Skocz do zawartości

Jedburgh_Ops

Użytkownik forum.
  • Zawartość

    9 908
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez Jedburgh_Ops

  1. Dlatego napisałem, że siłami społecznymi zrobiliśmy olbrzymią i bardzo atrakcyjną, ciekawą wystawę, jakiej nie było, nie ma i nie będzie po numerze z Łodzi. Nigdy więcej nikt już nie zaryzykuje wypożyczenia swojej kolekcji, żeby ją złodzieje uszczuplili z najciekawszych rzeczy nie do zdobycia po raz drugi. Żadne, nawet najwyższe ubezpieczenie takiej wystawy zrobionej przez kolekcjonerów nie pokryje strat, bo wiadomo, że pewne rzeczy są nie do odkupienia. I tak to leci...
  2. No to pogdybajmy. Nic z tych śmieci nie będzie. Trzeba by kupić za duże pieniądze trzy inne wraki Bergepanther, jakie są w Europie, żeby zaledwie spróbować zrobić coś sensownego z tego obecnego polskiego wraku. Sadyba pojemna i wszystko przyjmie, tyle tylko, że nie ma znaczenia, gdzie te śmieci spoczną i gdzie będą rdzewieć nigdy nie zakonserwowane. PGZ miałaby łożyć jakieś finanse albo dawać warsztaty i fachowców na odbudowę niemczyzny-hitlerowszczyzny? Kolego, dostrzegasz, gdzie żyjesz? Jeśli za chwilę wybory wygra Zjednoczona Prawica to napluje na ten wrak; jeśli wygra opozycja to też nie dotknie się do tego wraku, bo do następnych wyborów codziennie sto razy dziennie ze strony PiS miałaby „für Deutschland” z każdego pisowskiego medium i z każdego pisowskiego profilu na X i FB. Żadna spółka skarbu państwa nie da na taki projekt złamanego grosza. To już prędzej.
  3. Zapomniałem dodać... Patologiczny polski system zrodził coś, co jest jakąś formą pośrednią między muzealnictwem państwowym i/lub samorządowym a prywatnym. Kiedyś środowisku rekonstruktorów i kolekcjonerów samorządowe Muzeum w Tomaszowie Mazowieckim zaproponowało zrobienie wystawy rocznicowej poświęconej operacji Market Garden. Pani dyrektor tego muzeum była rewelacyjną osobą typu „open-minded”. Zrobiliśmy olbrzymią wystawę, jakiej na taki temat w Polsce nie było, nie ma i nie będzie. MWP dołożyło się tylko z mundurem gen. Sosabowskiego. Ja, oprócz rzeczy z mojej kolekcji, zrobiłem temu przedsięwzięciu całą akcję pi-arowską i jakoś to wszystko fajnie poszło. Czynnik społeczny, czyli my wszyscy tworzący tę wystawę, oczywiście sfinansowaliśmy to, bo przecież takiego muzeum nie byłoby stać na „wynajęcie nas”. Atmosfera była rewelacyjna, pani dyrektor przemiła, a w nagrodę fundnęła każdemu z nas przejażdżkę esdekaefzetem Rosi. I dostaliśmy dyplomy z podziękowaniem za to wszystko. No cóż,... można i tak się ratować, żeby choć trochę zapraszać prywaciarzy do czynnego muzealnictwa. Hybrydowe toto, ale jakoś od czasu do czasu działa. Chociaż może powinienem podkreślić „do czasu”. Podobna wystawa z udziałem tych samych moich kolegów (tym razem beze mnie) w łódzkim Muzeum Tradycji Niepodległościowych zakończyła się grandą, bo kolegom pokradziono różne eksponaty. I tak to kabaret pseudohistoryczny w Polsce trwa...
  4. TH pokazał Polakom wyraźnie chociaż jedno – gdzie jest śmiertelny wróg, a gdzie przyjaciel, czyli normalność. Śmiertelny wróg to państwo polskie niemające żadnych hamulców, aby prywatnego muzealnika i poszukiwacza militariów wsadzić za kraty. Państwo polskie podwójnych standardów, gdzie bracia K. (ze służb) za numer z Panterą A.D. 1990 cieszą się wolnością, śmieją się państwu w twarz, a TH (nie ze służb) za 1,5 m gąsienic Pantery i kawałek StuGa ma od państwa pogróżki odsiadki chyba do 8 lat, jeśli dobrze pamiętam (sprostowanie mile widziane). Czyli TH pokazał jedno – chcesz człowieku być prywatnym muzealnikiem? Kupuj wszystko na Zachodzie, na wszystko miej faktury, a będziesz miał spokój. Twój śmiertelny wróg, państwo polskie, w niczym ci nie pomoże, a jeśli już to będzie ten wróg kombinował, jak cię pognębić i będzie nasyłał na ciebie policję, prokuraturę, żeby i tak sprawdzić, czy nie masz w muzeum jakichś wykopków z polskiej ziemi, mimo faktur na wszystkie inne militaria.
  5. To nie w tym kraju. Tu nie Wielka Brytania z jej kulturą historyczną i muzealniczą. Tu nie Wielka Brytania, gdzie prywatni goście znaleźli kawałki szybowca transportowego Horsa Mk I (czyli rzecz należącą do brytyjskiego państwa) i spokojnie na bazie tych kawałków prywatnie odbudowują cały szybowiec, a aparat państwa tylko się cieszy i nie zabierze im tego szybowca. Identycznie działa to w USA. Polska to dzicz pod względem mentalności w takich sprawach.
  6. No cóż, za ile tysięcy złotych... może się okaże, może nie, zobaczymy. Znam i oficjalnie, i od najgłębszych kulis, ciężką, wieloletnią batalię o podobną rekultywację kawałka jednego z rezerwatów przylegających do Puszczy Kampinoskiej. Nie są to tanie rzeczy, a iluż naukowców trzeba dobrać, żeby nie zrobić głupio nasadzeń, które mogłyby się gryźć z tym, co już jest na miejscu. Taka rekultywacja to jest batalia naukowa, prawna i organizacyjna.
  7. Czarna Nida to obszar ochronny Natura 2000. Same Bieleckie Młyny mają dwie formy ochrony przyrody - podlegają pod Leśny Rezerwat Przyrody Sufraganiec i Podkielecki Obszar Chronionego Krajobrazu. To tylko dowcipnisiowi Landszaftowi wydaje się, że przyjedzie spychaczem robol w berecie i w dwie godziny za parę złotych opędzi grunt i po wszystkim.
  8. Bzdury opowiadasz, jak często. Tak wyglądał brzeg rzeki, jak wygląda po tym wszystkim? Był tam dojazd dla maszyn budowlanych? Masz pojęcie, ile kosztują nasadzenia i zrobienie z tego na powrót normalnego, zielonego brzegu? Nie masz. A ja mam, wprawdzie przez przypadek, ale mam.
  9. Sama tylko rekultywacja zniszczonego terenu wyniesie 200-300 tys.
  10. PS Szacha Iranu obalono w 1979 roku. Pierwsze MiG-i-29 musiały poczekać na dostarczenie z Iranu AN/AWG-9 z irańskiego F-14A. Dlatego produkcja seryjnych MiG-ów-29 ruszyła w roku 1984 i z tego też roku pochodzą radary OI-93 MiG-ów-29. Radar AN/APG-68(V)9 polskich F-16C Block 52+ jest konstrukcją z roku 2002. OI-93 dzieli od AN/APG-68(V)9 aż 18 lat. Taki okres w radiolokacji to są co najmniej trzy generacje sprzętu, bo w elektronice starzenie moralne postępuje błyskawicznie. Radar OI-93 i kompleks RŁPK-29E – dokładnie na wzór amerykański – ma cztery tryby pracy: ● Догон → walka z dopędzaniem wroga ● Автомат → tryb automatyczny (zachodnie myśliwce też mają taki tryb) ● Встреца → walka na kursach czołowych („spotkaniowych”) ● Бл. Бой → walka manewrowa na małych odległościach („dog fight” w NATO) Amerykańskie radary pokładowe mają z grubsza takie same tryby pracy. Bez względu na to, czy polskie F-16C Block 52+ treningowo walczyły z 9.12A przy użyciu obecnych w SP RP AIM-120C-7, czy też starszych AIM-120C-5 (bo takie mieliśmy), to jest rzeczą kompletnie niemożliwą, aby F-16C Block 52+ czy to z najnowszym oprogramowaniem M6.5 komputera misji, czy nawet ze starszym M4.3 (bo takie mieliśmy) przegrały walkę powietrzną z 9.12A. Chyba że… Za sterami F-16C Block 52+ byli piloci, o jakich mówi płk Zięć, że z pewnych przyczyn nie powinni być pilotami tych samolotów. A takich nie brakuje. Ilu przecież jest takich, którzy nie latają tak, jak latał Zięć, żeby mieć uszkodzony kręgosłup i układ krwionośny, tylko latają na pół gwizdka, żeby dosłużyć do kapitana, najpóźniej majora i idą do linii lotniczych za x razy większe pieniądze i do warunków, gdzie zdrowia się nie traci, jak w przypadku pilota F-16, który chciałby poważniej traktować swój zawód.
  11. GW: Akcja kosztowała pół miliona złotych. https://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,47262,30216193,wiadomo-gdzie-trafi-niemiecka-pantera-z-bieleckich-mlynow.html
  12. Dlatego w całkowicie prywatnym muzeum, które planowaliśmy z kolegami, a które wspomniałem wcześniej - wszyscy mieliśmy zagraniczne faktury + polskie dokumenty celne na każdy fant. I tylko to jest skuteczne w polskim po......m systemie. W tym patologicznym kraiku nic się nie uda z takich rzeczy. Dlatego Tank Hunter ma rację - olewać tutejsze bagno, robić swoje, kupować fanty z normalnych państw, mieć na to kwity, a wtedy aparatowi tutejszego patologicznego państewka mówić, że może ono skoczyć na ładownicę...
  13. Hello, ponownie uprzejma prośba o podanie źródła tej historii, jak to eksportowe (czyli zubożone) polskie 9.12A zestrzeliwują o nic niezubożone polskie F-16C Block 52+ z radarami i kpr wyprzedzającymi o co najmniej trzy generacje radary i kpr 9.12A. Tak, oczywiście, masz rację. Płk Zięć, żeby opracować autorski program szkolenia polskich pilotów F-16C najpierw musiał dostać od Amerykanów swój własny papierek instruktora. Masz rację, natomiast ciut inaczej należałoby to nazwać. „Spory zapas modernizacyjny” samolotu 9.12A wynika wyłącznie z ruskiego złodziejstwa, nie z ruskich procesów B+R. Radar OI-93 (powstały metodą inżynierii odwrotnej) z MiG-a-29 jest kopią amerykańskiego radaru AN/AWG-9 z myśliwca F-14A. Dlatego dziś tak łatwo integrować dla Ukraińców OI-93 z HARMami i JDAM-ER i kto wie z czym jeszcze. AN/AWG-9 ruscy dostali od Irańczyków z jednego z ich F-14A. A więc OI-93 był radarem niezłym, jak na ruskie możliwości i jak na czasy, gdy MiG-29 powstawał, czyli lata 1972-77. Polska dostała/przydzielono jej/kupiła R-27RI. Kwit mówi, że jest ograniczenie i wobec atakowanego celu wynosi ono 3500 km/h. Kpr R-27RI średniego zasięgu jest kpr marnym. Osiągi R-27RI kompletnie nie idą w parze z radarem OI-93 skopiowanym z amerykańskiego AN/AWG-9. W tym miejscu następuje rechot historii i techniki, bo jak się kopiuje supernowoczesny, jak na tamte odległe lata, amerykański radar (żeby zrobić/osiągnąć pierwszy ruski radar dopplerowski) to trzeba dopasować do niego kpr, a przynajmniej kpr średniego zasięgu. A to nie nastąpiło. Żeby odpalić R-27RI to (jak mówi kwit) trzeba się zbliżyć do atakowanego celu na odległość maksymalnie 50-60 km w przedniej półsferze albo 16-18 km w tylnej półsferze, A to są parametry marne. Dlatego kompletnie nie wierzę, że archaiczne polskie 9.12A zestrzeliwują nowsze o co najmniej 3-4 generacje w awionice i kpr F-16C Block 52+. A nie wierzę tym bardziej, że jako były technolog od rezonatorów, filtrów i generatorów, czyli rzeczy pracujących także w radarach pokładowych (w tym wojskowych), znam poziom tego typu produktów ruskich, polskich i zachodnich. Ruskie to jest dno, ale nie będą tego rozwijał, bo to nie ten wątek. A gdybym miał uwierzyć w zestrzeliwanie polskich F-16C Block 52+ przez archaiczne polskie 9.12A to oznaczałoby, że muszę uwierzyć w kompletny, ale to kompletny upadek systemu kształcenia i szkolenia polskich pilotów F-16. Byłoby to „Krystian Zięć case study”, gdy po 2 latach i 3 miesiącach kształcenia i szkolenia oddano go w ręce (a raczej w agresywne łapy) dwóch majorów ANG, którzy pokazali mu w powietrzu, że nic nie umie, podczas gdy jemu wydawało się, że pozjadał już wszystkie ef-szesnastkowe rozumy. Po prostu musiałbym uwierzyć, że te treningowe walki powietrzne 9.12A vs F-16C toczyli z pokładów F-16C nie rzemieślnicy zawodu polskiego pilota F-16C, ale czeladnicy tego zawodu. Dlatego jeszcze raz uprzejma prośba o podanie źródła tej informacji o walkach powietrznych 9.12A wygrywanych z F-16C. Tak, oczywiście, racja. Wszelkie kwity, tabele, wykresy do walki 9.12A kontra F-15C są zupełnie inne. Popieram. Po latach pracy przy wojsku/z wojskiem/dla wojska też jestem pacyfistą.
  14. Szanowna Pani Izabelo Kwiecińska, To, co Was spotkało, to sam Sathya Sai Baba lepiej by tego nie wymyślił. Karma wraca i właśnie do Was wróciła. W 1990 r. z Panterą z Czarnej Nidy koncertowo wydymaliście całe polskie najszerzej pojęte środowisko historyczne związane z II w.ś., a teraz aparat polskiego państwa w podzięce koncertowo wydymał Was z obecną akcją wydobycia. Odebraliście idealną lekcję na całe życie i wszelkie jego aspekty - prywatne, zawodowe i społeczne.
  15. PS Zapytałem o powyższe, ponieważ ten tekst to czysta beletrystyka. Nie ma on żadnej, najmniejszej wartości do jakiejkolwiek dyskusji. Nie jest to napisane ani językiem merytorycznym, ani technicznym, ani lotniczym. To taki tekst jak z tych niezliczonych polskich pisemek dla osób zainteresowanych lotnictwem, albo jak na stronę internetową dla osób niewymagających i wierzących we wszystko. Co więcej, ten tekst zaprzecza wszystkiemu, czego w Stanach Zjednoczonych przez 2 lata i 4 miesiące nauczono grupy pierwszych polskich pilotów F-16C. Więc co się stało? Polscy instruktorzy F-16 z tamtych lat wyginęli na wojnach, czy może poziom szkolenia tak się zaniżył, że teraz 9.12A wygrywa z F-16C na pułapie 5-6 tys. metrów? Dlatego bardzo chętnie się dowiem, jakim cudem zubożony w stosunku do wersji radzieckich 9.12A zestrzeliwuje F-16C Block 52+? I kiedy to się działo, czyli które (ze stosowanych w polskich F-16) oprogramowań w komputerach misji miały te polskie F-16C co to „przegrywają” z 9.12A? Chętnie sprawdzę w kwitach, nie w pisemkach z empiku, charakterystyki jak to na wysokości 5-6 tys. metrów F-16C „przegrywa” ze zubożonym w awionikę 9.12A. Bo ten tekst to albo „patriotyczny” kit dla gawiedzi, żeby ona myślała, że mamy tak dużo dobrych myśliwców wielozadaniowych, że nie tylko F-16, ale także „równorzędne” im 9.12A (skoro wygrywają z F-16C), albo z tymi 9.12A walczyli rzemieślnicy fachu polskiego pilota F-16C na pewno nie wywodzący się z autorskiego programu szkolenia płk. Krystiana Zięcia.
  16. Jakie jest źródło tych informacji o konfrontacji MiG-ów-29 (9.12A) i F-16C Block 52+?
  17. To pisowskie bydło, te męty, ta szumowina, zakała Polski nie ma żadnych zahamowań.
  18. Gdyby już tak naprawdę szukać „myśliwskości” w F-16 to był nim F-16A Block 15 ADF (Air Defence Fighter).
  19. Jak mawiał mój instruktor pilotażu do nauczenia kogoś „potrafić sterować”, czyli lecieć prosto i zakręcać, wystarczą 3-4 godziny.
  20. F-16 to samolot bardzo dobry, ale w swojej klasie. Nie jest on „do wszystkiego”, jak się wydawało stronie polskiej kupującej 17 lat temu F-16C Block 52+, bo 17 lat temu Rosja przytłaczającej większości wojskowych i polityków wydawała się czymś innym, niż w istocie była, a co okazało się szczególnie 24 II 2022 r. 17 lat temu Polakom wydawało się, ze F-16C Block 52+ będzie i bombowcem, i szturmowcem, i myśliwcem przewagi powietrznej i będzie święty spokój i będzie można spocząć na laurach. Tyle tylko, że to było odrealnienie w myśleniu i zachłyśnięcie się pierwszym rasowym myśliwcem w historii Polski. Co do radiolokacji - pełna zgoda; musimy ją mieć wyjątkowo silnie rozbudowaną i na ziemi, i z miniAWACSów, i z aerostatów. Przy czym nie jest winą F-16, że nie wykryły na czas trzech ruskich cruise'ów, które wleciały do Polski 16 grudnia 2022 r. Każde urządzenie techniczne potrzebuje szansy, czyli w tym przypadku czynnika czasu. Polskie F-16 poderwano za późno, żeby mogły wykryć te cruise'y. Gdyby to było na czas to F-16 dałyby radę wykryć te pociski, bo - tak jak ruskie myśliwce - mają w radarze tryb przechwytywania celów lecących na bardzo małej wysokości.
  21. Jeśli o mnie chodzi jestem zdecydowanym zwolennikiem takich pilotów i takich ludzi, jak Krystian Zięć. Bo jak coś w życiu robić, to nie na 99 proc., nie na 101 proc., ale na 110. I to jest właśnie płk Zięć. On nie odszedł z SP z takich powodów, jak wspomniałeś. On zawsze jasno mówi – jeśli poważnie traktuje się latanie na F-16 późnych wersji C to zdrowie wytrzymuje maksymalnie do 6 lat. Nie więcej. Odszedł z SP wyłącznie z przyczyn zdrowotnych, bo wszystkie 7g, 8g i 9g rozwalają kręgosłup i układ krwionośny i praktycznie człowiek staje się inwalidą jakiejś kategorii. Zięć nieraz opowiada, jak lądował po ciężkich walkach treningowych i miał na ciele krwawe wybroczyny od rozwalonych naczyń krwionośnych. No to ile tak można pociągnąć, jeśli chce się jeszcze pożyć we względnie dobrym zdrowiu i robić w życiu sensowne rzeczy, w tym być pełnosprawnym członkiem rodziny? Dla mnie Krystian Zięć to jest prawdziwy facet, prawdziwy człowiek i prawdziwy pilot z takim zaangażowaniem w to, co się robi, jak należy. A różnej maści przegrywów w polskich F-16 nie brakuje. Ci na pewno nie mają nabrzmiałych, popękanych naczyń krwionośnych po walkach powietrznych, bo to nie są te progi, co Krystian Zięć. Słabszych pilotów, mniej zaangażowanych w ich zawód, na polskich F-16 nie brakuje. I Zięć jasno o tym mówi (a jako instruktor F-16 ma do tego prawo), że są ludzie, którzy nigdy nie powinni być pilotami F-16, ale nimi są, bo są, bo państwo w nich zainwestowało, więc inwestycja musi się spłacać, a w związku z tym niewybitni rzemieślnicy tego fachu też latają na F-16C. I tacy spokojnie dosłużą do emerytury. To taka kategoria wiecznych „wingmanów” bez determinacji do rozwoju, za to z determinacją do oszczędzania zdrowia. Gen. Pszczoła walki z Su-35S by nie wygrał. Zięć tak dostał w kość – bo chciał – że nauczono go, jak zwalczyć myśliwiec szybszy, z mocniejszym radarem, z kpr o większym zasięgu. I to jest prawdziwy pilot, który Polskę przed czymś realnie by obronił. Tylko że za to ciężko płaci się zdrowiem. Sorry, ale dla mnie generał-pilot z niskimi (albo wręcz najniższymi) uprawnieniami na F-16C to jest totalne nieporozumienie. Za coś gwiazdki generalskie muszą się należeć, nie tylko za trzaskanie kopytami przed politykami. Gdy były kwalifikacje zdrowotne pierwszej grupy polskich pilotów do szkolenia na F-16 to odsiew był masakryczny idący w setki aplikujących. Zięć przeszedł badania lotniczo-lekarskie ze zdrowiem unikatowo dobrym dla pilotów, a przeszedł te badania idealnie nawet u słynnego tzw. rzeźnika (laryngologa), który odwalał ludzi taśmowo. A jednak F-16C zarąbał Zięciowi to zdrowie po mniej niż 10 latach. Ale to jest dopiero prawdziwy pilot latający na 110 proc. swoich zdrowotnych możliwości, a nie jakieś pitu-pitu, które zasikuje i zarzyguje kabinę F-16, bo i tacy są. Ci Polski przed niczym nie obronią, będą mieli uprawnienia do latania i walczenia maksymalnie w parze, ale za to spokojnie dosłużą emerytury. Tylko czy o to chodzi w fachu zwanym byciem pilotem F-16 i obrońcą Polski?
  22. Niech nie wierzą - na zdrowie. Wszyscy pamiętają trafionego dronem Tu-22M leżącego już na brzuchu, a ogień kończył przerabiać go na stop duraluminium, ale miał on status „uszkodzonego”.
  23. Przerąbane. W życiu tego nie naprawią, bo naprawialiby tak, jak tego ich antycznego lotniskowca-kopciucha.
  24. Krystian Zięć też emeryt. Ja nie piszę o ZUS-ie. Piszę o systemie rządzącym Wojskiem Polskim.
  25. Były szef Agencji Wywiadu: afera wizowa to kompromitacja naszych służb
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie