Skocz do zawartości

Chińczyk potrafi- a my?


Rekomendowane odpowiedzi

Pasjonat odnalazł skarb" pośród ruin miasta
Przeszukując sterty gruzu i zniszczonych rzeczy na miejscach rozbiórki i na złomowiskach znajdujących się w liczącej 800 lat stolicy Chin, Li Songtang trafił w końcu na swój wielki skarb. Zawiera on między innymi starożytne filary bramy przedstawiające Mongołów oraz chińskich Hanów z dynastii Yuan, buddyjską rzeźbę, która ma ponad tysiąc lat oraz marmurowy zbiornik na wodę i ryby z dynastii Minga.
Li Songtang nie jest ani opiekunem muzeum, ani ekspertem specjalizującym się w dziedzinie antyków, ale zwykłym człowiekiem, który nie chce, by bogata historia Chin zginęła w związku ze zmianami zachodzącymi w latach 1970-tych.

- Zdarzało się, że siadałem na kamiennych podporach bramy znajdującej się przed naszym rodzinnym domem i recytowałem wiersze. To byli moi mali przyjaciele – mówi dziś 60-letni Pekińczyk, który jak wielu innych Chińczyków mieszkał niegdyś w domu udekorowanym kamiennymi rzeźbami, z których część pamiętała jeszcze czasy starożytne. Kiedy Li widział, jak niektóre ze starych rzeźb były rozbijane i niszczone, czułem się jakby ktoś je zabijał. Było mi bardzo smutno" – mówi.

Li dodaje, że doszedł do wniosku, iż powinien złożyć w całość to, co zostało zniszczone i uznane za miejskie śmieci". Postanowił też otworzyć we własnym domu muzeum, które w końcu musiał powiększyć także o swoje podwórko. Każdą niedzielę spędza teraz w muzeum, które obecnie posiada pięć tysięcy eksponatów i opowiada ludziom o sztuce i wartości odnalezionych przedmiotów.

- To kamień przedstawiający konia, pochodzący jeszcze z dynastii Yuan. Z dynastii tej (1279 – 1368) zachowało się zaledwie kilka rzeczy – mówi o jednym ze swoich eksponatów. - To najlepsze podwórko w całych Chinach, no i można je odwiedzić za darmo – dodaje.

Li zaczął ratować dzieła sztuki pod koniec lat 1970-tych, które w Chinach oznaczały początek reform gospodarczych oraz otwarcie na świat.

- Szczególnie sporo pracy miałem na początku, kiedy zebrałem wiele z najcenniejszych eksponatów. Uratowałem całe rzeźby kamienne oraz ściany. Kiedy jechało się na rowerze przez Pekin, wszędzie można było zobaczyć miejsca zniszczenia – mówi. - Nie trzeba było wtedy nawet na nic polować, każdy Pekińczyk wiedział, gdzie są takie rzeczy. Całe miasto zostało zmienione. Kiedy rozbierali jedną ulicę albo jedną dzielnicę, mogłem tam iść i sprawdzać, czy jest coś cennego - dodał.

Większość pracowników na miejscach rozbiórki chętnie pomagała Li za niewielką opłatą. - Pracownicy nie dbali o to – wspomina Li. - Burzyli domy tak długo, jak dostawali za to pieniądze. Nie wiedzieli nic na temat wartości tych przedmiotów. Uważali jedynie, że było tam ładnie i szkoda było to rozbierać -dodał.

Do dziś największym wyzwaniem dla Li jest miejscowa policja, która nie pozwala mu wynosić żadnych rzeźb z miejsc rozbiórki. - Czasami, kiedy jakiś dom został zburzony, wynajmuję wózek za 50 juanów i jadę zbierać to, co ma jakąś wartość. Za jakiś czas zwykle pojawia się policja i pyta co ja tu robię. Czy jestem właścicielem tych rzeczy? Czy zamierzasz je sprzedawać do antykwariatów? Odłóż je! Zwykle kończy się na tym, że to oni zabierają te antyki – dodaje Li.

Mężczyzna mówi też, że nie martwi się teraz policją, ponieważ w stolicy nie ma już niczego wartościowego, co można jeszcze uratować. - Gdyby dzisiaj wyburzali jakąś ulicę, nie byłoby co ochraniać - mówi.

Stary Pekin miał ponad 920 tysięcy prywatnych rezydencji oraz od 7 do 8 tysięcy tak zwanych hutongów, czyli dzielnic tradycyjnych chińskich zabudowań z wąskimi uliczkami. - Teraz to wszystko przepadło. Dziewięćdziesiąt procent prywatnych rezydencji zostało zniszczonych. W starym Pekinie było ponad trzy tysiące świątyń. Teraz 95 procent z nich również przepadło – mówi Li, który założył i prowadzi obecnie także specjalny ośrodek dla starszych ludzi, w którym opiekuje się blisko czterystoma osobami.

Wiek i wartość kolekcji zgromadzonej przez Li potwierdza szanowany ekspert antyków w Pekinie, który pracuje dla pekińskiego Muzeum Sztuki i Rzeźby Kamiennej, Liu Weidong. Przyznaje, że część z rzeźb zgromadzonych przez Li liczy ponad tysiąc lat. - Po wielu latach badań zrozumiałem, że musimy zwrócić się ku prywatnym kolekcjom – przyznaje Liu. - Rząd nie ma wystarczających możliwości, świadomości i szacunku, aby chronić tego rodzaju przedmioty. Myślę, że rząd powinien zachęcać prywatnych kolekcjonerów oraz chronić tego rodzaju antyki. Byłoby to dobrym wyjściem z sytuacji - dodał.

Każdy ma darmowy wstęp na podwórko muzeum Li, a za wejście do środka jego domu trzeba zapłacić 30 juanów (4,4 USD). Dochód z biletów nie pokrywa wydatków potrzebnych na utrzymanie muzeum, więc Li dokłada pieniądze z własnej kieszeni. Próbuje też ściągać turystów zapraszając ich do oglądania zgromadzonych dzieł. Stojąc na swej ścieżce przed domem, wyłożonej kamieniami z dynastii Qing, Li zachęcał turystów przez niewielki megafon, aby zajrzeli do jego domu. Niektórzy skorzystali z zaproszenia.

- Znaleźliśmy tu stary Pekin. Reszta miasta została zmodernizowana. Teraz już nie czuć tu właściwie dawnego Pekinu. Pekin jest zupełnie inny od tego, co sobie wyobrażaliśmy – powiedział później jeden z odwiedzających, Yang Shujun, który przyprowadził do muzeum Li także swojego syna. - Dzięki temu dowie się czegoś na temat pięciu tysięcy lat historii Chin – dodał.

W Chinach jest wielu bogatych kolekcjonerów sztuki, ale Li, który nigdy nie sprzedał żadnego z odnalezionych przez siebie przedmiotów, jest jedynym właścicielem muzeum, który słynie z szukania eksponatów w miejscach rozbiórki.

- Pekin ma mur miejski pochodzący z dynastii Ming i Qing. Dlaczego trzeba go niszczyć? Gdyby stary Pekin pozostał nietknięty, zachowałoby się 920 tysięcy starych rezydencji, świątyń, bram, murów i byłoby to najlepsze muzeum na świecie. Po co to wszystko burzyć? Nigdy tego nie zrozumiem – mówi.

http://wiadomosci.onet.pl/1990581,441,item.html

To tak a propos i exilibris wyburzeń, złomowań, niszczenia wszystkiego...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W XX wieku w Chinach było wiele wojen i jak to na wojnie dewastowano kraj, ale z niczym nie da się porównać wydarzeń tzw. Wielkiej Proletariackiej Rewolucji Kulturalnej w latach 1966-1976, które miały miejsce w czasach pokoju, kiedy w Chiny nie toczyły wojny... masowo niszczono dziedzictwo narodowe własnymi rękami, własnymi rękami palono, równano z ziemią, rozbijano zabytki.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uprzejmie proszę o NIEużywanie tutaj takich retorycznych nie uprawnionych wytrychów" słuzących wytykaniu innym wyimaginowanych niedoskonałości, jak to: Chińczyk potrafi- a my?".

Spytam wprost: wy, to znaczy kto???

Tutaj na forum zarysował się już wyraźny podział na nas i onych", do których to onych" należy autor tego wątku.

Dlatego ten tytuł rozumiem tak, że my" to oni, a nie ja.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tia.
Do teorii spiskowej się nie odniosę. Bo i po co?

Cieszę się natomiast, że w okolicy Kolegi miejsca zamieszkania nie zdarzało niszczenie zabytków kultury materialnej, że nie złomowano zabytków techniki, że nie wyburzono ani jednego obiektu, który stał w poprzek planom inwestycyjnym, że nie ma ani jednego obiektu który niszczeje bo jest WSPÓLNY ( państwowy-czyli niczyj )....

Ciekawe... Ale zazdroszczę. A gdybyś nie wierzył, że takie rzeczy mają miejsce- zapraszam do Wrocławia ( zresztą jest wątek na Miejscach..., który opisuje takie kataklizmy ).

Pozdrawiam.

PS Widzisz- zastanawia mnie, w Twoim rozumowaniu, taki dualizm my-Oni".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yeti myślę, że elapsysowi chodzi o to, że czlowiekasniegu" w żadnym wypadku nie można zaliczyć do nacji polskiej i stąd owo my" oznacza miejscowych a oni" to ci z Himalajów ;)


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora pomsee 09:26 20-06-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie