nas uratować". Grupy myśliwych podnoszą, że jedynym sposobem jest odstrzał wilków. Czy Pan się zgadza z taką tezą? Czy faktycznie wilków w Polsce jest zbyt dużo i musimy zmniejszyć ich populację? Nie wiadomo, czy jest wilków za dużo, bo nie określono, ile ich powinno być i na podstawie jakich wytycznych. Nie wiadomo nawet, ile wilków dokładnie jest w naszym kraju. Dlatego jednym z kluczowych aspektów w ochronie tego gatunku powinien być rzetelny, krajowy system monitoringu. Na tę chwilę takiego systemu nie ma. Kontrolowany odstrzał jest oczywiście sposobem na sytuacje konfliktowe, ale powinien być ostatecznością. Kiedy nie skutkują metody nieinwazyjne, alternatywne, bądź mamy do czynienia z osobnikiem silnie oswojonym, który zaatakował człowieka, to wówczas Dyrektor Generalny Ochrony Środowiska ma prawo, nawet ustnie, wydać zgodę na odstępstwo od zakazu zabicia gatunku objętego ochroną. I takie rzeczy mają miejsce nie od dziś. Takich sytuacji nie ma zbyt wiele. Każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie, tym bardziej, że w skali Europy jest ich niewiele. Dla porównania, psów w kraju mamy ponad 7 mln i ataki psów na ludzi zdarzają się często i każdego roku. A mimo to nikt nie planuje redukować ich liczebności. Co więcej, zmniejszanie populacji wilków przez odstrzał miałoby charakter wyłącznie losowy. Brak znajomości struktury socjalnej poszczególnych watah oraz słabo zaznaczony dymorfizm płciowy, nie daje żadnej możliwości selekcji, jak np. u jelenia. A należy pamiętać, że pozbawienie watahy dorosłych wilków, może doprowadzić do tego, że osierocone i niedoświadczone szczeniaki będą na własną rękę szukać łatwego pożywienia, które najszybciej znajdą w otoczeniu człowieka. Stopniowo będą się oswajały z obecnością ludzi i będą kojarzyć obecność człowieka z dostarczeniem pokarmu. Tak rodzą się sytuacje konfliktowe, bo każde dzikie zwierzę, które zostaje oswajane, może zachować się nieprzewidywalnie. Skąd zatem taka argumentacja myśliwych? Ciężko mi powiedzieć. Myślę, że to pytanie bardziej do rzecznika Polskiego Związku Łowieckiego. Środowisko myśliwych jest również podzielone. Znam takich, którzy są za ochroną wilka, uwzględniają jego drapieżnictwo w planowaniu łowieckim i nie przeszkadza im obecność wilków w łowisku. Ale są również tacy, którzy mają inne zdanie i nawołują do kontrolowania liczebności populacji. Jednak wydaje mi się, że zarówno myśliwi, leśnicy jak i inne grupy zawodowe związane z lasem, nie mają w swym zakresie obowiązków wywierania nacisku na decyzyjność w stosunku do gatunku, który jest poza ich zakresem działania. Zadaniem jednych i drugich jest realizowanie konkretnych celów wynikających z przepisów prawa czy powierzonego mienia Skarbu Państwa. Czy takie lobbowanie za odstrzałem może mieć związek z pewną rentownością? Opłaca się polować na wilki? Kiedyś były cenniki na odstrzał wilka, rysia. Więc sprzedawano takie polowania. Ale nie wiem, czy taki jest cel, aby powrócić do sprzedaży polowań. Raczej wątpliwe, przynajmniej na tym etapie sytuacji prawnej gatunku. https://www.onet.pl/informacje/onetolsztyn/ataki-wilkow-na-ludzi-to-zazwyczaj-wina-czlowieka-wywiad/m6z5thw,79cfc278
  14. OŚWIADCZENIE FABRYKI BRONI „ŁUCZNIK” – RADOM SP. Z O.O. W ZWIĄZKU Z PUBLIKACJĄ PORTALU ONET.PL W związku z publikacją Marcina Wyrwała i Edyty Żemły pt. „Fabryka Broni w Radomiu: PiS i rodzina na swoim”, opublikowaną 12 marca br. na portalu Onet.pl, Fabryka Broni „Łucznik” – Radom sp. z o.o. przekazuje następujące stanowisko: Artykuł w ocenie Spółki stanowi kolejny element kampanii wymierzonej w polski przemysł zbrojeniowy, prowadzonej przez portal należący do niemiecko-szwajcarskiego koncernu. Autorzy publikacji postanowili uderzyć tym razem w pracowników spółki – najwyraźniej licząc na to, że uda się skutecznie zastraszyć załogę Fabryki Broni. Spółka deklaruje, że pracownicy, którzy padają ofiarą kłamstw i manipulacji medialnych, mogą liczyć na jej wsparcie, również prawne. Pan Marcin Wyrwał w ciągu tygodnia poprzedzającego publikację wysłał do Spółki kilkadziesiąt szczegółowych pytań. Otrzymał odpowiedzi na wszystkie. Próbował wydobyć również informacje dotyczące chronionych prawem danych osobowych pracowników, w związku z czym został poinformowany, z przytoczeniem podstawy prawnej, dlaczego udzielenie takich informacji nie jest możliwe. Pan Wyrwał nie zakwestionował zasadności takiej odmowy. Ponadto redaktor nie dał szansy odniesienia się Spółce do wielu informacji, które pojawiają się w tekście, a które są ewidentnie zmanipulowane. Z otrzymanych informacji pan Wyrwał skorzystał bardzo wybiórczo, sięgając jedynie po te, które uzasadniały z góry przyjętą tezę politycznego tekstu. Przykład: zapytał, czy pełnienie funkcji radnego miało wpływ na otrzymanie przez nie zatrudnienia w Spółce. Otrzymał informację, że radni ci pracowali w Fabryce Broni, zanim zostali wybrani na radnych – nie skorzystał z niej jednak sugerując, że zostali zatrudnieni z klucza politycznego. Inny przykład: otrzymał szczegółowe informacje nt. doświadczenia zawodowego i kompetencji menadżerskich członków Zarządu Spółki – pominął je i zasugerował, że osoby te nie mają stosownego doświadczenia zawodowego, co jest nieprawdą. Pan Wyrwał stwierdził również, że Spółka nie odpowiedziała na pytanie dotyczące niezbędnych certyfikatów „szefa magazynu broni”. Został poinformowany, że takie stanowisko nie istnieje w strukturze Fabryki, a wszyscy pracownicy mają niezbędne kwalifikacje i certyfikaty. Otrzymane informacje, jako niepasujące do tezy, zignorował. Wszelkie informacje, które dokumentowały rozwój Spółki w latach 2016-2021 (bardzo istotny wzrost potencjału Fabryki oraz wymianę maszyn z 50-70-letnich na maszyny o najwyższym poziomie technicznym, a wraz z nimi zatrudnienie wysoko wyspecjalizowanych pracowników) zostały przez autorów skrzętnie pominięte. Rzekome nieprawidłowości – w tym kwestia wypadku, o którym piszą autorzy – były już wcześniej dokładnie wyjaśniane, zgodnie z procedurami i obowiązującym prawem. Także o tym pan Wyrwał został poinformowany. W ocenie Spółki tekst, oprócz tego, że wpisuje się w kampanię wymierzoną w polski przemysł zbrojeniowy, prowadzoną przez portal, ma charakter polityczny. Autorzy tekstu pozostają również w sporze prawnym z Fabryką Broni, co także należy brać pod uwagę, oceniając motywy przygotowania pełnego manipulacji tekstu. Zarząd Fabryki Broni „Łucznik”- Radom sp. z o.o. https://www.fronda.pl/a/lucznik-niemiecki-onet-atakuje-polska-zbrojeniowke-publikacjami-i-w-sadzie,158554.html vs Fabryka Broni w Radomiu: PiS i rodzina na swoim Po artykułach Onetu na temat wad karabinka Grot, w obronie radomskiego producenta ustawiła się kolejka związanych z tym miastem polityków PiS. Z naszych informacji wynika, że bardziej niż polskiego przemysłu bronią oni obsadzających kierownicze stanowiska w fabryce działaczy PiS oraz ich rodzin. Ofiarami są szeregowi pracownicy. Dla niektórych kończy się to fatalnie. Po zwycięstwie PiS w wyborach w radzie nadzorczej, zarządzie oraz innych stanowiskach w Fabryce Broni „Łucznik” zostało zatrudnionych wiele osób związanych z tą partią Błyskawiczną karierę w fabryce zrobiła osoba zatrudniona poprzednio w biurze wiceministra obrony Wojciecha Skurkiewicza Rada nadzorcza firmy została opanowana przez ludzi, którzy weszli do niej niedługo po nominacji Antoniego Macierewicza na ministra obrony narodowej Aż czworo radnych miasta Radomia z ramienia PiS pracuje na różnych stanowiskach w fabryce Prezes fabryki Adam Suliga przyszedł na to stanowisko bez żadnego doświadczenia w zbrojeniówce. W poprzedniej pracy stosował mobbing wobec podwładnego W Łuczniku dochodzi do nękania pracowników. Drastycznym przykładem ofiary takich zachowań jest pracownik, który wrócił do pracy po długiej przerwie spowodowanej rakiem krtani 25 stycznia Onet opublikował pierwszy z serii artykułów o wadach flagowego polskiego karabinka Grot. Opisaliśmy w nim wnioski z raportu byłego oficera jednostki specjalnej GROM Pawła Mosznera i jego zespołu, z których wynikało, że broń rdzewieje, przegrzewa się, zapiaszczona zacina się, kolba pęka przy uderzeniu, a niektóre usterki uniemożliwiają strzelanie. Według naszych ustaleń niektóre wady karabinka były znane jeszcze zanim we wrześniu 2017 r. ówczesny minister obrony Antoni Macierewicz podpisał z Fabryką Broni „Łucznik” w Radomiu kontrakt na zakup nowego karabinka dla polskiej armii opiewający na 500 mln zł. Stało się to zresztą z pominięciem procedur wojskowych i przed zakończeniem badań kwalifikacyjnych tej broni. Obrońcy polskiego przemysłu Na artykuły zareagowali najbardziej wpływowi politycy ziemi radomskiej z ramienia PiS – poseł Marek Suski i wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz. Wspierał ich minister obrony Mariusz Błaszczak. Ten ostatni mówił w prorządowych mediach o „nagonce” na fabrykę, sugerując, że autorzy artykułu działają przeciwko polskiemu przemysłowi zbrojeniowemu, torpedując swoimi publikacjami szanse polskich karabinków w toczącym się na Ukrainie przetargu. W osobnym artykule wyjaśniliśmy, że u naszego wschodniego sąsiada nie toczy się żaden przetarg, w którym mógłby brać udział grot. Na specjalnej konferencji prasowej przed budynkiem Fabryki Broni „Łucznik” w Radomiu wystąpili Wojciech Skurkiewicz i Marek Suski. Minister Skurkiewicz mówił o „szkalowaniu dobrego imienia Fabryki Broni w Radomiu i dobrego imienia polskiego przemysłu”, a poseł Suski o „bezpardonowym ataku na polski przemysł zbrojeniowy, w tym na fabrykę w Radomiu”. Suski popisał się później publikacją ohydnych, ksenofobicznych tweetów pod adresem Onetu, których nie warto tu przytaczać. Już wtedy jednak docierały do nas informacje, że rzekoma obrona „polskiego przemysłu” w rzeczywistości jest obroną posad funkcjonariuszy PiS oraz ich rodzin, które opanowały fabrykę. Nasi rozmówcy opowiadali nam, że zwykli pracownicy są zwalniani lub degradowani, aby zrobić miejsce dla ludzi powiązanych z władzą, którzy często przychodzą do fabryki bez żadnego doświadczenia w przemyśle zbrojeniowym, a nawet bez doświadczenia w jakimkolwiek innym zawodzie. Informowali nas o przypadkach nękania i mobbingu, nawet wobec ludzi po ciężkich chorobach, co prowadziło do tragicznych skutków. Właśnie od takiej historii rozpoczynamy nasz artykuł. Człowiek, o którym zapomniała fabryka Pan Z. mieszka na jednym z radomskich blokowisk. Ciężka choroba zabrała temu postawnemu mężczyźnie 40 kilogramów, przerzedziła włosy i dodała zmarszczek na twarzy. Jednak prawdziwe problemy nadeszły, kiedy ją wreszcie pokonał. Jest jednym z tych pracowników, którzy mogą powiedzieć, że fabryka jest całym ich życiem. Lub raczej była. Pan Z.: – Wie pan, ja pracowałem w fabryce od 1983 r. Jedyna firma dla mnie. Ja nie znam innych firm, nie wiem, jak wyglądają. W 2016 r. zdiagnozowano u niego złośliwego raka krtani. Kiedy opuszczał fabrykę, udając się na mające potrwać dwa lata leczenie, ludzie PiS-u jeszcze tam nie dotarli. Pan Z.: – Jak odchodziłem do szpitala, to zostawiałem zaj***stą fabrykę, do której chciałem wrócić. Ale kiedy wróciłem do niej w 2018 r., to jej nie poznałem. Tam był już inny prezes, wszystko inaczej działało, dla mnie to już nie była ta sama fabryka. Pan Z.: – Wcześniej pracowałem jako operator sterowanych przez komputer maszyn typu CNC. Ale to był rak złośliwy krtani, po nim nie mogłem się już koncentrować tak jak dawniej. Zostałem wtedy skierowany do działu rozdzielni. Centralna rozdzielnia to były części do karabinów. Fajna praca, naprawdę mi się podobała. Rok udało mi się przepracować, pokazałem wszystkim, że da się wrócić po chorobie. No ale zaczęło się z Górskim. – Najpierw namawiał mnie do zmiany związkowych barw. Nawet nie wiem, jak ten jego związek się nazywa, ja go nazywałem Związkiem Popierającym Działania Pana Prezesa. To byli pisowcy, przez to wszystko znienawidziłem politykę. Wziąłem te dokumenty na odpierdziel, ale nie dawałem mu żadnego sygnału, czy chcę, czy nie chcę, przejść do jego związku. Byłem w swojej Solidarności, nie miałem zamiaru tego zmieniać. Ryszard Górski jest kierownikiem sekcji kontroli jakości oraz wiceprzewodniczącym związku zawodowego „Łucznik” w fabryce broni. To nowy związek, powstał w kwietniu 2018 r. W zakładzie jest kojarzony z obecnym prezesem Adamem Suligą. Sam Górski jest aktywnym poplecznikiem obecnej władzy. W internecie krąży jego zdjęcie z wiecu przeciwko Rafałowi Trzaskowskiemu, na którym trzyma homofobiczny transparent. O uczestnictwo Ryszarda Górskiego w tego rodzaju negatywnych kampaniach zapytaliśmy fabrykę. Jej rzeczniczka Aleksandra Odziemkowska odpowiedziała, że spółka „nie posiada uprawnień do kontrolowania aktywności pracowników w ich prywatnym czasie”. Kiedy pan Z. nie zareagował na propozycję Górskiego wstąpienia do związku, jego sytuacja nagle się pogorszyła. – Krzyczał na mnie, straszył e-mailami do prezesa, że źle wykonuję swoje obowiązki. Bez przerwy się mnie czepiał. Zgłaszałem to nawet do jego przełożonych, ale oni mnie trochę odpychali: „Ryśka nie znasz, nie wiesz, jaki on jest? A, daj spokój, jego to się jednym uchem wpuszcza, drugim wypuszcza”. Może tak, ale jeśli ktoś na mnie się wydziera, to chyba coś jest nie tak. Wskutek przedłużającego się nękania i tak kruchy stan psychiczny pana Z. zaczął się gwałtownie pogarszać. – W marcu 2019 r. ja już byłem tym tak zmęczony, że poszedłem do lekarza, a on mówi: „Mirek, ty się wykończysz! Ty jesteś odwitaminizowany, padnięty!”, Przez miesiąc dostawałem jakieś zastrzyki z oleju. Potem wróciłem do pracy i już było ze mną bardzo źle. Pani dyrektor mnie przeniosła, powiedziała, że nie będę tam robił. Ale nagle dwa, trzy dni później i już musiałem zapierdzielać i robić to, co robiłem. Wszystko u mnie siadało, niech mi pan wierzy. – To był maj 2019 r. Była godzina szósta, ledwie zacząłem swoją zmianę, wszedłem na wydział, żeby zabrać części. Zaczął się drzeć, że źle wykonuję swoje obowiązki, że mam pięć minut, żeby się z tymi częściami zabrać. Wyszedłem stamtąd, poszedłem do swojego przełożonego, wyjaśniliśmy sprawę, ale byłem już wtedy roztrzęsiony nerwowo. Chwyciłem skrzynkę, żeby ją gdzieś postawić i nagle rozerwała mi się ręka, wszystko się urwało, ból jak cholera, zobaczyłem tylko białe światło i gwiazdy. Poleciałem do siebie na wydział, mięsień w łokciu, wszystko zerwane, pogotowie. – Potem się zaczęły cyrki. Po wypadku mnie zoperowali, zapakowali w gips. Jak poszedłem na kontrolę do onkologa i on zobaczył, w jakim jestem stanie, skierował mnie do psychologa. Psycholog też nie mógł sobie ze mną poradzić. Szukaliśmy szybko jakiegoś dobrego psychiatry. Od grudnia 2019 r. jestem na lekach psychiatrycznych. Nie radzę sobie. Boję się ludzi, z domu wychodzę, ale nigdy sam. Lęki mam straszne przez to wszystko, boję się, że go spotkam, nie wiem, jak zareaguję. Wszędzie, gdzie jestem, rozglądam się, czy aby go nie ma. Fabryka uznała tamto wydarzenie za wypadek w miejscu pracy. Pytamy pana Z., czy mu pomogła. – A słyszał pan o akcji z panią dyrektor W.? Była szefem działu personalnego. My często ze sobą rozmawialiśmy, wiedziała, że przeszedłem chorobę nowotworową. Jak się dowiedziała o moim wypadku, to przyjechała do mnie do szpitala. Powiedziała mi, że bardzo chce mi pomóc i pomoże w tej sprawie. I pomogła tak, że ją po prostu zwolnili. Zwolnienie pani dyrektor to mnie normalnie rozp***ło, innego słowa na to nie ma. Z kilku niezależnych źródeł dowiedzieliśmy się, że bezpośrednią przyczyną zwolnienia dyrektor W. były próby pomocy panu Z. – Dlaczego tak się stało? Bo w fabryce są równi i równiejsi – skomentowała to dla nas osoba, która była bezpośrednim świadkiem tamtych wydarzeń. Od wypadku w maju 2019 r. pan Z. nie pracuje, nie tylko z powodu stanu psychicznego, ale i fizycznego. Jest inwalidą. Od listopada 2020 r. nie ma środków do życia. Pan Z.: – Jak wychodziłem ze szpitala, to lekarz do mnie mówi: „Ta ręka nigdy nie będzie tak sprawna, jak była”. No wie pan, jak ja się poczułem? I ta ręka jest sprawna... no, mogę sobie spodnie założyć. Ale do góry jej nie mogę podnieść ani do tyłu. Podniesienie ręki do góry sprawia mi ból. To jest okropny ból. Robię, ile mogę tą ręką, ale żebym wrócił do pracy? – Z fabryki dostałem dwie zapomogi ze świadczeń socjalnych. Dostałem dwa tysiące zaraz po wypadku i reklamówkę z gadżetami z logo fabryki. Teraz w grudniu, jak się dowiedzieli, że nie mam z czego żyć, też dostałem dwa tysiące złotych i jeszcze z Solidarności coś dostałem, dwie wpłaty po 300 złotych. To cała pomoc ze strony firmy. – A ja tu jeszcze z dwójką rodziców mieszkam, oboje mają przeszło 80 lat, ja naprawdę mam dużo na głowie. Po tej sprawie w końcu nie wytrzymałem, po którymś tam telefonie z firmy, że muszą ze mną rozwiązać umowę, bo nie mam ani zwolnienia, ani nic. Takich telefonów ostatnio miałem sporo. Znajoma poradziła, żebym wziął zwolnienie, to nie będą się czepiać. No i byłem na zwolnieniach niepłatnych przez półtora miesiąca i dostałem pismo z ZUS-u, ale to pismo ich nie zadowalało, więc napisałem jakieś oświadczenie w firmie, że zanim rozwiążemy umowę, to będziemy czekać, co zdecyduje ZUS. Ale ZUS się ociąga, wczoraj dostałem pismo, że mam czekać na następną komisję lekarską. Kiedy zapytaliśmy fabrykę o te wydarzenia, jej rzeczniczka odpowiedziała, że na jej terenie faktycznie doszło do „zdarzenia o cechach wypadku przy pracy”, jednak „w toku czynności wyjaśniających (…) nie stwierdzono bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego między zaistniałym zdarzeniem a wcześniejszą wymianą zdań Poszkodowanego z innym pracownikiem”. Do naszych pytań o naganne odnoszenie się Ryszarda Górskiego do pana Z. fabryka w ogóle się nie odniosła. Zignorowała też nasze pytanie, czy zareagowała na pisma jednego ze związków zawodowych do kierownictwa fabryki, w których opisywano całe zdarzenie i proszono o wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do Górskiego. Zapewniła nas za to, że „Poszkodowany cały czas korzysta m.in. z różnego typu finansowego wsparcia z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych”. Przytaczane przez fabrykę wsparcie socjalne ograniczyło się do dwóch wymienionych wpłat na przestrzeni niemal dwóch lat. O innego rodzaju wsparcie, z którego zdaniem fabryki cały czas korzysta pan Z., zapytaliśmy bezpośrednio jego. Pan Z.: – Wsparcie? Fabryki tu nie ma. Fabryka się mną nie interesuje. Ryszard Górski dalej sprawuje kierownicze stanowisko mimo wysyłanych do szefostwa fabryki kolejnych skarg na jego naganne zachowanie wobec pracowników. Ostatnia skarga związków zawodowych pochodzi z 2 marca. Związki skarżą się na używanie w stosunku do pracowników wulgarnych słów, wywieranie psychicznej presji, zastraszanie i represyjne formy zarządzania. W dniach poprzedzających publikację artykułu wielokrotnie próbowaliśmy skontaktować się z Ryszardem Górskim. Jego telefon był permanentnie wyłączony. Zaciąg Macierewicza ląduje w Radomiu Co się stało w fabryce pomiędzy 2016 r., kiedy pan Z. ją opuszczał, a rokiem 2018, kiedy nie poznał miejsca, do którego wrócił? Kiedy pod koniec 2015 r. PiS wygrało wybory parlamentarne i ministrem obrony narodowej został mianowany Antoni Macierewicz, do zarządów i rad nadzorczych w spółkach, gdzie dominujące udziały miały Polska Grupa Zbrojeniowa i jej udziałowiec Polski Holding Obronny, zaczęli napływać jego ludzie. W maju 2016 r. w radzie nadzorczej radomskiej fabryki pojawiły się cztery takie osoby: Paweł Zając, Marzena Mruszczyk-Czerbniak, Dawid Łukasiewicz, Maciej Lew-Mirski. Wyjątkowo interesujące w tym zestawieniu są ostatnie dwie. Dawid Łukasiewicz od młodych lat udzielał się w organizacjach nacjonalistycznych. Określał się jako narodowiec i anty-Europejczyk. W Radomiu był szefem tamtejszej komórki Młodzieży Wszechpolskiej. Kiedy w 2003 r. Radom odwiedził ówczesny komisarz UE ds. rozszerzenia Günter Verhaugen, rozdawał ludziom baloniki z napisem „Unia zrobi nas w balona”. Nieco gorzej poszło mu w dorosłej polityce. Bez powodzenia starał się o mandat poselski z ramienia skrajnie prawicowej Ligi Polskich Rodzin. Nie przeszkodziło mu jednak w karierze w państwowych spółkach. Jest członkiem rady nadzorczej wspomnianego „Łucznika”. Dawid Łukasiewicz jest też prawnikiem. W oferującym usługi z zakresu rekrutacji serwisie GoldenLine reklamuje się także jako radca prawny w TVP, choć jej biuro prasowe zaprzecza, aby telewizja zatrudniała go na tym stanowisku. Maciej Lew-Mirski jest synem Andrzeja Lwa-Mirskiego, wieloletniego współpracownika Antoniego Macierewicza i adwokata, który reprezentował MON w negocjacjach z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej. Podobnie jak ojciec, także syn znajdował się w ścisłej orbicie osób kojarzonych z byłym ministrem obrony narodowej. Kiedy w grudniu 2015 r. ludzie Macierewicza włamali się do Centrum Eksperckiego NATO, na miejscu byli także Bartłomiej Misiewicz i właśnie Maciej Lew-Mirski. Lew-Mirski postawił na karierę w spółkach skarbu państwa. W radzie nadzorczej „Łucznika” spędził jedynie pięć miesięcy – do października 2016 r. Już od lutego 2016 r. był jednocześnie członkiem zarządu nadzorującej fabrykę Polskiej Grupy Zbrojeniowej i to tam postanowił rozwinąć skrzydła, docierając do stanowiska wiceprezesa. Został z niego odwołany w kwietniu 2018 r., kiedy partyjna miotła wymiatała ludzi zdymisjonowanego ministra obrony Macierewicza, zastępując ich nowym zaciągiem wiernych funkcjonariuszy. Miotła ominęła jednak ludzi Macierewicza w radomskiej fabryce. Piastują tam swoje funkcje do dziś. Prezes znikąd W sierpniu 2016 r. nastał nowy prezes – Adam Suliga. Niezbędne do zarządzania nowoczesną fabryką zbrojeniową doświadczenie zdobywał przez osiem poprzednich lat w radomskim zakładzie utylizacji odpadów komunalnych Radkom. Wcześniej przygotowywał się do tej funkcji jako inspektor w dziale kontroli przedsiębiorstwa oczyszczania miasta, kierownik sklepów, handlowiec czy specjalista do spraw remontów. Najdłużej, bo aż osiem lat, pracował w Radkomie. O jego sukcesach w tym miejscu pracy nie wiadomo nic. Wiadomo jednak o wyroku sądu rejonowego, który zasądził 8 tys. zł na korzyść jednego z pracowników z powodu mobbingu. Kiedy pytamy o to fabrykę, ta odpowiada, że „Adam Suliga nie był pozwany w przedmiotowej sprawie (ani żadnej innej sprawie o mobbing)”. To prawda, pozwana była firma Radkom, w której pracował Suliga i to ona zapłaciła pracownikowi za mobbing, którego dopuszczał się wobec niego Adam Suliga, co zostało jasno stwierdzone w uzasadnieniu wyroku. Od jego podwładnych w fabryce broni dowiedzieliśmy się, że jest osobą nieskomplikowaną o trudnych do rozpoznania zaletach menedżerskich. Wspominają, że na początku trzeba było włożyć sporo wysiłku w zmianę jego wizerunku – z żółtej koszuli i znoszonego garnituru na coś bardziej odpowiedniego dla dyrektora dużego zakładu zbrojeniowego. Niedociągnięcia w kompetencjach prezes Suliga nadrabia hojnością wobec partii. W 2019 r. w czterech wpłatach przelał na fundusz wyborczy PiS łącznie 6,6 tys. zł. Partię wspierał finansowo także na poprzednich państwowych stanowiskach. W 2014 r. w Radomiu wybuchła afera, kiedy jedno z ugrupowań politycznych ogłosiło, że w mieście za urzędnicze posady trzeba przekazywać darowizny na konta PiS i PSL. Z udostępnionych przez Państwową Komisję Wyborczą danych wynikało, że Adam Suliga jako wiceprezes należącego do miasta zakładu utylizacji ścieków Radkom wpłacił na konto PiS 8 tys. zł. Radni – na stanowiska! Wraz z dojściem PiS do władzy ruszyli po stanowiska w fabryce broni także radni miasta Radomia z ramienia tej partii. Do fabryki trafiła czwórka z nich. Na pytanie Onetu, czy ich zatrudnienie ma coś wspólnego z pełnieniem funkcji radnego z ramienia partii rządzącej, fabryka stanowczo zaprzecza, twierdząc, że jedyną przesłanką do zatrudnienia „są udokumentowane kwalifikacje i doświadczenie zawodowe”. Dariusz Wójcik jest byłym przewodniczącym Rady Miejskiej w Radomiu z ramienia PiS, obecnym radnym, a oprócz tego członkiem rady nadzorczej fabryki. W zeszłym roku zarobił tam 22,6 tys. zł. To nie jedyna jego państwowa posada. W 2015 r. bez konkursu został dyrektorem radomskiego biura znacznie bardziej dochodowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej – do 2018 r. zarabiał tam 243 tys. zł rocznie. Po tej dacie z jego oświadczeń majątkowych zniknęła nazwa PGZ, choć w rubryce rocznych dochodów z tytułu zatrudnienia wciąż regularnie pojawiają się kwoty powyżej 200 tys. zł. Wiadomo jednak, że jest członkiem rady nadzorczej Stoczni Wojennej - także należącej do PGZ. – Paru zawodników z PiS wycwaniło się i przestało wpisywać do oświadczeń majątkowych miejsce zatrudnienia – mówi nam anonimowo jeden z polityków. – Te oświadczenia kontrolują wojewodowie, a oni są z PiS, więc nikt radnemu tej partii nie będzie robić problemów, jeśli on takiej informacji nie wpisze do oświadczenia. Zapytaliśmy Polską Grupę Zbrojeniową, czy Dariusz Wójcik dalej w niej pracuje i ile obecnie zarabia. Rzeczniczka PGZ Beata Perkowska odmówiła nam udzielenia jakichkolwiek informacji na ten temat, tłumacząc, że „PGZ S.A. nie ma podstaw prawnych, aby przekazywać informacje o pracownikach jako niebędących osobami sprawującymi w PGZ S.A. funkcję publiczną”. Podstawy prawne jednak są. – Opierając się na orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego, na przykład wyroku z 20 marca 2006 r. K 17/05, oraz sądów administracyjnych należy zwrócić uwagę, że osobą pełniącą funkcję publiczną jest każdy, kto wykonuje zadania związane z dysponowaniem majątkiem państwowym albo zarządzaniem sprawami związanymi z wykonywaniem funkcji przez szeroko rozumiane państwo. Mówiąc krótko, osoba zatrudniona na stanowisku dyrektorskim w spółce Skarbu Państwa, a za takie należy uznać dyrektora PGZ w Radomiu, która może dysponować środkami publicznym, nie może zasłaniać się żadną tajemnicą przedsiębiorstwa i to bez względu na to, czy jest przy okazji radnym, czy nim nie jest. Informacje o osobie pełniącej funkcję publiczną w państwowej spółce i jej wynagrodzeniu, podlegają ujawnieniu w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej – wyjaśnia mecenas Mateusz Ostrowski. Ewa Czerwińska to kolejna radna z ramienia PiS w Radomiu, która znalazła zatrudnienie w „Łuczniku” – jako specjalistka ds. rachunkowości. Jeszcze w 2017 r. zarabiała tam 49,2 tys. zł, jednak z oświadczenia majątkowego w 2020 r. wynika, że od tamtej pory jej uposażenie w fabryce wzrosło do 69,8 tys. zł rocznie. Na swoim profilu na stronie Urzędu Miasta Radomia chwali się, że pracowała też w PGZ System – jako specjalista ds. szkoleń – jednak w dostępnych na stronie urzędu miasta oświadczeniach majątkowych nie ma na ten temat informacji. Marcin Majewski jest trzecim radnym PiS z Radomia, którego zawodowe talenty doceniła fabryka broni. Choć jedynym jego wcześniejszym zatrudnieniem związanym z informatyką było to w wydziale teleinformatycznym Urzędu Miejskiego w Radomiu, menedżerowie fabryki uznali, że sprawdzi się na stanowisku głównego specjalisty ds. informatyki. Radny Majewski również nie podaje w swoim oświadczeniu majątkowym miejsca zatrudnienia, jednak wiemy, że od 2018 r. jego wynagrodzenie wzrosło z 41,3 tys. do 58,8 tys. rocznie. Od osób z fabryki wiemy, że w pracy pojawia się sporadycznie, choć fabryka pytana o to odpowiada, że „Pan Majewski pełni obowiązki zgodnie z zapisami umowy o pracę”. Katarzyna Pastuszka-Chrobotowicz należała do PO, lecz po zmianie kierunku politycznych wiatrów zmieniła też barwy klubowe. Dziś jest wiceprzewodniczącą Rady Miejskiej w Radomiu z PiS. Z jej oświadczeń majątkowych wynika, że jest osobą bogatą, która posiada znaczne oszczędności w gotówce oraz liczne nieruchomości. Do tego należy doliczyć 118 tys. zł z tytułu zatrudnienia w „Łuczniku”. Fabryka powierzyła jej odpowiedzialny odcinek pracy na stanowisku wicedyrektor ds. personalnych. W ostatnich tygodniach w karierze radomskiej radnej w zbrojeniówce dokonał się niespodziewany zwrot. W dniu jej urodzin prezes Suliga powołał na stanowisko pełniącej obowiązki dyrektor ds. personalnych nową osobę. Tamtego dnia radna wyszła z fabryki i już do niej nie wróciła. W ostatnich dniach zwolniła się z pracy. Jak mówią nam pracownicy, powodem były fatalne relacje pomiędzy radną Pastuszką-Chrobotowicz i osobą, która niespodziewanie została jej nową szefową. Od Skurkiewicza do Suligi Ta osoba to Małgorzata Dolega. W ciągu ostatnich lat zrobiła w „Łuczniku” wręcz oszałamiającą karierę. Jej brak kwalifikacji w zestawieniu z serią szybkich awansów sprawił, że w pewnych kręgach zyskała przydomek „Misiewicza fabryki”. W „Łuczniku” pojawiła się, podobnie jak znakomita większość pisowskiego zaciągu, w 2016 r. Jej ścieżka kariery zaczęła się od administrowania projektami w dziale konstruktorów. Rok później awansowała na stanowisko specjalisty ds. projektów, a w 2019 r. została kierownikiem działu organizacyjnego, którego stanowisko zostało następnie przemianowane na kierownika biura zarządu. To jednak nie koniec promocji Małgorzaty Dolegi. Kilka tygodni temu została dyrektorką ds. personalnych, co zbiegło się z zakończeniem pracy w fabryce wspomnianej Pastuszki-Chrobotowicz. Jaka jest przyczyna tak szybkiej kariery Małgorzaty Dolegi? Jeśli wierzyć informacjom zawartym na jej profilu w serwisie LinkedIn, przed „Łucznikiem” nigdzie nie pracowała. Nie jest to jednak do końca prawda, o czym dowiedzieliśmy się, pytając byłego prezesa fabryki Edwarda Migala o ewentualne naciski z góry przy zatrudnianiu pani Małgorzaty: – To że pani Dolega przedtem pracowała w biurze poselskim pana Skurkiewicza, to nie znaczy, że były naciski. Były rozmowy, ale nie było nacisków – zapewnił nas, dodając: – Kiedy ja byłem prezesem, to złego słowa nie mogłem powiedzieć o jej pracy. Prezes Migal szybko jednak odszedł z fabryki, a na jego miejsce został powołany prezes Suliga, za którego kadencji Małgorzata Dolega dokonała gigantycznego skoku w górę. O pracę Małgorzaty Dolegi w biurze Wojciecha Skurkiewicza zapytaliśmy Ministerstwo Obrony Narodowej, w którym pełni on funkcję wiceministra. MON odesłało nas do biura Skurkiewicza, które w tej sprawie nabrało wody w usta, podobnie jak fabryka. Informację potwierdziło jednak biuro prasowe Senatu, pisząc do nas: "Małgorzata Dolega była zatrudniona na podstawie umowy o pracę w biurze senatorskim senatora Wojciecha Skurkiewicza w okresie od 1 grudnia 2010 r. do 11 listopada 2015 r." To nie wszystkie związki Małgorzaty Dolegi z rządzącą partią. Jej matka Halina Pyrka jest szefową struktur PiS w miejscowości Lipsko w radomskim okręgu wyborczym. Zapytaliśmy fabrykę, czy fakt ten ma związek z pozycją Dolegi, lecz jej rzeczniczka zignorowała to pytanie. Małgorzata Dolega nie jest jedyną osobą o tym nazwisku, która wraz z nastaniem rządów PiS znalazła pracę w fabryce. Po przesunięciu na emeryturę jednego z doświadczonych pracowników z certyfikatami bezpieczeństwa, odpowiedzialne stanowisko szefa magazynu broni powierzono mężowi pani Małgorzaty – Marcinowi Doledze. Zapytaliśmy fabrykę, czy posiada on niezbędne certyfikaty, co podają w wątpliwość pracownicy. Fabryka nie odpowiedziała na pytanie, zasłaniając się RODO. Dobre znajomości, dobra praca Fabryka otwiera swoje drzwi także przed osobami, które znają się z ważnymi radomskimi urzędnikami lub pracowały w urzędzie miasta. W dziale handlowym „Łucznika” zatrudniony jest Łukasz Kaim. Nie dowiedzieliśmy się od fabryki, z jakim doświadczeniem przyszedł do jej działu handlowego, gdyż ta zasłoniła się RODO. Wiemy za to, z jakimi przyszedł znajomościami. Kaim jest wieloletnim znajomym i partnerem biegowym pochodzącego z Radomia wicewojewody mazowieckiego z ramienia PiS Artura Standowicza. Panowie lubią się fotografować podczas wspólnego biegania i publikować te zdjęcia w mediach społecznościowych. Na zdjęciu poniżej Łukasz Kaim jest zresztą w większym gronie pisowskich znajomych. Od lewej znajdują się tam wspomniany: Artur Standowicz, były dyrektor biura Wojciecha Skurkiewicza, a obecnie szef klubu radnych w Radzie Miejskiej Radomia Łukasz Podlewski, radny PiS Marcin Majewski, o którym piszemy powyżej i w końcu sam Kaim. Jego żona, Katarzyna Piechota-Kaim, była rzeczniczką obecnego posła PiS Andrzeja Kosztowniaka za czasów jego prezydentury w Radomiu i podlegała Arturowi Standowiczowi. Wciąż pracuje w urzędzie miasta jako kierownik biura prasowego. Sympatię do polityków rządzącej partii Łukasz Kaim potwierdza konkretnymi gestami finansowymi. W 2019 r. wpłacił na fundusz wyborczy PiS tysiąc złotych. U Standowicza i Kosztowniaka w Urzędzie Miejskim w Radomiu pracował także Cezary Dziedzic. Według ludzi, z którymi rozmawialiśmy, to „pisowiec z krwi i kości”. W fabryce pracuje w sekcji handlu i marketingu. – Dla Radomia Fabryka Broni „Łucznik” jest dumą – komentuje poseł PO z Radomia Konrad Frysztak, który obsadzanie „swoimi” stanowisk w fabryce sygnalizował 23 lutego podczas posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej dotyczącego karabinka Grot. – Chyba nie ma radomskiej rodziny, w której ktoś kiedyś tam nie pracował. Jednak teraz fabryka broni to przyczółek dla partyjnych dygnitarzy z Prawa i Sprawiedliwości. Miejsce, gdzie zatrudnienie może znaleźć każdy, bez względu na to, co robił wcześniej. Trudno pogodzić się z tym, że w zakładzie o takiej historii dochodzi teraz prawie każdego dnia do mobbingu i złego, a wręcz wulgarnego traktowania pracowników. Znam ludzi, którzy odeszli z fabryki, bo nie mogli wytrzymać panującej tam atmosfery. Onet dysponuje znacznie dłuższą listą nazwisk ludzi, którzy z niewiadomych przyczyn i z trudnym do ustalenia doświadczeniem pojawili się w fabryce w miejsce niepowiązanych z władzą ludzi o ustalonym doświadczeniu zawodowym. https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/jak-fabryka-broni-lucznik-w-radomiu-padla-lupem-ludzi-zwiazanych-z-pis/s9rr6wt,79cfc278
  15. Ukraina. Pijany kapitan wjechał w MIG-a 29. Doszło do pożaru, a myśliwiec spłonął Ukraińskie Dowództwo Sił Powietrznych oficjalnie potwierdziło incydent, do którego doszło na wojskowym lotnisku. Doszczętnie spłonął tam MIG 29. Winnym okazał się kapitan armii. Wsiadł do samochodu po alkoholu. fot. DTP.kiev.ua Jacek Kosieradzki / Agencja Gazeta MIG 29 spłonął na ukraińskim lotnisku Do zdarzenia doszło 10 marca, a informacje o spalonym MIG-u 29 pojawiły się w internecie, ale nie było wiadomo, co tak naprawdę się stało. Plotkowano, że myśliwiec ukraińskiej armii spłonął w wyniku zderzenia z samochodem na wojskowym lotnisku. Teraz zostało to potwierdzone przez 40. Brygadę Lotnictwa Taktycznego. MIG 29 był holowany, a na płytę lotniska wjechał jeden z żołnierzy. Samolotu nie zauważył albo stracił kontrolę nad swoim samochodem i doszło do zderzenia. W wyniku pożaru myśliwiec doszczętnie spłonął. - Podczas holowania samolotu na parking dla samolotów, doszło do zderzenia samochodu z samolotem, w wyniku czego doszło do pożaru, który został ugaszony przez straż pożarną. Kierowca poszkodowany w wypadku otrzymał pierwszą pomoc, jego stan jest zadowalający, jest pod opieką lekarzy - czytamy w wojskowym komunikacie, do którego dotarł "Auto Świat". Pojawiły się także zdjęcia z płyty lotniska. Jak można przez przypadek wjechać w myśliwiec? Wystarczy odpowiednia dawka alkoholu. Wraz z oficjalnym potwierdzeniem incydentu i zdjęciami zniszczonego MIG-a 29 pojawiły się także pierwsze szczegóły. Wynika z nich, że na płytę lotniska volkswagenem touranem wjechał 47-letni kapitan ukraińskiej armii. Podobno badanie tuż po zdarzeniu potwierdziło, że żołnierz był pijany. Więcej szczegółów nie podano. Ukraińska armia nie zająknęła się jeszcze o stratach, na jakie wyceniono szarżę kapitana, ale tamtejsze media już piszą, że może to być najdroższa stłuczka w historii kraju. https://moto.pl/MotoPL/7,88389,26876935,ukraina-pijany-kapitan-wjechal-w-mig-a-29-doszlo-do-pozaru.html#do_w=57&do_v=67&do_a=330&s=BoxOpLink
  16. takafura- uwielbienie dla przewodniej partii narodu, jak widzę, spowodowało brak zrozumienia problemu. Dyskusja była nie o sensie lub braku tworzenia szpitali tymczasowych, a o setkach milionów złotych wydanych na nie z pominięciem procedur. Dotyczyło także zatrudnienia na sutych kontraktach personelu, który nie miał pacjentów, w sytuacji, gdy w wielu innych miejscach przy pełnym obłożeniu brakowało lekarzy, pielęgniarek, itp... Na marginesie, jeśli dobrze wczoraj usłyszałem, warszawskich w kosztach przegrał z wrocławskim. Wrocławski awansował na najdroższy szpital tymczasowy :-) PS A jak już tak klaszczesz, sprawdź problem z dodatkami z racji pracy "z" Covid-19. Się okazuje, że kontraktowcy wystawili faktury, odprowadzili podatek, a teraz się okazało, że albo się im dodatek nie należy, albo przelew przyjdzie w mocno nieokreślonej przyszłości.
  17. Tyr- nie, że ci życzę*, ale to trzeba włączone ze sobą, a nie zapakowane na kredensie obok TV...żeby sąsiedzi widzieli... * w trosce o wilki oczywista oczywistość..
  18. takafura- powiedzcie to wilkom...
  19. Olivier Dassault, francuski poseł i miliarder, zginął w katastrofie helikoptera w północno-zachodniej Francji - poinformowała agencja AFP. [...] https://next.gazeta.pl/next/7,151003,26859327,olivier-dassault-francuski-miliarder-i-polityk-zginal-w-katastrofie.html#s=BoxOpImg1
  20. PS Linie komórkowe pochodzące z materiału ludzkiego wykorzystuje się do produkcji szczepionek od lat 60. XX wieku. W Polsce aktualnie dostępne są szczepionki, w których procesie wytwarzania stosuje się dwie linie komórkowe pochodzące z ludzkich komórek zarodkowych – linię WI-38 oraz MRC-5. Linia WI-38 służy do namnażania wirusa różyczki (szczep RA 27/3) wchodzącego w skład skojarzonych szczepionek przeciwko odrze, śwince i różyczce (preparaty MMRVax-Pro, Priorix) lub przeciwko odrze, śwince, różyczce i ospie wietrznej (preparat Priorix Tetra). [...] https://www.mp.pl/szczepienia/specjalne/250300,linie-komorkowe-hek-293-i-perc6
  21. Tabela. Eksperymentalne szczepionki przeciwko COVID-19, w których procesie produkcji wykorzystuje się linie ludzkich komórek zarodkowycha,b Wytwórca Typ szczepionki, zastosowana technologia Linia komórkowa Faza badań Uwagi CanSino Biologics, Inc., Beijing Institute of Biotechnology wektorowa, wektor adenowirusowy niezdolny do replikacji HEK-293 III faza badań klinicznych linia komórkowa HEK-293 wykorzystywana jest do namnażania adenowirusa Uniwersytet w Oksfordzie, AstraZeneca wektorowa, wektor adenowirusowy niezdolny do replikacji HEK-293 III faza badań klinicznych linia komórkowa HEK-293 wykorzystywana jest do namnażania adenowirusa Janssen Pharmaceutical Companies wektorowa, wektor adenowirusowy niezdolny do replikacji PER.C6 III faza badań klinicznych linia komórkowa PER.C6 wykorzystywana jest do namnażania adenowirusa Uniwersytet w Pitsburgu białkowa, podjednostkowa HEK-293 badania przedkliniczne na małpach linia komórkowa HEK-293 wykorzystywana jest do produkcji białka szczytowego S SARS-CoV-2 ImmunityBio, NantKwest wektorowa, wektor adenowirusowy niezdolny do replikacji HEK-293 badania przedkliniczne linia komórkowa HEK-293 wykorzystywana jest do namnażania adenowirusa a Dane aktualne na 22.09.2020 r. b Opracowano na podstawie: WHO Draft landscape of COVID-19 candidate vaccines. www.who.int/publications/m/item/draft-landscape-of-covid-19-candidate-vaccines (cyt. 22.09.2020)
  22. Tyr- nie idź tą drogą, bo znów płacz będzie... PS "Produkujemy dużo węgla o słabej jakości" to po kiego grzyba?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie