Skocz do zawartości

70 rocznica Krwawej Niedzieli na Wołyniu


Lipek

Rekomendowane odpowiedzi

Dziś mija 70 lat od tragicznej masakry na Wołyniu - Krwawej Niedzieli. Dzień ten, kiedy to ukraińskie bandy UPA wymordowały kilka tysięcy Polaków (głownie podczas Mszy Św.) uznaje się za kulminacyjny moment Rzezi Wołyńskiej.


Dziś mija 70. rocznica KRWAWEJ NIEDZIELI na Wołyniu11 lipca 1943 r. miała miejsca kulminacja rzezi wołyńskiej. Bandy UPA, działając z zaskoczenia, pod hasłem "Śmierć Lachom zaatakowały 99 wsi i osiedli polskich w powiatach horochowskim i włodzimierskim. Tylko w tym jednym dniu zamordowano kilka tysięcy Polaków.


Do grudnia 1942 r. następowały mordy na pojedynczych osobach i rodzinach polskich. Ofiarami byli głównie Polacy zatrudnieni w niemieckiej administracji rolnej i leśnej, a następnie ludność wiejska, głównie we wschodnich powiatach Wołynia.

Za pierwszy masowy mord rzezi wołyńskiej IPN uznaje masakrę w dniu 9 lutego 1943 r. w polskiej kolonii Parośla Pierwsza, gdzie oddział UPA zamordował 173 Polaków.

Fala napadów rozpoczęta na wschodzie Wołynia przesuwała się systematycznie w kierunku zachodnim. Eksterminacja ludności polskiej w maju i czerwcu 1943 r. rozszerzyła się na powiaty dubieński, łucki i zdołbunowski, a w lipcu 1943 r. objęła wszystkie, poza powiatem lubomelskim ziemie Wołynia. Najwięcej mordów dokonano latem 1943 r.

O świcie 11 lipca 1943 r. oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach horochowskim i włodzimierskim pod hasłem „Śmierć Lachom”. Po otoczeniu wsi, by uniemożliwić mieszkańcom ucieczkę, dochodziło do rzezi i niszczenia dobytku. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi zbrodni. Po wymordowaniu ludności wsie były palone, by uniemożliwić ponowne osiedlenie.

Rzeź rozpoczęła się około godz. 3 rano od polskiej wsi Gurów w powiecie włodzimierskim, obejmując swoim zasięgiem kilkanaście pobliskich wsi i kolonii. We wsi Gurów na 480 Polaków ocalało tylko 70 osób; w kolonii Orzeszyn na ogólną liczbę 340 mieszkańców zginęło 270 Polaków; we wsi Sądowa spośród 600 Polaków tylko 20 udało się ujść z życiem, w kolonii Zagaje na 350 Polaków uratowało się tylko kilkunastu. W Dominopolu zginęło co najmniej 220 Polaków, w kolonii Wygranka około 150, w kolonii Gucin 140.

Tego samego dnia rano 20-osobowa grupa napastników weszła w czasie mszy św. do kościoła w Porycku, gdzie w ciągu trzydziestu minut zabito ok. 100 ludzi, wśród których były dzieci, kobiety i starcy. Bandyci wymordowali wówczas około 200 Polaków.

Podobne ataki na kościoły przeprowadzano w innych miejscowościach, m.in. w Chrynowie, gdzie zginęło w sumie około 150 osób, oraz w Kisielnie, gdzie zamordowano około 90 Polaków uczestniczących we mszy świętej.

Mordów dokonywano z wielkim okrucieństwem, często poprzedzając je wymyślnymi torturami, następnie wsie i osady grabiono i palono. Po dokonanych masakrach do wsi na furmankach wjeżdżali chłopi z sąsiednich wsi ukraińskich, zabierając mienie pozostałe po zamordowanych Polakach.

Jedną z najbardziej krwawych zbrodni w tym czasie była rzeź Polaków w Kołodnie w powiecie krzemienieckim. 14 lipca do wsi wjechało 300 upowców, którzy podzielili się na małe grupy i rozeszli po zagrodach. Domostwa zamieszkane przez Polaków wskazywali im miejscowi Ukraińcy. Po wejściu do domów bandyci mordowali ich przy pomocy siekier lub broni palnej. Rzeź trwała około 3 godzin, według niektórych źródeł zamordowano nawet do 500 osób, w tym wiele dzieci.

Główna akcja ludobójcza na Wołyniu trwała do 16 lipca 1943 r. W całym lipcu 1943 r. celem napadów stało się co najmniej 530 polskich wsi i osad. Wymordowano wówczas kilkadziesiąt tysięcy Polaków, co stanowiło kulminację czystki etnicznej na Wołyniu.

W kolejnych miesiącach kontynuowano antypolską akcję w miejscowościach, które z różnych przyczyn ludobójstwo ominęło.

Paweł Brojek "


http://www.prawy.pl/historia/1534-dzis- ... na-wolyniu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wieliczka-Szarkowa: Zbrodnia wołyńska była szczególnie okrutnym ludobójstwem

Bestialstwo mordów dokonywanych przez UPA na Polakach z Wołynia i Galicji Wschodniej, w tym m.in. szeroki wachlarz tortur, dowodzi, że rzeź wołyńska była szczególnie okrutnym rodzajem ludobójstwa - pisze Joanna Wieliczka-Szarkowa w książce Wołyń we krwi 1943".

Nie ma powszechnej świadomości, że naród polski podczas II wojny światowej był ofiarą trzech ludobójstw - niemieckiego, sowieckiego (z czym na ogół obywatel polski już jest obeznany) i ukraińskiego" - pisze we wstępie do publikacji badaczka problematyki zbrodni wołyńskiej Ewa Siemaszko. Według jej szacunków, w latach 1943-1945 na Wołyniu i w Galicji Wschodniej ofiarami UPA padło ok. 130 tys. Polaków, mordowanych bestialstwo na różne sposoby niezależnie od płci i wieku.

Autorka książki Joanna Wieliczka-Szarkowa podkreśla, że nieprzejednana postawa wobec wrogów narodu", nie wykluczając gotowości do ich zabijania, była szczególnie bliska zwolennikom niepodległości Ukrainy kosztem wschodnich województw II RP.

Jak dodaje, wpływ na ukraińskich nacjonalistów wywarły przede wszystkim poglądy Dmytro Doncowa, autora wydanej w 1926 r. książki Nacjonalizm". Doncow przekonywał w niej, że naturalnym dążeniem narodu jest ekspansja i walka z jego nieprzyjaciółmi. Takie same cele stawiała przed sobą powstała w 1929 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) z Jewhenem Konowalcem, Andrijem Melnykiem, Stepanem Banderą i Mikołajem Lebedem na czele.

Propaganda OUN przedstawiała Polaków jako naturalnych wrogów narodu ukraińskiego. Wśród członków organizacji szczególnie popularna była pieśń rodziliśmy się z krwi narodu", której jedna ze zwrotek brzmi: Śmierć, śmierć, Lachom śmierć/ Śmierć moskiewsko-żydowskiej przeklętej komunie/ Prowadzi nas OUN na krwawy bój".

Jak przypomina Wieliczka-Szarkowa, jednym z celów OUN była czynna walka z polskimi władzami. Bandera, który dowodził OUN na terytorium II RP, przygotował m.in. głośny zamach na ministra Bronisława Pierackiego, dokonany 15 czerwca 1934 r. w Warszawie. Był następnie przez trzy lata więziony przez polskie władze - fakt ten, zauważa autorka książki, uczynił z niego bohatera ukraińskiego ruchu narodowowyzwoleńczego.

Rok po wybuchu II wojny światowej Bandera stanął na czele frakcji banderowskiej OUN (OUN-B), która zmierzała do wywalczenia niepodległości Ukrainy z bronią w ręku. W tym celu w 1942 r. powstała Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), stanowiąca zbrojne ramię banderowców.

Ideologia OUN-B ściśle łączyła jednak drogę do niepodległości z depolonizacją Kresów. Polscy historycy zgodnie uznają, że zorganizowane mordy UPA na polskiej ludności Wołynia rozpoczęły się 9 lutego 1943 r., kiedy ukraińscy napastnicy wymordowali mieszkańców wsi Parośla. Z rąk UPA zginęło wówczas, według szacunków Ewy i Władysława Siemaszków, 149 Polaków i 6 Rosjan.

Mord na Polakach w Parośli zapoczątkował regularne antypolskie akcje UPA, których celem była eksterminacja wszystkich Lachów". Wieliczka-Szarkowa zaznacza, że działania te były zgodne z dyrektywną jednego z głównych organizatorów rzezi wołyńskiej, dowódcy UPA-Północ Dmytra Klaczkiwskiego, który pisał: Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat (). Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły".

Apogeum zbrodni wołyńskiej przypadło na niedzielę 11 lipca 1943 r., kiedy to oddziały UPA napadły na prawie 100 miejscowości zamieszkanych głównie przez Polaków. Mordy przeprowadzane przez UPA cechowały się niebywałym okrucieństwem i bestialstwem; zabijano wiernych podczas nabożeństw kościelnych, nie oszczędzano także księży; wiele ofiar przed śmiercią konało w męczarniach.

Tłum mordujących popadł w szał bestialstwa, w którym ostatnie ofiary były rozszarpywane i ćwiartowane na kawałki (...). Widziałem, jak jeszcze żyjącym ludziom rozpruwano brzuchy, wyciągami rękami wnętrzności, ciągnąc kiszki. Widziałem, jak gwałcili kobiety, potem wbijali je na kołki, jak stawiali żywe kobiety nogami do góry i siekierą rozcinali na dwie połowy (). Ktoś, kto nie widział tego na własne oczy, nie będzie w stanie w to uwierzyć" - wspominał cytowany w publikacji świadek rzezi Polaków w kolonii Władysławówka 29 sierpnia 1943 r., Władysław Malinowski.

Podobny obraz bestialstwa UPA wyłania się ze sporządzanej na podstawie relacji świadków pacyfikacji polskich wsi notatki Polskiego Komitetu Opiekuńczego z 30 września 1943 r. W jednej z wiosek blisko Krzemieńca małym dzieciom przed mordowaniem ich wykłuwano oczy, wyrywano ręce, nogi i języki. Tak umęczone przebijano widłami. Starszym nabijano w ręce szpilki i torturowano potwornie. Zanotowano fakty przerzynania w pół i głów od ucha do ucha. Przy tem urągano: +Masz Polskę od morza do morza+" - zapisano w notatce, na której treść powołuje się autorka Wołynia we krwi 1943".

Według niej, tragiczny bilans ofiar zbrodni wołyńskiej, a także jej charakter, bezsprzecznie dowodzą, że była ona zaplanowanym ludobójstwem.

Ludobójstwo ukraińskie na Polakach zakładało jak najszybsze wymordowanie wszystkich członków tego narodu, których udało się dosięgnąć, od nienarodzonych przez niemowlęta, dzieci, dorosłych po starców, bez względu na płeć i wiek. Zadawanie śmierci było, jeśli tylko pozwalały na to warunki, połączono z barbarzyńskimi torturami" - wyjaśnia Wieliczka-Szarkowa. Wśród szerokiego katalogu tortur stosowanych przez UPA wymienia m.in. przecinanie na pół piłą, rąbanie całego ciała na części, skalpowanie, wrzucanie żywcem do studni i wieszanie za genitalia.

Podane przykłady stanowią jednak zaledwie niewielki procent metod torturowania polskiej ludności Kresów przez ukraińskich nacjonalistów - historyk Aleksander Korman doliczył się ich aż 362.

Niewyobrażalne bestialstwo oprawców może przywoływać na myśl sceny z XVII-wiecznej krwawej tradycji hajdamacczyzny. Stąd przyjmuje się określenie +genocidium atrox+, czyli ludobójstwo okrutne, dzikie, straszne, okropne" - podsumowuje autorka.

Książkę Wołyń we krwi 1943" opublikowało wydawnictwo AA.


Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/historia/news-wieliczka-szarkowa-zbrodnia-wolynska-byla-szczegolnie-okrutn,nId,994167?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze przed wojną główny teoretyk OUN Dmytro Doncow w swej pracy „Nacjonalizm” (1926) nawoływał do odrzucenia tradycyjnej moralności, i zastąpienie jej nową, ułatwiającą osiągnięcie politycznych celów.

„Moralność, o której tutaj mówię, odrzuca >>człowieczeństwo<<, które zabraniało szkodzić innym, które życie ceniło ponad wszystko, nienawidziło >>drapieżnych instynktów<<... Jej celem był >>silny człowiek<<, a nie człowiek w ogóle, który obejmuje swoją miłością swoje i obce, ideałem jest właśnie >>twardy człowiek<<”. Opracowany w 1929 r. „Dekalog Ukraińskiego Nacjonalisty” nakazywał: „[...] V. Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmował wrogów swego narodu. VI. Nie zawahasz się popełnić największego przestępstwa, jeśli tego wymagać będzie dobro sprawy. [...]”

Liczenie mogił

Następne lata pokazały, że szowiniści ukraińscy wzięli sobie do serca te przykazania. W lipcu 1943 r., przed Krwawą Niedzielą, rezunów uczono na szkoleniach: „Wyrżnąć Lachów aż do 7 pokoleń, nie wyłączając tych, którzy nie mówią już po polsku.”50 W następnym miesiącu pismo „Do zbroji”, wydawane przez Wydział Polityczny UPA uzasadniało prowadzoną akcję ludobójczą; „Naród ukraiński wstąpił na drogę zdecydowanej rozprawy zbrojnej z cudzoziemcami i nie zejdzie z niej, dopóki ostatniego cudzoziemca nie przepędzi do jego kraju lub do mogiły.”

Istotnie, mogił były tysiące. Ofiarą rzezi dokonanej przez samą tylko banderowską OUN- UPA w latach 1943-1945 padło 60.000 Polaków w województwie wołyńskim, 27.600 w tarnopolskim, 24.800 w lwowskim, 18.400 w stanisławowskim oraz 3.000 na Lubelszczyźnie – razem 133.800 ofiar. W powyższym wyliczeniu nie uwzględniono nieoszacowanych dotąd strat polskich w woj. poleskim, a także zamordowanych przez banderowców przedstawicieli mniejszości narodowych (co najmniej kilkanaście tysięcy Ukraińców, a ponadto liczni polscy Cyganie, Czesi, Rosjanie i in.). Nie ma w nim również setek tysięcy obywateli polskich (gł. Polaków i polskich Żydów) zabitych przy współudziale formacji ukraińskich na żołdzie niemieckim, w trakcie akcji eksterminacyjnych, w egzekucjach, pacyfikacjach oraz w obozach koncentracyjnych. Kolejne setki tysięcy Polaków zostało zmuszonych porzucić ziemię swych ojców i uchodzić na ziemie Polski centralnej i zachodniej.

Między sierpem a tryzubem

Depolonizacja Kresów południowo-wschodnich dokonana przez UPA ułatwiła Stalinowi ich podbój. Ponowną sowietyzację przeprowadzono niesłychanie brutalnymi metodami. W zachodnich obwodach Ukrainy nowi okupanci zabili jakoby aż 153.000 ludzi, a aresztowania i deportacje objęły kolejnych 337.000.55 UPA przez szereg lat kontynuowała jeszcze opór zbrojny, zwalczając zarówno komunistów, jak i swych ukraińskich oponentów (prawdziwych i domniemanych) a także kontynuując ataki na ludność polską. Ta ostatnia znalazła się między banderowskim młotem a sowieckim kowadłem. Wedle poufnych danych KGB, w latach 1944-1953 banderowcy uśmiercili 30.676 obywateli sowieckich (w tym 8.340 żołnierzy, milicjantów i funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa). Najwięcej ofiar padło w obwodach iwanofrankiwskim (stanisławowskim), drohobyckim i lwowskim, rówieńskim, tarnopolskim i lwowskim. Po 1953 r. aktywną działalność prowadziło jeszcze kilka tuzinów upowców. Na Wołyniu ostatnie morderstwo Polaka dokonane przez nacjonalistę ukraińskiego miało miejsce w 1956 r. Sześć lat później Sowieci zakomunikowali o zlikwidowaniu (koło miasta Skole w dawnym woj. stanisławowskim) ostatniego partyzanta ukraińskiego, Petro Korczynśkiego ps. „Stryjko”. Jedynym wygranym w konflikcie polsko-ukraińskim było imperium sowieckie.

Andrzej Solak

Powyższy tekst pochodzi z nieopublikowanej jeszcze książki Kresy w płomieniach. 1908-1957" autorstwa Andrzeja Solaka. Książka ukaże się w sierpniu tego roku nakładem wydawnictwa eSPe.

http://www.fronda.pl/a/jak-dmytro-doncow-teoretyk-oun-wykuwal-nowa-moralnosc,29400.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Widowisko rozpoczęła prezentacja życia codziennego wsi na Wołyniu. Aktorzy wcielający się w mieszkańców wsi wracali z prac polowych do swoich domów. Widać było rozbawione, biegające po podwórku dzieci i młodzież oraz kobiety wykonujące zajęcia gospodarskie jak przędzenie lnu, czy trzepanie pościeli. Po zapadnięciu zmroku mieszkańcy rozeszli się do domów.

Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Około pięciu tysięcy widzów zgromadziła w Radymnie na Podkarpaciu rekonstrukcja zbrodni wołyńskiej Wołyń 1943 nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary".
Inscenizacja wywołała spore kontrowersje i w Polsce, i poza granicami kraju. Niemiecka prasa określiła pomysł rekonstrukcji mianem zezi na pokaz".

(PAP,Onet/JM)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Wyznania poszukiwacza ofiar rzezi wołyńskiej. Tego, co znalazł, nie chciała pokazać żadna telewizja
Robert Kmieć podczas wyprawy na jedno z jezior pod Nowym Dworem Mazowieckim. Tym razem w poszukiwaniu zatopionego pojazdu pancernego. [fot: arch.pryw.]
Robert Kmieć zajmuje się poszukiwaniem skarbów od kilkunastu lat. Wyciąga z jezior czołgi, samoloty i wozy opancerzone. Nie robi tego dla fantów, nie szuka łatwego zarobku. Dla niego ta praca jest odkrywaniem historii, często makabrycznej, brutalnej i niewygodnej politycznie. Tak jest w przypadku rzezi wołyńskiej, podczas której tysiące naszych rodaków straciło życie. Czy to było ludobójstwo? Poszukiwacz, który był na miejscu zbrodni i miał w ręku roztrzaskane siekierą czaszki małych dzieci nie ma żadnych wątpliwości. W rozmowie z Menstream.pl opowiada, jak trudno dotrzeć z prawdą do społeczeństwa.
Menstream.pl: Jak to możliwe, że Ukraina pozwoliła zbliżyć się polskim badaczom do miejsca zbrodni? To przecież niewygodne fakty.
ZOBACZ TAKŻE
Artykuł powstał w ramach I Dolnośląskiego Festiwalu Tajemnic. Zobacz program
Robert Kmieć: Dostaliśmy od władz Ukrainy zezwolenie na kilka dni pobytu w okręgu wołyńskim. Pojechał z nami również Adam Sikorski, znany z telewizyjnego programu Było, nie minęło. To on dokumentował całą ekspedycję. Były dwa wyjazdy, w ubiegłym roku i wcześniej, dwa lata temu. Można powiedzieć, że nasze poszukiwania były trochę półlegalne.
Co to znaczy?
Po pierwsze trzeba było przetransportować na miejsce georadary i inny sprzęt, który miał nam posłużyć do zlokalizowania i zmierzenia ewentualnych mogił, które mieliśmy zamiar znaleźć. No i nie mogliśmy przecież powiedzieć wprost Ukraińcom, po co tak naprawdę jedziemy na Wołyń.
Więc jaką wersję usłyszeli?
Akurat zdarzyło się, że prezydent Bronisław Komorowski miał spotkać się z prezydentem Ukrainy na otwarciu polskiego, powojennego cmentarza. To było niedaleko miejsca, które chcieliśmy sprawdzić. Tłumaczyliśmy więc, że jesteśmy na miejscu w związku z tym wydarzeniem. To była nasza przykrywka.
I nikt nie obserwował, co tam robicie? Trochę trudno w to uwierzyć.
Oczywiście byliśmy sprawdzani. Funkcjonariusze KGB co rusz przyjeżdżali, przyglądali się, wypytywali i patrzyli na ręce. Zdarzało się, że chcieli utrudnić nam poszukiwania podrzucając gdzieś niewybuch.


Żeby przepłoszyć badaczy?
Tak. Mówili, że mają zgłoszenie od pobliskich mieszkańców, że w okolicy jest jakiś niewypał i muszą to sprawdzić. Oczywiście dla naszego bezpieczeństwa. W rzeczywistości obawiali się tego, co możemy znaleźć.
Domyślam się, że ekspedycja na ziemię wołyńską przyniosła rezultat.
To, co zobaczyłem na Ukrainie, ma się nijak do tego, co oglądałem wcześniej, w kilkunastoletniej karierze poszukiwacza. Nie raz miałem do czynienia z grobami żołnierskimi, z których wyciągaliśmy czaszki i kości. Widziałem już po pięćdziesiąt osób pochowanych zbiorowo. Stojąc jednak nad mogiłami w Wołyniu, coś ścisnęło mi serce. Jeszcze po powrocie do kraju, przez trzy tygodnie nie mogłem dojść do siebie. Do dzisiaj trudno dobierać słowa, gdy o tym opowiadam.
RZEŹ WOŁYŃSKA
Masowa zbrodnia dokonana przez nacjonalistów ukraińskich na mniejszości polskiej, podczas okupacji terenów II Rzeczypospolitej przez III Rzeszę, w okresie od lutego 1943 do lutego 1944. Ofiarami mordów byli Polacy, w dużo mniejszej skali Rosjanie, Ukraińcy, Żydzi, Ormianie, Czesi i przedstawiciele innych narodowości zamieszkujących Wołyń. Dokładna liczba ofiar nie jest znana.
Co tak Panem wstrząsnęło?
To może zrozumieć tylko osoba, która stoi nad grobem, w którym spoczywa nie jedna osoba, lecz dziesiątki dzieci powrzucanych jedno na drugie. Bo większość zwłok w odnalezionych przez nas mogiłach, to były właśnie dzieci, w różnym wieku. Znajdowaliśmy szczątki dwulatków, czterolatków, dziesięciolatków.
Żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii nie oszczędzali przecież nikogo. Mordowano całe rodziny, bez wyjątku.
Tylko w jaki sposób. W niektórych czaszkach małych dzieci były dziury wielkości pięści, zapewne od uderzenia młotkiem lub siekierą. Przecież to jest niewyobrażalne, żeby tak postępować z drugim człowiekiem. Pytaliśmy też Ukraińców, którzy zainteresowani podchodzili do nas, czy pamiętają tamte lata. Niektórzy zgodzili się mówić.

ZOBACZ TAKŻE
Czasem ktoś ich opluje, czasem zwyzywa. To nie zraża polskich esesmanów, bo zależy im na pielęgnowaniu historii
Co wyłania się z ich opowieści?
Dantejskie sceny. Akurat prowadziliśmy prace przy ukraińskiej wsi Ostrówki. Lasy i pola obok tej miejscowości do dzisiaj noszą miano trupiego pola, pobliscy mieszkańcy bez problemu potrafią je wskazać. To tam Ukraińcy wymordowali setki Polaków, pozostawiając ciała bez pochówku. W lasach walały się trupy, które stały się później pożywką dla kruków. Dopiero po dwóch tygodniach armia Rosyjska, która zajęła tamte ziemie, nakazała pobliskim mieszkańcom wykopać mogiły i zrzucić do nich zwłoki. Odór rozkładających się ciał było ponoć czuć w promieniu kilku kilometrów, a zwłoki kobiet, dzieci i mężczyzn były już tak rozłożone, że trzeba było ściągać je do mogił bosakami i widłami, bo już się rozczłonkowywały, odpadały ręce, nogi i głowy. I my te mogiły właśnie odkryliśmy.
Władze Ukrainy zdają sobie sprawę z powagi tego odkrycia? Przyznał Pan, że byliście obserwowani.
Chyba nie zdają sobie sprawy ze skali naszych odkryć, ponieważ byliśmy bardzo czujni. Najgorzej było z Ukraińcem, to był chyba jakiś konserwator zabytków z okręgu lwowskiego, który został oddelegowany, by nadzorować nasze prace. No i byli jeszcze wspomniani funkcjonariusze z KGB, którzy nas nachodzili.

Robert Kmieć na planie filmowym Skarby III Rzeszy Bogusława Wołoszańskiego. Tym razem odkrywają tajemnice Zamku Czocha. Fot. archiwum prywatne.
Na czym to nękanie polegało?
Pamiętam, jak mundurowi przyjechali i rzucili wszystkich na maskę samochodu. Rewizja, pytania, oglądanie sprzętu. Było ich kilku. Dowódca przez dłuższy czas wydzwaniał do swoich zwierzchników z pytaniem, co z nami zrobić. W końcu odpuścili, bo nie znaleźli podstaw do zatrzymania. Mieliśmy szczęście. Innym razem prawie się zdemaskowaliśmy. Mundurowi byli o krok, by zobaczyć ogrom naszych odkryć.
Jak udało się uniknąć kłopotów?
Gdy już zorientowaliśmy się, z czym mamy do czynienia, trzeba było wszystkie szczątki opisać, skatalogować i policzyć. Pomagali w tym archeolog oraz antropolog, których mieliśmy w naszej ekipie. Wszystko układali skrzętnie na workach, rozłożonych na ziemi obok grobowca. Robiliśmy dokumentację, fotografie, by nikt nie zarzucił nam bezczeszczenia ciał. Nagle usłyszeliśmy dźwięk silnika. To były dwa samochody KGB. Na szczęście droga przez pola była trudna, więc trochę zajęło im dotarcie na nasze stanowisko badawcze. Mieliśmy więc czas, by zareagować. Cztery osoby szybko wykopały nowy dół, do którego poskładaliśmy wydobyte już z mogiły szczątki i ponownie przysypaliśmy je ziemią. Na to poszła beczka, na niej porozkładaliśmy jedzenie, dla niepoznaki. Jak Ukraińcy dotarli na miejsce i zajrzeli do mogiły, było w niej chyba sześć ciał. Tylko tyle znaleźliście? zapytali. Pokręcili się trochę po obozowisku i odjechali.

ZOBACZ TAKŻE
Zbiorowe mogiły, przestrzelone czaszki i skrępowane zwłoki. Ten człowiek odkrywa komunistyczne zbrodnie
Co się później stało z tymi wszystkimi szczątkami? Nadal są zakopane na trupim polu?
Nie mogliśmy tak tego zostawić. Wszystkie odnalezione przez nas zwłoki zostały przeniesione na polski cmentarz, gdzie została odprawiona msza przez polskiego księdza.
Na tym samym cmentarzu, na którym mieli spotkać się prezydenci?
Tak. Z jakiś powodów, których nie znam, do spotkania głów obu państw jednak nie doszło. Były jednak osoby z Polski, rodziny pochowanych tutaj w czasie wojny rodaków. Przyjechali również przedstawiciele duchowieństwa ukraińskiego. Pamiętam, że jak zaczęła się część mszy, podczas której chowano wszystkie znalezione przez nas szczątki, opuścili oni cmentarz i stali za płotem. Wszyscy byli w szoku, nie rozumieli takiego zachowania.
Jak Pan je interpretuje?
Jestem prostym człowiekiem, nie wiem, co o tym sądzić. Najważniejsze było dla mnie wtedy upamiętnienie pamięci zamordowanych.
Na trupim polu też stanął jakiś znak, przypominający o tej zbrodni?
Ukraińcy pozwolili nam wyciąć dwa drzewa. Zbiliśmy z nich krzyż, który tam stanął. Tylko w ten sposób, oraz krótka modlitwą, mogliśmy oddać hołd wymordowanym rodzinom.
Co stanie się z zebranym przez badaczy materiałem? Przecież robiliście zdjęcia, kręciliście materiał filmowy.
To nie zginie. Adam Sikorski robi na jego podstawie film dokumentalno-fabularyzowany. Mogę już zdradzić, że obraz będzie miał premierę we wrześniu tego roku, będą pokazy w Warszawie. Po premierze można spodziewać się niemałego zamieszania.

Robert Kmieć podczas pracy. Fot. archiwum prywatne.
Dlaczego? Przecież temat Wołynia nie jest nowy. Polacy już się z nim obyli.
Tylko ten film przedstawi prawdę historyczną, pokażemy doły śmierci, które zastaliśmy w Ukrainie. Będą inscenizacje mordu, żadnego przekłamania. Moim zdaniem to bardzo wstrząsający materiał. Proszę sobie wyobrazić, że żadna stacja telewizyjna nie jest zainteresowana wyemitowaniem dokumentu, ponieważ jest zbyt drastyczny, zbyt bije w interesy ukraińsko-polskie. Na szczęście znalazł się człowiek, który wyłożył pieniądze na realizację projektu. Tyle mogę powiedzieć.
Z tego co Pan mówi, ten film może jednak uderzyć w interesy ukraińsko-polskie.
Jeżeli były mordy, to trzeba pokazać, w jaki sposób ich dokonywano. Nie mówię, byśmy rozpętywali trzecią wojnę światową i szli na Ukraińców. Jednak dopóki władze tego narodu nie przyznają, że takie zbrodnie miały miejsce i nie potępią tego, co się wydarzyło, nie ma mowy o jakimkolwiek pojednaniu. Stepan Bandera, który ponosi odpowiedzialność za zorganizowane ludobójstwo polskiej ludności cywilnej na Wołyniu, nadal jest przecież traktowany u nich, jak bohater narodowy.
Trzy lata temu zostało mu nadane największe odznaczenie państwowe na Ukrainie. Później je cofnięto.
Co z tego, jeśli w zamian postawili mu kolejny pomnik? Ponad osiem szkół na terenie Ukrainy nosi też imię Bandery, podobnie jak około dwieście ulic, nie mówiąc o innych instytucjach. Oni naprawdę uważają go za wielką postać. Jeszcze sporo czasu może minąć, nim zmienimy karty historii.
ROBERT KMIEĆ
Zajmuje się poszukiwaniem skarbów od około trzydziestu lat. Profesjonalnie robi to od lat dwunastu. Pracował m.in. z red. Adamem Sikorskim przy programie Było, nie minęło, teraz działa w szeregach Narodowej Agencji Poszukiwawczej, organizacji współpracującej z instytucjami państwowymi, takimi jak: Muzeum Wojska Polskiego, Muzeum Armii Krajowej, IPN, Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Robert Kmieć pracuje również z Bogusławem Wołoszańskim przy nowym cyklu dokumentalnym pt: Skarby III Rzeszy.
http://menstream.pl/wiadomosci-reportaz ... 55028.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmmm.... nie tak dawno oglądałem reportaż, gdy Sikorski był na Ukrainie m.in. z polskim badaczem, który zajmuje się jedną jedyną wsią i mordem tam popełnionym... Nie było to raczej Było... ale specjalnie dla Wołynia" zrobiony reportaż.

Dziwnym trafem, tam również pada nazwa Trupie Pole- choć akurat samej ekshumacji nie robiono/nie pokazano.

Był natomiast wywiad z tambylcem Polakiem, który zajmuje się zapomnianymi wiejskimi cmentarzami.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojciech Smarzowski przygotowuje kolejny projekt - historię, dla której tłem byłoby ludobójstwo na Kresach. Na razie napisałem treatment, zaraz wezmę się za scenariusz, ale do tego czy ten film powstanie czy nie, jeszcze długa droga" - mówił twórca Drogówki" w radiowej Jedynce


- Nie zawężał bym tego tylko do Wołynia. To dość istotne dla mnie i dla Kresowiaków. Chciałbym, żeby film dotyczył całych Kresów. Akcja zaczynałaby się jeszcze przed wojną, a kończyła w 1943-44 roku. A nawet później, bo epilog to byłby już rok 1945, kiedy wypędzeni opuszczają Kresy – mówił w JedynceWojciech Smarzowski.

- To nie będzie czarno-biała historia. Rozdzielam Banderowców od Ukraińców. Będzie tam również o akcjach odwetowych Polaków. Ten film będzie uwierał. Przede mną też dość duże wyzwanie - jak pokazać, żeby nie pokazać, bo to są okropne rzeczy, które się tam wydarzyły - zapowiada znany reżyser.

Twórcę Domu złego" zainspirowały archiwalne, czarno-białezdjęcia, które znalazł w sieci. - Jak wpiszemy w internecie hasło zeź wołyńska" czy ludobójstwo na Kresach" zawsze wyskakują nam te same zdjęcia. Chciałbym kilka z nich ożywić, to znaczy zrobić wokół nich sceny, odnieść się do konkretu - mówił Smarzowski, który początkowo chciał zaprosić do współpracy ukraińskiego reżysera i oddać mu połowę filmu. -Dla idei byłoby to bardzo fajne. Dla filmu też, ale pod warunkiem, że po stronie ukraińskiej byłby odpowiedni reżyser. Jeżdżę po różnych festiwalach i gdyby był jakiś dobry reżyser z Ukrainy, to bym go znał - stwierdził.

Wojciech Smarzowski (rocznik 1963) to jeden z najbardziej cenionych polskich reżyserów filmowych i teatralnych, wielokrotnie nagradzany twórca Wesela", Domu złego", Róży" i Drogówki". Właśnie kończy pracę nad filmem Pod Mocnym Aniołem" na podstawie powieści Jerzego Pilcha.

http://www.kresy.pl/wydarzenia,ukraina?zobacz/wojciech-smarzowski-nakreci-film-o-rzezi-wolynskiej
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...
Syn dowódcy UPA: Wołyń nie był ludobójstwem. A mój ojciec chciałby pojednania polsko-ukraińskiego

- Mój ojciec byłby dzisiaj zwolennikiem pojednania polsko-ukraińskiego - twierdzi syn naczelnego dowódcy UPA Jurij Szuchewycz. Oddziały jego ojca Romana Szuchewycza w czasie wojny dokonały masowych mordów na polskiej ludności na Wołyniu. - Nie zgadzam się z tym, że to było ludobójstwo, natomiast obie strony, polska i ukraińska dopuściły się zbrodni wojennych - oponuje młody Szuchewycz. - Dziś całą winę składa się na barki Ukraińców, a to nie było tak -dowodzi.
Jako dowódca UPA Roman Szuchewycz ponosi odpowiedzialność za masowe mordy polskiej ludności cywilnej na Kresach Wschodnich. Szacuje się, że zamordowano tam ok. 100 tys. Polaków. Szuchewycz dowodził UPA do swojej śmierci, zginął w 1950 r. otoczony przez wojska NKWD pod Lwowem.

Rodzina Szuchewycza poniosła odpowiedzialność zbiorową za jego działalność polityczną. Jurij spędził prawie 40 lat w sowieckich łagrach, w więzieniu stracił wzrok.

80-letni dziś syn dowódcy UPA nosi tytuł bohatera Ukrainy. Spotkał się z grupą polskich dziennikarzy w lwowskiej kawiarni na ulicy noszącej imię jego ojca. Pytany o zbrodnie ukraińskich partyzantów dowodzonych przez Szuchewycza seniora na polskiej ludności powiedział: - Nie ma takiej ceny, której nie warto było zapłacić za ojczyznę.

Celem UPA była walka o niepodległość Ukrainy. Jej żołnierze walczyli przeciwko niemieckiej okupacji, z partyzantką polską i sowiecką, a po zajęciu Zachodniej Ukrainy przez Związek Sowiecki - z Armią Czerwoną.

Wołyń? Nie zgadzam się z tym, że to było ludobójstwo"

Zdaniem Szuchewycza zbrodnie, do których dochodziło począwszy od 1943 r. na Wołyniu, były nie do uniknięcia. - Ani ukraińska, ani polska strona nie mogły uciec od tej wojny, ona nie mogła się nie zdarzyć - twierdzi. Nie dopuszcza myśli, że Ukraińcy 70 lat temu dopuścili się zbrodni ludobójstwa.

- Nie zgadzam się z tym, że to było ludobójstwo, natomiast obie strony, polska i ukraińska dopuściły się zbrodni wojennych. Dziś całą winę składa się na barki Ukraińców, a to nie było tak. Mogę podać mnóstwo przykładów świadczących o winach Polaków - mówił syn dowódcy UPA. Przekonywał, że należy też brać pod uwagę okoliczności, które doprowadziły do tamtych wydarzeń.

- Obwinianie się nawzajem wynika z poszukiwania sprawiedliwości historycznej, ale możemy, szukając wzajemnych win, cofnąć się do unii lubelskiej. Czy to ma sens? Czy nie lepiej mówić o tym, jako o czymś, co już było? - mówił.

Ojciec byłby dzisiaj zwolennikiem pojednania polsko-ukraińskiego"

- Ojciec byłby dzisiaj zwolennikiem pojednania polsko-ukraińskiego. Już w czasie wojny prowadzono rozmowy z polską stroną - mówił. Przypomniał o wspólnych akcjach WiN i UPA przeciwko reżimowi komunistycznemu. Najgłośniejszą przeprowadzono w Hrubieszowie w 1946 r. W wyniku ataku połączonych sił udało się tam rozbić więzienie UB.

Wówczas nie mogliśmy się jednak pojednać. Polski rząd na uchodźstwie naciskał, aby Polska odrodziła się w granicach z 1939 r. Ukraińcy nie mogli się z tym pogodzić - komentował Szuchewycz. Jak stwierdził, pojednanie jest możliwe, ale musimy ze sobą rozmawiać". - W łagrach dzieliło ze mną los wielu żołnierzy AK. Rozmawialiśmy z nimi, ja i inni żołnierze UPA - wspominał.

Już na wolności Szuchewycz spotkał się z doradcą prezydenta Jimmy'ego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego USA Zbigniewem Brzezińskim, który opowiedział historię swojego ojca. - W 1919 r. on strzelał się na dworcu we Lwowie z pewnym Ukraińcem, który potem walczył w szeregach UPA. Po latach odnaleźli się w Stanach Zjednoczonych, jeden rozpoznał w drugim przeciwnika sprzed lat. Porozmawiali ze sobą i się zakolegowali - mówił Szuchewycz.

Wojenne losy dowódcy UPA...

Roman Szuchewycz został mianowany głównodowodzącym UPA i awansowany na generała podczas zjazdu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w sierpniu 1943 r. Według znawcy problematyki zbrodni wołyńskiej prof. Grzegorza Motyki Szuchewycz podczas tego spotkania zaakceptował antypolskie czystki; później zadecydował, że należy prowadzić akcję wypędzania, pod groźbą śmierci, polskiej ludności cywilnej w Galicji Wschodniej. - Bez wątpienia to on stał za wszystkimi rozkazami i akcjami tam prowadzonymi, one nie mogły odbywać się bez jego zgody - mówił historyk z Instytutu Studiów Politycznych PAN przy okazji 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej.

W 1944 r. Armia Czerwona opanowała całe terytorium Zachodniej Ukrainy. Rok później NKWD aresztowało matkę i żonę dowódcy UPA, a jego dwoje dzieci trafiło do domu dziecka. Syn Jurij uciekł i odszukał ojca.

- On wiedział już wtedy, że ich los jest przesądzony. A ja chciałem iść do podziemia - mówił dziennikarzom syn dowódcy UPA. Według niego ojciec powiedział mu wtedy: Prawie cała nasza rodzina zginie, brat już mój zginął, ojciec zmarł na zsyłce. Gdy zginiemy my starzy i wy młodzi, nie będzie komu tworzyć narodu".

...i powojenna historia jego syna

Jurij wkrótce został ponownie złapany, do 1989 r. z przerwami siedział w więzieniu i łagrach. Po zwolnieniu został przywódcą skrajnie nacjonalistycznej organizacji UNA-UNSO. Podczas wiecu we Lwowie w 2011 r. nawoływał do oderwania od Polski i Białorusi ziem, które w jego opinii są etnicznie ukraińskie.

Szuchewycz jest krytyczny wobec polityki obecnego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. - On boi się Moskwy. Mam wrażenie, że pierwszymi osobami, które Moskwa pogrąży, będzie on i jego otoczenie. Jego pieniądze nie są zdeponowane w rosyjskich bankach, a w szwajcarskich, dlatego chce uciec przed Moskwą do Europy. Janukowycz boi się wszystkiego, co można nazwać antysowieckim. On nie potrafi zrozumieć, że ta sowiecka ideologia wiąże go z Moskwą i z Putinem - mówił.

Na pożegnanie Szuchewycz zwrócił się do dziennikarzy po polsku: Ukraińcy szanują Polaków, bo Polacy byli naszymi nauczycielami".

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14971407,Syn_dowodcy_UPA__Wolyn_nie_byl_ludobojstwem__A_moj.html#BoxWiadTxt
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie