Skocz do zawartości

Murzyni w Wojsku Polskim


crimson

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 67
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Ja mam historię z życia wziętą.
Jako rekrut dostałem wezwanie po bilet,po stawieniu się w WKU(W-wa Mokotów) na poczekalni siedziało już ze 30 chłopa,ci co przyszli pierwsi czekali już ponad 2 godziny.Po upływie jakiś 40 minut otwierają się drzwi,a w drzwiach jakiś porucznik zgięty w pas mocno kogoś przeprasza i wychodzi na korytarz.Za nim idzie niewysoka kobieta z synem.Oboje mocno ciemnej karnacji,jak się okazało uchodźcy z Kambodży !!,ale już jako obywatele Polski.Po ich wyjściu za drzwiami dało się słyszeć taką wiązkę sztywnych",że na wagon by się nie zmieściły.
Ciekawe co by się stało z tym biedakiem,gdyby jednak ubrano go w mundur?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Razem ze mną w wojsku był arab Omar Safarini. Jego matka była polką, ojciec jordańczykiem. Był moim wnuczkiem" i wcale nie miał przerąbane, lecz był traktowany jako swoista ciekawostka.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...
Niestety muszę was zmartwić. Obaj czarnoskórzy żołnierze 12. Eskadry Wywiadowczej byli po prostu ordynansami. Są na to dowody i pisane i rysunkowe. I dlatego na zdjęciu z Katarzyńskim ciemnoskóry żołnierz WP ma na ramieniu serwetkę (a nie ręcznik jak mozna przeczytać w niektórych publikacjach). Z tą samą serwetką, lecz przyrzuconą przez ramię został uwieczniony przez rysownika, który odwiedził eskadrę pod Białymstokiem w 1920 r.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarni Polacy

Chciałbym podzielić się z Państwem niezwykle ciekawą i kompletnie nieznaną częścią historji naszej dalekiej Ojczyzny. Na strychu domu w Wejherowie, o dźwięcznej nazwie Villa Muzica, należącej do rodziny Wacława Katarzyńskiego, którego Brat Antoni, bohater wojny z Sowietami i który ducha Bogu oddał w walce o Ojczyznę w 1920 – tym roku, znaleziono karton ze zdjęciami, należącymi do tegoż Antoniego, a do którego to kartonu nie zaglądano przez, bez mała 80 lat. Otworzył go przypadkiem Zbigniew Okuniewski, historyk z zamiłowania, a jak zobaczył co jest w środku to własnym oczom nie wierzył.

Na zdjęciu między oficerami 12 Lotniczej Eskadry Wywiadowczej, w której świeć Panie nad jego duszą, Antoni Katarzyński służył i na zdjęciu figurował, zobaczył MURZYNA. A na innym zdjęciu jeszcze jednego. W sumie dwóch murzynów w Polskim Lotnictwie Wojskowym w 1920 roku w Wojnie Polsko – Sowieckiej?
Jak świat światem, powszechnie wiadomo że my Polacy laliśmy się o wolność i niepodleglość wielu krajów, ale żeby ktoś walczył o naszą, i do tego murzyn – to się w głowie naszego historyka - habbysty nie mieściło.
A że bakcyla historji złapał dawno, i dzieje ojczyste ukochał, postanowił za wszelką cenę dowiedzieć się dlaczego tam na zdjęciach są i co w Polsce w tym czasie robili.

Zaangażowano Instytut Pamięci Narodowej, Muzeum Historii Lotnictwa w Krakowie i fiasco.

Nikt nigdy o murzynach w Polskim wojsku nie słyszał. Znana jest co prawda, i to nieźle, historia 12 Eskadry, znane są wszystkie nazwiska służących w niej pilotów i żołnierzy służby naziemnej, ale są to nazwiska Polskie. Wiadomo również, że w Armii Polskiej i Lotnictwie służyli obcokrajowcy, znane są ich nazwiska i postacie, ale żadna z nich nie jest odziana w czarną skórę.

Wszyscy wiedzą, że była Wojna Polsko – Sowiecka w 1920-tym roku. Młodzi, czyli tacy jak ja, w szkołach za dużo o niej nie słyszeli. Starzy, to pewnie już nie za bardzo pamiętają, a i niewielu już ich na tym padole zostało.

A więc; była wojna Polsko-Sowiecka. Młody dopiero co odrodzony po latach zaborów kraj, przywrocóny do życia mocą Traktatu Wersalskiego zdecydował przyłączyć się do Krucjaty przeciw Komunizmowi. Za namową i aprobata zresztą, Zachodniego, Wolnego Świata.

I znowu Polak zaczął, jak nieraz w naszej historii bywało, przelewać krew w interesie innych, niezbyt palących się do pomocy, a chętnych do znalezienia kogoś służącego do wyciągania, jak mówi przysłowie “kasztanów z pieca cudzymi rękami”. W odpowiedzi na antyrewolucyjne zakusy naszych polityków rząd Republiki Sowieckiej, wysłał
przeciwko Polakom 100 tysięczną Armię Konną pod wodzą Bohatera Rewolucji Październikowej - Marszałka Budionnego.
Ruszyli jak burza, ziemię spaloną za sobą zostawiając. Nieliczne oddziały naszych ułanów odpór im stawiały, lecz molocha takiego nie sposób było zatrzymać. Do historii przeszło bohaterstwo Orląt Lwowskich, i złotymi zgłoskami zapisała się epopea “Cudu nad Wisłą”. Polacy walczyli jak….. Polacy, tak jak biliśmy się przez wieki z każdym kto rękę na wolność naszego Kraju i Narodu podnieść próbował. I nie tylko. Biliśmy się pod Somosierrą, pod Wiedniem, pod Warną (Bułgaria – Władysław Warneńczyk), biliśmy się o wolność Stanów Zjednoczonych, Meksyku pod Benito Juarezem, a nawet Haiti, co zresztą jest malutkim, niewiele znaczącym i prawie nieznanym elementen historji naszych wojaczek. Oczywiście złotymi zgłoskami zapisaliśmy się pod Monte Cassino. Tam gdzie nie dali rady, Amerykanie, Brytyjczycy, Australijczycy, Nowozelandczycy – myśmy poradzili. Opowiadał mi jeden z moich krewniaków że, a każdy z nich jak pamięcią sięgam, włącznie ze mną, na swoim grzbiecie mundur nosił, czy to niemiecki, rosyjski, austryjacki, a nawet i Legii Cudzoziemskiej. Gdy Nasi szli pod Monte do ostatniego ataku na bagnety, wiedząc że Hitlerowcy nie mają już amunicji, opróżniali magazynki swoich karabinów żeby dać im równe szanse i czuć niemieckie ścierwo na ostrzach swoich bagnetów. Prawda to, czy do legend włożyć ale pokażcie mi inny naród, który by to potrafił??

Oprócz fantazji i brawury nigdy nie grzeszyliśmy wielką dyscypliną. Jestem przekonany że gdyby pod Gallipoli, w Turcji (WWI) byli Polacy, to zamiast jak Australijczycy, iść na rzeź, paru naszych by zawróciło i palnęło w łeb brytyjskiemu generałowi, którego to kretynizm i brak rozpoznania środków walki, za masakrę Australijczyków były odpowiedzialne. (Aby dać świadectwo prawdzie rząd brytyjski w pewnym momencie planował wycofanie z frontu i internowanie całej Armii Polskiej pod wodzą generała Andersa, gdyż w momencie rozpoczęcia „flirtu” ze Stalinem, nie był pewien jej lojalności. Nie wykluczone ze gdyby tak się stało, mieszkańcy Albionu mówiliby dziś piekną polszczyzną). Pewien Rodak, dowódca oddziału rozpoznawczego walczący pod Monte Cassino, rzekł razu pewnego “dla wygrania wojny ważniejszy jest mądry żołnierz niż głupi generał”. Tego samego zdania był zresztą Napoleon Bonaparte, wieki wcześniej twierdząc “ There is no such thing like bad regiments – just bad generals”. Twierdził on, że każdy nawet najprostszy żołnierz nosi w plecaku buławę marszałkowską. Znaczyło to że nie urodzenie i koneksje rodzinne ale bohaterstwo i znajomość wojennego rzemiosła, awanse w armii “Małego” (bo był mizernego wzrostu) Cesarza dawały.
I zapisał się na kartach historii.

Jedno jest pewne, że żaden inny naród nie przelał tyle krwi w obronie cudzych interesów co Polacy.

No, ale wracając do wojny w 1920 - tym, Armia nasza była biedna, źle wyposażona i będąca zlepkiem pozostałości po zaborcach. Stosunkowo najlepiej wyekwipowane były oddziały sformowane we Francji, z resztą było znacznie gorzej. Francuska amunicja nie pasowała do austryjackich karabinów, mundury szyte były z dodatkiem pokrzyw.
I tu muszę nadmienić że razu pewnego Nasi poszli do ataku na Moskali w mundurach, a skończyli go w gaciach, bo uniformy jak pokropiło deszczem, się rozlazły i pospadały z grzbietów naszych wojaków.

Krótko mówiąc brakowało nam wszystkiego z wyjątkiem DUCHA WALKI.
Tego to zawsze było w u nas pod dostatkiem. Jak historia narodu naszego pamięcią sięga.

Do krucjaty przeciwko komunizmowi przyłączyło się oprócz Polaków, wielu przedstawicieli różnych nacji, byli Czesi, Brytyjczycy, Węgrzy, Francuzi, Belg i 20 obywateli Stanów Zjednoczonych. Najznaczniejszym, czy najbardziej znanym był zastępca dowódcy eskadry imienia generała Tadeusza Kościuszki, Kapitan Merian C. Cooper, późniejszy aktor, reżyser, producent filmowy, jeden z twórców King Konga, za którego to wraz z animatorem Willisem O’Brian’em otrzymał Oscara.
Sam, po raz ostatni, zasiadł w swym filmie za sterami samolotu atakującego King Konga.

Kapitan Cooper został zestrzelony z Sowieckiego balonu obserwacyjnego w czasie bitwy pod Równem, dostał się do niewoli, z której po 9-ciu miesiącach zbiegł a gdy się wojna skończyła pracował w Misji Żywnościowej Hoovera w Warszawie, czego pośrednim efektem był syn, później parający się tłumaczeniami literatury angielskiej na polski,
(jest prawdopodobne że syn ów, pod pseudonimem literackim Joe Alex, parał się dla chleba literaturą brukową, pisząc powieścidła kryminalne, a dziełem jego życia było tłumaczenie “Ulissesa” Jamesa Joyce’s na polski. (przypisek autora).

Amerykańscy piloci latali w 7 Eskadrze Lotnictwa Rozpoznawczego i kilku z nich nigdy do swej ojczyzny za oceanem nie powróciło. Polegli na polu chwały: kapitan pilot A.H. Kelly, kapitan pilot T.V. Callum, porucznik pilot E.A. Graves.

Ciekawostką jest że kpt. Cooper trafił do Polski wiedziony sentymentem i przekazywaną z ojca na syna historią przodka kapitana, który był lekarzem wojskowym w Savannah, w czasie Wojny o Niepodległość i leczył z ran odniesionych generała Pułaskiego. Niestety nieskutecznie, generał oddał ducha Bogu i jako jeszcze jeden Polak położył głowę w walce o niepodleglość, innego niż swój własny
narodu. Może kapitan czuł się winien że pradziadowi nie udało się wyleczyć generała i dlatego przyjechał do Polski? Nie wiadomo.

Generał Pułaski nie został zapomniany, jest Bohaterem Narodowym Ameryki.
Do dziś każdego roku obchodzi się Pulaski Day lecz ciekawiło mnie zawsze ilu, tak naprawdę, Amerykanów wie o innych naszych znamienitych Rodakach. Pytając tych których znam, czy wiedzą kto zbudował West Point – dumę Amerykańskiej Armii – nikt nie wiedział (dla naszych młodocianych Rodaków, tak na marginesie przypominam że był to Generał Tadeusz Kościuszko, z zawodu inżynier wojskowy, Naczelny Wódz Insurekcji Kościuszkowskiej (1794), powstania przeciw Moskwie, po upadku którego został aresztowany i wolność odzyskał dopiero po śmierci carycy Katarzyny II-iej, który to wyjechał z Ameryki ratować Starą Ojczyznę w potrzebie, ale i tak znamienicie się swej nowej ojczyźnie Ameryce przysłużył). Ci co pytałem, znali natomiast nazwisko generała Lafayette, który przyjechał z Francji już z tym tytułem (w tych czasach można go było sobie po prostu kupić), w wieku 19-tu lat (SIC!!). Ranga ta mimo młodego wieku została potwierdzona przez Kongres. Lafayette po kilku latach wojaczki dał się zastrzelić, co prawdopodobnie było jego największym wyczynem militarnym. Osobiście mam wątpliwości o przydatności generałów przed 40-tką.

Lecz wracając do wojny Polsko-Sowieckiej, nie ma śladu o czarnych lotnikach ani w archiwach, ani we wspomnieniach uczestników. Wszystkie nazwiska, a te są znane, brzmią z Polska.
I tu pozwalam sobie wysunąć teorie o prawdzie, której istnieniu przekonałem się niejako na własnej skórze. W 1976 roku miałem przyjemność nakłaść po pysku pewnemu obywatelowi USA, rasy W.A.S.P., który był na tyle nieuprzejmy że opowiedział mi dowcip z gatunku “Polish Jokes”. Nie skończył, a ja wylądowałem w instytucji użyteczności publicznej zwanej powszechnie pod nazwą “jail”, a wykładu o swobodach obywatelskich i konstytucyjnym prawie mówienia co się komu podoba dawał mi czarny jak smoła szeryf, który to zagadał do mnie czyściutką, mimo że niezbyt literacką zalatującą archaizmami polszczyzną. Nie tylko ukręcił łeb całej sprawie ale się ze mną zaprzyjaźnił, zaprosił mnie do własnego domu, a tam zobaczyłem olbrzymią kolekcję płyt, Mazowsza, Pendereckiego, Chopina, masę książek, jednym słowem wszystkiego co inteligentny Polak, kochający kulturę swej Ojczyzny zwykł posiadać. Szokiem dla mnie było że ten czarnoskóry Rodak święcie wierzył że TO JEST JEGO KULTURA!!!!!!
Był synem polskiego emigranta z Pitsburgha i matki czarnoskórej, rodem z Haiti o dźwięcznym nazwisku, de domo Kaczmarek (stąd historia o Polskim Korpusie Ekspedycyjnym wysłanym przez Napoleona aby stłumić powstanie na Haiti, pod wodzą czarnego samozwańczego Generała Toussainta, w owym czasie kolonji Francuskiej. Polacy wychowani na ideach wolnościowych i nie pałający już wtedy wielką miłością do Cesarza, do powstania się przyłączyli i wielu z nich już na Haiti zostało. (Do dziś żyje tam sporo czarnych Kowalskich, Kaczmarkow, i im podobnych). Haiti, zresztą zostało niepodległym państwem, zrzucając jarzmo kolonializmu, jako pierwsze w rejonie Karaibów. Stąd wypływa wniosek że ilekroć Polacy, albo uczyli kogoś wojennego rzemiosła, albo sami wojować pomagali, to uczniowie na ogół zwyciężali swoich przeciwników. Najlepszym przykładem jest zwycięstwo Izraela w wojnach Jom Kipur, gdzie sromotnie nalali jak się patrzy, znacznie przewyższającym ich militarnie Syryjczykom i Egipcjanom. No cóż, generał Moshe Dajan swa znajomość wojennego fachu pogłębiał właśnie w Polsce (studiował na Akademii sztabu Generalnego, na zaproszenie Rządu PRL, gdy był lewicujacym politykiem, po zakończeniu swej chlubnej kariery wojskowej), a “Żelazna Dama” Izraela Golda Meir klęła po polsku lepiej niż ja sam. I tu zachodzi w mojej duszy obawa że biedni amerykańscy GI będą jeszcze długo ginęli w Iraku bo myśmy szkolili swojego czasu Libijczyków a ci zapewne ludzi Bin Ladena. Na domiar złego my jesteśmy najlepiej zorientowani w kanonach i strategji partyzantki miejskiej i każdej innej, bo czegoś takiego jak Powstanie Warszawskie nigdzie w historii wojen nie było. A Rosjanie tylko dlatego zatrzymali Niemców pod Moskwą bo ponad 50% ich dostaw wojskowych wylatywało w powietrze za przyczyną polskich partyzantów.

Wracając do uprzednio przedstawionej teorii o czarnych Rodakach wierzę że takich jak mój szeryf jest w USA wielu. Polacy z najwcześniejszej emigracji byli w zasadzie synami chłopów, dla których ziemi w Ojczyźnie nie starczyło. Z braku polskich panien żenili się z murzynkami, które wychowane na plantacjach bawełny znały to samo co oni, jak uprawiać ziemię. Urodzone z takich mieszanych małżeństw dzieci od kołyski uczyły się patriotyzmu i umiłowania dalekiej Ojczyzny Ojców i Dziadów.

A gdy usłyszeli że Ojczyzna ta jest w potrzebie, po prostu pojechali jej bronić.

Może był jeszcze jeden powód. W Polsce wynagrodzono ich szacunkiem, uznaniem i przyjaźnią, nie skąpiono im butelki (vide; fotografia), w ich drugiej ojczyźnie USA osiągnęli to samo w pewnym niewielkim stopniu, dopiero po wojnie wietnamskiej, po marszach protestacyjnych i śmierci złotoustego oratora Martina Luthera Kinga, który wypowiedział wiekopomne słowa:
“I have a dream…..”
Jego marzenie spełniło się już w Polsce w 1920 tym roku.

Czarni Kowalscy, czy Kaczmarkowie być może dlatego również pojechali walczyć za Polskę, bo USA w podzięce za ich wojenne zasługi odpłacało się im pogardą i stryczkiem Ku Klux Klanu.

Oni po prostu pojechali do DOMU, DO POLSKI, DO STAREGO KRAJU.

I WIERZĘ ŻE KIEDYS TAM U GÓRY, GDY PRZYJDZIE CZAS SĄDU OSTATECZNEGO KAŻDY Z NAS GDY SPOTKA JEDNEGO Z NICH POWIE MU: CZOŁEM BRACIE POLAKU.


Napisał:

Kpt. (Emeritus) Zbigniew W. Gamski
Chairman Fundacji imienia Inżyniera Witolda Zglenickiego (Polskiego Nobla)



/zamieszczone za osobistą zgodą na piśmie autora - zgoda w moim posiadaniu/
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polecam książkę dr Marka Arpada Kowalskiego Kolonie Rzeczypospolitej" (2006), lub jego artykuły dotyczące problemów kolonialnych 2 Rzeczypospolitej.

Liberia przede wszystkim podpisała umowę handlową z Ligą Morska i Kolonialną. Z tego, co pamiętam (a wykłady z dr Kowalskim miałem 2 lata temu) nigdy nie doszło oficjalnie do podpisania umowy między rządami obu krajów. Liga, w zamian za dostawy kauczuku, przypraw, kawy itp miała rozwinąć infrastrukturę Liberii, wykształcić przyszłe elity inteligenckie tego młodego kraju i podbudować gospodarkę będąc niejako gwarantem liberyjskiej bankowości. Rzeczywiście, prowadzone były rozmowy dotyczące wspólnej pomocy militarnej w razie zagrożenia któregoś z krajów, nawet porządnie zaawansowane (mowa była o 100 000 żołnierzy pierwszego rzutu", gotowych na natychmiastową interwencję), lecz skończyły się one niestety fiaskiem z bardzo prostego powodu - żaden z krajów (a nawet oba razem) w najbliższej perspektywie nie był w stanie wystawić odpowiedniej floty do przetransportowania tych żołnierzy.

Polska próbowała uzyskać kolonie w ramach odszkodowań powojennych - próbowała przejąć wpływy niemieckie na kontynencie afrykańskim. Prowadzone były np próby założenia placówki w Kamerunie. Jak ostra była wtedy walka" o kolonie świadczą opisy wyścigów" (dosłownie!) ekip próbujących postawić stopę" w danym kraju jako pierwsi.

Zyski z posiadania terytorium zamorskiego wcale nie były takie mało realne - przez pierwszy okres funkcjonowania umowy z Liberią sytuacja nawet prowadziła ku pełnej współpracy (ilość potrzebnych sum na subsydiowanie liberyjskiej gospodarki zmniejszała się znacząco), lecz pogarszająca się sytuacja Polski na arenie międzynarodowej i problemy z polityką zagraniczną dotyczącą bezpośrednich sąsiadów Polski (dojście Hitlera do władzy, ochłodzenie relacji z Czechosłowacją i Rosją) zmusiły rząd polski do ograniczenia funduszy LMK, a co za tym idzie - jej wycofanie się z projektów egzotycznych" a zajęcie się sprawami bardziej Polsce wtedy potrzebnymi (np. ORP Orzeł").

Taka współpraca między krajami europejskimi a w pewien sposób dla nas egzotycznymi" wcale nie była czymś niezwykłym - wystarczy przypomnieć sobie współpracę niemiecką z Chinami (krążą zdjęcia Armii Bokserów w pełnym wyposażeniu niemieckim - Chińczyk w pikelhaubie! :) ), czy - już ekstremalnie temat ujmując - USA z Królestwem Hawajów, którym bardzo opłacało stać się kolejnym stanem.

Pozdrawiam
Pietyczny
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
MarcinF, twój post wywołał u mnie zrozumiałe zaniepokojenie. Sięgnąłem do dostępnych mi w tym momencie źródeł i muszę w tym momencie przyznać, że dokonałem małej nadinterpretacji w poprzednim poście. Układów między Chinami i Niemcami nie można niestety stawiać za przykład współpracy", bo był to raczej układ jednostronny.
Jednocześnie w książce Michała Klimeckiego Pekin-Szanghaj-Nanking 1937-1945" (a niestety tylko tę książkę mam w tej chwili w zasięgu") możemy znaleźć fragment, który mówi o dywizji gen. Shikai (7 tys żołnierzy), przeszkolonych przez Niemców, która nie wzięła udziału w walkach, czekając, jak rozwinie się sytuacja.
Czyli - sprzęt niemiecki jak najbardziej obecny w armii chińskiej, błędnie tylko zastosowałem tu nazwę Armii Bokserów

Pozdrawiam
Pietyczny
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 years later...
  • 2 months later...
Był bokserem i zapaśnikiem, żołnierzem Armii Wielkopolskiej, w rogatywce z orzełkiem bronił Polski przed bolszewikami. Nie ma pewności, jak czarnoskóry Sam Sandi trafił do Polski. Jego grób zlikwidowano, ale - dzięki inicjatywie poznańskich dziennikarzy - w sobotę na Cmentarzu Górczyńskim odsłonięto tablicę upamiętniającą Sandiego.

[...]

http://www.tvn24.pl/poznan,43/afrykanczyk-zolnierz-armii-wielkopolskiej-upamietniony-tablica-w-poznaniu,894736.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...
  • 2 weeks later...

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie