Skocz do zawartości

Woodhaven

Użytkownik forum
  • Zawartość

    13 168
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    44

Zawartość dodana przez Woodhaven

  1. Prywatne Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych Czasem odkrycie czegoś powoduje odsłonięcie kolejnej tajemnicy. Tak tez się stało w przypadku silnika lotniczego PZInż. Junior nr fabr. 606 wydobytego po 86 latach z ziemnego depozytu w Szebniach. Wraz z nim została odkopana pokrywa górna silnika, którą ukrywający wcześniej spłaszczyli (była częścią omaskowania silnika, osłaniała górę, miała łukowaty kształt i była połączona z pokrywami bocznymi zawiasami typu szafowego). Powierzchnię pokrywy dodatkowo deformowały liczne kratery po odłamkach niemieckich bomb lotniczych o dużych wagomiarach. W czasie prac konserwacyjnych, ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu, ujawnione zostało cyfrowe oznakowanie. Naniesione czerwonym kolorem cyfry 34-386 okazały się doskonale zachowanym numerem fabrycznym płatowca RWD-8, z którego mógł pochodzić odnaleziony silnik lotniczy. Z uwagi na miejsce oznakowania, znajdujące się na wewnętrznej części pokrywy, w okolicy jej grzbietu (zgięcia) dotarcie tam i oczyszczenie go wymagało zachowania delikatności i niezbędnej ostrożności, aby zapobiec pęknięciu pokrywy wykonanej ze stopu już skruszałego duralu. Samo miejsce oznakowania rodziło również pytanie, czy ukrywający celowo tak spłaszczyli pokrywę, aby w ten sposób uchronić i zabezpieczyć nr płatowca? W dostępnych publikacjach szybko udało się odnaleźć, że Ministerstwo Komunikacji w roku 1937 płatowcowi RWD-8 nr fabr 34-386 nadało znaki rej. SP-BJJ. Samolot został ufundowany przez Ligę Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Jego uroczysty odbiór przez Aeroklub Śląski nastąpił 26 września 1937 r. Użytkowanie przedmiotowego samolotu potwierdzają Sprawozdania A. Śląskiego z roku 1937 i 1938. Z dokumentów wynika, że był on pilotowany przez Stanisława Murłowskiego i brał udział w zawodach i imprezach krajowych. Tuż przed wybuchem II wojny światowej samolot RWD-8 SP-BJJ został „zmobilizowany” do Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Krośnie. Jego piękną historię lotniczą brutalnie zakończył w dniu 1 września 1939 r. około godziny 6:00 zbrodniczy nalot niemieckiej Luftwaffe na lotnisko w Moderówce, gdzie został on zniszczony. Zamieszczone ilustracje dokumentują omówione odkrycie, dopełniają je 2 fotografie z zasobów Internetu przedstawiające pole mokotowskie 26 września 1937 r. i 126 samolotów serii RWD-8, 10 i 13 przekazanych przez L.O.P.P. Gdzieś tam, wśród nich jest „nasz” RWD-8 SP-BJJ... Pokrywę silnika można już zobaczyć w naszej ekspozycji muzealnej (prawdopodobnie jest to jedyna zachowana tego typu), po zakończeniu konserwacji trafi tam również odnaleziony silnik lotniczy PZInż. Junior nr fabr. 606.
  2. Opublikowano klatki filmu z momentu katastrofy UPS 2976. Nowe materiały pokazują serię zdjęć z kamer przemysłowych, na których widać krok po kroku, jak w samolocie UPS MD-11F dochodzi do oderwania się silnika od skrzydła tuż po starcie z Louisville. Te zdjęcia stanowią kluczowy materiał dla NTSB w rekonstrukcji ostatnich sekund lotu.
  3. Die Ar 232 V-2 hatte in Warschau Fakhrgestellbruch
  4. W dłoniach kierownika widać super materiały techniczne ...... więc nie wymagajmy za wiele od takich fachowców.
  5. 12 sierpnia 2012 Nieznany bombowiec z Wyspy Puckiej Losy tego samolotu poznaliśmy dzięki najstarszym mieszkańcom Wyspy Puckiej w Szczecinie. Mimo, że "Głos" napisał o miejscu upadku bombowca i nadal leżących w ziemi szczątkach, żadne władze szczecińskie nie zainteresowały się tym miejscem. Mało tego, gdy zorganizowana została ekspedycja rozpoznawcza, przedstawiciele władz straszyli organizatorów z Towarzystwa Wiedzy Historycznej Terra Stetinum, odpowiedzialnością za podjęcie prywatnych poszukiwań. Pierwsze informacje o bombowcu, który spadł w 1944 r. na wyspę pochodziły od Niemców, którzy jeszcze jakiś czas po wojnie mieszkali w Szczecinie. Wynikało z nich, że samolot spadał paląc się i gubiąc po drodze drobne elementy, w tym koło. Nikt nie zdążył wyskoczyć. Gdy uderzył w grząski grunt bagna wyrzucił w górę tony ziemi, która z jednej strony utworzyła duży wał. Pierwszym Polakiem, który dotarł po wojnie do bombowca był Stefan Waryło. Znalazł na powierzchni tylko oderwane w wyniku zderzenia z ziemią skrzydła i sterczący do góry kawałek ogona. Reszta kryła się już pod bagienną wodą. Zbił kratownicę z drzewa, która pozwalała chodzić nad bagnem. Na niej umocował kołowrót z liną i hakami, które opuszczał w głąb bagna i wydobywał cenne aluminiowe części. - Później, gdy już ojciec przestał penetrować miejsce, kratownica pogrążyła się w bagnie - opowiadają po latach krewni pana Stefana, Waldemar i Leopold Waryło. Wyciągnął urwaną nogę Pan Waldemar, dzieciak wówczas, penetrował miejsce razem z kolegami, gdy ojciec już stracił zainteresowanie wrakiem. - Kiedyś zaczepiłem bosak i ciągnę do góry. Stawiał opór, ale jakoś się udało. Patrzę, a tu wyciągam nogę w bucie lotniczym, urwaną tuż przy biodrze. Pamiętam charakterystyczne przyłącze do ogrzewania buta, rodzaj gniazdka tuż przy zelówce, umieszczone nieco z tyłu, które mnie zafascynował. Chłopcy wyciągali z miejsc upadku bombowca nie tylko kable i szczątki poszycia, ale również cenne drobiazgi z kabiny pilotów. Robili to w sposób nader ryzykowany. Obwiązywali sznurem nogi pana Waldemara i zanurzali go w bagnie. Gdy coś namacał, obwiązywał trzymaną w rękach liną i czekał, aż go wyciągną. - Nikt nie zastanawiał się, co by było, gdyby bagno nie puściło, ale byliśmy młodzi i nie baliśmy się niczego - opowiada pan Waldemar. - Ot, taka durna szczenięca brawura. Kiedyś udało mi się w ten sposób wydobyć jedno z oderwanych śmigieł samolotu, długie gdzieś na półtora metra. Wydostali wówczas m.in. mapy. Zapamiętał swoje zdziwienie, gdy naniesione na nie szczegóły pod wpływem słońca zaczęły nagle znikać, jak gdyby ktoś niewidzialny wycierał je gumką. Przypomina też sobie, że ojciec wyciągnął z kabiny skrzyneczkę z zagranicznymi pieniędzmi, niemieckimi, angielskimi i amerykańskimi. Poszedł do banku i chciał je wymienić na złotówki, ale mu powiedziano, że to imperialistyczna waluta, a więc nieważna, ale pieniądze skonfiskowano. Ubecja zabrała znaleziska - Znajdywaliśmy drobiazgi, ale i one, jak się później okazało, interesowały ubecję - wspomina pan Leopold Waryło. Chłopców najbardziej cieszyły żelazne racje żywnościowe, ale nie było ich dużo. Kiedyś wydobyli części z wyposażenia lotników, w tym lornetki, książeczki wojskowe i koce z wielbłądziej wełny zamknięte w specjalnych wodoszczelnych pojemnikach. Nim jednak zdążyli się nimi nacieszyć, pojawili się funkcjonariusze UB z milicjantami i wszystko im zabrali. I przy okazji zostali spałowani. - Matki nasze to z wydobytych spadochronów szyły koszule i prześcieradła, taki to był dobry materiał - wspomina Jan Troczyński, któremu w pamięci najbardziej utrwaliły się butle tlenowe. To on przez lata zachował u siebie w domu szczątki urządzenia, na którym są istotne dla wszystkich poszukiwaczy numery: 63-0570 oraz DR 24297. To na ich podstawie można ustalić samolot, który skrywa bagno, numer rejsu, datę, załogę itd. Nikogo to nie obchodzi W 2007 roku grupa rozpoznawcza Terra Stetinum i wspomagającej ją spółki minerskiej Spec-Min, wydobyła wiele elementów części samolotu. Znalazła też fragment żuchwy jednego z pilotów. Próbowano później, gdy miejscowe władze zamiast pomóc, to groziły, zainteresować znaleziskiem Brytyjczyków. Bez powodzenia. - Takie artefakty przeszłości nie mogą zostać zapomniane, trzeba dla nich stworzyć miejsce w Szczecinie, najlepiej w postaci Muzeum Lat Wojny - mówił mi wówczas Andrzej Kropopek, mieszkaniec Wyspy Puckiej, ówczesny szef rady osiedla, który również penetrował to miejsce za młodu. Wspominał też o innym samolocie, też na wyspie, do którego nikt jeszcze nie dotarł, - To z jednej strony uszanowanie tamtych lat, żołnierzy walczących po obu stronach, a jednocześnie atrakcja, która przyciągnie do miasta wielu turystów. Tajemnica bombowca Penetrując bagno na Wyspie Puckiej wszyscy byli przekonani, że spadł tu Avro Lancaster, brytyjski ciężki bombowiec. Dlaczego? Bo Niemcy wspominali, że chyba miał podwójne stateczniki na ogonie, a nie pojedyncze. Podwójne usterzenie miał też amerykański ciężki bombowiec Consolidated B-24 Liberator. Wspominam o tym dlatego, że na liście amerykańskiej poszukiwany jest B-17 czyli słynna Latająca Forteca Boeing B-17 Flying Fortress. Samolot został zestrzelony nad Szczecinem. Dane niemieckie podają ogólnikowo, że spadł na terenie "Portu Szczecińskiego" oraz że "Załoga mogła być nadal w samolocie kiedy eksplodował". Stało się to 7 października 1944 r., a więc w tym samym czasie, o którym wspominali Niemcy z Wyspy Puckiej. Czy rzeczywiście widzieli podwójny statecznik? Czy na Wyspie Puckiej leży Lancaster czy Latająca Forteca? 2025-11-09 W sobotni poranek grupa stowarzyszenia detektorystów Archegryf podjęła się próby zidentyfikowania samolotu pozostałego po II Wojnie Światowej. Wrak bombowca zalega na terenie Wyspy Puckiej. Wyciągnięto sporo drobnych części, a nawet ludzkie szczątki. O 8:00 ruszyły poszukiwania mające na celu potwierdzenie miejsca spoczynku angielskiego bombowca, prawdopodobnie Avro Lancaster. Pewności na typ modelu nie było, a misja eksploracyjna miała potwierdzić przypuszczenia. Od kilkudziesięciu lat wśród okolicznych mieszkańców chodzą przekazywane z ust do ust plotki, odnośnie leżącego w bagnie kadłuba samolotu. Prawdopodobnie został zestrzelony przez niemiecką obronę przeciwlotnicza, w trakcie nocnego nalotu brytyjskiego RAF w 1944, na niemiecki Stettin. Grupa Historyczno-Eksploracyjna Archegryf to szczecińskie stowarzyszenie skupiające blisko 50 pasjonatek i pasjonatów historii regionu. Współpracują z Zachodniopomorskim, Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków w Szczecinie. Posiadają kilka gablot wystawienniczych w szczecińskiej Wieży Gocławskiej. Działalność eksploracyjną prowadzą dobre kilka lat, głównie w terenie Szczecina i okolic. Przez blisko 4 lata organizacja ponawiała próby uzyskania dostępu do miejsca katastrofy lotniczej. Uzyskanie wszelkich zgód i pozwoleń nie było takie proste, ze względu na teren Natura 2000 i siedlisko orlika białego. Przy użyciu detektorów i łopat udało się odnaleźć bardzo dużo zewnętrznej powłoki samolotu, czyli poszycia, nieregularnie rozrzuconego na terenie bagna. Znaleziono również pleksę pochodząca prawdopodobnie z okien kabiny, elementy hydrauliki, obwodów elektrycznych, a także szczątki amunicji cal. 7.7 mm pochodzącej z 1942-1943 roku. Jednym z najciekawszych znalezisk okazał się przewód z danymi producenta GENERAL ELECTRIC i część instrumentu pokładowego – tarcza zegara dopływu tlenu. Na obu tych elementach są dane seryjne, które powinny ułatwić identyfikację konkretnego samolotu. Prawdopodobnie przynajmniej dwóch lotników spoczywa na dnie bagna, wraz z wrakiem. Dzisiaj poszukiwacze trafili na ludzkie szczątki, fragment kości miednicznej i panewkę. Sprawą zajmuje się policja. Sądząc po wskazaniach wykrywaczy metalu, jakieś 3-4 metry pod poziomem bagiennego kożucha zalega ogromna masa metalu. Jednak dotarcie do niej jest wyjątkowo ciężkie. Bagno bardzo dobrze konserwuje materiały, przez brak tlenu w otoczeniu, więc po wyciągnięciu wraku istnieje wysoka szansa na zidentyfikowanie konkretnego bombowca, oraz jego załogantów. Detektory ciągle piszczą, w powietrzu unosi się zapach paliwa, ale warunki panujące w obszarze katastrofy (bagniste tereny podmokłe), znacznie utrudniają jakiejkolwiek prace wydobywcze. Avro Lancaster to ciężki samolot bombowy produkowany w Wielkiej Brytanii w latach 1941-1945. Napędzany był przez cztery silniki Rolls-Royce Merlin, a rozpiętość jego skrzydeł wynosiła 31.1 metra. Całkowita długość bombowca to 21.18 metra, wysokość 5.97 metra, a jego masa własna wynosiła 16 705 kg. Był w stanie zabrać ze sobą do 6 356 kg bomb, a jego załoga liczyła 7 lotników.
  6. IN TERRA Pomorskie Towarzystwo Prospekcji Historycznej Cześć Drodzy, Dzisiejszy dzień był pracowity, wszyscy wróciliśmy zmęczeni, ale w zamian dostaliśmy piękną pogodę i uśmiechy na twarzy ludzi, którzy byli tam razem z nami. Akcja przeprowadzona sprawnie, w współpracy profesjonalnych nurków jak i poszukiwaczy. Mieliśmy zaszczyt gościć i czerpać wiedzę o samolotach od niesamowitego człowieka, który zna się na tym temacie jak mało kto, a był nim sam @Arkadiusz Siewierski Woodhaven. Współpracowaliśmy razem z @Stowarzyszenie Żołnierzy i Sympatyków Niebieskich Beretów, @Gdańskie Bractwo Historii Wojskowości, z Kamilem z Stowarzyszenia "Unia" oraz z Sebastianem z kanału @Pancerseba. Oczywiście tak samo nie mogło u nas zabraknąć Piotrka z kanału History Travel. Był też nasz gość, który wylicytował na licytacji na kanale @History Travel dzień z nami, gdzie pieniądze zostały przekazane na szczytny cel pomocy maluchowi w walce o zdrowie. Całej akcji towarzyszyła telewizja Polsat, a dokładnie ekipa z programu "Poszukiwacze Historii" realizując materiał do jednego ze swoich odcinków. Nie możemy Wam dziś za wiele zdradzić, ale oczekujcie na emisję programu. Dzień został zakończony wspólnym ogniskiem, podsumowaniem dnia i z rozlegającym się śmiechem wśród ciszy lasów wokół. Ekipa z IN TERRA Pomorskie Towarzystwo Prospekcji Historycznej serdecznie dziękuje za pomoc i współpracę wszystkim uczestnikom w realizacji dzisiejszych działań. Dziękujemy @Nadleśnictwo Kartuzy za przychylność i zabezpieczenie techniczne naszych dzisiejszych poszukiwań. PS. Łączy nas wspólna pasja.
      • 2
      • Tak trzymać
  7. Samoloty z płatem Puławskiego to temat najbliższej "Glassówki" – spotkania poświęconego polskim konstrukcjom lotniczym, które od wiosny 2004 roku współorganizowane jest przez Klub Miłośników Historii Polskiej Techniki Lotniczej i Stowarzyszenie Młodych Inżynierów Lotnictwa (SMIL). Spotkanie odbędzie się w sobotę 15 listopada 2025 r., o godzinie 11:00, w sali A6 Wydziału Mechanicznego, Energetyki i Lotnictwa (MEiL), w budynku dawnego Instytutu Aerodynamicznego. Wejście na teren Politechniki Warszawskiej od strony ul. Nowowiejskiej 24. Spotkanie poprowadzą: Artur Caban – aktywny pasjonat lotnictwa ultralekkiego i historii lotnictwa, Dariusz Parzyszek – badacz i entuzjasta historii naszej awiacji. Zygmunt Puławski – pilot i inżynier, konstruktor lotniczy – w 1927 r. został przyjęty jako główny konstruktor do Centralnych Warsztatów Lotniczych w Warszawie, które w końcu grudnia tego samego roku zostały przekształcone w Państwowe Zakłady Lotnicze (PZL). Tam opracował oryginalny projekt samolotu myśliwskiego, który rozsławił zarówno jego samego, jak i wytwórnię PZL na całym świecie. Zasadniczym nowatorstwem było zaprojektowanie płata o mewim kształcie tzn. zwężonego przy kadłubie i silnie wzniesionego ku górze, który w pewnej odległości od kadłuba załamywał się i biegł ku swoim końcom poziomo z podparciem zastrzałami. Skrzydła zapewniają w ten sposób bardzo dobrą widoczność z kabiny przy jednoczesnej dużej wytrzymałości. Rozwiązanie nazwano płatem Puławskiego lub płatem polskim.
  8. https://www.vhu.cz/exhibit/zakladni-ram-transportniho-letounu-messerschmitt-me-323-gigant/?fbclid=IwY2xjawN1YdNleHRuA2FlbQIxMABicmlkETB0Zmd1NzhtMnZ0Y2lGVmZvAR6VKmtscfiQe2JdryIwEYyJlDp8jJZf4_4nkCZj-9DVEhMOqykJbLnFSoNZ-g_aem_VKZ62ducP0_JMv5-P1B37w
  9. Na warsztacie Opisywaliśmy już okoliczności w jakich działalność złomiarzy doprowadziła do zniszczenia nabudowy podwieżowej naszego Panzer IV. Dla przypomnienia – dzień przed wydobyciem był to cały, spójny element. O ile mniej pracy i środków trzeba by było dzisiaj poświęcić gdyby nie ich głupota. Przykładów kretynizmu tych ludzi jest znacznie więcej. No cóż - złomiarz to stan umysłu. Nie pierwszy i obawiamy się że nie ostatni raz. Zanim zostanie to wszystko naprawione - nabudowę naszego Panzer IV trzeba „przygotować”. I dzisiaj relacja właśnie z tego etapu.
  10. 10 maja 1956 r. około godz. 10:45 nad Świdnicą odbywał się lot treningowy samolotu Heinkel He-72 „Kadett” o znakach SP-AFN, należącego do miejscowego aeroklubu. Maszyna holowała szybowiec SZD-9 „Bocian”. Samolot pilotował 22-letni Władysław Oleksiewicz. W szybowcu lecieli Maksymiliana Czmiel, pilotka, oraz mechanik Czekański. Lot miał charakter szkoleniowy, odbywał się w standardowym rejonie miasta i pobliskiego lądowiska w Pszennie. Podczas przelotu nad centrum Świdnicy samolot wykonał niski zakręt nad ul. Jagiellońską. W tym momencie szybowiec znajdujący się na holu wyniósł się ponad samolot. Pilotka otworzyła hamulce aerodynamiczne, a mechanik odpiął linę holowniczą. Szybowiec oddzielił się i wylądował bezpiecznie w rejonie Pszenna. Samolot nie zdążył jednak wyprowadzić się z manewru. Lecąc zbyt nisko, uderzył pionowo w jezdnię przy ul. Jagiellońskiej 24. Pilot odniósł ciężkie obrażenia i zmarł około godz. 11:30 w drodze do szpitala. To był dzień jego własnych urodzin. W pierwszych relacjach podawano, że lina holownicza zaczepiła o dach jednej z kamienic. Komisja badająca zdarzenie wykluczyła tę wersję. Ustalono, że przyczyną katastrofy był błąd pilota- zbyt niski lot i zbyt ostry zakręt nad zabudowaniami. Samolot Heinkel He-72 SP-AFN został całkowicie zniszczony i wykreślony z rejestru statków powietrznych 10 maja 1956 r. Szybowiec oraz jego załoga nie odnieśli obrażeń. Katastrofa na Jagiellońskiej była jednym z najtragiczniejszych zdarzeń lotniczych w historii powojennej Świdnicy.
  11. Francuzi używali zimmerit na swoich Shermanach.
  12. Woodhaven

    Tank Hunter

  13. Kolejny eksponat ZSU 57-2 powiększy zbiory MBP
  14. Zagadkowy obiekt na pochylni byłej stoczni Vulcan w Szczecinie interpretowano jako wrak małego okrętu podwodnego. Fotografia: Stefan Cieślak, czerwiec 1947 roku (coll. Tadeusz Cieślak). --------Od czasu do czasu pozwalam sobie zajrzeć na strony Facta Nautica. Zwróciłem m.in. uwagę na zdjęcie małego okrętu podwodnego na pochylni stoczni Vulcan w Szczecinie. Tak się składa, że autorem tych zdjęć, bo jest ich kilka, jest mój ojciec Stefan Cieślak. Był w tym czasie fotoreporterem "Kuriera Szczecińskiego" (wtedy powstały te akurat zdjęcia), potem "Głosu Szczecińskiego". Zmarł w czerwcu roku ubiegłego. Posiadam obecnie zdjęcia jak i filmy z jakich powstały. --------Porządkując jego archiwum natrafiłem właśnie na zdjęcia tego obiektu. Piszę „obiektu” bowiem tak naprawdę nikt nie wie co to jest. Ponieważ interesuję się okrętami podwodnymi, mam trochę materiałów na ten temat, mocno wątpię aby był to faktycznie miniaturowy op. Nigdy nie słyszałem o budowaniu przez tę stocznię miniaturowych jednostek szturmowych, a i sam wygląd tego obiektu nie kojarzy się z żadną znaną jednostką tego typu. Nie zapominajmy przy tym – koniec wojny to nie okres kiedy niemiecka marynarka myślała o zaatakowaniu obcych portów, a głównie do tego stosowana jest taka broń. Zwróciłem się na wszelki wypadek z prośbą do Tomasza Grotnika z miesięcznika „Morze Statki i Okręty”. Wymienialiśmy uwagi. On debatował nad fotografią jaką mu przesłałem, zasięgał informacji u swoich kolegów po fachu. I znów – nic.... Obaj uznaliśmy więc, że jest to najprawdopodobniej część większej konstrukcji np. silnika statku. --------Skąd więc pokutujące przekonanie, bo zdjęcie to było publikowane w kilku czasopismach, o budowaniu w Szczecinie miniaturowych okrętów podwodnych ? Cóż, pytałem o to mojego ojca. Wyznał, że informację taką uzyskał w czerwcu 1947 roku od pracujących tam robotników. Oczywiście nie stoczniowców niemieckich lecz polskich, którzy nie byli przecież w latach wojny w stoczni Vulcan, tym bardziej nie mieli nic wspólnego z jej konstrukcjami. Sam przez prawie ćwierć wieku byłem dzienikarzem. Wiem jak niekiedy wygląda zbieranie materiału, a nade wszystko jak wygląda zachowanie ludzi. Szczególnie tych prostszych. Chcą pomóc. A tu przyszedł fotoreporter (wtedy to była naprawdę rzadkość), cykał zdjęcia, pytał, interesował się, zagadywał... Jak mu nie odpowiedzieć ? Stoi coś tam nad wodą, dziwaczne, nieznane. Przyznać się, że się samemu nie wie ? Pytał, tak więc chłopaki mu odpowiedzieli. No, ani chybi m u s i a ł być to niemiecki okręt podwodny. - A mało to rakiet, pancerfaustów i inszych tam, panie tego, różnych Panter oni naprodukowali ! Co to dla nich taki mały okręt podwodny. --------O pomyłkę nietrudno. Fotoreporter był w stoczni, cyknął, widział, dotykał, a nawet języka zasięgnął – i już leci na łamy interesujący materiał, zwłaszcza, że mój ojciec jak i jego koledzy z redakcji (wtedy młode chłopaki) morzem, jednostkami morskimi interesowali się nie za bardzo. Na głowie mieli wszyscy odbudowę miasta, nowe mieszkania, repatriantów, czyny społeczne, odgruzowywanie dzielnic, a nie porzucone wraki. Na to przyjdzie czas za kilkadziesiąt lat. --------Ponieważ, jak wspomniałem, zaglądam na łamy FN, podziwiam pański zbiór ( brytyjski typ A, szczególnie zdjęcie HMS A7, pozwoliło mi zorientować się co do szczegółów jego budowy), pomyślałem, że mógłbym panu je podesłać. Ot, chociażby dlatego, aby trafiły w dobre ręce, a marynistom, zbieraczom wszelakości zwrócić uwagę na kiksy jakie mogą się przytrafiać przy tym jakże interesującym hobby. WYPOWIEDŹ WALDEMARA DANIELEWICZA ---------Waldemar Danielewicz 5 marca 2014 roku zareagował na tekst Tadeusza Cieślaka przesyłając do Facta Nautica następujący e-mail: "Chciałem zabrać głos w sprawie tajemniczego obiektu na byłej Stoczni „Vulcan” w Szczecinie. Otóż na pewno nie jest to część silnika. Po analizie wielu materiałów dotyczących niemieckich miniaturowych okrętów podwodnych oboje z moim kolegą inż. Michałem Krężelewskim wykładowcą budownictwa okrętowego na Politechnice Gdańskiej stwierdziliśmy, na 90 % że jest to niedokończony miniaturowy okręt podwodny a w zasadzie jego tylko kadłub sztywny bez kadłuba miękkiego." - http://uboat.graptolite.net/wulkan.html
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie