-
Zawartość
30 122 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Czlowieksniegu
-
Wojna w Ukrainie vol.9
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na karpik → Aktualności, newsy, wydarzenia
takafura "No i ... ? Źle że rozmawiali, jakieś istotne szczegóły aby lepiej fakt ocenić ? " Wiem, wiem... ty odcięty od Świata prosty leśniczy... Sprawdź, co się dzieje w Iranie i jak mocno Iran współpracuje z Moskwą... Chyba, że masz nadzieję, że jak PAD pogrozi paluszkiem, to Iran przestanie Putina wspierać. -
Wojna w Ukrainie vol.9
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na karpik → Aktualności, newsy, wydarzenia
-
Wojna w Ukrainie vol.9
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na karpik → Aktualności, newsy, wydarzenia
-
-
Ministrowie obrony 14 sojuszników NATO i Finlandii podpisali list intencyjny w sprawie rozwoju – opartej na Niemczech – "Inicjatywy Europejskiej Tarczy" ("European Sky Shield"), której celem jest stworzenie wspólnego systemu obrony powietrznej i rakietowej poprzez wspólne zakupy sprzętu, broni, rakiet obrony powietrznej przez narody europejskie. Dzięki temu ma zostać wzmocniona Zintegrowana Obrona Powietrzna i Przeciwrakietowa NATO. – To tym istotniejsze, że jesteśmy świadkami bezwzględnych i masowych ataków rakietowych Rosji w Ukrainie, w których giną cywile i niszczona jest krytyczna infrastruktura. W tym kontekście z dużym zadowoleniem przyjmuję przywództwo Niemiec w uruchomieniu inicjatywy "European Sky Shield" – komentował Mircea Geoana, zastępca sekretarza generalnego NATO. Wśród 14 członków NATO, którzy postanowili dołączyć do niemieckiej inicjatywy, są Belgia, Bułgaria, Czechy, Estonia, Niemcy, Węgry, Łotwa, Litwa, Holandia, Norwegia, Słowacja, Słowenia, Rumunia, Wlk. Brytania. Media donosiły o próbach przyciągnięcia Hiszpanii, ale Madryt na razie nie jest zainteresowany. Dlaczego w tej grupie nie ma Polski? – Mamy obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową dzięki współpracy ze Stanami Zjednoczonymi oraz Wlk. Brytanią – odpowiadał minister Błaszczak. Podkreślał, że polskie możliwości w zakresie obrony powietrznej są większe niż plany przedstawiane przez Niemcy.
-
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Kilka tygodni po naszej publikacji dotyczącej byłego dyrektora Centrum Modelowania Matematycznego Uniwersytetu Warszawskiego Marka Michalewicza, prokuratura wreszcie potwierdziła, że prowadzone jest dochodzenie w tej sprawie. Naukowiec zarzucał nieprawidłowości podkomisji smoleńskiej. Rektor zawiadomił organy ścigania. Jak poinformowała nas Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie, postępowanie jest prowadzone w Prokuraturze Rejonowej Warszawa Śródmieście Północ. Dochodzenie - jak wskazała rzeczniczka - dotyczy czynu z art. 269b, który mówi o "wytwarzaniu programów komputerowych przystosowanych do popełniania przestępstwa". - Aktualnie z uwagi na zaplanowane czynności w sprawie nie jest możliwe podanie bliższych informacji dotyczących wskazanego dochodzenia - powiedziała krótko. Rektor zawiadomił służby Jak już informowaliśmy na tvnwarszawa.pl, do Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW zgłosiła się podkomisja smoleńska z komercyjnym zamówieniem - udostępniono sprzęt, ale nie robiono badań. Potem powstał raport Antoniego Macierewicza., a naukowiec publicznie zakwestionował tezy i metody badawcze w nim zastosowane. - Rolą naukowca jest dociekać prawdy. Ja wystąpiłem w którymś momencie, w kwietniu, żeby powiedzieć prawdę - mówił nam dr Marek Michalewicz, były dyrektor Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego. Dlaczego rektor zawiadomił prokuraturę? Antoni Macierewicz doczekał się orderu, a naukowiec za to, że jego słowom zaprzeczał, zawiadomienia do prokuratury, które złożył rektor UW. Dlaczego zawiadomienie złożył rektor? Michalewicz, wraz z krytyką badań podkomisji, udostępnił umowy i korespondencję. Według uczelni, wraz z nimi miał ujawnić hasła i kody dostępu, co byłoby niezgodne z prawem. - To nie były tajne dokumenty - bronił się Michalewicz. Naukowiec do tej pory nie został przesłuchany. https://tvn24.pl/tvnwarszawa/najnowsze/warszawa-zarzucal-nieprawidlowosci-podkomisji-smolenskiej-rektor-zawiadomil-sluzby-prokuratura-potwierdza-6163239 -
-
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Porażka sądowa Zbigniewa Ziobry w sporze z senatorem KO Prokurator generalny nie może dłużej ukrywać informacji, dotyczących śledztwa smoleńskiego – to efekt wyroku, który zapadł 23 września przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. W 2019 roku w Prokuraturze Krajowej powołano Międzynarodowy Zespół Biegłych. Kolejne komunikaty podawały już jednak, że powołano dwa zespoły, które zajmowały się medycyną sądową oraz przebiegiem i przyczyną katastrofy. Do składu powołano naukowców m.in. z Polski, Portugalii, Danii i Szwajcarii, Stanów Zjednoczonych, Irlandii, Wielkiej Brytanii i Węgier. Nazwisk nie podano, o co właśnie zawnioskował Krzysztof Brejza. Prokurator generalny odmówił i argumentował decyzję potrzebą "zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania". Senator złożył skargę na bezczynność do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, gdzie wygrał sprawę pod koniec lipca 2019 roku. Zbigniew Ziobro wniósł skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego, jednak przegrał, ponieważ skargę oddalono 23 września. To fundamentalny wyrok, bo pokazuje, że Prokuratura Krajowa działała w sposób bezprawny - mówi Krzysztof Brejza. Rzecznik Prokuratury Krajowej. wskazuje z kolei: "Orzeczenie sądu administracyjnego dotyczyło zobowiązania do rozpatrzenia wniosku, a nie do udzielenia informacji". -
Muzeum Cudu nad Wisłą w Ossowie
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na bodziu000000 → Aktualności, newsy, wydarzenia
bodziu... Doskonale wiemy, że w realizacji tego szczytnego działa, przeszkodził Tusk, pandemia, Putin, itp... Więc po co i dlaczego siejesz zamęt? Komu na tym zależy? Przypadek, nie sądzę... -
Wyciekły dane polskich żołnierzy stacjonujących na granicy z Białorusią. Boją się odwetu Onet ma wrażliwe dane osobowe kilkudziesięciu żołnierzy WOT, którzy służą na granicy z Białorusią w ramach operacji "Gryf". Żołnierze boją się, że ich umieszczone na publicznym komunikatorze internetowym personalia trafią do białoruskich służb. Alarmują też, że problem wycieku został w wojsku przemilczany. To kolejny poważny wojskowy wyciek, który wpadł w nasze ręce w ostatnich miesiącach. Znajdujący się na granicy z Białorusią żołnierze z 6. Mazowieckiej Brygady Obrony Terytorialnej porozumiewali się ze sobą na publicznym komunikatorze WhatsApp. Tam doszło do wycieku danych Według żołnierzy z brygady ich kolega, który upublicznił dane żołnierzy, został zwolniony dopiero po przesłaniu przez Onet pytań do WOT. Twierdzą, że może on być tylko kozłem ofiarnym Żołnierze, których dane wyciekły, obawiają się, że białoruskie służby dotrą do nich i spróbują wziąć na nich odwet. Ich obawy potwierdzają byli szefowie polskich służb Dziennikarze Onetu nie są jedynymi osobami, którzy mają w rękach dane żołnierzy biorących udział w operacji "Gryf" To nie jedyny wyciek z wojska w ostatnim czasie. Na miesiąc przed rosyjską ofensywą na Ukrainę z wojska wyciekło 1,7 mln pozycji z bazy wojskowych zasobów Wcześniej opisywaliśmy wyciek danych osobowych i medycznych członków misji zagranicznych w Iraku, w tym żołnierzy z Polski i USA Od kilku dni mamy w swoich rękach szczegółowe dane osobowe 58 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT). Każda z ujawnionych pozycji zawiera stopień wojskowy, imię i nazwisko żołnierza, imię ojca oraz PESEL. Wyciek dotyczy żołnierzy 62. Batalionu Lekkiej Piechoty (62BLP) w Radomiu, który należy do 6. Mazowieckiej Brygady Obrony Terytorialnej (6MBOT). Dane znajdują się na liście żołnierzy z Rozkazu Dziennego 127/22 z dnia 23 czerwca 2022 r., którzy zostali nagrodzeni urlopami w wymiarze od jednego do pięciu dni "za duże zaangażowanie i wykonywanie obowiązków podczas operacji »Gryf«". To wojskowa operacja na granicy z Białorusią, w ramach której polscy żołnierze prowadzą działania obserwacyjne, patrolowe, rozpoznawcze, wspierają przygotowanie zapory inżynieryjnej oraz pomagają Straży Granicznej w powstrzymywaniu nielegalnych imigrantów, wysyłanych na polską stronę przez reżim białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki. Wojskowe dane na WhatsAppie W jaki sposób doszło do wycieku? Od żołnierzy dowiedzieliśmy się, że Rozkaz Dzienny 127/22 został opublikowany wraz ze wszystkimi danymi osobowymi na publicznym komunikatorze internetowym WhatsApp. Ich informacje potwierdzają screeny z danymi, które znajdują się w naszych rękach. Układ zamieszczanych informacji oraz tło jednoznacznie potwierdzają, że jest to WhatsApp. Publikacja danych żołnierzy poza wojskowym środowiskiem informatycznym jest niedopuszczalna ze względów bezpieczeństwa i o tyle lekkomyślna, że przecież WOT dysponuje własnym komunikatorem Yammer. Zapytaliśmy rzecznika tej formacji kpt. Witolda Surę, na jakich zasadach żołnierze WOT komunikują się na ogólnodostępnych komunikatorach w tak wrażliwych sprawach, jak operacja "Gryf". Zapytaliśmy też, czy dowódca 6MBOT płk Witold Bubak, jego zastępca ppłk Ronald Waszkowiak, a także dowódca 62. BLP mjr Artur Wasilewski wiedzą o publikowaniu niejawnych danych na publicznych komunikatorach oraz jakie kroki podjęli w tej sprawie. "Dowództwo nie komunikuje się w sprawie operacji "Gryf" z żołnierzami poprzez ogólnodostępne komunikatory. Opisana przez Pana sytuacja nie jest wynikiem błędów systemowych, a jedynie przykładem jednostkowej działalności byłego żołnierza" – odpisał e-mailem kpt. Sura. WOT przekonuje nas, że sytuacja nie była błędem systemowym, a jednostkowym, jednak na podstawie screenów, które mamy, zorientowaliśmy się, że na wojskowej grupie na WhatsApp znajdowało się wielu żołnierzy, którzy wymieniali się tam informacjami dotyczącymi toczącej się na białoruskiej granicy operacji. Przy każdym z imion żołnierzy znajdują się też ich numery telefonów. Korzystając z tej ostatniej możliwości, postanowiliśmy do bezpośredniego sprawcy wycieku zadzwonić. Sprawca znika z WhatsAppa, ale grupa istnieje Żołnierzem, który umieścił na komunikatorze Rozkaz Dzienny 127/22, jest Michał J. [imię zmienione – red.]. Pierwsza próba kontaktu telefonicznego zakończyła się niepowodzeniem, jednak po godzinie oddzwonił i potwierdził swoje nazwisko. Kiedy jednak powiedzieliśmy, że dzwonimy w sprawie opublikowanych przez niego danych osobowych, stwierdził, że jest właśnie na ćwiczeniach i nie może rozmawiać. Na naszą prośbę o ponowny kontakt, odpowiedział, że zadzwoni o godz. 15.00, jednak nie odezwał się już więcej. Niedługo po deklaracji Michała J., że znajduje się na ćwiczeniach, dostaliśmy odpowiedź z WOT, że "po potwierdzeniu sytuacji Dowódca Brygady zadecydował o dyscyplinarnym zwolnieniu żołnierza ze służby". Już po otrzymaniu odpowiedzi od rzecznika WOT skontaktowaliśmy się z żołnierzami z 6MBOT. Pytania do WOT wysłaliśmy w środę, 5 października, wieczorem, a z dwóch niezależnych od siebie źródeł dowiedzieliśmy się, że dopiero w czwartek, 6 października, od rana w brygadzie "zagotowało się" z powodu wycieku. Według żołnierzy rano Michał J. został wezwany do dowódcy, a niedługo potem "zniknął z grupy". Kiedy zapytaliśmy żołnierzy, z której grupy zniknął ich kolega, dowiedzieliśmy się, że z tej samej grupy na WhatsAppie, na której kilka miesięcy wcześniej opublikował dane kolegów. Żołnierze potwierdzili, że wojskowa grupa o nazwie "Oliwia" wciąż istnieje na WhatsAppie i według stanu na 6 października o godz. 18.00 liczyła 172 osoby. Byli na niej niektórzy dowódcy, więc od samego początku musieli wiedzieć o problemie. Żołnierze uważają, że Michał J. stał się kozłem ofiarnym w sprawie, w której większą odpowiedzialność ponoszą jego zwierzchnicy. Administratorem danych osobowych jest dowódca brygady. W tym przypadku jest to płk Witold Bubak. Boimy się odwetu białoruskich służb Zdaniem żołnierzy, którzy poinformowali nas o sprawie, równie dużym problemem, jak wyciek, jest dla nich brak reakcji zwierzchników na zagrożenie ich bezpieczeństwa. – Wiadomość o tym wycieku jest ogólnodostępna i nikt z tym nic nie robi – twierdzą. – Są tam nasze dane osobowe, nasze PESELE oraz imiona naszych rodziców, obawiamy się, że służby białoruskie mogą nas namierzyć i skrzywdzić nas lub nasze rodziny. Możliwość ściągnięcia niebezpieczeństwa na żołnierzy poprzez publikację ich danych potwierdza gen. Krzysztof Bondaryk, były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego: – Zupełnie nie rozumiem, czemu ma służyć ujawnianie danych osobowych żołnierzy – mówi. – Takie działanie odsłania niekompetencję i nieudolność dowódcy, ale może to nieść również zagrożenie dla żołnierzy. Jeszcze mocniej wypowiada się na ten temat gen. Janusz Nosek, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego: – Z punktu widzenia kontrwywiadowczego jest to postępowanie naganne – mówi. – Dowódca powinien pozostać w zainteresowaniu służb. Niewątpliwie doszło do naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych, natomiast w mojej ocenie nie została naruszona ustawa o ochronie informacji niejawnych. Choć sami żołnierze także poinformowali nas, że był to zastrzeżony rozkaz dowódcy wojskowego zespołu zadaniowego, to w odpowiedzi na nasze pytania rzecznik WOT przekonuje, że "dokument nie był klasyfikowany jako dokument o charakterze niejawnym, ale potwierdzamy, że zawierał dane osobowe". Relacje żołnierzy i publikowane na komunikatorze daty potwierdzają, że do wycieku doszło ponad trzy miesiące temu, ale nikt z tym nic nie zrobił. Na nasze pytanie o bierność dowództwa rzecznik WOT odpowiedział: "Z naszych informacji wynika, że nie jest to prawda. Niezwłocznie po otrzymaniu informacji o zaistniałej sytuacji uruchomiono procedury określone w Rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych)" – napisał kpt. Sura, dodając: "Wszyscy żołnierze WOT nie tylko pełniący służbę na granicy z Białorusią objęci są ochroną kontrwywiadowczą. Do chwili udzielenia odpowiedzi żaden z żołnierzy nie zgłosił swoim przełożonym przywoływanych przez Pana obaw". Jeżeli faktycznie w WOT zostały uruchomione jakiekolwiek procedury, to żołnierze, których dane zostały ujawnione, nic o tym nie wiedzą. A tymczasem ich dane krążą po Polsce, bo, jak się dowiedzieliśmy, nie jesteśmy jedynymi, którzy je mają. Kto jeszcze ma dane żołnierzy WOT Wiemy, że niezależnie od nas ma je co najmniej jeszcze jedna osoba. To reprezentujący ziemię radomską poseł PO Konrad Frysztak. – Takie dane trafiły do mojej skrzynki poselskiej – potwierdził poseł Frysztak. – Mój mandat nie pozwala na kontrolę takich spraw, więc tym bardziej się cieszę, że zajmują się tym niezależne media. Mnie zależy na bezpieczeństwie tych żołnierzy, którzy jadą bronić naszego kraju, narażając swoje życie na ewentualne akty dywersji ze strony Białorusi, a okazuje się, że na strzał wystawiają ich koledzy i przełożeni z wojska. – To jest bardzo problematyczne w kontekście tego, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej, ale również tego, co dzieje się w kontekście ataku Rosji i Białorusi na Ukrainę – podkreślił poseł Frysztak. – Widzimy, że agentury rosyjskie działają nie tylko na obszarach Białorusi i Ukrainy, ale także międzynarodowo i kto wie, czy również nie na terenie Polski. Publikowanie takich danych na WhatsAppie jest skandalem. Widać, że nikt u nas nie wyciąga wniosków z tego, co robią Ukraińcy, którzy nie publikują swoich pozycji ani nie przesyłają wrażliwych danych przez telefony na otwartych liniach. Wyciek wrażliwych danych w tym momencie jest niebezpieczny nie tylko dlatego, że dotyczy ważnej operacji wojskowej przy granicy z Białorusią, ale też dochodzi do niego w czasie trwającej za inną naszą granicą wojny. Nie jest to niestety jedyny wojskowy wyciek, o jakim informujemy. 1,7 mln wojskowych danych w internecie W styczniu tego roku ledwie miesiąc przed rozpoczęciem pełnoskalowej rosyjskiej ofensywy na Ukrainę poinformowaliśmy o gigantycznym wycieku 1,7 mln wojskowych pozycji do internetu. Chodziło o całą bazę zasobów polskiego wojska – od śrubek i zeszytów po pociski pancerne oraz myśliwce F-16. Co szczególnie niebezpieczne, wyciek, który nastąpił z Szefostwa Planowania Logistycznego w Inspektoracie Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy, obejmował m.in. uzbrojenie, amunicję, części zamienne do maszyn bojowych czy specjalistyczne oprogramowanie, z którego korzysta polska armia. Aby unaocznić skalę problemu, podaliśmy, że sama broń palna kalibru do 30 mm oraz jej części i oprzyrządowanie to 2 tys. 800 pozycji. Tamten wyciek również nastąpił w wyniku ludzkiej lekkomyślności i nieprzestrzegania wojskowych procedur. Według naszych informatorów jeden z informatyków Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy – instytucji, która odpowiada za zakupy dla wojska oraz magazynowanie sprzętu i części zamiennych – dla ułatwienia sobie pracy stworzył autorski program, do którego skopiował dane z niejawnych wojskowych systemów. Po publikacji naszego artykułu na ten temat Ministerstwo Obrony Narodowej usiłowało zbagatelizować problem, twierdząc, że "wyciekły powszechnie dostępne dane". Jednak wysoko postawiony oficer w rozmowie z nami mówił: "Te systemy są źródłem informacji na temat wyposażenia, uzbrojenia, struktury, rodzajów amunicji, części zamiennych itp. Jeśli ktoś ma do nich dostęp, to wie wszystko o stanie naszych sił zbrojnych". Według naszych informatorów, w chwili, gdy dotarliśmy do bazy, z internetu ściągali ją już użytkownicy z kilkunastu krajów, w tym z Rosji i Chin. Amerykańskie dane przy polskim śmietniku Jeszcze bardziej rażące zaniedbania w obchodzeniu się z niejawnymi danymi opisaliśmy w grudniu 2020 r. Wtedy dane osobowe i medyczne ponad 600 żołnierzy i cywilnych pracowników armii wielu państw, w tym 90 Amerykanów, walały się niestrzeżone w piwnicach 1 Wojskowego Szpitala Polowego w Bydgoszczy, a także przy śmietnikach poza terenem szpitala, jak poinformowały nas osoby, które dostarczyły nam te dokumenty. Tamta sprawa była o tyle niebezpieczna, że były to dane uczestników wojskowej misji zagranicznej w Iraku. Wśród nich znajdowały się wrażliwe informacje dotyczące osób, na których wprost polowali terroryści. Na jednej z pierwszych pozycji znaleźliśmy nazwisko wówczas pułkownika, a obecnie generała Mieczysława Gocuła. To jedna z najważniejszych postaci w polskiej armii. W latach 2013-2017 był szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Gen. Gocuł potwierdził nam prawdziwość tych danych. Na liście znaleźliśmy też ppłk. B. z ówczesnych Wojskowych Służb Informacyjnych (PiS je w 2006 r. zlikwidował i podzielił, tworząc Służbę Wywiadu Wojskowego i Służbę Kontrwywiadu Wojskowego). Oficer ten zasłynął ekscesami alkoholowymi na misjach w Iraku i w Afganistanie. W 2017 r. ówczesny szef MON Antoni Macierewicz skierował go do pracy w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. To dowodziło, że na liście znajdowali się też pracownicy służb specjalnych. Szczególnie delikatne z punktu widzenia polskiej racji stanu były dane osobowe i medyczne naszych sojuszników, z którymi współpracowaliśmy na misji w Iraku. W wielu przypadkach byli to nie tylko żołnierze, ale także tzw. prywatni kontraktorzy z USA – ta nazwa często była przykrywką dla pracowników służb specjalnych działających w rejonie wojskowych misji zagranicznych. Szczególnie groźny był wyciek danych 144 Irakijczyków, którzy współpracowali wówczas z polską armią. Dla dzisiejszego rządu Iraku ci ludzie to wrogowie narodu. Wyciek ich danych do irackiego rządu oznaczałby dla nich i ich rodzin śmiertelne zagrożenie. Podobnie mogą dziś czuć się polscy żołnierze WOT, którzy zastanawiają się, czy ich danymi dysponują białoruskie służby. https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/wyciekly-dane-polskich-zolnierzy-stacjonujacych-na-granicy-z-bialorusia-boja-sie/c5rv0ce,79cfc278
-
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Macierewicz: Przekazałem do KRRiT materiały wskazujące na oszustwa, kłamstwa i manipulacje TVN-u, aby podjęła w tej sprawie działania Przekazałem do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji materiały wskazujące na oszustwa, kłamstwa i manipulacje TVN-u, aby podjęła w tej sprawie działania - poinformował w środę podczas posiedzenia sejmowej komisji obrony narodowej szef tzw. podkomisji smoleńskiej Antoni Macierewicz (PiS). 12 września br. w programie „Czarno na białym” w TVN24 został wyemitowany reportaż „Siła kłamstwa”, w którym przedstawiono materiały wskazujące na to, że podkomisja Antoniego Macierewicza dysponowała wynikami badań, które zaprzeczały tezie o wybuchu w skrzydle prezydenckiego samolotu Tu-154 lecącego do Smoleńska, a które nie zostały opublikowane. W programie podano, że co najmniej od grudnia 2020 r. Macierewicz i inni członkowie podkomisji dysponują materiałami, analizami i zagranicznymi raportami, które albo wprost wykluczają zamach, albo wskazują na katastrofę, jako przyczynę tragedii z 2010 roku. Oświadczenie podkomisji W związku z reportażem podkomisja ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego w dniu 10 kwietnia 2010 roku wydała oświadczenie. Podkomisja przedstawiła swoje badania w sposób rzetelny i były one przeprowadzone przy wykorzystaniu wszystkich dostępnych źródeł i metod naukowych. Podkomisja wszystkie swoje wyniki badań, w tym symulacje NIAR rozbicia samolotu po uderzeniu w ziemię, opublikowała w Raporcie oraz w załącznikach (m.in. załącznik nr 23 +Badania NIAR+) — napisano w oświadczeniu. W środę podczas posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej, Antoni Macierewicz, zwrócił się do przewodniczącego komisji aby przekazał wszystkim jej członkom „materiały, wskazujące na oszustwa, kłamstwa i manipulacje TVN-u”. Wszystko to zostało przekazane także do (Krajowej) Rady Radiofonii i Telewizji, żeby podjęła w tej sprawie działania — dodał poseł PiS. Szłapka, po ujawnieniu w materiale TVN dokumentów nieopublikowanych wcześniej przez podkomisję smoleńską, złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Macierewicza. 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M, wiozącego delegację na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria, najwyżsi dowódcy wojska i ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. https://wpolityce.pl/polityka/617052-macierewicz-dalem-materialy-wskazujace-na-oszustwa-tvn-u -
„Wirtualny Nowy Przemysł” dotarł do treści pisma przygotowanego przez działaczy Związku Zawodowego Przemysłu Elektromaszynowego, ostrzegających przed wygaszaniem działalności przez zakłady zbrojeniowe Bumar-Łabędy. Analizując prowadzone od dłuższego czasu działania Polskiej Grupy Zbrojeniowej można odnieść wrażenie, że polskie zakłady są likwidowane w czasie, gdy Ministerstwo Obrony Narodowej podpisuje kolejne umowy dotyczące zakupu zagranicznego sprzętu wojskowego. Zdaniem związkowców działania prowadzone przez kolejne zarządy Zakładów Mechanicznych Bumar-Łabędy są aprobowane przez Polską Grupę Zbrojeniową. Tymczasem wskazują one jednoznacznie na celowe i stopniowe wygaszanie funkcjonowania ostatniego producenta czołgów w naszym kraju, który posiada unikalne kompetencje niezbędne dla funkcjonowania Wojska Polskiego. Przede wszystkim władze spółki do dzisiaj nie opracowały żadnego planu rozwoju zakładów. Z tego powodu nie są one w stanie usprawnić działalności poszczególnych jego elementów. Wręcz przeciwnie, stopniowo zamykane są kolejne wydziały fabryki znajdującej się w Gliwicach. Chociażby kilka dni po wybuchu wojny na Ukrainie wygaszono funkcjonowanie odlewni posiadającej możliwość produkcji i modernizacji broni pancernej. Nie działa już także Wydział Kuźni. Według informacji WNP.pl zakazano mu realizacji cywilnych zamówień, co ostatecznie doprowadziło do przeniesienia kowali do innych części fabryki. Na tym zresztą nie koniec, bo w podobny sposób w najbliższej przyszłości wygaszona może zostać działalność Wydziału Obróbki Skrawaniem, Wydziału Galwanicznego i Hartowni. Z zakładów wynoszona jest również dokumentacja. W ostatnim czasie wyprowadzono chociażby dokumentację techniczną czołgu T-72 oraz dokumenty na temat modernizacji czołgów Leopard. W tym ostatnim przypadku mają one być tłumaczone poza Bumarem-Łabędy za kwotę 10 mln zł, chociaż za dużo mniejsze pieniądze mógłby to zrobić sam zakład. Związkowcy w rozmowie z „Wirtualny,m Nowym Przemysłem” podkreślają, że dwóch pracowników chcących przeciwdziałać wynoszeniu dokumentów zostało zwolnionych z pracy. Sam proceder jest obecnie badany przez prokuraturę, bo organizacje pracownicze zgłosił sprawę śledczym. Poza tym pracownicy Bumar-Łabędy zauważają, że krajowa produkcja jest wygaszana, gdy jednocześnie rząd Mateusza Morawieckiego kupuje coraz większą ilość sprzętu z zagranicy. Nie wiążę się to jednak z transferem technologii, dlatego z podobnych transakcji nie ma żadnego pożytku polski przemysł obronny. Polska Grupa Zbrojeniowa odpowiedziała już na zarzuty Związku Zawodowego Przemysłu Elektromaszynowego. Problem w tym, że oświadczenie w tej sprawie zawiera jedynie sformułowanie o braku planów dotyczących wygaszenia produkcji w Bumar-Łabędy. http://autonom.pl/zaklady-zbrojeniowe-bumar-labedy-wygaszaja-dzialalnosc/
-
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Rektor Uniwersytetu Warszawskiego złożył do prokuratury zawiadomienie w sprawie swojego byłego pracownika. Marek Michalewicz, były szef Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW, wypowiadał się wcześniej krytycznie na temat raportu podkomisji smoleńskiej. Anna Modzelewska, rzeczniczka Uniwersytetu Warszawskiego, potwierdziła nam, że rektor uczelni prof. Alojzy Z. Nowak na początku maja 2022 roku złożył do prokuratury zawiadomienie w sprawie dra Marka Michalewicza. Zdaniem rektora, były dyrektor miał dopuści się przestępstwa z artykułu 269b paragraf 1 Kodeksu karnego, który mówi o "wytwarzaniu programu komputerowego do popełnienia przestępstwa". Zapytaliśmy o konkretne powody złożenia takiego zawiadomienia, ale rzeczniczka uczelni odpowiedziała jedynie: "Podaliśmy konkretny przepis prawa, który precyzyjnie określa powody złożenia zawiadomienia". Sam dr Marek Michalewicz o dochodzeniu dowiedział się przez przypadek. Jakie były powody decyzji, tylko się domyśla. Konflikt o "raport smoleński" W połowie kwietnia 2022 roku odbyła się konferencja podkomisji smoleńskiej, na której Antoni Macierewicz przedstawił kolejny raport dotyczący katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Członkowie podkomisji podtrzymali tezę o wybuchu w samolocie i eksplozji przed rozbiciem się maszyny o ziemię. Michalewicz, były już wtedy szef Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW, w rozmowie z Agnieszką Kublik z "Gazety Wyborczej" zaprzeczył słowom Macierewicza, który - prezentując raport podkomisji - twierdził, że współpracował m.in. z centrum. Dodał, że podkomisja była "klientem ICM" Michalewicz powiedział, że komisja smoleńska złożyła "komercyjne zamówienie przeprowadzenia obliczeń na superkomputerze należącym do ICM przez zewnętrznych konsultantów", którzy byli wynajęci i opłaceni przez komisję. Zaznaczył, że obliczeń nie wykonywali pracownicy ICM, ale "wskazani przez komisję ludzie, którym ICM zapewniło odpłatny dostęp". Według niego, podkomisja Macierewicza zgłosiła się do ICM pod koniec stycznia 2020 roku, a dwa miesiące później otrzymała ofertę usługi dostępu do zasobów obliczeniowych oraz komercyjnego wykorzystania licencji oprogramowania LS-DYNA. Program ten - jak wyjaśnia "Wyborcza" - służy do tworzenia symulacji komputerowych. "Od początku byłem sceptyczny" Michalewicz stwierdził również w rozmowie z dziennikarką "Wyborczej", że Macierewicz "powołał się na naukowy autorytet Centrum, by móc mówić o naukowych dowodach na eksplozję na pokładzie prezydenckiego tupolewa 10 kwietnia 2010 r.". Były szef ICM powiedział, że "83 procent zadań obliczeniowych nie zostało nigdy zakończone". "Od samego początku byłem sceptyczny, bo oni nie rozumieli, jak wielkie są ich potrzeby. Twierdzili, że w trzy dni dokonają swoich obliczeń. Mówiłem, że to niemożliwe. Takie rzeczy trzeba liczyć trzy miesiące, pół roku" - przekonywał. W jego ocenie "problem przerósł ich możliwości". "Nie wychodziła im symulacja. W obliczeniach naukowych obowiązuje zasada GIGO, czyli Garbage In - Garbage Out, jak wrzucasz błędne dane, dostajesz błędny wynik, co w tym przypadku jest doskonale widoczne" - stwierdził były szef ICM. Zdaniem Michalewicza, komisji nie chodziło o "zbadanie realnej przyczyny katastrofy w sposób naukowy, ale na podparcie politycznej tezy argumentami (pseudo)naukowymi". Wpis w sieci został usunięty Po materiale naszego dziennikarza Piotra Świerczka "Siła kłamstwa", obnażającego pracę podkomisji smoleńskiej, otrzymaliśmy informację od Marka Michalewicza, który - z innych powodów niż dochodzenie prokuratorskie - nie pracuje już na UW, ale nadal jest opiekunem naukowym siedmiu studentów przygotowujących obliczeniowe prace magisterskie na kierunku Inżynieria Obliczeniowa. Robi to pro bono. Były dyrektor - przez przypadek - dowiedział się, że rektor złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa. - Zwróciłem się do swojego następcy z prośbą o wsparcie projektu, którym zajmuje się jedna z moich studentek. W odpowiedzi otrzymałem informację, że uczelnia nie może pomóc "z uwagi na trwające dochodzenie prokuratury w sprawie o podejrzenie popełnienia przestępstwa" - mówi nam Michalewicz. Jego zdaniem chodzi właśnie o komentarze dotyczące podkomisji, których udzielał mediom, oraz o wpisy w mediach społecznościowych. - Jako naukowiec, a w nauce dociekanie prawdy i uczciwość są nakazami etyki zawodowej, musiałem się temu sprzeciwić. To był mój imperatyw - podtrzymuje dziś w rozmowie z nami. Zaznacza, że wpisy w sprawie zamieścił też na Facebooku oraz LinkedIn. - Podałem linki do dokumentów, które dotyczyły sprawy. Te, przyznaję, nie były ogólnodostępne. Możliwe, że było to nielegalne, ale ja biorę na siebie odpowiedzialność, ponieważ moim moralnym i społecznym obowiązkiem, jako naukowca, jest stawać po stronie prawdy. Nie mogę pozwolić na to, żeby pod przykrywką nauki szerzyło się kłamstwo. Po pierwsze to niemoralne, a po drugie to jest sprzeczne z etyką zawodową naukowca - przyznaje. Dodaje, że wpis na LinkedIn który przeczytało 340 tysięcy osób, został usunięty przez portal po interwencji prawników UW. Opisuje też, że w tej sprawie nie miał żadnych oficjalnych rozmów z uczelnią. Do tej pory też nie został też przesłuchany przez śledczych. https://tvn24.pl/tvnwarszawa/najnowsze/warszawa-marek-michalewicz-z-uw-mowil-o-podkomisji-smolenskiej-rektor-zawiadomil-prokurature-6134974 -
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
W swoim przemówieniu w Stargardzie, Kaczyński wrócił także do katastrofy pod Smoleńskiem. Ocenił, że jego brat, prezydent Lech Kaczyński, zginął, bo "walczył o polskie interesy, miał koncepcję i potrafił to robić". - Niezależnie od tego, jak będą tego bronić, tamta strona nie może się przyznać do tego, że to był zamach, bo to dla niej byłaby potworna kompromitacja. Będą się bronić, powoływać na to czy tamto - oświadczył. Dodał, że "loki powybuchowe", "powyrywane drzwi", "rozerwane na strzępy ciała, rozrzucone, popalone" w tupolewie "to stuprocentowy dowód na to, że to był wybuch". -
Rozminowanie pod przekop Mierzei
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na fuks_ag → Aktualności, newsy, wydarzenia
bjar- co chrumkasz? Nieprawdę napisałem? -
Rozminowanie pod przekop Mierzei
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na fuks_ag → Aktualności, newsy, wydarzenia
bodziu- Ty zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzasz z bjarem... a to zła kobieta jest... -
Leśnicy z Podlasia otrzymali ponad 50 sztuk karabinków Grot. - Życzę wszystkim, aby otrzymana dziś broń nigdy nie musiała być użyta - jedynie na szkoleniach - mówił Dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, Andrzej Józef Nowak. - Straż Leśna to formacja, która w skali kraju liczy około 3000 osób. W trakcie swojej pracy, strażnicy codziennie spotykają się z różnymi sytuacjami, dlatego też ważne jest odpowiednie wyposażenie. Życzę wszystkim tu obecnym, aby otrzymana dziś broń nigdy nie musiała być użyta - jedynie na szkoleniach - mówił Dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, Andrzej Józef Nowak RDLP przekazało, że bronią, którą otrzymali leśnicy, posługują się m.in. żołnierze Wojska Polskiego, w tym Wojska Obrony Terytorialnej. Białostocka dyrekcja to kolejna jednostka Lasów Państwowych, która otrzymała dodatkowe wyposażenie. Broń otrzymały już nadleśnictwa Dojlidy, Żednia, Czarna Białostocka, Supraśl, Knyszyn i Białowieża. Docelowo mają je otrzymać wszystkie dyrekcje. Karabinek Grot jest używany m.in. na wojnie w Ukrainie. Dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, Andrzej Józef Nowak zaznaczył, że straż leśna, to formacja paramilitarna, która w razie konfliktu, może być ewentualnym wsparciem dla wojska, straży granicznej czy policji. - To jest nawiązanie do tradycji przedwojennych, gdy było przysposobienie wojskowe leśników, a nasza formacja liczyła 13 tys. ludzi. Bardzo prężnie na tym polu działała licząca 49 nadleśnictw dyrekcja lasów w Białowieży - mówił cytowany przez portal poranny.pl. Andrzej Józef Nowak dodał, że strażnicy leśni, aby używać tego rodzaju broni, muszą przejść odpowiednie szkolenia. Szkolić ich będą, m.in. byli żołnierze GROM-u.
-
Rozminowanie pod przekop Mierzei
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na fuks_ag → Aktualności, newsy, wydarzenia
Wiemy, ile statków przepłynęło przez przekop Mierzei Wiślanej Niemal 200 jednostek skorzystało przez tydzień z przeprawy na kanale żeglugowym przez Mierzeję Wiślaną – podaje Urząd Morski w Gdyni. Jak mówi rzeczniczka Urzędu Morskiego w Gdyni Magdalena Kierzkowska, od niedzieli, 18 września, do niedzieli, 25 września, łącznie prześluzowane zostały 194 jednostki. Najwięcej przejść miało miejsce w weekend. Kanał żeglugowy przez Mierzeję Wiślaną uroczyście otwarto w poprzednią sobotę, 17 września; to część nowej drogi wodnej, łączącej Zatokę Gdańską z Zalewem Wiślany. W dniu otwarcia jako pierwsze przepłynęły przez śluzę i wypłynęły z Portu Nowy Świat na Bałtyk trzy jednostki państwowe, w tym flagowy Zodiak II należący do Urzędu Morskiego. Drugiego dnia, w niedzielę, przez śluzę przeprawiło się 95 jednostek. Jak informował Urząd Morski w Gdyni, statki podpływały też do portu osłonowego od strony Zatoki Gdańskiej i portu od Zalewu Wiślanego bez zamiaru przeprawy. Na bardzo duży ruch na kanale jednak nie ma co na razie liczyć. Tor wodny nie jest bowiem wystarczająco pogłębiony, a większe statki na razie nie mogą wpływać do portu w Elblągu. https://businessinsider.com.pl/gospodarka/wiemy-ile-statkow-przeplynelo-przez-przekop-mierzei-wislanej/ytjqvep?utm_source=facebook_extra&utm_medium=social&utm_campaign=Facebook_vertical&utm_term=autor_5&fbclid=IwAR0MHanNTcH-Qt-CS_kZ24ADGj2-phrWykoAo7dlqd5TWN1WGHkkOra5qVQ -
Może, po prostu, mańkut? Albo chciał, bez zasłaniania fizjonomii, mieć zdjęcie z Błaszczakiem?
-
Smoleńsk - rosyjskie kłamstwa
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na G1ml1 → Aktualności, newsy, wydarzenia
Antoni Macierewicz w TV Republika: "Co najmniej 47 kłamstw w reportażu TVN". Oto wyniki symulacji "Przeanalizowałem ten materiał, trwa on 76 minut i jest co najmniej 47 kłamstw, oszustw nieprawdopodobnych" - tak o reportażu telewizji TVN dotyczącym katastrofy smoleńskiej mówił w Telewizji Republika przewodniczący podkomisji badającej wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. Antoni Macierewicz. Antoni Macierewicz w programie "W Punkt" w Telewizji Republika podkreślił w rozmowie z redaktor Katarzyną Gójską, że ostatnia ofensywa ukraińska zablokowała polityczne koncepcje Rosji, np. w kwestii pseudoreferendów. Być może dlatego w Polsce obserwujemy takie, a nie inne publikacje medialne - wywiad "Gazety Wyborczej" z Piotrem Pytlem czy reportaż TVN dotyczący prac podkomisji badającej katastrofę smoleńską. - Nastąpił atak i jego pierwszym kluczowym momentem był ten skandaliczny materiał Gazety Wyborczej z panem Pytlem, który nie wiem czemu był w polskim mundurze, a nie rosyjskim. A następnie ten totalny atak. Ale oni się nie zajmują raportem komisji. Ten materiał, który został przez TVN opublikowany, nie zajmuje się raportem podkomisji, tylko kłamstwem, oszustwem nieprawdopodobnym. Przeanalizowałem ten materiał, trwa on 76 minut i jest co najmniej 47 kłamstw, oszustw nieprawdopodobnych - wymieniał Macierewicz. Wiceprezes PiS postanowił skupić się szczególnie na jednym wątku: Największym kłamstwem jest to, że komisja nie badała katastrofy smoleńskiej, tylko realizowała z góry przyjęte założenie, że był zamach. Przecież istota prac komisji polegała na początku na weryfikacji raportu Millera i Anodiny. Zweryfikowaliśmy raport i te kłamstwa pana Millera, które zostały w naszym raporcie pokazane, te decyzje żeby podporządkować komisję tym tezom, które rosyjska komisja formułuje. Pan Miller wprost powiedział: macie tak pracować, żeby nie spierać się z komisją rosyjską. Jest też wypowiedź Donalda Tuska, który jako nadzorujący, w Sejmie powiedział, że zabroniono komisji badania pełnej odpowiedzialności strony rosyjskiej. - My zweryfikowaliśmy i ta weryfikacja doprowadziła do tego, że zostaliśmy zmuszeni, by zamówić symulację - wyjaśnił Macierewicz. - Gdyby okazało się, że raport Millera i Anodiny jest prawdziwy, nie byłoby konieczności wydawania pieniędzy. To był punkt absolutnie wstępny, bez tego praca komisji nie byłaby potrzebna. Odnosząc się do reportażu telewizji TVN, Macierewicz wytknął autorowi mocne nieścisłości. - Ten pan schował wyniki symulacji. On zarzuca nam, że nie opublikowaliśmy prac NIAR. Ale on je schował, bo wyniki pokazują, że samolot według raportu Millera i Anodiny rozbija się zupełnie inaczej, niż rozbił się samolot o numerze bocznym 101 - stwierdził przewodniczący podkomisji smoleńskiej. Symulacja mówi sama za siebie "Jak w takim razie wyglądałaby ta katastrofa, to rozbicie samolotu i te szczątki, które zostały z maszyny, gdyby te dane, które znajdują się w raporcie rosyjsko-millerowskim, były prawdziwe?" - zapytała redaktor Gójska. - Przede wszystkim główne części samolotu rozpadają się zupełnie inaczej - powiedział Macierewicz. Wskazał, że ogromna różnica jest w rozdrobnieniu samolotu w rzeczywistości, w porównaniu do danych z raportu Anodiny i Millera. Na dowód tego, pokazano kilka slajdów, które wyjaśniają te różnice na poszczególnych częściach samolotu. Katarzyna Gójska ujawniła w programie "W Punkt", że Telewizja Republika przygotuje także debatę na temat katastrofy smoleńskiej, gdzie zostaną zweryfikowane publicznie powtarzane kłamstwa. Czy wypłynie "teczka smoleńska"? Antoni Macierewicz skomentował też jedną z wypowiedzi stałego eksperta Telewizji Republika. Prof. Piotr Grochmalski kilka dni temu przyznał, że sytuacja w Rosji jest tak niepewna, że współpracujący z Putinem prawdopodobnie odczuwają niepokój. Kiedyś po przesileniu wypłynęła "teczka katyńska", więc po zmianie władzy może wypłynąć "teczka smoleńska". - Oczywiście tak. Jest raport jednej ze służb, która jasno stwierdza, że Rosjanie sfałszowali tzw. polską czarną skrzynkę i dlatego przesłali ją 2 dni później, najpierw wysyłając zupełnie inne urządzenie do Polski. To jest prawdopodobne, co pani mówi. Następuje taki konflikt, że nawet gotowi są się zabijać. Śmierć córki jednego z głównych ideologów Putina - ona ginie dlatego, że miał zginąć jej ojciec, ktoś go postanowił zamordować. To pokazuje, jak ostra jest ta walka, na śmierć i życie i ona ma bardzo wysoki stopień zaangażowania poszczególnych frakcji wewnątrz Rosji - zaznaczył Macierewicz. https://niezalezna.pl/458098-antoni-macierewicz-w-tv-republika-co-najmniej-47-klamstw-w-reportazu-tvn-oto-wyniki-symulacji -
Grzybów w okolicach Stolycy zDolnego Śląska jest full i tatanka. Inna sprawa, że na leśnych parkingach jest problem ze znalezieniem miejsca do zaparkowania samochodu.
-
Rozminowanie pod przekop Mierzei
temat odpowiedział Czlowieksniegu → na fuks_ag → Aktualności, newsy, wydarzenia
Aktualne Zanurzenie: 1.5 m Position received 6 mins ago https://www.vesselfinder.com/pl/vessels/SM-PRC-107-IMO-8899108-MMSI-261011150 -
bjar... Nie reaguj, nie warto... Dla mnie, i dlatego wkleiłem, mocno zabrzmiało "Wspieramy polski przemysł zbrojeniowy" w momencie kolejnych zakupów z półki... tym razem z Korei, patrz np K9. A prezes Huty Stalowa Wola Bartłomiej Zając do dymisji się przez przypadek podał.. i nie ma to z tymi zakupami nic wspólnego...
-
