Skocz do zawartości

66 rocznica Rzezi Wołyńskiej


Rekomendowane odpowiedzi

Artykuł z Ukraińskiej gazety,przetłumaczony !!! (sorry za wstęp, ostatnio dużo handluję na allegro lol)

Ludowa mądrość powiada, że nieszczęścia chodzą parami. Kolejny raz sprawdziło się to z Juszczenką, który nie tylko wyraźnie traci jednego z niegdyś najbliższych sprzymierzeńców, ale i otrzymuje od niego demonstracyjnie obraźliwe policzki (przy tym następujące jeden po drugim).
Najpierw, nie zważając na wielokrotne uwagi ukraińskiego prezydenta do kierownictwa Polski

(do Wiktora Andrzejewicza nie dotarło, że w demokratycznym kraju parlament jest niezależny od nikogo), Sejm przyjął dawno przygotowywaną uchwałę - z okazji 66 rocznicy wołyńskich wydarzeń z lat 1943 - 1944, gdzie działalność ubóstwianej przez Juszczenkę OUN - UPA wyraźnie klasyfikuje się jako ludobójstwo i czystki etniczne.

Przy tym należy szczególnie podkreślić, że wcześniej polscy politycy już niejednokrotnie ogłaszali, że uznanie wołyńskich wydarzeń za ludobójstwo może pozwolić Warszawie na żądanie materialnej rekompensaty od Kijowa. I tak, 28 marca 2007 r. przedstawiciel w tym momencie jednej z rządzących w Polsce partii "Liga Polskich Rodzin, wicemarszałek Sejmu Janusz Dobrosz zakomunikował, że jego partia rozważa możliwość zwrócenia się do Ukrainy z żądaniem wypłaty materialnych rekompensat Polakom - ofiarom przestępstw OUN - UPA. Według jego słów, wypłata rekompensat Polakom powinna być realizowana analogicznie, jak robiły to Niemcy rekompensując straty rodzinom ofiar Holokaustu i byłym więźniom faszystowskich obozów koncentracyjnych.

I chociaż w przeprowadzonych 21 października 2007 r. przyśpieszonych wyborach parlamentarnych "Liga Polskich Rodzin nie pokonała progu wyborczego, to w Sejmie znalazła się partia "Polskie Stronnictwo Ludowe Waldemara Pawlaka , która razem z "Platformą Obywatelską Donalda Tuska utworzyła koalicję rządzącą. Następnie przedstawiciel "Polskiego Stronnictwa Ludowego, zastępca marszałka Sejmu Jarosław Kalinowski został wybrany na stanowisko przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu do spraw organizowania uroczystości, poświęconych 65-tej rocznicy ludobójstwa, dokonanego przez OUN - UPA na polskiej ludności Kresów Wschodnich .

Występując 15 grudnia 2007 r. na założycielskim posiedzeniu organizacyjnym Komitetu, Kalinowski powiedział: "Zdajemy sobie sprawę, że w Polsce są środowiska, które w imię błędnie rozumianej współpracy niepodległej Ukrainy i niepodległej Polski próbują przemilczeć straszliwość upowskich zbrodni, lub je minimalizować, a także fałszować tę stronicę historii, w tym obciążając jednakowo winą Polaków i bojówkarzy OUN - UPA. Co więcej, kiedy na Ukrainie stawiane są pomniki mordercom takim jak Stepan Bandera lub Kłym Sawur, najwyższe władze Rzeczypospolitej przemilczają te fakty. Takim praktykom należy położyć kres. Partnerstwa i współpracy nie buduje się na kłamstwie i przemilczaniu zbrodni ludobójstwa.

Biorąc to pod uwagę, można stwierdzić, że Warszawa (szczególną wagę uchwale Sejmu daje to, że jest ona republiką parlamentarną) oficjalnie, ostatecznie wyraziła swój stosunek do zbrodni dokonanej przez OUN - UPA przeciwko polskiej ludności. A zgodnie z prawem Rzeczypospolitej Polskiej zaprzeczanie zbrodni ludobójstwa i pochwalanie osób, dokonujących ludobójstwa, jest szczególnie ciężkim przestępstwem karnym. Wynika z tego, że Juszczenko i wszelcy inni maniacy, którym brakuje tchu z podniecenia, gdy wychwalają Szuchewycza, Banderę, OUN - UPA i innych zbrodniarzy przeciw ludzkości, nie mają prawa wjazdu na terytorium Polski, a jeśli już ktokolwiek z pomarańczowego reżimu tam się znajdzie, to powinien bezzwłocznie zostać aresztowany.

Nie mniej ważne jest to, że, zgodnie z informacjami polskich mediów, następnym krokiem polskiego Sejmu będzie żądanie od Ukrainy wypłaty odszkodowań wszystkim polskim rodzinom, które dotknęło banderowskie ludobójstwo (ogólna suma może sięgać setek milionów dolarów).

I z moralnego, i z prawnego punktu widzenia, żądanie to będzie w pełni uzasadnione - to nie skomlenie juszczenkowców o odpowiedzialności Rosji za "Wielki Głód na Ukrainie. Nikt w Rosji nie usprawiedliwia działań gorliwych bolszewickich ukrainizatorów, których nadgorliwość w kolektywizacji rolnictwa doprowadziła na początku lat trzydziestych do masowego głodu.

A na Ukrainie prezydent oficjalnie ogłosił, członków OUN-UPA "bojownikami o wolność i niepodległość Ukrainy, a przywódcę UPA dekretem prezydenckim nagrodził tytułem Bohatera Ukrainy. W związku z tym obecny rząd przejął pełną odpowiedzialność za działania upowców a zatem jest zobowiązany do zapłaty odszkodowania.

Wiemy już, w jaki sposób Warszawa zrealizuje swój cel - zwykłym wnioskiem do międzynarodowego trybunału, po którego werdykcie władze w Kijowie znajdą się w bardzo trudnej sytuacji. Zebrana przez Polaków ogromna baza dowodowa, oczywiście z góry przesądzą werdykt sądu. Wszyscy chętni mogą się z nią zapoznać na stronie internetowej, gdzie zgromadzono ogromne ilości udokumentowanych świadectw i fotografii.

Nawiasem mówiąc, nie możemy nie przyznać, że nazwa witryny - polskie słowo "ludobójstwo dokładnie odzwierciedla wszelkie działania OUN-UPA i jej fuhrerów.

Po rezolucji parlamentarnej następne uderzenie w twarz Juszczenki było już całkowicie zgodne z prawem i pokazało, że Polska z tej drogi już się nie cofnie.

Członków maratonu kolarskiego "europejskimi ścieżkami Bandery (dziewięcioro uczniów z lwowszczyzny wraz z opiekunem, którzy chcieli przejechać się po Europie i finiszować przy grobie Bandery w Monachium) - nie wpuszczono do Polski. Przy przekraczaniu granicy na punkcie kontrolnym w "Szegini-Medyce polska straż graniczna zatrzymała ich i zawróciła na Ukrainę.

Jak powiedział szef grupy Paweł Sawczuk, oficjalna przyczyna zakazu wjazdu - brak wymaganych dokumentów: «Mieliśmy w paszportach wizy wielokrotnego wjazdu, które otrzymaliśmy wcześniej, kiedy uczestniczyliśmy w rajdzie rowerowym w Genewie. Polscy strażnicy graniczni powiedzieli, że cel naszej podróży podobno nie jest zgodny z tym podanym w kwestionariusz wypełnianym przy wydawaniu wizy.

Trzeba przyznać, że władze Polski działały ściśle zgodnie z prawem. Lwowski juszczenko jugend otrzymał wizy turystyczne, w których kwestionariuszach zgłoszono zwykły rajd rowerowy, ale nie gloryfikację zbrodni przeciwko ludzkości.

Już wcześniej Polacy sprzeciwiali się temu, by przez ich terytorium przejeżdżał rajd pod imieniem Bandery. Znany w Polsce i nadzwyczaj popularny w środowiskach katolickich ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski słusznie nazwał ten wyścig kolarski "propagandą faszyzmu i wysyłał do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i prokuratury stosowne pisma z żądaniem, aby nie pozwolić galicyjskim rowerzystom na wjazd na terytorium Polski. Te żądania zostały natychmiast spełnione, a oficjalnie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ogłosiło, że stanowisko księdza jest całkowicie zgodne z oficjalnym stanowiskiem Warszawy.

Należy podkreślić, że rajd kolarski nie był jakąś tam tylko tiagnibokowską inicjatywą, lecz było to prawie oficjalne przedsięwzięcie wspierane przez państwo. Pieniądze na jego przeprowadzenie zostały wydzielone z Lwowskiej Obwodowej Administracji oraz Ministerstwa ds. Rodziny i Młodzieży. A najciekawsze, że Ministerstwo działało na bezpośrednie polecenie Juszczenko, co jest potwierdzone odpowiednimi dokumentami.

Ogólnie rzecz biorąc, nie ma wątpliwości co do jednej rzeczy - Europa (oczywiste jest, że Polska to tylko pierwszy stopień) nie będzie dłużej tolerować juszczenkowskiej faszyzacji. Ona może przymykała na to oczy, wierząc, że pomarańczowy reżim jest stabilny i silny, ale gdy w końcu stało się jasne, że jest w stanie całkowitego rozkładu i przeżywa swe ostatnie miesiące - nadszedł czas, aby zademonstrować pryncypialność i wierność ideałom demokratycznym.

Andrzej Kostrow , "Ukraińskie Wiadomości»
Źródło: http://versii.com/news/185433/

tłumaczenie: W. Tokarczuk
ze strony www.kresy.pl
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
  • Odpowiedzi 168
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Moi krewni z Chiczawki, Sudobicz, Kamienicy, Werby,(byli to krewni o tym samym nazwisku ale nie w prostej linii- mieliśmy wspólnego prapradziadka z rejonu Tarnowa) - zostali zamordowani przez ludność miejscową ( oni nazywali sami siebie Rutheńcami, lub utejszymi"). Można powiedzieć ,że byli to Polacy narodowości staroruskiej. I w czasie gdy byli poddanymi CK Austrii - jak cała Galicja (termin nieścisły i obraźliwy dla Polaków)- nie mieli żadnego poczucia tożsamości narodowej. To był zwykły prosty naród chłopski - ale jak każda zbiorowość chłopska - skłonny do okrucieństwa. Naród ten - tak jak i polski - przeżywał okrucieństwa związane z najazdami tatarskimi, tureckimi - czyli ogólnie rzecz biorąc z dziczą azjatycką. Byli przyzwyczajeni do okrutnego mordowania, brania w jasyr itp. Więc kultura zachodnia była im całkowicie obca. Ja to określam jako kulturę izantyjsko-stepową" ;-))
U- kraina - synonimicznie oznaczała kresy polskie . U krainy - czyli coś z boku, coś na obrzeżu krainy polskiej.
Nową dla nich, U-kraińską tożsamość", w sposób sztuczny zaczął budować austriacki generał Stadion - by równoważyć silne dążenia patriotyczne i narodowo-wyzwoleńcze Polaków w Galicji . Czyli krótko mówiąc dorabiał tożsamość starorusinom - szczując ich na etnicznych Polaków. Później robili to Rosjanie.
Moja krewna Wanda uczyła w Liceum Krzemienieckim. Część relacji posiadam od naocznych świadków tych wydarzeń - którzy uciekli na zachód i mieszkają dziś w Vermont w USA.
Pania Leonarda była wtedy pdrostkiem i mimo sędziwego wieku koresponduje ( jeszcze )ze mną przez komputer. To byli bardzo twardzi i dzielni ludzie.
Oczywiście należy wybaczyć - ale bez wyskakiwania z portek. Dzisiejsi Ukraińcy jako potomkowie tych morderców - muszą wziąć na siebie cały spadek" po Banderze i Doncowie, Suchewyczu i Kłymie Łebedzie.
Na czym polega wybaczenie?
1.Przyznanie się do winy.
2. Skrucha.
3.Zadośuczynienie.
Odpuszczam już ostatnie 2 punkty. Ale bylibyśmy idiotami ostatniego sortu (jako Polacy) - gdybyśmy jak durnie ominęli punkt 1.
Cytuję herberta:
i nie wybaczaj, zaiste nie w twojej mocy jest wybaczać w imieniu tych - których stracono o świcie..."
Byłem na tamtych terenach wiele lat temu. Dotarłem do ludzi , którzy pamietali moich krewnych. Płakali wspominając ich dobroć i opiekuńczość. Zapytałem - powiedzcie w takim razie - dlaczego ich zamordowaliście. Odpowiedzieli - TAK TRZEBA BYŁO..."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mojego dziadka rodzina - żona i dzieci zginęły podczas rzezi we wsi Jezierce:

http://kresowe.fm.interia.pl/jezierce.html

Dziadek w tym czasie pojechał do młyna i dzięki temu przeżył. Założył po czasie drugą rodzinę. Gdyby nie ta rzeź mnie nie byłoby na świecie. Takie pokręcone są ludzkie losy. Pamiętam jak naoglądawszy się Czterech pancernych" pytałem Go jak było na wojnie. Nigdy nic nie odpowiedział. Zmarł gdy miałem 8 lat, o jego przeszłości dowiedziałem się gdy miałem ponad 20 lat. W rodzinie temat tabu. Wiem też, że przy młynie dowiedział się o tym, że we wsi mordują, ale nie wrócił. Pewnie do końca życia się z tym męczył. Dla mnie to nie do pomyślenia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Mozets- podany przez Ciebie śnurek był wklejany na Forum sporo razy. Choćby w pierwszym wpisie:
http://odkrywca.pl/zwyrodnialcy-z-oun-upa,653648.html#653648

PS Przypomnę się, korzystając z okazji. Pamiętasz moją prośbę o przedstawienie dowodów na Twoją tezę o Kossak-Szczuckiej?



Post został zmieniony ostatnio przez moderatora Czlowieksniegu 21:46 04-10-2009
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
bardzo ciekawy artykuł z Rzepy.

Ukraiński kłopot z Banderą
Grzegorz Górny 17-10-2009, ostatnia aktualizacja 17-10-2009 14:00

Nowy impuls kultowi Stepana Bandery nadał podział w obozie pomarańczowej rewolucji. Wiktor Juszczenko i Julia Tymoszenko zaczęli zabiegać o głosy narodowego elektoratu i kokietować środowiska nacjonalistów


Do Polski coraz częściej docierają z Ukrainy wiadomości budzące niepokój. Dotyczą one stawiania pomników Stepanowi Banderze, nadawania jego imienia ulicom oraz gloryfikowania ukraińskich formacji nacjonalistycznych z okresu II wojny światowej. Dla Polaków jest to szczególnie bolesne, ponieważ nasza pamięć historyczna przechowuje wspomnienia o rzezi, jakiej w 1943 roku na Wołyniu i w Galicji dokonały oddziały banderowców. Wielu polskich historyków podkreśla, że wymordowanie od 60 do 80 tysięcy naszych rodaków spełniało wszelkie kryteria ludobójstwa.

Jaka była rola Stepana Bandery w tych wydarzeniach? Chociaż on sam nie brał udziału w rzeziach na Wołyniu, gdyż był internowany przez Niemców, to jednak – jak zauważa profesor Andrzej Chojnowski – „był ojcem duchowym i po części organizacyjnym tego wielkiego ataku na Polaków. Koncepcja „Ukrainy bez Lachów” zrodziła się w jego kręgu politycznym. W krwawy sposób skonkretyzowali ją już jego bliscy współpracownicy, ale to nie umniejsza jego odpowiedzialności”.

Polscy komentatorzy nie mają wątpliwości, że wybór Bandery do panteonu bohaterów odrodzonego państwa ukraińskiego oraz budowanie tożsamości narodowej na jego kulcie utrudni proces pojednania między naszymi krajami. Ale problem z zaakceptowaniem Bandery jako pozytywnego bohatera mają nie tylko Polacy, lecz także większość mieszkańców Ukrainy.

Pierwsze pęknięcie – wśród nacjonalistów

Postać historyczna, żeby stała się rzeczywistym bohaterem narodowym, musi przekonać do siebie większość obywateli. Świat jej wartości musi zostać przyjęty jako własny przez większość społeczeństwa. Tymczasem osoba Bandery, zamiast łączyć Ukraińców, jest dziś raczej źródłem podziałów, i to na różnych poziomach.

Pierwszy poziom dotyczy samego środowiska ukraińskich nacjonalistów. W 1940 r. wewnątrz Ukraińskiej Organizacji Nacjonalistów (OUN) doszło do rozłamu na zwolenników Andrija Melnyka i Stepana Bandery. Pierwsi opowiedzieli się za bliższą współpracą z Niemcami i stworzyli później u ich boku jako zalążek własnej armii Dywizję SS „Galizien” („Hałyczyna”). Drudzy też kooperowali z hitlerowcami, organizując w porozumieniu z nimi batalion „Nachtigall”, jednak pozostawali bardziej niezależni od Niemców.

30 czerwca 1941 r. banderowcy bez wiedzy i zgody Berlina ogłosili we Lwowie akt niepodległości Ukrainy, co wywołało wściekłość Hitlera. W rezultacie Bandera został internowany.

Jak wspomina Bohdan Osadczuk, zanim banderowcy zaczęli rzeź Polaków, wiosną 1943 r. dokonali zbiorowych mordów na melnykowcach i bulbowcach (partyzantach Tarasa Bulby). Różnice taktyczne i personalne urosły do takich rozmiarów, że skończyło się na krwawej łaźni. Skrytobójczych zabójstw na działaczach konkurencyjnych ugrupowań dokonywała Służba Bezpieczeństwa banderowskiego OUN.

Celem było podporządkowanie sobie ukraińskiego społeczeństwa na Wołyniu. Działacz melnykowskiego OUN Hryhoryj Steciuk tak wspominał ówczesne wydarzenia: „Banderowska «rewolucja» – to zniszczenie wołyńskiej inteligencji, to zniszczenie przodującej społeczności chłopskiej, to fizyczne zniszczenie całego Wołynia razem z ukraińską prawosławną Cerkwią”.

Pierwszą formacją zbrojną, która używała nazwy UPA, byli wspomniani bulbowcy. Ich dowództwo zostało jednak wymordowane, gdyż nie zgodziło się na podporządkowanie banderowcom i na politykę czystek etnicznych. Sam Taras Bulba odmówił eksterminowania polskiej ludności, tłumacząc: „Uwolnić jakieś terytorium od mniejszości narodowych może tylko suwerenne państwo drogą wymiany ludności, a nie regularna armia drogą represji. Za wrogie akty polskie – karać tylko samych winowajców, a nie wszystką ludność. Zasadę kolektywnej oraz rodzinnej odpowiedzialności mogą stosować tylko barbarzyńcy, a nie kulturalna armia”. Jego argumenty nie przekonały jednak banderowców, którzy przejęli nazwę UPA, a sam Bulba ledwo zdołał ujść z życiem.

Myliłby się ktoś, kto by uważał, że te zbrodnie nie mają dziś żadnego znaczenia. Otóż krew przelana kilkadziesiąt lat temu wciąż dzieli środowiska ukraińskich nacjonalistów. Rów nienawiści nie został zakopany. Kilkanaście lat temu na Ukrainie byłem świadkiem tego, jaką niechęcią darzyli się nawzajem: liderka banderowców – Sława Stećko, i przywódca melnykowców – Mykoła Pławiuk. Do dziś wszelkie próby pojednania dwóch zwaśnionych środowisk kończą się klęską.

Drugie pęknięcie – na Ukrainie Zachodniej

Postać Bandery, wbrew pozorom, nie jest też powszechnie akceptowana na Ukrainie Zachodniej. Często przedstawia się Galicję, Podole i Wołyń, a więc ziemie, które przed wojną należały do II Rzeczypospolitej, jako tereny, gdzie panowało bezwarunkowe poparcie dla OUN i UPA. Tymczasem należy pamiętać, że terror ukraińskich nacjonalistów wymierzony był nie tylko w Polaków, lecz także samych Ukraińców – i to zarówno przed wojną oraz w czasie jej trwania, jak i po jej zakończeniu.

W II RP największymi przeciwnikami OUN nie byli otwarci wrogowie ukraińskich aspiracji niepodległościowych, lecz ci, którzy dążyli do pojednania polsko-ukraińskiego. W 1931 r. zamordowany został wysoki urzędnik MSZ Tadeusz Hołówko planujący porozumienie z Ukraińcami. Właśnie dlatego liderzy OUN uznali go za szczególnie niebezpiecznego dla sprawy ukraińskiej. Powiedział mi to osobiście podczas rozmowy w Kijowie ostatni dowódca UPA (w latach 1950 – 1954) pułkownik Wasal Kuk: „On nas rozbrajał ideologicznie. Z endekami sytuacja była przynajmniej jasna: my tu, a oni tam. Hołówko rozmywał podziały”.

Jeszcze bardziej tępieni przez ukraińskich nacjonalistów byli jednak ich rodacy, którzy także „rozmywali podziały”. Dlatego terror OUN w większym stopniu niż Polaków dotykał tych Ukraińców, którzy starali się być lojalnymi obywatelami Rzeczypospolitej. Dla porównania: w II RP bojówki OUN dokonały 25 zamachów na Polaków i aż 36 na Ukraińców. Zamordowani zostali wówczas tak wybitni działacze społeczni, jak np. ksiądz Izydor Twerdochlib – znany pisarz i poeta, Iwan Matwijas – dyrektor gimnazjum ukraińskiego we Lwowie, czy Iwan Babij – dyrektor takiej samej placówki w Przemyślu.

Podczas II wojny światowej ofiarami UPA na Wołyniu i w Galicji padali nie tylko Polacy, ale także ci Ukraińcy, którzy realizowali chrześcijańską zasadę miłości bliźniego i ukrywali przed nacjonalistami swych polskich sąsiadów. W 2007 r. IPN wydał książkę „Kresowa Księga Sprawiedliwych 1939 – 1945. O Ukraińcach ratujących Polaków poddanych eksterminacji przez OUN i UPA”. Jej autor Romuald Niedzielko udokumentował 1341 przypadków pomocy udzielanej Polakom przez Ukraińców. Dla 384 z nich zakończyło się to egzekucją z rąk własnych rodaków.

Terror UPA wobec Ukraińców nie ustał po wojnie. Znam osobiście relację Ukrainki ze Lwowa, której połowę rodziny wymordowali upowcy. Najechali na jej dom tylko dlatego, że znajdował się tam młody, 19-letni chłopak, którego komuniści siłą wcielili do Armii Czerwonej i który został zmuszony przejść szlak bojowy aż do Niemiec. To wystarczyło, aby nacjonaliści wydali na niego wyrok śmierci. Lwowski historyk Jarosław Hrycak opowiada, że po wojnie całe dorastające pokolenie w Galicji straciło z powodu UPA szansę na awans cywilizacyjny, gdyż wybór kariery naukowej czy społecznej narażał na wyrok z rąk nacjonalistów.

Do dziś wielu ludzi na Ukrainie Zachodniej ma wielki żal do nacjonalistów, że wymordowali tak wielu swoich rodaków. Nadal przecież żyją potomkowie tych ofiar, którzy pamiętają, kim byli kaci ich przodków.

Trzecie pęknięcie – w państwie ukraińskim

W największym stopniu jednak postać Bandery jest źródłem napięć i konfliktów w skali całego państwa ukraińskiego. Ukrainę Zachodnią, ów matecznik nacjonalizmu, zamieszkuje zaledwie 17 proc. ludności kraju. Zdecydowana większość obywateli Ukrainy, zwłaszcza na wschodzie, na południu i w centrum, szczerze Bandery nie cierpi. Jest on – jak mówi Jarosław Hrycak – jedną z najbardziej znienawidzonych osób.

Kiedy 9 maja ub. r. w Kijowie podczas obchodów Dnia Zwycięstwa prezydent Juszczenko wymienił nazwę UPA, przerwało mu zbiorowe buczenie. Swój sprzeciw wyrażali nie tylko weterani Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, ale także zwykli mieszkańcy stolicy. Dla większości Ukraińców mieszkających na wschód od Zbrucza OUN-UPA to banda morderców, zdrajców i kolaborantów. Nazwisko Bandery jest dla nich synonimem faszyzmu. Według Hrycaka „nie ma bardziej kontrowersyjnego zjawiska w historii Ukrainy niż UPA. Nic tak bardzo nie dzieli naszego społeczeństwa”.

Trudno więc przypuszczać, że Bandera stanie się nagle bohaterem, który zjednoczy większość Ukraińców. Tym bardziej że jego kult jest nie do zaakceptowania dla niemal wszystkich mniejszości narodowych, głównie zaś dla najliczniejszej, około 10-milionowej społeczności rosyjskiej. Także wśród mniejszości żydowskiej nie wywołuje zachwytu gloryfikacja integralnego nacjonalizmu z lat 30. i 40. minionego wieku. Żydzi zresztą nieustannie przypominają o ukraińskich formacjach pomocniczych, które w czasie Holokaustu współpracowały z Niemcami. Rozpoczęty niedawno proces Demianiuka zapewne znów stanie się okazją do żydowskich opowieści o „wrodzonym antysemityzmie” Ukraińców.

Czwarte pęknięcie – we Wspólnocie Europejskiej

Gdyby Ukraińcy chcieli uczynić Banderę swoim bohaterem narodowym, warto zadać im pytanie, na jakich fundamentach ideowych zamierzają budować własną tożsamość. Skład narodowego panteonu to czytelny sygnał wartości, na jakich chcemy się w przyszłości oprzeć. Zwolennicy tradycji OUN-UPA odpowiadają, że jest to dążenie do niepodległości oraz walka z nazizmem i komunizmem.

To jednak tylko część prawdy. Jak pisał emigracyjny historyk Iwan Łysiak-Rudnyćkyj, OUN od początku swego istnienia miała charakter totalitarny i była zafascynowana faszyzmem oraz narodowym socjalizmem. O klimacie, panującym wewnątrz organizacji, świadczy rozpowszechniany w niej „Dekalog” z nowymi przykazaniami. Siódme z nich brzmiało: „Nie zawahasz się popełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy”. Dziesiąte zaś: „Będziesz dążył do rozszerzenia siły, sławy, bogactwa i obszaru państwa ukraińskiego drogą ujarzmiania cudzoziemców”.

Ten swoisty „kodeks moralny” jest nie do pogodzenia zarówno z etyką chrześcijańską, jak też z wartościami, na których ukształtowana jest Wspólnota Europejska. Nie do przyjęcia jest także wybrana przez ukraińskich nacjonalistów praktyka eksterminacji wrogów politycznych. To wszystko nie ma szans na akceptację nie tylko większości obywateli Ukrainy, ale także mieszkańców Europy.

W podobnej sytuacji znajdują się dziś inne narody, np. Chorwaci czy Słowacy. Jedynym momentem w XX wieku, gdy mogli się pochwalić własną państwowością, był okres II wojny światowej. Mogliby więc proklamować oficjalny kult swych bohaterów, którzy wywalczyli im niepodległość: Ante Pavelicia i ks. Josefa Tiso. A jednak zarówno Chorwaci, jak i Słowacy, budując swoją tożsamość po upadku komunizmu, nie zdecydowali się włączyć obu tych przywódców do swego narodowego panteonu. Nikt nie odmawiał im patriotyzmu. Okazało się, że to jednak za mało. Okolicznościami obciążającymi, które przeważyły nad zasługami obu polityków, były totalitarna ideologia oraz udział w ludobójstwie.

Dziś w Chorwacji i na Słowacji są ludzie, którzy czczą pamięć Pavelicia i ks. Tiso. Państwo im tego nie zabrania, ale też nie angażuje w to swego autorytetu. W tej sprawie panuje szeroka zgoda elit umysłowych i politycznych – istnieje powszechne przekonanie, że taki kult byłby szkodliwy dla jakości życia publicznego. Instynkt państwotwórczy podpowiada Chorwatom i Słowakom, że apoteoza obu przywódców doprowadziłaby do nowych podziałów w społeczeństwie i byłaby fatalnym sygnałem dla społeczności europejskiej. Dlatego w tych krajach byłaby niemożliwa taka sytuacja jak na Ukrainie, gdzie prezydent Juszczenko wziął udział w odsłonięciu pomnika Kłyma Sawura – dowódcy UPA na Wołyniu, który w największym stopniu odpowiada za zbrodnie na Polakach.

Trudno sobie wyobrazić lepszą wiadomość dla Kremla niż informacja o gloryfikacji Bandery na Ukrainie. W ten sposób moskiewscy propagandyści dostają silny oręż do ręki. Rosyjskie media są pełne doniesień o „heroizacji nazistowskiego dziedzictwa” we Lwowie i Kijowie. Ukraina przedstawiana jest jako państwo nieobliczalne, potrafiące budować swoją tożsamość tylko według faszystowskich wzorów. W domyśle pojawia się sugestia, że jedynie rosyjski protektorat nad Ukrainą jest w stanie zapobiec odradzaniu się upiorów przeszłości. Argumentacja ta w wielu zachodnich stolicach pada na podatny grunt. Tym bardziej że trudno zarzucić Rosjanom kłamstwo, gdy przypominają, iż OUN-UPA hołdowała ideologii totalitarnej i odpowiada za masakry na ludności cywilnej. Jest wątpliwe, by w takiej sytuacji Europa Zachodnia wykrzesała z siebie entuzjazm w obronie Ukrainy przed zakusami Rosji.

Warto przypomnieć, że ukraiński ruch narodowy był silnie infiltrowany przez sowieckie służby specjalne. Kiedy zaczęła się pieriestrojka, część powstających organizacji nacjonalistycznych była wręcz sterowana przez KGB, np. Socjal-Narodowa Partia. W takiej sytuacji wzrasta możliwość wywołania prowokacji, np. w stosunkach z Polakami czy Żydami. To symptomatyczne, że podczas wojny w Naddniestrzu w 1992 r. paramilitarna formacja UNSO formowała zagony ochotników, którzy walczyli po stronie tamtejszych separatystów przeciwko władzom Mołdawii. Tym samym ukraińscy nacjonaliści wspierali zbrojnie rosyjskie interesy imperialne.

Co dalej?

Wszystko, co zostało powyżej napisane, powinno prowadzić do wniosku, że nacjonaliści odwołujący się do dziedzictwa Bandery nie mogą dziś liczyć na Ukrainie na szerokie poparcie społeczne. Tak też jest. Wyniki wszystkich wyborów parlamentarnych pokazują, że wpływy nacjonalistów w państwie są marginalne. Więcej mandatów udaje im się uzyskać tylko na szczeblu lokalnym w pięciu zachodnich obwodach kraju. To właśnie tam na poziomie samorządowym, wkrótce po ogłoszeniu ukraińskiej niepodległości, pojawił się kult Bandery. Nigdy nie zdołał on jednak wyjść poza tamten region.

Nowy impuls nadała mu dopiero pomarańczowa rewolucja, a zwłaszcza podział w obozie zwycięzców. Skłóceni ze sobą Wiktor Juszczenko i Julia Tymoszenko rywalizują o miano większego patrioty. Zaczęli więc zabiegać o głosy narodowego elektoratu i kokietować środowiska nacjonalistów, które w zachodnich obwodach mogą stanowić języczek u wagi. W ten sposób fenomen Bandery wykroczył poza Ukrainę Zachodnią. Jego popularyzacji sprzyja fakt, że w XX-wiecznej historii Ukrainy nie ma zbyt wielu bohaterów, do których można się odwołać, by umocnić tożsamość narodu. Sojusznik Piłsudskiego, Semen Petlura, tak jak nie zdołał przekonać do swoich planów większości Ukraińców w 1920 r., tak dziś nie jest w stanie przekonać ich potomków do swojej legendy.

Nie jest to wystarczające wytłumaczenie. Chorwaci i Słowacy mają jeszcze mniej kandydatów na XX-wiecznych bohaterów, a jednak rozsądek polityczny, odwaga cywilna i instynkt państwotwórczy sprawiły, że potrafili usunąć ze swojego panteonu narodowego te postaci, na których ciążyła odpowiedzialność za zbrodnie i które nie mają szans na to, by zjednoczyć wokół siebie większość społeczeństwa.


Rzeczpospolita"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...
O jednej straszliwej zbrodni w Jedwabnem wie cały świat.

O straszliwej rzezi Polaków na Wołyniu, o tysiącach dokonanych na nich potwornych zbrodni wie na świecie mało kto, a i w Polsce też niewielu.

1.Dziś, 11 lipca, wszystkie serwisy informacyjne zaczynają się od przypomnienia o Jedwabnem. Pan Prezydent kolejny raz przeprosił za polskich zbrodniarzy i w imieniu narodu poprosił o wybaczenie.

Jedwabne zna dziś cały świat, jako symbol dokonanego polskimi rękami Holocaustu.

Pan Prezydent Komorowski jeszcze wzmocnił ten przekaz, czyniąc odpowiedzialnymi nie pojedynczych kryminalnych zbrodniarzy, ale cały naród polski, który zdaniem Pana Prezydenta też bywał współsprawcą zbrodni.

2.Dziś, 11 lipca, przypada też rocznica rozpoczęcia rzezi Polaków na Wołyniu i Podolu. Najstraszniejszej rzezi we współczesnych czasach. Wołyńskich Polaków rąbano siekierami, przecinano na pół piłami, rozpruwano brzuchy, wydłubywano oczy. Dzieci patrzyły na kaźń rodziców, rodzice na mękę swoich dzieci.

O rzezi na Wołyniu, o setkach straszliwych zbrodni na Polakach, na świecie nie wie prawie nikt, a i w Polsce wiedza o tym jest spychana na margines, żeby nie psuć relacji z Ukrainą, która oprawcom Polaków pomniki dziś wznosi.

3.Cały świat zna Jedwabne jako polską zbrodnię. O Niemcach w kontekście tej zbrodni mówi się ukradkiem – być może dyskretnie ją inspirowali. W ogóle coraz mniej się mówi o Niemcach jako sprawcach Holocaustu. Żydów wymordowali naziści w Polsce – taki skrót myślowy sączony jest do głów coraz częściej.

A my przepraszamy i prosimy o wybaczenie raz po raz.

4.Nie chcę wchodzić w dysputę, kto naprawdę mordował w Jedwabnem i czy Polacy w tej zbrodni byli ochotnikami, czy przymusowymi współsprawcami. Ktokolwiek wątpi w dobrowolny udział Polaków w tym mordzie, ten jest antysemitą oczywiście.

Gdyby nawet była to całkowicie polska zbrodnia, to potępiając ją –zachowajmy proporcje i miarę w ocenie jej symboliki.

5.O Niemcach już nie wspomnę, bo to naród głęboko skrzywdzony w 1945 roku, niesprawiedliwie wypędzony ze swoich prastarych germańskich ziem i coraz silniej upominający się o naprawienie tych krzywd.

Ale litewscy nacjonaliści zamordowali sto tysięcy Żydów ( a także Polaków i Rosjan) w lesie ponarskim koło Wilna. Nie słyszałem przeprosin litewskiego prezydenta, słyszę raczej potępienia pod adresem Armii Krajowej, która walczyła z litewskimi mordercami.

Ukraińscy nacjonaliści, zanim jeszcze zaczęli rzeź Polaków – mordowali Żydów tysiącami we Lwowie i w innych miastach Małopolski wschodniej. Dziesiątki takich Jedwabnych urządzili i to nie na zasadzie pospolitego ruszenia czerni, ale w w ramach działalności ich kolaborujących z Niemcami organizacji wojskowych.

Może coś przeoczyłem, ale nie słyszałem przeprosin prezydenta Ukrainy.

6.Nie słyszałem też jasnych i jednoznacznych przeprosin za Wołyń.

A przecież żyją jeszcze tragiczni świadkowie tych zbrodni. Żyją dzieci, które ocalały, schowane pod kupą gnoju gdzieś w stajni,gdzie nie dosięgnęły ich bandyckie widły. Ci ludzie dożywają swoich dni z traumą wspomnień tak strasznych, że aż nie sposób o nich opowiedzieć, bo rany bolą wtedy do szpiku kości.

7.Polska przyjęła wobec Ukrainy formułę obustronnego ubolewania. No bo na Wołyniu ginęli też Ukraińcy. Tak ginęli, bo Polacy nie szli na rzeź jak barany, lecz gdzie mogli, tam się bronili i nie rzadko strzelali do oprawców.

I ginęli też z rąk UPA ci heroiczni Ukraińcy, którzy odmawiali uczestnictwa w mordach.

Więc to prawda – ofiary były obustronne.

Proponuje,żeby Pan Prezydent Komorowski przeprosił jeszcze raz Ukraińców za Wołyń,

Wszak przeprosin nigdy za wiele.

Janusz Wojciechowski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masowe mordy, jakie miały miejsce na Wschodnich Kresach Rzeczypospolitej w czasie II wojny światowej, z apogeum w niedzielę 11 lipca 1943 r. , a których dopuścili się ukraińscy nacjonaliści na Polakach, ale i swoich pobratymcach także, są często pomijane milczeniem. Bo temat to niewygodny politycznie i podobno mógłby popsuć relacje polsko-ukraińskie" - pisze na swoim blogu w Onet.pl Józef Szczepańczyk (PSL). Dziwne to, bo to tak, jakby przypominanie o hitlerowskich obozach zagłady psuło stosunki polsko-niemieckie" - dodaje.

Szczepańczyk pisze, że obchody kolejnych rocznic »rzezi wołyńskiej« organizowane są więc głównie przez mieszkańców dawnych Kresów Wschodnich II RP i ich rodziny".

Informuje również, że od lat Kresowianie apelują o ustanowienie Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian i pomnik upamiętniający ofiary ukraińskich nacjonalistów.


Polityk przypomina, że w zeszłym roku PSL odpowiedziało na apel Kresowian i zgłosiło projekt uchwały Sejmu o ustanowieniu takiego Dnia na 11 lipca.

Rzezie na Kresach - przeczytaj artykuł

Jak pisze, nie doszło jednak do głosowania nad nim. W uzasadnieniu projektu PSL czytamy, że ludobójstwo dokonane przez Organizacje Ukraińskich Nacjonalistów i tzw. Ukraińską Powstańczą Armię na ponad 200 tys. obywateli Polskich Wołynia i Małopolski Wschodniej" było ajokrutniejszą masową zbrodnią, jaką odnotowano w historii naszych dziejów, bowiem zwyrodniali szowiniści ukraińscy mordowali bezbronną ludność polską. Nie oszczędzono nikogo, od niemowląt w łonie matek do starców".

Jak doszło do rzezi na Kresach?

Ponad 5 mln Ukraińców zamieszkiwało południowo-wschodnie kresy II Rzeczypospolitej - Wołyń, Galicję Wschodnią, Podkarpacie, Chełmszczyznę, Zamojszczyznę. Nigdy nie wyrzekli się dążeń do niepodległości, choć nie udało im się jej wywalczyć po I wojnie światowej, kiedy to Polska pokonała po wojnie z lat 1918-1919 ukraińskie państwo utworzone w listopadzie 1918 r. w Galicji Wschodniej. Polska sprzymierzyła się zaś przeciwko bolszewikom z Ukraińcami naddnieprzańskimi kierowanymi przez Semena Petlurę, którzy jednak nie znaleźli poparcia na Kijowszczyźnie podczas wspólnej wyprawy na Kijów wiosną 1920 r.

Polskie Wschodnie Kresy – krwawe epizody w historii stosunków polsko-ukraińskich

W II RP Ukraińcy uważali się za obywateli II kategorii, choć mieli liczne własne instytucje polityczne, społeczne i kulturalne. Ich wrogi stosunek do Polski wywoływało m.in. polskie osadnictwo wojskowe na kresach, masowe niszczenie cerkwi na Chełmszczyźnie w 1938 r., udział wojska w tzw. pacyfikacji w 1930 r. w odwecie za terrorystyczne akcje sabotażowe.

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/najokrutniejsza-zbrodnia-na-polakach-w-dziejach-je,1,4794344,wiadomosc.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzezie na Kresach

Gdy Polska zapomina o ofiarach ludobójstwa na Kresach, Ukraina nagradza jego sprawców.

O tej zbrodni pisze się w Polsce niewiele. Jeszcze mniej się o niej mówi. Jej sprawcami nie byli Niemcy czy Rosjanie, toteż tym łatwiej przyszło rodzimym elitom ją przemilczeć. A jednak śmierć co najmniej 120 tys. Polaków, zamordowanych na Wołyniu i w Galicji, wciąż woła o pamięć.

Bandyci – uzbrojeni w widły, siekiery, maczugi, noże oraz broń palną okrążyli naszą wioskę i zaczęli spędzać ludzi w jedno miejsce. A gdy ktoś próbował uciekać, wówczas strzelali za nim. Schwytane dzieci brali za nogi i głową uderzali o węgieł domu czy innego budynku" – tak rozpoczyna swoją relację wydarzeń z 15 lipca 1943 r. Leokadia Skowrońska, mieszkanka Aleksandrówka na Wołyniu [1]. Postrzelona w stopę chowała się w wykopanej przez siebie norze przez kilkanaście dni, aż w końcu przyszła pomoc. Jej najbliżsi mieli mniej szczęścia. Zabili ich ukraińscy znajomi, u których Skowrońscy chcieli się schronić.

Podobnych historii jest wiele. O tym, jak ukraińscy oprawcy czekali, aż Polacy zbiorą się na niedzielnej mszy, aby zamknąć ich w kościele i spalić żywcem. Kobiety, dzieci, starców – wszystkich bez wyjątku. O tym, jak krnąbrnym Lachom wykłuwano oczy, odcinano ręce i nogi, by na końcu przeciąć ich na pół piłą do drzewa. O tym, jak w jednej chwili uczynni sąsiedzi i przyjaciele zmienili się w śmiertelnych wrogów, gotowych do największych zbrodni.

Zagłada przed zagładą

Począwszy od września 1939 r., kiedy wschodnie tereny II RP zostały zajęte przez ZSRR, obserwowano wzrost liczby morderstw dokonywanych na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów. Były to jednak pojedyncze, nieskoordynowane ataki. Istotną rolę w utrzymaniu względnego porządku odgrywała obecność Armii Czerwonej i NKWD, które z jednakową bezwzględnością tępiły wszelkie ruchy narodowościowe, zarówno po polskiej, jak i ukraińskiej stronie.

Sytuacja zmieniła się wraz z wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej w czerwcu 1941 r. Błyskawicznie, bo w niespełna dwa tygodnie, wojska III Rzeszy przejęły kontrolę nad byłymi Kresami Wschodnimi Rzeczypospolitej. Polacy uznali, że jedną okupację zastąpiła druga. Wielu Ukraińców natomiast powitało hitlerowców jak wyzwolicieli. Pomni proukraińskiej polityki Niemiec w czasie I wojny światowej, spodziewali się, że i tym razem Berlin będzie im sprzyjał.

Pomylili się. Nowe władze nie widziały w Ukraińcach partnerów, lecz co najwyżej posłusznych realizatorów swojej zbrodniczej strategii. W świetle nazistowskiej ideologii należeli oni bowiem do tej samej kategorii co Polacy, Białorusini, Rosjanie i inni podludzie" przeznaczeni do niewolniczej pracy. Mimo to szeregi ukraińskich kolaborantów szybko rosły. Na większą niż w pozostałych częściach podbitej Europy skalę miejscowa ludność pomagała hitlerowcom w oczyszczaniu" terenów z Żydów i innych iepewnych elementów". Szacuje się, że do końca 1942 r. zginęło ponad 600 tys. żydowskich mieszkańców Wołynia i Galicji. Siłą sprawczą byli Niemcy, ale znaczny udział w tej zbrodni miały ukraińskie bataliony policyjne.

Holokaust zainspirował ukraińskich nacjonalistów. Udowodnił, że dzięki dobremu zorganizowaniu i bezwzględności było możliwe przeprowadzenie eksterminacji tysięcy ludzi. Cytując za wybitnym brytyjskim historykiem, Timothym Snyderem: Kampania przeciwko Polakom zaczęła się na Wołyniu, a nie w Galicji, prawdopodobnie właśnie dlatego, że tutaj policja ukraińska odegrała większą rolę w wydarzeniach Holokaustu. Łączy to zagładę Żydów z rzezią Polaków i wyjaśnia obecność na Wołyniu tysięcy doświadczonych w ludobójstwie Ukraińców" [2].

Począwszy od 1942 r., rosło grono Ukraińców rozczarowanych polityką Berlina. Większość zasiliła ukraińską partyzantkę, której trzon stanowiła kilkunastotysięczna Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) nadzorowana przez Stepana Banderę. Banderowcy tworzyli zbrojną elitę. Dobrze wykształceni i zaprawieni w bojach, mieli jeszcze jedną ważną cechę – byli bezwzględni.

Masowe, zorganizowane mordy na Polakach datuje się od pierwszych miesięcy 1943 r. Wówczas to Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) – polityczna reprezentacja nacjonalistów, której podlegała m.in. UPA – podjęła decyzję o eksterminacji ludności polskiej. Preludium do ludobójstwa nastąpiło już 9 lutego 1943 r., kiedy banderowcy zamordowali 149 polskich mieszkańców kolonii Parośla.

Rzeź rozpoczęła się na dobre w kwietniu. W samym powiecie horochowskim UPA doszczętnie zniszczyła 17 polskich osad i wsi, a ich mieszkańców bestialsko zabiła. W maju liczba ofiar rosła już lawinowo. Meldunek AK do Londynu informował, że zaledwie w jednym tygodniu śmierć poniosło ponad 2 tys. Polaków. Jak podaje prof. Władysław Filar, do lipca 1943 r. z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło ok. 15 tys. polskich mieszkańców Wołynia [3].

Naród ukraiński – zapowiadano w organie informacyjnym UPA – wstąpił na drogę zdecydowanej rozprawy zbrojnej z cudzoziemcami i nie zejdzie z niej, dopóki ostatniego cudzoziemca nie przepędzi do jego kraju albo do mogiły". Wszelkie wątpliwości rozwiewał rozkaz OUN: Wyrżnąć Lachów aż do siódmego pokolenia, nie wyłączając tych, którzy nie mówią już po polsku".

Krwawa niedziela

Kulminacja akcji eksterminacji ludności polskiej nastąpiła 11 lipca 1943 r. Data ta została wybrana nieprzypadkowo. Była to niedziela, Polacy gromadzili się w kościołach na mszy, dzięki czemu Ukraińcy mieli ułatwione zadanie. W ten jeden dzień zgładzono mieszkańców prawie stu wsi i kolonii, niszcząc przy okazji wszystkie pozostałe ślady polskości, takie jak kościoły, domy, a nawet drzewa. Do końca 1944 r. UPA starła z powierzchni ziemi 1048 polskich osad na Wołyniu (na ich całkowitą liczbę 1050).

Liczba ofiar masakry polskiej ludności z Wołynia i Galicji szacowana jest na ok. 100 tys. Historycy różnią się w swoich obliczeniach, choć większość z nich skłonna jest przyjąć, że z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło nie mniej niż 50 tys. osób. Wśród ofiar czystek – obok Polaków, którzy stanowili ich zdecydowaną większość – znaleźli się także Żydzi, Czesi, Rosjanie i Ormianie. Z kolei w akcjach obronnych i odwetowych śmierć poniosło ok. 2 tys. Ukraińców.

Nacjonaliści ukraińscy mordowali także Żydów i Ukraińców, Czechów nieprzychylnych UPA i pomagających Polakom. Wiele ofiar było też wśród małżeństw mieszanych. Ocenia się, że na Wołyniu z rąk UPA zginęło ok. 2-3 tys. Ukraińców, którzy pomagali Polakom, próbując ratować ich przed banderowcami.

Od tych wydarzeń minęło prawie 70 lat. Wydawać by się mogło, że to wystarczająco długo, aby powstała na ich temat wyczerpująca literatura naukowa i publicystyczna. Nawet jeśli przed 1989 r. istniały różne przeszkody, które uniemożliwiały pełne zbadanie problemu, to zniknęły one wraz z nastaniem III RP. A raczej powinny zniknąć, bo historia minionych dwóch dekad dowodzi, że nie wszystkie tematy traktuje się z równą starannością.

Badania historyczne są zdominowane przez bieżącą politykę. Elity wykorzystują przeszłość do zdobycia poklasku, często ją zniekształcając lub wręcz zakłamując. Nadal żywe są spory, które wywołało przypomnienie zbrodni w Jedwabnem. Uroczystości związane z odsłonięciem pomnika ku czci ofiar w 60. rocznicę mordu zostały oprotestowane przez część prawicy i hierarchów kościelnych. Niektórzy z nich nadal nie chcą uznać polskiej odpowiedzialności za śmierć ok. 340 Żydów, powołując się na różnego rodzaju źródła. Bardziej niż na dotarciu do prawdy zależy im na pozyskaniu poparcia pewnych grup społecznych, tradycyjnie wyczulonych na narodowe przewinienia.

To, jak bardzo dzisiejsze spory zniekształcają nasze postrzeganie historii, najdobitniej pokazuje przykład Katynia. Pomijając krzywdzące dla pamięci ofiar sprowadzenie tej zbrodni tylko do jednego z wielu miejsc kaźni polskich oficerów, policjantów i inteligencji, wykorzystywanie tragedii tysięcy ludzi do rozgrywek politycznych nie ma nic wspólnego z rzeczową debatą naukową. Jak inaczej bowiem należy odbierać ciągłe domaganie się od Rosji oficjalnych przeprosin, chociaż ta uczyniła to już w 1993 r. Jak inaczej, jeśli nie próbą zbicia kapitału politycznego, można nazwać zrównanie radzieckiej zbrodni z 1940 r. z katastrofą lotniczą z kwietnia 2010 r.? Gdy górę biorą emocje i polityczne interesy, cierpi prawda.

Postrzeganie ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji wpisuje się w powyższe standardy. Od przełomu 1989 r. debata historyczna na temat tej zbrodni została wprost podporządkowana bieżącej polityce – tej wewnętrznej i zagranicznej. O ile jednak w przypadku Jedwabnego czy Katynia rodzima elita pozostaje skłócona i podzielona, o tyle w przypadku eksterminacji polskiej ludności na Kresach Wschodnich od lat mówi jednym głosem, a właściwie – zgodnie milczy.

Usunięta uchwała

Powstaje nieodparte wrażenie, że nie wszystkie ofiary II wojny światowej mają w Polsce równe prawa do pamięci. Trudno zrozumieć, dlaczego polskie służby konsularne, które z tak wielkim zaangażowaniem tropią wszelkie próby zakłamania zbrodni hitlerowskich czy radzieckich, pozostają bierne, gdy media i politycy ukraińscy beatyfikują zbrodniarzy z UPA.

Na długo przed 1989 r. środowisko paryskiej Kultury" lansowało tezę, że bez wolnej Ukrainy nie będzie wolnej Polski. Doktrynę tę, błędnie odczytaną przez rodzime elity jako nakaz niedrażnienia wschodniego sąsiada, realizowali wszyscy premierzy III RP, począwszy od Tadeusza Mazowieckiego, na Donaldzie Tusku skończywszy. Wspomagali ich w tym kolejni prezydenci, z Lechem Kaczyńskim na czele. Zadziwiające, że nieprzejednany w relacjach z Niemcami i Rosją, w przypadku Ukrainy okazywał on wielką pobłażliwość, niejednokrotnie graniczącą z naiwnością.

Podczas gdy Polska zapomina o ofiarach ludobójstwa na Kresach, Ukraina nagradza jego sprawców. Dotyczy to nie tylko polityki władz w Kijowie, która na szczęście powoli się zmienia. Przede wszystkim dotyczy to prowincjonalnych miast i wsi, stawiających pomniki i nadających honorowe obywatelstwo członkom OUN i UPA, ze Stepanem Banderą i Romanem Szuchewyczem na czele [4]. Obaj otrzymali tytuł Bohatera Ukrainy, nadany przez prezydenta Wiktora Juszczenkę. Jego następca cofnął tę decyzję, choć fala krytyki, jaka go za to spotkała ze strony różnych środowisk, wskazuje, że do rozliczenia Ukrainy z własną przeszłością jeszcze daleka droga.

Nasilenie się nastrojów nacjonalistycznych na Ukrainie jest po części rezultatem polskiej naiwności. W 2009 r. nakładem Związku Ukraińców w Polsce ukazała się książka pt. UPA i AK. Konflikt w Zachodniej Ukrainie (1939-1945)", autorstwa Ihora Iljuszyna, profesora Kijowskiego Uniwersytetu Slawistycznego [5]. Przedmowę do niej napisał Mirosław Czech, niegdyś polityk Unii Wolności, a obecnie publicysta Gazety Wyborczej". Warto przytoczyć fragment przedmowy, bo dobrze oddaje ona stanowisko naszych elit w kwestii ludobójstwa na Kresach: Krwawą konfrontację determinował polski szowinizm i ukraiński nacjonalizm, które wywoływały po obu stronach postawy ekstremistyczne deprecjonujące ludzkie życie i przykrywające wszystko hasłami patriotycznymi. Na to nie może być usprawiedliwienia dla żadnej ze stron" [6].

Zrównanie zaplanowanej rzezi z wymuszonymi akcjami obronnymi musi budzić sprzeciw. Zgodnie z tokiem rozumowania Mirosława Czecha należałoby oskarżyć powstańców warszawskich o strzelanie do Niemców. Czyż ich czynów nie powinniśmy także nazwać postawą ekstremistyczną deprecjonującą ludzkie życie"? Publicysta z pewnością liczył, że jego słowa wzmocnią dialog polsko-ukraiński. Nie można jednak dobrych relacji budować na fałszowaniu wspólnej historii.

Do czego prowadzi bicie się w pierś za niepopełnione winy, ilustrują coraz to nowe pomniki ku czci UPA wznoszone na zachodniej Ukrainie. Polska natomiast nie może się doczekać budowy choćby jednego centralnego monumentu. Powstały w 2006 r. Ogólnopolski Komitet Budowy Pomnika Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA liczył, że osiągnie swój cel na 65. rocznicę mordów. Przeliczył się.

Monument autorstwa prof. Mariana Koniecznego miał pierwotnie stanąć na placu Grzybowskim w Warszawie. Sprzeciwiły się temu władze miejskie, argumentując, że pomnik będzie zbyt drastyczny (miał przedstawiać przybite do drzewa dzieci). Prezydent Lech Kaczyński, choć początkowo przyklasnął inicjatywie, wkrótce wycofał się z niej rakiem. Na niewiele zdało się także zaangażowanie Jarosława Kalinowskiego. Obecnie mówi się o zmianie lokalizacji pomnika na stołeczny plac Szembeka. Nadal jednak wydaje się mało prawdopodobne, aby jego budowa została ukończona przed 70. rocznicą rzezi, w 2013 r.

W maju tego roku polski Sejm miał przyjąć uchwałę O ustanowieniu 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian". Jednak na wniosek Bronisława Komorowskiego została ona usunięta z porządku obrad. W kraju gościł wówczas prezydent Janukowycz i polskie władze chciały uniknąć politycznego zgrzytu. Zamiast więc wspomnianej uchwały w najbliższej przyszłości ma powstać wspólne oświadczenie parlamentów polskiego i ukraińskiego.

Usunięta uchwała głosiła m.in.: Tragedia Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej winna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń. Jest to zadanie dla wszystkich władz publicznych w imię lepszej przyszłości i porozumienia narodów naszej części Europy, w tym szczególnie Polaków i Ukraińców". Zadanie – warto dodać – do tej pory niezrealizowane.

1. Relacja Leokadii Skowrońskiej, Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, www.genocide.pl;

2. T. Snyder, Rekonstrukcja narodów. Polska, Ukraina, Litwa i Białoruś 1569-1999, Sejny 2009, s. 183;

3. W. Filar, Burza" na Wołyniu. Dzieje 27. Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej. Studium historyczno-wojskowe, Warszawa 2010, s. 62;

4. Por. T. Isakowicz-Zaleski, Przemilczane ludobójstwo na Kresach, Kraków 2008, s. 28-29;

5. O książce pisał szerzej: Cz. Kuriata, Ludobójstwo zmanipulowane, Przegląd" 2009, nr 29;

6. Cytat za: Ibidem.

Współpraca Agnieszka Płochocka

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/historia/4792591,wiadomosc-drukuj.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co mamy zrobić ze zbrodniami na Wołyniu?
niedziela, 24 lipca 2011 08:39 |
Kolejny głos rozsądku z Ukrainy. Miejmy nadzieję, iż będzie ich dużo więcej.

http://www.istpravda.com.ua/columns/2011/07/22/46394/


Paweł Zubjuk piątek, 22 lipiec, 2011 r.

Paweł Zubjuk
Geograf (Kijów)

Więc zacznę od niepopularnych w nacjonalistycznych (narodowo-demokratycznych, patriotycznych itd.) środowiskach tezy: OUN-UPA popełniła zbrodnie przeciwko ludności cywilnej.

Dotyczy to zarówno zabójstw na tle etnicznym jak i ideologicznym: ofiarami OUN i UPA były tysiące Polaków i etniczni Ukraińcy, których poglądy zostały uznane przez odpowiednie banderowskie organy" za wrogie. Tych faktów żaden z naszych historyków nie neguje, po prostu starają się oni w jakikolwiek sposób usprawiedliwić te zbrodnie.

Usprawiedliwianie opiera się głównie na prawie narodu ukraińskiego do walki wyzwoleńczej. Sprawia się wrażenie, że dawno temu na terenach Galicji i Wołynia żyli wyłącznie etniczni Ukraińcy, którzy mieli własne państwo, a potem nadeszli polscy najeźdźcy, którzy zniszczyli ukraińską państwowość i przez długi czas wyzyskiwali Ukraińców. Następnie Ukraińcy zbuntowali się i przepędzili okupantów z powrotem do Polski.

W rzeczywistości, wszystko było o wiele bardziej złożone i mniej jednoznaczne. Za czasów Rusi było mało prawdopodobne, aby lokalne plemiona czuły się Polakami" czy Ukraińcami" - jakieś podziały pojawiły się dopiero po nadejściu chrześcijaństwa, podczas licznych konfliktów pomiędzy Polska i Rusią, podczas katolickiego i prawosławnego opanowywania ziem dawniej pogańskich.

I Polacy (katolicy) pojawili się na terytorium współczesnej Ukrainy niewiele później niż Ukraińcy (prawosławni).

Dlatego traktowanie Polaków wyłącznie jako takich sobie kolonistów - cudzoziemców jest delikatnie mówiąc, niewłaściwe. Oczywiście, był polski kolonializm - ale nie różniący się bardzo od kolonializmu Ukraińców, którzy opanowywali dawne stepy tatarskie.

Niewielu z patriotów ukraińskich zgodzi się, że walka narodowo - wyzwoleńcza Tatarów może logicznie zakładać eksterminację wsi ukraińskich w Tawrii pod hasłem zabierajcie się do swojej Ukrainy", prawda?

Jakakolwiek wojna - czy to arodowo - wyzwoleńcza" jak i imperialistyczna" - ma pewne ograniczenia, poza którymi - bez względu na szlachetność celu - działania wojskowe stają się zbrodniami.

Sowiecki partyzant Wasyl Kononow ze swoim oddziałem zabił dziewięciu mieszkańców wioski Małe Baty na Łotwie, za co został uznany przez sąd łotewski za zbrodniarza wojennego. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał ten wyrok za sprawiedliwy - mimo, że niektórzy z zamordowanych mieszkańców wsi współpracowali z okupacyjną policją.

Jak w świetle takiego wyroku można ocenić niszczenie przez banderowców polskich wsi z powodu obwiniania o pragnienie odbudowy przedwojennej Polski"? Logika prosta: po pierwsze jeśli to Polacy - to znaczy, że chcą tutaj Polski, a skoro chcą Polski - to trzeba ich zlikwidować.

Cóż tu można powiedzieć: Kononow jest tylko zwykłym amatorem w porównaniu z niektórymi z dowódcami UPA, którzy pisali w raportach zupełnie otwarcie: Po przeprowadzeniu czystki Polaków w terenie rzadko można spotkać jakiegoś Laszka" lub abito ponad 180 Lachów, poraniono około 200, reszta spaliła się w ogniu. Wieś spalono w 80%. przetrwały tylko domy murowane i Kościół".

Istnieje nawet instrukcja Centralnego Prowydu na temat likwidacji wszystkich dorosłych mężczyzn Polaków:

Biorąc pod uwagę oficjalne stanowisko polskiego rządu w sprawie współpracy z Sowietami, Polacy z naszego kraju powinni zostać usunięci. Proszę rozumieć to tak: nakazać ludności polskiej wysiedlenie na ziemie rdzennie polskie. Jeśli ona tego nie wykona, należy wysłać bojówki, które będą likwidować mężczyzn, a domy i mienie palić (rozbierać)."

Tak więc w rzeczywistości Polacy zostali uznani za zakładników polityki rządu państwa, które istniało około 20 lat - nie zważając na fakt, że większość z nich mieszkała w Galicji i na Wołyniu od wielu pokoleń, na długo przed powstaniem tego państwa.

Przypominam, że zabójstwo mężczyzn ze względu na pochodzenie etniczne w bośniackiej Srebrenicy zostało uznane na arenie międzynarodowej za ludobójstwo.
Przejdźmy do represji wobec etnicznych Ukraińców. Jak wiadomo, podczas niesławnej pacyfikacji w 1930 roku zabito kilkunastu Ukraińców, przy czym niektórzy z nich byli członkami OUN i wystąpili przeciwko pacyfikatorom z bronią w ręku.

Porównajmy te liczby ofiar ze wspomnieniami Danyły Shumuka, a konkretnie z jego rozmową z rejonowym referentem SB OUN Czumakiem".

- (...) Oto co mnie interesuje. Wczoraj byłem za rzeczką, ot na tamtych chutorach - pokazałem głową w kierunku chutorów - tam dowiedziałem się strasznych rzeczy. W tej wsi 16 rodzin całkowicie zniknęło, ze starcami i z dziećmi. Chciałbym wiedzieć, dlaczego i w imię czego takie niewypowiedziane okropności są popełniane?

- Jestem zaskoczony, że Wy z takimi pytaniami przyszliście do mnie. Wy przecież spotykacie się czasami nawet z naszymi największymi zwierzchnikami, więc ich pytajcie - odpowiedział Czumak.

- To "najwyższe dowództwo nie rozkazywało Wam zlikwidować tych 16 rodzin, to już wasza bezpośrednia robota.

- Ja tylko wykonuję rozkazy i to wszystko! Zrozumiano?

- Wy rozstrzygacie losy ludzi - czy mają żyć czy umrzeć i kto dokładnie. Wy zabijacie dzieci. Czy Wy rozumiecie, co to znaczy zabijać dzieci? - powiedziałem z oburzeniem, i nie żegnając się, wyszedłem."

Tak oto, tylko w jednej wsi zlikwidowano 16 rodzin - co najmniej trzy razy więcej Ukraińców niż zginęło z rąk polskich pacyfikatorów w 1930 roku w całej Galicji i na Wołyniu. Co było przyczyną wymordowania całych rodzin? O tym poniżej.

Opowiedziałem im obydwóm wszystko od początku. O tym, że zlikwidowano 16 rodzin bez sądu i dochodzenia, wraz z małymi dziećmi, i o swojej rozmowie z rejonowym referentem Bezpieczeństwa - Czumakiem. Mytła chmurzył się cały czas i wyłamywał palce, aż trzeszczały. Kryłacz także słuchał mnie z jawną niechęcią.

- Sowieci niebawem zagarną cały Wołyń, więc - jakbyście chcieli, żebyśmy im zostawili gotową siatkę agenturalną?

- Dopóki jest to możliwe, powinniśmy wyrywać z korzeniami wszystko to, co może umacniać władzę sowiecką - powiedział Mytła."

Oczywiście, można założyć, że Szumuk kłamie i że nic takiego nie miało miejsca.

Jednak represje wobec inaczej myślących (odstępców" wykrywano" w marszu, nawet nie przy udziale osławionych rójek", lecz robili to indywidualnie lokalni referenci SB) ukryć trudno: można je zobaczyć i w raportach SB, i we wspomnieniach mieszkańców wsi.

Nic dziwnego, że w wielu wsiach na Wołyniu (w Galicji nie widziałem, więc nie twierdzę) stoją dobrze utrzymane pomniki ofiar nacjonalistów.

Pomnik sowiecki w jednej ze wsi powiatu Radziwiłów (na granicy Wołynia i Galicji). Warto zwrócić uwagę na liczbę kobiet wśród ofiar nacjonalistów. Zdjęcia autora.

I znowu: porównajmy 16 rodzin z sukcesem" czerwonego partyzanta Kononowa, który zamordował ylko" dziewięciu wieśniaków.

Dlatego zdecydowanie nie uda się zrzucić wszystkiego wyłącznie na iektóre ekscesy" walki wyzwoleńczej i prowokacje przebranych eNKaWuDzistów". Zbrodnicze rozkazy kierownictwa OUN-UPA - to fakt, zbrodnicze działania jednostek bojowych - to też fakt. Powstaje pytanie, jak się do tego ustosunkować.

Można spróbować przekonać Europę i wschód Ukrainy, że banderowska frakcja OUN była tak wspaniała, że miała prawo do eksterminacji mieszkańców Ukrainy według własnego uznania w imię wolności narodu ukraińskiego.

Tyle że trudno wytłumaczyć w sposób logiczny, kto dał to prawo jednej z frakcji, w jednej z organizacji. I dlaczego nacjonaliści w imię świetlanego celu mogą zabijać Ukraińców, a komuniści w imię świetlanego celu - zabijać ich nie mogą.

Nowoczesna Europa nie ma jednej interpretacji historii: na te same wydarzenia Francuzi i Brytyjczycy mogą mieć różne poglądy.

Jednak pojęcie zbrodni - zwłaszcza w XX wieku - jest określone w sposób jednoznaczny. Wątpliwe więc, czy komukolwiek uda się przekonać Europejczyków, że ukraińscy nacjonaliści mają specjalny system wartości, który w cudowny sposób odpuszcza im zbrodnie popełnione dla szczytnego celu niezależnej zjednoczonej państwowości.
Trudno jest przekonać do czegoś podobnego i Ukraińców na Wschodzie - zwłaszcza ze względu na informacyjny wpływ Moskwy.

Jestem zdecydowanym przeciwnikiem samoponiżania się w imię integracji" lub jedności Ukrainy" - ale w tej sytuacji samoponiżaniem się jak raz nie jest potwierdzenie oczywistości, lecz maniakalne trwanie przy jasnym i doskonałym" obrazie arodowo - wyzwoleńczej walki OUN-UPA" - wbrew ogólnie znanym i powszechnie dostępnym faktom.

Nadszedł czas, aby przekroczyć granicę, która oddziela piękną propagandową bajkę od surowej, ale realnej prawdy historycznej. I przekraczanie tej granicy - to pierwszy krok do wyjścia z beznadziejnej acjonalistycznej" marginalizacji

tłumaczył-W. Tokarczuk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Kindzal nasi archeolodzy pojechali do Ostrówki i Woli Ostrowieckiej miesiąc po emisji Było nie minęło
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110808/WEEKEND/590623273
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110801/PRZEMYSL/275193598
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie