Skocz do zawartości

Hubal: Rozkazy takowe mam w dupie


Korowiow

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 118
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Krecik, nic mnie nie gryzie poza niepotrzebnymi wycieczkami osobistymi pod czyimkolwiek adresem. Chcialem zrocic uwage ze nie robie zadnych ocen pobudek Majora, robia to moi oponenci, miedzy innymi i Ty.

Majos - hmm - droga sluzbowa, przysiega wojskowa, obowiazek wykonywania rozkazow przelozonych to wszystko brednie podobne do godziny politycznej w MONie?

Zadalem trzy pytania, Vis na nie bardzo adekwatnie odpowiedzial. Jakos nikt nie potrafi podwazyc jego analizy. Pisanie ze ja czy inni bredza, wybaczcie, nie jest adekwatnym argumentem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kol.Vis1939 z tego co wyczytałem to Hubal do Ormanich w lasach kieleckich przyjeżdża w kilkanaście koni,wówczas to obejmuje samorzutnie po ciężko chorym ppułk.J.Dąbrowskim,dowództwo nad resztkami 110pułku ułanów.Jechał najpierw Major na pomoc Warszawie,zanim do niej dotarł,doszła go wieść,w majątku Krubki niedaleko Rembertowa,że stolica padła.Hubal zamierza przez Węgry dostać się do Francji.Jedzie na południe.Nikogo nie zmusza do dalszego marszu zostają sami ochotnicy,kilkudziesięciu jeszcze ułanów.W drodze szeregi ich topnieją.Hubal zmienia w międzyczasie swój zamiar i postanawia zostać w kraju.Z małą grupą oddanych sobie żołnierzy decyduje ,że ''będziemy pomostem między wrześniem i wiosną'' Wierzono wówczas ,że ruszy na Zachodzie ofensywa.Hubal zamierza organizować bojowe placówki,mające być tym pomostem do dalszej walki,jaka zacznie się na wiosnę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polecam w kwestii mitów i wzorowania się na filmie: http://www.majorhubal.pl/index.php?dzial=aktualnosci_pokaz&id=104


Druga sprawa, a mianowicie rzekomy bunt Hubala przeciwko rozwiązaniu 110. Pułku i samorzutne objęcie nad nim komendy. Widowiskowo wygląda to i u Wańkowicza, który swym barwnym piórem uwiecznił tę scenę w swych „Hubalczykach”, jak również w samym filmie. W rzeczywistości wyglądało to jednak inaczej. Ppłk Dąmbrowski rozwiązał pułk, nie widząc możliwości dotarcia z nim do Warszawy. Nie oznacza to jednak, że zrezygnował całkowicie z walki zbrojnej - co miało być niby przedmiotem konfliktu z majorem Dobrzańskim. Jednostkę rozwiązano w „kulturalnej atmosferze”, żołnierze podzielili się na cztery grupy. Za Dąmbrowskim odeszli ci, którzy potem kontynuować mieli walkę na Wileńszczyźnie - zresztą pisze o tym sam p. Sawicki. Kolejna grupa skierowała się ku granicy węgierskiej. Trzecią stanowili ci, którzy postanowili przebrać się w cywilne ubrania i wrócić do domu. Czwartą major Dobrzański poprowadził ku walczącej jeszcze stolicy. Wyodrębnieniu grup towarzyszyło rozdzielenie kasy pułkowej równo pomiędzy ppłk. Dąmbrowskiego i mjr. Dobrzańskiego"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Visiu- o tej stronie pisałem 2011-09-26 19:55:46.

Ale jeśli ją dokładnie przejrzysz, to oprócz wiedzy merytorycznej jest to elegia i niemal hagiografia...

Poszukaj wpisu o rozkazach przekazanych przez ZWZ.

Dwa- czytając przedmiotową stronę można szoku dostać- wychodzi, że Poręba to jednak lukrował i nadmiar dobrego zrobił. Pokazał Majora, jako bitnego żołnierza, a tu wychodzi, że się na koncepcjach i papierach skoncentrował...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yeti,link podałem razem z fragmentem skąd pochodzi - taki głupi zwyczaj nieraz mam...
Akurat są to potwierdzone dość wiarygodnie fakty,bez względu na różne radosne histerie zdarzające się na tej stronie.

P.S.
Zauważyłem że dawanie samego linku nic nie daje.Wwiększości przychodzi z trudem otwarcie go,że już nie wspominając o takiej abstrakcji jak czytanie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jaka nauka poza (moze) matematyka, jest tak naprawde scisla :)? W koncu powstaje 'body of evidence' i subiektywna ocena elementow i calosci tejze a potem dyskutujemy - i chyba historia zupelnie sie nie rozni od zadnej innej nauki pod tym wzgledem.

Ale de meritum sprawy, poniewaz poniekad poruszylem to mrowisko, wreszcie ustawilem sobie w glowie o co dokladnie mi chodzilo.

Otoz irytuje mnie to ze mjr Dobrzanski pamietany jest glownie za te nieszczesne 'takie rozkazy mam w d....' (tak, tak, ale jaki mamy tytul tego watku???). I do tego jak ten malo chwalebny moment w jego zyciu w ktorym skadinnad wykazal sie nadzwyczajnym czlowiekiem jest wynoszony jako przyklad godny nasladowania. Duzo lepiej by go pamietano za(jezeli prawdziwe) 'Nie bede dupy wozil koniem jak inni chodza piechota'.

Ta wypowiedz, prawdziwego dowodcy, wiem ze imponowala mojemu dziadkowi, zolnierzowi z krwi i kosci ktory, cokolwiek o przelozonych i ich rozkazach myslal, predzej by poderznal sobie gardlo niz wypaplal 'rozkazy mam w dupie', do tego PRZED POWLADNYMI! Czy dziadek byl mniej Polakiem dlatego ze byl czlowiekiem konsekwentym (np noszenie munduru zobowiazuje zawsze i w kazdej sytuacji do pewnego zachowania) i z zelazna samo-dyscyplina? Sadze ze nie.

A skoro juz i tak bylem o to posadzany to niech i ja, by dotrzymac innym kroku, sprobuje ocenic pobudki majora. Sadze ze tytulowa wypowiedz byla zrobiona w momencie rozpaczy i gniewu, prawdopodobnie jezeli nie natychmiast to zaraz potem zalowana. Wkrotce potem Major stara sie wykonac rozkaz (dajac zolnierzom wybor na wlasna reke) a zarazem nie stracic twarzy co byloby katastrofalne dla morale oddzialu. Niestety pole do manewru mial ograniczone bo slowo sie rzeklo.......
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, ale czy przełożeni Hubala, przygotowali coś" dla żołnierzy ... Chodzi o dokumenty, kwatery itd. Nie jestem miłośnikiem poczynań Majora, ale w tej sytuacji nie miał możliwości tak ad hoc rozpuszczenia oddziału. Zresztą w warunkach działań partyzanckich zasada zwierzchnictwa miała, różne zastosowania. Łatwo było dostać łatkę iesubordynowanego". Zresztą mjr. Dobrzański słynął już z tego przed wojną, stąd problemy z awansem i konflikty z przełożonymi. Bohaterem jednak był ...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 weeks later...
Opinię swoją odnośnie rzeczonego artykułu, pozwolę sobie zacząć od wyrażenia żalu, że ukazał się on pod takim sensacyjnym tytułem. Rodem z brukowca. Sympatyków Hubala nie trzeba chyba w podobny sposób zachęcać do czytania o tej postaci. Przeciwników Majora lub osoby nieobeznane z tematem popchnąć on może do wysnucia błędnych jego ocen.
Nie ukrywam, że jestem też odrobinę rozczarowana, że Autor wspominanej już witryny o Hubalu zamieścił artykuł p. Wojciecha Czuchnowskiego bez żadnego komentarza, powagą strony firmując tym samy rzetelność tej pracy. Niestety, wbrew najszczerszych chęciom, nie mogę nie postawić jej zarzutów o błędy czy pewne zaniedbania, których sprostowanie pozwoliłoby uniknąć kilku kwestii, jałowo poruszanych choćby na forach internetowych. . Można się oczywiście cieszyć, że i dziś pamięć o Hubalu znajduje wyraz na kartach książek czy gazet, ale nie można przez to wpadać w bezkrytyczną euforię.
Byłam niemile zaskoczona, widząc, że p. Czuchnowski odwołuje się do książki „Hubalczycy” Wańkowicza, niejednokrotnie ją cytując na poparcie wysnutych przez siebie wniosków. Jest to zabieg o tyle niefortunny, że ugruntowuje pozycję „Hubalczyków” jako źródła historycznego. Pozycję, na której dzieło to znalazło się zupełnie bezpodstawnie. Jak zauważa sam p. Czuchnowski jest to „literacka – choć oparta na relacjach wielu uczestników zdarzeń – książka”. Czy nie dość, że na każdym niemal forum internetowym, w dyskusji o Hubalu reportaż Wańkowicza pojawia się jako najbardziej wiarygodne źródło historyczne, przesądzające szereg wątpliwości? A w rzeczywistości powoduje ono tylko stężenie już i tak mocno zakrzepłej skorupy mitów i błędnych wyobrażeń, jakie otaczają Hubala.
Sięganie do Wańkowicza mogło być zrozumiałe w czasie gdy jego dzieło powstało – w kilka, kilkanaście lat po wojnie, kiedy brak było lepszych źródeł do dziejów Hubala i jego oddziału. Obecnie jednak nie możemy narzekać na niemożność zapoznania się z relacjami, wspomnieniami, monografiami czy innymi pracami poświęcony mjr. Dobrzańskiemu i jego żołnierzom. Nie piszemy o działalności armii napoleońskiej na ziemiach polskich na podstawie „Pana Tadeusza”, więc i „Hubalczyków” zostawmy krytykom literackim. Zresztą sam Wańkowicz, w przedmowie do drugiego wydania (1960 r.) pisał w te słowa: „Czego chcecie od reportażu? Żeby był referatem? Żeby był najeżony zastrzeżeniami, słóweczkami „nie należy jednak zapominać”, „z drugiej strony jednak...” itd." A więc sam Wańkowicz potwierdza, że jego dzieło NIE jest opracowaniem historycznym, a nawet stoi w opozycji do tego ostatniego.
Pragnąc oddać nastrój, jaki panował w Oddziale po przybyciu doń ppłk. Okulickiego, mógł p. Czuchnowski sięgnąć do relacji Hubalowych żołnierzy. Figurują one w bibliografii na stronie o Hubalu, na którą autor się powołuje. I tak Romuald Rodziewicz „Roman” wspomina:
Ogólne oburzenie. Mjr Hubal nie chce się wypowiadać, twierdząc, że on już nie dowodzi. Według starszeństwa wypowiadamy się. Opinia zgodna u kolegów podoficerów, młodych wiekiem oficerów, nie zdejmować munduru, lecz walczyć dalej. Tak mówi ppor. Szymański – Sęp, pchor. Lech, Bem i wielu innych. Gdy przychodzi kolej na mnie, oświadczam, że rozkaz przychodzi od tych, co wiali w 1939 roku; ja ich śladem nie pójdę. Głosuję za pozostaniem w oddziale.. [...] Jesteśmy przygnębieni całą sprawą: zawiedliśmy się na Komendzie Głównej i na części swoich kolegów, którzy odeszli."Chwilę tę utrwalił również autor dziennika oddziału, Henryk Ossowski „Dołęga”: W Gałkach ogromna przykrość przyszła z innej strony. Mianowicie 13 marca [...] zjawił się u nas płk Okulicki o pseudonimie „Miller” z Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej, z rozkazem rozwiązania oddziału. Ten rozkaz zaszokował kompletnie naszego dowódcę, a nieomal doprowadził do buntu wszystkich jego żołnierzy. Wierzymy ciągle w tę ofensywę na wiosnę, wiosna już jest, mamy 320 ludzi uzbrojonych, umundurowanych, sprawnych, wyszkolonych, i w tym momencie – rozkaz rozwiązania. Dlaczego?!
[...] Nam się to jakoś nie chciało pomieścić w głowie, ciągle się powoływaliśmy na to, że przecież gen. Tokarzewski zaakceptował istnienie oddziału. [...] Doszło do bardzo burzliwej dyskusji. [...] Major polecił rozkaz Komendy Głównej ZWZ odczytać we wszystkich pododdziałach, dał wolną rękę żołnierzom, stwierdzając, że odejście z oddziału nie będzie traktowane jako dezercja, że on natomiast w dalszym ciągu munduru nie zdejmie i swojej przysięgi nie złamie."
Jak widać, by oddać nastrój tamtych dni panujących w Oddziale, nie trzeba było się uciekać do Wańkowicza. A podobną słabość do pisarza okazuje p. Czuchnowski jeszcze w kilku miejscach, w zupełnie nieznanym mi celu. Sam bowiem zauważa, że Wańkowicz „niekiedy ubarwiał i przesadzał”. Dzieło pisarza jest stosunkowo łatwo dostępne i przyjemne w lekturze, jednak p. Czuchnowski przed napisaniem artykułu powinien zastanowić się, czy będzie to artykuł o źródle historycznym, który ma coś wnieść do naszej wiedzy o Hubalu, czy analiza twórczości Wańkowicza na przykładzie reportażu „Hubalczycy”.
Wzrok wnikliwego czytelnika omawianego tu artykułu, zatrzyma się już na jednym z pierwszym zdań o Oddziale, który mimo klęski wrześniowej, od końca września 1939 do 30 kwietnia 1940 r. walczył z Niemcami jako regularna armia". Oddział nie zaprzestał działalności po śmierci Hubala 30 IV. Decyzję o przejściu do konspiracji żołnierze Hubala podjęli 25 czerwca '40, a więc niemal dwa miesiące później. Polemizować można również, czy oddział „walczył z Niemcami”. Doliczyć się można właściwie tylko pięciu większych starć z siłami niemieckimi: pod Wolą Chodkowską, Cisownikiem, Huciskiem, Szałasem czy wreszcie Anielinem. Przy czym Cisownik i Hucisko dzieli okres pięciu miesięcy (początek listopada – koniec marca/początek kwietnia). Trzeba powiem pamiętać, że sensem istnienia oddziału nie było „wypędzenie Niemców z kraju”. Nie stanowił oddział realnej siły zbrojnej. Miał natomiast uczestniczyć w jej tworzeniu poprzez przygotowanie dla niej kadr. Kadr, które miały stanąć na czele ochotników zrzeszonych w Okręgu Bojowym Kielce – konspiracyjno-wojskowej organizacji, powołanej przez Hubala jeszcze w październiku/listopadzie 1939. Aż do – nazwijmy ją umownie – Wiosny, Major nie zamierzał zaczepiać Niemców, zresztą p. Czuchnowski przytacza wiele mówiący cytat z dziennika: Pan Major oświadczył, że jedynie zaatakowany przez niemców rozpocznie działanie, a i to będzie działanie oddziału na własny rachunek, a nie rachunek (...) ogólnego powstania." Bo Hubalowi wiele można próbować zarzucić, ale z pewnością nie że był idiotą. Nie porywał się z motyką na słońce, a z garstką ludzi na Niemców.
Kolejnych sprostowań wymaga zdanie: Konspiracyjny Związek Walki Zbrojnej (przerodzi się później w Armię Krajową), działający w imieniu polskiego rządu na uchodźstwie - po zrazu życzliwym przyjęciu decyzji Dobrzańskiego o nierozwiązywaniu pułku, nad którym 28 września 1939 r. przejął dowództwo - zmienia pogląd i próbuje zapanować nad niepokornym majorem." Chyba za wiele tu uproszczeń. Działalność Hubala zaakceptowała jeszcze Służba Zwycięstwu Polski, dopiero później jej miejsce zajął Związek Walki Zbrojnej i to on „zmienił pogląd”. Pułk natomiast został rozwiązany. Pozwolę sobie przytoczyć tu to, co pisałam komentując poprzednią publikację „Gazety Wyborczej” o Hubalu: Ppłk Dąmbrowski rozwiązał pułk, nie widząc możliwości dotarcia z nim do Warszawy. Nie oznacza to jednak, że zrezygnował całkowicie z walki zbrojnej - co miało być niby przedmiotem konfliktu z majorem Dobrzańskim. Jednostkę rozwiązano w „kulturalnej atmosferze”, żołnierze podzielili się na cztery grupy. Za Dąmbrowskim odeszli ci, którzy potem kontynuować mieli walkę na Wileńszczyźnie - zresztą pisze o tym sam p. Sawicki. Kolejna grupa skierowała się ku granicy węgierskiej. Trzecią stanowili ci, którzy postanowili przebrać się w cywilne ubrania i wrócić do domu. Czwartą major Dobrzański poprowadził ku walczącej jeszcze stolicy. Wyodrębnieniu grup towarzyszyło rozdzielenie kasy pułkowej równo pomiędzy ppłk. Dąmbrowskiego i mjr. Dobrzańskiego." Przy tym wszystkim nie rozumiem motywów nazwania Hubala „niepokornym majorem”. Jak mógł nim być już w chwili gdy ZWZ „zmienił pogląd”, skoro dotąd trzymał się poleceń wydanych mu przez gen. Karaszewicz-Tokarzewskiego? Jest to niedopatrzenie autora, które w niewprawnym czytelniku utrwala szkodliwe dla Majora stereotypy i wywołać może niesprawiedliwe jego oceny.
W tym miejscu oczywiście, niczym dżin z butelki, wypływa na światło dzienne pytanie o faktyczną niesprawiedliwość (bądź zasadność) takich ocen. Są tacy, co nigdy nie dadzą się wyprząc z pługa przekonania o niepokorności Majora i tym pługiem już stale będą robić bruzdy na jego dobrym imieniu. Gdyby można było przedstawić im treść rozkazu, jaki płk. Okulicki przywiózł do Gałek! Niestety, zarówno swej tożsamości, jak i rozkazów Pan ten nie mógł stwierdzić niczym innym, jak tylko słowami". Pozostaje nam tylko analiza źródeł historycznych. Nie ma się co czarować, w dzienniku jasno pada sformułowanie o rozkazie zdemobilizowania oddziału. Przytaczane przez dokument argumenty płk. „Millera” również zdają się wskazywać, że mowa o całkowitym zaprzestaniu jego działalności. I dalej: Na koniec p. major Hubal oświadczył, że osobiście rozkazu nie wykona i nie rozbroi się, lecz jeszcze raz podkreślił, że zarówno oficerowie, jak podoficerowie i szeregowcy dostaną wolną rękę". Według mnie, Okulicki faktycznie przywiózł rozkaz rozwiązania oddziału. Jednak ostatecznie pozwolił na pozostanie z Hubalem 30 żołnierzy. Wspomina o tym m.in. Jak Sekulak: Jestem jednym z kilkudziesięciu żyjących do dzisiaj [1980] żołnierzy, którzy wówczas, 13 marca stali na ostatniej zbiórce piechoty i osobiście usłyszeli rozkaz: „Oddział zmniejszyć do stanu około 30 ludzi. Z Majorem pójdą najlepiej wyszkoleni, przede wszystkim ułani”." A dalej: [...]wielu z tych żołnierzy, nawet gdyby chciało, nie miało z sobą co robić. Pochodzili z pobliskich wiosek, wiedziano o nich, że są partyzantami. Nie mogli tam wrócić. Częściowo właśnie z tego powodu, z Hubalem poszło dalej aż siedemdziesięciu ludzi". Był to więc oficjalny rozkaz ogłoszony przed frontem oddziału, a nie jakieś „buntownicze ekscesy” Hubala. Oznacza to, że albo Komenda Główna ZWZ wykazała pewną elastyczność i zostawiła Hubalowi jakieś pole działania ( i stąd może rozkaz nie był na piśmie) i wtedy Major nie był buntownikiem, albo to Okulicki samodzielnie podjął taką decyzję, wbrew rozkazom KG i wtedy on także, do spółki z Hubalem, jest „buntownikiem”. W swojej książce „Major Hubal. Legendy i mity” Jacek Lombarski przytacza wspomnienia, które pozwalają sądzić, że zaszła ta pierwsza ewentualność: We wspomnieniach K. Pluty–Czachowskiego znajdujemy potwierdzenie słów Jana Sekulaka: Komendant Okręgu Łódź (ppłk dypl. Leopold Okulicki) zameldował w dniu 5 kwietnia 1940 r., iż w wykonaniu rozkazu KG dotarł w końcu marca do mjr Hubali (...) mjr Hubal odniósł się opornie do rozkazu nie mając siły rozstać się z ludźmi i mundurem. Był skłonny odejść wraz z nim na
Węgry, skoro go nie chcą w kraju. Dopiero bezpośrednia rozmowa ppłk Okulickiego z kadrą i ludźmi oddziału przekonała ich o słuszności przywiezionego rozkazu. Wobec tego oddział miał być rozwiązany za wyjątkiem 30 ludzi konnych, którzy wraz z mjr. Hubalem mieli pozostać, z tym, że bądź się skryją w lasach świętokrzyskich, bądź też odejdą w rejon Karpat."
Nie ukrywam, że osobiście nie uznaję Hubala za buntownika. P. Czuchnowski zdaje się podzielać tę opinię, choć argumentacja jego zaskoczyła mnie w jednym punkcie: Czy była to anarchia, wypowiedzenie posłuszeństwa? Niekoniecznie. W grudniu 1939 r. Dobrzański był w Warszawie, gdzie gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski (dowódca organizacji Służba Zwycięstwu Polski, poprzedniczki ZWZ) poparł działania oddziału, rozkazując mu utrzymać formację, ale unikać potyczek z Niemcami. Jednak po aresztowaniu Tokarzewskiego (wpadł w ręce sowieckiego NKWD przy przekraczaniu granicy) nowe władze zmieniły zdanie. Hubal, nie mając do nich zaufania, uznał, że obowiązuje go rozkaz generała". Nie, nie była to anarchia, ale nie dlatego, że wcześniejszy dowódca SZP akceptował działalność oddziału Hubala. Okoliczności się zmieniają, decyzje również, stąd nie ma co się powoływać, że „ktoś tam kiedyś wydał inny rozkaz”. Decyzję gen. Michała Karaszewicz-Tokarzewskiego odnośnie Oddziału można wykorzystać tylko do ilustracji, dlaczego Hubal rozgoryczony był rozkazami odmiennymi. Nie chcę jednak w tym miejscu rozwodzić się nad uczuciami targającymi Majorem, bo jakie one były – wie tylko on sam.
Wróćmy do dziennika Oddziału. Znajdujemy w nim takie słowa: Drugi zarzut to ten, że narażamy ludność cywilną (...) Ale to trudno, wojna jest wojną, tych kilka wsi, które ewentualnie będą spalone z naszej [winy?], jest niczem wobec cierpień poznańskiego i pomorskiego z łaski naszych byłych dowódców. Zresztą ciepło się robi, niedługo i wsi narażać [nie trzeba będzie], więc i ten zarzut przestaje [być aktualny?]”. Z tego wysnuł autor wniosek, że Hubal „nie przyjmował argumentu, że akcje oddziału mogą ściągnąć zemstę na cywilów”. Radzę jednak zwrócić uwagę, że były to słowa wypowiedziane w gniewie i rozgoryczeniu. Są jednak dokumenty czy relacje, które są tych gwałtownych uczuć pozbawione. Tu znów sięgnę do swojej poprzedniej odpowiedzi na publikację w „Wyborczej”. Odwoływałam się w niej do Zarysu organizacji Okręgu Bojowego Kielce i jego założeń ideowych. "Kończy je następujące zdanie: Do czasu, kiedy działania bojowe nie przybiorą formy otwartej walki, należy bardzo poważnie liczyć się z akcją odwetową nieprzyjaciela, od której mogłaby ucierpieć ludność cywilna. Należy za wszelką cenę dążyć do uniknięcia tego rodzaju następstw. Tyle oficjalny dokument, podpisany przez Hubala. Kolejnym, co świadczy o „liczeniu się z akcja odwetową nieprzyjaciela” przez Majora, jest relacja Łukasza Matysiaka, zamieszczona w broszurze Materiały Sesji „Oddział Wydzielony Wojska Polskiego majora Henryka Dobrzańskiego – Hubala”. Jak wspomina autor: We wsi [Radzice] było jeszcze 17 chętnych, którzy pragnęli zaciągnąć się do oddziału, ale Major nie wyraził zgody na ich przyjęcie. Nagłe zniknięcie z terenu wsi zbyt wielu młodych ludzi mogło być podejrzane. Fakt ten mógł ściągnąć uwagę Niemców. Aby zaoszczędzić Radzicom represji zabrał do swego oddziału tylko kilku wybranych ludzi. (s.31). Dodatkowo, na wieść o niemieckich pacyfikacjach, Hubal zrezygnował z kwaterowania we wsiach, o czym pisze zresztą p. Czuchnowski. Czy można wobec tego mówić o „lekceważeniu” i „nie przyjmowaniu argumentu”?
Dalej w treści artykułu znajdziemy kolejne niefortunne wyrażenie o „buncie przeciwko rozkazom ZWZ”. Wzbudza to we mnie podobne uczucia, co omawiany wcześniej „niepokorny major”. Nieuzasadnione utrwalanie stereotypów. Jak mocno wątpliwym jest bunt Hubala przeciw rozkazowi w Gałkach – już wskazywałam. Podkreślam to z całą mocą – nie możemy Hubalowi zarzucić nieposłuszeństwa. Kolejny z rozkazów, jaki dotarł do Oddziału – 6 IV '40 – już bezapelacyjnie nakazywał rozwiązanie Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego, a w przypadku jego niewykonania – groził sądem. Temu Hubal nie podporządkował się, jeśli więc możemy mówić o buncie, to przeciw ROZKAZOWI a nie ROZKAZOM ZWZ.
Sformułowania takiego moglibyśmy użyć, gdyby satysfakcjonował nas obraz Hubala – niepokornego watażki. I gdyby oczywiście był on zgodny z prawdą. Tymczasem wypowiedzenie posłuszeństwa ZWZ przez Majora nie jest takie jednoznaczne. Byłoby, gdyby Dobrzańskiemu dostarczono pismo podpisane przez „Grabicę” - bo taki pseudonim nosił płk Rowecki. Tymczasem z dziennika dowiadujemy się, że w rozkazie znalazł się „niejaki pan Grabiec”. Różnica niewielka, ale znacząca. I to powinien, zamiast już tej osławionej „dupy”, wskazać swym czytelnikom Czuchnowski. Nie jest bowiem istotne, jakim wyrażeniem Hubal się posłużył, ale to, do kogo je skierował. Czy mógł być pewien, że rozkaz jest autentyczny, skoro pseudonim na piśmie różnił się od tego, jaki był mu znany? (A czy na pewno znany? T. Wyrwa sugeruje, że nie.) Przychodzi mi w tym miejscu na myśl odezwa, jaką Niemcy kilka lat później wystosowali do partyzantów „Ponurego”, w podobny sposób przekręcając nazwiska: Marianki zamiast Mariański, Chrzanowskigo zamiast Chrzanowskiego czy wreszcie „dowogy osobiste”. Pomyłka w pseudonimie nie budziła więc zaufania, mogła być prowokacją. W świetle tego słowa Majora: „Grabców itp nie znam” są po prostu prawdą, a nie hardym i buńczucznym wypowiedzeniem posłuszeństwa.
Zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego przy cytowaniu z dziennika odpowiedzi, jaką dał Hubal, p. Czuchnowski posłużył się również cytatem z Wańkowicza. Niewiele on wnosi, a znów podnosi „Hubalczyków” do rangi dokumentu. Przy tym, ufając zbytnio pisarzowi, autor popełnia błąd, pisząc za Wańkowiczem o rotmistrzu, który rozkaz dostarczył. Kurierem był ppor. Marian Lewiński, ps. „Czarny”, a informację tę znaleźć można w jednym z podstawowych opracowań dotyczących majora Dobrzańskiego – monografii Zygmunta Kosztyły „Oddział Wydzielony Wojska Polskiego majora Hubala” (Warszawa 1987). Pozycja ta również znajduje się w bibliografii opublikowanej na stronie www. majorhubal.pl, na którą to witrynę powołuje się autor.
W obawie, by tych kilka uwag nie przekroczyło objętości samego artykułu, pragnę je zakończyć w tym miejscu, wyrażając nadzieję, że przy książkowym opracowaniu dzienników OWWP, autor sięgnie głębiej do źródeł historycznych, a nie zadowoli się tylko pływającymi na powierzchni „Hubalczykami” Wańkowicza.
Pozwolę sobie przejść do komentarza wypowiedzi poszczególnych uczestników dyskusji w niniejszym wątku. Miejscami przybiera ona bardzo emocjonalne oblicze, zwłaszcza gdy głos zabierają Karabin i Krecik. Mylą oni okres ucieczki władz polskich we Wrześniu z podziemnymi strukturami państwowymi, które działały w marcu-kwietniu – okresie, gdy do Hubala docierały dyskutowane tu rozkazy. Tak się składa, że Służbę Zwycięstwu Polski, a potem Związek Walki Zbrojnej zorganizowali ludzie, którzy ZOSTALI w kraju – w tym gen. „Torwid”. Piszesz, Karabin, że ludzie, którzy wydali rozkaz Hubalowi siedzieli „w miękkich fotelach [...] z dala od okropieństw wojny. Zwróć uwagę, że akurat Stefan Rowecki został aresztowany w 1943 i zginął w Sachsenhausen – w odwecie za wybuch Powstania Warszawskiego.
Krytykując p. Czuchnowskiego zwracałam uwagę na niewłaściwość podpierania się Wańkowiczem. Obserwuję, nie tylko zresztą na tym forum, jakiś dziwny kult dla filmu „Hubal” Poręby jako źródła historycznego, choć nie jest to nawet film dokumentalny. Mimo że reżyser starał się nie być na bakier z historią, nie zmienia to faktu, że dzieło pozostaje jego wizją, miejscami nie do końca zgodną z prawdą. Na pewno nie jest objawieniem jedynych prawd o Majorze. Stąd koledze M4schermanowi radziłabym unikania podpierania swego zdania cytatami z filmu.
Karabin, Steell, ShadowN nie macie racji. Błędnie zakładacie, że Hubal od początku stał w opozycji do władz podziemnych, którymi z jakichś powodów gardził. Zauważcie, że Dobrzański nie negował wcale konspiracji jako takiej – stworzył przecież taką konspiracyjną organizację, jak Okręg Bojowy Kielce. Uważał tylko, że pewien rodzaj „manifestacji mundurowej” ma większe znaczenie niż konspiracja. No i Oddział miał przygotować kadry, mające stanąć na czele ludzi zaprzysiężonych w OBK. Nie zauważacie w ogóle faktu, że Hubal sam podporządkował się państwu podziemnemu – w grudniu 1939 roku. Dyskutujemy więc nie o tym, czy władze ZWZ miały prawo wydać mu rozkazy, ale jaka była ich treść i jak w świetle tego wygląda zachowanie Majora. Już w listopadzie przebywał kilka dni w Kielcach, gdzie bezskutecznie usiłował dojść do porozumienia z Komendą Okręgu. Nie wiele uzyskawszy, pojechał do Warszawy.
Zaciekawiła mnie wypowiedź Człowieka Śniegu, jakoby istniała informacja o „mało regulaminowym stosunku do służby i obowiązków”. Zastanawiam się, co miałeś na myśli. Mnie do głowy przychodzi wyłącznie jeden taki przypadek, opisany szerzej przez R.E. Stolarskiego w artykule "Skazany na sukces? O majorze Dobrzańskim w przededniu Drugiej Wojny Światowej, opublikowanym w „Przeglądzie Kawalerii i Broni Pancernej” nr 141 z 1992r. Zainteresowanych odsyłam do zachęcam do przeczytania, Yetiego – do rozwinięcia swej myśli. (Podobnie zaciekawiło mnie, gdzie na stronie o Hubalu jest elegia i hagiografia? – i nie jest to ironia).
Kolejną osobą, która zdaje się nie rozumieć poczynań Hubala, jest, bez obrazy, Mikross. Do znudzenia powtarzać będę, że Dobrzański nie utrzymywał swego Oddziału by na jego czele rzucić się na całą potęgę niemiecką. Nie był idiotą. Nie prowadził aktywnych działań bojowych przeciwko okupantowi. Z pięciu większych potyczek jakie stoczył jego oddział – Wola Chodkowska, Cisownik, Hucisko, Szałas i Anielin, tylko ta pierwsza miała miejsce niejako z jego inicjatywy. Sensem działania Hubala było przygotowanie ludzi do zbrojnego wystąpienia – a więc wyszkolenie! Części ludzi (w dużej mierze skierowanych do Oddziału przez konspirację tomaszowską) – w szeregach Oddziału, a część miała zostać przygotowana przez wspomniany już OBK. Instrukcję nieprowadzenia działań zaczepnych dostał Hubal będąc w grudniu w Warszawie od „Torwida”. Niezależnie od tego i w omawianym tu artykule znajdujemy cytat z dziennika, który potwierdza, że Hubal nie dążył do starć zbrojnych: „Pan Major oświadczył, że jedynie zaatakowany przez niemców rozpocznie działanie, a i to będzie działanie oddziału na własny rachunek, a nie rachunek (...) ogólnego powstania."
A więc nie mamy tu do czynienia z szaleńcem, który uważa, że na czele 200-300 ludzi wygra całą wojnę.
Vis1939, pisząc o tym, jak prosto było wrócić do cywilnego świata po rozwiązaniu oddziału zapominasz, że niektórzy nie mieli jak wytłumaczyć kilkutygodniowej czy nawet kilkumiesięcznej nieobecności. Obawiam się, że nawet w tych wsiach, które tak owocnie pomagały Hubalowi nie wszyscy pozostali patriotami. Byli i tacy, co ugięli kark przed okupantem i tacy mogli donieść, że taki a taki powrócił do domu „z nieobecności”.
Kończąc, chciałam odnieść się do wypowiedzi Krecika, tak w ogólności. Historia może i nie jest nauką ścisłą, ale to nie oznacza, że mamy pisać farmazony i uprawiać radosną twórczość. Wszelkie teorie powinniśmy ściśle budować na źródłach, bo tylko wtedy będziemy w stanie w miarę prawidłowo odtworzyć bieg wypadków.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich forumowiczów.


Literatura:
Chlebowski C., Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie, Warszawa 1993, podpis zdjęcia 190. między st. 336 a 337.
Kosztyła Z., Oddział Wydzielony Wojska Polskiego majora Hubala, Warszawa 1987, s. 208.
Lombarski J., Major Hubal. Legendy i mity, Końskie 2011, s. 157.
Ossowski H, W oddziale majora Hubala, „Więź” nr 2/1974, s. 111-112.
Pawlus E., Błędny ułan czy... błędny dziennikarz?, http://www.majorhubal.pl/index.php?dzial=aktualnosci_pokaz&id=104
Rodziewicz R., Zapiski z oddziału Hubala, „Kontrasty” 10/1980, s. 23.
Wańkowicz M., Hubalczycy, Warszawa 1960, s. 13.
Wyrwa T., W cieniu legendy majora Hubala, Londyn 1974, s.42
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
Ufff !!!

Ledwiem żem był przebrnął przez te wszystkie owocne"wpisy.

Ale do konkretu.
Major był Wojskowym; stopień to zatwierdza. Był Polskim Żołnierzem, Oficerem.
Był Polakiem widzącym haniebną ucieczkę Rządu Polskiego.
Mało tego. Proszę nie zapominać o Przedwojniu". Otóż Major Hubala był świadkiem niepoukładanej Polityki Polski. Widział walkę Sanacji z Pozostałymi" Ugrupowaniami.
Zresztą, widział te podziały także w Armii.
W Armii, która nagle zostaje bez Swojego"Wodza Naczelnego; któremu śpieszno było na Węgry.
I teraz pytanie pierwsze :
Czy widząc bajzel w polityce i w wojsku; nie mógł się takowych tarć i niesnasek spodziewać w tworzącym się Ruchu Oporu ?
Opornych wysyłam na wyspę angielską; pod druty obozu dla internowanych antysikorczyków".

A po drugie; lecz nieostatnie :
Ile lat miał Major w dniu śmierci ?
I teraz proszę o odpowiedź, o ustalenie; ile miał lat w chwili zaznajomienia się z Trylogią Sienkiewiczowską.
Kochani. Sam w podstawówce czytałem Trylogię.
Mało tego. Prawie za każdym razem ... będąc w Warszawie odwiedzam miejsce walki Onufrego Zagłoby z małpami.
Prosze nie zapominać, że w Kościołach Polskich dawano na Mszę Świętą za duszę Longinusa Podbipięty.
Tym żył Naród; od lat ciemiężony, torturowany i rozkradany.
Więc Pan Major miał twardy propolski charakter, żył ideałami.

Trzecie pytanie : czy miał nagle opuścić Swoich" wiernych Druhów, Swoich Towarzyszy doli i niedoli partyzancko-wyzwoleńczej ?
Jak mógłby Im w oczy spojrzeć; rozwiązując własny Oddział ? Oddział, który Sam sformował; Oddział, który wniósł powiew wolności w serca Rodaków?
Jak mógł inaczej postąpić, mając w pamięci obronę częstochowską Kmicica ?
Na Boga Żywego ! O czem zaiste My tu i tera rozprawiamy ?

Pamiętamy tragiczny Koniec" Kapitana Raginisa. Jakże tragiczny.
A Pułkownik Dąbek ? Jego rycerskie zejście ?

To był ten sam typ niepoprawnego Marzyciela o Wolnej Niepodległej i wreszcie niekłótliwej Polsce.
Za Nas zginęli.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie