Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownik forum
  • Zawartość

    848
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    12

Zawartość dodana przez Speedy

  1. Zwróć uwagę, że w 1943 w USA to mieli już nie projekt, ale latające od pewnego czasu demonstratory technologii albo i prototypy śmigłowców - Sikorski X-4 i Bell 30, ten ostatni w nawet dosyć podobnym układzie do tego Pulina. Btw na tym rysunku nie bardzo widać, jak się tym steruje (brak popychaczy zmieniających kąt natarcia łopat wirnika nośnego) ale to może być świadome uproszczenie, żeby za wiele nie zdradzać.
  2. Czy o ten chodzi? Davis "Manta" | Secret Projects Forum Jak sobie poczytałem tamten artykuł, to powiedziałbym, że to ściema na użytek ciekawskich czy owych obcych wywiadów na przykład.
  3. No piękny - o tym pontonowym to nie wiedziałem. Ciekawe jak się tym pływało. Czy znane są jakieś szczegóły? Czy miał jakiś napęd (śruby) czy tylko wiosłował gąsienicami? Nie bardzo podoba mi się kształt dzioba bez zwężenia. Nie widać też steru/ sterów, ale może nie są w tym momencie jeszcze zainstalowane. Amerykanie w czasie II ws eksperymentowali z takim pontonem do Shermana. Ale efekty były mieszane. Pływał dobrze w sensie dzielności morskiej, mógł przepłynąć spory dystans, ale były problemy ze sterownością a przede wszystkim z wyjazdem z wody i innymi zresztą rzeczami też. "Amerykan" miał stery i napęd śrubami napędzanymi specjalnym mechanizmem od kół napędowych. Ale za sterowny nie był, w czasie ich debiutu jeden zderzył się z jakimś okrętem (na szczęście niegroźnie). No i gdy Shermany po drodze do celu napotkały jakąś rafę, okazało się, że nie są w stanie jej pokonać, bo nie dało się nad nią przepłynąć ani na nią wjechać. No i kwestia co robić, jak się już na ten brzeg wyjedzie. Ponton oczywiście ogromnie upośledzał mobilność pojazdu. Amerykanie zadbali o rozwiązanie dość starannie, całe ustrojstwo było odrzucane w jednej chwili, przez odpalenie specjalnych naboi pirotechnicznych. Co prawda tu również wyszły problemy. Czołg na brzegu w czasie desantu bywał otoczony przez piechotę, inne pojazdy czy jakiś sprzęt. Rozlatujące się owe sworznie wybuchowe i fragmenty zamocowań fruwały na początku dość przypadkowo i mogły kogoś zranić czy coś uszkodzić. Ale zdaje się z tym problemem jakoś się uporano. Ciekawe jak było z tym T-34 z NRD... Gwoli ścisłości i uczciwości historycznej wypada dodać, że takie pontonowce konstruowali też w czasie II wojny Niemcy i Japończycy. Ale chodziło wtedy o czołgi lekkie, więc to jednak inna skala problemu.
  4. Dzięki za ciekawą informację, nie słyszałem o tym. Ze swej strony mogę dodać, że podobna wtopa przytrafiła się Amerykanom z 20 mm działkiem lotniczym Hispano HS.404. Działko było konstrukcją francuską, jednak największymi użytkownikami byli Brytyjczycy, którzy zakupili licencję w 1936 i w parę lat później (w końcu wojny jeszcze nie było i nikt się nie spieszył) uruchomili produkcję. Jednak gdy zaczęło się już używanie tego w walce, to wyszły na jaw rozmaite problemy techniczne. Główny był taki, że Marcel Birkigt z Hispano Suiza zaprojektował działko pod kątem instalacji w komorze silnika jednosilnikowego myśliwca, z lufą przebiegającą między cylindrami ustawionymi w V i strzelającą przez odpowiednio skonstruowany reduktor i oś śmigła. Tymczasem żaden z popularnych brytyjskich silników do myśliwców nie był przystosowany do takiej instalacji. Działka trzeba było zainstalować w skrzydłach. Ale tu był kolejny zonk. HS.404 zasilane było z magazynka bębnowego o dość dużej średnicy, zakładanego od góry, i w płacie myśliwca, mającym zwykle dość cienki profil za bardzo się nie mieściło. Aby upchnąć je w Spitfire Brytyjczycy wymyślili instalację z działkiem przekręconym o 90 stopni, jakby leżącym na boku (ale i tak trzeba było zrobić wypukłe "bąble" w płacie. Wtedy z kolei okazało się, że w tej pozycji mechanizm broni (skądinąd faktycznie trochę dziwaczny) nie funkcjonuje prawidłowo i pojawiają się zacięcia. Brytyjczycy wzięli się za poprawianie go i przy okazji za jedną jeszcze modyfikację - przerobienie Hispano na zasilanie z taśmy. Doświadczenie pokazało, że 60 naboi (tyle mieścił magazynek) to trochę mało, a poza tym w lotniczej broni ogólnie wygodniejsza jest taśma, bo można łatwiej rozmieścić ją w konstrukcji płatowca, zaginając i zakręcając (w pewnych oczywiście granicach), niż wygospodarować miejsce na magazynek o z góry zdefiniowanych rozmiarach i kształcie. No i męczyli się dość długo ale przynajmniej w końcu uzyskali zadowalający efekt. Amerykanie zakupili licencję od Brytyjczyków i zaczęli wdrażać produkcję w 1941. Popełnili jednak przy tym błędy technologiczne wynikające z zastosowania w dokumentacji większej tolerancji wymiarów, typowej dla broni artyleryjskiej (lotnictwo było wówczas częścią wojsk lądowych) . W efekcie broń wyszła bardzo zawodna, przede wszystkim z powodu niewypałów i problemów z ekstrakcją. Brytyjczycy w międzyczasie rozwiązali problem w dużej mierze, skracając komorę nabojową o bodajże 0,1". Artylerzyści USArmy nadzorujący program, unieśli się jednak honorem i postanowili zrobić to po swojemu. Wymyślali różne modyfikacje, wprowadzili smarowanie naboju (kalectwo level max!) skrócili w końcu tę nieszczęsną komorę (ale o inną wartość niż Brytyjczycy, żeby nie było ?), ale nadal była kaszana. Tyle że zaczęły od niektórych producentów wychodzić poszczególne partie działek, które były dostatecznej jakości i lotnicy je brali. Niemniej do końca wojny trafiały się partie nie do użytku, które od razu z fabryki trafiały na magazyn w oczekiwaniu na wprowadzenie w przyszłości jakiejś modyfikacji a w końcu po wojnie trafiły na złom. A standardowym uzbrojeniem amerykańskich myśliwców były wkm-y 12,7 mm.
  5. Wydaje mi się, że w prawym dolnym rogu zdjęcia widać kilka bardziej połamanych. Ale to chyba by trzeba mieć mocno powiększone zdjęcie. A jak on kapotował najczęściej? Miał tendencje do stawania na nosie, czy raczej wywalał się brzuszkiem do góry? Tej drugiej sytuacji chyba można by nie zidentyfikować na tak małym zdjęciu.
  6. Szczerze to ja mam wątpliwości tutaj. Gość zresztą zdaje się odbył 1 lot tylko (?). Po pierwsze ma to tę samą wadę, jak każda w ogóle aktywna metoda wytwarzania siły nośnej, wszelkie te nadmuchy na klapy, odsysanie warstwy przyściennej, takie tam. Jak się posypie napęd to od razu tracimy i siłę nośną, podczas kiedy klasyczny samolot jeszcze by chwilę poszybował. I rotorowiec też tak ma i nie poszybuje sobie. A po drugie, w naturze mamy zapewne bardziej skomplikowane warunki przepływu powietrza niż tylko równolegle do osi samolotu. W czasie wznoszenia składowa pionowa ruchu powietrza będzie chyba wytwarzała siłę hamującą lot, a przy opadaniu przyspieszającą. A w przypadku jakichś turbulencji, nagłych podmuchów w różnych kierunkach, prądów wznoszących i opadających on by się chyba dosyć dziwnie zachowywał. A po trzecie - ale tu mam już sam wątpliwości, czy to ma znaczenie - moment od rotora chyba by mu samoczynnie chciał opuścić dziób. A efekt żyroskopowy od wirującej masy utrudniałby chyba manewry, wszelkie zakręcanie na przykład. A z drugiej strony może przesadzam, rotory pewnie nie miały dużej masy ani jak widać dużego promienia, może te siły nie były takie znów wielkie...
  7. (ciach już nie cytuję reszty) OK rozumiem twój punkt widzenia ale go do końca nie podzielam. Tzn. masz trochę racji w kwestii wklejania tysięcy bezsensownych zdjęć bez komentarza, nabijania postów itd. Ale wg mnie wszystkie przytoczone przez ciebie przykłady jak najbardziej się kwalifikują do takich ciekawostek. Założę się, że mało kto w ogóle słyszał o tym co wspomniałeś, przedwojennych kompozytach, ILS itd. A forum jest między innymi po to by szerzyć wiedzę.
  8. Ten był już poważniejszy, kierowany na krótki dystans zdalnie, na dalszy programowo, z korektą w oparciu o kompas magnetyczny. Przenosił ładunek bojowy 113 kg na odległość do 190 km. W szeregu prób uzyskano dokładność trafienia rzędu 8 km na odległość 170-180 km. Czyli bez paro-megatonowej głowicy termojądrowej ani rusz ? W 1929 kilku sztuk użyto operacyjnie w czasie tłumienia rebelii w Iraku, ale nie wiadomo czy w coś trafiły, czy tylko rozwaliły się gdzieś na pustyni. Wkrótce potem program zamknięto.
  9. Ten z kolei, w przeciwieństwie do tamtych że tak powiem "Sperrych" nie był kierowany programowo lecz zdalnie, drogą radiową, z nadajnika naziemnego lub na samolocie mu towarzyszącym. Wbrew nazwie nie był to cel latający do ćwiczeń OPL lecz jak najbardziej pocisk taktyczny z przewidywanym ładunkiem bojowym o masie 35 kg. Zakładano wykorzystanie go w roli bezzałogowego myśliwca czy też pocisku plot. do zwalczania sterowców (kierowanie z ziemi) lub przeciwko celom naziemnym (kierowanie z samolotu). W razie przerwania misji miał lądować i być użyty powtórnie. W praktyce nie za bardzo funkcjonował, zbudowano 5 czy 6 szt. z których 3 się szybko rozbiły i projekt zamknięto. Tyle że sobie goście poćwiczyli to zdalne sterowanie, związaną z tym specyfikę i wszelkie problemy.
  10. A fakt, że latały bez pilota, kierowane programowo, i atakowały cel po przebyciu nastawionej odległości - czy to też powszechna rzecz w tamtych czasach? ?? Nie przesadzasz trochę przypadkiem?
  11. Noo tu się z tobą nie zgodzę. Bezzałogowy samolot-bomba to raczej nie jest nic normalnego dla tamtych czasów. A co miał wspólnego z szybownictwem, to nie ogarniam. Kettering Bug nijak nie szybował. Po dotarciu na miejsce przeznaczenia odrzucał skrzydła i spadał sobie balistycznie. Najwyraźniej już wtedy autorzy załapali, że ten "terminal dive" to nie jest takie hop siup i nie tak łatwo stabilnego nura uzyskać (a jeszcze takim pokrakiem).
  12. Na takiej zarchiwizowanej już stronie http://www.polskie-auta.pl/stara/star44.htm znalazłem opis, czym się Star 660 różnił od poprzednika - pozwolę sobie go tu przekleić. Na początku 1965 roku rozpoczęto w FSC produkcję zmodernizowanego samochodu oznaczonego symbolem Star 660 M1. Główne zmiany w stosunku do poprzedniego modelu to: hamulec zasadniczy z nadciśnieniowym mechanizmem wspomagającym wraz z instalacją pneumatyczną do hamowania ciągnionych przyczep, koła jezdne z ogumieniem o wymiarach 12.00-18" z uniwersalną rzeźbą bieżnika, przystosowanym do~ pracy przy zmiennym ciśnieniu powietrza, pneumatyczny układ blokowania mechanizmów różnicowych środkowego i tylnego mostu, nowa przekładnia kierownicza śrubowo-kulkowa o przełożeniu 23,5, zmieniona przystawka odbioru mocy oraz mechanizm wciągarkowy z bezpiecznikiem przeciążeniowym. Ten model Stara produkowany był do sierpnia 1968 roku. Kolejny model mający oznaczenie Star 660 M2 był wynikiem drugiego i ostatniego etapu modernizacji tego pojazdu. Do podstawowych różnic między modelem 660 M2 a 660 M1 należy zaliczyć: przystosowanie do pokonywania przeszkód wodnych o głębokości do 1,8 m, zastosowanie instalacji elektrycznej z III stopniem ekranizacji, umożliwiającej bezzakłóceniową pracę urządzeń radiowych, wprowadzenie całkowicie metalowej skrzyni ładunkowej, modernizację instalacji elektrycznej, wprowadzenie zmienionego hamulca ręcznego, zaworu hamulcowego przyczepy, mechanizmu wspomagającego hamulec zasadniczy, ulepszenie uszczelnienia mostów napędowych oraz zmienione mocowanie koła zapasowego. Wprowadzenie ww. zmian konstrukcyjnych wpłynęło na wzrost masy własnej samochodu, która dla Stara 660 M2 wynosiła 5650 kg. Część produkowanych od 1970 roku samochodów Star 660 wyposażona była w silniki ZS (typ S-530 A 1), co powodowało znaczne oszczędności paliw.
  13. Ja z drobną poprawką. Myślałem że to literówka, ale to się co i raz w twoim wpisie powtarza. Czy nie chodziło ci o 122 mm haubice M-30, tytułowe z tego wątku? 122 mm D-30 (2A18) to ta długa (L/36) skonstruowana w latach 60., z charakterystycznym trójogonowym łożem rozstawnym zapewniającym okrężne pole ostrzału, na taką amunicję jak Goździk. Na ile wiem haubic D-30 w Wojsku Polskim nigdy na uzbrojeniu nie było.
  14. No właśnie dokładnie to miałem na myśli. Stanowisko obserwacyjne/dalmierza było na przednim maszcie, wysoko nad wodą. W normalnej morskiej bitwie nic nie zasłaniałoby wieżom linii ognia więc i nikt na to nie zważał. A tutaj właśnie zasłoniło, a obserwator art. o tym nie pomyślał bo przez całą tę optykę patrzył sobie swobodnie nad dachami, których pewnie nawet nie widział.
  15. Masz rację, na to wygląda. Cenne spostrzeżenie ? przynajmniej z mojego punktu widzenia. Wyszperałem bowiem wczoraj w necie analogiczny wątek sprzed paru lat na Wolnym Forum Gdańskim, gdzie zresztą jak zauważyłem też brałeś udział w dyskusji. Tam wtedy większość forumowiczów była zdania że zniszczeń tych dokonały pociski z pancernika, które nie eksplodowały, samą swą energią kinetyczną, po prostu przebijając się przez budynki. Jak mówiłem, nie zgadzam się z tym, dla mnie to są ewidentnie skutki wybuchów. No i na tym kadrze który teraz wypatrzyłeś, wyraźnie widać wybuch pocisku: błysk detonacji, ekspandująca kula ognia i dymu i w tym momencie owe sypiące się do wody szczątki. Niewykluczone... w tej następnej scenie, oficer odejmując lornetkę od oczu ma trochę taką minę, jakby chciał powiedzieć "Oops...!"
  16. W sumie to trudno się gościom dziwić. Pancerniki nie szkoliły się w walkach ulicznych i nie przewidywano krycia się między budynkami. Założyłbym się, że odbyło się w taki sposób: kiedy pancernik zaparkował na nowym miejscu za zakrętem, obserwatorzy na maszcie, przy tym ogromnym dalmierzu, mieli doskonały widok na cel nad dachami. Podali współrzędne do centrali artyleryjskiej, ta wyliczyła parametry, ustawiła wieże, tylko w ferworze walki wszystkim jakoś umknęło, że wieże są niżej niż obserwatorzy - no bo przecież w normalnej bitwie morskiej to byłoby kompletnie bez znaczenia. No i jak dali salwę to tak jakoś głupio wyszło... Mierzyłem sobie kiedyś na planach i wyszło mi że przy zerowym kącie podniesienia osie luf artylerii głównej były bodajże 4 czy 5 m nad poziomem morza.
  17. Zdaje się że nawet 2 kg, tylko powtarzam, tu zniszczenia są daleko większe. Dzięki za dodatkowe wrzucone zdjęcia, ale podtrzymuję swoją tezę - to są efekty bomb lub pocisków ciężkiej artylerii, o sile wybuchu co najmniej kilkunastu ale raczej kilkudziesięciu kg TNT. Zwłaszcza np. to ostatnie , które powiesiłeś, pokazujące ten zwalony w połowie dwupiętrowy dom z innej perspektywy - zdaje się ono sugerować, że między nim a budynkiem na drugim planie, także uszkodzonym, mógł stać jeszcze jeden dom, który zawalił się całkowicie.
  18. Hej (cieszę się czasami że jest z kim się pokłócić podyskutować ? Oczywiście; no i przecież trafili. A jednemu czy drugiemu na ułamek sekundy drgnęła ręka na sterach; a w lotniczych realiach to się może przełożyć na setki metrów - nadal uważam to za możliwe. Z pewnością, jeśli zakładali że atakują jakieś umocnione pozycje, zastosowano zapalniki ze zwłoką. W przypadku standardowych niemieckich z rodziny (25), El.A.Z 25 jeśli wolisz, to było o ile pamiętam 80 ms. Bomba SC 50 przy takim ustawieniu w przeciętnym gruncie wyrwałaby lej o średnicy 5,4 m i gł. 2,4 m. Ale właśnie w przeciętnym gruncie. Jak przywaliła w budynek, to bardzo spokojnie SC 50 nie miała dość "pary" (i jeszcze ze Stuki zrzucona) by przebić cały budynek aż do ziemi, a widać że nie są to żadne szałasy ani baraki tylko normalne murowane domy. Więc wybuchła sobie gdzieś po drodze - wewnątrz budynku - z wiadomym skutkiem. Nie uważam się tu za żadnego guru, jestem tylko militarnym hobbystą (długoletnim). Niemniej przed laty w czasie zajęć szkolnych (studiowałem chemię na PW) pracowałem z ładunkami wyb. większymi niż 0,5 kg TNT i powtarzam - to nie jest ilość mogąca spowodować pokazane na zdjęciach zniszczenia. Jeden raz to mogłoby się zdarzyć, że np. mały pocisk fartownie trafił np. w magazyn butli gazowych czy coś w tym rodzaju. Ale na tych zdjęciach jest cały szereg takich sytuacji. Zobacz choćby na pierwsze wklejone zdjęcie, niski budynek ze zwalonym dachem - wokół widać mnóstwo jasnego pyłu ze "zmielonego" gruzu, duży wielopiętrowy budynek powiedzmy że zmieliłby się w trakcie walenia się pod własnym ciężarem, ale taki niski to bez szans.
  19. Pomyłka (nie mogę już edytować) - Ładunek miotający dział 280 mm ważył 70 kg a z 4 dział to by było 280 kg prochu. Tym mniej to prawdopodobne.
  20. Hej W sensie podmuchu wywołanego salwami artylerii głównej? Czy w sensie przypadkowego trafienia zabłąkanych pocisków (czy to w ogóle możliwe?) Powiedzmy że te wystrzały nie byłyby całkiem bez szans. Standardowy ładunek miotający dla dział 28 cm SK L/40 ważył 119 kg. To nie detonacja co prawda, więc ciśnienie max było o rzędy wielkości niższe (w lufie max 3200 atm, wylotowe znacznie, znacznie mniej) ale za to działało znacznie dłużej, więc kto wie... Przy salwie z obu wież byłoby to prawie 480 kg prochu... Ale ja jednak jestem sceptyczny, obstawiałbym jednak bezpośrednie trafienia pocisków lub bomb. NIE. Nie jest. Zaręczam ci że to nie są zniszczenia od wybuchu o sile 0,5 kg TNT. To było wiele kilogramów, powiedziałbym że dziesiątki kg. Zobacz jak daleko poleciały rozrzucone szczątki. Wg mnie pasowałoby to do bomby np, SC 50 - ok. 25 kg TNT. W tle masz zburzony dwupiętrowy dom - czy on też się zawalił od 0,5 kg TNT?
  21. Powiedziałbym, że to są zniszczenia znacznie, znacznie poważniejsze niż mogłyby powstać od niewielkich pocisków moździerzowych. Na pierwszej fotce jest zburzony dwupiętrowy dom - to też od moździerza? ? Nie ma takiej odległości, o którą lotnictwo bombowe nie mogłoby się pomylić ?. Serio, oni z tego co wiem bombardowali m.in. tzw. schrony amunicyjne nad samym brzegiem kanału, może i na drugi brzeg też im cos spaść mogło...
  22. Podstawowe niemieckie bombki tego okresu. Ta mała z serduszkiem to SC 50 (liczba oznacza wagomiar w kg), ta większa, wzrostu prawie tego pana w bokserkach, to SC 250. W bombach dobrze widoczne są uszka do podwieszania wkręcone w gniazdo dziobowe. Widoczny w tle samolot He 111 był ostatnim chyba niemieckim bombowcem zaprojektowanym pod to nieco już archaiczne rozwiązanie, wyrzutniki pionowe, w których bomby podwieszane były dziobem do góry. Większość samolotów tego okresu miała już bardziej nowoczesne wyrzutniki poziome. He 111 miał konkretnie 8 wyrzutników ESAC 250. Każdy z nich mógł pomieścić 1 bombę 250 kg lub specjalny adapter (wiązkę) z 4 bombami 50 kg (były dostępne jeszcze inne opcje).
  23. Hm, no płacili... ryczałtem. Trudno powiedzieć ile wyniósł ich ten konkretny lot. Dla porównania: wsiadamy do tramwaju z moim bratem. On kupuje bilet w biletomacie - płaci 4.40 zł. Ja nie płacę nic - mam wykupiony bilet okresowy (np.30-dniowy). Ile właściwie zapłaciliśmy za ten konkretny przejazd? On - 4,40, a ja? To należałoby policzyć: ile kosztował mnie bilet okresowy, ile przejazdów na nim dokonałem. Ale na początku miesiąca nie wiem tego - może będą 4 przejazdy dziennie, a może zachoruję i tylko ten jeden przejazd wykonam?
  24. Bardzo fajne fotki, zwłaszcza druga i trzecia. Widoczne są na nich bomby SC 10 skonfigurowane do ataków z małej wysokości - pozbawione stateczników. Miały one bezkierunkowy zapalnik więc stabilizacja nie była im niezbędna do życia, natomiast brak statecznika zmniejszał skłonność do rykoszetowania. Bomba ze statecznikiem zrzucona z małej wysokości upadłaby pod bardzo płaskim kątem i mogłaby odbić się od ziemi, zagrażając nawet samemu bombowcowi. Bomba bez usterzenia spadała, chaotycznie koziołkując i szansa że się odbije była znacznie mniejsza. Aczkolwiek zapalnik w SC 10 w czasie Kampanii Wrześniowej okazał się niezbyt udany, były liczne wypadki przedwczesnych eksplozji, uszkodzenia a nawet chyba i zniszczenia samolotów i po tygodniu chyba zakazano używania tych bomb (wróciły później do służby w poprawionych wersjach).
  25. Zainteresowała mnie fotka, którą bodziu0000000 wstawił 9 stycznia. Przedstawia ona bomby SC 50 ale w nieco nietypowym oznakowaniu, innym niż w książce Pawlasa i w instrukcji OP 1666 German Explosive Ordnance vol.1 Czy to jest stara jego wersja? Albo np. eksportowa? Liczba 15 w kółku zaraz przy stateczniku to zapewne typ zapalnika. Z (15) wymieniony jest w German Explosive Ordnance jako "obsolete" - przestarzały. Był to typowy dla Luftwaffe elektryczny zapalnik uderzeniowy z możliwością ustawiania w locie, przed zrzutem bomby. Do wyboru było działanie natychmiastowe, ze zwłoką 0,05 s lub ze zwłoką 8 s. Przez zainstalowanie dodatkowego opóźniacza można było zastąpić opcję natychmiastową przez dodatkową zwłokę 1 s. Liczba 14 w części dziobowej to najpewniej kod materiału wybuchowego, jakim napełniono bombę (14 oznacza Fp 02 czyli TNT). Natomiast litery na środku to zapewne wersja i/lub klasa jakości wykonania. Ale są trochę inne niż wymieniono we wspomnianych publikacjach. Czy ktoś wie może coś na ten temat (np. Grzesio :D) ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie